Co warto zobaczyć na Rodos? Z pewnością na wyspie
znajdziemy mnóstwo ciekawych miejsc do odwiedzenia. W zależności, kto co lubi,
znajdziemy atrakcje przyrodnicze, historyczne, kulturalne, czy typowo związane
z wypoczynkiem - oczywiście mam na myśli piękne, piaszczyste plaże. Najpierw
jednak powiem o samej wyspie Rodos, ponieważ każda grecka wyspa ma w sobie coś
wyjątkowego. Rodos zdecydowanie wyróżnia się długością okresu słonecznego. W
całej Grecji Rodos uchodzi za najbardziej słoneczną wyspę. Dni ze słońcem mamy
aż 300 w ciągu roku, podczas, gdy średnia dla Grecji wynosi „tylko” 200. Będąc
pod koniec września, lub na początku października, można nadal cieszyć się
letnią pogodą. W tym czasie mamy bezchmurne niebo i około +25’C. Wody są
ciepłe (ok. +19'C do +21'C), więc pomimo początków jesieni, ciągle możemy pływać w morzu. Ciekawa jest również sama pogoda, a
raczej związane z nią wiatry. Na Rodos przez połowę tygodnia może wiać dość
silny, ale ciepły wiatr. Południowo-wschodnia część wyspy jest zabudowana
gęsto hotelami w znanych miejscowościach i ciągle powstają nowe… Północno-zachodnia
część wyspy jest praktycznie bez obiektów turystycznych. Wyspę można podzielić
wzdłuż na pół. Dolna połówka, czyli południowo-wschodnia, jest rozwinięta pod
względem infrastruktury turystycznej, a druga część już nie. Nie trzeba daleko
szukać powodu, dlaczego tak się stało. Na południowo-wschodniej części (dolna
połówka) wiatr wieje z lądu do morza, co jest korzystne, a w górnej części
wyspy wiatr wieje z morza na ląd, co nie jest szczególnie oczekiwane przy
beztroskim wypoczynku. Inną kwestią są stromo opadające zbocza gór bezpośrednio
do morza oraz brak piaszczystych lub szerszych plaż. W końcu na Rodos
przyjeżdżamy, żeby wypocząć nad morzem.Ogólnie można powiedzieć, że wyspa jest
wietrzna i słoneczna. Najlepiej pokazuje to przykład pięknej, piaszczystej
plaży o nazwie Tsambika, gdzie wiatr nawiał ponad 20m wydmę na jej końcu,
zasypując skaliste zbocza góry. Co ciekawe, w tym samym miejscu kąpiemy się w
krystalicznie czystych wodach o przepięknym błękicie. O tej plaży będzie w
dalszej części.
Z czego jeszcze słynie wyspa? Na pewno z dwóch
pięknych, piaszczystych plaż, o których opowiem znacznie szerzej. Mi na pewno w
głowie utkwił jeden bardzo ważny szczegół. Mam na myśli sposób organizowania
wycieczek do znanych miejsc we własnym zakresie. Na innych wyspach greckich nie
spotkałem się, żeby można było wszędzie dojechać… komunikacją miejską… Tak!
Właśnie to jest najtańszy i pewny sposób na organizację dobrej wycieczki. Zdziwiłem
się, gdy zobaczyłem informację, że autobusy jeżdżą do znanych plaż aż do 15
października! Rozkład jest zmieniany na lato, na wrzesień i na okres 1-15
października. Zadziwił mnie fakt, gdy chcesz pojechać do miasta Rodos, na plażę
Tsambika, Lindos, do miasta Lindos, czy do Doliny Motyli, to możesz dojechać
tam wsiadając w autobus. Wycieczki w biurach podróży kosztują od 37 EUR, nawet
do ponad 50 EUR za osobę, a bilet na przejazd w komunikacji miejskiej kosztował
1,80 EUR do 2,90 EUR w zależności do jakiego miejsca chciałeś pojechać (cena
biletu w jedną stronę). Kiedy podliczyłem sobie koszty wyszło, że codziennie
oszczędzałem około 30-35 EUR na osobę. To bardzo dużo, tym bardziej, gdy chcesz
codziennie coś nowego zobaczyć. Rodos zdecydowanie wyróżnia się pod względem
ilości… kotów. Są dosłownie wszędzie: w opuszczonych miejscach, na krzakach,
pod krzakiem, na drzewach, na terenie hotelu, na murkach, na krzesłach, itp.
Jeśli będziesz w hotelu, nie zdziw się, jak rano wyjrzysz za okno, a w pobliżu
będą spały trzy koty. Jedząc obiad, czy kolację, bez większego problemu
znajdziemy przynajmniej pięć kotów w okolicy. Na szczęście nie są natrętne i
nie wskakują na kolana, ani na stoły. Po prostu leżą gdzieś na murkach,
przechodzą w pobliżu lub śpią w rogu lub w cieniu pod krzakiem. Rodos była
nazywana kiedyś Wyspą Węży, ponieważ nie brakuje tutaj spalonych miejsc
słońcem, co jest idealnym środowiskiem dla węży. Nie poleca się chodzić przez
zarośnięte i cierniste tereny, ponieważ możemy nieświadomie zaskoczyć węża
naszą obecnością. Jeśli już musimy iść przez takie miejsca, to wybierajmy
wydeptane ścieżki, gdzie widać otoczenie. Wyspa jest warta odwiedzenia, tylko
trzeba próbować łapać dobre okazje. W dzisiejszych czasach Rodos zmieniła nazwę
z Wyspy Węży na Wyspę Kotów.
Koty na Rodos są wszędzie...
JAK ORGANIZOWAĆ WYCIECZKI, KIEDY SZUKAĆ ODPOWIEDNICH TERMINÓW NA WYJAZD?
Port na wyspie Chalki
To bardzo ważna kwestia, ponieważ nikt nie lubi
przeludnienia i tłumów na plażach. Na początek dodam, że w lecie 2017 (lipiec,
sierpień) na Rodos przyleciało 1,3mln turystów! To jest cały ogrom ludzi, który
musi zmieścić się na kilku plażach i w kilkuset hotelach. Nie dziwmy się, że
ceny w sezonie potrafią podskoczyć do ponad 3000 zł/tydzień w 3* hotelu lub 4000 zł/tydzień w 4* hotelu. Zdecydowanie
polecam ostatni tydzień sierpnia (ceny spadają o około 300 - 500 zł). W pierwszym
tygodniu września i przez cały ten miesiąc ceny nierzadko wracają do tych
letnich. Dopiero ostatni tydzień września i na początek października oznacza
bardzo duży spadek cen. Nawet o 1000zł! Z łatwością znajdziemy ofertę 2000 zł/tydzień w 3* hotelu lub 3000 zł/tydzień w 4* hotelu w wersji all-inclusive (dane z 2022 roku). I pomyśleć, że jeszcze w 2017 roku podobne wakacje kupowałem za 960 zł... Chociaż
celem poszukiwań nie będzie hotel, to za taką cenę łatwo znajdziemy wyższy
standard w pełnej wersji. Wypożyczając samochód trzeba pamiętać, że ceny w
sezonie szybko podskakują do ponad 40-50 EUR za dzień. Droga szybszego ruchu
poprowadzona od miasta Rodos przez większą część wyspy nie jest przyjemna,
ponieważ odbywa się na niej bardzo duży ruch i ludzie jeżdżą tam różnymi stylami…
Trzeba pamiętać, że znaczną część tego ruchu generują turyści z różnych państw.
Po drugie wszystkie inne drogi nie tworzą jakiejś logicznej siatki połączeń.
Raczej przypominają chaotycznie rozrzucone nitki połączone ze sobą. Często
prowadzą do jakichś wiosek, czy nad wybrzeże, gdzie nic nie zobaczymy. Warto
więc rozważyć, co chcemy zobaczyć, przemyśleć, czy naprawdę potrzebujemy
samochodu i czy nie lepiej w inny sposób dojechać w wybrane miejsca. Jako, że
nie jestem kierowcą, zawsze w podobnych opisach koncentruję się na opcji „bez
samochodu”.
Rodos jest o tyle dobrą wyspą, że w każde znane
miejsce dojedziemy autobusem z przystanku w pobliżu hotelu. Co jest ciekawe,
komunikacją miejską mało kto jeździ z miejscowych. Większość pasażerów to
turyści. Właśnie z tego powodu polecam zrobienie zdjęcia rozkładu telefonem na
przystanku. Szybko zobaczymy, że na tablicy podawane są godziny odjazdu i…
godziny możliwości powrotu z danego miejsca. W ten sposób można ułożyć plan na cały
dzień. Jeśli nie przyjedzie autobus na czas, nie martwmy się, ponieważ
najczęściej mają one 10min spóźnienia ze względu na kupno biletów u kierowcy,
co wydłuża czas odjazdu z przystanku. Na jednym rozkładzie są podane wszystkie
możliwe opcje wyjazdu do i powrotu z danego miejsca, dlatego trzeba uważać, po
której stronie drogi wsiadamy, żeby czasem nie pojechać w przeciwną stronę. Najbardziej
popularny kurs to oczywiście odcinek miasto Rodos – wioska Lindos z akropolem. Na
tym odcinku znajdziemy najwięcej połączeń. Z drugiej strony patrząc – od Rodos
do Lindos mamy kilka najciekawszych miejsc, stąd możemy urozmaicać kierunki
odkrywania nowych ziem. Trzeba pamiętać, że w dużych miejscowościach, jak
Lindos, Faliraki, czy Rodos obowiązkowo trzeba kupić bilet w kasie biletowej.
Kierowca sprzedaje ważny bilet tylko w miejscach, gdzie nie ma takich kas.
Organizując wycieczkę musicie pamiętać, żeby
zabrać ze sobą dużo wody, ponieważ codziennie jest ciepło lub upalnie (nawet na
początku października!) i trochę jedzenia. Musimy pamiętać, że przy dużym cieple
nie chce się za bardzo jeść. Jest jeszcze jeden sposób, żeby zorganizować
wyjazd, nie mając samochodu. Będąc w większych wioskach, lub w miastach
zauważymy lokalne biura podróży. Zazwyczaj mają dokładnie o połowę mniejszą
cenę niż nasze biuro podróży, z którym przyjechaliśmy. Jeśli choć trochę znasz język
angielski, na pewno się dogadasz. Tą opcję polecam dla osób, które nie mają
smykałki do organizacji wycieczek na własną rękę. W takich biurach załatwią
wszystko za ciebie. Wystarczy przyjść na umówioną godzinę. Korzystałem z
podobnych usług na Krecie i Korfu i za każdym razem byłem bardzo zadowolony z
jakości świadczonych usług. Dzięki takim biurom możemy dużo zobaczyć. Warto
pamiętać, że jeśli na naszym terenie działa kilka firm (chociażby dwie),
najpierw trzeba wziąć od nich ulotki, lub jeśli umiesz, możesz zapytać, by
sprawdzić jaki mają program wycieczki związany z tym samym miejscem. Zdziwisz
się, ale różne firmy zapewniają inny czas na zwiedzanie, stąd określ, czy
chcesz się dowiedzieć coś o historii danego miejsca, czy interesuje cię
fotografia krajobrazu, architektury, itp., czy może zależy ci tylko na opcji
„zawieźcie mnie tam, a ja sobie czas zorganizuję”. Szybko zobaczysz, że dla
każdego znajdzie się dobra oferta. W końcu to ich biznes i zrobią wszystko,
żebyś poczuł komfort i radość z wyjazdu. Zdecydowanie polecam opcję lokalnych
biur podróży. Nie ma powodów do obaw, że coś nie wyjdzie. Organizatorzy dbają o
jakość wycieczki i o punktualność. W przypadku, gdy pogoda nie dopisze i
wycieczkę odwołają, wszystkie biura oddają wpłacone pieniądze. Pozostaje
jeszcze kwestia spania, czyli jak wybierać hotele.
HOTELE
Hotel Dessole Lippia w Afandou
Na Rodos mamy bardzo szeroki wybór hoteli. Na
początku musimy określić termin, kiedy chcemy pojechać, bo od niego głównie
zależy koszt naszego zakwaterowania. Na drugim miejscu określamy, czy zależy
nam na spokojnym miejscu, czy potrzebujemy dostępu do wszystkiego „na
wyciągnięcie ręki”, co raczej oznacza zakwaterowanie w mieście w hotelu-wieżowcu.
Hotele są dobrze wyposażone, dlatego standard raczej schodzi na dalszy plan,
ponieważ nawet w trzygwiazdkowym hotelu poczujemy się komfortowo. Jedną z
najważniejszych rzeczy jest z pewnością jakość przyhotelowej plaży. Zainteresuje
nas fakt, czy będziemy mieli piaszczystą, żwirową lub kamienistą plażę. Nie od
dziś wiadomo, że najbardziej pożądaną jest oczywiście „złoty piasek”. Rodos
może pochwalić się czterema takimi plażami, które warto zobaczyć co do jednej.
Plaża Rodos w mieście Rodos (pomimo położenia w mieście jest bardzo piękna).
Właśnie tutaj wybudowano mnóstwo kilku-, kilkunastopiętrowych hoteli
wyglądających, jak długie blokowiska o różnym standardzie. Poszukując dobrego
hotelu i uwzględniając wszystkie powyższe rzeczy warto zadać sobie pytanie:
„chcesz 7-mio piętrowy wieżowiec z dostępem do wszystkiego, czy kameralny hotel
w krzakach z niewielką cywilizacją?”. Ja oczywiście zawsze wybieram tę drugą
opcję, ponieważ wolę spokój i przede wszystkim chcę być z dala od miasta i jego
zgiełku. Hotele na uboczach są zadbane i niczego w nich nie brakuje, ale za to
docenimy spokój okolicy. Jedyny minus jest taki, że nie mamy dostępu do
lokalnych biur podróży, jeśli szukamy takiej opcji.
Mój wybór zawsze pada na spokojną okolicę i
nieprzeludnione plaże. Takie warunki spełnia hotel Dessole Lippia w Afandou. Hotel
jest wybudowany dosłownie „w krzakach”, a dokładniej pomiędzy oliwnymi gajami.
Około 300m od wyjścia, idąc jedyną i wąską dróżką asfaltową, dojdziemy do
głównej drogi szybkiego ruchu, do przystanku autobusowego oraz do marketu
spożywczego. W naszej okolicy panuje zupełny spokój. Po drugiej stronie
kompleksu hotelowego mamy bardzo szerokie dojście na jeszcze dłuższą,
piaszczysto-kamienistą plażę. Od plaży do wejścia na teren hotelu mamy tylko
320 kroków, a od furtki wejściowej do najbliżej położonych pokoi – 140 kroków. Kompleks
jest bardzo duży, ale są to trzypiętrowe budynki pomalowane na pastelowy żółty
kolor, co dobrze komponuje się z tutejszą zielenią. Ciekawie wyglądają trawy,
ponieważ w nocy nawadnia je automatyczny system zraszaczy i kiedy przyjedziemy
na miejsce w godzinach nocnych, to na pewno poczujemy się, jak w dobrej grze
komputerowej, gdzie coś strzela do ciebie z różnych kierunków, a ty musisz
unikać tych strzałów. Zraszacze obracają się we wszystkich kierunkach i w
trakcie wędrówki do pokoju unikamy kolejnych strumieni wody. Czasami strumienie
tak się nakładają na siebie, że będziemy na „linii ognia”. To raczej
nieuniknione. Jeśli nie lubimy kotów, wyspa Rodos nie będzie dla nas
odpowiednim miejscem na wypoczynek, ponieważ na terenie hotelu znajdziemy
kilka, kilkanaście kotów, które po prostu tam żyją. Są nieodłączną częścią
rodyjskiego krajobrazu.
Poszukując obiektu pamiętajmy, żeby dokładnie
sprawdzać położenie budynku względem plaży, ponieważ w ofertach dość często
mamy przekłamania dotyczące odległości hotelu od plaży. Warto zobaczyć na Google
Maps, jak wygląda teren dookoła, i przede wszystkim, jak wygląda nasza plaża. W
polskich biurach podróży nie brakuje ofert, gdzie hotele znajdują się nad
bardzo wąskimi i krótkimi plażami, czy też, gdzie znajdują się zakłady
przemysłowe, albo do morza wpływa rzeka ze ściekami. Kiedy jesteśmy w biurze
podróży, wszystkie oferty mają opcję „pokaż na mapie”. Zawsze proś o pokazanie
terenu na mapie i wtedy zobaczysz, czy np. teren w pobliżu jest mocno
zabudowany (jak np. Faliraki na Rodos), czy nie ma jakiejś rzeki ze ściekami
(jak np. Sidari na Korfu), czy nasza plaża, to przypadkiem nie są tylko
sztucznie ustawione betonowe płyty z leżakami nad morzem (np. Angela Beach
Resort na Korfu), czy plaża jest szeroka i faktycznie piaszczysta oraz, czy
jest skomercjalizowana, czy też nie (z map satelitarnych Google dobrze wszystko
widać). Patrząc na Dessole Lippia widzimy przed plażą jakieś nieużytki i całą
siatkę wydeptanych ścieżek. Trudno określić co to jest z mapy, ale gdy jesteśmy
na miejscu, to widzimy, że mamy do czynienia ze spalonym słońcem terenem, gdzie
nie ma tłumów ludzi. Jest dużo kwestii, które warto wziąć pod uwagę przy
wyborze hoteli. Ważne, żeby robić to w pełni świadomie po to, żeby nasze
wakacje były udane. Dość łatwo naciąć się na ofertę, która mówi o tych
rzeczach, ale trzeba głębiej poszukać informacji… Dla biur podróży
najważniejszy jest zysk, dlatego nie powiedzą Ci o zakładach przemysłowych przy
hotelu, jak np. na Krecie (miejscowość Ammoudara).
CO WARTO ZOBACZYĆ NA RODOS?
To chyba najważniejsze pytanie, ponieważ głównym naszym
celem jest przecież dobry wypoczynek. Rodos oferuje przyjemne z pożytecznym,
dlatego dla „leniwych” polecam „pozorną aktywność”, czyli odwiedzenie ciekawego
miejsca, z możliwością długiego opalania się nad morzem. Można zorganizować
takie wyjazdy i dlatego o nich opowiem więcej. Zastanawiając się, co chcemy
zobaczyć warto brać pod uwagę czas, jaki chcemy poświęcić na daną atrakcję. Szybko
dostrzeżesz, że każda wycieczka wykupywana w biurach podróży do miasta Rodos
nie ma najmniejszego sensu; łączony wyjazd do Rodos i Lindos w ciągu jednego
dnia okaże się bowiem niewypałem, a wypożyczenie samochodu, żeby zobaczyć kilka
miejsc na raz może spowodować, że zbyt szybko będziemy chcieli zobaczyć pewne
atrakcje, na które trzeba poświęcić zdecydowanie więcej czasu… Warto więc
organizować wycieczki w różny sposób – w zależności od miejsca, które chcemy
zobaczyć. Przedstawiam moje Rodos - Top 10, czyli: co warto
zobaczyć na Rodos:
1. TSAMBIKA
Rajska plaża Tsambika
Jest to jedna z dwóch najpiękniejszych plaż na
całej wyspie. Tsambika jest konieczną pozycją na liście „miejsca do zobaczenia
na Rodos”. Co jest w niej takiego wspaniałego? Z pewnością jej długość,
szerokość i morze. Na Tsambika mamy drobny, żółty piasek nieznacznie pomieszany
z bardzo drobnymi kamyczkami, który ciągnie się od jednego zbocza góry, aż po
drugie. Na części są ustawione parasole z płatnymi leżakami. Cała plaża ma długość
1100m i warto przejść ją całą po wykąpaniu się w morzu. Wchodząc na plażę, po
lewej widzimy skaliste zbocze góry Tsambika o wysokości 326 m n.p.m. Jeśli
weźmiemy pod uwagę fakt, że góra „wyrasta” praktycznie od poziomu morza, to Tsambika
jest wysokim szczytem. Pod skalistym zboczem z pewnością zauważymy ogromny
głaz, będący kiedyś częścią zbocza góry, na którym namalowano ogromną flagę
Grecji. Trudno nie zauważyć tego „drobnego” szczegółu. Za wielkim głazem
rozpoczyna się niekomercyjna część plaży oraz wysoka wydma na ponad 20m! Jako,
że wieją tu dość często silne, ale ciepłe wiatry zawsze w jednym kierunku, to
piasek z plaży jest stale gromadzony w jednym miejscu, przez co wydma
nieustannie rośnie. Nie próbujmy na boso wchodzić do góry, ponieważ cała
powierzchnia jest tak gorąca, że dosłownie poparzy nam stopy. Nachylenie wydmy
w stronę morza powoduje, że piaski nagrzewają się do bardzo wysokich
temperatur, gdy tymczasem na płaskiej części plaży można chodzić bez problemu. Na
wydmę polecam wchodzić tylko i wyłącznie w butach. Pomimo chronionych stóp
trzeba iść szybko, ponieważ „płonący” piach wsypuje nam się do środka. Trzeba
iść jak najszybciej, aż za załamanie wydmy tuż pod zboczem góry Tsambika. Zauważymy,
że skały zostały dawno przysypane, a dzieci znajdą w ich pobliżu wspaniałe
miejsce do zabawy z pięknym widokiem na morze.
Widok ze szczytu wydmy o wysokości około 25m oraz wielki głaz z flagą Grecji
Ze szczytu wydmy mamy naprawdę rajski widok.
Patrzymy na dość sporą część plaży, a przed nami widać krystalicznie czyste
wody. Pomimo, że na dnie morza leży tylko piasek, to w miejscu po lewej widzimy
kilka skał o wyglądzie przypominającym powulkaniczne skały. Bardzo pięknie
ozdabiają krajobraz. Wody są tak czyste, że widzimy tylko delikatną linię wody
i bardzo dokładnie całe dno. Dość mocne wiatry na plaży Tsambika mają jedynie taką
wadę, że kiedy leżymy na plaży, z pewnością będzie nas zawiewać piaskiem. Nie
jest to jednak żadna przeszkoda, ponieważ piękne widoki zrekompensują tą
niewielką niedogodność. Pamiętajmy, że obok piasku najważniejsza jest przecież
woda. Można powiedzieć, że Tsambika jest rajem dla pływaków i miłośników
sportów wodnych. Do morza schodzimy bardzo powoli opadającym dnem, nawet na
kilkanaście, kilkadziesiąt metrów. Cały czas idziemy piaszczystym dnem.
Zadziwiająca jest krystalicznie czysta woda. Wszędzie bardzo dokładnie widzimy
piach i odbicia promieni słonecznych powstających na każdej fali. Pływanie w
takiej wodzie pozwala bardzo się odprężyć. Piękna jest cisza panująca na całej
długości plaży, ponieważ jesteśmy z dala od jakiejkolwiek wioski. Do głównej
drogi mamy około 1,5km, więc naprawdę nic tutaj nie usłyszymy. Pływając,
polecam dojść, lub dopłynąć w okolice zbocza góry Tsambika 326 m n.p.m.
widocznego po lewej stronie, ponieważ możemy popatrzeć na porowate i ciemne
skały, które widzieliśmy ze szczytu wydmy. Przyznaję, że ja jako miłośnik
pięknych krajobrazów i gór właśnie tam wszedłem do morza z aparatem. Będąc
zanurzony do poziomu klatki piersiowej mogłem wykonać kilka ciekawych ujęć
bezpośrednio z morza. Dlaczego warto popłynąć lub iść po dnie w stronę tych
skał? Z pewnością jeszcze bardziej dostrzeżemy piękno krystalicznie czystych
wód tego miejsca.
Widok na rajską plażę Tsambika z poziomu wydmy i z morza
Wychodząc z części plaży położonej u stóp góry
ponownie przejdziemy obok ogromnego głazu z flagą Grecji i będziemy szli przez
część z parasolami i leżakami. Ciekawostką jest fakt, że tuż przed plażą
znajduje się… przystanek autobusowy, gdzie z Rodos, Faliraki, Afandou i Kolymbia
możemy dojechać na Tsambikę. Od głównej drogi szybkiego ruchu odbiega w lewo
(patrząc od strony miasta Rodos) wąska, ale za to bardzo kręta szosa w dół,
która ciągnie się przez 1,5km i prowadzi do tej plaży. Na odcinku Rodos –
Tsambika ustanowiono osobną linię. Autobus zatrzymuje się we wszystkich
wioskach na tej trasie, między innymi w Afandou. Polecam jazdę autobusem,
ponieważ z Afandou zapłacimy tylko 2,30 EUR, a z miasta Rodos 4,50 EUR, bo mamy
do przejechania około jedną trzecią wyspy. Na rozkładzie możemy przeczytać, że
kurs powrotny mamy o godzinie 16.00. W lecie wyznaczono więcej kursów, ponieważ
korzystających ludzi jest znacznie więcej. Wracając plażą spod zbocza góry
Tsambika dochodzimy do miejsca, w którym zaczynaliśmy, czyli na przystanek. Odcinek
od przystanku do końca wielkiej wydmy kończącej plażę ma długość około 360m.
Część którą widzimy przed nami ma długość około 740m. Przez połowę tej długości
zobaczymy kilka rzędów parasoli z leżakami, a dalej już tylko niewykorzystany
długi fragment. Na samym końcu Tsambiki widzimy inne zbocze górskie opadające
prosto do morza, ale mało kto tam się zapuszcza, gdyż ten fragment wydzielono
dla naturystów. Utwardzona droga prowadząca wzdłuż plaży kończy się tabliczką
„Naturist Beach”.
Spojrzenie na plażę Tsambika od strony plaży dla naturystów
Oprócz pięknych piasków, krystalicznie czystej
wody i cudownych krajobrazów Tsambika oferuje możliwość wypożyczenia sprzętów
do uprawiania sportów wodnych. Oprócz standardowych canoe, czy rowerów wodnych
znajdziemy coś dla fanów mocnych wrażeń. Jedną z opcji jest ciekawa, okrągła
kanapa z oparciami, ciągnięta za szybką motorówką. Kierujący nią specjalnie
wykonuje ostre manewry, żeby zarzucało nas na zakrętach. Wrażenia muszą być
mocne, ponieważ obserwowałem przejażdżkę z bliska. Zawsze było słychać krzyki. Inną
atrakcją jest katesurfing, czyli jesteś ciągnięty za motorówką na desce i
możesz wznieść się w powietrze dzięki spadochronowi. Widoki z góry muszą być
bardzo ciekawe i piękne. To nie wszystko, co możemy zobaczyć na plaży Tsambika.
W połowie jej długości, codziennie przychodzi facet ze skórkami z melonów i
arbuzów, kroi je na kawałki i na dwóch wyznaczonych leżakach je rozsypuje. O
godzinie 15.00 schodzą się z gór trzy kozy i jedzą te skórki. Jako, że jedna z
kóz jest przeganiana przez drugą, jada z drugiego leżaka po przeciwnej stronie
parasola. Widok jest niesamowity.
Kozy na obiedzie
GÓRY NAD MORZEM...
Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o… górach.
Tak – przyjechaliśmy nad morze się wykąpać, ale mamy również możliwość
wyruszenia w góry. Po co? Żeby zobaczyć plażę Tsambika z wysokości ponad 300m
oraz tylko z góry możemy dostrzec niezwykły twór natury, którego z poziomu
morza nigdy nie zauważymy… ale przejdźmy do początku. Po lewej stronie Tsambika
widzieliśmy skaliste zbocze góry z nawianą wydmą. Mało kto wie, że z poziomu
plaży można wyruszyć bezpośrednio na szczyt góry Tsambika, gdzie na szczycie
znajduje się niewielki kościół, oczywiście w typowo greckim kolorze białym. Warto
wejść na wierzchołek, ze względu na piękne widoki. Wędrówkę rozpoczynamy od
przystanku autobusowego. Około 10m przed nim, patrząc w prawo, widzimy wydeptaną
ścieżkę na wznoszący się teren. Wchodzimy na szlak. Nie spodziewajmy się, że
jest dobrze oznaczony, bo nie jest, ale osoby, które chodzą po górach z
łatwością sobie poradzą. Na całej długości trasy będziemy szukać czerwonych
kropek na skałach (jest ich bardzo mało), albo ustawionych piramidek z kamieni.
Tych znajdziemy bardzo dużo i dlatego nie powinniśmy zgubić drogi. Początkowo
idziemy dobrze wydeptaną ścieżką, ale stromo do góry. I tak będzie przez
większą część drogi. Od przystanku w ścieżce są głębokie wyrwy i zalegają duże
głazy i kamienie. Trzeba uważać, żeby dobrze stawiać kroki. Dość łatwo o
skręcenie kostki, gdy nie mamy odpowiedniego obuwia. Niemiecka wycieczka
emerytów, złożona z ponad 20-stu osób została odwołana po kilku minutach
wędrówki, gdy jednej pani coś stało się w nogę. Pomimo wynajętego przewodnika i
posiadania profesjonalnych butów górskich wycieczka nie doszła do skutku. Nie
znaczy to, że podejście jest trudne, bo nie jest. Po prostu trzeba pamiętać, że
kamienie na ścieżce są duże i ruchome, a ścieżka bardzo sypka. Wystarczy
zwiększona uwaga.
Podchodzimy zboczem góry stromo, aż wejdziemy na
szczyt tutejszego lokalnego wzniesienia. Ścieżka prowadzi wśród zieleni i
niskich krzewów. Odcinek ma około 300m długości i musimy ciągle uważać na duże
kamienie nie związane z podłożem. Ktoś policzył, że całą droga na szczyt ma
tylko 1300m długości, ale wchodzimy około 1,5 godziny… Dodatkowo ścieżka jest
bardzo sypka, co będzie uciążliwe przy schodzeniu. Na szczycie wzniesienia,
mamy niewielką równinę, gdzie możemy odpocząć. Wysoko w górze widzimy białą
kapliczkę. W jej kierunku pójdziemy. Za płaskim terenem wchodzimy na spalony
słońcem stok, gdzie pojawiają się pierwsze drzewa. Przed sobą widzimy większy
pas drzew tworzących mały las na stromym zboczu. Szlak przecina las na pół i
bardzo szybko przechodzimy na jego drugą stronę, idąc cały czas pod górę.
Znajdziemy tutaj mnóstwo cienia, ponieważ pas drzew jest w całości utworzony
przez gaj oliwny. Szybko zobaczymy, że nie tylko my korzystamy z jedynego
zacienionego miejsca. Pod „oliwkami” z łatwością znajdziemy kilka
odpoczywających kóz. Są nieodłącznym elementem krajobrazu. Podchodząc powyżej
poziomu lasu wyjdziemy na spalone słońcem wzniesienie, gdzie będziemy musieli
zakręcić w lewo widoczną ścieżką i wśród bardzo nierównych i sypkich skał
pójdziemy na grzbiet grani. W jednym miejscu jest nawet spora przepaść i
przejście w tym miejscu nie należy do szerokich… Ktoś kto ma lęk wysokości może
się przestraszyć. Podchodząc zboczem, możemy mieć problem z odnalezieniem
właściwej drogi.
Szlak na Tsambikę 326 m n.p.m. i wąskie przejście nad przepaścią
Wśród kamieni szukajmy piramidek, bo one
zaprowadzą nas do celu. Najważniejsze, żeby iść przy tym dość dobrze wydeptaną
ścieżką. Przechodząc przez niewielkie przewężenie pójdziemy po skałach dość
stromo do góry na grzbiet grani. Kiedy szedłem przewężeniem miałem dużo
szczęścia, ponieważ w tym samym czasie schodziła czarna koza. Jako, że zrobiło
się ciasno na trasie, koza zeszła dosłownie w przepaść, o czym w ogóle nie
pomyślałem, że przecież dla niej to bardzo łatwe. Dopiero stąd możemy
zorientować się, gdzie prowadzi dalsza część szlaku. Widzimy też, że przed sobą
mamy jeszcze spore i bardzo strome podejście. Za dobry punkt orientacyjny
uważam dwa samotne drzewa rosnące na ostrej i skalistej grani ponad nami. One
wskażą nam właściwy kierunek. Powyżej poziomu grani wchodzimy na gołoborze
(skupisko kamieni na większym terenie), za którym wejdziemy do kolejnego lasu
utworzonego głównie ze świerków. Odtąd będziemy mieli mnóstwo cienia. Przed
lasem można łatwo zgubić drogę, ponieważ trzeba bardzo dobrze rozglądać się za
kamiennymi piramidkami, a i tak może być trudno. Nawet, gdy nie do końca
wypatrzymy przebieg wydeptanej ścieżki, to nic straconego. Wystarczy, że
podchodząc coraz wyżej, będziemy trzymać się lewej krawędzi grani i przejdziemy
przez trzy gęstsze jodły, albo pójdziemy prawym, mocno zarośniętym zboczem. W
lesie przed nami zobaczymy asfaltową drogę, a w zasadzie jej koniec. Dużo
poniżej nas widać jakiś dach. Wejdziemy na betonowe schody, które zaprowadzą na
szczyt.
Skąd wzięła się asfaltowa droga i schody w lesie? Do
tego miejsca można podjechać samochodem z Kolymbii. Mało kto, wie, że z
Tsambika nie trzeba zawracać 1,5km żeby dojechać do głównej drogi i później 5km
w stronę Afandou, żeby wjechać na szosę prowadzącą prawie pod szczyt.
Zdecydowanie bardziej polecam wędrówkę niepisanym szlakiem z Tsambika, żeby
zobaczyć, jak tu jest pięknie. Idąc bezpośrednio z plaży możemy podziwiać
wspaniałe widoki aż do drugiego lasu, w którym teraz jesteśmy. Na szczyt
prowadzi 305 betonowych stopni i każdy z nich na krawędziach jest pomalowany na
biało i co piąty numerowany. Dzięki temu z łatwością możemy sobie sprawdzać,
ile pozostało nam do końca drogi. 305-ty stopień prowadzi nas do bramy
kościółka na wierzchołku góry. Dookoła większej kaplicy mamy tereny widokowe
ogrodzone siatką. Stąd najlepiej robić zdjęcia. Widziałem takich, co
przeskakiwali za siatkę na skaliste granie… Patrząc z tego poziomu zobaczymy
uschnięte drzewo przypominające nieco słynną sosnę nad Sokolicą w Pieninach. Na
tle morza pięknie się komponuje. Po lewej stronie zobaczymy całą Kolymbię i
dziesiątki przyhotelowych basenów. Niebieskie oczka wodne bardzo rzucają się w
oczy. Dodatkowo, jeśli wybieraliśmy w biurze podróży hotel w Kolymbii i
patrzeliśmy na zdjęcia w Google Maps, żeby sprawdzić jaką mamy dostępną plażę,
to teraz mamy bardzo podobny widok, który jeszcze bardziej pokazuje nam, gdzie
warto wybrać miejsce na wypoczynek.
Widok na Kolymbię oraz samotne drzewo nad urwiskiem
Wspominałem jeszcze o niezwykłej rzeczy widocznej
w okolicach plaży, ale zobaczyć ją można tylko z góry. Co to takiego? Kiedy
popatrzymy z wierzchołka na plażę Tsambika i na dno morskie, to zauważymy
cztery piaszczyste łuki o długości około 200-250m każdy. Wszystkie znajdują się
dość głęboko pod powierzchnią wody. Morze jest tak czyste i kolorowe, że możemy
podziwiać omawiane łuki z dużej wysokości. Kąpiąc się w morzu na pewno ich nie
zauważymy, ponieważ znajdują się ponad 50m od brzegu i są bardzo duże. Z
perspektywy plaży, nie przyjdzie nam na myśl, że piasek na dnie może tworzyć
coś większego… Schodząc z góry Tsambika 326 m n.p.m. warto przypomnieć sobie,
na którym stopniu stawaliśmy, gdy wychodziliśmy z lasu, ponieważ ta informacja
jest na wagę złota. Zwykle wychodzimy na stopień z przedziału 20-30. Skręcając
w gęsty las, nie warto wracać tą samą drogą, ale iść mocno wydeptaną ścieżką,
którą od tej strony bardzo dobrze widać. Szybko zobaczymy, że przy wejściu
gdzieś zgubiliśmy szlak, ale ludzie przechodzili tędy znacznie częściej i przez
to powstały ścieżki. Wychodząc prawidłowym szlakiem, dojdziemy do trawiastej
polany, na której rozłożono wielką, czarną folię. Miejsce jest bardzo dobrze
widoczne, nawet, gdy podchodzimy na szczyt. Od trawiastej polany będziemy
schodzić widoczną ścieżką, aż za kilka minut wyrównamy do drogi, którą już
szliśmy. Idąc tędy, warto uważać na sypkość drogi. Dojdziemy z powrotem na grań
z przewężeniem. Podczas schodzenia od grzbietu grani aż do przystanku trzeba bardzo
uważać, ponieważ szlak jest bardzo sypki i łatwo można potknąć się o duże
kamienie. Wejście na szczyt powinno zająć nam 1h 30min, a zejście około 1h – 1h
10min. Z pewnością poczujemy wysiłek, które muszą zrobić nasze kolana podczas
stromego schodzenia. Z tego właśnie powodu polecam tuż po przyjeździe autobusem
wejść na górę, a później zejść tą samą drogą i wykąpać się w morzu oraz poleżeć
na plaży. Kąpiel po górskiej wędrówce z pewnością nas zrelaksuje.
Drzewa wskazujące właściwy kierunek wędrówki na grani, widok na najwyższą górę na wyspie Rodos (Atawiros 1215 m n.p.m.), niezwykłe, 200-250 metrowe, piaszczyste łuki na dnie morza, niewidoczne z poziomu plaży
2. LINDOS
Wody w pobliżu rajskiej plaży Lindos
Piękne miejsce, które obowiązkowo trzeba zobaczyć.
Być na Rodos i nie zobaczyć Lindos, to tak, jakbyśmy nie byli na wyspie Rodos.
Dlaczego tak? Ponieważ w Lindos znajduje się jeden z największych akropoli na
wyspie (akropol – miasto na górze). Jest on wybudowany na szczycie tutejszej
góry. Twierdza zdecydowanie góruje nad wioską. Inną atrakcją jest druga
najpiękniejsza plaża piaszczysta, którą nie tylko trzeba zobaczyć, ale
obowiązkowo musimy popływać w krystalicznie czystym morzu. Jako dojechać do
Lindos? Oczywiście autobusem! W ciągu dnia, od samego rana ustanowiono bardzo
dużo kursów na trasie Rodos – Lindos. Pomiędzy tymi dwiema miejscowościami
możemy podróżować często. Praktycznie większa część bazy hotelowej na Rodos
jest rozmieszczona dokładnie na tym odcinku, a więc można powiedzieć, że prawie
każdy będzie miał ułatwione zadanie. Autobus z Afandou do Lindos kosztuje 3,50
EUR. Nie wiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że biura podróży życzą sobie aż 42 EUR, a gdy łączymy Lindos z miastem Rodos, zapłacimy 55 EUR. Czy warto
wykupywać wycieczkę w biurze podróży, z którym przyjechaliśmy? Zdecydowanie
nie! Dlaczego? Ponieważ na oba miasta mamy po około 3,5 godziny. Jak szybko
zauważymy, to zbyt mało czasu. Na Rodos potrzeba około 10h, a na Lindos minimum
8h. Może zapytasz ponownie: dlaczego?
Mówiąc o Lindos, wycieczki na akropol trwają około
dwie godziny z przewodnikiem, a później mamy do dyspozycji czas wolny we
wiosce. Autobus komunikacji miejskiej zatrzymuje się na parkingu położonym
wysoko ponad poziomem wioski. Trzeba zejść do niej i dopiero możemy zwiedzać
najciekawsze miejsca. Na mapach z łatwością zobaczymy, że do morza mamy jakieś
500m i na akropol drugie tyle. To niewiele, dlatego nie warto wjeżdżać do Lindos,
gdy jesteśmy samochodem, ponieważ możemy utknąć na długo… Ruch turystyczny jest
tak duży, że przewodnicy najczęściej noszą podniesiony do góry numer wycieczki,
a ich uczestnicy mają naklejone te same numery na swoich bluzkach. Dodatkowo
wielu z nich ma krótkofalówki, żeby w razie czego można było szybko znaleźć się
w tłumie. Z krótkofalówek najczęściej korzystają emerytowani turyści. Kiedy
nasz autobus przyjechał na miejsce, jednocześnie z autokarów wyruszyło
przynajmniej piętnaście 20-30 osobowych wycieczek. Wyobraźcie sobie, jaki to
był wielki tłum! A za chwilę dojeżdżały kolejne autokary. Pasy na ulicy są
namalowane wzdłuż prawej krawędzi i tylko tym poboczem można chodzić, ponieważ
dalej, wzdłuż ulicy ciągnie się pionowy mur. Schodząc do wioski szybko dostrzeżemy
jej urok. Tworzą ją bardzo gęsto rozmieszczone, białe domki obok siebie. Wędrując
na akropol, nie jesteśmy w stanie znaleźć prawidłowej drogi, ponieważ nasze
pole widzenia jest ograniczone zaledwie do dwóch domków, albo do najbliższego
skrzyżowania. Poruszamy się wąskimi chodnikami, gdzie pod górę prowadzą
asfaltowe i kamienne stopnie. Właśnie tutaj możemy wyprzedzić napierające
tłumy, ponieważ przewodnicy we wiosce zazwyczaj opowiadają historię Lindos lub
gromadzą rozpierzchniętą grupę. Właściwą drogę odnajdujemy, rozglądając się po
ścianach domków. Znajdziemy na nich strzałki prowadzące do akropolu. Łatwo je
odnaleźć, dlatego polecam tę drogę wszystkim.
Widoki w drodze do Lindos z przystanku autobusowego
Uliczki we wiosce Lindos
Na początku trasy stoją panowie z osłami i wołają
„taxi-limuzin!”. Za 8 EUR można na osłach wjechać pod sam akropol, ponieważ
zanim tam dotrzemy musimy wejść praktycznie na szczyt stromej góry. Chociaż
przygotowano dobrej jakości chodnik i stopnie, to mają jedną rzecz, o której
się nigdzie nie mówi. Biuro turystyczne Tui nie organizuje wycieczek na
akropol, ponieważ schody nie mają… poręczy. W kilku miejscach idziemy stopniami,
gdzie po lewej ich stronie widnieje kilkunastometrowa przepaść. W
niepoliczalnych wręcz tłumach mało kto chciałby wziąć odpowiedzialność za
bezpieczeństwo dzieci. Nie trudno tam o wypadek… Na szczęście dużą część grup
udało się wyprzedzić. Chętnych jest tak dużo, że otwarte są dwie kasy i jedna
obsługuje wycieczki zorganizowane, a druga indywidualnych turystów. Bilet
wstępu kosztuje 15 EUR, ale mimo wszystko WARTO! Na akropolu zobaczymy ruiny
odbudowywanej świątyni, miejsce, gdzie niegdyś była cysterna na wodę, potężne
mury, wspaniałe antyczne kolumny i ciekawe kawałki murów z inskrypcjami. Teren
akropolu jest duży, dlatego każdy znajdzie jakieś miejsce dla siebie. To nie
jedyna atrakcja, ponieważ oprócz historii możemy zachwycać się niesamowitym
widokiem na Lindos. Dopiero z murów obronnych zobaczymy, jak gęsto zabudowana
jest ta wioska i że znalezienie prawidłowej drogi to nie jest łatwa sprawa… Wioska
wygląda jak ogromny, biały okrąg na powierzchni spalonej słońcem kotliny
(równina otoczona górami). Biały okrąg utworzony z domów ma średnicę około 800m
w najszerszych miejscach, ponieważ nie jest to idealny kształt koła. Ponad
poziomem wioski dostrzeżemy nowe odkrycia archeologiczne. Z pewnością na polu
archeologicznym położonym nieco poniżej poziomu parkingu dla autokarów i
bardziej na prawo w linii poziomej, zostanie odkrytych jeszcze wiele rzeczy. Widać,
że w starożytnym Lindos również wiele się działo i nie tylko my docenialiśmy to
miejsce.
Widok z akropolu na całą wioskę Lindos oraz "Taxi limuzin"
Na końcu murów dotrzemy do bardzo ciekawego punktu
widokowego, gdzie popatrzymy na zatokę w kształcie serca. W rzeczywistości ona nie
ma takiego kształtu, ale skała wystająca w niedalekiej odległości od nas
nakłada się z widokiem na zatokę i dlatego widzimy turkusowo-szmaragdowe serce
odwrócone do góry nogami. Akropol z pewnością jest warty odwiedzenia, dlatego
polecam przyjeżdżać tu pierwszym autobusem. Będziemy mieli najmniej ludzi.
Przed wejściem bramą główną, na ścianie skalnej po lewej zobaczymy ogromną
rzeźbioną scenę, przedstawiającą osobę płynącą wąską łodzią. Nadal prowadzone
są tam prace renowacyjne, ponieważ w trakcie odbudowywania świątyń, kolumn, czy
murów wykorzystuje się oryginały, a jeśli nie są dostępne, to pomiędzy nie
wstawiane są bloki z piaskowca, które najwierniej odwzorowują budulec tamtych
czasów. Z każdej strony akropolu możemy popatrzeć i zobaczyć coś ciekawego.
Osobiście byłem zachwycony akropolem, ponieważ nie jestem miłośnikiem historii,
a jednak znalazłem tu wiele ciekawych miejsc pod względem architektury, czy też
mogłem zobaczyć piękne widoki dookoła. Jeśli lubisz robić zdjęcia odwiedzanych zakątków,
to z pewnością zarezerwuj sobie w akropolu Lindos około trzy godziny. Rzędy
kolumn najbardziej przyciągają wzrok. Tuż za główną bramą stoi samotne drzewo
oliwne, które bardzo ładnie komponuje się z murami i błękitem nieba. Kiedy
wrócimy przed bramę i zejdziemy schodami na większy, wybrukowany plac, gdzie
zbierają się wycieczki usłyszymy ponownie „taxi-limuzin!”. Teraz nawoływacze
zachęcają do skorzystania z usługi zjechania do Lindos na grzbiecie osła. Nawet
proponują podwózkę na parking, gdzie stają wszystkie autobusy. Koszt takiej
usługi to 15 EUR. Najczęściej z tych usług korzystają małe dzieci, ponieważ
rodzice chcą im sprawić frajdę lub osoby, które zupełnie nie mają kondycji i zbocze
góry prowadzące na akropol przekracza ich możliwości. Na szczęście osły nie są
prowadzone tymi samymi stopniami, którymi podchodzą całe rzesze turystów, ale
wytyczono im dłuższą drogę obejściową na obrzeżach wioski. Jest to wydeptana i
ubita droga z wystającymi kamieniami. W połowie docieramy do asfaltowych
schodów, które prowadzą pomiędzy domami wybudowanymi zupełnie na obrzeżach
Lindos. Zdecydowanie polecam ten wariant, ponieważ jest bardzo widokowy i
przede wszystkim wolny od tłumów. Tylko pojedyncze osoby wiedzą, że można
okrężną drogą dojść dokładnie w to samo miejsce, gdzie zaczynaliśmy. Z drugiej
strony nie ma potrzeby wracać do początku, ponieważ cała wioska nie jest
ogromnych rozmiarów i wystarczy na oślep schodzić obojętnie którą dróżką lub
stopniami – byle w dół.
Zatoka w kształcie serca widoczna z akropolu Lindos
Odbudowywane ruiny akropolu Lindos
Każdą z nich dotrzemy do plaży Lindos, bo drugim
punktem na liście będzie właśnie ta plaża. Podobnie, jak Tsambika, uchodzi za
jedną z najpiękniejszych na całej wyspie Rodos. Ma tylko jedyną wadę – na całej
jej długości ustawiono cztery rzędy leżaków z parasolami. Naprawdę trudno
znaleźć dobre miejsce, jeśli chcemy położyć się gdzieś na ręczniku w piasku,
ale takie miejsca istnieją. Wystarczy pójść do połowy długości plaży i tam
znajdziemy dobre miejsce pod niewielkim drzewem. Koniecznie musicie spróbować
wykąpać się w morzu! Mamy piękny, żółty piasek, a dno opada bardzo powoli.
Dodatkowo wody są krystalicznie czyste i podobnie, jak w Tsambika, cały czas
możemy bardzo dokładnie oglądać po czym stąpamy. Na szczęście pod nogami mamy
tylko piasek. Jako, że dno opada bardzo powoli, możemy pójść nawet
kilkadziesiąt metrów w morze i dopiero zacząć pływać. Czym bardziej do przodu i
na prawo, tym większe głębiny zobaczymy. Po prawej widzimy niewielką przystań.
Jest to ośrodek sportów wodnych. Kto tylko może niech skorzysta z ich usług,
ponieważ ośrodek proponuje naprawdę różne opcje: od jednogodzinnych rejsów
widokowych, przez wypłynięcie na okoliczne wyspy, czy wpłynięcie do zatoki w
kształcie serca. Ale to nie wszystko. Pływająca kanapa jest również w tutejszej
ofercie. Mają jednak jeszcze „krokodyla”, czyli bardzo długa i okrągła
jednostka pływająca, do której przymocowano po każdej stronie po dziewięć
uchwytów na nogi. Cała jednostka jest ciągnięta przez motorówkę i przez to
możemy poczuć przypływ adrenaliny i jednocześnie będziemy sunąć stopami po
powierzchni morza. W trakcie rejsu woda morska ochlapuje nas bez przerwy. Moim
zdaniem jest to ciekawa propozycja, ponieważ „krokodyl” jest stabilny na wodzie
i można poczuć wiatr we włosach. Najbardziej jednak na Lindos wzrok przyciągają
krystalicznie czyste wody, które najpiękniej wyglądają podczas drogi zejściowej
z akropolu. Widać wtedy cienie rzucane na dno morza. Czujemy, że naprawdę
jesteśmy w Grecji! Kolor wód zachwyca, ponieważ, czym dalej od plaży, tym
bardziej woda zmienia swój kolor. Na początku jest błękitna, przechodzi w
turkus, później stopniowo w szmaragd, a tam, gdzie już są głębiny – stopniowo w
granatowy. Bardzo łatwo zrobić tutaj „pocztówkowe” zdjęcie i nawet w
październiku czuje się prawdziwy klimat lata. Jest upalnie i nie wieją żadne
wiatry. Wystarczy wejść do wody i pływać, jeśli potrafimy. Ja potrafię, dlatego
wypływałem daleko do przodu i okrążałem stojącą łódź na środku zatoki. Widok z
poziomu morza też jest niezwykły, ponieważ kąpiemy się z widokiem na wysoko
położony akropol ponad nami.
Plaża Lindos
Kiedy wykąpiemy się, polecam jeszcze pójść do
punktu, gdzie wchodziliśmy na plażę w drodze powrotnej z akropolu. Stamtąd
pójdziemy drewnianym chodnikiem wzdłuż licznych tawern. Na końcu dotrzemy do
czarnych skał, wyglądem przypominających powulkaniczne twory. Możemy nimi
przejść suchą stopą widoczną wydeptaną ścieżką aż dotrzemy do niewielkiego
płaskiego miejsca. Stamtąd mamy niesamowity widok na niewielkie zatoczki
pomiędzy skałami. Są głębokie, dlatego przepięknie widać kolor wód i ich
przezroczystość. Można powiedzieć, że patrzymy na krystalicznie czysty
szmaragd. Jak tu jest pięknie! Mało kto zna te miejsce, ponieważ zdecydowana
większość ludzi jest ograniczona czasowo poprzez program wycieczek. Dlatego
mówiłem, że potrzeba około 8h na zwiedzanie Lindos, ponieważ obowiązkowo musimy
zobaczyć akropol, zejść nad morze na piękną plażę, wykąpać się do woli i pójść
nad zatoczki wśród skał. A jak ktoś chce spróbować któregoś ze sportów wodnych,
to będzie potrzebował jeszcze więcej czasu. Lindos jest bardzo ciekawe. Na
koniec polecam wrócić na ciasne uliczki i wstąpić do kilku lokalnych sklepów i
kupić regionalną oliwę w czarnej puszcze. Ma dobrą cenę i jest najwyższej klasy
– przeznaczona do bezpośredniego spożycia. Warto wziąć dwie takie puszki,
ponieważ w domu zobaczysz, że to jest dobra oliwa. W Lindos bardzo szybko
zorientujesz się, że zakładane osiem godzin to za mało… Miejsce jest tak
piękne, że aż nie chcemy go opuszczać. Mi najbardziej szkoda było krystalicznie
czystych wód i pływania pomiędzy łodziami oraz patrzenia na cienie rzucane przez
nie na dno morza. Kolor wód po prostu zachwycał! Wracając z Lindos musimy
pamiętać, żeby kupić bilet w kasie, ponieważ do autobusu mogą wsiąść tylko
osoby z ważnym biletem. Jeśli wiemy, o której będziemy wracać, to warto kupić
sobie bilet tuż po przyjeździe do Lindos. Autobusy komunikacji miejskiej
poznamy bardzo łatwo, ponieważ wszystkie mają jednakowe barwy
beżowo-pomarańczowe, podobnie jak w Polsce w początkowych latach
dziewięćdziesiątych.
Krystalicznie czyste zatoczki pomiędzy skałami oraz wody w rejonie plaży Lindos
3. MIASTO RODOS
Pałac Wielkich Mistrzów w mieście Rodos
Miasto Rodos jest bardzo ciekawe ze względu na
bardzo duży teren ogrodzony rekordowo grubymi i w niektórych miejscach, trójwarstwowymi
murami kamiennymi, co z pewnością na każdym zrobi pozytywne wrażenie. Dodatkowo
na terenie starego miasta możemy zwiedzić część pałacową, muzea i ponownie, jak
w poprzednich miejscach – będziemy mogli się wykąpać na bardzo pięknej,
piaszczystej plaży, choć tutaj może wiać dość silny wiatr, podobnie jak na
Tsambika. Do miasta Rodos, podobnie, jak do poprzednich atrakcji turystycznych,
dojedziemy autobusem komunikacji miejskiej. Jako, że z dolnej części wyspy
wszystkie autobusy kursują do Rodos, nie trudno odgadnąć, że najwięcej
możliwości wyboru mamy w kierunku Rodos. Ponownie polecam przyjazd jak
najwcześniejszym kursem po to, żeby mieć dużo czasu na zwiedzanie miasta i nie
tylko. Myślę, że 10h to minimum, które powinniśmy założyć, jeśli chcemy
zobaczyć coś więcej. Nie bez powodu mówiłem, żeby nie brać łączonych wycieczek
do Rodos i Lindos, ponieważ chcemy zobaczyć znacznie więcej niż widzą
wycieczki. Musimy zapamiętać sobie ten fakt, że z biur podróży na Rodos jedzie
się głównie obejrzeć malutki kawałek starego miasta i część pałacową (podążają
tędy całe tłumy). Dalej spotkamy tylko pojedyncze osoby. Nie potrzebujemy
przewodnika, żeby oprowadził nas po mieście, ponieważ będziemy sami sobie
układać trasę przejścia.
Wizytę w mieście Rodos musimy podzielić na trzy
etapy:
1. Słynne młyny w porcie Mandraki, zamknięta
forteca w tym samym porcie, meczet Sulejmana i Biblioteka Osmańska
2. Mury obronne i Pałac Wielkich Mistrzów – jeśli
lubimy historię lub fotografię, będziemy potrzebować minimum 8 godzin. Sami
zobaczycie, jak czas szybko tu płynie…
3. Plaża Rodos – obowiązkowy punkt na mapie
atrakcji, ponieważ zobaczymy błękitne wody rozdzielone równą linią od granatowych
głębin morskich.
Autobus przyjeżdża na główny przystanek
umiejscowiony pod wieżą św. Mikołaja, gdzie jednocześnie mamy punkt informacji
turystycznej. Dostępne są również dwie kasy biletowe, dlatego, kiedy będziemy
wracać, nie zapomnijmy o kupnie biletu na powrót. Wizytę w mieście rozpoczniemy
od przejścia do portu Mandraki. W punkcie informacji turystycznej warto zabrać
jeden egzemplarz jednostronicowej mapy, która ułatwi nam poruszanie się po
Rodos. W tutejszym biurze jest przygotowanych tak dużo map, że ułożono je w
kilkuset stronicową ryzę sklejoną podobnie, jak blok rysunkowy. Możemy sobie
zabrać taką mapę i ewentualnie dopytać o szczegóły. Aż trudno uwierzyć, ale
praca w takim biurze musi być niezwykle męcząca. Wyobraźcie sobie nawał 1,3 mln
turystów w ciągu lipca i sierpnia i odpowiadanie na pytania chociażby tylko
części zainteresowanej tematem… Z pewnością mają co robić pracownicy tego
biura… Zebraliśmy już odpowiednie informacje, dlatego teraz pójdziemy na
początek, czyli do Mandraki. Jest to port działający od… 2500 lat nieprzerwanie
do dziś. Obecnie wypływają z niego statki wycieczkowe, katamarany i bardzo
rzadko niewielkie statki transportowe. Dzisiejszy port ma raczej znaczenie
turystyczne, ale obsługuje duży ruch. Wystarczy przejść się wzdłuż wybrzeża i
szybko zobaczymy, że co kilka metrów stoją przedstawiciele różnych firm, którzy
werbują przypadkowych ludzi na pokłady swoich statków, oferując im bardzo
bogaty wachlarz wycieczek rejsowych. Znajdziemy oferty godzinnych rejsów z
podwodnym pokładem, gdzie możemy podziwiać dno i głębiny morskie, wypłyniemy na
inne wyspy, a także popłyniemy w całodniowy rejs zatokami wzdłuż wybrzeży
Rodos. Znajdziemy naprawdę wszystko, co nas może zainteresować. W szczególności
polecam wybór którejś z wysp – Chalki lub Symi. Są małe, ale bardzo piękne i
warte zobaczenia. Opowiem o nich nieco dalej. W części portowej, po zakończeniu
wizyty w mieście Rodos, obowiązkowo musicie kupić lody gałkowe za 2,5 EUR. Wyboru
tylu smaków to ja jeszcze nigdzie nie widziałem. Mamy do wyboru trzy budki, ale
każda wygląda tak samo i posiada ten sam towar. Płacimy za jedną gałkę, ale
nakładają nam dwie z każdego smaku, więc naprawdę się opłaca i są bardzo dobre.
O lodach będzie więcej mowy przy okazji omawiania wyspy Chalki…
Wracając do naszego miasta, w tej samej części
portowej, na samym końcu widzimy twierdzę Agios Nicolaos, która niestety jest
zamknięta dla zwiedzających. Szkoda, bo chociaż nie jest wielka, to jednak z
zewnątrz zachwyca swoim pięknem. W drodze do niej miniemy trzy weneckie młyny
wybudowane w takich samych odstępach. Marzeniem jest zobaczyć je przy
rozwiniętych, białych, materiałowych żaglach w ruchu. Widok byłby z pewnością
efektowny. Opisywane atrakcje znajdują się zaledwie kilkaset metrów od
przystanku autobusowego, dlatego w miarę szybko możemy je zobaczyć. Z drugiej
strony, mając praktycznie nieograniczony czas, gdy planujemy sami „wypad na
miasto”, nie musimy się spieszyć. Pamiętajmy, że wycieczka ma nas zrelaksować i
dać poczucie, że zobaczyliśmy/poznaliśmy „kawał” czegoś dobrego i atrakcyjnego.
W tej części miasta polecam być rano, ponieważ słońce jest położone jeszcze
stosunkowo nisko na niebie, dlatego możemy wykonać bardzo dobrą serię zdjęć bez
„przepaleń”. Weneckie młyny i twierdzę Agios Nicolaos zobaczymy w każdym
folderze w każdym biurze podróży.
Weneckie młyny i widoczna w tle twierdza Agios Nicolaus i latarnia morska o tej samej nazwie w mieście Rodos
Weneckie młyny i twierdza Agios Nicolaus w mieście Rodos
Teraz przejdziemy do punktu drugiego, czyli mury
obronne i Pałac Wielkich Mistrzów. Jest to ogromna twierdza wybudowana przez
Zakon Joannitów. Góruje nad nowym miastem Rodos i nawet dzisiaj sprawia
wrażenie warowni nie do zdobycia. Jej największą ciekawostką jest fakt, że mury
są grube aż na 13m!, ułożono w niektórych miejscach jego trzy warstwy i
dodatkowo możemy zobaczyć suchą fosę, która kiedyś w pełni funkcjonowała. Do
starego miasta można wejść aż dziesięcioma bramami. Dosłownie wchodzimy do
ogromnej fortecy, jakiej trudno szukać w innej części Europy. Na kontynencie
jest wiele zamków, ale tak potężnych murów nigdzie nie widziałem. Same mury
obronne są godne uwagi i tylko na nie polecam poświęcić około trzy godziny. Przygodę
ze średniowieczną twierdzą rozpoczynamy z przystanku autobusowego. Idziemy
według mapy, wzdłuż głównej ulicy. Za kilkaset metrów dochodzimy do pierwszej
bramy, ale nią nie wejdziemy do środka. Zostawimy sobie ją na sam koniec. Wszystko
jest dokładnie przemyślane. W godzinach porannych wielkie tłumy będą oblegać
Wielki Pałac Mistrzów, a my w tym czasie obejdziemy wszystkie trzy warstwy
murów. Kiedy my je zwiedzimy, pójdziemy do Wielkiego Pałacu, a tłumy powoli
będą znikać. W końcu o to chodzi, żeby obrać dobrą taktykę. Chociaż dzisiaj nie
zdobywamy zamków ani innych warowni, to nawet planując wycieczkę trzeba mieć
dobry plan i strategię, żeby przeżyć oblężenie… na szczęście tylko tłumów...
Idąc wzdłuż pierwszej linii murów, w części portowej będziemy szli asfaltową
uliczką. Na samym początku, po prawej stronie zobaczymy bardzo dużych rozmiarów
leżący bukiet kwiatów, pomiędzy murami obronnymi. Nie są to jednak
dziesięciometrowe kwiaty, ale jest to pewna stylizacja. Na pięknie skoszonym
trawniku ułożono długie, obcięte z gałęzi, kilkunastoletnie drzewa i związano
je w grubą wiązkę. Na ich końcu usypano półkole z ziemi i posadzono kolorowe
kwiaty. Całość wygląda, jakby na trawniku leżał bukiet kwiatów o długości około
dziesięciu metrów. Ktoś miał naprawdę dobry pomysł. W godzinach porannych padają
tutaj promienie słoneczne, które podkreślają głębię kolorów. Efekt jest
naprawdę piękny i warty obejrzenia!
Wielki bukiet kwiatów pomiędzy murami obronnymi
Na wysokości kwiatów przechodzimy wąskim mostem i
idziemy nadal wzdłuż murów, chodnikiem przy ulicy. Jeżdżą tędy pojedyncze
samochody. Nieco dalej, widzimy niskie, ale bardzo wzorzyste mury, gdzie
również polecam wejść. Możemy dostać się na niewielki dziedziniec i stopniami
bez poręczy wejść na drugi poziom. Warto zobaczyć to miejsce ze względu na
możliwość wykonania ciekawych zdjęć. Po powrocie z omawianego fragmentu muru,
pójdziemy dalej, ponieważ przed sobą widzimy dwie okrągłe baszty, pomiędzy
którymi widać bramę wejściową. Właśnie ją wybierzemy, żeby przedostać się do
starego miasta. Baszty wyglądają potężnie i dlatego tę bramę wybieramy jako
obowiązkową. Po przejściu na drugą stronę nasze oczekiwania vs. rzeczywistość
szybko mogą nas rozczarować. Stare miasto pozostało tylko z nazwy, ponieważ wewnątrz
murów zobaczymy całe mnóstwo kawiarni i współczesne życie nastawione tylko i
wyłącznie na turystów. Co chwilę właściciele kawiarni nawołują nas, żebyśmy
napili się porannej kawy. W ich pobliżu z łatwością znajdziemy metalowe
stojaki, na których siedzą kolorowe papugi ara i wydają głośne okrzyki. Co
ciekawe, nie są trzymane w klatce, ani nie są uwiązane do stojaka i mimo
wszystko zostają na miejscu. Papugi wydają bardzo głośne odgłosy kiedy jedna z
drugą ocierają się masywnymi dziobami. Mając dość „napięty” program zwiedzania
miasta, myślę, że lepiej na sam koniec pójść do części portowej i zjeść dobre
lody gałkowe. Chodząc losowo wybranymi uliczkami szybko dochodzimy do wniosku,
że wszędzie widzimy to samo – kawiarnie, kolorowe rzeczy dla dzieci oraz balony
na hel. Oczywiście możemy znaleźć kilka ciekawych miejsc historycznych w środku
starego miasta, ale trzeba ich szukać z mapą. Nie są udostępnione do
zwiedzania, dlatego możemy wszystkie atrakcje zobaczyć jedynie z zewnątrz. Myślę,
że lepiej jest dojść do głównego rzędu murów obronnych i iść wzdłuż nich wąską
uliczką. Co chwilę jeżdżą nią osoby na skuterach, ponieważ jest to
najwygodniejszy środek transportu w ciasnym mieście. Na skuterach wozi się
nawet towary do sklepów i wjeżdża jedną z dziesięciu bram. Idąc wąską uliczką
wzdłuż murów, dojdziemy do ruin dawnego kościoła wbudowanego w mury obronne.
Wyglądają całkiem efektownie.
Ruiny dawnego kościoła wbudowanego w mury obronne
Nieco dalej wytężymy naszą uwagę, ponieważ w
murach odnajdziemy małe tunele pozwalające przechodzić pomiędzy poszczególnymi
warstwami. Kiedy zobaczymy pierwszy tunel wejdźmy w niego. Co nas najbardziej
zadziwi? Z pewnością wędrówka długim, ale niskim korytarzem w pozycji pochylonej.
Ma on długość 13m, dokładnie tyle co grubość murów. Wtedy przychodzi taka myśl do
głowy: ile lat budowano mury, ponieważ łatwo dostrzeżesz, że nie ma takiego
miejsca, żebyś mógł zobaczyć przeciwległy mur okalający stare miasto. Tak
wielki teren one kiedyś chroniły. Zadano sobie jeszcze tyle trudu, żeby w
większości miejsc wybudować dwie warstwy, a jedną stronę umocniono potrójnie…
Przechodząc przez pierwszą warstwę nagle znajdziemy się w zupełnie innym świecie.
Zgiełk i odgłosy kawiarni nagle są zamienione na piękną zieleń, ciszę i
wspaniały spokój. Wystarczyło przejść tylko 13 metrów… Teraz znajdujemy się
pomiędzy pierwszą a drugą warstwą murów obronnych. Idziemy szeroką ubitą
ścieżką. My skręcimy w prawo po wyjściu z tunelu, ponieważ tam są najciekawsze
rzeczy do zobaczenia. W miejscu, w którym wyszliśmy widzimy piękną trawiastą
polanę, na której organizuje się imprezy. Ławki są rozstawiane jak w
amfiteatrze. Idąc dalej, możemy podziwiać, jak wielkie są tutejsze mury,
ponieważ stopniowo obniżamy wysokość. W tej części twierdzy miniemy co najwyżej
kilku ludzi. Idziemy tak przez około 10min. Jako, że tutaj wszystko wygląda
podobnie, rozejrzyjmy się za kolejnym tunelem po lewej stronie (w drugiej
warstwie murów). Jest łatwo dostrzegalny, dlatego przejdźmy nim na drugą
stronę. Teraz jesteśmy pomiędzy drugą a trzecią warstwą. Po drugiej stronie
również skręcamy w prawo. Poczujemy podobny klimat, co przed chwilą. Jest
bardzo pięknie. Zielone trawy, spokój i śpiew ptaków po prostu zachwycają.
Przed nami widać kule armatnie, a czym dalej idziemy, tym jest ich więcej. W
końcu dochodzimy do tajemniczego i bardzo długiego tunelu w murze w pobliżu
drzew po prawej stronie. Warto wziąć ze sobą latarkę, ponieważ wygląda na to,
że tunel poprowadzono pod ziemią i pod murami. Widać pozostałości instalacji
elektrycznej, która niegdyś oświetlała to miejsce, a teraz wszystko jest
pourywane. Nieco dalej dotrzemy do ciekawego miejsca.
Nad nami widać most pomiędzy trzecią a pierwszą
warstwą, ponieważ druga warstwa jest zakończona na około siedem metrów przed
mostem. Mamy możliwość przejścia pomiędzy trzecią, a pierwszą warstwą murów. To
kilkumetrowe przejście było bardzo dobrze zabezpieczone w czasach swojej
świetności, ponieważ, jak się przyjrzymy dokładniej, po przeciwnej stronie w
murach widać wiele okienek o wielkości jednego kamienia tworzącego budowlę.
Właśnie tam mury są puste w środku, a w wewnątrz przebywali łucznicy. Niczego
nie świadomi rycerze wpadali w pułapkę bez wyjścia. Stojąc w okolicach mostu,
po prawej stronie widać schody, którymi można wejść do góry i popatrzeć na mury
z dużej wysokości. Teraz mamy widok na całą przestrzeń, pomiędzy trzema
warstwami. Widok jest naprawdę piękny. Trzeba dodać, że mury w okolicach
największej baszty mają aż 21m wysokości! Z poziomu mostu bardzo ładnie widać,
jak dużo ułożono kul armatnich (oczywiście nie są to oryginały). Dla
ciekawskich: mostem można ponownie wejść do starego miasta, ale tutaj tak samo
zobaczymy tylko mnóstwo kawiarni i turystów. Warto jednak przejść samą bramę,
ponieważ jest ciekawie zbudowana. Po powrocie na most, schodzimy tymi samymi
schodami, pomiędzy drugą i trzecią warstwę. Widzimy przed sobą dwa potężne
drzewa dające cień. Liści jest tak dużo, że nie przedziera się choćby najmniejszy
promyk światła. Nie bez powodu pod drzewami zawsze zobaczymy odpoczywających
ludzi. Idąc dalej, będziemy wędrować wśród pięknych, zielonych traw, a w
miejscu, gdzie po obu stronach znajdują się ułożone kule armatnie, nad głowami
z pewnością będzie krążyć większa grupa jaskółek. Warto przystanąć i pooglądać
te ptaki z bliska. Po prawej stronie widzimy największą basztę z flagą Grecji. Jest
potężniejsza niż dwie okrągłe baszty, pomiędzy którymi wchodziliśmy do starego
miasta. Ma kształt bardzo dużego kwadratu i od razu widać, że od tej strony
nadchodziło największe oblężenie. Nie bez powodu w rejonie dzisiejszego nowego
miasta Rodos wybudowano najpotężniejsze mury i największą basztę. Ścieżka i
mury skręcają w prawo, więc i my tak pójdziemy.
Mury obronne Rodos
W rejonie pod basztą jest już nieco więcej turystów,
a po prawej, na trawie, stoi biały posąg. Tak nam się tylko wydaje, ponieważ
jest to kobieta ustylizowana na posąg, która stoi w całkowitym bezruchu. Kiedy
dłużej się przyglądamy macha nam prawą ręką i pokazuje kciukiem „OK”. Wtedy
można się mocno zdziwić. Widok jest bardzo ciekawy. Jako, że jesteśmy na Rodos,
nawet tutaj znajdą się jakieś koty. One są wszędzie. Ścieżka wyprowadza nas do
nowej części miasta, do głównej bramy. Trzeba obowiązkowo tam wejść, ponieważ
wejdziemy na uwielbianą przez wszystkich turystów wybrukowaną drogę rycerską
prowadzącą do Pałacu Wielkich Mistrzów. Po drodze mamy bardzo ciekawe trzy
muzea archeologiczne. Musimy uważać, żebyśmy nie poszli najpierw do muzeów,
ponieważ zapłacimy dużo więcej pieniędzy za wstęp… Najpierw polecam pójść za
tłumem do Pałacu Wielkich Mistrzów (jeśli na zwiedzanie starego miasta i murów
poświęciliśmy około 3h, to o godzinie, w której my przyjdziemy, tłumy będą już wracać.
Część pałacową rozpoznamy bardzo szybko, ponieważ, przed sobą widzimy aż trzy
potężne, okrągłe baszty. Pomiędzy nimi jest wejście do części pałacowej. Po
lewej mamy kasę biletową i to właśnie tutaj kupujemy bilety wstępu, a nie w
innych muzeach, ponieważ każde z nich ma swoją opłatę, a tylko tutaj można
kupić bilet łączony (combined ticket), który uprawnia nas do wstępu do
wszystkich muzeów. Bilet łączony kosztuje 15 EUR, a kupując je osobno w każdym
z muzeów zapłacimy łącznie 34 EUR. Różnica jest aż dwuipółkrotna, więc warto
zacząć zwiedzanie od pałacu. Chociaż ja nie jestem miłośnikiem historii i
muzeów, to jednak uważam, że warto zobaczyć każde z nich. To nie są byle jakie
eksponaty, ale zobaczymy tam rzeczy pochodzące sprzed naszej ery. Widać, że na
Rodos działo się bardzo wiele w tamtych czasach, skoro tyle rzeczy zostało
odkrytych i nadal prowadzi się prace archeologiczne w kilku miejscach. Każdy
zdaje obie sprawę z faktu, że jeszcze wiele zostało do odkrycia, co widać
chociażby po Lindos.
Mury widoczne od zewnętrznej strony Pałacu Wielkich Mistrzów
Pałac Wielkich Mistrzów - główne wejście i droga ryscerska prowadząca do pałacu
Do wyboru mamy cztery muzea (podaję ceny wstępu,
gdybyśmy kupowali osobno bilety): Pałac Wielkich Mistrzów (tu jesteśmy) 8 EUR,
Muzeum archeologiczne 12 EUR, Muzeum artystyczne 8 EUR, bizantyjski kościół 4 EUR. Kupując bilet łączony, zaczynamy
zwiedzanie Pałacu Wielkich Mistrzów. Od razu mówię, że na obejrzenie wszystkich
eksponatów będziemy potrzebować około czterech godzin we wszystkich muzeach,
dlatego zarezerwujmy sobie dużą ilość czasu. Na początku wchodzimy na duży
dziedziniec pałacowy z wielkimi rzeźbami pod każdym łukiem, jaki widzimy przed
sobą. Za kasami mamy wejście do pałacu. Oglądamy w nim głównie eksponaty z
dawnych lat, takie jak naczynia ceramiczne, narzędzia, itp. rzeczy. Później
zwiedzamy poszczególne pomieszczenia w pałacu. Trzeba przyznać, że pokoi mieli
bardzo dużo, aż trudno je zliczyć. Moją uwagę najbardziej przykuwały
artystycznie mozaiki w wielu pomieszczeniach, które ułożono z drobnych kamieni, potężne świeczniki, czy też piękno samego pałacu od
wewnątrz. Muszę dodać, że został on wyremontowany w taki sposób, żeby jak
najbardziej oddawał klimat dawnych czasów i to z pewnością się udało
konserwatorowi zabytków. W dwóch pokojach zobaczymy jednak ogromne żyrandole
widzące na łańcuchach, które ewidentnie nie pasują do tamtej epoki, ponieważ przypominają
nowoczesne żyrandole z Ikei. To tylko niewielkie niedociągnięcie, ale reszta,
jak najbardziej przyciąga wzrok. Do zwiedzania mamy udostępnione dwa wielkie
piętra. Kiedy zwiedziliśmy już część pałacową polecam pójść do Muzeum Archeologicznego.
Tam poświęcimy najwięcej czasu, ponieważ na początku wejdziemy na bardzo
podobny dziedziniec, gdzie tak samo mamy udostępnione dwa piętra do zwiedzania.
Również tutaj mamy całe mnóstwo pokoi, a w każdym z nich umieszczono liczne
eksponaty (głównie ceramikę). Właśnie dla niej warto przyjść, ponieważ trudno
uwierzyć, że ponad 2000 lat temu ludzie potrafili wykonywać tak kolorowe i
rzeźbione naczynia. Muzeum jest o tyle ciekawe, że do zwiedzania udostępniono
dosłownie wszystko, dlatego niech nam się nie wydaje, że przejście dwóch pięter
i wejście do każdego pokoju to już jest koniec. Wręcz przeciwnie. Wejdziemy do
potężnej hali z bardzo wielkimi eksponatami, a później przejdziemy do kolejnych
miejsc z odnogami i odnogami odnóg… Wchodząc do jednego pomieszczenia,
zobaczymy, że jest przejście do ogrodu, z ogrodu, do kolejnego budynku, a w tym
budynku z poszczególnych pokoi do innych pokoi. I tak zobaczymy, ze na to
muzeum poświęcimy około 2,5 godziny chcąc tylko pobieżnie obejrzeć eksponaty. Trzeba
pamiętać, że tutaj jest mnóstwo odnóg, ale nie musimy się bać, że pogubimy się,
ponieważ i tak wyjdziemy do głównej części pałacowej. Po przeciwnej stronie
brukowanej ulicy przejdziemy do Muzeum Artystycznego. Jest to większa hala,
gdzie skupiono się na artystycznie malowanej ceramice i talerzach. Możemy tutaj
zobaczyć, jak wiele pięknych naczyń odkryto, a gdy bliżej przyjrzymy się
wielkim wazom, to zauważymy, jak starannie je posklejano z dziesiątków małych
części. Ktoś wykonał bardzo dobry kawał pracy. Uważam, że warto zobaczyć
wszystkie eksponaty. Ostatnie muzeum to bizantyjski kościół. Warto go zwiedzić
ze względu na architekturę. Można zobaczyć, jak z kamienia wybudowano potężne
łuki wieńczące sklepienia i jak ciekawie do środka wpada światło słoneczne. Kościół
jest duży, dlatego, przebywając w głównej części, czujemy ogrom przestrzeni.
Jest naprawdę pięknie wybudowany pod każdym względem.
Mapa muzeów - pamiętajmy, żeby nie pomylić kas biletowych i kolejności zwiedzania
Mapa muzeów - pamiętajmy, żeby nie pomylić kas biletowych i kolejności zwiedzania
Eksponaty w muzeach, kamienne mozaiki z drobnych kamieni, świecznik i wielka hala z kolumnami
Sklepienie kamiennego kościoła bizantyjskiego
Na terenie muzeów
Kiedy opuścimy ostatnie muzeum, zobaczymy niewielu
ludzi, ponieważ zegarki wskażą nam godzinę 16.00. Polecam więc jeszcze na koniec
dnia udanie się w rejon wielkiego bukietu kwiatów i zakupienie lokalnej oliwy w
czarnych puszkach, ponieważ jest najwyższej klasy i po bardzo dobrej cenie.
Wracając w stronę głównego przystanku autobusowego przejdźmy z powrotem do
części portowej. Polecam kupić pyszne lody w tutejszych budkach i przejść w
stronę plaży Rodos. Mapa nie będzie nam potrzebna, ponieważ wystarczy iść tylko
przed siebie. Miniemy meczet Sulejmana, nieudostępniony dla zwiedzających, czy
też ogromną Bibliotekę Osmańską. Nie pytajmy Greków o meczet, bo oni nie
przepadają za Turcją. W końcu przez ponad 400 lat wyspa była okupowana przez
nich. W około 15min dojdziemy do przepięknej plaży Rodos, mijając po drodze
luksusowe, kilkupiętrowe kasyno. Plaża jest piaszczysta, bardzo duża i ciągnie
się setkami metrów. Złote piaski jednocześnie są końcem wyspy Rodos i dlatego
można powiedzieć, że sama plaża jest mocno wysunięta w morze, tworząc żółty
cypel owiewany silnymi wiatrami. Tutaj stykają się dwa morza, dzięki czemu zobaczymy
piękny kolor wód. Na początku wychodzimy na bardzo szeroki, piaszczysty teren,
gdzie nie ma ani jednego parasola ani leżaka. Każdy może się rozłożyć z
ręcznikiem, a miejsca na pewno nie zabraknie. Polecam przyjść w to miejsce,
ponieważ po drugiej stronie wody widzimy górzystą Turcję. Jednak nie góry
Turcji zachwycą nas najbardziej. Styk dwóch mórz i głębiny morskie powodują, że
przy plaży widzimy niesamowity kolor wód. Przy brzegu morze ma barwę jasnego i
intensywnego błękitu. Kilkanaście metrów w głąb te same wody są jakby
oddzielone równoległą do brzegu linią, za którą patrzymy na ciemnogranatowe
głębiny morskie. Widok jest tak niezwykły, że aż trudno uwierzyć. Inna kwestia
to fakt, że gdy wieje wiatr i powstają duże fale, równa linia oddzielająca
jasne wody od tych granatowych ciągle jest równa.
Styk dwóch mórz: Egejskiego i Śródziemnego
Widząc, jak tu jest pięknie postanowiłem, że pójdę
wzdłuż całej plaży i zrobię zdjęcia tego ciekawego zjawiska. Nie bez powodu w
drugiej części, wybudowano mnóstwo, wielopiętrowych hoteli. Można powiedzieć,
że połowa plaży jest niezagospodarowana, a druga połowa bardzo mocno. W części
z hotelami mimo wszystko nie widziałem dużego ruchu, a za to mogłem wykonać
kilka dobrych ujęć. Co mnie jeszcze zachwyciło w tym miejscu? W rejonie z
hotelami polecam wyjść na wielki, betonowy blok wyprowadzony w morze. Na jego
końcu rozbijają się duże fale z wielkim impetem, dlatego nie radzę podchodzić
do samego końca. Z betonowego bloku możemy wykonać bardzo dobre zdjęcia
pokazujące całe zjawisko. Wracając plażą do punktu wyjścia znowu jesteśmy w
części niezagospodarowanej. Warto jeszcze raz przyjrzeć się równej linii. Idąc
wzdłuż zabudowań zobaczymy, że wzdłuż nich rozstawiono trzy skupiska leżaków i
parasoli w czterech rzędach. Dwa z nich są w kolorze ciemnoniebieskim, a w
środkowym cień dają parasole ze słomy. Patrząc w morze zauważymy coś dziwnego.
Nie ma żadnego dojścia, a kilkadziesiąt metrów w głąb morza stoi betonowa konstrukcja,
przypominająca lotniskowe schody prowadzące do samolotu. Kiedy przyjrzymy się im
dłużej, zobaczymy, że ludzie płyną do nich, wchodzą na różne poziomy wieży i
skaczą na głowę do wody. Dopiero po dłuższym przyjrzeniu się sprawie odkryjemy,
po co wybudowano betonowe stopnie na środku morza… Jak widać, dzień w mieście
Rodos jest bardzo długi, dlatego przyjeżdżajmy jak najwcześniejszym autobusem i
zwiedzajmy ile tylko się da, ponieważ atrakcji nie brakuje, a jeśli chcemy
dokładnie zobaczyć najważniejsze miejsca, to będziemy potrzebowali mnóstwo
czasu. Jak widać, czasu na kąpiel już zabrakło, ale za to mogłem wykonać serię
dobrych zdjęć na plaży, pokazujących ciekawe zjawisko, jakim z pewnością jest równa
linia, oddzielająca płycizny od głębin morskich. Najbardziej jednak podobały mi
się średniowieczne mury i baszty, ponieważ, kiedy zastanowimy się nad faktem,
ile czasu mogli je budować joannici, to zobaczymy, że jest to budowla na skalę
światową. Przytłacza swoim ogromem i co najważniejsze, będziemy obcować z
bogatą historią.
Niezwykłe kolory wód oddzielone równą linią i plaża na Rodos
4. WYSPA CHALKI
Rajska zatoka na wyspie Chalki
Na Rodos przychodzi taki czas, kiedy musimy się
zastanowić nad rejsem do którejś z małych wysp – Chalki lub Symi. Obie mają
podobny klimat, dlatego należy kierować się głównie tym, co nas interesuje.
Symi oferuje piękne widoki, możliwość zobaczenia typowo greckiej architektury
oraz mnóstwo kapliczek i jednego kościoła. Moim zdaniem Chalki oferuje więcej
atrakcji, ponieważ mamy wszystko to co na Symi, ale dodatkowo skorzystamy z dwóch
fenomenalnie pięknych plaż. Wybór jest więc oczywisty: płyniemy na Chalki! Jestem
miłośnikiem pięknych krajobrazów, dlatego ta część najbardziej mnie interesuje,
ponieważ domki w stylu greckim i kościoły mamy wszędzie, a piaszczyste plaże z
krystalicznie czystymi, błękitnymi wodami są zawsze perłami wysp greckich. Z
tego względu wybór padł na Chalki. Wycieczkę możemy zorganizować na dwa
sposoby: na własną rękę, albo z biurem podróży. Biuro podróży oczywiście
zażyczy sobie dużo większej opłaty, a my chcemy mieć piękną wycieczkę i nie
wydawać niepotrzebnie pieniędzy. Z tego względu polecam organizację wycieczki
na własną rękę. Wystarczy, że pojedziemy autobusem komunikacji miejskiej do
ostatniego przystanku w mieście Rodos. Do portu Mandraki mamy zaledwie 500m
pieszej wędrówki, więc wybieramy pierwszy kurs autobusem do Rodos i po
przyjeździe idziemy do portu. Lokalne firmy same ci zaoferują rejs na Chalki
lub Symi. Wystarczy, że przejdziesz się wzdłuż wybrzeża i rejs już masz
załatwiony. Nawoływacze szukają chętnych, a i tak najprawdopodobniej na jednym
ze statków zobaczymy wycieczkę organizowaną przez któreś biuro podróży.
Zaoszczędzimy w ten sposób około 30 EUR. To dużo, ponieważ wycieczki z biur
podróży przyjeżdżają do tego samego portu i jadą autokarem, więc tak naprawdę
niczego nie zmieniamy poza opłatą. Trzeba dodać, że autobusy komunikacji
miejskiej są wygodne i klimatyzowane, więc komfort jazdy mamy taki sam.
Z Rodos płyniemy 1h 10min, a sama wyspa znajduje
się około 6km na zachód od najdalej wysuniętego punktu Rodos. W trakcie rejsu
zobaczymy zielone i lesiste zbocza gór na Rodos, a po 30min przepłyniemy obok
małej wyspy, gdzie ludzie założyli farmę ryb na morzu. W tym miejscu można ze
statku podziwiać podskakujące delfiny, jeśli tylko będziemy mieli szczęście. Kiedy
podpływamy do Chalki panorama wyspy bardzo przyciąga wzrok, ponieważ po prawej
widzimy wysoką górę, a przed nami kolorowe domy z czerwonymi dachami, co jest
niezwykłe. Na wyspie mieszka 300 ludzi w sezonie, a w zimie około 80. Na Chalki
długo brakowało wody i przywożono ją beczkowozami. Dopiero od roku 2016
wydrążono studnię głębinową i w większej części może być pokryte
zapotrzebowanie na nią. Najczęściej mieszkańcy kupowali butelkowaną wodę, która
jest przywożona statkami. Mieszkańcy nie mają nawet swojego źródła energii.
Prąd jest dostarczany kablem poprowadzonym dnem morskim z elektrowni
znajdującej się na południu Rodos. Jeśli ktoś lubi architekturę, to na Chalki
nie ma zbyt wiele okazałych budowli, lub związanych ze znaczącą historią.
Znajdziemy tu jeden kościół o nazwie Agios Nicolaus, 360 kapliczek (wypada
średnio 1,5 kapliczki na mieszkańca) i biały ratusz. Kościół jest bardzo
ciekawy ze względu na architekturę. Co mi się w nim podobało? Przede wszystkim
chodniki wybudowane z niezwykle równo poukładanych, białych i małych otoczaków.
Na środku ułożono kilka wzorów w kształcie rozety. Przyglądając się chodnikowi
o dużej powierzchni od razu zobaczymy ogrom pracy, jaką włożono w tak staranne
przygotowanie i wykonanie deptaka przed kościołem. Schody do niego również
wykonano w takim samym stylu. Przed kościołem rośnie pojedyncze drzewo z
owocującymi granatami.
Wyspa Chalki widoczna ze statku, kolorowe domy na wyspie, owocujące drzewo granatowe przy kościele Agios Nicolaus, wielki kunszt budowniczych chodników na wyspie
Drugą atrakcją jest przejście w stronę ratusza,
czyli pójdziemy główną drogą, biegnącą równolegle wzdłuż portu. Gdy wysiadamy
ze statku, to musimy pójść w lewą stronę drogi. Dochodzimy do rzucającego się w
oczy ratusza z wieżą zegarową. Będziemy musieli trochę pójść pod górę.
Zobaczymy dwa rzędy falistych schodów prowadzących do niego. Najczęściej tutaj
ludzie robią sobie zdjęcia. Jak zauważyłem, przy ratuszu prawie wszyscy
zawracają, ponieważ nikt nie wie, co jest dalej. Moja natura miłośnika gór
podpowiada mi zawsze „wejdź na szczyt”. Dzięki temu odkryłem, że idziemy
spalonym słońcem zboczem góry, gdzie okrężną drogą schodzimy do pięknej plaży z
błękitnymi wodami. Szybko zauważymy, że tą dróżką idziemy tylko my, bo
zdecydowana większość nie miała odwagi pójść w miejsca, o których się nigdzie
nie pisze, a warto, ponieważ z ogólnie utartych tras nie zobaczymy tego, co
stąd. Zboczem góry prowadzi jedyna i wyasfaltowana droga, więc jest bardzo
łatwo i przyjemnie. Po wejściu na szczyt lokalnego wzniesienia mamy piękny
widok na wyspę Chalki oraz odsłania nam się piękna i bezwietrzna zatoka z
niesamowitymi wodami. Wszystkie wycieczki wędrują na skróty, ponieważ w 10min
można dojść do tej samej plaży, idąc na wprost przed siebie (tam, gdzie widać
zielony dach tawerny z bujnymi drzewami). Będzie trochę pod górę, ale na
początku asfaltową drogą i później kamiennym chodnikiem dotrzemy do celu. Nasza
droga zajmuje około 25min, ale jest o wiele bardziej widokowa. Poniżej szczytu
wzniesienia trafimy na… bazę wojskową, gdzie stacjonują uzbrojeni żołnierze. Nie
ma się co bać, bo w końcu tą drogą chodzą turyści. Jest tylko ostrzeżenie, żeby
nie fotografować, a jeśli ktoś wyciągnie aparat, to powiedzą tylko, żeby nie
robić zdjęć. Wiem, bo przed nami szła para emerytów z Czech. Oni najwidoczniej
też chcieli zobaczyć coś więcej.
Droga dojściowa do ratusza i schody prowadzące do ratusza
Schodząc drogą, poniżej bazy wojskowej, po lewej
stronie zobaczymy pięknie kwitnące agawy. Jej kwiaty mają kilka metrów
wysokości i raczej wyglądają jak drzewa. W tym samym miejscu widzimy białą
kaplicę poniżej nas, która na tle błękitnej zatoki prezentuje się bardzo
pięknie. Poniżej jej poziomu polecam wyciągnąć aparat i zrobić mnóstwo zdjęć,
ponieważ mamy stąd najpiękniejszy widok na dwie piaszczyste plaże oraz błękit morza.
Wody są tak czyste, że praktycznie wszystko widzimy na dnie, pomimo dużej
odległości. Droga prowadzi bezpośrednio do tawerny i łączy się z kamiennym
chodnikiem, którym przychodzi większość wycieczek. Poniżej tawerny widać piękną
plażę i w ramach odpoczynku obowiązkowo trzeba wejść do morza i się wykąpać. Zatokę
uwielbiają przede wszystkim miłośnicy nurkowania, ponieważ jeśli wypłyniemy
trochę dalej od brzegu, to na dnie widać dużo roślin i czasem ryby. Ja sam
musiałem wejść do wody i nacieszyć się krystalicznie czystymi wodami. Dzięki
takim miejscom czujemy naprawdę greckie wakacje. Chalki polecam głównie osobom,
które uwielbiają kąpać się w morzu, uwielbiają piękno krajobrazów i szukają
spokoju. Na Chalki nie ma ruchu samochodowego. Raczej na ulicach zobaczymy
tylko pojedyncze motocykle i skutery. Dlatego, jeśli chcemy zwiedzić wyspę
wszystkie odległości pokonujemy pieszo. Słyszałem i czytałem nawet, że kursują
tu od czasu do czasu małe busy, którymi możemy pojechać do dwóch innych
miejscowości, które są bardzo malutkie. Widać do nich drogę, gdy wracamy z
plaży, albo, gdybyśmy próbowali dotrzeć do widocznej drugiej plaży
piaszczystej, na której nigdy nie ma ludzi. Jest to plaża powstała w wyniku
zapadnięcia się stromego zbocza. Nie ma możliwości dojścia do niej z lądu. Możemy
jedynie z prawej strony głównej plaży popłynąć wpław i tylko w ten sposób do
niej dotrzeć. Odległość jest dość duża, więc ktoś, kto ma dobrą kondycję i umie
pływać może tam się wybrać. Żeby zminimalizować dystans, którym będziemy płynąć,
możemy pójść drogą prowadzącą do następnej miejscowości i zejść widoczną
ścieżką na skraj kamienistego zbocza. W jednym miejscu usypano widoczne zejście
do skał częściowo zanurzonych w morzu. Zazwyczaj spotkamy kilku ludzi, którzy
się opalają na nich. Możemy pójść w ich ślady, z tą tylko różnicą, że skały
wykorzystamy jako punkt początkowy do wypłynięcia do bezludnej plaży. Do
przepłynięcia mamy jakieś 100m. Nawet jeśli umiemy pływać i ale nie mamy dobrej
kondycji, tutaj mamy duże szanse powodzenia, ponieważ na dnie morza leży dużo
podobnych skał, które są bardzo widoczne. W słoneczne dni nie występują fale
ani wiatr, więc możemy się przytrzymać skał i odpoczywać w drodze na plażę. Ciekawostką
jest fakt, że nad nią wiszą piękne paprocie, które rosną na skraju urwiska
wysokiego na kilka metrów. Widoki z obu plaż są przepiękne, a kolor wód po
prostu zachwyca.
Niesamowita plaża na Chalki
Większość czasu polecam spędzić zdecydowanie na
pływaniu, korzystając najpierw z głównego kąpieliska, a później, jak kto woli,
próbować dotrzeć do bezludnych piasków. Trzeba przyznać, że Chalki jest bardzo
piękną wyspą i gdybym miał wybrać Symi lub Chalki wybrałbym tę drugą. Na sam
koniec polecam jeszcze spróbować lodów, o których wspominałem już na początku
artykułu. Jedynie tutaj miejscowi ludzie wytwarzają lody figowe i o smaku
opuncji. Kobieta nakłada nam naprawdę duże, podwójne gałki, gdzie płacimy za każdą
po 2,5 EUR. Oczywiście do wyboru mamy mnóstwo innych smaków,
ale chcemy spróbować czegoś, czego nie ma na innych, sąsiadujących wyspach. Tawerna,
która oferuje oba smaki znajduje się tuż przy porcie, co widać na załączonym
zdjęciu. Jeszcze trzeba coś powiedzieć o wodzie po stronie portu. Morze ma
kolor szmaragdowy, ponieważ jest bardzo głębokie. Do portu przypływają nawet
większe statki wycieczkowe, dlatego dno zostało sztucznie pogłębione. Wraz z
ostatnim rejsem, po godzinie 16.00-17.00 (w zależności od pory roku), życie we
wiosce zamiera. Tawerny głównie są nastawione na przyjazd turystów. O dziwo
nawet na booking.com można zarezerwować hotele na wyspie Chalki. Wystarczy
tylko dopłynąć... Chalki raczej nie jest traktowana jako główna wyspa na urlop.
Raczej przyjeżdżają tutaj ludzie na jednodniowe wycieczki zachęceni przez biura
podróży lub przed lokalne firmy w porcie w Rodos.
Lody figowe i o smaku opuncji oraz opuncja występująca w naturze
Piękna zatoka przy głównej plaży na wyspie Chalki (widoki w okolicy kaplicy), kwitnąca agawa - kwiaty wyglądają jak drzewo
Bezludna plaża, do której dopłyniemy tylko o własnych siłach
Tutaj kupimy lody o smaku figowym i o smaku opuncji oraz kwitnące bugenwille na wyspie Chalki
5. DŁUGA PLAŻA W AFANDOU
Ciągnąca się kilometrami piaszczysto-kamienista plaża Afandou
Jeśli lubimy pływać i nie przeszkadza nam
kamienisto-piaszczysty charakter plaży, to Afandou będzie dla ciebie. W
zależności, gdzie wybrałeś swój hotel, jako miejsce na urlop, można tu dojechać
każdym autobusem kursującym na odcinku Rodos-Lindos. Plaża wyróżnia się przede
wszystkim długością i… spokojem. Dlatego warto odwiedzić Afandou. Plaża ma
długość ponad 5km i całą możemy przejść w zupełnym spokoju... Ciągnie się od wioski
Kolymbia aż w pobliże miasta Faliraki. Jeśli jesteśmy w Afandou i czekamy na
zakwaterowanie, to warto w ramach poznawania okolicy przejść jakiś fragment
plaży. Na pewno codziennie będziesz tu wracać, żeby się wykąpać. Zaczynając
wędrówkę plażą od Kolymbii przejdziemy w pobliżu niewielkiego, skalistego
zbocza opadającego do morza. W tym miejscu możemy spróbować któregoś ze sportów
wodnych, ponieważ działa tutaj wypożyczalnia sprzętu wodnego. Gdy będziemy
głodni, lokalna tawerna oferuje dobre dania. Następna będzie odległa o około
1,3km wędrówki stąd. Idąc dalej, widzimy góry odległe od nas o około 5,5km.
Będziemy iść linią brzegową dokładnie w ich stronę. Spacer plażą trwa trochę
dłużej niż drogą asfaltową na tym samym odcinku, ponieważ piasek dość mocno
zapada się pod nogami, a wędrówka otoczakami (okrągłe kamienie, wyszlifowane piaskiem
i przez wody morza) jest odczuwalna dla stóp, ponieważ do przejścia mamy ponad 5km
plaży.
Pierwsze dwa kilometry są zupełnie ciche, bezludne
i spokojne. Gdziekolwiek rozłożymy ręcznik lub koc, będziemy mieli takie same
warunki do pływania. Przez pierwsze dwa metry od linii brzegowej dno opada
powoli, a później nagle o około 30cm. Później jest nieco głębiej. Zaletą
kamienistego wybrzeża jest fakt, że wody są krystalicznie czyste i błękitne. Pływać
w takim miejscu to sama radość! Chodząc po dnie morskim szybko poczujemy, że
okrągłe kamienie działają, jak dobry masaż stóp i dlatego nie przekreślajmy tego
typu plaży. Wybierając hotel, wolałem, żeby okolica była spokojna i ciekawa pod
względem widokowym. Afandou spełnia wymienione warunki idealnie, ponieważ
krystalicznie czystych wód nie można nawet zmącić, ponieważ na dnie leżą tylko
kamienie. Przed nami widać otwarte morze. Plaża na kilka metrów od linii
brzegowej jest kamienista, a później przez 20m szerokości jest piaszczysta.
Jedynie w jednej trzeciej długości przebiega długi ale wąski pas otoczaków. Wędrówka
plażą Afandou jest bardzo przyjemna, ponieważ czujemy że odpoczywamy, a na
morzu tworzą się niewielkie fale wydające cichy szum. Mniej więcej poza połową
plaży widzimy w zaroślach jedyny hotel „Dessole Lippia”, odległy od niej o koło
300m. Na plaży wystawione są tylko leżaki i parasole należące do tego obiektu.
Później znowu nie ma nic… Dopiero pod koniec, na 3,8-5,0km widać większe
zagospodarowanie. Na tym odcinku zobaczymy kilkupiętrowe hotele i mnóstwo
leżaków i parasoli. Charakter plaży nie zmienia się do samego końca. Ciągle widzimy
tej samej szerokości pas kamieni i znacznie szerszy pas piasków. To, co
najbardziej przyciągało moją uwagę, to fakt, że licząc od Kolymbii aż do połowy
długości plaży kwitną bardzo piękne, białe kwiaty wyrastające bezpośrednio z piasków.
Kwitną gromadnie.
Trzeba jeszcze wspomnieć o samej jakości kąpania
się w morzu. Wiemy, że kamieniste dno działa, jak dobry masaż stóp, ale trzeba
powiedzieć jeszcze coś o falach. W słoneczny dzień powstają tu bardzo niskie
fale. Można usiąść na dnie morza i czekać aż będą rozbijać się o nas. Najciekawszy
jest przepływ statków wycieczkowych, które płyną do Lindos. Za każdym razem
widzimy je w oddali, a po 15 minutach od ich ujrzenia na wprost nas, na plażę
dociera seria pięciu większych fal powstających od śruby napędowej statków. Obserwujemy
tylko kiedy dotrą do nas. Nadal można siedzieć na dnie, ale zarzuci nami
mocniej. Na Afandou efekt jest najbardziej widoczny, ponieważ w odległości
kilkuset metrów przed ich nadejściem widzimy kłęby białej piany w oddali. Piana
jest efektem piętrzenia wód, a nie nieczystości. Morze jest błękitne, a wody są
krystalicznie czyste. Mało jest miejsc na Rodos z tak pięknym morzem. Pięknie
słychać powstawanie fal i rozbijanie o brzeg. Efekt jest naprawdę ciekawy.
Polecam przybyć na Afandou po godzinie 9.30, a wtedy zobaczymy omawiane
zjawisko. Plaża Afandou jest piękna jeszcze z jednego względu. Wschody słońca
są bardzo efektowne nawet, gdy nie ma chmur. Najpierw pokazuje nam się czerwona
tarcza nad powierzchnią wód morza, a później widzimy czerwony, błyszczący pas dzielący
morze na dwie części. Widok jest naprawdę niesamowity! O tej porze warto
spojrzeć w stronę gór w okolicach Faliraki. Przybierają czerwonawo-pomarańczowy
kolor – podobnie, jak pasy kamieni ciągnące się kilometrami na plaży. Efekt
trwa około pół godziny. Później warto przyjść po godzinie 9.30, żeby zobaczyć
serię pięciu fal i przede wszystkim błękit morza, ponieważ jest niezwykły. W
celu pokazania piękna tego miejsca wchodziłem z aparatem do wody, najgłębiej,
jak tylko mogłem i robiłem zdjęcia „z góry”. Jeśli jesteśmy przemęczeni tłumami
ludzi, albo w naszej okolicy jest zbyt duży ruch turystyczny, to polecam tę
plażę jako miejsce pełne spokoju i pięknych widoków. Poboczna ulica, równoległa
do głównej drogi szybkiego ruchu znajduje się blisko 100m od plaży, więc nie
będzie dla nas uciążliwa. Od czasu do czasu przejeżdża tamtędy jeden samochód
lub skuter. Droga szybkiego ruchu znajduje się 400m dalej, po drugiej stronie. Nie
jesteśmy nawet świadomi, że tam jest, ponieważ odgradza nas duży pas zieleni i
drzew. Przechodząc całą plażę Afandou czujemy spokój, widzimy piękne kwiaty,
błękit morza oraz trafimy na kilka tawern – jedna na początku, druga odległa o
1,3km od tej pierwszej, a kilka kolejnych znajdziemy w części hotelowej – bliżej
końca.
Bajeczny wschód słońca i pas światła na morzu oraz czerwieniejąca plaża od wczesnoporannego słonca
6. MONOLITOS
Widok z ruin zamku na skale Monolitos
Monolitos to ciekawa samotna skała, dosłownie
wyrastająca z wielkiego, płaskiego terenu. Dookoła zielonych równin widzimy
piękne wzgórza i góry. Sama skała ma wysokość 236 m n.p.m. Jest w większości
porośnięta świerkami. Widzimy ją ponad zatoką Kerameni. Na szczycie Monolitos
znajdują się ruiny zamku, który jest udostępniony dla turystów. Na terenie ruin
najbardziej wyróżnia się biała kapliczka i to ona jest głównym punktem, który
widzimy na tej skale. Mury i ruiny zamku w dużej części zarosły. Zamek był
zbudowany w 1476r. przez joannitów. Wykorzystali do tego celu dawne ruiny twierdzy bizantyjskiej. Do Monolitos
możemy dojechać oznakowaną drogą. Niestety nie jeżdżą tutaj autobusy, więc albo
możemy przyjechać samochodem, albo mamy opcję wykupienia wycieczki w lokalnym
biurze podróży lub u naszego tour operatora. Monolitos nie jest głównym punktem
wycieczkowym, dlatego łączy się go z innymi atrakcjami, jak starożytne miasto
Kamiros, czy Dolina Motyli. Najlepiej więc wykupić objazdówkę, która w jeden
dzień „załatwi” podobne punkty rozrzucone po całej wyspie. Jako, że ruiny
znajdują się na szczycie skały, będziemy musieli pójść mocno pod górę.
Wybudowano nawet kamienne stopnie w świerkowym lesie. Niestety w wielu
miejscach kamienie obsuwają się na krawędziach. Z poziomu ruin Monolitos mamy
przepiękny widok na wybrzeże Rodos oraz na wyspę Chalki, którą polecam
odwiedzić. Jeśli chcemy urozmaicić naszą wyciekę, możemy jeszcze przedłużyć
sobie pobyt związany z tym miejscem. Z Monolitos możemy pójść bardzo krętą
ścieżką o długości 5km i dojść na plażę Fouri.
Ciekawostką jest fakt, że na jej wschodnim końcu
zauważymy stopnie prowadzące do sztucznie wykutych w skale jaskiń. Najczęściej
służyły jako miejsce pochówku. Z jaskiń możemy podejść jeszcze kamiennymi schodami
w dół, do lokalnego zagłębienia terenu, nazywanego przez miejscowych „wanną
królowej". Chociaż nie wiadomo dokładnie, jakie było przeznaczenie tego
miejsca, to uważa się, że rybacy używali go do magazynowania skorupiaków. W
pobliżu mamy niewielką wioskę o nazwie Monolithos licząca około 180
mieszkańców. Pomimo takiego położenia i niewielkiej liczny ludności, przetrwała
wszystkie wojny prowadzone na Rodos. Monolitos jest bardzo ciekawym miejscem i
w zależności od czasu jakim dysponujemy, możemy poszerzać program naszej
wycieczki, kiedy przyjechaliśmy tutaj wypożyczonym samochodem. Z pewnością zachwyci
nas piękna zieleń wyspy, podczas, gdy widoczna w tle Chalki jest zupełnie
spalona słońcem…
Monolitos i widoki z okolic tej skały
Samotna skała z twierdzą i kaplicą na szczycie
7. KAMIROS
Ruiny starożytnego miasta Kamiros
Co kryje się pod tą nazwą? To ruiny antycznego
miasta, które jest uważane za pierwsze na wyspie Rodos. Odkrycia antycznego
miasta dokonano w roku 1859 i do dziś trwają tam prace archeologiczne. Kiedy
przyjrzymy się układowi Kamiros łatwo można dojść do wniosku, że mamy do
czynienia z akropolem, czyli miastem na górze. Dawni mieszkańcy bardzo dobrze
wykorzystali ukształtowanie terenu. Całe miasto wybudowali na lekko pochyłym
zboczu, a na samej górze wykopano ogromną cysternę, gdzie gromadzono wodę
pitną. Oczywiście głównym miejscem była świątynia oraz plac przed nią. To tam
przekazywano ważne dla mieszkańców informacje i tam najczęściej gromadzili się
ludzie. Domy bardziej zamożnych znajdowały się w pobliżu świątyni i w
najniższej części Kamiros. Kiedy pójdziemy w głąb miasta, szybko zauważymy, że
miasto liczyło dość sporo mieszkańców, ale domy większości były ciasno
„upakowane” i każdy składał się tylko z jednej izby i kuchni na zewnątrz. Najciekawszą
cechą Kamiros był fakt, że nie ma pozostałości po żadnej twierdzy. Uważa się,
że mieszkańcy zajmowali się głównie rolnictwem, a w tamtych czasach nie czuli
większego zagrożenia. Jedynie od strony południowej wybudowano niewielki mur
obronny. Na terenie rynku i w pobliżu świątyń można jeszcze zobaczyć cokół, na
którym składano ofiary. Patrząc z perspektywy miasta można pomyśleć, że są
dobrze ukryci na wyspie, ponieważ dookoła widać tylko zieleń i gęste krzaki. Aż
trudno uwierzyć, ale miasto zostało najprawdopodobniej zburzone w 142 roku
p.n.e. w wyniku trzęsienia ziemi. Można powiedzieć, że już na początku naszej
ery to miasto było historyczne… Mnie najbardziej zachwycił rząd kolumn, który
ciągnie się dość długim pasem. Wyglądają efektownie. Bilet wstępu do miasta
kosztował 8 EUR. W słoneczny dzień jest w mieście ciepło i duszno. Weźmy ze
sobą więcej wody i postarajmy się zajrzeć do jak największej ilości miejsc,
ponieważ możemy przejść głównym traktem przez środek miasta, a możemy obejść go
od prawej i lewej stronie dość szerokimi ścieżkami wydeptanymi pod lasem. Warto
poznać wszystkie szlaki. A kiedy zobaczymy sześcienne kamienie na końcach ruin
domów nie stawajmy na nich, żeby zrobić dobre zdjęcie, ponieważ zawierają one
starożytne inskrypcje i stanowią wartość historyczną, której nie należy
niszczyć.
Ruiny miasta oraz główny trakt w Kamiros
8. PRASONISSI
Plaża Prasonissi
Jedna z najciekawszych plaż piaszczystych na całej
wyspie Rodos. Znajduje się dokładnie na przeciwnej stronie wyspy. Od miasta Rodos
musimy pojechać aż… 92km. Pomyślano nawet o autobusach komunikacji miejskiej,
które jeżdżą tam z Rodos do 30. września. Bilet kosztuje 10,50 EUR, co bardzo
się opłaca w porównaniu z cenami wycieczek, za które zapłacimy o wiele więcej. Co
jest takiego niezwykłego w tej plaży. Jednym słowem: DUŻO! Po pierwsze, jest to
piaszczysty półwysep połączony piaszczystym przejściem – przesmykiem. W zimie
jest on zalewany wodą, więc powstaje wyspa. Najbardziej charakterystycznym
elementem plaży są dość silne wiatry rzędu 5-7 w skali Beauforta. W rejonie
półwyspu łączą się dwa morza: Śródziemne i Egejskie, przez co możemy spodziewać
się specjalnych warunków. Na miejscu styku dwóch mórz zawsze mamy jakieś
ciekawe zjawiska. Po stronie Morza Egejskiego powstają przynajmniej dwumetrowe
fale, którą wykorzystują doświadczeni windsurfingowcy lub kitesurferzy. Po
stronie Morza Śródziemnego powstają bardzo dobre warunki dla osób
początkujących, lub jeśli chcemy, na desce surfingowej pływać z dużymi
prędkościami. No właśnie… a skąd wziąć sprzęt do uprawiania sportów wodnych? Na
miejscu działa wypożyczalnia sprzętu sportowego i co lepsze… jest tu polska
szkoła kitesurfingu! Łącznie mamy do dyspozycji aż trzy centra surfingowe. Możemy
nawet wziąć lekcje z instruktorem. Jeśli chodzi o miejsce na plaży, to na pewno
nie zabraknie go dla nikogo nawet w środku sezonu, ponieważ piaszczysty teren
jest rozległy. Sama część wyspowa jest lekko górzysta. Teren wznosi się nieco
ponad poziom morza i możemy zrobić naprawdę dobre ujęcia samej plaży
Prasonissi, czy też fragmentów obu mórz. Na wyspie zobaczymy tylko skały i
bardzo niskie krzaczki oraz trawy. Są to zazwyczaj rosnące duże kępy traw. Z
wyspy mamy bardzo dobry widok na surfingowców i kitesurferów. Jeśli ktoś,
oprócz pływania i sportów wodnych jest miłośnikiem dobrego krajobrazu, to
Prasonissi jest dla niego. Można tutaj zrobić naprawdę kilka dobrych ujęć.
Plaża Prasonissi i widok na dwa morza. Wietrzna plaża
9. DOLINA MOTYLI
Dolina Motyli
Można powiedzieć, że to sztandarowe miejsce na
Rodos. Tam po prostu trzeba być! O dolinie można wiele mówić, dlatego postaram
się coś więcej na jej temat powiedzieć. Dolina Motyli, po grecku Petaloudes,
wyróżnia się tym, że przez jej większą część płynie rzeka Pelecanos, a sama dolina
jest w całości zalesiona. Dzięki temu nawet w środku lata temperatura w lesie
jest o kilka stopni niższa niż gdziekolwiek indziej i mamy wilgotne powietrze.
Na trasie zobaczymy nawet dwa wodospady i mały staw. W okresie czerwiec – początek
września przylatują do tej doliny ćmy (tak – ćmy z rodzaju panaxia
quadipunctaria, a używa się mylącej nazwy „Dolina Motyli”). We wrześniu jest
ich mniej, a pod koniec miesiąca możemy nie zobaczyć już nic. Najbardziej
ciekawy jest cykl życia tych ciem. Kategorycznie zabrania się podnoszenia rąk,
hałasowania i straszenia ich, żeby podrywały się do lotu, ponieważ nieświadomie
przyczynimy się do… zmniejszenia populacji tego gatunku, który uważany jest za
zagrożony wyginięciem… Ćmy przyciąga żywica styraks wypływająca z drzew
ambrowych (liquidibar orientalis). To drzewo wypuszcza duże ilości żywicy o
bardzo intensywnym zapachu, dzięki czemu w sezonie można zobaczyć dziesiątki
tysięcy tych stworzeń. Ćmy nie mają układu pokarmowego, dlatego wszystko to, co
nagromadzą podczas jedzenia, kiedy jeszcze były larwami, musi im wystarczyć na
resztę krótkiego życia. Dlatego zabrania się płoszenia ich, bo przyczynimy się
do skracania długości ich życia. Pamiętajmy o tym, wędrując po lasach Doliny
Motyli!
Jak wygląda ścieżka, którą będziemy szli? Na
początku kupujemy bilet wstępu za 5 EUR (w sezonie 7 EUR). Nie możemy zgubić
biletu, ponieważ na początku musimy przejść przez elektroniczne bramki i tak
samo na końcu. Co gorsza, odbijamy się przy wejściu i wyjściu. Mój bilet wpadł
do rzeki Pelecanos przy drugim wodospadzie, więc miałem utrudnione zadanie… Jeśli
nie lubimy gór, to Dolina Motyli nie będzie miejscem dla nas, ponieważ tak
naprawdę będziemy chodzić w terenie górskim stromymi zboczami. Na całej
długości wybudowano piękny i równy chodnik lub stopnie oraz poręcze
zabezpieczające każde bardziej pochyłe miejsce. Od samego początku idziemy
stopniami z drewnianymi barierkami, podziwiając piękno lasu. Za około dwie
minuty mamy pierwsze strome podejście, gdzie dochodzimy do zielonego stawu z
drewnianym chodnikiem okalającym połowę stawu. Dodatkowo wybudowano drewniany
most przecinający staw na pół, a na jego końcu widać bardzo wąski wodospad. Za
stawem rozpoczynamy kolejną stromiznę, gdzie pójdziemy kamiennym chodnikiem z
barierkami. Miniemy kilka ciekawych, starych drzew, czasami pustych w środku. W
lecie poczujemy tutaj ochłodę i wilgoć. Na tym samym odcinku zobaczymy 20-30cm
kaskady na rzece oraz przejdziemy przez następny drewniany mostek. Pod względem
przyrodniczym jest tu pięknie i spokojnie. Po około 15min docieramy do wielkiej
ściany skalnej po prawej stronie. Wzdłuż niej wybudowano schody, żebyśmy mogli
wejść na jej szczyt. Po lewej stronie, przed nami, widać dwa wodospady, które są
znacznie większe niż ten pierwszy. Mają po kilka metrów wysokości. U samej góry
schody zakręcają krótkim, ale bardzo krętym łukiem. Specjalnie wybudowano
ścianę z kamieni, żeby można było na niej ułożyć stopnie. Wszystko
zabezpieczają drewniane barierki. Dzięki temu łukowi możemy szybko znaleźć się o
kilka metrów wyżej i spojrzeć na ludzi z dużej wysokości. Patrząc z zakrętu,
mamy wrażenie, jakbyśmy stali ciągle w tym samym miejscu, tyle, że znacznie
wyżej nad nimi. Wzniesienie i stromizny kończą się po około 25min.
Wychodzimy na niewielką równinę w lesie, gdzie skręcamy
w prawo i nadal wędrujemy pięknym, kamiennym chodnikiem. Jest bardzo równy. Teraz
idziemy w płaskim terenie. Za chwilę zakręcamy w lewo, na końcu chodnika. Ponownie
będziemy wchodzić stopniami dość stromym zboczem. Od tego miejsca nie widzimy
już rzeki, która raczej przypominała potok. Przez najbliższe 10min będziemy
podchodzić w lesie stopniami, aż dotrzemy do elektronicznych bramek. Na terenie
ogrodzonego pola ze starymi drzewami oliwnymi znajdziemy tylko niewielki bar,
ławki i szeroką, wydeptaną ścieżką możemy pójść w stronę niewielkiej kaplicy
Panagia Kalopetra. Co jest ciekawe, możemy na końcu zastać zamkniętą bramę na
kłódkę i nic nie zobaczyć… Kaplica znajduje się na wysokości 470 m n.p.m. Jeśli
wybieramy się do Doliny Motyli, zastanówmy się, co jest naszym głównym celem:
czy ćmy, czy kapliczka i widoki z jej okolic. Do kaplicy można dostać się
drogą, ale tylko wtedy, gdy mamy wypożyczony samochód. Widoki są bardzo piękne,
ponieważ widać dość dużą część wyspy. Nie spodziewajmy się za to pięknych
widoków górskich, ponieważ oprócz lasów, wszystko inne jest spalone słońcem. Główną
atrakcją powinien być las ambrowców, potok i tysiące ciem w sezonie. To są
rzeczy, dla których warto tu przyjechać. Trzeba pamiętać, że nie znajdziemy ich
tak łatwo. Za dnia zazwyczaj szczelnie „oblepiają” zacienione pnie i gałęzie
ambrowców. Musimy się przyglądać drzewom i wypatrywać pomarańczowo-czarnych
skrzydeł z kropkami. Ćmy są bardzo dobre w kamuflażu, dlatego całe ich skupisko
możemy wziąć za zwykłą gałąź. Nie spodziewajmy się, że zobaczymy dziesiątki
tysięcy ciem w powietrzu, ponieważ gromadzą one energię do wrześniowego odlotu na
inne części wyspy. Zazwyczaj wylatują w górzyste lasy świerkowe, by w nich
spędzić resztę życia. Długi przelot powoduje wyczerpanie ich sił życiowych, a w
tutejszym lesie dadzą początek nowemu pokoleniu. W sezonie, kiedy jest ich
najwięcej, za próbę płoszenia, lub hałasowanie dostaniemy grzywnę, ponieważ
przyczyniamy się do zmniejszenia ich populacji. Szanujmy przyrodę, bo jest
niezwykła. Cała ścieżka ma 1300m długości i jej przejście zajmuje około 35min,
a powrót 25-30min. Kiedy wrócimy z Doliny Motyli, przy kasie biletowej możemy
zwiedzić jeszcze Muzeum Historii Naturalnej. Wstęp do niego jest wliczony w
cenę biletu. Zobaczymy w nim między innymi ciekawe gabloty z różnymi gatunkami
motyli i endemicznymi gatunkami owadów z Rodos. Warto obejrzeć tę ekspozycję.
Dolina Motyli oraz kaplica Panagia Kalopetra na szczycie góry
10. ZATOKA ANTHONY'EGO QUINNA
Zatoka Anthony'ego Quinna
Co kryje się pod tą tajemniczą nazwą? To
niewielka, ale przepiękna zatoczka pełna błękitnej i szmaragdowej wody. Jeśli
lubimy się kąpać w morzu i jesteśmy miłośnikami dobrego krajobrazu, to musimy
tu być! Jak dojechać do zatoki? Niestety nic nie kursuje w jej stronę, ale
jeśli mieszkamy w Faliraki lub w Afandou, to możemy tam… dojść pieszo, idąc
plażą i wybrzeżem. Do Afandou i Faliraki jeżdżą autobusy. Niezależnie w której
części wyspy mieszkasz, zajedziesz do obu miejscowości każdym autobusem. W
Faliraki wystarczy wyjść na główną plażę i pójść nią w prawo, aż dojdziemy do
hotelu Mitsis Faliraki Beach Hotel & Spa. Tutaj kończy się plaża w
Faliraki. Skręcamy w prawo pod kątem prostym w obojętnie którą uliczkę, po czym
na najbliższym skrzyżowaniu skręcamy pod kątem prostym w lewo i idziemy niewielką
drogą Apollonos, którą dotrzemy do Astronomy Cafe & Observatory. Teraz
będziemy musieli zejść ze ścieżki prowadzącej do tego obiektu i pójść wybrzeżem
przez trawy i krzaki. Od Astronomy Cafe & Observatory widzimy zatoczkę
przed sobą, dlatego wiemy gdzie iść. Od strony Afandou sprawa wygląda podobnie,
ponieważ w Afandou musimy pójść na główną plażę liczącą około 5,5km. Idziemy w
stronę Traganou Taverna, gdzie zobaczymy kilka rzędów niebieskich parasoli. W
tym miejscu widać ścieżkę prowadzącą w głąb lądu, ponieważ plaża kończy się skalistym
zboczem niewielkiego wzniesienia. Idąc tą ścieżką powinniśmy bardzo łatwo
zauważyć, że nasza trasa zakręca w prawo. Po lewej widzimy jasne pola i
pojedyncze krzaki, a po prawej ciemną ziemię i większe skupiska tych samych
krzaków. Ciągle idziemy ścieżką wzdłuż granicy jasnych pól i ciemnej ziemi, aż
do momentu, gdy ścieżka zakończy się ulicą. Na ulicy skręćmy w prawo. Dotrzemy
tą drogą aż do Ladiko Hotel. Idąc dalej zobaczymy przed sobą wciśniętą pomiędzy
zarośnięte skały zatokę Anthony’ego Quinna.
Jadąc samochodem, dojazd jest znacznie łatwiejszy,
ponieważ drogami możemy dotrzeć tutaj bez żadnych problemów, ponieważ na
głównej drodze 95 mamy drogowskaz, 95który wskaże nam właściwą uliczkę
prowadzącą do zatoki Anthony’ego Quinna. Dlaczego zatoka ma taką nazwę?
Ponieważ w roku 1961 był kręcony film „Działa Navarony”, między innymi w tym
miejscu. Główną rolę zagrał aktor Anthony Quinn. Przyczynił się on do
rozsławienia wyspy Rodos, a rząd Grecji przekazał na własność zatokę aktorowi. W
późniejszych latach wycofano to postanowienie, ale nazwa już na stałe wpisała
się w foldery turystyczne i pamięć mieszkańców. Największą atrakcją zatoki
Anthony’ego Quinna jest jej kameralność oraz wspaniałe kolory morza. Błękit i
szmaragd przenikają się nawzajem. Nie wieją tutaj silne wiatry, których możemy
doświadczyć na całej wyspie Rodos, dlatego polecam zatokę Anthony’ego Quinna wszystkim,
co marzą o spokoju i rajskich widokach. Zatoka jest wciśnięta pomiędzy skalistą
„podkowę” zarośniętą gęstymi krzakami. Patrząc od strony Faliraki, po lewej
stronie, pionowe i jasne skały opadają bezpośrednio do morza. Tylko w tej
części nie ma żadnej roślinności. Po przeciwnej stronie wąskiego przesmyku
znajduje się piękna zatoka Ladiko, która nie przyciąga tylu turystów. Polecam
jednak zobaczyć obie, skoro jesteśmy w tym samym miejscu. Naprawdę warto,
ponieważ wody są tak czyste, że widzimy wszystkie kamienie na dnie. W zatoce występuje
mnóstwo roślinności na dnie, dlatego w szczególności jest rajem dla nurków-amatorów.
Wystarczy założyć okulary i wystawić rurkę ponad powierzchnię wody i zobaczymy
jak jest pięknie w podwodnym świecie. Na małej i kameralnej plaży są
udostępnione płatne leżaki z parasolami za 10 EUR/dzień.
Zatoka Anthony'ego Quinna
Zatoka Anthony'ego Quinna
Przepiękny przewodnik. Super opis, rewelacyjne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłem pomóc. Życzę udanych wakacji :)
UsuńDziekuję za wyczerpujące wskazówki i rekomendacje.Pozdrawiam
UsuńBardzo wyczerpujący temat artykuł. Zachęcił mnie do zobaczenia wielu miejsc. Mam nadzieję, że dam radę��.
OdpowiedzUsuńZa kilka dni wylatuję i nie mogę się już doczekać. Dzięki ��
Życzę udanych wakacji :)
UsuńWitam serdecznie,
OdpowiedzUsuńWłaśnie zwiedzany wyspę Rodos i Twój blog jest bardzo pomocny. Dzięki wielkie za wszystkie opisy, skorzystaliśmy niejednokrotnie.
Super, że chce ci się tak szczegółowo opisywać podróże.
Pozdrawiamy
Kwarciaki
Każdy taki komentarz jak Wasz napędza mnie do działania, bo ideą tego bloga jest właśnie pomaganie w organizacji wycieczki oraz w informowaniu o sposobach i możliwościach zwiedzania danego miejsca. Cieszę się, że mogłem pomóc.
UsuńJa również pozdrawiam :)
Świetne opisy i zdjęcia :) Uznałam, że nawet przewodnik mi niepotrzebny ;) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłem dostarczyć potrzebnych informacji o wyspie. Życzę zatem udanych wakacji :)
UsuńŚwietny wpis! Dzięki Tobie już wiem, co chcemy zobaczyć na Rodos. Fajnie, że napisałeś o autobusach, ponieważ my również lubimy się nimi poruszać. Pisz dużo, bo piszesz bardzo interesująco!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Na pewno każdy mój wyjazd będę opisywać tak, jak dotychczas po to, żeby dzielić się z innymi, żeb mogli zobaczyć to samo lub jeszcze więcej. Życzę Wam pięknego i udanego wyjazdu :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitam, dopiero teraz odpisuję, bo wróciłem z wakacji. Z przystani bez problemu można dojść na te piękne plaże i mieć dużo czasu dla siebie. Polecam pójść na te plaże, ponieważ wykupując wycieczkę na tę wyspę przewodnik powie Wam, jak iść, żeby było najkrócej. Polecam jednak wędrówkę, jak w moim opisie, bo jest znacznie bardziej widokowo.
UsuńDziękuję za ten świetny, szczegółowy opis i mnóstwo przydatnych informacji!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten post. Wiele nam ułatwił podczas naszej wycieczki na Rodos. Dzięki Tobie zobaczyliśmy jeszcze więcej, jeszcze piękniejszych rzeczy :) Wyspa Chalki zrobiła na mnie ogromne wrażenie! Zdjęcie kapliczki i kwitnącej agawy już zawsze będzie mi się kojarzyło z tym miejscem. Jest takie piękne, że chyba ustawię je sobie jako tapetę pulpitu, by ciągle wracać do tego miejsca :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam to miejsce. Jest piękne i z klimatem. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńSuper przewodnik - oczywiście dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCzy mógłby Pan coś napisać o tym jak płacić, czyli gdzie honorują karty kredytowe, a gdzie tylko gotówkę?
Rozumiem, że w knjpkach mogę użyć karty, jednak jak jest np. z zakupem biletów na autobus w kasach i biletów do muzeów?
Proszę o pomoc i pozdrawiam,
Paweł
Ja na wyspach używam tylko gotówki, bo z dostępnością terminala jest różnie. Knajpki nie wszystkie mają, więc tu jest loteria. Przy zakupie biletów autobusowych terminale były tylko w mieście Rodos, ale i tak wszyscy płacili gotówką, więc nie wiem jak z ich funkcjonalnością. Gdzie indziej ich nie spotkałem. W muzeum płaciłem tylko gotówką i tak płacili wszyscy. Nikt nie używał karty. Tam nie spodziewam się terminala, bo to był zwykły grecki stolik i sprzedaż biletów :). Grecy po kryzysie z 2015 roku są nauczeni gotówki, bo długo mieli okres gdzie mogli wypłacać gotówkę tylko 60 EUR na dzień. Oni zawsze potrzebują gotówki na gwałt.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za gotówkową odpowiedz i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za pomoc! Super!
OdpowiedzUsuńSuper przewodnik. Dobrze opisane czytelnie i bardzo pomocny. My wynajelismy motorowke wiec mam nadzieje ze odwuedzimy plaze polecane. Dziekuje
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłem pomóc. Fajnie się macie z tą motorówką, bo możecie zobaczyć jeszcze więcej.
UsuńPozdrawiam Was serdecznie i życzę udanych wakacji :)
Ile kosztuje rejs z portu Rodos na Chalki?
OdpowiedzUsuńMy płaciliśmy 56 EUR za wycieczkę organizowaną przez biuro podróży. W porcie nie pytałem o cenę. Z pewnością będzie tańsza.
OdpowiedzUsuńCieszę się że tu trafiłam. Jestem przed wyprawą na Rodos. Tak szczegółowych opisów i wskazówek dawno nie czytałam.Skorzystam zapewne z nie jednej podpowiedzi. Bajeczne zdjęcia tylko są dopełnieniem odwiedzanych miejsc. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się bardzo, że wpis był pomocny :)
UsuńGdzie lepiej dojechać z Miasta Rodos żeby zobaczyć Zatokę Quenna? Jaki dystans trzeba pokonać pieszo z jednej i drugiej miejscowości? I czy da się tą wycieczkę połączyć z Doliną Motyli i potem wrócić bezpośrednio do Rodos?
OdpowiedzUsuńDojechać z miasta Rodos trzeba do wioski Kalithea. Samochodem jedzie się 23 min. Później kierować się na plażę Ladiko, co jest oznaczone na trasie. Z Rodos do Kalithea pieszo to jakieś 3h 30min. W moim przypadku 2h 50min. Jeśli myślisz o Dolinie Motyli i Zatoce Quenna, to nie polecam tego robić w jeden dzień. Warto mieć czas na podziwianie widoków. Bo tak będzie wielka gonitwa na czas. Do Doliny Motyli dość rzadko jeżdżą autobusy, stąd trudno będzie spiąć dwie wycieczki w jeden dzień (długi dojazd do Doliny Motyli). Dolina Motyli to zwykły spacer, jak w Polsce po Beskidach. Nic wyjątkowego. Kościółek na szczycie góry za ulicą jest zabarykadowany. Cały efekt to te motyle, ale trzeba być w odpowiedniej porze roku, żeby je zobaczyć. W innych porach to będzie jedynie krótka wycieczka po "przeciętnych" górach :).
UsuńRewelacyjny opis. Wszystkie opisane atrakcje zwiedziłeś autobusem? Będę miała bazę wypadową w Mieście Rodos. Co byś zaproponował na 6-dniowy pobyt? (jeden dzień na pewno Rodos, jeden Lindos, poza tym rejs na Symi lub Chalki) Na jakiej stronie internetowej znajdę rozkład jazdy tych autobusów? Korzystałeś z usług lokalnego biura też (jakiego)? Którą firmę wybrać na rejsik?
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńTak - wszystkie atrakcje zdwiedziłem, korzystając z autobusów miejskich. Są tanie i dojeżdżają do wszystkich atrakcji turystycznych. Rzadko jedynie jeżdżą do Doliny Motyli. Aktualne rozkłady możesz znaleźć na https://www.e-ktel.com/. To oficjalna strona tych autobusów. Teraz w szczególności trzeba przeglądać co się zmienia, bo z powodu COVID wszystko się zmienia na bieżąco. Na stronie można wpisywać miejscowości i daty i godziny wyjazdów. Na 6 dni wybrałbym na pewno: Lindos, Chalki, Rodos, zatoka Antonnego Quinna, Prasonissi i Tsambika włącznie z wejściem na szczyt góry. Widok jest obłędny. Co do biur podróży to nazwy nawet nie pamiętam. Po prostu patrzę co dane biuro ma w programie i czy jest dużo czasu na zdjęcia :). Tak wybieram biuro podróży. Jeśli płyniemy na Chalki, to nie ma znaczenia, które biuro wybierzemy, bo klienci trafiają na ten sam statek. Jeśli hotel masz na Rodos, to możesz bezpośrednio pójść na nabrzeże portowe i bezpośrednio wykupić rejs w dowolnym biurze przy brzegu. Jest ich dużo. Będzie taniej.
Koszt dla dwóch osób w dwie strony dla Prasonisi to 40euro-warto? Ostatni powrót 16 (podobnie o 16 z Zatoki Quenna). Ile czasu na Zatokę potrzeba? Też jestem nastawiona na focenie:)
OdpowiedzUsuń40 EUR na dwie osoby w dwie strony to mało, więc naprawdę warto. Pod względem widokowym jest ciekawie, dlatego zdecydowanie polecam. Zatoka Quinna nie jest duża, dlatego wszystko zależy, co tam chcemy robić. Możemy pływać, opalać się, czy też chodzić po okolicy, żeby zobaczyć zatokę z różnych miejsc. Można "zrobić" ją w godzinę i "pocykać" zdjęcia na szybko, ale lepiej jest dać sobie więcej czasu, żeby tam pobyć, nacieszyć oczy pięknymi turkusami wód. Oprócz sfotografowania okolicy z różnych miejsc, naprawdę dobrze jest pobyć tam, napatrzeć się i pozachwycać się pięknymi widokami.
UsuńCiekawa i jednocześnie drobiazgowa relacja z wyjazdu na Rodos. Piękna wyspa oferująca wiele atrakcji dla ducha i ciała. Polecam.
OdpowiedzUsuńSuper przewodnik, naprawdę jestem pod wrażeniem. Ale czytam podrozdział "Góry nad morzem" i próbuję zlokalizować przystanek, przy którym jest wejście na szczyt z kościółkiem i nie mam pojęcia gdzie to jest. O którym przystanku mowa, może po prostu pinezka z googli by się przydała? Ponadto pisze Pan o nieoznakowanym szlaku z plaży Tsambika (taki skrót), którym można dość do tego szlaku ze schodami i też nie mam pojęcia gdzie zaczyna się ten "nieoznakowany" z plaży. Google maps nie są pomocne kompletnie...Help.
OdpowiedzUsuńWitaj,
UsuńPrzystanek znajduje się na dużym parkingu, gdzie na Google maps jest dużo aut, a znajdziesz go wpisując w wyszukiwarkę Google Maps: Tsambikos Watersports. Troszkę wyżej na drodze nawet zauwazysz autobus na widoku z satelity. Wejście na szlak znajduje się na widocznej ścieżce (widok satelity), tuż za zakrętem tej samej drogi po prawej stronie, patrząc z plaży. Na widoku satelity widać tam kilka samochodów zaparkowanych w nieregularny sposób.
https://maps.app.goo.gl/ynou9yuqKCGHe8Cw7 - tu jest początek tego szlaku i jednocześnie przystanek obok tego punktu
OdpowiedzUsuńSwietny artykuł, czytajac czułam że jeszcze bardziej chce tam pojechac, wszystko szczegołowo wyjasnione, juz nie moge sie doczekac tych wakacji.Plan dzieki temu udało nam sie zrobić w krotkim czasie. Dziekuje
OdpowiedzUsuń