Kochasz góry? Wiele lat jeździsz w góry Polski lub
Słowacji? Czasami przez myśl przechodziły Ci Alpy, ale z drugiej strony miałeś
mnóstwo obaw, jak tam dojechać i skąd wziąć informacje o tym, jak zorganizować
większą wyprawę? Myślę, że największą Twoją obawą z pewnością były koszty
wyprawy. Każdy z nas przed każdym wyjazdem w góry przecież musi pomyśleć, ile
to wszystko będzie kosztować. Pewnie nie raz pomyślałeś, żeby np. wejść na Mt.
Blanc, ale taka wyprawa musi kosztować całkiem sporo i na dodatek trzeba będzie
załatwiać jakieś pozwolenie. W tym poradniku chcę przybliżyć Wam techniki, jak
można zorganizować bardzo ciekawe wyprawy za małe pieniądze. Zastanawiałeś się
kiedyś, ile kosztuje np. wyprawa na Mt. Blanc? Agencje turystyczne życzą sobie
około 4.200 – 4.500 zł za osobę za 18-dniowy wyjazd w góry. Podczas takiej
wyprawy nie mamy gwarancji, że wejdziemy na szczyt, ponieważ zbyt wiele czasu upływa na przygotowania. Za te same pieniądze
wolałbym polecieć na Dominikanę po udanej wyprawie… Wyjazd na 20 dni, z
wejściem na szczyt i blisko 80 km wędrówka szlakiem trekkingowym Tour de Mt. Blanc
kosztowała zaledwie… 829 zł, a trzytygodniowy wyjazd na czterotysięczniki Monte Rosa (największe skupisko czterotysięczników w Europie) kosztował mnie ok. 1200 zł. Pewnie sobie myślisz: to niemożliwe! A jednak!
Jedynym warunkiem jest fakt, że musicie mieć skompletowany sprzęt górski, bo w
Alpach nawet w lecie potrafi nieźle przymrozić pod szczytami (nawet do -20’C).
Omówię też, co trzeba wziąć ze sobą i w jakich ilościach, żeby nic nas nie
zaskoczyło.
Moje wejście na Mt. Blanc
Mając sprzęt typu: zimowe buty górskie, kurtka
zimowa, raki, czekan, przyrząd zjazdowy, pojemny plecak (ok. 80 l), kuchenka do gotowania wody lub
przetapiania śniegu, namiot, lina (jedna na zespół), karabinki HMS, uprząż, porządne rękawice, itp. rzeczy,
możemy zabierać się za organizację całej wyprawy. Załóżmy, że za nasz cel
wybraliśmy jakiś czterotysięcznik lub Mt. Blanc. Tak najczęściej robią młodzi ludzie, którzy nabrali
doświadczenia w zimowych Tatrach, nie mówiąc o niczym swoim rodzicom… Ja też
wpisałem się w ten niepisany schemat i tak zacząłem realizować moje marzenia
górskie… Kiedy zaczynałem moją przygodę z górami, powiedziałem sobie, że moim
największym marzeniem jest wejście na Mt. Blanc. Myślałem, że ta góra
pozostanie przez całe życie w sferze moich marzeń, jednak już po czterech latach
stanąłem na jej szczycie… Jak myślisz, co trzeba zrobić, żeby być przygotowanym
do organizacji takiej wyprawy? Na początku musisz być pewny za swoją kondycję i
wytrzymałość temperaturową. Jeśli długodystansowe chodzenie w zimowych Tatrach
nie sprawia ci problemu, znasz podstawy zasad wspinaczki (posługiwanie się
liną, zasady asekuracji, itp.) oraz nie boisz się spać w namiocie przy -15’C
mrozie, to taka wyprawa jest dla ciebie. Najlepiej nabierać doświadczenia w
Tatrach zimowych i chodzić ze swoją ekipą. Ja tak robiłem i jeden z kolegów
nauczył mnie zasad asekuracji, zjeżdżania na linie z pionowych ścian skalnych
(takich rzeczy nie będziemy robić na Mt. Blanc, ale warto znać omawiane techniki, ponieważ przydadzą nam się w Alpach na innych czterotysięcznikach) oraz zamiłowania do
nocowania gdzieś wysoko w górach, z dala od ludzi. Jeśli nie spróbujemy spędzić
w ten sposób nocy, nigdy nie dowiemy się, jak będziemy odczuwać zimno wysoko w
górach. Na czterotysięcznikach pozostaje jeszcze kwestia rozrzedzonego
powietrza i tego, czy nie wystąpi u nas choroba wysokościowa. Tego niestety nie
możemy sprawdzić w żaden sposób w Polsce, ponieważ każdy organizm reaguje
inaczej i jedyną metodą, żeby to sprawdzić, jest… wejście na poziom powyżej 4.000
m n.p.m.
Spanie w lesie i kompletowanie sprzętu po całym dniu wędrówki
Jeśli stwierdziliśmy, że możemy zabrać się za
organizację wyprawy na Mt. Blanc, to na początku powinniśmy wybrać drogę, którą
będziemy wchodzić na ten szczyt. Na początku polecam zawsze drogi klasyczne,
czyli te najbardziej popularne. Zwykle są tak prowadzone, żeby było jak
najmniej trudności, co nie oznacza, że ich nie będzie. Na czterotysięcznikach występują
one zawsze, ale obecność wielu ekip pozwoli zobaczyć, którędy iść oraz jak
pokonywać dane trudności. Jak zauważysz, na podobnych górach nie ma
zaznaczonych szlaków, ani wytyczonych w jasny sposób dróg, dlatego przed
wyjazdem obowiązkowo musimy zapoznać się z ukształtowaniem terenu (topografią).
Dzisiaj w Internecie mamy mnóstwo opisów takich dróg – nawet u mnie szczegółowo
opisałem całą wyprawę na Mt. Blanc i inne czterotysięczniki. Cały szczegół
polega na tym, żeby przeczytać artykuły i relacje, skąd dowiemy się o
ukształtowaniu terenu, gdzie najlepiej się zatrzymywać i którędy iść. Będąc na
miejscu, widziałem nieprzygotowanie kobiecych ekip, które nie potrafiły się
odnaleźć w terenie powyżej 2768 m n.p.m. Najczęstszym problemem, z jakim
spotkamy się na trasie, to rozległe przestrzenie śnieżne lub podobnie
wyglądające granie. Tylko dobrze poznając ukształtowanie terenu z relacji i
zdjęć wybierzemy właściwą trasę. Na Mt. Blanc jest podobnie. Mamy co najmniej
trzy miejsca, gdzie będziemy mieli wątpliwość, którędy pójść. Na szczęście
dobrze się przygotowałem i wiedziałem, którą opcję wybrać. W każdej relacji
dostępnej w Internecie dowiemy się, którędy dana ekipa szła, oraz z czym mieli
największe problemy. Przed każdą wyprawą zawsze czytam kilka różnych relacji z
tego samego miejsca, a później zbieram wszystkie informację w całość i dzięki
temu mam obraz tego, jakie trudności będą na trasie.
Betonowa chata z 1890 roku na wysokości 2768 m n.p.m. - odtąd ekipy gubią właściwą drogę
Na wysokości 2768 m n.p.m. najczęściej ekipy gubią drogę (nie wiedzą, czy iść w lewo, czy na granią na wprost siebie, ponieważ wygląda mało zachęcająco... - widok z betonowej chaty)
Znając ukształtowanie terenu naszej góry
przynajmniej od strony teoretycznej, możemy przejść do następnego etapu
organizacji wyprawy, czyli dojazd. Jeśli masz samochód, to bardzo dobrze, bo
szybko można dojechać w Alpy. Jeśli tak, jak ja, nie masz samochodu, to
podpowiem, jak można tanio dojechać środkami komunikacji publicznej. Zawsze tak
robię i jestem bardzo zadowolony. Na początku szukamy połączenia autokarowego
do Genewy (autokary jeżdżą codziennie, ponieważ różne firmy obsługują podobne
trasy). Polecam wybrać firmę Sindbad lub Almabus. Taki bilet w dwie strony
będzie kosztować nas około 460 – 499 zł. To tanio, jeśli weźmiemy pod uwagę, że
pojedziemy w obie strony. W tego typu komunikacji najciekawsza jest sprawa cen.
W 2010 roku ceny były droższe, a w miarę upływu lat te usługi stały się… tańsze.
Firmy autokarowe dają możliwość powrotu w nieokreślonym wcześniej dniu, ale za
taką usługę będzie trzeba dopłacić. Ja zawsze wybierałem konkretny dzień
powrotu, ustawiony na około 3-4 dni przed końcem mojego urlopu, ponieważ dojazd
trwa 22 godziny. Kiedy dojedziemy na miejsce, pozostaje nam dostanie się do
miejscowości w pobliżu naszej wymarzonej góry. Co ciekawe, ja zawsze korzystam
z pociągów, które w zachodnich krajach jeżdżą bardzo punktualnie. Jeszcze
większą ciekawostką jest fakt, że niezależnie w jakim kraju Unii Europejskiej
jesteśmy, to wystarczy na stronie pkp.pl (dział: rozkłady jazdy) wpisać nazwę
naszej miejscowości, do której przyjechaliśmy oraz miejsce do którego chcemy
dojechać, zaznaczyć dzień, w który pojedziemy i… znajdziemy wszystkie
połączenia! Dlaczego to jest możliwe? Podobnie, jak z wyszukiwarkami lotów,
wszystkie strony, niezależnie od państwa, korzystają z tej samej bazy danych,
więc jeśli nie znasz języka, po co masz męczyć się na obcojęzycznych stronach,
które i tak połączą się z tą samą bazą danych? Może przerazi Cię ilość
przesiadek. Nic bardziej mylnego! Chociaż w drodze na Mt. Blanc trzeba pojechać
aż czterema pociągami, to nie bój się nic! Rozkłady są tak ustawione, że
pomiędzy jednym, a drugim pociągiem masz około 10 min na przesiadkę, a
wszystkie cztery pociągi przyjeżdżają z dokładnością co do minuty, więc w
całkowitym spokoju zdążysz się przesiąść. Nawet, gdyby coś poszło nie tak, to
pociągi na tych samych trasach jeżdżą co pół godziny, więc dojedziesz bez
problemu. Perony są bardzo dobrze opisane na każdej stacji, więc nie miałem
problemu z „krążeniem” po dworcach. Od razu szedłem tam, gdzie trzeba, a
przechodzenie z jednego pociągu na drugi zajmowało mi zawsze około dwie minuty,
więc czasu miałem naprawdę dużo! Analizując koszty wyprawy, np. na Mt. Blanc
dojazd czterema pociągami kosztował mnie 23,5 EUR. Teraz zapłacimy około 28
EUR.
Na naszą wyprawę wydaliśmy już około 580 zł. Na
początku wspomniałem, że moja wyprawa kosztowała 829 zł. Mamy więc do dyspozycji
249 zł. Jak myślisz, czy uda się? Zapewniam Cię że tak! Przez 3 tygodnie
przecież trzeba dobrze zjeść i mieć energię na duży wysiłek. W zależności od
tego, co lubisz, ja podszedłem do tematu tak: do kuchenki kupiłem dwa kartusze
z gazem (jedna 445g, i jedna 225g). Możesz też kupić trzy kartusze po 225g. W
pierwszym przypadku zapłacisz około 52 zł, a w drugim około 58-60 zł. Za kolejne
100 zł kupuję czekolady, bo to one dają mnóstwo szybkiej energii, przydatnej na duży
wysiłek podczas stromych podejść. Resztę kupuję na miejscu. Na samych
czekoladach nie przeżyjemy, więc trzeba też zjeść coś konkretnego. Możesz pójść
w żywność liofilizowaną (ok. 25 zł/jeden obiad), a jeśli nas nie stać, żeby
zaopatrzyć się w taką żywność na trzy tygodnie, to polecam zastosować ciekawy
pomysł na dobre, bardzo tanie i pożywne danie. Będąc na miejscu, kupiłem dwie
jednokilogramowe paczki makaronów (warto brać najcieńszy makaron, bo szybko się
zagotuje), po czym gotowałem go w wodzie. Dodatkowo kupujemy duże opakowanie
zup z Knorra (ich smak nam się nie znudzi. Pamiętajmy tylko, żeby nie były to
zupy typu „instant”, albo „szybkie kubki”). Z 54g paczki wsypujemy połowę zawartości
do gotującego się makaronu i całość mieszamy. Z dwóch kilogramów makaronu oraz
pięciu paczek takich zup otrzymamy 10 pożywnych dań! Pamiętajmy, żeby nie brać
ze sobą chińskich zup, ponieważ nie ma z nich zbyt wiele energii! Dla urozmaicenia
kupowaliśmy pieczywo, a konkretniej bagietki i jakieś kiełbasy, które dodadzą
nam energii. Koszt 2kg makaronu to ok. 2,5 EUR i 5-ciu zup z Knorr’a to jakieś
5,5 EUR. Opakowanie kiełbas kosztowało jakieś 4 EUR. W zależności od możliwości
i tego, co lubimy, możemy dokupować, co tylko chcemy. Polecam mieszanki
bakaliowe (urozmaicają smak i dają mnóstwo energii). Kiedy jechałem na Mt.
Blanc były to moje początki w pracy, więc nie miałem funduszy na organizację
wypraw, dlatego musiałem się zadowolić 1000 zł uzbieranym przez cały rok. Mimo
wszystko nie stanowiło to dla mnie żadnej bariery. Mając 40 czekolad, makaron,
zupy z Knorra, 1,6kg orzechów ziemnych solonych, bakalie i bagietki zakupione
na miejscu, zamknąłem mój budżet przeznaczony na żywność w 249 zł. Kartusze do
kuchenki kosztowały mnie około 60 zł, 40 czekolad 100 zł (dostałem rabat na zakup
ilości hurtowej), zupy z Knorr’a 10 EUR (10 szt. – przy większej ilości miałem
zniżkę), makarony 8 EUR (8kg), bakalie 1kg (5 EUR), 1,6kg orzechów ziemnych
solonych (12 zł) oraz bagietki (6 EUR). Na tamte czasy łącznie dało mi to koszt
rzędu 269 zł. Przez 10 lat kurs EUR się zmienił, a ceny dość mocno podrożały,
ale nawet, jeśli mielibyśmy wydać o 200 zł więcej, to i tak zmieścimy się w cenie
około 1000 zł za całą wyprawę. Na całej trasie nie będziesz musiał już nigdzie
więcej wydawać pieniędzy. Jak widzisz, można zorganizować bardzo tanio całą
wyprawę. Jeśli nie mamy większych funduszy, to właśnie w ten sposób możemy
zaopatrzyć się w jedzenie i mieć dużo energii na każdy dzień. Zachodzi więc
pytanie, jak tyle rzeczy nieść na swoich plecach. Samej żywności mamy ponad
10kg, a gdzie reszta?
Pożywny i bardzo tani posiłek
Szybki sposób na dobre i tanie danie
I jeszcze w innej wersji budżetowy, ale pożywny posiłek
Pożywna i ciepła zupa
I jeszcze jedna zupa
Pomidorówka na wysokości 2800 m n.p.m.
Nie zapomnij na sam koniec kupić kiełbasy, żeby po udanej wyprawie zrobić sobie ognisko przy jakimś stawie i zakończyć oficjalną część. Smak tej kiełbasy zapamiętasz na bardzo długo!
Organizując wyprawę na jakikolwiek
czterotysięcznik w Alpach, zawsze przyjmuję tę samą zasadę – nigdy nie kupuj
jedzenia na cały okres wyprawy! Ja zawsze kupuję zapasy na około tydzień. Po
wejściu na jedną górę, schodzę do dolin, kupuję na drugi tydzień zaopatrzenie i
idę na kolejną górę, dzięki temu nie dźwigam wszystkiego naraz. Dodatkowo
prowiant, który mamy, będziemy dzielić na trasie na coraz mniejsze porcje. Jak
to zrobić? Jeśli masz przy sobie np. 30-40 czekolad, makaron, zupy, itp. rzeczy,
zakładam, że wszystkiego nie zjem podczas wejścia na jedną górę. Idąc coraz
wyżej, codziennie zakopuję w śniegu lub ukrywam gdzieś pod kamieniami część
prowiantu (w drodze powrotnej też będziemy musieli coś jeść, więc od razu
wyznaczmy sobie porcje na drogę powrotną). Po co dźwigać coś, czego nie użyję w
drodze na szczyt? Czy nie lepiej wracając zabierać te rzeczy po drodze? Idąc
np. na Mt. Blanc przed zachodem słońca, zasypialiśmy na wysokościach: 1400 m
n.p.m., 2768 m n.p.m., 3782 m n.p.m. 4362 m n.p.m. W każdym z tych miejsc
zostawiłem po kilka czekolad i po dwie zupy. Na najniższej wysokości
pozostawiłem w worku na śmieci wszystkie rzeczy, które nie będą mi potrzebne w
górach: klucze do domu, spodnie, w których przyjechałem, lekkie buty na podróż,
część czekolad, paczkę orzechów, itp. rzeczy. W ten sposób pozbyłem się aż 7 kg
rzeczy! Kiedy wracałem ze szczytu, na każdej wysokości zbierałem ukryte porcje
i wkładałem je do plecaka. Pamiętajmy, że czym wyżej, tym bardziej się męczymy,
więc to, czego nie musimy, nie zabierajmy. Plecak i tak będzie ciężki od
naszego sprzętu… Kiedy planujemy podczas jednej wyprawy więcej niż jeden
czterotysięcznik, zastosujmy prostą zasadę, żeby zakładać depozyty (ukryć część
rzeczy) w lesie lub na poziomie wspólnej bazy dla obu szczytów. Przykładowo,
jeśli chcemy wejść na Breithorn i Dufourspitze, zostawmy połowę jedzenia w
miejscu wspólnym dla obu szczytów. Kiedy będziemy wracać z Breithorna,
zabierzemy drugą część jedzenia, której nie musieliśmy dźwigać i pójdziemy na
drugą górę. Dzięki takiemu podejściu odciążamy się znacznie i poczujemy
komfort. Pamiętajmy, by ze sobą zabrać jeszcze jeden worek na śmieci o pojemności 120L. Będzie potrzebny, gdy zostawisz zbyt duży plecak na zewnątrz. Wtedy od góry założysz na niego worek i nawet przy największych opadach deszczu nic ci nie zamoknie. To jest sprawdzona i bardzo tania metoda, gdy w namiocie nie ma miejsca na nasze rzeczy, a chcemy, żeby były ciągle suche.
Moje spanie w lesie (w pobliżu mam potok, a powyżej założyłem depozyt z niepotrzebnymi rzeczami na atak szczytowy)
A jak obliczyć, ile będę potrzebować jedzenia?
Zazwyczaj będziemy jedli dwa lub trzy gotowane posiłki dziennie, ze dwie
czekolady i garści bakalii oraz orzechów ziemnych. Tak wyglądał mój każdy
dzień. Jeśli masz większe środki na organizację wypraw z pewnością Twój
prowiant będzie znacznie bardziej urozmaicony, ale artykuł piszę głównie z
myślą o osobach początkujących, które nie mają zbyt wielu środków na takie
przedsięwzięcia oraz nie mają swojego samochodu. Chcę tym pokazać, że się da i
że można pojechać w wysokie góry za małe pieniądze, że warto marzyć i spełniać
swoje marzenia. Wracając do kwestii jedzenia: czy taki prowiant może nam się
znudzić na tak długiej wyprawie? Mi się nie znudził, ponieważ kupiłem sobie
różne smaki zup, dlatego miałem urozmaicenie. Musimy pamiętać, żeby czekolady
też były inne (najlepiej z różnych firm i o różnych smakach). Do całego
prowiantu warto dodać około 1,5 do 2kg orzechów ziemnych solonych. Zobaczysz
ile one dają energii! Są lepsze niż czekolada! Chociaż przez trzy tygodnie
jadłem tylko pięć powtarzających się rzeczy, to były one w zupełności
wystarczające i ich smak nie nudził się w ogóle. Na świeżym powietrzu wszystko
miało zupełnie inny smak. Na koniec polecam zabrać ze sobą zwykły kisiel (20
opakowań po około 38 g). Codziennie będziemy mogli przygotować sobie bardzo
dobry i pożywny deser. W tym wszystkim zastanawiasz się może: pominąłem kwestie
wody, a pić przecież trzeba bardzo dużo. Masz rację. Na trasach w Alpach jest
tyle źródeł i potoków, że zawsze gdzieś nabierzemy wody. Powyżej wysokości
2500 m n.p.m. (w czerwcu) wody już nigdzie nie będzie, dlatego za każdym razem będziemy
musieli przetapiać śnieg na wodę, a otrzymaną wodę gotować. Głównie z tego
względu polecam zabrać trzy kartusze z gazem o pojemności 225 g, ponieważ na
przetapianie śniegu zużyjemy więcej gazu. Jeden kartusz 445g wystarczał mi na 2
tygodnie przygotowywania dań. Kartusz 225g wystarcza na około tydzień.
Potok w lodowcu Grenzgletscher
Wody w Alpach nie brakuje
Mając rozwiązaną kwestię wyżywienia, teraz trzeba
wziąć odpowiedni sprzęt. Na pewno musimy wziąć ze sobą: namiot (jeden na dwie
osoby), raki, czekan, przyrząd zjazdowy, szable śnieżne, przynajmniej jedną linę asekuracyjną na cały zespół (jej długość to
około 15 m/osobę), uprząż, dwa karabinki HMS (z zakręcaną blokadą), kurtka
zimowa, zimowe buty górskie, dwie czapki (gdyby nam jedną zwiało), zimowe
rękawiczki i jedne cienkie polarowe (zawsze można je założyć jako pierwsze i
później na nie założyć grube rękawice, a wtedy podbijemy ich wytrzymałość
temperaturową), kalesony, polar 100 i 300, okulary przeciwsłoneczne lodowcowe
(przynajmniej stopnia III), termos, kubek, śpiwór, karimata, plecak o
pojemności około 80 l, kuchenka i 1 l menażka do gotowania wody. Wyjeżdżając w góry wysokie, musimy umieć posługiwać się wyżej wymienionym sprzętem (hamowanie czekanem, zjeżdżanie na linie, wyciąganie ze szczelin, itp. rzeczy oraz znać od strony praktycznej zagadnienia związane ze wspinaczką - asekuracja, czy zjeżdżanie na linie). Jak widać,
trochę sprzętu potrzeba, ale dzięki temu będziemy czuć się komfortowo. Czy
potrzeba na szczyty alpejskie zabierać kurtki puchowe, które widać na
wyposażeniu innych ekip? Wiadomo, że puch daje duży komfort termiczny, ale
jeśli nie stać nas na takie ubrania, to nie ma takiej konieczności. Ja używałem
tylko zimowej kurtki górskiej za… 250 zł, więc był to prosty model, który
zapewnił mi komfort termiczny. W ogóle nie czułem chłodu. Jeśli mamy w coś
zainwestować bardziej, to polecam pomyśleć o lepszych butach, bo to od nich
najbardziej ciągnie chłodem. Rzeczy, które używamy w zimowych Tatrach w
zupełności wystarczą nam w Alpach. Gorzej może być tylko z butami, gdzie ciągłe
chodzenie w grubych warstwach śniegu może wychłodzić nam stopy. Na
czterotysięcznikach zobaczymy wiele ekip mających naprawdę drogie sprzęty, ale
stwierdzam, że to przerost formy nad treścią. Można czuć się komfortowo za
znacznie niższe pieniądze… Gdyby popatrzeć na mój sprzęt, to nie używałem wtedy
niczego „górnopółkowego”. Wszystko miałem w wersji podstawowej, poza butami.
Kurtki, spodnie, czy inne ubrania naprawdę niczym się nie wyróżniały i nie
dawałem za nie powyżej 250 zł. Wiedząc o panujących warunkach, postanowiłem, że
tylko buty muszę mieć trochę lepsze, więc wziąłem typowo buty trekkingowe w
wersji zimowej, skórzane i z membraną Gore-Tex, co pozwoliło mi utrzymać
komfort termiczny.
Ważną kwestią są okulary przeciwsłoneczne,
ponieważ od wysokości 2700 m n.p.m. światło tak mocno odbija się od śniegu, że
możemy doznać ślepoty śnieżnej, trwającej nawet do 5 dni! Efekt jest podobny do
prześwietlenia oczu u spawacza. Czujemy wtedy światłowstręt i nawet przy
zamkniętych powiekach mamy nadwrażliwość oka i łzy płyną obficie. Z tego
względu musimy zabrać ze sobą okulary przeciwsłoneczne lodowcowe o klasie
minimum III. Co te klasy oznaczają? I klasa pozwala nam używać ich do jazdy
samochodem. II klasa pozwala nam używać ich w mocno nasłonecznionych miejscach
w lecie, ale nie możemy kierować samochodem. Klasa III używana jest w górach do
ochrony przed intensywnym światłem słonecznym (okulary pochłaniają ponad 95%
światła słonecznego) oraz na stokach narciarskich. Klasa IV – najwyższa – jest
przeznaczona na najwyższe góry, gdzie mamy najsilniejsze światło i największe
promieniowanie. Mi w zupełności wystarczyła klasa III. W ogóle nie myślałem o
problemach z oczami. A co, jeśli na co dzień nosimy okulary? Jak mamy założyć
drugie okulary (przeciwsłoneczne) na te korekcyjne? Z tym również nie mamy
żadnych problemów. Dzisiaj wystarczy wpisać, chociażby na Allegro, frazę „gogle
narciarskie”. Wtedy zobaczymy modele z firmy Arctica, które można zakładać na
zwykłe okulary i nawet nie będzie widać, że nosimy okulary korekcyjne! Dzięki
temu będziemy mieli pełną widoczność i dodatkowo ochronę przed promieniowaniem
UV. Koszt takich okularów przeciwsłonecznych klasy III to około 200-220 zł. Jeśli
planujemy wchodzić na czterotysięczniki i wyższe góry, polecam kupić taki
model. Okulary klasy trzeciej w zupełności wystarczyły mi nawet na
sześciotysięczniku, gdzie zapewniały całkowity komfort. W ogóle nie czułem, że
światło jest zbyt silne. Takie gogle narciarskie mają ciekawą opcję, ponieważ w
górnej części umieszczono gąbki w oprawie, dzięki czemu nie parują one w
ogóle wewnątrz! Ktoś w końcu rozwiązał problem parujących gogli, bo przez długie lata
była to zmora wielu narciarzy.
Mając rozwiązaną kwestię okularów, warto omówić
kwestię spania, ponieważ nie od dziś wiadomo, że połowę sukcesu każdej wyprawy
stanowi dobre spanie. Jeśli jesteśmy dobrze wypoczęci, to też będziemy mieli
siły do działania. Co ze sobą zabrać? W tamtym czasie nie używałem dobrego
namiotu, a i tak dało radę. Co jest najważniejsze w namiotach? Ważne, żeby miał
dwie warstwy. Zewnętrzna warstwa uchroni nas od wiatru i nie będzie nas
przewiewać. Widziałem zwykłe namioty jednowarstwowe, które w Alpach w ogóle się
nie sprawdzają, ponieważ w czasie silnych wiatrów i opadów niestety szybko
wyziębiamy się. Najczęściej taki błąd popełniają Polacy, którzy zaczynają swoją
przygodę z wyższymi górami. Nie musisz być kolejną osobą, która doświadczy
skutków doboru nieprawidłowego namiotu. Karimata też musi spełniać pewne
wymogi. Najtańszym rozwiązaniem jest gruba karimata. Tutaj polecam zabrać
najgrubszą, jaką tylko możemy dostać, ponieważ rozbijając namiot na śniegu,
będzie mocno „ciągnęło” chłodem od śniegu. Zdarza się, że nawet najgrubsze
karimaty "nie wyrabiają" pod względem termicznym. Najtańsza gruba karimata
kosztuje 66 zł, i nawet da się na niej wyspać tak, żeby nie było zimno, a te lepsze
kosztują około 250 zł. Śpiwór to kwestia tylko i wyłącznie naszych funduszy, bo
można kupić naprawdę dobre śpiwory, w których wyśpisz się komfortowo nawet na
Mt. Evereście, ale nie o to nam chodzi. Na Mt. Blanc i innych
czterotysięcznikach w zupełności wystarcza śpiwór zapewniający komfort do
-22’C. Tutaj, ze względu na koszt poleciłbym syntetyczny śpiwór (z materiałów
sztucznych), który chociaż będzie większy pod względem rozmiarów i wagi (ok.
2kg), to spełni nasze wymagania temperaturowe. Zaletą śpiwora syntetycznego
jest fakt, że nawet po zamoczeniu nadal będzie utrzymywał wewnątrz temperaturę,
a śpiwór puchowy już nie… Koszt takiego „syntetyka” to około 229 zł. Koszt
śpiwora puchowego o podobnych parametrach to wydatek rzędu 1000 zł. Na alpejskie czterotysięczniki w zupełności wystarczy nam omawiany syntetyk. Może będzie trochę
cięższy, ale zdecydowanie tańszy i na nasze możliwości. Z czym jeszcze będziemy
musieli zmierzyć się w alpejskich górach? Na pewno zauważymy bogato wyposażone
ekipy, które będą obwieszone mnóstwem wspinaczkowego sprzętu. Nie wpadajmy w
kompleksy, że my takiego nie posiadamy. Oni nawet go nie użyją ani razu! Nam
wystarczą w zupełności dwa karabinki typu HMS, raki i czekan. Dobrze jednak mieć w całej grupie kompletny sprzęt w razie wpadnięcia do szczeliny. Mam na myśli szable śnieżne, "małpy" (przyrząd do podciągania się na linie, przyrząd zjazdowy, śruby lodowcowe). Nigdy nie widziałem, żeby na Mt. Blanc, idąc klasyczną drogą, ktoś używał śrub lodowcowych oraz „małp” służących do podchodzenia na pionowo
wiszącej linie, ponieważ jest to typowo śnieżna góra aż do samego szczytu. Pamiętajmy jednak, że omawiamy tutaj również przypadki wejść na inne czterotysięczniki, więc posiadanie takiego sprzętu stanie się koniecznością. W dalszej części omówię przykłady kilku alpejskich gór, gdzie przyda
się trochę więcej sprzętu, ale o tym dowiemy się, czy musimy go zabierać,
czytając relacje z wypraw innych ekip, których jest mnóstwo w Internecie, w tym
u mnie na blogu.
Spanie w strefie wiecznych śniegów w drodze na Punta Gnifetti i Dufourspitze
Czy w Alpach decydować się na schroniska, czy może
lepiej spać w namiocie? Dla mnie odpowiedź jest bardzo prosta. W namiocie!
Dlaczego? Alpejskie schroniska są bardzo drogie i nocleg kosztuje tam od 45 EUR
do 75 EUR! Ale to nie koszty są głównym powodem, dla którego nie wybieram schronisk.
Z doświadczenia wiem, że śpiąc w namiocie z dala od schronisk przeżywam
znacznie więcej niż inni turyści. Przykładem niech będą liczne spotkania z
koziorożcami alpejskimi, które nie raz wypasają się w naszym pobliżu, a my mamy
piękną okazję do zdjęć. W drodze na Mt. Blanc taki koziorożec na pewno
podejdzie do nas na wysokości 2077 m n.p.m. w rejonie starej stacji kolejowej,
która jest już nieczynna. W drodze na drugi najwyższy czterotysięcznik (tuż po
Mt. Blanc) – Dufourspitze 4634 m n.p.m. na pewno spotkamy się z wielkim stadem
koziorożców, tuż przed lodowcem Gornergletscher. Stado co wieczór wyrusza na
żer na trawiaste polany, gdzie zatrzymują się inne ekipy. Takich
przeżyć nie będziemy mieli z poziomu schroniska! Ciekawostką tamtego stada jest
fakt, że na początku idą na zwiad trzy najsilniejsze i z największymi rogami koziorożce, a później nawołują gwizdami pozostałą szesnastkę, gdy stwierdzą, że jest bezpiecznie. Widok jest
niesamowity! Nie musimy czuć zagrożenia, bo te zwierzęta w ogóle nie atakują
ludzi i bardzo się nas boją. Żywią się tylko trawą. Nie raz zobaczysz walkę na
rogi młodych samców. Całe widowisko jest niezwykłe! Inny przypadek, to wysokość
2200 m n.p.m. w drodze na górę Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. w Alpach, gdzie wyprawę zaczynasz we wiosce Randa. Rozkładając namiot
na tutejszych polanach ze źródłem wody położonym o 10 min od nich, może nas
zaskoczyć inny, bardzo duży koziorożec, który będzie się „kręcić” w naszym
rejonie. On przychodzi na te polany z powodu bujnych i zielonych traw, a my
mamy piękne możliwości do zdjęć. Jeszcze inne spotkanie ze zwierzętami
„zaliczymy”, w drodze na górę Rimpfischhorn 4199 m n.p.m (relacja z wejścia na górę Rimpfischhorn). Tuż przed strefą
śniegów, na wysokości 2750 m n.p.m. dotrzemy do stawów polodowcowych i polan
porośniętych bujną trawą. Otoczenie wygląda tak, jakby nikt tamtędy nie
chodził. Panuje totalna cisza. Hodowcy trzymają stada owiec wysoko w górach,
którymi nikt się nie opiekuje. Mają swoją zagrodę gdzieś w skałach i same zachodzą
do niej na noc, po czym po wschodzie słońca ponownie schodzą na polany. Efekt hodowli
jest taki, że na widok człowieka, każdego traktują jak swojego pasterza i
nagle słyszysz wielki hałas racic. Kiedy dostrzeżesz co się dzieje, to
zauważysz, że jedyną wydeptaną ścieżką owce zaczynają biec w naszą stronę i okrążają
nas dookoła! Zobaczymy wtedy ciekawskie młode, które będą podgryzać nasz
plecak, a my będziemy mogli je pogłaskać. W tym miejscu przeżyliśmy jeszcze inną,
ciekawą sytuację z owcami, ponieważ na noc poszły do swojej zagrody, a o 5.55
rano po cichu zeszły w pobliże naszego namiotu. Obudziło nas głośne chrupanie
trawy ze wszystkich stron. Nie wiedząc, co się dzieje, otworzyłem delikatnie
wejście do namiotu, żeby sprawdzić, co tak chrupie trawę. Zobaczyłem dziesiątki
owiec, które otoczyły nasz namiot ze wszystkich stron i jadły trawę. Kiedy
wyszliśmy na zewnątrz, one rozproszyły się w najbliższej okolicy na polanie. My
w tym czasie przygotowywaliśmy posiłek dla nas. Jak widać, śpiąc w namiocie
przeżyjesz znacznie więcej i zobaczysz bardzo ciekawskie zwierzęta. Trzeba
pamiętać, że w Alpach nie ma niedźwiedzi, więc nic nam nie grozi. Możemy bez
obaw spać w górach.
Odpoczynek w lesie
Widoki z miejsca wybranego na nocleg (ruiny dawnej stacji kolejowej w drodze na Mt. Blanc na wysokości 2077 m n.p.m.)
Ciekawskie owce
Wypas na całego!
Tego nie zobaczysz śpiąc w schronisku (lodowy tunel w drodze na Punta Gnifetti i Dufourspitze). Znajdował się poza oficjalną trasą
Idąc w rejon lodowca Gornergletscher, wieczorem spotkasz się z dużym stadem koziorożców
Kiedy trzy najsilniejsze koziorożce uznają, że jest bezpiecznie, wtedy reszta stada wychodzi zza skał na umówiony kilkukrotny gwizd najsilniejszych samców
Czym kieruję się, kiedy wybieram miejsce na nocleg
podczas wędrówki w Alpach? Idąc, wyszukuję miejsca, gdzie płynie jakiś potok,
jest jakaś polana pod lasem i jestem ponad poziomem jakichkolwiek zabudowań. Dzięki
temu mam dostęp do nieskażonej wody pitnej oraz mam spokój i pewność, że nie
rozbiłem się na czyimś prywatnym terenie, Po co miałbym kogoś denerwować? Wybierając
odpowiednią porę na wyprawę w Alpach, zawsze za początek wybieram okres około 10. czerwca, ponieważ wtedy panuje najpiękniejsza wiosna w górach, a łąki kwitną
tysiącami kolorowych kwiatów. Tego widoku nie da się zapomnieć! Kiedy w podobnej scenerii masz dodatkowo piękny widok na góry i bieżącą wodę, to czego jeszcze ci więcej potrzeba? Musimy pamiętać, że sezon w Alpach rozpoczyna się około 20. czerwca każdego roku. Jakie to ma znaczenie? Często na lodowcach lub przy
dużych potokach nie ma mostów. Dopiero przed sezonem są zrzucane drewniane kładki za pomocą helikopterów z poręczami nad większymi szczelinami lodowcowymi
i potokami, dzięki czemu mamy możliwości przejścia. Kiedy ich nie ma przed
sezonem, to jesteśmy zdani całkowicie na siebie i nieraz musimy przechodzić
przez liche mosty ze śniegu, które mogą się zapaść pod naszym ciężarem. Stąd
warto znać przebieg całej trasy i wiedzieć, gdzie chcemy pójść. Na lodowcach Gornergletscher i Grenzgletscher możesz zobaczyć, jak potężny potrafi być potok płynący przez
nie. W jednym miejscu rozdziela się na trzy części, spływa trzema
wodospadami, po czym z powrotem łączy się w rwącą rzekę. Woda ma temperaturę poniżej
jednego stopnia, więc wpadnięcie do takiej rzeki może oznaczać nawet śmierć,
ponieważ jest bardzo lodowata, nurt jest bardzo szybki, i nie mamy czego się złapać.
Musimy pamiętać, że woda płynie w lodowym korycie. Stąd dużą uwagę przykładam
do przygotowania się do kwestii znajomości terenu, zanim wyruszę na wyprawę. Z
drugiej strony nie musimy dramatyzować. Przecież w relacjach przeczytamy o
każdym trudniejszym miejscu i jak je obejść. Nie jesteśmy zdani tylko na
przypadek i na naszą „radosną twórczość”.
W pierwszym dniu wyprawy wybierz polanę w pobliżu potoku, ponad poziomem najwyżej położonych zabudowań
Na początku wybierz polanę w pobliżu potoku, ponad poziomem najwyżej położonych zabudowań
Piękna polana w drodze na lodowiec Gornergletscher i Grenzgletscher
Nasze spanie pod Rimpfischhorn - jest dostęp do wody (po prawej)
Rwące rzeki płynące lodowcami - potrójny wodospad (przed sezonem nie mamy szans przejść tej rzeki
Mosty zrzucane helikopterem
Przejście z lodowca Gornergletscher w stronę zbocza prowadzącego do schroniska Monte Rosa Hutte (bez tego mostu przed sezonem musimy wyszukiwać mostu śnieżnego, które o tej porze są bardzo liche)
Rwąca rzeka lodowcowa
Organizując wyprawę, warto poznać kwestie pogodowe,
które dotyczą gór. W szczególności interesuje nas bezpieczne wejście na szczyt
i żeby mieć widoki z wierzchołka. Nie sugerujmy się porami, w których wychodzi
większość ekip na atak szczytowy, a tym bardziej nie patrzmy na przewodników.
Ekipy zazwyczaj wybierają godzinę 2.00 w nocy, a przewodnicy nieco późniejsze
pory, ponieważ chcą unikać zimna, którego doświadczymy w nocy. Kiedy wzejdzie
słońce, robi się trochę cieplej i przez to jest im wygodniej. Nigdy nie patrzę
na inne ekipy, a raczej wyznaczam swoją porę ataku szczytowego. Czym się
sugeruję? Pogodą i długością trasy. Po pierwsze, na szczyt staram się wyruszać
po północy lub o pierwszej w nocy, ponieważ pójdę jako pierwszy i będę miał
dobrą pogodę. Trzeba pamiętać, że zwykle po godzinie 9.00 rano pierwsze chmury
zaczynają pokrywać wierzchołek, a w przypadku Kazbeku w Gruzji może to być
nawet godzina 7.50. Musimy zapamiętać, że naszym celem jest zobaczenie pięknych
widoków, a nie „zaliczenie” góry we mgle. Inna kwestia związana z górami
lodowcowymi, to rozmiękanie śniegu po godzinie 9.00-10.00 rano. Wtedy słońce
jest na tyle mocne, że zaczyna się proces topnienia śniegu. Biała pokrywa staje
się ciężka i mokra, przez co możemy przejść nieświadomie po miękkim moście
śnieżnym, który może się zapaść pod naszym ciężarem. Pamiętajmy, że idąc
wcześnie, mamy większe szanse, żeby przejść bezpiecznie w rejonie ze
szczelinami. Zamrożone mosty śnieżne wytrzymują znacznie większy ciężar i przez
to możemy czuć się bardziej pewnie. Nie zapominajmy, że zawsze powinniśmy
być związani liną, ponieważ w razie upadku do szczeliny, będziemy mieli większe
szanse na pomoc ze strony członków naszej ekipy. W drodze na Nordend 4609 m
n.p.m. (trzeci najwyższy szczyt w Europie) droga prowadzi przez lodowiec z
szerokimi szczelinami, ale nie przerażajmy się. Przechodzimy tam przez dwa
mosty śnieżne. Na szczęście są szerokie. Mimo wszystko, nie polecam iść niezwiązany liną, ponieważ lepiej zachować środki bezpieczeństwa niż narażać się
na niebezpieczeństwo. Widzieliśmy, jak dzień wcześniej ski-tourowcy próbowali
wejść na Nordend i nie udało im się, ponieważ jeden członek z ich ekipy wpadł
do szczeliny, a reszta wyciągała go z rozpadliny. Nic nikomu się nie stało, ale najedli
się dużo strachu. Nigdy nie ignorujmy szczelin i zagrożenia z nimi związanego.
Jeden z dwóch mostów śnieżnych nad wielką szczeliną lodowcową w drodze na Nordend 4609 m n.p.m.
Nie ignoruj również zagrożenia pogodowego. Najważniejsza w
górach jest dobra pogoda. Musimy nauczyć się rozpoznawać ją w terenie, bo
odległości w Alpach są bardzo duże i możemy utknąć w śnieżycy, lub podczas
burzy. Jak rozpoznawać takie zjawiska pogodowe? Jeśli nie jesteś znawcą tematu, zastosuj dwie podstawowe zasady. Pierwsza: jeśli przybywa na niebie chmur
kłębiastych, zawróć, bo czeka cię burza. Druga: jeśli niebo stopniowo bieleje,
też obowiązkowo zawróć, ponieważ za 9-12 godzin nadejdzie front z opadami. Nie
ignoruj tych znaków na niebie, bo tak zapewnisz sobie bezpieczeństwo w górach.
Najgorsze chmury w Alpach to altocumulus lenticularis, zwane chmurami
soczewkowymi. Są to jasne chmury w kształcie dysku o gładkich brzegach. Widząc
takie na niebie, mamy do jednej doby czasu na zejście w osłonięte od wiatru
partie. Jeśli mamy możliwość, okopmy namiot w śniegu, ponieważ omawiany rodzaj chmur oznacza bardzo silny wiatr (fen). Nierzadko może powiać ponad 100 km/h, więc
nie będziemy mieli żadnych szans na jakąkolwiek działalność górską. Najczęstszym
problemem ekip jest nieznajomość tematu pogody. Jak rozpoznawać szczegółowo
pogodę, opisałem w osobnym artykule pod tytułem: „10 błędów, które turyści najczęściej popełniają w górach” – wybierz punkt 4. Tam szczegółowo omawiam rodzaje
chmur i co one dla nas oznaczają wraz z mnóstwem zdjęć, żebyś mógł zobaczyć,
jak to wszystko wygląda.
A czym kierować się, jeśli chcemy rozpocząć
przygodę z Alpami? Jakie góry wybierać? Nie mamy wystarczającego doświadczenia,
więc nie chcemy wybrać zbyt trudnej góry i później zrazić się do nich. Można
wybrać bardzo ciekawe góry, które nie wymagają dużych umiejętności, a jedynie
dobrej kondycji i obycia w zimowych Tatrach. Najczęściej młodzi wybierają Mt.
Blanc, jako jedną z pierwszych gór czterotysięcznych w Alpach. Czy to dobry
wybór? Dla mnie tak, ale mimo wszystko za pierwszy czterotysięcznik wybrałbym
Breithorn 4167 m n.p.m lub Weissmies 4017 m n.p.m. Uważam, że są to najłatwiejsze góry w tym przedziale, ale
nie myślmy, że będzie łatwo. Jeśli zignorujemy zagrożenia, to Weissmies i Breithorn
mogą okazać się bardzo trudnymi górami. Najważniejsze, żebyśmy dobrze poznali otoczenie,
trasę przejścia i zagrożenia, które występują na całej drodze. Dla mnie
najważniejszy jest fakt, że nigdzie w Alpach nikt nie znaczy „szlaku”
prowadzącego na szczyt. Trasę musisz znać z opisów i najlepiej, jakbyś
pooglądał trochę zdjęć. Dzięki nim utrwalisz sobie w głowie obrazy, jak
powinien wyglądać teren dookoła ciebie w czasie wędrówki. Nie ignoruj też
warunków zimowych, ponieważ w nocy na Breithornie może być bardzo zimno,
dlatego zadbaj o dobre spanie, żebyś czuł się wypoczęty. W większość trasa
prowadzi wzdłuż wyciągów narciarskich, ale droga przejścia jest na tyle długa,
że przyda się dobra kondycja. W ostatniej części możemy trafić na szczeliny,
dlatego zawsze bądźmy związani liną asekuracyjną. W rejonie Breithorna nie jest
to wielkie zagrożenie, ale pamiętajmy, że na lodowcach zawsze ono istnieje. Najważniejszą
rzeczą jest obserwowanie nieba, ponieważ najlepiej będzie, gdy wypatrzymy
pierwsze oznaki psującej się pogody, bo tylko wtedy dobrze zaplanujemy powrót, który zajmie nam dużo
czasu. Lepiej czuć się bezpiecznie, niż w panice uciekać z góry, bo wtedy
najłatwiej o błędy (czytaj: wypadki).
Nie lekceważ Breithornu - on też może pokazać "pazur"
Mt. Blanc charakteryzuje się tym, że wiele ekip w
sezonie próbuje wejść na jego szczyt. Od roku 2015 ewidentnie za dużo... Nierzadko gromadzą się tłumy, dlatego
lepiej wyruszyć na około 10 dni przed sezonem, by cieszyć się spokojem okolicy.
Góra wymaga dobrej kondycji, ponieważ mamy długie podejścia. Najgorsze, według
mnie, jest podejście od wysokości 3200 m n.p.m. do 3782 m n.p.m. zwane granią
Goutier’a. Trasa przypomina w wielu miejscach Orlą Perć bez ubezpieczeń, więc w
połączeniu z dużą wysokością możemy się mocno zmęczyć. Musimy pamiętać, że grań
Goutier’a kończy się schroniskiem o tej samej nazwie, ale jest bardzo drogie i
raczej będziemy zmuszeni zapłacić 70 EUR za nocleg lub więcej… Strażnicy bardzo pilnują, żeby nikt nie rozbijał się namiotem powyżej, na
przełęczy. Musimy pamiętać, że od roku 2019 wprowadzono obowiązkowe pozwolenie na Mt. Blanc i na jeden dzień może otrzymać je "tylko" 214 osób, czyli tyle, ile jest miejsc noclegowych. To już nie te czasy, kiedy teoretycznie można było się rozbić powyżej schroniska na przełęczy i liczyć, że nikt nas nie zauważy...Kwestia noclegów jest zawsze bardzo drażliwą kwestią pod Mt. Blanc, ponieważ schroniska są bardzo drogie, a ekipy wschodnioeuropejskie zawsze "kombinowały", by nie wydawać tak grubych pieniędzy za jedną noc. Problem wejścia na Mt. Blanc podwoił się, ponieważ od około 2015 roku chętnych jest naprawdę mnóstwo, a ograniczeniem stała się ilość miejsc noclegowych w schroniskach położonych na wysokości 3167 m n.p.m. (Tete Rousse) i 3835 m n.p.m (Refuge du Gouter). Pamiętajmy, że od połowy 2017 i przez cały rok 2018, kiedy światowa gospodarka przeżywała największy boom w historii, chętnych jest jeszcze więcej... To wyżej położone schronisko oddano do użytku w 2012 roku i razem z Tete Rousse dają 214 miejsc. Władze lokalne Saint-Gervais-les-Bains postanowiły ograniczyć ilość wejść na szczyt jednego dnia, wyeliminować nielegalnych przewodników, oraz nieprzygotowane ekipy, ponieważ często zdarzały się nieodpowiedzialne osoby, które później przyczyniały się do tragicznych wypadków (konia z rzędem dla tego, kto myśli, że Polak nie obejdzie tego przepisu... podobnie, jak na Denali 6190 m n.p.m. na Alasce, gdzie od dawna istnieje przepis, że komercyjne grupy mogą iść tylko z amerykańskim przewodnikiem za "jedyne" 7200$ od osoby, a Polacy jeżdżą ze swoimi grupami komercyjnymi i ze swoimi przewodnikami... Myślę, że tutaj powstanie dokładnie to samo zjawisko, o czym szerzej możesz przeczytać tu: Denali - jak przygotować wyprawę, Rozdział 1 - Planowanie wyprawy, akapit 2.). To oznacza, że na szczyt będziemy mogli pójść tylko z wykwalifikowanym przewodnikiem oraz mając zamówiony nocleg w jednym ze schronisk. Ekipy bez przewodnika będą sprawdzane pod względem sprzętu i przygotowania. Nie wiem, jak władze to będą egzekwować, ale we wprowadzonym przepisie widzę dużo nieścisłości, które mogą spowodować małą "wojnę" pod Mt. Blanc. Bo co w przypadku, gdy zamówimy cholernie drogi nocleg, a pogoda nam się zepsuje na 3 dni? Frustracja ludzi na pewno urośnie w bardzo szybkim tempie... Tak, jak na Słowacji, władze poszły na rękę lobby przewodnickiemu, broniąc ich interesów. Bardziej powinny skupić się na rozebraniu ułatwień pozwalających na łatwe i szybkie dostanie się w rejon góry Mt. Blanc, a przede wszystkim kolejki do wysokości 2743 m n.p.m. Jeśli mówimy o schroniskach, to nie powinno być ich tyle na każdym kroku, ponieważ przyciągają one nieprzygotowane osoby, a same obiekty są przepełnione. Dodatkowym problemem są samoloty i śmigłowce, z których są opuszczani różni bogaci ludzie na szczyt. Czy to powinno być dozwolone?...
A co z osobami, które i tak będą chciały wejść na szczyt? Zaczną szukać innej trasy, byle z dala od pozwoleń i ograniczeń klasycznej drogi, co może przyczynić się do jeszcze większej ilości wypadków... Mt. Blanc po prostu zrobił się jak Rysy - jest przeludniony i najlepiej, jak już na nim byłeś i nie musisz tam wracać... Wprowadzenie konieczności uzyskania pozwolenia na tę górę ma ograniczyć ilość wchodzących na szczyt z około 300/dzień do 214/dzień i "odsianie" przypadkowych turystów. Pozwolenie jest bezpłatne. Nigdzie na razie nie znalazłem informacji, kto wydaje takie pozwolenie i gdzie można je uzyskać... Ciągle brakuje tej informacji... Co więc mamy zrobić, jeśli nie chcemy płacić dużych pieniędzy za nocleg lub borykać się z problemami, o których mówiłem powyżej? Problem drogi klasycznej "po taniemu" można rozwiązać inaczej, wybierając jedynie inną drogę wejściową (3M lub od strony Włoch), ale pamiętajmy, że te trasy wymagają większego doświadczenia. Z powodu zmian przepisów na Mt. Blanc, polecam wybrać inne czterotysięczne góry i nabrać doświadczenia, a później decydować się na najwyższą górę Europy. Wówczas będziesz mógł wybrać inną drogę i ominąć to całe "lobby" przewodnickie i ochronę interesów pewnej grupy oraz sztucznie stworzone problemy. Pamiętajmy, że nowe przepisy i tak nie przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa, ponieważ sposób na ich obejście jest już z pewnością opracowany i ten, kto miał tam być, to i tak będzie... (patrz: przykład z Denali omówiony wyżej, gdzie Amerykanie są wyjątkowo uwrażliwieni na przestrzeganie przepisów... a Polacy i tak jeżdżą ze swoimi przewodnikami na wyprawy komercyjne...). Zapamiętajmy, że od roku 2019 góra Mt. Blanc może być budżetową wyprawą tylko i wyłącznie wtedy, gdy wybierzemy inną drogę niż klasyczną. Z tego powodu omijam Mt. Blanc, a cieszę się pozostałymi czterotysięcznikami, gdzie nie potrzebuję komercyjnej infrastruktury. Mawia się, że Alpy są przeludnione, ale zapewniam cię, że nie tak, jak polskie Tatry, a jeśli szukasz spokoju, to wystarczy wybrać Punta Gnifetti, Rimpfischhorn, Breitorn, czy Dom de Mischabel. Tam z pewnością nie spotkamy żadnych tłumów, a góry należą do najprzedniejszych pod względem widoków ze szczytu w całych Alpach... Na Mt. Blanc na pewno pojadę, ponieważ chcę wykonać zdjęcia lepszym aparatem (wówczas miałem zwykły kompakt), ale wybiorę drogę inną od klasycznej przed sezonem, a wrócę klasyczną... Ominę w ten sposób to całe lobby przewodnickie
Pod Mt. Blanc największym zagrożeniem jest duża wysokość, bo zbliżymy się do granicy 4000 m n.p.m. i możemy poczuć pierwsze objawy choroby wysokościowej. Na pewno będziemy szli wolniejszym tempem, ponieważ będzie brakować nam tchu. Powietrze jest bardziej rozrzedzone i przez to trudniej będzie złapać oddech. Głównie z tego powodu zalecam wyruszanie na czterotysięczniki tylko osobom z dobrą kondycją. Gdybym miał pojechać w jakiekolwiek góry wysokie Alp, wybrałbym namiot do spania zamiast schroniska. Dlaczego? Głównym powodem, dla którego w górach decyduje się na namiot jest fakt, że w schroniskach jest zawsze głośno i trudno tam się wyspać przed atakiem szczytowym. Jeśli nie ma ograniczeń w tej kwestii, to śpię z dala od schronisk. Wolę spać w namiocie, ponieważ zobaczę więcej, przeżyję więcej i nie ominie mnie piękny wschód słońca. Kiedy mówimy o Mt. Blanc, musimy pamiętać, że rozbijanie namiotu powyżej Goutera jest tam całkowicie zakazane. W przypadku tej góry pamiętajmy, żeby wyjść jeszcze w nocy na śnieżną grań powyżej 4000 m n.p.m. lub maksymalnie w okolicach wschodzącego słońca, ponieważ w południe i później śnieg staje się mokry i ciężki, co bardzo mocno nas umęczy. Po drugie, nigdy nie wiemy, gdzie znajdują się szczeliny, a mawiają, że na drodze klasycznej prowadzącej na Mt. Blanc jest aż 7 szczelin, z czego ja widziałem tylko trzy, więc pozostałe muszą być dobrze ukryte… Pamiętajmy, żeby przed rozbiciem namiotu na innych górach dobrze przesondować teren, czyli wbijajmy kijki, lub sondę lawinową najgłębiej, jak się tylko da. Gdyby pod nami była szczelina, taki kijek lub sonda nagle wbiją nam się głębiej (z łatwością). Cały czas powinniśmy czuć opór, wbijając sondę w śnieg. Tylko w takich miejscach możemy rozbijać namiot. Oczywistą rzeczą jest, aby zabierać ze sobą wszystkie śmieci, które „wyprodukujemy” w trakcie naszej wyprawy. Zawsze zadajmy sobie pytanie: skoro mogłem wnieść pełne opakowanie, to dlaczego nie mogę znieść pustego? Tego nigdy nie mogę pojąć u większości turystów…
A co z osobami, które i tak będą chciały wejść na szczyt? Zaczną szukać innej trasy, byle z dala od pozwoleń i ograniczeń klasycznej drogi, co może przyczynić się do jeszcze większej ilości wypadków... Mt. Blanc po prostu zrobił się jak Rysy - jest przeludniony i najlepiej, jak już na nim byłeś i nie musisz tam wracać... Wprowadzenie konieczności uzyskania pozwolenia na tę górę ma ograniczyć ilość wchodzących na szczyt z około 300/dzień do 214/dzień i "odsianie" przypadkowych turystów. Pozwolenie jest bezpłatne. Nigdzie na razie nie znalazłem informacji, kto wydaje takie pozwolenie i gdzie można je uzyskać... Ciągle brakuje tej informacji... Co więc mamy zrobić, jeśli nie chcemy płacić dużych pieniędzy za nocleg lub borykać się z problemami, o których mówiłem powyżej? Problem drogi klasycznej "po taniemu" można rozwiązać inaczej, wybierając jedynie inną drogę wejściową (3M lub od strony Włoch), ale pamiętajmy, że te trasy wymagają większego doświadczenia. Z powodu zmian przepisów na Mt. Blanc, polecam wybrać inne czterotysięczne góry i nabrać doświadczenia, a później decydować się na najwyższą górę Europy. Wówczas będziesz mógł wybrać inną drogę i ominąć to całe "lobby" przewodnickie i ochronę interesów pewnej grupy oraz sztucznie stworzone problemy. Pamiętajmy, że nowe przepisy i tak nie przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa, ponieważ sposób na ich obejście jest już z pewnością opracowany i ten, kto miał tam być, to i tak będzie... (patrz: przykład z Denali omówiony wyżej, gdzie Amerykanie są wyjątkowo uwrażliwieni na przestrzeganie przepisów... a Polacy i tak jeżdżą ze swoimi przewodnikami na wyprawy komercyjne...). Zapamiętajmy, że od roku 2019 góra Mt. Blanc może być budżetową wyprawą tylko i wyłącznie wtedy, gdy wybierzemy inną drogę niż klasyczną. Z tego powodu omijam Mt. Blanc, a cieszę się pozostałymi czterotysięcznikami, gdzie nie potrzebuję komercyjnej infrastruktury. Mawia się, że Alpy są przeludnione, ale zapewniam cię, że nie tak, jak polskie Tatry, a jeśli szukasz spokoju, to wystarczy wybrać Punta Gnifetti, Rimpfischhorn, Breitorn, czy Dom de Mischabel. Tam z pewnością nie spotkamy żadnych tłumów, a góry należą do najprzedniejszych pod względem widoków ze szczytu w całych Alpach... Na Mt. Blanc na pewno pojadę, ponieważ chcę wykonać zdjęcia lepszym aparatem (wówczas miałem zwykły kompakt), ale wybiorę drogę inną od klasycznej przed sezonem, a wrócę klasyczną... Ominę w ten sposób to całe lobby przewodnickie
Pod Mt. Blanc największym zagrożeniem jest duża wysokość, bo zbliżymy się do granicy 4000 m n.p.m. i możemy poczuć pierwsze objawy choroby wysokościowej. Na pewno będziemy szli wolniejszym tempem, ponieważ będzie brakować nam tchu. Powietrze jest bardziej rozrzedzone i przez to trudniej będzie złapać oddech. Głównie z tego powodu zalecam wyruszanie na czterotysięczniki tylko osobom z dobrą kondycją. Gdybym miał pojechać w jakiekolwiek góry wysokie Alp, wybrałbym namiot do spania zamiast schroniska. Dlaczego? Głównym powodem, dla którego w górach decyduje się na namiot jest fakt, że w schroniskach jest zawsze głośno i trudno tam się wyspać przed atakiem szczytowym. Jeśli nie ma ograniczeń w tej kwestii, to śpię z dala od schronisk. Wolę spać w namiocie, ponieważ zobaczę więcej, przeżyję więcej i nie ominie mnie piękny wschód słońca. Kiedy mówimy o Mt. Blanc, musimy pamiętać, że rozbijanie namiotu powyżej Goutera jest tam całkowicie zakazane. W przypadku tej góry pamiętajmy, żeby wyjść jeszcze w nocy na śnieżną grań powyżej 4000 m n.p.m. lub maksymalnie w okolicach wschodzącego słońca, ponieważ w południe i później śnieg staje się mokry i ciężki, co bardzo mocno nas umęczy. Po drugie, nigdy nie wiemy, gdzie znajdują się szczeliny, a mawiają, że na drodze klasycznej prowadzącej na Mt. Blanc jest aż 7 szczelin, z czego ja widziałem tylko trzy, więc pozostałe muszą być dobrze ukryte… Pamiętajmy, żeby przed rozbiciem namiotu na innych górach dobrze przesondować teren, czyli wbijajmy kijki, lub sondę lawinową najgłębiej, jak się tylko da. Gdyby pod nami była szczelina, taki kijek lub sonda nagle wbiją nam się głębiej (z łatwością). Cały czas powinniśmy czuć opór, wbijając sondę w śnieg. Tylko w takich miejscach możemy rozbijać namiot. Oczywistą rzeczą jest, aby zabierać ze sobą wszystkie śmieci, które „wyprodukujemy” w trakcie naszej wyprawy. Zawsze zadajmy sobie pytanie: skoro mogłem wnieść pełne opakowanie, to dlaczego nie mogę znieść pustego? Tego nigdy nie mogę pojąć u większości turystów…
Stare schronisko "Refuge du Gouter" - widoki z przełęczy
Namioty powyżej schroniska w 2010 roku - dzisiaj taka sytuacja nie jest możliwa
A jak zorganizować tanie wyjazdy na któryś z 10-ciu najwyższych
czterotysięczników w Alpach? Do całego tematu podszedłem bardzo podobnie, jak
do Mt. Blanc. Tym samym autokarem dojeżdżamy do Lozanny (Lausanne) w
Szwajcarii, a później dwoma pociągami pojedziemy do Zermatt. Przesiadkę mamy w
Visp. Niezależnie, o której przyjedzie nasz autokar, nie musimy martwić się o
porę odjazdu pociągu, ponieważ do Visp kursują co 20 min, a do Zermatt, co pół
godziny lub co godzinę w popołudniowych porach. Największym kosztem są… właśnie
szwajcarskie pociągi, bo tutaj będziemy musieli wydać około 80 EUR w jedną
stronę! Czyli na sam transport wydamy około 900-950 zł (autokar + pociąg). Stąd
cała, trzytygodniowa wyprawa będzie nas łącznie kosztować około 1200-1250 zł.
Szwajcaria jest droższa, dlatego koszty muszą być większe. Mimo wszystko, za
trzytygodniowy urlop, gdzie możemy wejść na co najmniej dwa czterotysięczniki,
to bardzo mała cena. W agencji turystycznej wydalibyśmy jakieś 8500 – 9500 zł.
Z Zermatt pójdziemy w rejon Monte Rosa, bo to najwyższe góry tuż po Mt. Blanc i
przede wszystkim nieziemsko piękne! Wtedy na pierwszy raz możemy wybrać
Breithorn, który opisałem bardzo szczegółowo tutaj: relacja z wejścia na Breithorn. Jako, że Monte Rosa jest dużym pasmem górskim, ja za drugą górę
wybrałem… Dufourspitze 4634 m n.p.m. (relacja z wejścia na Dufourspitze). Jest to druga najwyższa góra w Europie i
wymaga bardzo dobrej kondycji, znajomości terenu oraz obycia się z ekspozycją
(wystawienie na przepaściste tereny). Dojście z Zermatt do stóp Dufourspitze może
trwać nawet… trzy dni! Kiedy mamy dobrą kondycję i znamy teren, powinnyśmy
dotrzeć tam w pełne dwa dni. Droga jest długa i mamy dużo stromych przewyższeń.
Nie polecam jednak tej góry osobom bojącym się otwartych przestrzeni i
ekspozycji, ani osobom nie mających doświadczenia. Chcąc uniknąć dalszych
kosztów po prostu będziemy spać na całej trasie w namiocie. Zobaczysz, ile
dzięki temu pięknych rzeczy zobaczysz! W szczególności będziesz miał spotkania
z koziorożcami oraz zobaczysz wspaniałe poranne widoki. Najpiękniej zawsze jest
w okolicy lodowców, ponieważ nad ranem powstają tam delikatne chmury, które
dodają uroku otoczeniu, a my jesteśmy ponad nimi. Na pewno będziesz
zafascynowany etapem zejścia do lodowca Gornergletscher oraz przechodzeniem na drugi jego brzeg i podejście w okolice jęzora niezwykle uszczelinionego lodowca Grenzgletscher. Będziemy przechodzić wysoką drabiną do poziomu alpejskiego
potoku, płynącego tuż przy lodowcu, a później wejdziemy na lodowiec za pomocą
lichego mostu śnieżnego. Po raz pierwszy zobaczymy liczne szczeliny lodowcowe,
które na szczęście są bardzo dobrze widoczne. W dalszej części ujrzymy piękne
oczka wodne, czy też formacje lodowe. Na końcu ponownie będziemy przechodzić
śnieżnym mostem. Przygód na trasie jest bardzo dużo, dlatego zdecydowanie
polecam wejście na Dufourspitze.
Lodowiec Gornergletscher i w tle lodowiec Grenzgletscher, widziany z ostatniego zielonego miejsca w drodze na Dufourspitze (tutaj rozbijamy namiot)
Tuż przed zejściem do poziomu lodowca Gornergletscher - w tym miejscu rozbijamy namiot
Wysoka drabina w drodze do lodowca Gornergletscher
Śpimy powyżej schroniska Monte Rosa Hutte. W tle widoczny szeroki lodowiec Gornergletscher
Oczko wodne na terenie lodowca Gornergletscher
Spotkanie z koziorożcami w rejonie gór Monte Rosa (tuż przed zejściem do poziomu lodowca)
W Alpach nie ulegaj „magii” Matterhornu. Chociaż
ta góra króluje nad innymi pod względem niezwykłości grani, to według mnie
widoki ze szczytu nie są tak piękne, jak z wielu innych pozostałych gór
dookoła. Matterhorn jest uważana za prestiżową górę, niedostępną dla każdego i
wymaga umiejętności wspinaczkowych oraz umiejętności zjeżdżania na linie oraz
asekuracji na ścianach wspinaczkowych. Ze względu na lepsze widoki z innych gór,
Matterhorn nie działa na mnie. Uważam, że najpiękniejsze widoki oferują: Punta
Gnifetti 4554 m n.p.m (relacja z wejścia na Punta Gnifetti). oraz góra Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. (relacja z wejścia na górę Dom de Mischabel). Ze szczytu naprawdę
zobaczymy coś fenomenalnego! Na pierwszą górę możemy spróbować wejść od strony
włoskiej, co robią praktycznie wszystkie ekipy, albo spróbować wejść od strony
szwajcarskiej, co robią tylko nieliczni, ze względu na konieczność bardzo
długiej wędrówki przez mocno uszczeliniony lodowiec, dlatego dla początkujących
zdecydowanie polecam pójcie za innymi ekipami od strony włoskiej. Niezależnie
od wyboru, zawsze przygotujmy się ze znajomości terenu i otoczenia, co ułatwi
nam orientację w terenie. Ze szczytu zobaczymy bardzo rozległy widok oraz
niesamowite morze chmur podświetlane przez wschodzące słońce. Widok jest
niepowtarzalny i nawet według przewodników górskich uważany jest za
najpiękniejszy w całej Europie! A co oferuje góra Dom de Mischabel? Przede wszystkim
bajecznie kolorowe podejście aż do wysokości 2900 m n.p.m. Od 1600 m n.p.m.
kwitną tam w czerwcu bardzo licznie róże alpejskie, a do wysokości 1850 m
n.p.m. przechodzimy przez niezwykłe modrzewiowe lasy. Zieleń tych drzew
naprawdę zachwyca! Powyżej, ponad poziomem schroniska, na wysokości 3200 m
n.p.m. znajdziemy kamienne półokręgi, gdzie będziemy mogli rozbić namiot. Będziemy
mieli również stąd wspaniałe widoki na górę oraz na dalszą drogę. Już wtedy
dostrzeżesz charakterystyczne trzy żebra, o których piszą przewodniki. Najgorszy
moment na trasie to ten, kiedy będziemy wchodzić na Przełęcz Festigrat, na
wysokości 3723 m n.p.m. Wejście odbywa się po bardzo stromym, skalistym, sypkim zboczu o wysokości blisko 70 m. Co gorsza, nie ma możliwości bezpiecznego
zejścia tą samą drogą, dlatego schodząc z przełęczy, pozostaje jedynie zjeżdżać
na linie, dzięki czemu szybko pokonujemy ten odcinek i nie narażamy się na
przypadkowe pośliźnięcie. Powyżej przełęczy mamy nieziemski widok na wiele
czterotysięczników oraz, gdy odpowiednio wcześnie wyjdziemy, możemy zobaczyć
niepowtarzalny wschód słońca i morza chmur na dole. Dalsza wędrówka to ciągła
wędrówka śnieżną granią, gdzie powyżej 4000 m n.p.m. nierzadko występuje lód.
Po Punta Gnifetti, górę Dom de Mischabel uważam za drugą, oferującą najpiękniejsze widoki w
Europie. Jeśli nie posiadamy umiejętności zjeżdżania na linie, najpierw nauczmy
się „na własnym podwórku”, np. na ściankach wspinaczkowych pod okiem
instruktora lub osoby, która się dobrze wspina. Mnie tego nauczył kolega i nie
żałuję, że odważyłem się na wybór tej góry. Dom de Mischabel nie jest trudny technicznie,
tyle że w jednym miejscu potrzebujemy umiejętności zjeżdżania na linie.
Poczujesz się znacznie bezpieczniej.
Widok na Mt. Blanc ze szczytu Dom de Mischabel 4545 m n.p.m.
Wschód słońca na wysokości 3800 m n.p.m. w drodze na górę Dom de Mischabel
Morza chmur w drodze na górę Dom de Mischabel
Matterhorn widziany z podejścia na górę Dom de Mischabel
Widok ze szczytu góry Dom de Mischabel (w najdalszym planie Mt. Blanc po prawej i Gran Paradiso po lewej)
Widok ze szczytu Punta Gnifetti (pod chmurami Włochy, tam gdzie nie ma chmur - Szwajcaria)
Widok z 4000 m n.p.m. w drodze na Punta Gnifetti
Kolorowy szlak w drodze na górę Dom de Mischabel
Róże alpejskie
Alpejskie róże w czerwcu są wszędzie...
...nawet w lesie!
Kiedy już podziałamy w rejonie Monte Rosa i
zostanie nam chociaż jeden dzień wolnego czasu, wybierzmy łatwy Mettelhorn 3406
m n.p.m. (relacja z wejścia na Mettelhorn), gdzie w ciągu jednego dnia możemy bardzo wysoko wejść i wrócić do
namiotu, ciesząc się wspaniałymi, sielankowymi widokami. Do wysokości 2900 m
n.p.m. będziemy wędrowali trawiastymi polanami, gdzie w pewnym momencie zetkniemy
się ze stadami owiec. Powyżej wejdziemy do świata ustępującej zimy i szybko
postępującej wiosny. Największą atrakcją tej góry jest fakt, że znajdziemy się
w samym sercu czterotysięczników. Z każdej strony będziemy nimi otoczeni, a
rozglądając się dookoła, na pierwszy rzut oka zobaczymy co najmniej siedem
wyróżniających się czterotysięczników.
Sielankowe widoki w drodze na Mettelhorn
W drodze na Mettelhorn
W drodze na Mettelhorn na pewno ich nie przegapisz...
Organizując budżetową wyprawę na czterotysięczniki
w Alpach, warto zapamiętać, jak tanio zorganizować całe przedsięwzięcie:
- wybieramy autokar jadący do Genewy (w przypadku Mt. Blanc) lub wysiadamy w Lozannie (Lausanne), gdy chcemy wejść na czterotysięczniki Monte Rosa. Trzeba pamiętać, że to jest ciągle ten sam kurs, tylko w zależności od wybranych gór wysiadamy wcześniej lub trochę dalej. Tutaj polecam dwie firmy: Sindbad lub Almabus. Dojazd samolotem nie wchodzi w grę, ponieważ loty do Szwajcarii są zbyt drogie, a jeśli chcemy polecieć tanimi liniami, to zapamiętajmy, że bagaż będzie na pewno cięższy niż przepisowe 20-23kg i opłaty za nadbagaż będą bardzo wysokie. Dodatkowo dojdą koszty dojazdu z lotniska, dlatego zdecydowanie polecam opcje autokarowe – koszt: około 460-499 zł
- jedziemy pociągami, które są szybkie, wygodne i przyjeżdżają na czas. Musimy pamiętać, że w Szwajcarii są one droższe, ale mimo wszystko warto! – 90 zł w drodze na Mt. Blanc, a 290 zł w drodze na Monte Rosa w jedną stronę,
- kupujemy żywność dającą dużo energii. Na trzytygodniową wyprawę wybierzemy:
- około 30-40 czekolad po 100g (ok. 120 zł)
- 1,6kg orzechów ziemnych, solonych (4 paczki po 400g – cena 23 zł)
- 1kg bakalii (24 zł)
- 20 szt. zupy z Knorr’a (paczka 54g) – 2,79 zł/szt. (55,8 zł) – kupujemy na miejscu
- 8kg makaronu (9 EUR) – kupujemy na miejscu
- bagietki 1,5 EUR/szt. – kupujemy na miejscu
- kisiel (20 szt.) – 1,09 zł/szt. (38g) – 21,8 zł
Taki zestaw kosztuje 282,67 zł plus bagietki (w
zależności ile ich kupimy)
Orzechy ziemne solone - to one dodadzą nam mnóstwo energii
- dla urozmaicenia naszych posiłków, warto wziąć ze sobą na deser zwykły kisiel, do którego będziemy dosypywać bakalie. Będziemy mieli słodki deser, który umili nam czas w bazach,
- kupujemy trzy kartusze gazu po 225g (19,99 zł/szt.) – ok. 60zł,
- bierzemy ze sobą niezbędny sprzęt:
- spodnie zimowe
- krótkie spodenki
- koszulka z krótkim rękawem
- bielizna termiczna
- polar 100, polar 300
- kurtka zimowa
- rękawice (2 pary: jedne grube, jedne cienkie, polarowe)
- czapka (2 szt.)
- gogle przeciwsłoneczne
- raki
- czekan
- plecak 80l (dobrze, jakby miał kieszenie boczne)
- kuchenka na gaz
- skarpety bezuciskowe
- lina 60m na 4 osoby
- uprząż
- namiot dwuwarstwowy (dwa na cztery osoby)
- worek na śmieci 120l
- zimowe buty górskie
- karabinek HMS (2 szt.)
- aparat fotograficzny
- śpiwór syntetyczny (do -22’C)
- najgrubsza karimata
- kijki, jeśli lubisz
- pasta, szczoteczka do zębów, mydło naturalne
- ręcznik
- obcinaczki do paznokci (zobaczysz ile skórek będzie cię denerwować już po kilku dniach)
- zestaw ratunkowy (sonda lawinowa, szable śnieżne, śruby lodowcowe, dodatkowe karabinki, rolki, przyrząd zjazdowy i "małpy").
Pamiętajmy, że proponowany zestaw jedzenia i
sprzętu to niezbędne minimum, które należy zabrać ze sobą, żeby czuć się komfortowo,
przeznaczając na ten cel jak najmniej pieniędzy. Jeśli masz większe możliwości
finansowe, oczywiście możesz ulepszać swój ekwipunek, wybierać lepsze jedzenie
i kupować lepszy sprzęt. Ta lista ma pokazać, że osoby, które z trudem
uzbierały 1000 zł w ciągu całego roku też mogą pojechać na bardzo ciekawą i
konkretną wyprawę! Chcę tym pokazać, że organizując wyprawę w Alpy, nie musi to
być drogi wyjazd. Jeśli masz podstawowy sprzęt górski, o którym mówiłem w
artykule, to możesz zorganizować całkiem tanią wyprawę i możesz przeżyć coś,
czego większość ludzi z pewnością nigdy nie zobaczy, bo kto z Twoich znajomych
wszedł na szczyt Mt. Blanc lub inne czterotysięczniki? Przez trzy lata
jeździłem z moim kolegą na tego typu wyprawy, gdzie nie mieliśmy większych możliwości
finansowych, a mimo wszystko chcieliśmy poznawać wyższe góry niż Tatry. Dzięki
temu pojechaliśmy na trzy tygodnie, wchodząc na Mt. Blanc i wędrowaliśmy znanym
szlakiem trekkingowym Tour de Mont Blanc, i dwa razy, po 3 tygodnie
pojechaliśmy w rejon Monte Rosa, gdzie wchodziliśmy na najwyższe
czterotysięczniki oraz poznaliśmy część szlaku Tour de Monte Rosa i weszliśmy
na trzytysięcznik Mettelhorn. Tym artykułem chcę zachęcić osoby, które mają
obawy związane z organizacją podobnych wypraw i pokazać, że można realizować
swoje marzenia, nie mając dużych możliwości finansowych.
BARDZO WAŻNE!
Planując jakąkolwiek wyprawę w Alpy wykup ubezpieczenie w góry wysokie (koniecznie musi być w tym ubezpieczeniu opcja: akcja z użyciem śmigłowca), ponieważ w razie wypadku i braku ubezpieczenia możemy zapewnić sobie rachunek do końca życia. Warto więc pamiętać o tym najważniejszym szczególe!
Druga kwestia, to sprzęt ratunkowy: zabierzmy ze sobą sprzęt do wyciągania ze szczelin (jeden zestaw na całą grupę) taki, jak: szable śnieżne, śruby lodowcowe, przyrząd zjazdowy, dodatkowe karabinki czy rolki oraz "małpy". Na rynku jest również dostępny gotowy sprzęt Petzla do wyciągania ze szczelin, ale kosztuje ok. 1253 zł (Rad System Petzl). Dodatkowo zabierzmy ze sobą sondę lawinową.
BARDZO WAŻNE!
Planując jakąkolwiek wyprawę w Alpy wykup ubezpieczenie w góry wysokie (koniecznie musi być w tym ubezpieczeniu opcja: akcja z użyciem śmigłowca), ponieważ w razie wypadku i braku ubezpieczenia możemy zapewnić sobie rachunek do końca życia. Warto więc pamiętać o tym najważniejszym szczególe!
Druga kwestia, to sprzęt ratunkowy: zabierzmy ze sobą sprzęt do wyciągania ze szczelin (jeden zestaw na całą grupę) taki, jak: szable śnieżne, śruby lodowcowe, przyrząd zjazdowy, dodatkowe karabinki czy rolki oraz "małpy". Na rynku jest również dostępny gotowy sprzęt Petzla do wyciągania ze szczelin, ale kosztuje ok. 1253 zł (Rad System Petzl). Dodatkowo zabierzmy ze sobą sondę lawinową.
Kiedy poznasz już część czterotysięcznych Alp,
polecam spróbować Kaukaz i zorganizowanie wyprawy na Kabek 5047 m n.p.m. i
Elbrus 5642 m n.p.m. Oba pięciotysięczniki pozwolą Ci zobaczyć przepiękne
tereny i sprawdzić się na większej wysokości. Koszty wyprawy w przypadku Kazbeku
wyniosą tyle, co w Alpy (ok. 1300 zł), a na Elbrus ok. 1800 zł, ponieważ loty do
Rosji i wiza będą kosztować trochę więcej. Jak zorganizować takie wyprawy,
dowiesz się z moich relacji: wyprawa na Kazbek i wyprawa na Elbrus.
Kazbek 5047 m n.p.m. z dolin...
...i na szczycie Kazbeku 5047 m n.p.m.
W drodze na Elbrus 5642 m n.p.m.
Dla porządku, dopisz przynajmniej słowo o ubezpieczeniu (zwłaszcza na Szwajcarię), by tania wyprawa nie stała się najdroższą w życiu. Btw, Alpy od strony włoskiej są dużo tańsze niż Szwajcaria, pizza w knajpach niewiele drożej niż u nas.
OdpowiedzUsuńBardzo dobra uwaga! Już dopisuję. Co do krajów alpejskich, to w opisie nie zawierałem knajp, ani miejsc noclegowych (bo to już wyższy poziom), bo miało być jak najtaniej i tak też jeździłem, więc tutaj nie ma znaczenia czy Szwajcaria, czy Włochy, bo ceny produktów, które tu wymieniłem są bardzo podobne. Niestety ceny kolei i transportu w Szwajcarii są strasznie drrrogie... Za to góry od strony szwajcarskiej są przepiękne i pogoda pewniejsza. Włoskie Alpy są znacznie częściej pokryte chmurami.
UsuńCzy wg ciebie warto przed Mt. Blanc zrobić jakieś szkolenie? Widziałam że popularne są kursy turystyki zimowej, coś jak to: https://kursy.wspinanie.pl/zima/kurs-turystyki-zimowej Nie wiem czy tracić kasę bo dotychczas tylko chodziłam po Tatrach (zimą też) a moje marzenie to zacząć przygodę z Koroną Europy. Niby w Internecie jest trochę poradników jak się wiązać na lodowcu, jak sobie radzić z czekanem itd. ale jakoś sceptycznie podchodzę do wiedzy z neta. Jak sądzisz?
OdpowiedzUsuńKursy jak najbardziej wprowadzą nową i praktyczną wiedzę, więc polecam. Moim subiektywnym zdaniem warto zrobić taki kurs, ale ja osobiście nie korzystam z takich usług. Dlaczego? Ponieważ środowisko przewodników i wspinaczy jest zamknięte, hermetyczne i zazwyczaj wyznacznikiem przyjaźni przewodników tatrzańskich jest to, czy pochodzisz z Zakopanego (jeśli nie, to jesteś człowiekiem gorszej kategorii - patrz egzaminy kwalifikacyjne na przewodników tatrzańskich) oraz zawodowych wspinaczy wyznacznikiem jest to, czy przeszedłeś jakąś konkretną trasę wspinaczkową lub jak bardzo znasz topografię Tatr. Dla mnie to nie są żadne wyznaczniki, dlatego wiedzę zdobywałem u doświadczonych osób, które zrobiły takie kursy i należały do klubów wspinaczkowych i teraz ze mną chodzą po górach. Zawsze jest czego się uczyć, dlatego dalszą wiedzę zdobywam sam lub z przyjaciółmi. Nie potrzebuję doktoryzować się z topografii Tatr, żeby być przyjacielem wspinacza, który potrafi coś więcej, bo "za moich czasów" wyznacznikiem przyjaźni były inne wartości...
Usuń