Lesbos – czy warto pojechać na tę wyspę? To pytanie
można sobie zadawać wielokrotnie, ponieważ w Internecie znajdziemy niewiele
informacji na jej temat. Dopiero przekopując przepastne zasoby Google’a
znajdziemy coś więcej, tyle że musimy wiedzieć czego szukamy… Na pierwszy rzut
oka nazwa Lesbos kojarzy nam się z lesbijkami (co jest prawdziwym skojarzeniem)
oraz z zasłyszanymi z mediów uchodźcami (to również prawdziwe skojarzenie,
ponieważ właśnie na tej wyspie znajduje się największy ośrodek dla uchodźców w
całej Europie). Ale, czy z tych powodów mamy nie pojechać na Lesbos?
Zdecydowanie nie! Ponieważ w naszej świadomości media budują błędny obraz
rzeczywistości. Osoby, które nigdy nie były w danym miejscu, zazwyczaj mają takie
myśli: uchodźcy z Syrii i innych państw są równomiernie rozlokowani po całej wyspie i w każdej
miejscowości będą nas zaczepiać ich całe grupy, a każdy uchodźca to terrorysta i chce nas co najmniej zabić. Rzeczywistość jest zupełnie
inna, ponieważ wszyscy są zamknięci w byłej bazie wojskowej w Morii (miejscowość
tuż nad stolicą wyspy – Mitylena). Po drugie to tacy sami ludzie, jak my, których wojna zmusiła do ucieczki ze swojego kraju. Niejednokrotnie są bardziej wystraszeni niż ktokolwiek inny, ponieważ nie umieją odnaleźć się w europejskiej rzeczywistości (często materialistycznie i nacjonalistycznie nastawionej), ani nie chcą lub nie wiedzą, jak dostosować się do naszej kultury. Liczą na pomoc, której nie mogą otrzymać, ponieważ Europa, podobnie, jak Turcja, jest już przepełniona uchodźcami. Nasze systemy nie są w stanie przyjmować kolejnych ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu, na których państwa muszą/chcą/zostało im to narzucone/nie chcą* wydawać dodatkowych pieniędzy, ponieważ same są zadłużone. Dodatkowo, pojedyncze akty przemocy lub terroryzmu, zdarzające się czasami w państwach Zachodu ze strony omawianych ludzi są bardzo nagłaśniane w mediach. To powoduje szybko narastającą niechęć do nich oraz strach o własne bezpieczeństwo. W roku 2018 na wyspie było 9.000 uchodźców,
a w tygodniu 22.09-29.09.2018 rząd Grecji zadecydował, żeby 2.000 osób
przenieść w głąb kraju – do Grecji lądowej. Wszyscy, którzy aktualnie tam
przebywają, mają całkowity zakaz opuszczania ośrodka, dlatego na wyspie nie
zobaczymy ani jednego uchodźca. Teraz widzisz, jak błędny obraz budują w naszej
głowie media. Szerzej o tej sprawie opowiem nieco niżej. A lesbijki - ładniej określane, jako kobiety kochające inne osoby o tej samej płci - co z nimi? Jednemu może się to podobać, drugiemu będzie to obojętne, a jeszcze innemu nie, bo może poczuć się zgorszony (niech czytelnik pozostawi te myśli dla siebie), jednak warto wiedzieć, że na wyspie spotkamy je czasem na plażach w największych miejscowościach. Chociaż wyspa Lesbos jest ich ulubionym miejscem do manifestowania własnych poglądów, to mimo wszystko omawiane osoby nie rzucają się w oczy. Dodatkowo lokalna społeczność ciągle walczy o prawa w sądach, żeby nazwa wyspy nie była kojarzona ze środowiskiem LGBT, np. w folderach turystycznych.
* - niepotrzebne skreślić
* - niepotrzebne skreślić
Wyspa Lesbos przede wszystkim zasłynęła w moim
umyśle z… niedopowiedzianych spraw. Najlepiej posłuchać przewodników, ale też
zainteresować się szerzej wieloma rzeczami, żeby odkryć coś więcej, ponieważ
nikt nie powie ci np. o szlakach górskich, których nie brakuje na tej wyspie… A
o dziwo są one bardzo dobrze znakowane. Nikt też nie opowie ci o plażach, które
są na tej wyspie, ponieważ usłyszymy utarte ogólniki, które etyka zawodowa biur
podróży nakazuje im mówić. Chodzi o to, żeby nie zniechęcić turystów do tego
kierunku. Z tego powodu opowiem wszystko, co zobaczyłem, oraz napiszę, co warto
zobaczyć, a co nie. Postaram się prześwietlić wyspę Lesbos obiektywnym okiem,
żeby każdy mógł sam zadecydować, czy ten kierunek mu będzie odpowiadać na
przyszłe wakacje, czy też nie. W Internecie znajdowałem tylko i wyłącznie
opinie w stylu: „piękna wyspa”, „niesamowite miejsce”, czy też „zachwycająca
wyspa”. Trochę jest prawdy w tych wyrażeniach, ale uważam, że trzeba też
opowiedzieć o drugiej stronie Lesbos, z czym nigdzie się nie spotkałem – nawet
u przedstawicieli biur podróży.