środa, 28 marca 2018

Jak zorganizować trzytygodniową wyprawę na Mt. Blanc lub inne czterotysięczniki w Alpach do 1000zł? - czyli o tym, jak spełniać swoje marzenia

Jak tanio pojechać w Alpy? Tani wyjazd w Alpy

Kochasz góry? Wiele lat jeździsz w góry Polski lub Słowacji? Czasami przez myśl przechodziły Ci Alpy, ale z drugiej strony miałeś mnóstwo obaw, jak tam dojechać i skąd wziąć informacje o tym, jak zorganizować większą wyprawę? Myślę, że największą Twoją obawą z pewnością były koszty wyprawy. Każdy z nas przed każdym wyjazdem w góry przecież musi pomyśleć, ile to wszystko będzie kosztować. Pewnie nie raz pomyślałeś, żeby np. wejść na Mt. Blanc, ale taka wyprawa musi kosztować całkiem sporo i na dodatek trzeba będzie załatwiać jakieś pozwolenie. W tym poradniku chcę przybliżyć Wam techniki, jak można zorganizować bardzo ciekawe wyprawy za małe pieniądze. Zastanawiałeś się kiedyś, ile kosztuje np. wyprawa na Mt. Blanc? Agencje turystyczne życzą sobie około 4.200 – 4.500 zł za osobę za 18-dniowy wyjazd w góry. Podczas takiej wyprawy nie mamy gwarancji, że wejdziemy na szczyt, ponieważ zbyt wiele czasu upływa na przygotowania. Za te same pieniądze wolałbym polecieć na Dominikanę po udanej wyprawie… Wyjazd na 20 dni, z wejściem na szczyt i blisko 80 km wędrówka szlakiem trekkingowym Tour de Mt. Blanc kosztowała zaledwie… 829 zł, a trzytygodniowy wyjazd na czterotysięczniki Monte Rosa (największe skupisko czterotysięczników w Europie) kosztował mnie ok. 1200 zł. Pewnie sobie myślisz: to niemożliwe! A jednak! Jedynym warunkiem jest fakt, że musicie mieć skompletowany sprzęt górski, bo w Alpach nawet w lecie potrafi nieźle przymrozić pod szczytami (nawet do -20’C). Omówię też, co trzeba wziąć ze sobą i w jakich ilościach, żeby nic nas nie zaskoczyło.

Mont Blanc droga klasyczna
Moje wejście na Mt. Blanc

Mając sprzęt typu: zimowe buty górskie, kurtka zimowa, raki, czekan, przyrząd zjazdowy, pojemny plecak (ok. 80 l), kuchenka do gotowania wody lub przetapiania śniegu, namiot, lina (jedna na zespół), karabinki HMS, uprząż, porządne rękawice, itp. rzeczy, możemy zabierać się za organizację całej wyprawy. Załóżmy, że za nasz cel wybraliśmy jakiś czterotysięcznik lub Mt. Blanc. Tak najczęściej robią młodzi ludzie, którzy nabrali doświadczenia w zimowych Tatrach, nie mówiąc o niczym swoim rodzicom… Ja też wpisałem się w ten niepisany schemat i tak zacząłem realizować moje marzenia górskie… Kiedy zaczynałem moją przygodę z górami, powiedziałem sobie, że moim największym marzeniem jest wejście na Mt. Blanc. Myślałem, że ta góra pozostanie przez całe życie w sferze moich marzeń, jednak już po czterech latach stanąłem na jej szczycie… Jak myślisz, co trzeba zrobić, żeby być przygotowanym do organizacji takiej wyprawy? Na początku musisz być pewny za swoją kondycję i wytrzymałość temperaturową. Jeśli długodystansowe chodzenie w zimowych Tatrach nie sprawia ci problemu, znasz podstawy zasad wspinaczki (posługiwanie się liną, zasady asekuracji, itp.) oraz nie boisz się spać w namiocie przy -15’C mrozie, to taka wyprawa jest dla ciebie. Najlepiej nabierać doświadczenia w Tatrach zimowych i chodzić ze swoją ekipą. Ja tak robiłem i jeden z kolegów nauczył mnie zasad asekuracji, zjeżdżania na linie z pionowych ścian skalnych (takich rzeczy nie będziemy robić na Mt. Blanc, ale warto znać omawiane techniki, ponieważ przydadzą nam się w Alpach na innych czterotysięcznikach) oraz zamiłowania do nocowania gdzieś wysoko w górach, z dala od ludzi. Jeśli nie spróbujemy spędzić w ten sposób nocy, nigdy nie dowiemy się, jak będziemy odczuwać zimno wysoko w górach. Na czterotysięcznikach pozostaje jeszcze kwestia rozrzedzonego powietrza i tego, czy nie wystąpi u nas choroba wysokościowa. Tego niestety nie możemy sprawdzić w żaden sposób w Polsce, ponieważ każdy organizm reaguje inaczej i jedyną metodą, żeby to sprawdzić, jest… wejście na poziom powyżej 4.000 m n.p.m.

Spanie w lesie i kompletowanie sprzętu po całym dniu wędrówki

Jeśli stwierdziliśmy, że możemy zabrać się za organizację wyprawy na Mt. Blanc, to na początku powinniśmy wybrać drogę, którą będziemy wchodzić na ten szczyt. Na początku polecam zawsze drogi klasyczne, czyli te najbardziej popularne. Zwykle są tak prowadzone, żeby było jak najmniej trudności, co nie oznacza, że ich nie będzie. Na czterotysięcznikach występują one zawsze, ale obecność wielu ekip pozwoli zobaczyć, którędy iść oraz jak pokonywać dane trudności. Jak zauważysz, na podobnych górach nie ma zaznaczonych szlaków, ani wytyczonych w jasny sposób dróg, dlatego przed wyjazdem obowiązkowo musimy zapoznać się z ukształtowaniem terenu (topografią). Dzisiaj w Internecie mamy mnóstwo opisów takich dróg – nawet u mnie szczegółowo opisałem całą wyprawę na Mt. Blanc i inne czterotysięczniki. Cały szczegół polega na tym, żeby przeczytać artykuły i relacje, skąd dowiemy się o ukształtowaniu terenu, gdzie najlepiej się zatrzymywać i którędy iść. Będąc na miejscu, widziałem nieprzygotowanie kobiecych ekip, które nie potrafiły się odnaleźć w terenie powyżej 2768 m n.p.m. Najczęstszym problemem, z jakim spotkamy się na trasie, to rozległe przestrzenie śnieżne lub podobnie wyglądające granie. Tylko dobrze poznając ukształtowanie terenu z relacji i zdjęć wybierzemy właściwą trasę. Na Mt. Blanc jest podobnie. Mamy co najmniej trzy miejsca, gdzie będziemy mieli wątpliwość, którędy pójść. Na szczęście dobrze się przygotowałem i wiedziałem, którą opcję wybrać. W każdej relacji dostępnej w Internecie dowiemy się, którędy dana ekipa szła, oraz z czym mieli największe problemy. Przed każdą wyprawą zawsze czytam kilka różnych relacji z tego samego miejsca, a później zbieram wszystkie informację w całość i dzięki temu mam obraz tego, jakie trudności będą na trasie.

Betonowa chata z 1890 roku na wysokości 2768 m n.p.m. - odtąd ekipy gubią właściwą drogę

Na wysokości 2768 m n.p.m. najczęściej ekipy gubią drogę (nie wiedzą, czy iść w lewo, czy na granią na wprost siebie, ponieważ wygląda mało zachęcająco... - widok z betonowej chaty)

Znając ukształtowanie terenu naszej góry przynajmniej od strony teoretycznej, możemy przejść do następnego etapu organizacji wyprawy, czyli dojazd. Jeśli masz samochód, to bardzo dobrze, bo szybko można dojechać w Alpy. Jeśli tak, jak ja, nie masz samochodu, to podpowiem, jak można tanio dojechać środkami komunikacji publicznej. Zawsze tak robię i jestem bardzo zadowolony. Na początku szukamy połączenia autokarowego do Genewy (autokary jeżdżą codziennie, ponieważ różne firmy obsługują podobne trasy). Polecam wybrać firmę Sindbad lub Almabus. Taki bilet w dwie strony będzie kosztować nas około 460 – 499 zł. To tanio, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pojedziemy w obie strony. W tego typu komunikacji najciekawsza jest sprawa cen. W 2010 roku ceny były droższe, a w miarę upływu lat te usługi stały się… tańsze. Firmy autokarowe dają możliwość powrotu w nieokreślonym wcześniej dniu, ale za taką usługę będzie trzeba dopłacić. Ja zawsze wybierałem konkretny dzień powrotu, ustawiony na około 3-4 dni przed końcem mojego urlopu, ponieważ dojazd trwa 22 godziny. Kiedy dojedziemy na miejsce, pozostaje nam dostanie się do miejscowości w pobliżu naszej wymarzonej góry. Co ciekawe, ja zawsze korzystam z pociągów, które w zachodnich krajach jeżdżą bardzo punktualnie. Jeszcze większą ciekawostką jest fakt, że niezależnie w jakim kraju Unii Europejskiej jesteśmy, to wystarczy na stronie pkp.pl (dział: rozkłady jazdy) wpisać nazwę naszej miejscowości, do której przyjechaliśmy oraz miejsce do którego chcemy dojechać, zaznaczyć dzień, w który pojedziemy i… znajdziemy wszystkie połączenia! Dlaczego to jest możliwe? Podobnie, jak z wyszukiwarkami lotów, wszystkie strony, niezależnie od państwa, korzystają z tej samej bazy danych, więc jeśli nie znasz języka, po co masz męczyć się na obcojęzycznych stronach, które i tak połączą się z tą samą bazą danych? Może przerazi Cię ilość przesiadek. Nic bardziej mylnego! Chociaż w drodze na Mt. Blanc trzeba pojechać aż czterema pociągami, to nie bój się nic! Rozkłady są tak ustawione, że pomiędzy jednym, a drugim pociągiem masz około 10 min na przesiadkę, a wszystkie cztery pociągi przyjeżdżają z dokładnością co do minuty, więc w całkowitym spokoju zdążysz się przesiąść. Nawet, gdyby coś poszło nie tak, to pociągi na tych samych trasach jeżdżą co pół godziny, więc dojedziesz bez problemu. Perony są bardzo dobrze opisane na każdej stacji, więc nie miałem problemu z „krążeniem” po dworcach. Od razu szedłem tam, gdzie trzeba, a przechodzenie z jednego pociągu na drugi zajmowało mi zawsze około dwie minuty, więc czasu miałem naprawdę dużo! Analizując koszty wyprawy, np. na Mt. Blanc dojazd czterema pociągami kosztował mnie 23,5 EUR. Teraz zapłacimy około 28 EUR.

Na naszą wyprawę wydaliśmy już około 580 zł. Na początku wspomniałem, że moja wyprawa kosztowała 829 zł. Mamy więc do dyspozycji 249 zł. Jak myślisz, czy uda się? Zapewniam Cię że tak! Przez 3 tygodnie przecież trzeba dobrze zjeść i mieć energię na duży wysiłek. W zależności od tego, co lubisz, ja podszedłem do tematu tak: do kuchenki kupiłem dwa kartusze z gazem (jedna 445g, i jedna 225g). Możesz też kupić trzy kartusze po 225g. W pierwszym przypadku zapłacisz około 52 zł, a w drugim około 58-60 zł. Za kolejne 100 zł kupuję czekolady, bo to one dają mnóstwo szybkiej energii, przydatnej na duży wysiłek podczas stromych podejść. Resztę kupuję na miejscu. Na samych czekoladach nie przeżyjemy, więc trzeba też zjeść coś konkretnego. Możesz pójść w żywność liofilizowaną (ok. 25 zł/jeden obiad), a jeśli nas nie stać, żeby zaopatrzyć się w taką żywność na trzy tygodnie, to polecam zastosować ciekawy pomysł na dobre, bardzo tanie i pożywne danie. Będąc na miejscu, kupiłem dwie jednokilogramowe paczki makaronów (warto brać najcieńszy makaron, bo szybko się zagotuje), po czym gotowałem go w wodzie. Dodatkowo kupujemy duże opakowanie zup z Knorra (ich smak nam się nie znudzi. Pamiętajmy tylko, żeby nie były to zupy typu „instant”, albo „szybkie kubki”). Z 54g paczki wsypujemy połowę zawartości do gotującego się makaronu i całość mieszamy. Z dwóch kilogramów makaronu oraz pięciu paczek takich zup otrzymamy 10 pożywnych dań! Pamiętajmy, żeby nie brać ze sobą chińskich zup, ponieważ nie ma z nich zbyt wiele energii! Dla urozmaicenia kupowaliśmy pieczywo, a konkretniej bagietki i jakieś kiełbasy, które dodadzą nam energii. Koszt 2kg makaronu to ok. 2,5 EUR i 5-ciu zup z Knorr’a to jakieś 5,5 EUR. Opakowanie kiełbas kosztowało jakieś 4 EUR. W zależności od możliwości i tego, co lubimy, możemy dokupować, co tylko chcemy. Polecam mieszanki bakaliowe (urozmaicają smak i dają mnóstwo energii). Kiedy jechałem na Mt. Blanc były to moje początki w pracy, więc nie miałem funduszy na organizację wypraw, dlatego musiałem się zadowolić 1000 zł uzbieranym przez cały rok. Mimo wszystko nie stanowiło to dla mnie żadnej bariery. Mając 40 czekolad, makaron, zupy z Knorra, 1,6kg orzechów ziemnych solonych, bakalie i bagietki zakupione na miejscu, zamknąłem mój budżet przeznaczony na żywność w 249 zł. Kartusze do kuchenki kosztowały mnie około 60 zł, 40 czekolad 100 zł (dostałem rabat na zakup ilości hurtowej), zupy z Knorr’a 10 EUR (10 szt. – przy większej ilości miałem zniżkę), makarony 8 EUR (8kg), bakalie 1kg (5 EUR), 1,6kg orzechów ziemnych solonych (12 zł) oraz bagietki (6 EUR). Na tamte czasy łącznie dało mi to koszt rzędu 269 zł. Przez 10 lat kurs EUR się zmienił, a ceny dość mocno podrożały, ale nawet, jeśli mielibyśmy wydać o 200 zł więcej, to i tak zmieścimy się w cenie około 1000 zł za całą wyprawę. Na całej trasie nie będziesz musiał już nigdzie więcej wydawać pieniędzy. Jak widzisz, można zorganizować bardzo tanio całą wyprawę. Jeśli nie mamy większych funduszy, to właśnie w ten sposób możemy zaopatrzyć się w jedzenie i mieć dużo energii na każdy dzień. Zachodzi więc pytanie, jak tyle rzeczy nieść na swoich plecach. Samej żywności mamy ponad 10kg, a gdzie reszta?

Pożywny i bardzo tani posiłek

Szybki sposób na dobre i tanie danie

I jeszcze w innej wersji budżetowy, ale pożywny posiłek

Pożywna i ciepła zupa

I jeszcze jedna zupa

Pomidorówka na wysokości 2800 m n.p.m.

Ognisko pod Tasch
Nie zapomnij na sam koniec kupić kiełbasy, żeby po udanej wyprawie zrobić sobie ognisko przy jakimś stawie i zakończyć oficjalną część. Smak tej kiełbasy zapamiętasz na bardzo długo!

Organizując wyprawę na jakikolwiek czterotysięcznik w Alpach, zawsze przyjmuję tę samą zasadę – nigdy nie kupuj jedzenia na cały okres wyprawy! Ja zawsze kupuję zapasy na około tydzień. Po wejściu na jedną górę, schodzę do dolin, kupuję na drugi tydzień zaopatrzenie i idę na kolejną górę, dzięki temu nie dźwigam wszystkiego naraz. Dodatkowo prowiant, który mamy, będziemy dzielić na trasie na coraz mniejsze porcje. Jak to zrobić? Jeśli masz przy sobie np. 30-40 czekolad, makaron, zupy, itp. rzeczy, zakładam, że wszystkiego nie zjem podczas wejścia na jedną górę. Idąc coraz wyżej, codziennie zakopuję w śniegu lub ukrywam gdzieś pod kamieniami część prowiantu (w drodze powrotnej też będziemy musieli coś jeść, więc od razu wyznaczmy sobie porcje na drogę powrotną). Po co dźwigać coś, czego nie użyję w drodze na szczyt? Czy nie lepiej wracając zabierać te rzeczy po drodze? Idąc np. na Mt. Blanc przed zachodem słońca, zasypialiśmy na wysokościach: 1400 m n.p.m., 2768 m n.p.m., 3782 m n.p.m. 4362 m n.p.m. W każdym z tych miejsc zostawiłem po kilka czekolad i po dwie zupy. Na najniższej wysokości pozostawiłem w worku na śmieci wszystkie rzeczy, które nie będą mi potrzebne w górach: klucze do domu, spodnie, w których przyjechałem, lekkie buty na podróż, część czekolad, paczkę orzechów, itp. rzeczy. W ten sposób pozbyłem się aż 7 kg rzeczy! Kiedy wracałem ze szczytu, na każdej wysokości zbierałem ukryte porcje i wkładałem je do plecaka. Pamiętajmy, że czym wyżej, tym bardziej się męczymy, więc to, czego nie musimy, nie zabierajmy. Plecak i tak będzie ciężki od naszego sprzętu… Kiedy planujemy podczas jednej wyprawy więcej niż jeden czterotysięcznik, zastosujmy prostą zasadę, żeby zakładać depozyty (ukryć część rzeczy) w lesie lub na poziomie wspólnej bazy dla obu szczytów. Przykładowo, jeśli chcemy wejść na Breithorn i Dufourspitze, zostawmy połowę jedzenia w miejscu wspólnym dla obu szczytów. Kiedy będziemy wracać z Breithorna, zabierzemy drugą część jedzenia, której nie musieliśmy dźwigać i pójdziemy na drugą górę. Dzięki takiemu podejściu odciążamy się znacznie i poczujemy komfort. Pamiętajmy, by ze sobą zabrać jeszcze jeden worek na śmieci o pojemności 120L. Będzie potrzebny, gdy zostawisz zbyt duży plecak na zewnątrz. Wtedy od góry założysz na niego worek i nawet przy największych opadach deszczu nic ci nie zamoknie. To jest sprawdzona i bardzo tania metoda, gdy w namiocie nie ma miejsca na nasze rzeczy, a chcemy, żeby były ciągle suche.

Moje spanie w lesie (w pobliżu mam potok, a powyżej założyłem depozyt z niepotrzebnymi rzeczami na atak szczytowy)

A jak obliczyć, ile będę potrzebować jedzenia? Zazwyczaj będziemy jedli dwa lub trzy gotowane posiłki dziennie, ze dwie czekolady i garści bakalii oraz orzechów ziemnych. Tak wyglądał mój każdy dzień. Jeśli masz większe środki na organizację wypraw z pewnością Twój prowiant będzie znacznie bardziej urozmaicony, ale artykuł piszę głównie z myślą o osobach początkujących, które nie mają zbyt wielu środków na takie przedsięwzięcia oraz nie mają swojego samochodu. Chcę tym pokazać, że się da i że można pojechać w wysokie góry za małe pieniądze, że warto marzyć i spełniać swoje marzenia. Wracając do kwestii jedzenia: czy taki prowiant może nam się znudzić na tak długiej wyprawie? Mi się nie znudził, ponieważ kupiłem sobie różne smaki zup, dlatego miałem urozmaicenie. Musimy pamiętać, żeby czekolady też były inne (najlepiej z różnych firm i o różnych smakach). Do całego prowiantu warto dodać około 1,5 do 2kg orzechów ziemnych solonych. Zobaczysz ile one dają energii! Są lepsze niż czekolada! Chociaż przez trzy tygodnie jadłem tylko pięć powtarzających się rzeczy, to były one w zupełności wystarczające i ich smak nie nudził się w ogóle. Na świeżym powietrzu wszystko miało zupełnie inny smak. Na koniec polecam zabrać ze sobą zwykły kisiel (20 opakowań po około 38 g). Codziennie będziemy mogli przygotować sobie bardzo dobry i pożywny deser. W tym wszystkim zastanawiasz się może: pominąłem kwestie wody, a pić przecież trzeba bardzo dużo. Masz rację. Na trasach w Alpach jest tyle źródeł i potoków, że zawsze gdzieś nabierzemy wody. Powyżej wysokości 2500 m n.p.m. (w czerwcu) wody już nigdzie nie będzie, dlatego za każdym razem będziemy musieli przetapiać śnieg na wodę, a otrzymaną wodę gotować. Głównie z tego względu polecam zabrać trzy kartusze z gazem o pojemności 225 g, ponieważ na przetapianie śniegu zużyjemy więcej gazu. Jeden kartusz 445g wystarczał mi na 2 tygodnie przygotowywania dań. Kartusz 225g wystarcza na około tydzień.

Potok w lodowcu Grenzgletscher

 
Wody w Alpach nie brakuje

Mając rozwiązaną kwestię wyżywienia, teraz trzeba wziąć odpowiedni sprzęt. Na pewno musimy wziąć ze sobą: namiot (jeden na dwie osoby), raki, czekan, przyrząd zjazdowy, szable śnieżne, przynajmniej jedną linę asekuracyjną na cały zespół (jej długość to około 15 m/osobę), uprząż, dwa karabinki HMS (z zakręcaną blokadą), kurtka zimowa, zimowe buty górskie, dwie czapki (gdyby nam jedną zwiało), zimowe rękawiczki i jedne cienkie polarowe (zawsze można je założyć jako pierwsze i później na nie założyć grube rękawice, a wtedy podbijemy ich wytrzymałość temperaturową), kalesony, polar 100 i 300, okulary przeciwsłoneczne lodowcowe (przynajmniej stopnia III), termos, kubek, śpiwór, karimata, plecak o pojemności około 80 l, kuchenka i 1 l menażka do gotowania wody. Wyjeżdżając w góry wysokie, musimy umieć posługiwać się wyżej wymienionym sprzętem (hamowanie czekanem, zjeżdżanie na linie, wyciąganie ze szczelin, itp. rzeczy oraz znać od strony praktycznej zagadnienia związane ze wspinaczką - asekuracja, czy zjeżdżanie na linie). Jak widać, trochę sprzętu potrzeba, ale dzięki temu będziemy czuć się komfortowo. Czy potrzeba na szczyty alpejskie zabierać kurtki puchowe, które widać na wyposażeniu innych ekip? Wiadomo, że puch daje duży komfort termiczny, ale jeśli nie stać nas na takie ubrania, to nie ma takiej konieczności. Ja używałem tylko zimowej kurtki górskiej za… 250 zł, więc był to prosty model, który zapewnił mi komfort termiczny. W ogóle nie czułem chłodu. Jeśli mamy w coś zainwestować bardziej, to polecam pomyśleć o lepszych butach, bo to od nich najbardziej ciągnie chłodem. Rzeczy, które używamy w zimowych Tatrach w zupełności wystarczą nam w Alpach. Gorzej może być tylko z butami, gdzie ciągłe chodzenie w grubych warstwach śniegu może wychłodzić nam stopy. Na czterotysięcznikach zobaczymy wiele ekip mających naprawdę drogie sprzęty, ale stwierdzam, że to przerost formy nad treścią. Można czuć się komfortowo za znacznie niższe pieniądze… Gdyby popatrzeć na mój sprzęt, to nie używałem wtedy niczego „górnopółkowego”. Wszystko miałem w wersji podstawowej, poza butami. Kurtki, spodnie, czy inne ubrania naprawdę niczym się nie wyróżniały i nie dawałem za nie powyżej 250 zł. Wiedząc o panujących warunkach, postanowiłem, że tylko buty muszę mieć trochę lepsze, więc wziąłem typowo buty trekkingowe w wersji zimowej, skórzane i z membraną Gore-Tex, co pozwoliło mi utrzymać komfort termiczny.

Ważną kwestią są okulary przeciwsłoneczne, ponieważ od wysokości 2700 m n.p.m. światło tak mocno odbija się od śniegu, że możemy doznać ślepoty śnieżnej, trwającej nawet do 5 dni! Efekt jest podobny do prześwietlenia oczu u spawacza. Czujemy wtedy światłowstręt i nawet przy zamkniętych powiekach mamy nadwrażliwość oka i łzy płyną obficie. Z tego względu musimy zabrać ze sobą okulary przeciwsłoneczne lodowcowe o klasie minimum III. Co te klasy oznaczają? I klasa pozwala nam używać ich do jazdy samochodem. II klasa pozwala nam używać ich w mocno nasłonecznionych miejscach w lecie, ale nie możemy kierować samochodem. Klasa III używana jest w górach do ochrony przed intensywnym światłem słonecznym (okulary pochłaniają ponad 95% światła słonecznego) oraz na stokach narciarskich. Klasa IV – najwyższa – jest przeznaczona na najwyższe góry, gdzie mamy najsilniejsze światło i największe promieniowanie. Mi w zupełności wystarczyła klasa III. W ogóle nie myślałem o problemach z oczami. A co, jeśli na co dzień nosimy okulary? Jak mamy założyć drugie okulary (przeciwsłoneczne) na te korekcyjne? Z tym również nie mamy żadnych problemów. Dzisiaj wystarczy wpisać, chociażby na Allegro, frazę „gogle narciarskie”. Wtedy zobaczymy modele z firmy Arctica, które można zakładać na zwykłe okulary i nawet nie będzie widać, że nosimy okulary korekcyjne! Dzięki temu będziemy mieli pełną widoczność i dodatkowo ochronę przed promieniowaniem UV. Koszt takich okularów przeciwsłonecznych klasy III to około 200-220 zł. Jeśli planujemy wchodzić na czterotysięczniki i wyższe góry, polecam kupić taki model. Okulary klasy trzeciej w zupełności wystarczyły mi nawet na sześciotysięczniku, gdzie zapewniały całkowity komfort. W ogóle nie czułem, że światło jest zbyt silne. Takie gogle narciarskie mają ciekawą opcję, ponieważ w górnej części umieszczono gąbki w oprawie, dzięki czemu nie parują one w ogóle wewnątrz! Ktoś w końcu rozwiązał problem parujących gogli, bo przez długie lata była to zmora wielu narciarzy.

Mając rozwiązaną kwestię okularów, warto omówić kwestię spania, ponieważ nie od dziś wiadomo, że połowę sukcesu każdej wyprawy stanowi dobre spanie. Jeśli jesteśmy dobrze wypoczęci, to też będziemy mieli siły do działania. Co ze sobą zabrać? W tamtym czasie nie używałem dobrego namiotu, a i tak dało radę. Co jest najważniejsze w namiotach? Ważne, żeby miał dwie warstwy. Zewnętrzna warstwa uchroni nas od wiatru i nie będzie nas przewiewać. Widziałem zwykłe namioty jednowarstwowe, które w Alpach w ogóle się nie sprawdzają, ponieważ w czasie silnych wiatrów i opadów niestety szybko wyziębiamy się. Najczęściej taki błąd popełniają Polacy, którzy zaczynają swoją przygodę z wyższymi górami. Nie musisz być kolejną osobą, która doświadczy skutków doboru nieprawidłowego namiotu. Karimata też musi spełniać pewne wymogi. Najtańszym rozwiązaniem jest gruba karimata. Tutaj polecam zabrać najgrubszą, jaką tylko możemy dostać, ponieważ rozbijając namiot na śniegu, będzie mocno „ciągnęło” chłodem od śniegu. Zdarza się, że nawet najgrubsze karimaty "nie wyrabiają" pod względem termicznym. Najtańsza gruba karimata kosztuje 66 zł, i nawet da się na niej wyspać tak, żeby nie było zimno, a te lepsze kosztują około 250 zł. Śpiwór to kwestia tylko i wyłącznie naszych funduszy, bo można kupić naprawdę dobre śpiwory, w których wyśpisz się komfortowo nawet na Mt. Evereście, ale nie o to nam chodzi. Na Mt. Blanc i innych czterotysięcznikach w zupełności wystarcza śpiwór zapewniający komfort do -22’C. Tutaj, ze względu na koszt poleciłbym syntetyczny śpiwór (z materiałów sztucznych), który chociaż będzie większy pod względem rozmiarów i wagi (ok. 2kg), to spełni nasze wymagania temperaturowe. Zaletą śpiwora syntetycznego jest fakt, że nawet po zamoczeniu nadal będzie utrzymywał wewnątrz temperaturę, a śpiwór puchowy już nie… Koszt takiego „syntetyka” to około 229 zł. Koszt śpiwora puchowego o podobnych parametrach to wydatek rzędu 1000 zł. Na alpejskie czterotysięczniki w zupełności wystarczy nam omawiany syntetyk. Może będzie trochę cięższy, ale zdecydowanie tańszy i na nasze możliwości. Z czym jeszcze będziemy musieli zmierzyć się w alpejskich górach? Na pewno zauważymy bogato wyposażone ekipy, które będą obwieszone mnóstwem wspinaczkowego sprzętu. Nie wpadajmy w kompleksy, że my takiego nie posiadamy. Oni nawet go nie użyją ani razu! Nam wystarczą w zupełności dwa karabinki typu HMS, raki i czekan. Dobrze jednak mieć w całej grupie kompletny sprzęt w razie wpadnięcia do szczeliny. Mam na myśli szable śnieżne, "małpy" (przyrząd do podciągania się na linie, przyrząd zjazdowy, śruby lodowcowe). Nigdy nie widziałem, żeby na Mt. Blanc, idąc klasyczną drogą, ktoś używał śrub lodowcowych oraz „małp” służących do podchodzenia na pionowo wiszącej linie, ponieważ jest to typowo śnieżna góra aż do samego szczytu. Pamiętajmy jednak, że omawiamy tutaj również przypadki wejść na inne czterotysięczniki, więc posiadanie takiego sprzętu stanie się koniecznością. W dalszej części omówię przykłady kilku alpejskich gór, gdzie przyda się trochę więcej sprzętu, ale o tym dowiemy się, czy musimy go zabierać, czytając relacje z wypraw innych ekip, których jest mnóstwo w Internecie, w tym u mnie na blogu.

Spanie w strefie wiecznych śniegów w drodze na Punta Gnifetti i Dufourspitze

Czy w Alpach decydować się na schroniska, czy może lepiej spać w namiocie? Dla mnie odpowiedź jest bardzo prosta. W namiocie! Dlaczego? Alpejskie schroniska są bardzo drogie i nocleg kosztuje tam od 45 EUR do 75 EUR! Ale to nie koszty są głównym powodem, dla którego nie wybieram schronisk. Z doświadczenia wiem, że śpiąc w namiocie z dala od schronisk przeżywam znacznie więcej niż inni turyści. Przykładem niech będą liczne spotkania z koziorożcami alpejskimi, które nie raz wypasają się w naszym pobliżu, a my mamy piękną okazję do zdjęć. W drodze na Mt. Blanc taki koziorożec na pewno podejdzie do nas na wysokości 2077 m n.p.m. w rejonie starej stacji kolejowej, która jest już nieczynna. W drodze na drugi najwyższy czterotysięcznik (tuż po Mt. Blanc) – Dufourspitze 4634 m n.p.m. na pewno spotkamy się z wielkim stadem koziorożców, tuż przed lodowcem Gornergletscher. Stado co wieczór wyrusza na żer na trawiaste polany, gdzie zatrzymują się inne ekipy. Takich przeżyć nie będziemy mieli z poziomu schroniska! Ciekawostką tamtego stada jest fakt, że na początku idą na zwiad trzy najsilniejsze i z największymi rogami koziorożce, a później nawołują gwizdami pozostałą szesnastkę, gdy stwierdzą, że jest bezpiecznie. Widok jest niesamowity! Nie musimy czuć zagrożenia, bo te zwierzęta w ogóle nie atakują ludzi i bardzo się nas boją. Żywią się tylko trawą. Nie raz zobaczysz walkę na rogi młodych samców. Całe widowisko jest niezwykłe! Inny przypadek, to wysokość 2200 m n.p.m. w drodze na górę Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. w Alpach, gdzie wyprawę zaczynasz we wiosce Randa. Rozkładając namiot na tutejszych polanach ze źródłem wody położonym o 10 min od nich, może nas zaskoczyć inny, bardzo duży koziorożec, który będzie się „kręcić” w naszym rejonie. On przychodzi na te polany z powodu bujnych i zielonych traw, a my mamy piękne możliwości do zdjęć. Jeszcze inne spotkanie ze zwierzętami „zaliczymy”, w drodze na górę Rimpfischhorn 4199 m n.p.m (relacja z wejścia na górę Rimpfischhorn). Tuż przed strefą śniegów, na wysokości 2750 m n.p.m. dotrzemy do stawów polodowcowych i polan porośniętych bujną trawą. Otoczenie wygląda tak, jakby nikt tamtędy nie chodził. Panuje totalna cisza. Hodowcy trzymają stada owiec wysoko w górach, którymi nikt się nie opiekuje. Mają swoją zagrodę gdzieś w skałach i same zachodzą do niej na noc, po czym po wschodzie słońca ponownie schodzą na polany. Efekt hodowli jest taki, że na widok człowieka, każdego traktują jak swojego pasterza i nagle słyszysz wielki hałas racic. Kiedy dostrzeżesz co się dzieje, to zauważysz, że jedyną wydeptaną ścieżką owce zaczynają biec w naszą stronę i okrążają nas dookoła! Zobaczymy wtedy ciekawskie młode, które będą podgryzać nasz plecak, a my będziemy mogli je pogłaskać. W tym miejscu przeżyliśmy jeszcze inną, ciekawą sytuację z owcami, ponieważ na noc poszły do swojej zagrody, a o 5.55 rano po cichu zeszły w pobliże naszego namiotu. Obudziło nas głośne chrupanie trawy ze wszystkich stron. Nie wiedząc, co się dzieje, otworzyłem delikatnie wejście do namiotu, żeby sprawdzić, co tak chrupie trawę. Zobaczyłem dziesiątki owiec, które otoczyły nasz namiot ze wszystkich stron i jadły trawę. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, one rozproszyły się w najbliższej okolicy na polanie. My w tym czasie przygotowywaliśmy posiłek dla nas. Jak widać, śpiąc w namiocie przeżyjesz znacznie więcej i zobaczysz bardzo ciekawskie zwierzęta. Trzeba pamiętać, że w Alpach nie ma niedźwiedzi, więc nic nam nie grozi. Możemy bez obaw spać w górach.

Odpoczynek w lesie

Widoki z miejsca wybranego na nocleg (ruiny dawnej stacji kolejowej w drodze na Mt. Blanc na wysokości 2077 m n.p.m.)

Na wysokości 2077 m n.p.m. w drodze na Mt. Blanc na pewno spotkamy się z koziorożcem alpejskim, ale nie ma powodów do obaw - one tylko blisko podchodzą, ale boją się ludzi

Inne spotkanie z koziorożcami w rejonie Mt. Blanc - u stóp Augille du Midi 3842 m n.p.m.

Koziorożec alpejski
W drodze na Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. - na wysokości 2200 m n.p.m. na polanach ze źródłem spotkamy się z jednym z koziorożców żyjących w tym rejonie

Spokojne miejsce pod Rimpfischhorn i nasz namiot, a za chwilę... (patrz niżej)

Nieoczekiwany najazd owiec (w drodze na Rimpfischhorn)...

owce pod Pfulwe
Przyszliśmy was odwiedzić...

Ciekawskie owce

Wypas na całego!

Ob dem see, Gornersee
Tego nie zobaczysz śpiąc w schronisku (lodowy tunel w drodze na Punta Gnifetti i Dufourspitze). Znajdował się poza oficjalną trasą

Idąc w rejon lodowca Gornergletscher, wieczorem spotkasz się z dużym stadem koziorożców

Koziorożec alpejski
Kiedy trzy najsilniejsze koziorożce uznają, że jest bezpiecznie, wtedy reszta stada wychodzi zza skał na umówiony kilkukrotny gwizd najsilniejszych samców

Czym kieruję się, kiedy wybieram miejsce na nocleg podczas wędrówki w Alpach? Idąc, wyszukuję miejsca, gdzie płynie jakiś potok, jest jakaś polana pod lasem i jestem ponad poziomem jakichkolwiek zabudowań. Dzięki temu mam dostęp do nieskażonej wody pitnej oraz mam spokój i pewność, że nie rozbiłem się na czyimś prywatnym terenie, Po co miałbym kogoś denerwować? Wybierając odpowiednią porę na wyprawę w Alpach, zawsze za początek wybieram okres około 10. czerwca, ponieważ wtedy panuje najpiękniejsza wiosna w górach, a łąki kwitną tysiącami kolorowych kwiatów. Tego widoku nie da się zapomnieć! Kiedy w podobnej scenerii masz dodatkowo piękny widok na góry i bieżącą wodę, to czego jeszcze ci więcej potrzeba? Musimy pamiętać, że sezon w Alpach rozpoczyna się około 20. czerwca każdego roku. Jakie to ma znaczenie? Często na lodowcach lub przy dużych potokach nie ma mostów. Dopiero przed sezonem są zrzucane  drewniane kładki za pomocą helikopterów z poręczami nad większymi szczelinami lodowcowymi i potokami, dzięki czemu mamy możliwości przejścia. Kiedy ich nie ma przed sezonem, to jesteśmy zdani całkowicie na siebie i nieraz musimy przechodzić przez liche mosty ze śniegu, które mogą się zapaść pod naszym ciężarem. Stąd warto znać przebieg całej trasy i wiedzieć, gdzie chcemy pójść. Na lodowcach Gornergletscher i Grenzgletscher możesz zobaczyć, jak potężny potrafi być potok płynący przez nie. W jednym miejscu rozdziela się na trzy części, spływa trzema wodospadami, po czym z powrotem łączy się w rwącą rzekę. Woda ma temperaturę poniżej jednego stopnia, więc wpadnięcie do takiej rzeki może oznaczać nawet śmierć, ponieważ jest bardzo lodowata, nurt jest bardzo szybki, i nie mamy czego się złapać. Musimy pamiętać, że woda płynie w lodowym korycie. Stąd dużą uwagę przykładam do przygotowania się do kwestii znajomości terenu, zanim wyruszę na wyprawę. Z drugiej strony nie musimy dramatyzować. Przecież w relacjach przeczytamy o każdym trudniejszym miejscu i jak je obejść. Nie jesteśmy zdani tylko na przypadek i na naszą „radosną twórczość”.

W pierwszym dniu wyprawy wybierz polanę w pobliżu potoku, ponad poziomem najwyżej położonych zabudowań

Na początku wybierz polanę w pobliżu potoku, ponad poziomem najwyżej położonych zabudowań

Piękna polana w drodze na lodowiec Gornergletscher i Grenzgletscher

Nasze spanie pod Rimpfischhorn - jest dostęp do wody (po prawej)

Rwące rzeki płynące lodowcami - potrójny wodospad (przed sezonem nie mamy szans przejść tej rzeki

Mosty zrzucane helikopterem

Przejście z lodowca Gornergletscher w stronę zbocza prowadzącego do schroniska Monte Rosa Hutte (bez tego mostu przed sezonem musimy wyszukiwać mostu śnieżnego, które o tej porze są bardzo liche)


Rwąca rzeka lodowcowa

Organizując wyprawę, warto poznać kwestie pogodowe, które dotyczą gór. W szczególności interesuje nas bezpieczne wejście na szczyt i żeby mieć widoki z wierzchołka. Nie sugerujmy się porami, w których wychodzi większość ekip na atak szczytowy, a tym bardziej nie patrzmy na przewodników. Ekipy zazwyczaj wybierają godzinę 2.00 w nocy, a przewodnicy nieco późniejsze pory, ponieważ chcą unikać zimna, którego doświadczymy w nocy. Kiedy wzejdzie słońce, robi się trochę cieplej i przez to jest im wygodniej. Nigdy nie patrzę na inne ekipy, a raczej wyznaczam swoją porę ataku szczytowego. Czym się sugeruję? Pogodą i długością trasy. Po pierwsze, na szczyt staram się wyruszać po północy lub o pierwszej w nocy, ponieważ pójdę jako pierwszy i będę miał dobrą pogodę. Trzeba pamiętać, że zwykle po godzinie 9.00 rano pierwsze chmury zaczynają pokrywać wierzchołek, a w przypadku Kazbeku w Gruzji może to być nawet godzina 7.50. Musimy zapamiętać, że naszym celem jest zobaczenie pięknych widoków, a nie „zaliczenie” góry we mgle. Inna kwestia związana z górami lodowcowymi, to rozmiękanie śniegu po godzinie 9.00-10.00 rano. Wtedy słońce jest na tyle mocne, że zaczyna się proces topnienia śniegu. Biała pokrywa staje się ciężka i mokra, przez co możemy przejść nieświadomie po miękkim moście śnieżnym, który może się zapaść pod naszym ciężarem. Pamiętajmy, że idąc wcześnie, mamy większe szanse, żeby przejść bezpiecznie w rejonie ze szczelinami. Zamrożone mosty śnieżne wytrzymują znacznie większy ciężar i przez to możemy czuć się bardziej pewnie. Nie zapominajmy, że zawsze powinniśmy być związani liną, ponieważ w razie upadku do szczeliny, będziemy mieli większe szanse na pomoc ze strony członków naszej ekipy. W drodze na Nordend 4609 m n.p.m. (trzeci najwyższy szczyt w Europie) droga prowadzi przez lodowiec z szerokimi szczelinami, ale nie przerażajmy się. Przechodzimy tam przez dwa mosty śnieżne. Na szczęście są szerokie. Mimo wszystko, nie polecam iść niezwiązany liną, ponieważ lepiej zachować środki bezpieczeństwa niż narażać się na niebezpieczeństwo. Widzieliśmy, jak dzień wcześniej ski-tourowcy próbowali wejść na Nordend i nie udało im się, ponieważ jeden członek z ich ekipy wpadł do szczeliny, a reszta wyciągała go z rozpadliny. Nic nikomu się nie stało, ale najedli się dużo strachu. Nigdy nie ignorujmy szczelin i zagrożenia z nimi związanego.

mosty śnieżne w drodze na Nordend
Jeden z dwóch mostów śnieżnych nad wielką szczeliną lodowcową w drodze na Nordend 4609 m n.p.m.

Nie ignoruj również zagrożenia pogodowego. Najważniejsza w górach jest dobra pogoda. Musimy nauczyć się rozpoznawać ją w terenie, bo odległości w Alpach są bardzo duże i możemy utknąć w śnieżycy, lub podczas burzy. Jak rozpoznawać takie zjawiska pogodowe? Jeśli nie jesteś znawcą tematu, zastosuj dwie podstawowe zasady. Pierwsza: jeśli przybywa na niebie chmur kłębiastych, zawróć, bo czeka cię burza. Druga: jeśli niebo stopniowo bieleje, też obowiązkowo zawróć, ponieważ za 9-12 godzin nadejdzie front z opadami. Nie ignoruj tych znaków na niebie, bo tak zapewnisz sobie bezpieczeństwo w górach. Najgorsze chmury w Alpach to altocumulus lenticularis, zwane chmurami soczewkowymi. Są to jasne chmury w kształcie dysku o gładkich brzegach. Widząc takie na niebie, mamy do jednej doby czasu na zejście w osłonięte od wiatru partie. Jeśli mamy możliwość, okopmy namiot w śniegu, ponieważ omawiany rodzaj chmur oznacza bardzo silny wiatr (fen). Nierzadko może powiać ponad 100 km/h, więc nie będziemy mieli żadnych szans na jakąkolwiek działalność górską. Najczęstszym problemem ekip jest nieznajomość tematu pogody. Jak rozpoznawać szczegółowo pogodę, opisałem w osobnym artykule pod tytułem: „10 błędów, które turyści najczęściej popełniają w górach” – wybierz punkt 4. Tam szczegółowo omawiam rodzaje chmur i co one dla nas oznaczają wraz z mnóstwem zdjęć, żebyś mógł zobaczyć, jak to wszystko wygląda.

A czym kierować się, jeśli chcemy rozpocząć przygodę z Alpami? Jakie góry wybierać? Nie mamy wystarczającego doświadczenia, więc nie chcemy wybrać zbyt trudnej góry i później zrazić się do nich. Można wybrać bardzo ciekawe góry, które nie wymagają dużych umiejętności, a jedynie dobrej kondycji i obycia w zimowych Tatrach. Najczęściej młodzi wybierają Mt. Blanc, jako jedną z pierwszych gór czterotysięcznych w Alpach. Czy to dobry wybór? Dla mnie tak, ale mimo wszystko za pierwszy czterotysięcznik wybrałbym Breithorn 4167 m n.p.m lub Weissmies 4017 m n.p.m. Uważam, że są to najłatwiejsze góry w tym przedziale, ale nie myślmy, że będzie łatwo. Jeśli zignorujemy zagrożenia, to Weissmies i Breithorn mogą okazać się bardzo trudnymi górami. Najważniejsze, żebyśmy dobrze poznali otoczenie, trasę przejścia i zagrożenia, które występują na całej drodze. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że nigdzie w Alpach nikt nie znaczy „szlaku” prowadzącego na szczyt. Trasę musisz znać z opisów i najlepiej, jakbyś pooglądał trochę zdjęć. Dzięki nim utrwalisz sobie w głowie obrazy, jak powinien wyglądać teren dookoła ciebie w czasie wędrówki. Nie ignoruj też warunków zimowych, ponieważ w nocy na Breithornie może być bardzo zimno, dlatego zadbaj o dobre spanie, żebyś czuł się wypoczęty. W większość trasa prowadzi wzdłuż wyciągów narciarskich, ale droga przejścia jest na tyle długa, że przyda się dobra kondycja. W ostatniej części możemy trafić na szczeliny, dlatego zawsze bądźmy związani liną asekuracyjną. W rejonie Breithorna nie jest to wielkie zagrożenie, ale pamiętajmy, że na lodowcach zawsze ono istnieje. Najważniejszą rzeczą jest obserwowanie nieba, ponieważ najlepiej będzie, gdy wypatrzymy pierwsze oznaki psującej się pogody, bo tylko wtedy dobrze zaplanujemy powrót, który zajmie nam dużo czasu. Lepiej czuć się bezpiecznie, niż w panice uciekać z góry, bo wtedy najłatwiej o błędy (czytaj: wypadki).

Breithorn wyprawa
Nie lekceważ Breithornu - on też może pokazać "pazur"

Mt. Blanc charakteryzuje się tym, że wiele ekip w sezonie próbuje wejść na jego szczyt. Od roku 2015 ewidentnie za dużo... Nierzadko gromadzą się tłumy, dlatego lepiej wyruszyć na około 10 dni przed sezonem, by cieszyć się spokojem okolicy. Góra wymaga dobrej kondycji, ponieważ mamy długie podejścia. Najgorsze, według mnie, jest podejście od wysokości 3200 m n.p.m. do 3782 m n.p.m. zwane granią Goutier’a. Trasa przypomina w wielu miejscach Orlą Perć bez ubezpieczeń, więc w połączeniu z dużą wysokością możemy się mocno zmęczyć. Musimy pamiętać, że grań Goutier’a kończy się schroniskiem o tej samej nazwie, ale jest bardzo drogie i raczej będziemy zmuszeni zapłacić 70 EUR za nocleg lub więcej… Strażnicy bardzo pilnują, żeby nikt nie rozbijał się namiotem powyżej, na przełęczy. Musimy pamiętać, że od roku 2019 wprowadzono obowiązkowe pozwolenie na Mt. Blanc i na jeden dzień może otrzymać je "tylko" 214 osób, czyli tyle, ile jest miejsc noclegowych. To już nie te czasy, kiedy teoretycznie można było się rozbić powyżej schroniska na przełęczy i liczyć, że nikt nas nie zauważy...Kwestia noclegów jest zawsze bardzo drażliwą kwestią pod Mt. Blanc, ponieważ schroniska są bardzo drogie, a ekipy wschodnioeuropejskie zawsze "kombinowały", by nie wydawać tak grubych pieniędzy za jedną noc. Problem wejścia na Mt. Blanc podwoił się, ponieważ od około 2015 roku chętnych jest naprawdę mnóstwo, a ograniczeniem stała się ilość miejsc noclegowych w schroniskach położonych na wysokości 3167 m n.p.m. (Tete Rousse) i 3835 m n.p.m (Refuge du Gouter). Pamiętajmy, że od połowy 2017 i przez cały rok 2018, kiedy światowa gospodarka przeżywała największy boom w historii, chętnych jest jeszcze więcej... To wyżej położone schronisko oddano do użytku w 2012 roku i razem z Tete Rousse dają 214 miejsc. Władze lokalne Saint-Gervais-les-Bains postanowiły ograniczyć ilość wejść na szczyt jednego dnia, wyeliminować nielegalnych przewodników, oraz nieprzygotowane ekipy, ponieważ często zdarzały się nieodpowiedzialne osoby, które później przyczyniały się do tragicznych wypadków (konia z rzędem dla tego, kto myśli, że Polak nie obejdzie tego przepisu... podobnie, jak na Denali 6190 m n.p.m. na Alasce, gdzie od dawna istnieje przepis, że komercyjne grupy mogą iść tylko z amerykańskim przewodnikiem za "jedyne" 7200$ od osoby, a Polacy jeżdżą ze swoimi grupami komercyjnymi i ze swoimi przewodnikami... Myślę, że tutaj powstanie dokładnie to samo zjawisko, o czym szerzej możesz przeczytać tu: Denali - jak przygotować wyprawę, Rozdział 1 - Planowanie wyprawy, akapit 2.). To oznacza, że na szczyt będziemy mogli pójść tylko z wykwalifikowanym przewodnikiem oraz mając zamówiony nocleg w jednym ze schronisk. Ekipy bez przewodnika będą sprawdzane pod względem sprzętu i przygotowania. Nie wiem, jak władze to będą egzekwować, ale we wprowadzonym przepisie widzę dużo nieścisłości, które mogą spowodować małą "wojnę" pod Mt. Blanc. Bo co w przypadku, gdy zamówimy cholernie drogi nocleg, a pogoda nam się zepsuje na 3 dni? Frustracja ludzi na pewno urośnie w bardzo szybkim tempie... Tak, jak na Słowacji, władze poszły na rękę lobby przewodnickiemu, broniąc ich interesów. Bardziej powinny skupić się na rozebraniu ułatwień pozwalających na łatwe i szybkie dostanie się w rejon góry Mt. Blanc, a przede wszystkim kolejki do wysokości 2743 m n.p.m. Jeśli mówimy o schroniskach, to nie powinno być ich tyle na każdym kroku, ponieważ przyciągają one nieprzygotowane osoby, a same obiekty są przepełnione. Dodatkowym problemem są samoloty i śmigłowce, z których są opuszczani różni bogaci ludzie na szczyt. Czy to powinno być dozwolone?...

A co z osobami, które i tak będą chciały wejść na szczyt? Zaczną szukać innej trasy, byle z dala od pozwoleń i ograniczeń klasycznej drogi, co może przyczynić się do jeszcze większej ilości wypadków... Mt. Blanc po prostu zrobił się jak Rysy - jest przeludniony i najlepiej, jak już na nim byłeś i nie musisz tam wracać... Wprowadzenie konieczności uzyskania pozwolenia na tę górę ma ograniczyć ilość wchodzących na szczyt z około 300/dzień do 214/dzień i "odsianie" przypadkowych turystów. Pozwolenie jest bezpłatne. Nigdzie na razie nie znalazłem informacji, kto wydaje takie pozwolenie i gdzie można je uzyskać... Ciągle brakuje tej informacji... Co więc mamy zrobić, jeśli nie chcemy płacić dużych pieniędzy za nocleg lub borykać się z problemami, o których mówiłem powyżej? Problem drogi klasycznej "po taniemu" można rozwiązać inaczej, wybierając jedynie inną drogę wejściową (3M lub od strony Włoch), ale pamiętajmy, że te trasy wymagają większego doświadczenia. Z powodu zmian przepisów na Mt. Blanc, polecam wybrać inne czterotysięczne góry i nabrać doświadczenia, a później decydować się na najwyższą górę Europy. Wówczas będziesz mógł wybrać inną drogę i ominąć to całe "lobby" przewodnickie i ochronę interesów pewnej grupy oraz sztucznie stworzone problemy. Pamiętajmy, że nowe przepisy i tak nie przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa, ponieważ sposób na ich obejście jest już z pewnością opracowany i ten, kto miał tam być, to i tak będzie... (patrz: przykład z Denali omówiony wyżej, gdzie Amerykanie są wyjątkowo uwrażliwieni na przestrzeganie przepisów... a Polacy i tak jeżdżą ze swoimi przewodnikami na wyprawy komercyjne...). Zapamiętajmy, że od roku 2019 góra Mt. Blanc może być budżetową wyprawą tylko i wyłącznie wtedy, gdy wybierzemy inną drogę niż klasyczną. Z tego powodu omijam Mt. Blanc, a cieszę się pozostałymi czterotysięcznikami, gdzie nie potrzebuję komercyjnej infrastruktury. Mawia się, że Alpy są przeludnione, ale zapewniam cię, że nie tak, jak polskie Tatry, a jeśli szukasz spokoju, to wystarczy wybrać Punta Gnifetti, Rimpfischhorn, Breitorn, czy Dom de Mischabel. Tam z pewnością nie spotkamy żadnych tłumów, a góry należą do najprzedniejszych pod względem widoków ze szczytu w całych Alpach... Na Mt. Blanc na pewno pojadę, ponieważ chcę wykonać zdjęcia lepszym aparatem (wówczas miałem zwykły kompakt), ale wybiorę drogę inną od klasycznej przed sezonem, a wrócę klasyczną... Ominę w ten sposób to całe lobby przewodnickie

Pod Mt. Blanc największym zagrożeniem jest duża wysokość, bo zbliżymy się do granicy 4000 m n.p.m. i możemy poczuć pierwsze objawy choroby wysokościowej. Na pewno będziemy szli wolniejszym tempem, ponieważ będzie brakować nam tchu. Powietrze jest bardziej rozrzedzone i przez to trudniej będzie złapać oddech. Głównie z tego powodu zalecam wyruszanie na czterotysięczniki tylko osobom z dobrą kondycją. Gdybym miał pojechać w jakiekolwiek góry wysokie Alp, wybrałbym namiot do spania zamiast schroniska. Dlaczego? Głównym powodem, dla którego w górach decyduje się na namiot jest fakt, że w schroniskach jest zawsze głośno i trudno tam się wyspać przed atakiem szczytowym. Jeśli nie ma ograniczeń w tej kwestii, to śpię z dala od schronisk. Wolę spać w namiocie, ponieważ zobaczę więcej, przeżyję więcej i nie ominie mnie piękny wschód słońca. Kiedy mówimy o Mt. Blanc, musimy pamiętać, że rozbijanie namiotu powyżej Goutera jest tam całkowicie zakazane. W przypadku tej góry pamiętajmy, żeby wyjść jeszcze w nocy na śnieżną grań powyżej 4000 m n.p.m. lub maksymalnie w okolicach wschodzącego słońca, ponieważ w południe i później śnieg staje się mokry i ciężki, co bardzo mocno nas umęczy. Po drugie, nigdy nie wiemy, gdzie znajdują się szczeliny, a mawiają, że na drodze klasycznej prowadzącej na Mt. Blanc jest aż 7 szczelin, z czego ja widziałem tylko trzy, więc pozostałe muszą być dobrze ukryte… Pamiętajmy, żeby przed rozbiciem namiotu na innych górach dobrze przesondować teren, czyli wbijajmy kijki, lub sondę lawinową najgłębiej, jak się tylko da. Gdyby pod nami była szczelina, taki kijek lub sonda nagle wbiją nam się głębiej (z łatwością). Cały czas powinniśmy czuć opór, wbijając sondę w śnieg. Tylko w takich miejscach możemy rozbijać namiot. Oczywistą rzeczą jest, aby zabierać ze sobą wszystkie śmieci, które „wyprodukujemy” w trakcie naszej wyprawy. Zawsze zadajmy sobie pytanie: skoro mogłem wnieść pełne opakowanie, to dlaczego nie mogę znieść pustego? Tego nigdy nie mogę pojąć u większości turystów…

Stare schronisko "Refuge du Gouter" - widoki z przełęczy

Namioty powyżej schroniska w 2010 roku - dzisiaj taka sytuacja nie jest możliwa

A jak zorganizować tanie wyjazdy na któryś z 10-ciu najwyższych czterotysięczników w Alpach? Do całego tematu podszedłem bardzo podobnie, jak do Mt. Blanc. Tym samym autokarem dojeżdżamy do Lozanny (Lausanne) w Szwajcarii, a później dwoma pociągami pojedziemy do Zermatt. Przesiadkę mamy w Visp. Niezależnie, o której przyjedzie nasz autokar, nie musimy martwić się o porę odjazdu pociągu, ponieważ do Visp kursują co 20 min, a do Zermatt, co pół godziny lub co godzinę w popołudniowych porach. Największym kosztem są… właśnie szwajcarskie pociągi, bo tutaj będziemy musieli wydać około 80 EUR w jedną stronę! Czyli na sam transport wydamy około 900-950 zł (autokar + pociąg). Stąd cała, trzytygodniowa wyprawa będzie nas łącznie kosztować około 1200-1250 zł. Szwajcaria jest droższa, dlatego koszty muszą być większe. Mimo wszystko, za trzytygodniowy urlop, gdzie możemy wejść na co najmniej dwa czterotysięczniki, to bardzo mała cena. W agencji turystycznej wydalibyśmy jakieś 8500 – 9500 zł. Z Zermatt pójdziemy w rejon Monte Rosa, bo to najwyższe góry tuż po Mt. Blanc i przede wszystkim nieziemsko piękne! Wtedy na pierwszy raz możemy wybrać Breithorn, który opisałem bardzo szczegółowo tutaj: relacja z wejścia na Breithorn. Jako, że Monte Rosa jest dużym pasmem górskim, ja za drugą górę wybrałem… Dufourspitze 4634 m n.p.m. (relacja z wejścia na Dufourspitze). Jest to druga najwyższa góra w Europie i wymaga bardzo dobrej kondycji, znajomości terenu oraz obycia się z ekspozycją (wystawienie na przepaściste tereny). Dojście z Zermatt do stóp Dufourspitze może trwać nawet… trzy dni! Kiedy mamy dobrą kondycję i znamy teren, powinnyśmy dotrzeć tam w pełne dwa dni. Droga jest długa i mamy dużo stromych przewyższeń. Nie polecam jednak tej góry osobom bojącym się otwartych przestrzeni i ekspozycji, ani osobom nie mających doświadczenia. Chcąc uniknąć dalszych kosztów po prostu będziemy spać na całej trasie w namiocie. Zobaczysz, ile dzięki temu pięknych rzeczy zobaczysz! W szczególności będziesz miał spotkania z koziorożcami oraz zobaczysz wspaniałe poranne widoki. Najpiękniej zawsze jest w okolicy lodowców, ponieważ nad ranem powstają tam delikatne chmury, które dodają uroku otoczeniu, a my jesteśmy ponad nimi. Na pewno będziesz zafascynowany etapem zejścia do lodowca Gornergletscher oraz przechodzeniem na drugi jego brzeg i podejście w okolice jęzora niezwykle uszczelinionego lodowca Grenzgletscher. Będziemy przechodzić wysoką drabiną do poziomu alpejskiego potoku, płynącego tuż przy lodowcu, a później wejdziemy na lodowiec za pomocą lichego mostu śnieżnego. Po raz pierwszy zobaczymy liczne szczeliny lodowcowe, które na szczęście są bardzo dobrze widoczne. W dalszej części ujrzymy piękne oczka wodne, czy też formacje lodowe. Na końcu ponownie będziemy przechodzić śnieżnym mostem. Przygód na trasie jest bardzo dużo, dlatego zdecydowanie polecam wejście na Dufourspitze.

Gornersee
Lodowiec Gornergletscher i w tle lodowiec Grenzgletscher, widziany z ostatniego zielonego miejsca w drodze na Dufourspitze (tutaj rozbijamy namiot)

Widok na Lyskamm
Tuż przed zejściem do poziomu lodowca Gornergletscher - w tym miejscu rozbijamy namiot

Szlak na Monte Rosa Hutte
Wysoka drabina w drodze do lodowca Gornergletscher

Monte Rosa Hutte
Śpimy powyżej schroniska Monte Rosa Hutte. W tle widoczny szeroki lodowiec Gornergletscher

Oczko wodne na terenie lodowca Gornergletscher

Spotkanie z koziorożcami w rejonie gór Monte Rosa (tuż przed zejściem do poziomu lodowca)

W Alpach nie ulegaj „magii” Matterhornu. Chociaż ta góra króluje nad innymi pod względem niezwykłości grani, to według mnie widoki ze szczytu nie są tak piękne, jak z wielu innych pozostałych gór dookoła. Matterhorn jest uważana za prestiżową górę, niedostępną dla każdego i wymaga umiejętności wspinaczkowych oraz umiejętności zjeżdżania na linie oraz asekuracji na ścianach wspinaczkowych. Ze względu na lepsze widoki z innych gór, Matterhorn nie działa na mnie. Uważam, że najpiękniejsze widoki oferują: Punta Gnifetti 4554 m n.p.m (relacja z wejścia na Punta Gnifetti). oraz góra Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. (relacja z wejścia na górę Dom de Mischabel). Ze szczytu naprawdę zobaczymy coś fenomenalnego! Na pierwszą górę możemy spróbować wejść od strony włoskiej, co robią praktycznie wszystkie ekipy, albo spróbować wejść od strony szwajcarskiej, co robią tylko nieliczni, ze względu na konieczność bardzo długiej wędrówki przez mocno uszczeliniony lodowiec, dlatego dla początkujących zdecydowanie polecam pójcie za innymi ekipami od strony włoskiej. Niezależnie od wyboru, zawsze przygotujmy się ze znajomości terenu i otoczenia, co ułatwi nam orientację w terenie. Ze szczytu zobaczymy bardzo rozległy widok oraz niesamowite morze chmur podświetlane przez wschodzące słońce. Widok jest niepowtarzalny i nawet według przewodników górskich uważany jest za najpiękniejszy w całej Europie! A co oferuje góra Dom de Mischabel? Przede wszystkim bajecznie kolorowe podejście aż do wysokości 2900 m n.p.m. Od 1600 m n.p.m. kwitną tam w czerwcu bardzo licznie róże alpejskie, a do wysokości 1850 m n.p.m. przechodzimy przez niezwykłe modrzewiowe lasy. Zieleń tych drzew naprawdę zachwyca! Powyżej, ponad poziomem schroniska, na wysokości 3200 m n.p.m. znajdziemy kamienne półokręgi, gdzie będziemy mogli rozbić namiot. Będziemy mieli również stąd wspaniałe widoki na górę oraz na dalszą drogę. Już wtedy dostrzeżesz charakterystyczne trzy żebra, o których piszą przewodniki. Najgorszy moment na trasie to ten, kiedy będziemy wchodzić na Przełęcz Festigrat, na wysokości 3723 m n.p.m. Wejście odbywa się po bardzo stromym, skalistym, sypkim zboczu o wysokości blisko 70 m. Co gorsza, nie ma możliwości bezpiecznego zejścia tą samą drogą, dlatego schodząc z przełęczy, pozostaje jedynie zjeżdżać na linie, dzięki czemu szybko pokonujemy ten odcinek i nie narażamy się na przypadkowe pośliźnięcie. Powyżej przełęczy mamy nieziemski widok na wiele czterotysięczników oraz, gdy odpowiednio wcześnie wyjdziemy, możemy zobaczyć niepowtarzalny wschód słońca i morza chmur na dole. Dalsza wędrówka to ciągła wędrówka śnieżną granią, gdzie powyżej 4000 m n.p.m. nierzadko występuje lód. Po Punta Gnifetti, górę Dom de Mischabel uważam za drugą, oferującą najpiękniejsze widoki w Europie. Jeśli nie posiadamy umiejętności zjeżdżania na linie, najpierw nauczmy się „na własnym podwórku”, np. na ściankach wspinaczkowych pod okiem instruktora lub osoby, która się dobrze wspina. Mnie tego nauczył kolega i nie żałuję, że odważyłem się na wybór tej góry. Dom de Mischabel nie jest trudny technicznie, tyle że w jednym miejscu potrzebujemy umiejętności zjeżdżania na linie. Poczujesz się znacznie bezpieczniej.

Mont Blanc widziany ze szczytu Dom
Widok na Mt. Blanc ze szczytu Dom de Mischabel 4545 m n.p.m.

Wschód słońca widziany z góry Dom
Wschód słońca na wysokości 3800 m n.p.m. w drodze na górę Dom de Mischabel

Morza chmur w drodze na górę Dom de Mischabel

Matterhorn widziany z Dom
Matterhorn widziany z podejścia na górę Dom de Mischabel

Widok ze szczytu góry Dom de Mischabel (w najdalszym planie Mt. Blanc po prawej i Gran Paradiso po lewej)

Widok ze szczytu Punta Gnifetti
Widok ze szczytu Punta Gnifetti (pod chmurami Włochy, tam gdzie nie ma chmur - Szwajcaria)

Punta Gnifetti
Widok z 4000 m n.p.m. w drodze na Punta Gnifetti

Tour de Monte Rosa szlak, trekking
Kolorowy szlak w drodze na górę Dom de Mischabel

Tour de Monte Rosa zdjęcia
Róże alpejskie

Alpejskie róże w czerwcu są wszędzie...

...nawet w lesie!

Kiedy już podziałamy w rejonie Monte Rosa i zostanie nam chociaż jeden dzień wolnego czasu, wybierzmy łatwy Mettelhorn 3406 m n.p.m. (relacja z wejścia na Mettelhorn), gdzie w ciągu jednego dnia możemy bardzo wysoko wejść i wrócić do namiotu, ciesząc się wspaniałymi, sielankowymi widokami. Do wysokości 2900 m n.p.m. będziemy wędrowali trawiastymi polanami, gdzie w pewnym momencie zetkniemy się ze stadami owiec. Powyżej wejdziemy do świata ustępującej zimy i szybko postępującej wiosny. Największą atrakcją tej góry jest fakt, że znajdziemy się w samym sercu czterotysięczników. Z każdej strony będziemy nimi otoczeni, a rozglądając się dookoła, na pierwszy rzut oka zobaczymy co najmniej siedem wyróżniających się czterotysięczników.

Mettelhorn
Sielankowe widoki w drodze na Mettelhorn

W drodze na Mettelhorn

W drodze na Mettelhorn na pewno ich nie przegapisz...

Organizując budżetową wyprawę na czterotysięczniki w Alpach, warto zapamiętać, jak tanio zorganizować całe przedsięwzięcie:
  • wybieramy autokar jadący do Genewy (w przypadku Mt. Blanc) lub wysiadamy w Lozannie (Lausanne), gdy chcemy wejść na czterotysięczniki Monte Rosa. Trzeba pamiętać, że to jest ciągle ten sam kurs, tylko w zależności od wybranych gór wysiadamy wcześniej lub trochę dalej. Tutaj polecam dwie firmy: Sindbad lub Almabus. Dojazd samolotem nie wchodzi w grę, ponieważ loty do Szwajcarii są zbyt drogie, a jeśli chcemy polecieć tanimi liniami, to zapamiętajmy, że bagaż będzie na pewno cięższy niż przepisowe 20-23kg i opłaty za nadbagaż będą bardzo wysokie. Dodatkowo dojdą koszty dojazdu z lotniska, dlatego zdecydowanie polecam opcje autokarowe – koszt: około 460-499 zł
  • jedziemy pociągami, które są szybkie, wygodne i przyjeżdżają na czas. Musimy pamiętać, że w Szwajcarii są one droższe, ale mimo wszystko warto! – 90 zł w drodze na Mt. Blanc, a 290 zł w drodze na Monte Rosa w jedną stronę,
  • kupujemy żywność dającą dużo energii. Na trzytygodniową wyprawę wybierzemy:
    • około 30-40 czekolad po 100g (ok. 120 zł)
    • 1,6kg orzechów ziemnych, solonych (4 paczki po 400g – cena 23 zł)
    • 1kg bakalii (24 zł)
    • 20 szt. zupy z Knorr’a (paczka 54g) – 2,79 zł/szt. (55,8 zł) – kupujemy na miejscu
    • 8kg makaronu (9 EUR) – kupujemy na miejscu
    • bagietki 1,5 EUR/szt. – kupujemy na miejscu
    • kisiel (20 szt.) – 1,09 zł/szt. (38g) – 21,8 zł

Taki zestaw kosztuje 282,67 zł plus bagietki (w zależności ile ich kupimy)

co zabrać w Alpy?
Orzechy ziemne solone - to one dodadzą nam mnóstwo energii
  • dla urozmaicenia naszych posiłków, warto wziąć ze sobą na deser zwykły kisiel, do którego będziemy dosypywać bakalie. Będziemy mieli słodki deser, który umili nam czas w bazach,
  • kupujemy trzy kartusze gazu po 225g (19,99 zł/szt.) – ok. 60zł,
  • bierzemy ze sobą niezbędny sprzęt:
    • spodnie zimowe
    • krótkie spodenki
    • koszulka z krótkim rękawem
    • bielizna termiczna
    • polar 100, polar 300
    • kurtka zimowa
    • rękawice (2 pary: jedne grube, jedne cienkie, polarowe)
    • czapka (2 szt.)
    • gogle przeciwsłoneczne
    • raki
    • czekan
    • plecak 80l (dobrze, jakby miał kieszenie boczne)
    • kuchenka na gaz
    • skarpety bezuciskowe
    • lina 60m na 4 osoby
    • uprząż
    • namiot dwuwarstwowy (dwa na cztery osoby)
    • worek na śmieci 120l
    • zimowe buty górskie
    • karabinek HMS (2 szt.)
    • aparat fotograficzny
    • śpiwór syntetyczny (do -22’C)
    • najgrubsza karimata
    • kijki, jeśli lubisz
    • pasta, szczoteczka do zębów, mydło naturalne
    • ręcznik
    • obcinaczki do paznokci (zobaczysz ile skórek będzie cię denerwować już po kilku dniach) 
    • zestaw ratunkowy (sonda lawinowa, szable śnieżne, śruby lodowcowe, dodatkowe karabinki, rolki, przyrząd zjazdowy i "małpy").
Pamiętajmy, że proponowany zestaw jedzenia i sprzętu to niezbędne minimum, które należy zabrać ze sobą, żeby czuć się komfortowo, przeznaczając na ten cel jak najmniej pieniędzy. Jeśli masz większe możliwości finansowe, oczywiście możesz ulepszać swój ekwipunek, wybierać lepsze jedzenie i kupować lepszy sprzęt. Ta lista ma pokazać, że osoby, które z trudem uzbierały 1000 zł w ciągu całego roku też mogą pojechać na bardzo ciekawą i konkretną wyprawę! Chcę tym pokazać, że organizując wyprawę w Alpy, nie musi to być drogi wyjazd. Jeśli masz podstawowy sprzęt górski, o którym mówiłem w artykule, to możesz zorganizować całkiem tanią wyprawę i możesz przeżyć coś, czego większość ludzi z pewnością nigdy nie zobaczy, bo kto z Twoich znajomych wszedł na szczyt Mt. Blanc lub inne czterotysięczniki? Przez trzy lata jeździłem z moim kolegą na tego typu wyprawy, gdzie nie mieliśmy większych możliwości finansowych, a mimo wszystko chcieliśmy poznawać wyższe góry niż Tatry. Dzięki temu pojechaliśmy na trzy tygodnie, wchodząc na Mt. Blanc i wędrowaliśmy znanym szlakiem trekkingowym Tour de Mont Blanc, i dwa razy, po 3 tygodnie pojechaliśmy w rejon Monte Rosa, gdzie wchodziliśmy na najwyższe czterotysięczniki oraz poznaliśmy część szlaku Tour de Monte Rosa i weszliśmy na trzytysięcznik Mettelhorn. Tym artykułem chcę zachęcić osoby, które mają obawy związane z organizacją podobnych wypraw i pokazać, że można realizować swoje marzenia, nie mając dużych możliwości finansowych.

BARDZO WAŻNE!
Planując jakąkolwiek wyprawę w Alpy wykup ubezpieczenie w góry wysokie (koniecznie musi być w tym ubezpieczeniu opcja: akcja z użyciem śmigłowca), ponieważ w razie wypadku i braku ubezpieczenia możemy zapewnić sobie rachunek do końca życia. Warto więc pamiętać o tym najważniejszym szczególe!
Druga kwestia, to sprzęt ratunkowy: zabierzmy ze sobą sprzęt do wyciągania ze szczelin (jeden zestaw na całą grupę) taki, jak: szable śnieżne, śruby lodowcowe, przyrząd zjazdowy, dodatkowe karabinki czy rolki oraz "małpy". Na rynku jest również dostępny gotowy sprzęt Petzla do wyciągania ze szczelin, ale kosztuje ok. 1253 zł (Rad System Petzl). Dodatkowo zabierzmy ze sobą sondę lawinową.

Kiedy poznasz już część czterotysięcznych Alp, polecam spróbować Kaukaz i zorganizowanie wyprawy na Kabek 5047 m n.p.m. i Elbrus 5642 m n.p.m. Oba pięciotysięczniki pozwolą Ci zobaczyć przepiękne tereny i sprawdzić się na większej wysokości. Koszty wyprawy w przypadku Kazbeku wyniosą tyle, co w Alpy (ok. 1300 zł), a na Elbrus ok. 1800 zł, ponieważ loty do Rosji i wiza będą kosztować trochę więcej. Jak zorganizować takie wyprawy, dowiesz się z moich relacji: wyprawa na Kazbek i wyprawa na Elbrus.

Kazbek 5047 m n.p.m. z dolin...

...i na szczycie Kazbeku 5047 m n.p.m.

Elbrus relacja
W drodze na Elbrus 5642 m n.p.m.

2 komentarze:

  1. Dla porządku, dopisz przynajmniej słowo o ubezpieczeniu (zwłaszcza na Szwajcarię), by tania wyprawa nie stała się najdroższą w życiu. Btw, Alpy od strony włoskiej są dużo tańsze niż Szwajcaria, pizza w knajpach niewiele drożej niż u nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobra uwaga! Już dopisuję. Co do krajów alpejskich, to w opisie nie zawierałem knajp, ani miejsc noclegowych (bo to już wyższy poziom), bo miało być jak najtaniej i tak też jeździłem, więc tutaj nie ma znaczenia czy Szwajcaria, czy Włochy, bo ceny produktów, które tu wymieniłem są bardzo podobne. Niestety ceny kolei i transportu w Szwajcarii są strasznie drrrogie... Za to góry od strony szwajcarskiej są przepiękne i pogoda pewniejsza. Włoskie Alpy są znacznie częściej pokryte chmurami.

      Usuń

www.VD.pl