Lesbos – czy warto pojechać na tę wyspę? To pytanie
można sobie zadawać wielokrotnie, ponieważ w Internecie znajdziemy niewiele
informacji na jej temat. Dopiero przekopując przepastne zasoby Google’a
znajdziemy coś więcej, tyle że musimy wiedzieć czego szukamy… Na pierwszy rzut
oka nazwa Lesbos kojarzy nam się z lesbijkami (co jest prawdziwym skojarzeniem)
oraz z zasłyszanymi z mediów uchodźcami (to również prawdziwe skojarzenie,
ponieważ właśnie na tej wyspie znajduje się największy ośrodek dla uchodźców w
całej Europie). Ale, czy z tych powodów mamy nie pojechać na Lesbos?
Zdecydowanie nie! Ponieważ w naszej świadomości media budują błędny obraz
rzeczywistości. Osoby, które nigdy nie były w danym miejscu, zazwyczaj mają takie
myśli: uchodźcy z Syrii i innych państw są równomiernie rozlokowani po całej wyspie i w każdej
miejscowości będą nas zaczepiać ich całe grupy, a każdy uchodźca to terrorysta i chce nas co najmniej zabić. Rzeczywistość jest zupełnie
inna, ponieważ wszyscy są zamknięci w byłej bazie wojskowej w Morii (miejscowość
tuż nad stolicą wyspy – Mitylena). Po drugie to tacy sami ludzie, jak my, których wojna zmusiła do ucieczki ze swojego kraju. Niejednokrotnie są bardziej wystraszeni niż ktokolwiek inny, ponieważ nie umieją odnaleźć się w europejskiej rzeczywistości (często materialistycznie i nacjonalistycznie nastawionej), ani nie chcą lub nie wiedzą, jak dostosować się do naszej kultury. Liczą na pomoc, której nie mogą otrzymać, ponieważ Europa, podobnie, jak Turcja, jest już przepełniona uchodźcami. Nasze systemy nie są w stanie przyjmować kolejnych ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu, na których państwa muszą/chcą/zostało im to narzucone/nie chcą* wydawać dodatkowych pieniędzy, ponieważ same są zadłużone. Dodatkowo, pojedyncze akty przemocy lub terroryzmu, zdarzające się czasami w państwach Zachodu ze strony omawianych ludzi są bardzo nagłaśniane w mediach. To powoduje szybko narastającą niechęć do nich oraz strach o własne bezpieczeństwo. W roku 2018 na wyspie było 9.000 uchodźców,
a w tygodniu 22.09-29.09.2018 rząd Grecji zadecydował, żeby 2.000 osób
przenieść w głąb kraju – do Grecji lądowej. Wszyscy, którzy aktualnie tam
przebywają, mają całkowity zakaz opuszczania ośrodka, dlatego na wyspie nie
zobaczymy ani jednego uchodźca. Teraz widzisz, jak błędny obraz budują w naszej
głowie media. Szerzej o tej sprawie opowiem nieco niżej. A lesbijki - ładniej określane, jako kobiety kochające inne osoby o tej samej płci - co z nimi? Jednemu może się to podobać, drugiemu będzie to obojętne, a jeszcze innemu nie, bo może poczuć się zgorszony (niech czytelnik pozostawi te myśli dla siebie), jednak warto wiedzieć, że na wyspie spotkamy je czasem na plażach w największych miejscowościach. Chociaż wyspa Lesbos jest ich ulubionym miejscem do manifestowania własnych poglądów, to mimo wszystko omawiane osoby nie rzucają się w oczy. Dodatkowo lokalna społeczność ciągle walczy o prawa w sądach, żeby nazwa wyspy nie była kojarzona ze środowiskiem LGBT, np. w folderach turystycznych.
* - niepotrzebne skreślić
* - niepotrzebne skreślić
Wyspa Lesbos przede wszystkim zasłynęła w moim
umyśle z… niedopowiedzianych spraw. Najlepiej posłuchać przewodników, ale też
zainteresować się szerzej wieloma rzeczami, żeby odkryć coś więcej, ponieważ
nikt nie powie ci np. o szlakach górskich, których nie brakuje na tej wyspie… A
o dziwo są one bardzo dobrze znakowane. Nikt też nie opowie ci o plażach, które
są na tej wyspie, ponieważ usłyszymy utarte ogólniki, które etyka zawodowa biur
podróży nakazuje im mówić. Chodzi o to, żeby nie zniechęcić turystów do tego
kierunku. Z tego powodu opowiem wszystko, co zobaczyłem, oraz napiszę, co warto
zobaczyć, a co nie. Postaram się prześwietlić wyspę Lesbos obiektywnym okiem,
żeby każdy mógł sam zadecydować, czy ten kierunek mu będzie odpowiadać na
przyszłe wakacje, czy też nie. W Internecie znajdowałem tylko i wyłącznie
opinie w stylu: „piękna wyspa”, „niesamowite miejsce”, czy też „zachwycająca
wyspa”. Trochę jest prawdy w tych wyrażeniach, ale uważam, że trzeba też
opowiedzieć o drugiej stronie Lesbos, z czym nigdzie się nie spotkałem – nawet
u przedstawicieli biur podróży.
WYSPA LESBOS – JAKA JEST?
Według mnie, wyspa nie ma
wielkich atrakcji turystycznych, a raczej są wyszukane przez biura podróży
trochę „na siłę”, a plaże są dalekie od tych znanych z innych greckich wysp. Z
drugiej znowu strony Lesbos jest niesamowicie spokojną wyspą, o pięknych
krajobrazach górskich, co niezwykle mnie zachwyciło. Ukryte piękno wyspy wydobędziemy dopiero wtedy, gdy usłyszymy o niej wiele historii na miejscu. Trzeba przyznać, że pod tym względem wyspa Lesbos mnie bardzo pozytywnie zachwyciła. Wyjątkowo piękne są tutejsze wioski, w których dachy domów wszędzie pokrywa ta sama czerwona dachówka. Dodatkowo wyjątkowo urokliwe uliczki z greckim klimatem zachęcają, żeby odwiedzić co najmniej kilka miejscowości na Lesbos.
ZABUDOWA
Inną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, to fakt,
że Lesbos ma tylko… jedno miasto i jest nim stolica wyspy – Mitylena, licząca
ok. 30.000 mieszkańców. Resztę stanowią wioski, które są małe lub bardzo małe.
Ale nie ilość miast i wiosek ciekawi na Lesbos, ale raczej ich styl. Pomimo, że
wiele wiosek jest położonych wysoko w górach, to wszystkie, niezależnie od
miejsca mają domy wybudowane w takim samym stylu! Można powiedzieć: „jeśli
widziałeś jedną wioskę, to widziałeś wszystkie”. Rzeczywiście tak jest,
ponieważ wszystkie domy są pomalowane na pastelowe kolory, a każdy dach jest
pokryty czerwoną dachówką. Jako, że Lesbos jest bardzo górzystą wyspą,
niejednokrotnie na wioski możemy popatrzeć z góry. To, co się najbardziej
wyróżnia, to ich czerwone dachy, które bardzo pięknie komponują się na tle
wspaniałych krajobrazów górskich. Przejeżdżając przez jakąkolwiek wioskę mogłem
powiedzieć, że każda z nich mi się bardzo podobała. W każdej z nich panowała
niezwykła cisza i czasami miałem wrażenie, że w wielu miejscach czas się
zatrzymał.
Wszechobecna czerwona dachówka na Lesbos
PLAŻE NA LESBOS I ATRAKCJE TURYSTYCZNE
A co atrakcjami turystycznymi i plażami? Muszę
powiedzieć, że nie znajdziemy tu ani jednej plaży podobnej do tych znanych z
innych greckich wysp. Kto już był na innych wyspach, ten na pewno kojarzy takie
nazwy, jak: Elafonissi, Balos (Kreta), Navagio, zwana Plażą Wraku, Loganas,
Błękitne Jaskinie (Zakyntos), Paleokastritsa, Drastis (Korfu), Myrtos, Katelios,
Skala (Kefalonia), czy Tsambika i Lindos (Rodos). O takich bajkowych plażach na
Lesbos możemy tylko pomarzyć. Trzeba pamiętać, że Lesbos jest powulkaniczną
wyspą i tam bardzo mocno widać powulkaniczny charakter wyspy aż do dzisiaj.
Zastygnięta lawa utworzyła całe gromady strzelistych skał, gdzie trudno o jakąś
bogatszą szatę roślinną. Raczej zobaczymy spalone słońcem trawy i niewielkie
krzewy. Tylko czasem jakieś większe, pojedyncze drzewa. Same plaże, rzecz
jasna, powstały w wyniku erozji powulkanicznych skał i ciągłego napierania fal
morskich o brzeg, przez co najbardziej pospolitym typem będą kamieniste i
żwirowe plaże o ciemnym kolorze. Zazwyczaj mają odcień szaro-brązowy. Jako, że
dno morskie ma również podobną barwę, to automatycznie nie zobaczymy pięknych,
turkusowych kolorów morza, co najczęściej możemy zobaczyć w katalogach biur
podróży. Po prostu takie plaże z turkusową wodą na Lesbos nie występują,
ponieważ aby powstał omawiany kolor, potrzebny jest biały, lub jasnożółty
piasek. Czy to znaczy, że plaże na Lesbos są brzydkie? Nie. Wody są tak samo
czyste, jak na innych wyspach, ale przez to, że dno jest ciemnego koloru, wody
nie mogą przybierać turkusowych odcieni. Przez cały dzień zobaczymy jedynie
szary, lub stalowy odcień morza. Dopiero patrząc z jakiejś góry, lub
wzniesienia będziemy widzieć ciemny granat. Inną kwestią jest położenie wyspy.
Niezależnie, gdzie będziemy, musimy nastawić się na wiejące wiatry i… dość zimne
morze. Lesbos leży praktycznie o „rzut kamieniem” do Turcji, więc słońca nie
brakuje, ale prądy morskie niestety przynoszą zimniejszą wodę nawet o kilka
stopni w stosunku do innych wysp greckich. Wyjątkiem są plaże w miejscowości
Plomari. Dodatkowo wieczorem i po zachodzie słońca najczęściej zrywa się
chwilowy, porywisty wiatr, po czym szybko zanika. Ten proces powtarza się
ciągle wieczorem, do późnych godzin nocnych.
Plaże na Lesbos
Plaża we wiosce Petra
Mówiąc o atrakcjach turystycznych mam na myśli nie
tylko same plaże, ale również historię, czy inne ważne dla mieszkańców rzeczy. Kiedy
porównamy Lesbos do pozostałych wysp greckich, to szybko zauważymy, że atrakcje
turystyczne są trochę wyszukane „na siłę”. Standardowo będziemy musieli
odwiedzić kilka klasztorów, czy niewielkie miejscowości, które na tle innych
nie wyróżniają się niczym wielkim. Stąd trudno o dobrą i ciekawą wycieczkę. Mimo
wszystko każda wycieczka mi się podobała, bo zawsze dowiadywałem się czegoś
nowego i w pewnym sensie ukrytego. Trzeba pamiętać, że Lesbos jest trzecią
największą wyspą grecką, więc musimy spodziewać się dużych odległości pomiędzy
danymi punktami. Dodatkowo drogi prowadzą przez góry, dlatego trudno będzie nam
odwiedzić kilka miejsc w ciągu jednego dnia. Czy to znaczy, że nie ma co
zobaczyć na wyspie? Zdecydowanie nie! Lesbos słynie z rzeczy, które są
ewenementem na skalę światową! Ja zapamiętałem dwa takie miejsca. Oczywiście
każdą z atrakcji będę omawiać w osobnym punkcie, ale teraz już powiem, że
koniecznie trzeba zobaczyć muzeum skamieniałości lasu sekwoi (są tylko dwa
skamieniałe lasy tych drzew na świecie!), oraz wspaniały klasztor w Petrze i
klasztor św. Ignacego w Limanos z czasów Bizancjum. Ktoś może powiedzieć:
klasztory w Grecji i na wyspach są wszędzie, więc po co oglądać i zwiedzać
kolejne? Te wyróżniają się pod względem architektury, malarstwa i przede
wszystkim pod względem położenia. Właśnie z tego względu koniecznie musiałem je
zobaczyć. Jeśli mam odwiedzić jakiś klasztor, to musi być w nim coś ciekawego,
lub musi mieć ciekawe położenie. Będąc na innych wyspach greckich nie widziałem
podobnych. Inną atrakcją, którą warto zobaczyć, będą też żółwie lądowe żyjące w
lokalnej rzece, przepływającej przez miejscowość Skala Eressos. Na Lesbos również
znajdziemy dwie twierdze. Co prawda nie są tak okazałe, jak na Rodos i na
Krecie, ale mimo wszystko warte obejrzenia. Na pewno zachwyci nas widok z
poziomu murów na miejscowości je okalające. Poza tymi atrakcjami wszystko inne
będzie mniejsze niż na pozostałych znanych wyspach turystycznych, dlatego nie
wywrze na nas zbyt wielkiego wrażenia. Z tego powodu każdą atrakcję będę
omawiać szczegółowo, niezależnie czy jest warta zobaczenia, czy też nie.
Atrakcje na Lesbos - klasztor św. Ignacego
UCHODŹCY NA WYSPIE
Ten temat jest chyba najgorętszym wątkiem, jeśli
chodzi o turystykę grecką. Tym bardziej, że na Lesbos dostało się najwięcej
uchodźców w całej Grecji. Właśnie tę wyspę upatrzyli sobie jako „bramę” do
Europy. Gdybym ja miał wybierać jakiejś miejsce, ja też bym wybrał Lesbos,
ponieważ pas morza jest najwęższy. W latach 2015-2017 uchodźcy tak bardzo
zniechęcili urlopowiczów do wyspy Lesbos, że ruch turystyczny spadł aż o 30%.
Mieszkańcy Lesbos nawet interweniowali w rządzie Grecji, żeby dofinansowały
lokalną turystykę, dzięki czemu właściciele hoteli mogliby obniżyć ceny i
przyciągnąć tym niezdecydowanych turystów. A skąd powstało zniechęcenie?
Wszystko zawdzięczamy mediom, które stale w podanym czasie pokazywały ponure
obrazy ze stolicy wyspy – Mityleny, gdzie w ciągu jednego dnia przybywało nawet
8.000 uchodźców. Gromadzili się na tutejszych plażach i nie wiedzieli, gdzie
się mają podziać i co mają ze sobą zrobić. Plaże szybko zapełniły się śmieciami
oraz zużytymi ubraniami oraz oponami i namiotami. Na plażach stolicy mogliśmy
zobaczyć tylko obraz nędzy i rozpaczy. Emitowanie podobnych obrazów w mediach
europejskich wyryło w umysłach ludzi proste, a jednocześnie masowe skojarzenie:
„Lesbos = uchodźcy. Będzie niebezpiecznie”. W rzeczywistości nigdy nie było
niebezpiecznie, ponieważ ci ludzie są bardziej wystraszeni niż turyści i tylko oczekiwali,
żeby ktoś się nimi zajął. Dopiero w roku 2018 władze zrobiły teoretyczny
porządek z uchodźcami. Wszyscy, którzy dostali się tu nielegalnie z Syrii przez
Turcję, zostali wywiezieni w głąb kraju i do dawnej bazy wojskowej w Morii,
gdzie do września 2018 roku przebywało 9.000 uchodźców, a we wrześniu 2019 – 11.000 osób. Sam ośrodek został
przygotowany na 3.000 osób, więc łatwo można policzyć, że został przeludniony
trzykrotnie w 2018 roku, a blisko czterokrotnie w 2019 roku. Mówiąc „zrobili teoretyczny porządek”, miałem na myśli fakt, że chociaż
uchodźcy zniknęli z plaż stolicy, to tłoczyli się w ośrodku w byłej bazie
wojskowej. Od 2018 roku na wyspie nie zobaczymy ani jednego uchodźca, ponieważ
wszyscy są zamknięci w ośrodku w Morii i mają całkowity zakaz opuszczania jego terenu.
Wszystkiego pilnuje wojsko. Dodatkowo pomiędzy wyspą Lesbos a Turcją
niejednokrotnie zobaczymy statki straży przybrzeżnej oraz ukryty w małej zatoce
okręt wojskowy. Od 2018 roku uchodźcy już nie przybijają do brzegów Lesbos, jak
to miało miejsce w latach 2015-2017, stąd kwestia bezpieczeństwa dla mnie w
ogóle nie istnieje w temacie Lesbos i nigdy też nie istniała. Nie dajmy się
zwariować mediom. Teraz nikt nawet nie zobaczy śmieci po uchodźcach w Mitylenie.
Wydarzenia z lat 2015-2017 pozostawiły jednak po sobie ślad widoczny na
północnych wybrzeżach wyspy. Wystarczy popłynąć wzdłuż północnej linii
brzegowej, żeby zobaczyć dwa statki, dosłownie „wbite” w brzeg. Patrząc na nie,
widać, jak ci ludzie musieli być zdesperowani, żeby dostać się do Europy.
Wyglądało to tak, jakby płynęli na pełnej mocy, w linii prostej, byle „wbić się”
w brzeg Europy i dalej uciekać w nieznane… W dniach 22 – 29.09.2018 dwa tysiące
uchodźców zostało wywiezionych w głąb Grecji, na część lądową, ponieważ przez
trzy lata Światowa Organizacja Praw Człowieka alarmowała, że w ośrodku w Morii
dzieją się najgorsze rzeczy. W ośrodku brakowało bieżącej wody do mycia, wody
pitnej, jedzenia, prądu i przede wszystkim miejsca do życia. W latach 2015-2018
panowały tam idealne warunki do powstania epidemii. Inną kwestią jest fakt, że
dzieci uchodźców widząc takie życie zaczęły popełniać samobójstwa, co stało się
głównym powodem do zadziałania w sprawie wywiezienia choć części ludzi w głąb
kraju, żeby odciążyć ośrodek w Morii. Problem nie został jednak rozwiązany,
ponieważ w październiku 2018 ośrodek nadal był przeludniony.
Rozbity statek uchodźców z Syrii z 2016 roku tuż za Molyvos
POGODA NA LESBOS I MORZE
Pogoda na Lesbos jest idealna w dniach 15 maja – 25
września. W tym przedziale możemy cieszyć się pięknym słońcem i temperaturami powietrza
wyższymi niż 25’C. Od końca czerwca do początków września będziemy za to
cieszyć się temperaturą wyższą niż 30’C. Największą ciekawostką jest fakt, że
wyspa położona jest blisko lądowej części Turcji, przez co w Turcji mogą
rozwijać się potężne chmury burzowe, a u nas będzie panował spokój. Najczęściej
zobaczymy wysokie kłęby chmur nad Turcją, a my będziemy patrzeć na nie tylko z
boku. Niewielki pas morza pomiędzy wyspą Lesbos, a Turcją powoduje, że proces
rozbudowy chmur ustaje na granicy Morza Egejskiego i wybrzeża Turcji. Położenie
wyspy gwarantuje więc nam naturalną ochronę przed złą pogodę. A co z morzem? Wiemy
już, że nie zachwyci nas pięknymi kolorami wód ze względu na skaliste dno
morskie. Temperatury wodny też nas nie rozpieszczą, ponieważ nawet w upalne,
ciepłe dni prądy morskie najczęściej przynoszą zimne wody, przez co wchodząc do
morza odczujemy nawet szok termiczny (maj, wrzesień). Różnica temperatur wody i
powietrza może być naprawdę bardzo bardzo duża. Np. we wrześniu, gdzie na
pozostałych wyspach jest nadal ciepło i panuje pełne lato, tutaj zobaczymy na
termometrach około 28’C, a morze będzie miało temperaturę tylko 14-17’C w
zależności od terminu we wrześniu. Jadąc na wypoczynek oczekiwalibyśmy
zdecydowanie cieplejszych wód. W godzinach porannych morze jest bardzo
spokojne. W południe tworzą się dość duże fale przybrzeżne, które wypłukują
zejście do morza. Na każdej plaży żwirkowej lub piaszczysto-żwirkowej podczas
wejścia do morza nagle zwiększy się głębokość, ponieważ żwir został podmyty,
przez co powstał naturalny stopień o wysokości 20-30 cm w zależności od
miejsca. Pomimo omówionych niedogodności pływanie w morzu podobało mi się,
ponieważ woda była czysta i przede wszystkim nigdzie nie widziałem tłumów.
Pogoda na Lesbos jest gwarantowana
RUCH TURYSTYCZNY I LOTNISKO NA LESBOS
Wyspa Lesbos jest mało wybieranym kierunkiem przez
turystów, ponieważ słynie ze spokoju i mało o niej wiadomo, brakuje imprezowych
miast i miasteczek, oraz morze i atrakcje turystyczne odstają od tych, które
znamy z innych greckich wysp. Wystarczy przyjrzeć się obiektowi lotniska, które
jest przecież międzynarodowe. Kiedy wyjdziesz z samolotu do taśmociągu po
odbiór bagażu, będziesz miał wrażenie, że stoisz w jakimś dużym pokoju z taśmociągiem,
przy którym może ustawić co najwyżej 20 osób. Obieg jest bardzo krótki, dlatego
duża część bagaży szybko wyjeżdża… na dwór i wraca na malutką halę. Patrząc od
drugiej strony, loty są rozpisane co dwie godziny. Jest 8 stanowisk do odprawy
i tylko jedna bramka kontroli bezpieczeństwa, która przypomina duży pokój w
bloku w polskim mieście. Pomimo wręcz mikroskopijnych rozmiarów, lotnisko
działa bardzo sprawnie, tyle tylko, że brakuje miejsca w poczekalni po kontroli
bezpieczeństwa. To tak jakby do większego pokoju upakować 200 osób. Jeśli
samolot znajduje się na płycie lotniska, nie zdziwmy się, jeśli polecimy pół
godziny wcześniej niż wskazuje tablica odlotów. Po prostu pod względem
działania obsługa jest szybka i sprawna. Najbardziej waszą uwagę zwróci pewna
sprzątaczka, która jest umalowana i ma zrobioną fryzurę, jak do amerykańskiego
filmu. Dzięki niej lotnisko stoi na najwyższym, czystym poziomie. Z braku wielkiego
ruchu turystycznego na bieżąco myje podłogi, opróżnia kosze, czy też czyści
toalety.
W miasteczkach nie zaskoczą nas tłumy...
CZY WARTO POJECHAĆ NA LESBOS?
Gdybym miał jednym słowem odpowiedzieć na to
pytanie odpowiedziałbym: TAK. Jednak rozwinę swoją odpowiedź, żeby wasz wybór
był świadomy. Jeśli chcemy pojechać na Lesbos, musimy nastawić się, na naprawdę
wielki spokój. Lesbos jest najspokojniejszą wyspą, na jakiej kiedykolwiek
byłem. Kiedy usiądziesz wieczorem na balkonie, usłyszysz dzwoneczki kóz
dochodzące gdzieś z dalekich lasów w górach, mnóstwo cykad i od czasu do czasu
zawiewający wiatr. Jeśli ktoś w środku wioski będzie się kłócić w swoim domu ze
swoją żoną, to na pewno usłyszymy ich „głośniejsze rozmowy”. A jeśli, ktoś
zechce przeciąć deskę na pile stołowej odległej o ponad kilometr po przeciwnej
stronie wioski, to o 21.00 usłyszymy nawet spadający skrawek uciętej deski na
ziemię. Może to wydawać się dziwne, ale tak właśnie miałem, kiedy o godzinie
21.05 jakaś osoba po przeciwnej stronie wioski odpaliła piłę stołową i
przecinała deskę pięć razy. Dom znajdował się w odległości 1145 m od hotelu
(sprawdzone na Google Maps), a mimo wszystko było słychać każde cięcie i
uderzającą deskę po upadku. Panująca cisza na wyspie jest niesamowita! Poza
niezwykłym spokojem zobaczymy na niej piękne, zielone krajobrazy górskie. W
okolicach dużej zatoki Kalloni góry nawet przypominają Bieszczady! Poza tym
warto zobaczyć ciekawie położone klasztory, czy też muzeum skamieniałości lasów
sekwoi. Wyspa szczególnie jest polecana miłośnikom obserwacji ptaków, ponieważ
możemy zobaczyć nawet flamingi! Nie bez powodu przyjeżdżają tu ludzie z całego
świata, żeby wypatrzeć niecodzienne ptaki w ich naturalnym środowisku. W
pobliżu miejscowości Petra wybudowano nawet punkt obserwacyjny, skąd możemy je
podziwiać. Gdybym miał polecić wyspę Lesbos, ofertę skierowałbym do osób, które
nie lubią zwiedzać nowych terenów, ale raczej poszukują prawdziwego odpoczynku
i odcięcia się od cywilizacji, od korporacji, gonitwy i codzienności. O dziwo
telefony działają bardzo dobrze, ale jeśli zrobimy sobie od niego przerwę, to
mamy gwarancję, że nikt nas nie znajdzie na wyspie, a tym bardziej nie spotkamy
się z kimś znajomym. Już po kilku dniach mamy uczucie, że znajdujemy się na
zapomnianym końcu świata.
Piękna wyspa Lesbos
CIEKAWOSTKI NA WYSPIE LESBOS
Jedną z najlepszych rzeczy, z którymi można się
spotkać na wyspie, to zdecydowanie tawerny. Nawet jeśli w menu zobaczymy jakąś
potrawę rybną lub owoce morza, dzisiejszego dnia możesz nie zjeść wybranego obiadu,
pomimo, że potrawa ewidentnie jest w menu. Dlaczego? Ponieważ na Lesbos nie
używa się zamrażarek ani lodówek do ryb i owoców morza. Miejscowi Grecy serwują
potrawy tylko z tego, co dzisiaj wyłowili z morza, dlatego mamy pewność, że
jedzenie jest świeże i pochodzi z tutejszego morza, a nie jest mrożoną pangą z
Chin pod nazwą „łosoś”, jak to ma miejsce nad polskim morzem… Jeśli zamówisz
ośmiornicę lub inną rybę, dzisiaj możesz usłyszeć: „dzisiaj nie przyrządzimy
wybranego dania, bo nie złowiłem takiej ryby”. Takie podejście do tematu kuchni
bardzo mi się podoba. Sam sposób łowienia owoców morza na Lesbos też jest godny
uwagi. O ile ryby można łowić w tradycyjny sposób, to tutejsi rybacy
wypracowali sobie bardzo ciekawe metody. Oczywiście nie wymyślili ich sami, ale
z powodzeniem je stosują. Krewetki wabi się małą lampą wystawianą za burtę.
Krewetki podobnie, jak ćmy i inne owady, gromadzą się u źródła światła. Wtedy
połów jest znacznie ułatwiony. Kraby na Lesbos łowi się w oryginalny sposób za
dnia. Gospodarze, który mają kury, po ich ubiciu zostawiają sobie łapki, które
wykorzystywane są jako podwodne „świecidełko”, które bardzo działa na kraby.
Kraby, podobnie, jak sroki, nie odpuszczą sobie błyszczącego przedmiotu. A jak
działa kurza łapka pod wodą? Kiedy przyjrzymy się jej z bliska, to zobaczymy,
że cała jest pokryta czymś na podobieństwo łusek. Zanurzone pod wodą odbijają
światło słoneczne i mienią się, co przyciąga uwagę krabów. W ten sposób rybacy
ułatwiają sobie połów. Na ośmiornice znaleźli jeszcze inny, ale prostszy
sposób. Wystarczy kij z białą chustką na końcu. Ośmiornica bardzo szybko
interesuje się takim obiektem i zaciska macki na kiju, przez co staje się łatwa
do wyciągnięcia. Żeby można było ją spożyć, rybacy stosują dwie metody,
ponieważ po wyjęciu z morza jest trująca. W celu pozbycia się trucizny jedni
uderzają głową ośmiornicy 40 razy o skałę, a inni wieszają ją na słońcu, aż się
ususzy.
Ośmiornica wystawiona na słońce
Na Lesbos zachwycające są również wioski, o
których wspominałem na początku. Dla mnie niezwykły jest fakt, że każda wioska
wygląda tak samo. Wszędzie widzimy budynki pomalowane na pastelowe kolory, a
dach obowiązkowo jest pokryty czerwoną dachówką. To tak, jakby na rynku był
dostępny tylko jeden model dachówki i tylko w kolorze czerwonym. Dzięki temu
wszystkie wioski mają swój niepowtarzalny klimat. Co jeszcze jest ciekawego na
Lesbos, o czym możesz nigdy się nie dowiedzieć? Koniecznie musisz wiedzieć, że
na terenie Lesbos wybuchł jeden z największych wulkanów w bardzo dawnych
czasach. Szacuje się, że wybuch miał miejsce 17-20 mln lat temu. A co to dla
nas oznacza? Na Lesbos, możemy aż do dziś zobaczyć niesamowitą, częściowo
zawaloną kalderę tego wulkanu! Kiedy cała lawa zostanie uwolniona, kaldera
zapada się do środka, a lawa zastygła na obrzeżach, tworząc zastygłe słupy
skalne. Do dziś można zobaczyć głęboki wąwóz z kalderą utworzoną ze słupów
skalnych tuż przy drodze, którą poruszają się samochody i autokary wycieczkowe.
Jak dla mnie jest to rzecz, którą koniecznie trzeba zobaczyć! Z innych
ciekawostek na Lesbos, to obowiązkowe przejście któregokolwiek szlaku
górskiego. Jako, że gór tam nie brakuje, to władze wyspy postarały się o
dotacje z Unii Europejskiej, dzięki którym wyznaczono szlaki i bardzo dobrze je
oznaczono. W każdej miejscowości turystycznej znajdziemy tablice informacyjne i
mapy z oznaczonymi trasami szlaków. Mając chociażby zwykłe „adidasy” bez
problemu przejdziemy całą trasę, ponieważ zazwyczaj mają one długość do 2,5 km
w jedną stronę. Trzeba tylko pamiętać, żeby zabrać ze sobą kilka litrów wody,
ponieważ, czym bardziej w głąb lądu, tym słońce bardziej grzeje. Nie odczujemy
orzeźwiającej bryzy morskiej. Jeszcze inną ciekawostką na Lesbos jest do
niedawna obowiązujące prawo zemsty rodowej w najwyżej położonych górskich
wioskach. Co oznacza ten termin? Zdarzało się tak, że tak wysoko z „oficjeli” nikt
nie docierał, kto mógłby zająć się sprawami mieszkańców, dlatego obowiązywało
tam własne utworzone prawo wioski. Jeśli powstał spór w jakiejś sprawie, strona
poszkodowana mogła wymierzyć karę na osobie, która doprowadziła do szkody oraz
„ciągnąć” wymierzanie kary według linii rodowej do najdalszych pokoleń. Przerwanie
takiego konfliktu było możliwe tylko przy pomocy mediatora – osoby uważanej za
mądrą, cieszącą się dobrą opinią we wiosce. Jej zadaniem nie było wydanie
osądu, po której stronie jest sprawiedliwość, ale raczej pogodzenie obu rodzin
na terenie neutralnym, czyli zazwyczaj w domu mediatora. Wtedy taka osoba
spisywała umowę między obiema rodzinami, po czym następowało podpisanie przez
obie skłócone strony. Tylko wtedy zemsta rodowa mogła być przerwana raz na
zawsze. Na znak zawartego pokoju na ojca chrzestnego wybierało się osobę z
wrogiej rodziny.
Czerwone dachy Molyvos
Jadąc drogami wyspy Lesbos zauważysz często nazwę
wioski i za kilka kilometrów wioskę o tej samej nazwie z przedrostkiem „Skala”.
O co chodzi? W czasach, kiedy najeżdżano tę wyspę w celu podbojów (działo się
tak do roku 1922 i później w trakcie drugiej wojny światowej), mieszkańcy
wioski położonej nad morzem lub zatoką nie mieli jak się uchronić przed
najeźdźcami. Z tego powodu budowano siostrzane wioski położone 4-5 km w głąb
lądu, po to, żeby nie były zauważone ze statków lub, żeby można było je łatwiej
bronić. Pozostawiona wioska przy brzegu dostawała przedrostek „skala”, co oznaczało
„schody” do danej miejscowości. Kiedy będziesz wypoczywać np. w Skala Eressos,
to wiedz, że ok. 4 km dalej, w głąb lądu będzie znajdować się wioska o takiej
samej nazwie, tylko bez słowa „skala”. Podobnych par wiosek na mapie Lesbos
znajdziemy co najmniej kilkanaście. A znacie słynne słodycze przywożone z
Grecji o nazwie „Loukoumi”? Kto ich nie zna, kto choć raz nie był w Grecji? Loukoumi
to słodkie galaretki w białym pudrze, który jest zrobiony ze skrobi pszennej
lub mąki ziemniaczanej z dodatkiem cukru. Loukoumi po polsku to rachatłukum.
Ten smakołyk pochodzi z Turcji, ale bardzo dobrze przyjął się na terenach
dzisiejszej Grecji, ponieważ wyspy te były okupowane przez blisko 450 lat przez
Turków (1462 – 1912). Stąd pozostałość po ich kulturze. Słowo „Loukoumi”
oznacza „ukojenie gardła”. Kiedy więc kupimy Loukoumi w Grecji, które jest tam
bardzo popularne i sprzedawane w każdym sklepie dla turystów, wiedzmy, że
kupujemy smakołyk wyprodukowany na tutejszej wyspie, ale sam pomysł na słodycz
wywodzi się z Turcji.
Będąc na Lesbos możemy również dowiedzieć się, że
w samej stolicy mieszka 30.000 ludzi, a na całej wyspie 86.000. Łatwo można
wywnioskować, że trochę ponad 1/3 populacji Lesbos mieszka w jednym mieście. Od
lat 70-tych XX wieku wyspa Lesbos stała się miejscem spotkań lesbijek, a ich
patronką stała się poetka Safona, która słynęła z twórczości literackiej oraz z
miłości do osoby tej samej płci. Mieszkańcom wyspy kojarzenie lesbijek z nazwą
Lesbos bardzo się nie podoba i uważają to za obrazę oraz nie chcą być
utożsamiani z zepsuciem moralnym. Nawet starają się o zakaz, by nazwa wyspy z
taką miłością nie była zestawiana. A czy zastanawiałeś się, dlaczego w Polsce
używamy nazwy „Lesbos”, a większość zachodnich i południowych państw używa
nazwy „Lesvos”? Odpowiedź jest prosta. W Polsce literę „B” wymawia się jako
„B”, a w większości zachodnich i południowych krajów literę „V” wymawia się
jako „B”, stąd ta różnica. Dlatego, kiedy będziesz kupować mapy, magnesy na
lodówkę, inne pamiątki, czy będziesz przeszukiwać zagraniczne strony
internetowe, zawsze zobaczysz nazwę „Lesvos”, czytaną jako „Lesbos”. Wyspa
Lesbos nie przestaje zaskakiwać, gdy wgłębiamy się w nią coraz bardziej. 2 km
na północ od wioski Vatera znajduje się mała wioska Vrisa. 12 czerwca 2017 roku
miało miejsce trzęsienie ziemi o wielkości 6,3 w skali Richtera. Na całej
wyspie tylko ta wioska została znacznie zniszczona, ponieważ domy wybudowano na
słabym, piaszczystym i sypkim podłożu. Vatera, która jest położona tylko 2 km
dalej na południe nie została uszkodzona w ogóle. W roku 2018 wioskę jeszcze
odbudowywała miejscowa ludność. Jak wiadomo, nie wszystko można odbudować tak,
jak było przed trzęsieniem ziemi. Głównym problemem były ograniczone środki na
odbudowę i na renowację historycznych budowli oraz ludzie. Mieszkańcy najpierw
starali się przywrócić swoje domy do stanu umożliwiającego ponowne zamieszkanie
w nich.
Co jeszcze może być ciekawego na Lesbos?
Wszechobecne fruczaki gołąbki, czyli małe motyle o wielkości 3,5-4,5 cm, które
wyglądem przypominają małego koliberka i tak samo się zachowują. Na wyspie
zobaczymy ich mnóstwo, ponieważ hotele mają duże ogrody z pięknymi kwiatami. Na
małe koliberki możemy popatrzeć praktycznie przez cały dzień w miejscu, gdzie
rosną wąskie, kielichowate kwiaty. Wystarczy stanąć na chwilę przy roślinach, a
one za moment znowu się pojawią, ponieważ stojąc w bezruchu, nie zwracają na
nas uwagi. Co kilka sekund zmieniają kwiat, dlatego trzeba szybko wodzić za
nimi oczyma. Trzeba pamiętać, że one nigdy nie siadają na kwiecie. Przez cały
czas unoszą się w powietrzu, machając kilkadziesiąt razy na sekundę małymi
skrzydełkami (około 70/sekundę). W trakcie zawiśnięcia nad rośliną rozwijają
trąbkę, którą nurkują w kwiecie. W ten sposób wysysają nektar. Warto przyjrzeć
się im z bliska, ponieważ ich praca jest niezwykła, a szybkość ruchu zachwyci
każdego. Dodatkowo dostrzeżemy bardzo wyraźne oczy, z wyglądu przypominające
narząd wzroku ptaków. Z innych motyli na pewno zwrócimy uwagę na duże, żółte
motyle z czarnymi brzegami i niebieskimi okami na skrzydłach. To paź królowej,
który w Polsce jest chroniony i bardzo rzadki do zobaczenia, a tutaj latają
parami lub gromadami. Wyróżniają się płynnym lotem i gracją, czego brakuje
większości motylom. A słyszałeś kiedyś o Ouzo? To bardzo znany alkohol z
Grecji. Do dziś nie do końca wiadomo, gdzie powstał pomysł na anyżową wódkę,
ale historycy doszli do wniosków, że pierwsze Ouzo produkowali mieszkańcy wyspy
Lesbos i dlatego tylko Grecja ma prawo posługiwać się tą nazwą tak, jak Polska
nazwą „oscypek” w odniesieniu do wędzonego górskiego sera z mleka owczego. Będąc
na Lesbos poznamy tajniki produkcji tego alkoholu i będziemy mogli zakupić
butelkę Ouzo. Mieszkańcy wyspy uważają, że tutaj produkuje się najprawdziwsze i
najlepsze Ouzo i nazywa się Barbayanni Ouzo. Ciekawostką jest fakt, że pijąc
trunek do niego podawana jest woda w osobnej, wysokiej szklance. Dzięki temu
można rozcieńczać alkohol według własnego upodobania. Nigdy nie zrobi tego za
ciebie kelner. W trakcie mieszania z wodą powstanie „efekt ouzo”, czyli nasza
wódka stanie się… mętnie biała. Dlaczego? Ponieważ w trakcie mieszania dwóch
substancji, tylko etanol i woda się ze sobą mieszają, a wytrącony związek o nazwie
anetol pochodzący z anyżu nie wchodzi w dalszy proces koalescencji z wodą (koalescencja
– łączenie się dwóch lub więcej cząstek w jedną). To właśnie on powoduje zmianę
koloru, ponieważ kropelki anetolu mają wielkość do 3 mikrometrów. Są zbyt małe,
żeby rozpraszały światło. Ostatnią ciekawostką dla mnie są… koty. Podobnie, jak
na Rodos zobaczymy je dosłownie wszędzie. Nigdzie jednak nie spotkałem tylu
„samogłaskających” się kotów. Wystarczyło wyciągnąć rękę, a one same
podchodziły i podskakiwały do ręki, żeby się pogłaskać, po czym okrążały cię i
ocierały się o ciebie. Niektóre wykonywały nawet kilka okrążeń, a jeden z nich
czekał na terenie hotelu i cały czas chodził za ludźmi, po czym wchodził do
pokoju za upatrzoną przez siebie osobą.
Fruczak gołąbek
Samogłaskające się koty na Lesbos
Koty są wszędzie...
STYL JAZDY NA LESBOS
Zanim wypożyczysz samochód, musisz wiedzieć jedną
rzecz, po której miejscowi rozpoznają, czy samochód jest wypożyczony, czy
jesteś mieszkańcem wyspy. Jak wiadomo, wyspa jest bardzo górzysta, dlatego na
każdej drodze będą czekać na ciebie liczne serpentyny i strome podjazdy.
Przyjezdni najczęściej popełniają na nich błędy. Możesz spotkać się z sytuacją,
że nie będziesz widział autokaru wycieczkowego, ani jego kierowca ciebie.
Jednak miejscowi mają w zwyczaju przed każdym ostrym zakrętem zatrąbić po to, żebyś
wiedział, że jedzie coś dużego. Słysząc dźwięk klaksonu masz zatrzymać się
jeszcze przed zakrętem po to, żeby np. autokar mógł bezproblemowo wykonać
manewr skrętu, ponieważ zagarnia on również przeciwny pas ruchu. Autokarem nie jest
łatwo cofnąć na nawrotnym zakręcie pod górę, dlatego podporządkujmy się tej
niepisanej zasadzie po to, żeby każdemu było łatwiej w ruchu drogowym. Kierowca
naszego autokaru miał nawet rozpisaną ilość zakrętów pomiędzy każdymi
miejscowościami na wyspie, ponieważ codziennie woził dzieci do szkoły ze
wszystkich małych wiosek.
GDZIE WYBRAĆ HOTEL? – CHARAKTERYSTYKA MIEJSCOWOŚCI
Wybierając hotele musimy wiedzieć, że wyspa
została podzielona na cztery części – według kierunków świata. Na północy
znajdziemy trzy ciekawe miejscowości – Petra, Anaxos i Molyvos, na południu
Plomari i Vatera, na wschodzie stolica wyspy – Mitylena oraz na zachodzie Sigri
i Skala Eressos. Czym więc się kierować? Gdybym ja miał wybierać, kierowałbym
się standardową zasadą: w pobliżu muszą być jakieś atrakcje turystyczne oraz
dobra plaża. Każdy ma inne preferencje, dlatego opowiem, co w każdej części możemy
znaleźć. Według mnie północ wyspy jest najciekawsza. Mamy do dyspozycji aż trzy
miejscowości: Anaxos, Petra i Molyvos. Anaxos to mała wioska położona u stóp
gór, z dużą, piaszczystą, o ciemnej barwie plażą. Mamy dwie części z parasolami
i połowę bez nich. W wiosce brakuje biur podróży, czy też infrastruktury dla
turystów. Jedynym wyjątkiem jest ośrodek sportów wodnych na plaży. Petra według
mnie jest najciekawsza, ponieważ jest bardzo pięknie położona, a ze środka
miasteczka „wyrasta” wielka skała, na której wybudowano klasztor. Widok z jego
poziomu jest przepiękny, ponieważ patrzymy na miejscowość na tle zielonych gór.
Z tarasu widokowego widzimy dodatkowo piękne, czerwone dachy. Z Petry możemy
wyruszyć na szlaki górskie, oraz wycieczki rejsowe odbywają się z tutejszego
portu, więc nie będziemy musieli nigdzie dojeżdżać. W wiosce możemy wypożyczyć,
samochody, skutery, motocykle, czy też wykupić wycieczki w dwóch lokalnych
biurach podróży. W Petrze znajdziemy piękne, wąskie uliczki z tawernami, mające
typowo grecki klimat. Plaża również jest ciekawa, ponieważ mamy kilka stref z
parasolami należącymi do miejscowych tawern. Pomiędzy nimi znajdziemy szerokie
pasy publicznej plaży piaszczystej, gdzie możemy odpocząć.
Molyvos to z kolei największa miejscowość na
północy z zamkiem – twierdzą na szczycie góry. Dla odmiany tutejszy krajobraz
jest spalony słońcem, więc trudno o „zielone” widoki. Pomimo, że Petra i
Molyvos są oddalone od siebie o 5 km, to krajobraz jest zupełnie inny. W
Molyvos na pewno zobaczymy piękne tawerny w pobliżu mariny (przystani) oraz
wąskie uliczki w miasteczku.
Plomari nie polecam, ponieważ przy brzegu
przebiega główna droga, a same plaże nie zachęcają do wypoczynku. Są zbyt zatłoczone
w sezonie ze względu na większy ruch turystyczny. Plomari jest mekką turystów
na Lesbos, bo ma wiele do zaoferowania, ale ja bym nie zdecydował się na to
miejsce, ponieważ panuje tam zbyt duży ruch i hałas. Największą bolączką jest
główna droga poprowadzona wzdłuż wszystkich plaż. Zdecydowanie lepsza jest
Vatera, ponieważ znajduje się tam 9 km plaża piaszczysta, gdzie miejsca na
pewno nie zabraknie. Przede wszystkim panuje tam wielki spokój. Uważam ją za
jedną z najpiękniejszych na całej wyspie Lesbos. Jest bardzo szeroka i z
pewnością nie będziemy mieli problemu ze znalezieniem miejsca dla siebie, jeśli
nie lubimy skomercjalizowanych miejsc. Dodatkową zaletą Vatery jest piękna
miejscowość i otoczenie dość zielonymi górami. Na wschodzie mamy Mitylenę –
stolicę wyspy. Czy warto tam jechać? W zależności, co kto lubi. O ile twierdza
– zamek jest piękny i warty zwiedzenia, to sama miejscowość i plaże już nie.
Niestety, jak to w większych miastach bywa, wody nie są czyste, plaże wąskie i
„upakowane” parasolami, bo muszą przyjąć dużą ilość turystów, a samych plaż
jest przecież niewiele. Po tej stronie wyspy, głównie zobaczymy wąskie plaże
żwirkowe i kamieniste, co nie zachęca do kąpieli. Sąsiedztwo dość dużego miasta
powoduje, ze jest głośno, ciasno i… brudno, chociaż główna plaża jest
oddzielona szerokim i długim pasem leśnego parku. Niestety śmieci walają się
często i nic z tym nie zrobimy – my, jako turyści. Zostanie nam to
zaakceptować, albo wybrać inne miejsce. W samym mieście znajdziemy wszystko,
czego nam potrzeba, ale jednocześnie rozczarujemy się „upakowaniem” wszystkiego
na małej przestrzeni, brudem i śmieciami. W Mitylenie ulice niestety są zbyt
wąskie, dlatego zobaczysz, jak autokary przeciskają się dosłownie na
centymetry. Po prostu nie ma lepszych tras. W Mitylenie i kilku większych
wioskach niektóre domy musiały zostać przebudowane tak, żeby zmieściły się zakręcające
autokary. Do dzisiaj mieszkańcy omawianych domów siedzą w tawernach i obserwują
ile nowych rys zrobił im kierowca lusterkiem na elewacji. Mnie osobiście to
jedyne miasto na wyspie nie zachęca, żeby je odwiedzić ponownie, ponieważ
brakuje dobrych plaż, jest głośno od samochodów i ogólnie wala się dużo śmieci.
Nie taki obraz stolicy sobie wyobrażałem.
Pozostał nam jeszcze zachód, czyli Skala Eressos i
Sigri. Czy warto wybierać te miejscowości? Wioska Sigri jest bardzo ciekawie
położona, a to za sprawą ich zatoczki oraz domów wybudowanych na wyżynie,
dzięki czemu mamy piękny widok. Ciekawostką jest fakt, że w czasach, kiedy do
podbojów głównie angażowano flotę morską, to mieszkańcy Sigri przerzucali
łańcuchy z jednego brzegu cieśniny na drugi, żeby statki nie mogły wpłynąć do
środka zatoki. W ten sposób mogli obronić się bez walki, ponieważ najeźdźcy nie
mieli innego dostępu do miejscowości. Ograniczały ich spadziste klify po obu
stronach. Największą atrakcją Sigri jednak jest bardzo ciekawe muzeum
skamieniałego lasu sekwoi, oraz dwie sale poświęcone zagadnieniom minerałów i
sejsmologii. Naprawdę trzeba tam być! Sama miejscowość jest zbyt mała, żeby
zainteresować się nią jako kwaterą główną na nasze wakacje. Brakuje
infrastruktury turystycznej, dlatego Sigri potraktujemy raczej jako punkt
wycieczkowy. Skala Eressos to ostatnie miejsce na naszej mapie. Gdybym miał
drugi raz pojechać na Lesbos, to wybrałbym dla odmiany tę miejscowość, ponieważ
do dyspozycji mamy bardzo długą, piaszczystą plażę z pełną infrastrukturą dla
turystów, tawerny, część plaży z parasolami i zdecydowanie większą część
ogólnie dostępną. Dodatkowo otaczają nas spalone słońcem góry, którymi
wytyczono dobrze znakowane szlaki. Można powiedzieć, że w Skala Eressos
znajdziemy naprawdę wszystko i na pewno zobaczymy suszącą się na słońcu
ośmiornicę w jednej z tawern. Do dyspozycji mamy również ośrodek sportów
wodnych.
HOTELE NA LESBOS
Czym kierować się podczas wyboru hotelu na wyspie?
Kiedy będziesz w biurze podróży i uśmiechająca się ładna pani zaproponuje ci
kilka miejsc, w każdym przypadku poproś o wyświetlenie map Google. Choć w tej
krótkiej chwili nie myśl o jej urodzie. W swoim programie do rezerwacji mają
taką zakładkę: „pokaż na mapie Google”. Wtedy możesz przybliżać sobie widok z
satelity na hotel i zobaczyć nawet przebieg ścieżek dookoła hotelu, czy każdą
palmę. Oglądając satelitarny widok możemy sprawdzić, jak wygląda przyhotelowa
plaża i czy czasem nie jest to betonowa platforma wysunięta w morze. Chyba nie
chcielibyśmy rozczarować się dopiero na miejscu… Sprawdzajmy zatem, czy plaże
są szerokie, piaszczyste i czy napisane 200 m od plaży to jest rzeczywiste 200 m.
Wszystkie informacje są widoczne na mapach i bez żadnych problemów możemy
oglądać te rzeczy w biurze podróży. Co jeszcze będzie dla nas ważne przed
wyjazdem? Na pewno położenie hotelu. Na tych samych mapach sprawdzaj, jaka jest
zabudowa dookoła. Czy jesteś w centrum miasta, czy na uboczu małej wioski.
Jeśli lubisz spokój i piękne krajobrazy, nie chciałbyś się chyba znaleźć w centrum
wielkiego miasteczka imprezowego, gdzie w nocy będziesz zasypiał przy dźwiękach
imprezy techno... Najważniejsze, żebyś wybrał hotel w sposób świadomy, a nie w
sposób narzucony przez dane biuro podróży. A później powiesz na miejscu: „tutaj
nic nie ma”. Wszystkie informacje są na wyciągnięcie ręki – trzeba je tylko
wydobyć. Patrząc na mapę wyspy, wziąłbym jeszcze pod uwagę jej położenie
względem stałego lądu (kontynentu). Znając zagadnienia związane z pogodą, wiem,
że jeśli z wyspy widać część kontynentalną po stronie wschodniej, to po
południu mogę spodziewać się rozwoju chmur burzowych. Chociaż nie dotrą one na
naszą wyspę, to w razie powstania chmury burzowej w kształcie kowadła
(cumulonimbus capillatus incus), najwyższa część tej chmury spowoduje powstanie
„białego” nieba, przez co słońce będzie słabsze i przede wszystkim wyjdą nam
„przepalone” zdjęcia. Osoba, która nie jest w temacie, po prostu niech sobie
zapamięta, żeby nie wybierać hotelu na wschodzie jakiejkolwiek wyspy, gdzie
widać kontynent po drugiej stronie morza. Na Lesbos musimy dodatkowo pamiętać,
że hotele budowane są trochę w inny sposób niż na pozostałych, znanych,
greckich wyspach. Tutaj zazwyczaj stawia się kilkanaście małych,
jednopiętrowych domków (bungalowy), z ogrodami dookoła. Na Lesbos dość modne
jest sytuowanie takich obiektów na zboczach skalistych gór, dzięki czemu każdy
ma piękny widok na morze. Tak naprawdę na Lesbos nikt nie buduje hoteli-bloków.
Wszyscy stawiają na pojedyncze domki z ogrodami dookoła.
Hotele na Lesbos to nie wieżowce ani "bloki". Tutejszy hotel to zbiór pojedynczych domów (bungalowy). Na zdjęciu hotel "Panorama" w Petrze
Hotele na Lesbos są wręcz idealne
Piękne ogrody mają też swoją ciemną stronę, ponieważ na terenach hoteli występują niemiłe owady o nazwie krocionóg. Na Lesbos najczęściej występuje krocionóg piaskowy i krocionóg czarny, czyli pełzający robak z mnóstwem odnóży. Krocionogi mają średnio 38-53 segmentów a z każdego segmentu wyrastają dwie pary nóg. Samiec posiada średnio 63-85 par nóg, a samica ma 65-97 par nóg. Nasze hotelowe robaki miały 102 pary nóg (zliczone na podstawie zdjęcia). Chociaż nam – ludziom, dosłownie nic nie zrobią, to sam fakt pełzającego owada może być dla nas niemiły. Również w czasie zagrożenia wydzielają substancję o nieprzyjemnym i drażniącym zapachu. To kwas pruski. Zatem pamiętaj, że zanim napiszesz w Internecie ogólnikową opinię w stylu: „wszędzie były robale”, wiedz, że z tym problemem boryka się każdy hotel na Lesbos. Wystarczy przyjrzeć się drzwiom wejściowym do każdego pokoju. Tuż przy wykafelkowanej/wymarmurowanej podłodze na drzwiach jest przymocowana dodatkowa listwa, wręcz „szurająca” po podłodze, właśnie po to, żeby nie wchodziły one do pokoju. Zanim włączy ci się polska „roszczeniowość” do wszystkiego, na zasadzie „bo mi się należy”, pamiętaj, że w każdym ogrodzie zawsze żyją owady, niezależnie od miejsca na świecie, dlatego ważne jest, żeby nie było ich w pokoju. Na szczęście cały teren hotelu jest sprzątany codziennie. Jako, że w 2018 roku w mediach swoje pięć minut miał pyton znad Wisły, którego poszukiwała nawet policja, stąd „robale” z Lesbos dostały od nas nazwę „pytony”
"Pyton", czyli krocionóg czarny ze 102 parami odnóży - częsty bywalec ogrodów na Lesbos
CO WARTO ZOBACZYĆ NA LESBOS?
Kiedy przyjeżdżasz w dane miejsce, zawsze
najbardziej interesuje cię co warto zobaczyć, ponieważ chcemy poznać coś
nowego. Lesbos nie ma wielkich atrakcji, jakie możemy zobaczyć na innych
greckich wyspach, ale uważam, że mimo wszystko zobaczyć co najmniej kilka z
nich, ponieważ są wyjątkowe w swoim rodzaju. Stają się jeszcze ciekawsze, kiedy
poznasz ich historię… Teraz przedstawię ranking najpiękniejszych miejsc na
Lesbos, które koniecznie trzeba zobaczyć.
1. KLASZTOR NA SKALE WE WIOSCE PETRA
Chociaż nie jestem miłośnikiem „biegania” po
kościołach, bo wszędzie pokazuje nam się „to samo”, to ten klasztor jest
zupełnie inny, ponieważ jest nietypowo położony. Cała wioska Petra, nazywana
przeze mnie nieraz „miasteczkiem”, leży na płaskiej nizinie. Z trzech stron
jest otoczona pięknymi górami, a na północy dość wielką równinę ogranicza
morze. W pobliżu linii brzegowej, na środku niziny nagle „wyrasta” wysoka skała
o wysokości około 25 m. Na jej szczycie wybudowano niewielki, ale piękny
klasztor. Widać, że czas zrobił swoje i mury trochę już podniszczały, ale w
środku jest bardzo ciekawie. Do głównej bramy wejściowej prowadzi 114 wykutych(!)
w skale schodów. Zarządzający obiektem bramę wejściową otwierają o wschodzie
słońca i zamykają ją na łańcuch po godzinie 18.00. O ile w samym klasztorze
zobaczymy to samo, co w każdym innym obiekcie tego typu w Grecji – ikony, złote
zdobienia, czy będziemy mogli zapalić świeczkę w intencji zmarłego (czarna
świeczka) lub żywego (biała świeczka), to warto wejść na taras widokowy, żeby
popatrzeć na przepiękny widok na Petrę oraz na okoliczne góry. Samo położenie
klasztoru na skale zrobi na nas pozytywne i wielkie wrażenie, a widok z góry na
czerwone dachy spotęguje piękno krajobrazu. Na wysokości pierwszych kilkunastu
stopni z ziemi wyrasta bardzo nietypowa sosna. Jej pień wystaje z ziemi, po
czym zakręca na mur i rośnie… w dół, ciągnąc się po murze, po czym ponownie
zakręca o 180 stopni i rośnie ku górze, skąd dopiero odchodzą gałęzie z
zielonymi igłami. Bardzo łatwo można przegapić to drzewo, ponieważ znajduje się
nad naszymi głowami, tuż przed wejściem na pierwszy stopień. Warto wyszukiwać
tej sosny, ponieważ niecodziennie mamy okazję zobaczyć podobne drzewo.
Dodatkową atrakcją Petry jest widok na całą skałę i klasztor wieczorem oraz w
nocy, ponieważ obiekt oświetla żółte, ciepłe światło, dzięki czemu omawianą budowlę
i skałę zobaczymy nawet z najodleglejszej góry dającej widok na Petrę.
Wejście do klasztoru w Petrze
Klasztor w Petrze - obiekt z dużej odległości, wykute schody w skale, widok z głównego tarasu widokowego oraz na dziedzińcu
Niesamowita sosna z pniem rosnącym ku ziemi
Klasztor w Petrze oraz wykute w skale kamienne schody do niego
Klasztor i Petra nocą
2. MOLYVOS
To małe miasteczko ma podobny charakter, jak
Petra, jednak wyróżnia się tym, że w całości jest wybudowane na wzgórzu.
Dodatkowo na szczycie stoi zamek-twierdza, która jest atrakcją turystyczną. Nie
jest tak okazała, jak w mieście Rodos na wyspie Rodos. W ogóle na Lesbos
wszystkie historyczne budowle są mniejsze i nie są tak okazałe, jak na innych
greckich wyspach, więc ich zwiedzanie raczej są ciekawostką niż głównym celem,
do którego musimy dotrzeć. W zależności, gdzie mamy swój hotel, do Molyvos
możemy dostać się na różne sposoby. Z innych części wyspy są prowadzone
wycieczki objazdowe, które pozwalają zobaczyć Molyvos. Jeśli jednak jesteś
zakwaterowany w Anaxos lub Petrze, możesz skorzystać z lokalnego niebieskiego
„pociągu”. Jest to samochód z dwoma „wagonami”, stylizowanymi na mały pociąg.
Swoją trasę zaczyna przy rynku w centrum Petry, przejeżdża przez tę miejscowość
i dojeżdża do przystani w Molyvos. Na całej trasie ma osiem przystanków, więc
możemy wybierać miejsce, w którym się zatrzymamy. Ciekawostką jest fakt, że
bilet w jedną stronę kosztuje 3,5 EUR, a na cały dzień 6 EUR. Mając pełny
bilet, można jeździć przez cały dzień, ile tylko chcemy. To znaczy, że jeśli
jesteśmy w Petrze, możemy zobaczyć miasteczko i klasztor, a później pojechać do
Molyvos na zamek i wrócić na punkt obserwacyjny dla ptaków. Później możemy
wrócić kolejnym kursem do Petry. Jest to ciekawa opcja dla osób, które chcą
dużo zobaczyć w ciągu jednego dnia. Pociąg jeździ z Petry do Molyvos w
godzinach 10.00 – 14.20 i 17.30 – 19.50 w sezonie i w godzinach 10.00 – 17.05
poza sezonem oraz z Molyvos do Petry w godzinach 10.40 – 15.20 i 18.10 – 20.40
w sezonie i w godzinach 10.40 – 18.05 poza sezonem. Dla Greków sezon to
miesiące lipiec i sierpień. We wrześniu też pogoda jest idealna, ale dzieci
wracają do szkoły, więc i ruch turystyczny odczuwalnie maleje. Kupno biletu to
nie taka prosta sprawa, jakby się mogło wydawać. Pomimo, że mamy osiem
przystanków do wyboru, to bilet kupimy tylko na dwóch z nich. Jeśli nie mamy
biletu, to musimy pojawić się na którymś z nich, bo inaczej nam nie sprzedadzą
wejściówki. Pierwszy punkt znajduje się w centrum Petry przy boisku (nie mylić
ze stadionem – na Lesbos boisko oznacza zagrodzony kawał terenu z bramkami z
jasnym żwirem i piaskiem. Trawy nie zobaczymy w ogóle), a drugi znajdziemy w
Molyvos przy przystani. Warto więc przyjść na pierwszy kurs i kupić pełny
bilet, wtedy problem będziemy mieli rozwiązany. A co z samym Molyvos? Co warto
zobaczyć? Jadąc pociągiem, polecam pojechać do samego końca, czyli do przystani
w Molyvos. Chociaż, jeśli naszym celem jest tylko zamek i znacznie bliżej
będzie z przystanku Molyvos – Szkoła, to polecam wybór przystani, ponieważ na
początku zobaczymy marinę, mnóstwo łódek rybackich i przede wszystkim ciekawy
deptak z licznymi tawernami. O ile takich widoków na Lesbos nie brakuje, to
według mnie warto przejść się tutejszymi uliczkami, ponieważ w wielu miejscach
utworzono sztuczny stelaż, który porastają winogrona lub inne pnącza. Już na samym
początku będziemy mieli okazję zobaczyć przy jednej z tawern suszącą się
ośmiornicę na słońcu nad brzegiem morza. Słysząc słowo „deptak” nie myślmy, że spotkamy
tłumy.
Molyvos
Molyvos i pociąg z Petry do Molyvos
Molyvos widziane z zamku
W trakcie całego zwiedzania Molyvos będzie
spokojnie. Chociaż trasa na zamek nie jest w ogóle oznakowana, to nie ma
powodów do obaw. Po przejściu głównego deptaka z pnączami chroniącymi od
grzejącego słońca, przed sobą zobaczymy zamek. Wystarczy, że wybierzemy prostą
uliczkę prowadzącą pod górę i tak będziemy musieli iść aż do samej twierdzy.
Uliczka jednak kończy się w gęstej zabudowie domów, więc idźmy na zasadzie
ogólnie przyjętego kierunku na zamek – byle pod górę. Czasami będziemy szli
uliczkami o szerokości kilkudziesięciu centymetrów, cały czas schodami.
Właściwej drogi nie zgubimy, ponieważ z każdej wąskiej uliczki można wyjść na
inną i dalej pójść do góry. Zamek dopiero zobaczysz stojąc dosłownie u jego
murów. Wcześniej skutecznie zasłaniają go domy. Po drodze spotkamy niejednego
kota i uśmiechniętych Greków. Niewielką bramą wchodzimy do zamku. W środku
bilety wstępu za 2 EUR sprzedaje starsza kobieta. Po przekroczeniu głównej
bramy widzimy ciekawe mury i grecką roślinność. Za chwilę staniemy przed drugą
bramą. Ta jest ciekawa ze względu na drewniane drzwi w całości okute metalowymi
pasami, które miały je chronić przed zniszczeniem. Najwidoczniej uchroniły,
skoro do dzisiaj stoją w nienaruszonym stanie. Za bramą mamy wejście na
najwyższy punkt zamku, gdzie powiewa flaga Grecji.
Zamek w Molyvos
Na terenie zamku
Na samym zamku nie ma wielu rzeczy do oglądania.
Raczej możemy przejść się po dość dużej powierzchni i podziwiać widoki dookoła
z poziomu murów obronnych. Po przekroczeniu drugiej bramy warto jednak od razu
skręcić w prawo i wejść do klimatyzowanego, niewielkiego pomieszczenia, które
jest muzeum tej twierdzy. W środku znajdują się trzy izby, ale musimy pamiętać,
że wejście i przejścia do kolejnych pomieszczeń są bardzo niskie i musimy się
mocno schylać, żeby nie uderzyć się w głowę. Widać, że to muzeum niedawno powstało,
ponieważ kamienie, z których zbudowano budynek są bardzo czyste. Część murów
zamku na wschodzie nie jest udostępniona, ponieważ nadal są tam prowadzone
prace renowacyjne. Takie przynajmniej mamy wrażenie, bo w przypadku Greków, podobne
roboty potrafią trwać długimi latami. Nie raz spotykałem się z zagrodzonymi i
opisanymi miejscami, a za 5 lat nadal wszystko stało tak samo. Zakładamy więc,
że coś się będzie działo w bliżej i dalej nieokreślonym czasie… Kiedy już
opuścimy teren zamku, polecam wrócić drugą stroną, czyli kierować się na
przystanek Molyvos – Szkoła. Po wyjściu z twierdzy skręcamy w lewo. Schodzimy
jedyną, szeroką uliczką. Wyprowadzi nas do wejścia do sosnowego parku. Warto
wejść na jego teren chociażby po to, żeby zobaczyć, jak czysty i przejrzysty
może być las. Pomiędzy drzewami nie zauważymy żadnej rośliny, ani kępy trawy.
Wszędzie leżą zrzucone igły przez sosny, które tworzą równy dywan. Park kończy
się ścieżką na wzgórzu, gdzie możemy usiąść w drewnianej altance. W środku wyznaczono
miejsce na ognisko. Myślę, że warto zobaczyć park, ponieważ spacer przez tak
czysty sosnowy las na pewno pozwoli nam odpocząć. Kiedy opuścimy jego teren, skręcamy
jedyną drogą w lewo i w dół. Wyjdziemy nią dokładnie na przystanku przy szkole.
A co z plażami w Molyvos? No cóż… Nie są zbyt ciekawe. Wystarczy pójść na jedną
z nich z przystanku przy szkole. Znajdziemy jedynie długi i wąski pas
kamienistej plaży z pięcioma słomkowymi parasolami, która nie jest zbyt czysta.
Wszędzie leżą fragmenty uschniętych gałęzi lub liści. Jak dla mnie, to nie jest
za ciekawe miejsce na wypoczynek. Po przeciwnej stronie miasta – tam, gdzie zbudowano
hotel Belvedere, plaże również nie zachwycają. O ile są czyste, to nadal będą
długie, wąskie, ciemne i kamieniste. Idąc lokalnymi drogami za Belvedere można
bardzo szybko dotrzeć aż do czterech plaż. Jednak żadna z nich nie zachęciłaby
mnie, żeby je odwiedzić. No cóż – na Lesbos dobre, piaszczyste plaże znajdziemy
daleko od Molyvos…
Leśny park oraz kamienista plaża w Molyvos
3. KARAIBSKI REJS
To chyba najbardziej reklamowana wycieczka na
Lesbos. Dlaczego? Dlatego, że na Lesbos nie zobaczymy turkusowych ani
szmaragdowych barw morza. Z tego powodu biura podróży proponują rejs na wyspy,
gdzie możemy zobaczyć szmaragdowe morze. Nie trudno domyśleć się, że na Lesbos
jest to gratka dla każdego. Trzeba pamiętać, że biura turystyczne życzą sobie
aż 50 EUR od osoby, dlatego polecam w sezonie poszukać greckiego biura podróży
na miejscu i pojechać na własną rękę. Zaoszczędzimy kilkanaście EUR. Jeśli
chodzi o atrakcje przyrodnicze i widokowe, to najprawdopodobniej uznamy tę
wycieczkę za najlepszą. Rejs zaczyna się na przystani w Petrze, dlatego jeśli
wybrałeś miasteczko Petra jako miejsce zakwaterowania, to możesz pójść na
miejsce zbiórki „w kapciach”. Płyniemy na wyspy Tokmakia – tak przynajmniej
nazywają je w biurach podróży, a w rzeczywistości jest to zbiór siedmiu małych
wysepek. Trzy z nich mają powierzchnię kilku metrów kwadratowych, a pozostałe
cztery są prawdziwymi wyspami, które kolejno mają nazwy: Nisida Panagia,
Nisides Tokmakia, Nisida Asproniso i Nisida Tsoukalas. Z nazwy rejsu
wynikałoby, że zatrzymamy się przy drugiej wymienionej wyspie, która zresztą
jest największa. Jednak tak nie jest. Kapitan zarzuci kotwicę przy wyspach
Nisida Asproniso i Nisida Tsoukalas, ponieważ tam morze ma najbardziej
szmaragdowy i przejrzysty kolor. Tamtejsze plaże również należą do najlepszych.
W folderach informacyjnych dowiemy się, że wypoczniemy na piaszczystych
plażach, jednak nie ma tam takich. Będziemy mogli wygrzewać się na białych
kamieniach… Co ciekawe, kamienie są duże, bo większe niż 5 cm. Dziwi mnie więc
fakt, skąd w folderach znajduje się informacja o piaszczystym charakterze plaż…
Może dlatego, że karaibskie plaże kojarzą się z piaskiem? W końcu rejs nazywa
się „Egzotyczny karaibski rejs na wyspy Tokmakia”. Grunt, to dobrze
zareklamować wycieczkę.
A jak wygląda sama wycieczka? Z portu w Petrze
wypływamy o godzinie 9.20. Statek płynie aż 2h 30min do omawianych wysp. To
bardzo długo. Dzieje się tak, ponieważ rejs jest realizowany starym, wysłużonym
statkiem, który zabiera na pokład do 70 osób. W jedną stronę ma do
przepłynięcia ok. 45 km. Cytując znanego dziennikarza na emigracji w USA: „moja
ocena jest taka” – statek jest zbyt wolny i przez to wyprawa trwa zbyt długo.
Dzisiejsze łodzie i statki wycieczkowe są znacznie szybsze. Przydałaby się
szybka łódź motorowa z Dominikany, która płynie z prędkością 60-80km/h w
zależności od warunków. Wtedy taki dystans zrobilibyśmy w 45-50 min. Dodatkową
„atrakcją” na statku jest silnik Mercedesa, który jest bardzo głośny. Pomimo,
że jest w całości zabudowany w drewnianej skrzyni, to z wielkim trudem można
zrozumieć komunikaty nadawane przez megafony. Dźwięk pracy silnika porównałem
do radzieckiego bombowca, który nie ważne ile hałasu wytworzy – ważne, że miał
lecieć. Statek ma dwa poziomy, dlatego w trakcie rejsu 20 osób może pójść na
górny pokład, na którym znajdują się leżaki. Mając dwie i pół godziny do
dyspozycji warto opalać się na pełnym słońcu, ponieważ od morza zawiewa
przyjemny wiatr. Na dolnym pokładzie można kupić napoje i piwo. Największą
atrakcją będzie dla nas obiad, który jest wliczony w cenę. O godzinie 11.10
jeden z członków załogi rozpala na lewej burcie, w tylnej części statku wielki
grill i przygotowuje szaszłyki. Ten sam facet jest zawodowym kucharzem i
właścicielem restauracji w Mitylenie. Ma bardzo dobre opinie. Nie trudno
odgadnąć, że obiad musiał być dobry. Zanim jednak go przygotował dla 60 osób
dopłynęliśmy do wysp Nisida Asproniso i Nisida Tsoukalas, gdzie teraz mieliśmy
czas na kąpiel. Statek zatrzymuje się na morskiej głębinie, ponieważ bliżej nie
może podpłynąć. Kapitan zarzuca kotwicę, po czym można wskakiwać do morza lub
schodzić do wody po drabince. Do najbliższej wyspy z plażą mamy jakieś 50 m,
dlatego trzeba umieć dobrze pływać, żeby do niej dotrzeć. Samo morze nie jest
tak przejrzyste, jak opisują w folderach, ale szmaragdowy kolor zobaczymy.
Pływają nawet ryby.
"Karaibskie" morze i wyspy Tokmakia
Przygotowywanie obiadu dla 60 osób na lewej burcie statku
Pływanie w kapokach do wyspy
Po dopłynięciu na plażę na wyspie Nisida
Asproniso, która jest pokazywana w każdym folderze na temat wyspy Lesbos,
faktycznie możemy zobaczyć piękną gamę kolorów wody, która widoczna jest tylko
z poziomu morza. Osoby, które nie umieją pływać nie zobaczą niestety tego
widowiska. Morze przy brzegu ma najwięcej barw. Najpiękniejsze są szmaragdowe
oraz turkusowe kolory. Szkoda tylko, że nie miałem jak „przemycić” lustrzanki w
drodze na plażę. Z pewnością zrobiłbym kilka zdjęć pokazujących piękno tego
miejsca. Jeśli chodzi o moją ocenę, to plaża jest kamienista, ale warto na nią
popłynąć, żeby zobaczyć niesamowite kolory morza. Koniecznie też trzeba
popływać w pobliżu statku, gdzie jest głębiej. Dla tych, co nie umieją pływać,
załoga daje kapoki, okulary do wody, itp. sprzęty. Kapok ma bardzo dużą
wyporność i jak szybko zobaczyliśmy, osoby, które nie umieją pływać też
schodziły po drabince na głębiny. Wystarczy, że ktoś umiał pływać i doholował
osobę w kapoku do plaży. Widzieliśmy jak pewien ojciec wziął swojego syna na
głębiny i doholował go do wyspy. Podobało mu się. Nie ma żadnych obaw o
utonięcie, ponieważ kapok ma pasek, którym, podobnie jak w samolocie,
regulujemy siłę docisku. Dla osób umiejących pływać załoga oferuje wypożyczenie
płetw, czy podwodnych okularów do nurkowania. Wszystko jest w cenie, więc nic
nie dopłacamy. Oczywiście wszystkie plaże musiałem sprawdzić. Wybrałem również
sąsiednią wyspę Nisida Tsoukalas, do której brzegów ze statku miałem 320
metrów. Dla mnie to nie jest duży dystans, dlatego popłynąłem samotnie. Tam
również znajduje się piękna, biała, kamienista plaża, skąd mamy piękny widok na
cieśninę pomiędzy dwiema wyspami: Nisida Asproniso i Nisida Tsoukalas. Jednak
wybrana przeze mnie wyspa na 5 m przed brzegiem ma ukrytą pułapkę. Dojścia na
plażę strzegą rzędy czarnych jeżowców. Kiedy pływałem kilka metrów od brzegu,
poczułem się jak blondynka z kawałów, która na 5 metrów przed końcem zawróciła
się, bo się zmęczyła. Tutaj miałem podobnie, ponieważ przepłynąłem 315 metrów,
a na ostatnich pięciu musiałem zawrócić i ponownie płynąć drugie 315 metrów,
ponieważ rzędy jeżowców skutecznie strzegły wejścia na plażę. Tak samo trzeba
pamiętać, że w wodzie inaczej widzimy odległości. Pomimo, że wydawało się, że
przede mną jest trochę mniej niż metr głębokości, to w rzeczywistości było
trochę płycej. Podczas zawracania stanąłem nieświadomie na kilku jeżowcach i poczułem
dość mocne pieczenie skóry. Początkowo bolało jak poparzenie pokrzywą, a
później trochę jak użądlenie kilku os. Na szczęście woda chłodziła miejsca
wbitych igieł, przez co w drodze powrotnej ból nie był tak odczuwalny. Dopiero
na statku zobaczyłem, że w lewej pięcie utkwiło mi 11 igieł i w dużym palcu u
prawej nogi 5 kolejnych. W zależności od gatunku jeżowca ich trucizna jest
silna i może spowodować drgawki, a później trudności z oddychaniem. W skrajnym
przypadku dochodzi do zapadnięcia płuca. Na szczęście żadnych objawów nie
miałem i po wejściu na statek dalej mogłem chodzić, choć czasami czułem, jak igły
wbijają się coraz głębiej. Dopiero na pokładzie pieczenie wyraźnie przybierało
na sile i było podobne do tego po użądleniu przez kilka os na raz.
W trakcie dwuipółgodzinnego pływania kapitan daje
sygnał za pomocą megafonu, informujący o przygotowanym obiedzie. Dostajemy dwa
pyszne szaszłyki, zestaw warzyw, ziemniaki w mundurkach, prawdziwy biały ser
grecki oraz tzatziki. Obiad jest na prawdę pyszny! Po takiej porcji aż chce się
znowu pływać, dlatego większość wskoczyła do wody jeszcze raz i popłynęła na
najbliższą wyspę. Trzeba pamiętać, że po prawej stronie statku mamy niewielką
wysepkę o powierzchni kilku metrów kwadratowych. Nie ma tam jednak żadnej plaży,
ale raczej dookoła widzimy dwuipółmetrowy klif. Wejścia na wyspę oczywiście
strzegą jeżowce. Jedynie nasza wyspa, gdzie do plaży mamy ok. 50 m jest wolna
od jeżowców. Igły po nich niestety nie są łatwe do wyciągania, ponieważ mają
zakończenie w postaci potrójnego haczyka, skierowanego w przeciwną stronę do
kierunku wyciągania. Na dodatek igły są bardzo kruche. Wystarczy je tylko
dotknąć, a już się rozsypują. Nie ma więc innej metody, jak powrót do hotelu i
pójście do lekarza. Ja jednak wszystkie igły wyciągałem na własną rękę, mając
środek do odkażania i obcinaczki do paznokci. W takim wypadku trzeba wycinać
skórę tak głęboko, aż wytniemy trójramienny haczyk. Trochę krwi przy tym się poleje,
ale trzeba wyciągnąć wszystko, ponieważ przy każdym kroku czuć, jak igła wbija
się jeszcze głębiej. Zarówno przed ich usunięciem, jak i po trzeba odkazić samo
narzędzie i stopę. Ciekawostką jest fakt, że trucizna jeżowca działa nawet po
jego wysuszeniu.
Wyspy z jeżowcami
Bez butów do wody lepiej tam nie podpływaj... Jeżowce skutecznie bronią tej wysepki
Droga powrotna jest chyba najbardziej emocjonującą
częścią rejsu. Powrót trwa 3h 20min, ponieważ płyniemy pod wiatr i dodatkowo
morze nam nie sprzyja. W tym rejonie tak jest, że fale kierują się ze wschodu
na zachód, a my płyniemy z południa na północ, wracając z wysp. To oznacza, że
płyniemy równolegle z falami. Dodatkowo po południu (wypływamy po godzinie
14.30) fale są mocniejsze. W wielu miejscach statek po wypłynięciu na pełne
morze „dostanie” bocznymi falami, co powoduje bardzo duży przechył, bliski 45
stopniom. W kilku miejscach mieliśmy wrażenie, że przewróci się na lewą burtę.
Nawet załoga momentami czuła strach. Powrót wydłużył się o 50 min dlatego, że
kapitan płynął zygzakami po to, żeby w statek nie uderzały boczne fale. Mimo
wszystko nie uniknął ich, bo albo musiałby płynąć bezpośrednio na Turcję i z
powrotem, albo płynąć wolniej i przyjmować kolejne ciosy. Ci, którzy wygrzewali
się na leżakach na drugim poziomie, teraz nie mieli łatwo, bo u góry bardzo
rzucało. Statek przypłynął do brzegu dopiero po godzinie 17.15. Czy warto więc
wybrać ten rejs, jako jedną z naszych wycieczek? Odpowiedziałbym tak: Jeśli
ktoś jest pierwszy raz na wyspach greckich, myślę, że warto wybrać rejs na
wysepki zwane Tokmakia, a w rzeczywistości: Nisida Asproniso i Nisida
Tsoukalas. Kolor wód na pewno zachwyci taką osobę i będzie mogła cieszyć się z
długiej przyjemności pływania. Jeśli natomiast ktoś już był na greckich wyspach,
takich jak: Zakyntos, Kefalonia, Rodos, Korfu i Kreta, to może się nieco
rozczarować, ponieważ kolor i czystość morza daleko odstaje od tego, co
proponują nam wyżej wymienione wyspy. Cały rejs mi się podobał, bo lubię
pływać, jednak uważam, że statek powinien szybciej pływać, to i turyści mieliby
znacznie więcej czasu, a organizatorzy mogliby pokazać więcej wysepek w tym
samym czasie. Atrakcja byłaby z pewnością jeszcze większa!
Wyspa na którą wszyscy płyną (50 m od statku)
4. SKALA ERESSOS
Ta ciekawa miejscowość jest polecana jako bardzo
dobra baza wypadowa do poznawania wyspy, oraz jako miejsce odpoczynku. Oferuje
nam szeroką, piaszczystą plażę z czystym morzem, oraz możliwość wyboru
aktywności fizycznej. Wybierając jeden z hoteli, a raczej studiów w Skala
Eressos (bo tak nazywają się mniejsze obiekty noclegowe na Lesbos), z pewnością
nie będziemy narzekać na nudę. Nie musimy każdego dnia wędrować tymi samymi
uliczkami, ponieważ zawsze znajdziemy dobre zajęcie. Na początek proponuję
odwiedzić tutejszą szeroką, piaszczystą plażę, gdzie miejsca na pewno nie
zabraknie. Możemy skorzystać z leżaków i parasola (płatne 6-8 EUR za dzień, lub
bezpłatne, gdy jesteś klientem tawerny) lub wybrać publiczny fragment plaży i
rozłożyć się z ręcznikiem na piasku. Co prawda nie będziemy mieli cienia, ale
dość zimna woda, szybko nas ochłodzi. Miejsca do pływania mamy bardzo dużo, a
tłumy nam nie grożą. Po zachodniej i południowej stronie Lesbos wieją dość silne
wiatry, dlatego tutejsze wody stały się ulubionym miejscem do uprawiania
sportów wodnych. Modne stały się deski windsurfingowe, czy kitesurfing. Na
morzu również nie brakuje żaglówek, które są napędzane siłą wiatru. Na środku
plaży funkcjonuje ośrodek sportów wodnych, gdzie możemy wypożyczyć canoe, deski
surfingowe, czy inne łodzie. Można również spróbować kitesurfingu, czy bardziej
ekstremalnego lotu na spadochronie, który jest ciągnięty przez łódź motorową.
Piękne widoki z góry mamy gwarantowane! Skala Eressos nie tylko oferuje piękną
plażę i czyste morze, ale również możliwość zobaczenia żółwi lądowych, których
nie brakuje. Wystarczy, że podejdziemy do jednej z tablic informacyjnych z mapą
i pójdziemy szlakiem oznaczonym na zielono, gdzie widać most nad rzeką. Z jego
mostu zobaczymy dziesiątki żółwi lądowych, które pływają na widoku. Dodatkowo dostrzeżemy
gromadę tych samych żółwi wygrzewających się na… kanapie. Ktoś wrzucił fragment
kanapy do rzeki, z której pozostała dolna konstrukcja i odsłonięta gąbka. Każdego
dnia gromadzi się na niej około dwudziestu żółwi na raz. Drugi, chyba bardziej
ciekawy punkt, to miejsce, gdzie rzeka wpada do morza. Wystarczy pójść z
centrum miasteczka na plażę i pójść w prawą stronę. Rzeka tworzy tam lokalne
zalewisko ograniczone piaskami plaży, w którym gromadzą się żółwie.
Niejednokrotnie spotkamy tam dzieci, które je karmią. Żółwie potrafią złapać za
palec, ale nie gryzą.
Płaskorzeźba przedstawiająca Safonę
Tawerny wcinające się plażę i ich grecki klimat
"Kanapowe" żółwie lądowe w rzece
Rzeka w której pływają żółwie
Widok na Skala Eressos ze szlaku górskiego na szczyt lokalnej góry o wysokości 155 m n.p.m.
W Skala Eressos
Ciekawy jest również fakt, że kiedy stoimy na
moście, widzimy szeroką rzekę, a kiedy stoimy na plaży, tą samą rzekę możemy
przejść w klapkach. Jest bardzo wąska. Most i plażę dzieli odległość co
najwyżej 150 metrów. W rejonie rzeki rośnie bardzo bujna i zielona roślinność.
Atrakcje Skala Eressos nie kończą się tylko na pływaniu w morzu, sportach
wodnych i żółwiach. Najciekawsza dla mnie część zaczyna się przy każdej z
drewnianych tablic z mapą. Zaznaczone są na niej ciekawe szlaki górskie! Jeśli
tylko masz buty, to przede wszystkim polecam wyjść w góry nad morzem! Szlaki są
tak poprowadzone, żeby łączyły się z innymi. Na szczyty gór można wchodzić ścieżkami
odbijającymi od głównych. Dojścia na szczyt maksymalnie mają do 2 km długości,
więc można szybko wrócić. Co najważniejsze, wszystkie trasy są bardzo dobrze zaznaczone
na mapach i w terenie. Dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej władze
postarały się o dobre oznakowanie tras. Ciekawostką jest, że na szlakach
górskich możemy dotrzeć do ogrodzenia z siatki i niewielkiej, drewnianej
furtki. Wchodząc na wybraną trasę za każdym razem musimy zamknąć za sobą
furtkę, ponieważ na tym terenie żyją hodowane zwierzęta – najczęściej kozy, które mają swój wydzielony obszar.
Informacja o konieczności zamykaniu furtek znajduje się na każdej z nich. Głównie
chodzi o to, żeby ewentualne bezpańskie psy nie dostawały się na teren zagrody.
Tutejsze podejście do turystyki jest przykładem, że jak się chce, to się da.
Ktoś kto ma ziemię w górach udostępnił ją dla turystów, dzięki czemu góra jest
dostępna dla każdego. Proponowane szlaki nie są trudne, tyle że mocno
kamieniste, dlatego potrzebne będą nam buty z grubszą podeszwą. W porównaniu z
polskimi górami, tutejsze szczyty mają „tylko” 150-300 m, więc wycieczki nie
będą należeć do najdłuższych. Mimo wszystko warto przejść wybrane szlaki, żeby
zobaczyć piękną okolicę. To, co rzuciło mi się w oczy z poziomu plaży, a
później z poziomu jednej z gór, to fakt, że w drugiej części plaży (z dala od
centrum) posadzono dość duży palmowy las. Jest jeszcze młody, ale miejmy
nadzieję, że kiedy wyrośnie, będzie kolejną ciekawą atrakcją tego miejsca. W
Skala Eressos, w ścisłym centrum miasteczka znajdziemy jeszcze płaskorzeźbę
Safony, która jest patronką lesbijek. Ostatnią ciekawostką są tutejsze tawerny,
które wręcz wcinają się w plażę. Przechodząc głównym deptakiem wzdłuż nich,
możemy z łatwością dostrzec suszącą się ośmiornicę na słońcu, powieszoną na
kolczastym drucie. Podsumowując: Skala Eressos jest pięknym miasteczkiem
turystycznym, które umożliwia wspaniały wypoczynek. Otoczenie gór sprawia, że
tutaj jest po prostu pięknie. Sama linia brzegowa również jest godna uwagi,
ponieważ po lewej stronie możemy popatrzeć na niewielkie, skaliste wysepki,
które dodają uroku okolicy. Mając zakwaterowanie w Skala Eressos nie będziesz
się nudził.
Ośmiornica z bliska
Susząca się ośmiornica
5. SIGRI
Sigri to kolejna, niewielka miejscowość na
zachodniej części wyspy Lesbos. Tak naprawdę nie jest polecana jako miejsce, w
którym się zakwaterujemy, ponieważ jest zbyt małe. Brakuje tutaj jakiejkolwiek
infrastruktury dla turystów, stąd nasze wakacje mogłyby szybko stać się nudne.
Sigri jest miejscem, które potraktujemy raczej jako miejsce wycieczkowe. Główną
atrakcją jest tutejsze muzeum skamieniałego lasu sekwoi. Są tylko dwa takie
miejsca na świecie, dlatego skamieliny są ewenementem na skalę światową. Do
Sigri możemy dotrzeć, wykupując wycieczkę objazdową po zachodnim wybrzeżu
Lesbos, lub wypożyczonym samochodem. Warto zwrócić uwagę na zmieniający się
krajobraz, kiedy będziemy dojeżdżać przez wysokie góry do tej miejscowości. Z
zielonej części wyspy będziemy przejeżdżać przez góry przypominające krajobraz
księżycowy. Trudno uwierzyć, że na kilkunastu kilometrach krajobraz może się aż
tak bardzo zmienić. Poza muzeum, Sigri nie ma nic do zaoferowania. Można
jedynie popatrzeć na ciekawą linię brzegową z małymi wysepkami. Ciekawostką
jest fakt, że małe wysepki tworzące zatokę były wykorzystywane w średniowieczu
do obrony tej małej miejscowości. Wystarczy, że mieszkańcy przeciągnęli
łańcuchy przez dość wąską cieśninę i statki nie mogły dostać się do środka
zatoki. Po obu stronach Sigri strzegą spadziste, skaliste klify, przez które
nie ma żadnej możliwości przedostania się do wioski. A co zobaczymy w omawianym
wcześniej muzeum? Chociaż po Rodos wyleczyłem się z muzeów na najbliższe kilka
lat, to tutejsze eksponaty są naprawdę godne zobaczenia! Muzeum podzielone jest
na cztery części. W pierwszej zobaczymy skamieliny różnych roślin ładnie
opisane w teorię ewolucji, której nie jestem zwolennikiem. Pomijając całą
otoczkę historyczną opartą na teorii, możemy zobaczyć naprawdę ciekawe
fragmenty dawnych roślin oraz drzew. Na środku sali zobaczymy skamieniały
fragment drzewa, które leżało przez bardzo długi czas pod wodą. Poznamy je po
białym osadzie na zewnątrz. Wielki pień jest wyeksponowany. Po prostu musimy go
zobaczyć. W drugiej sali zobaczymy makiety oraz wizualizacje pozwalające poznać
nam wulkany oraz mechanizmy odpowiedzialne za powstawanie trzęsień ziemi.
Miejscowość Sigri i wenecki wiatrak w Sigri
Ciekawe skamieniałe rośliny
Jedną z ciekawostek jest wielka mapa świata z
zaznaczonymi wszystkimi aktywnymi wulkanami. Przed mapą znajduje się stół z ich
nazwami. Naciskając na dany przycisk, podświetli nam się na mapie na czerwono
wulkan, którego szukamy. Inną ciekawostką jest wielka makieta z trójwymiarowym
przekrojem wulkanu, która pokazuje nam jego budowę i kanały, którymi przepływa
lawa, oraz jak zachowuje się po wypłynięciu na powierzchnię. W tej samej części
muzeum zobaczymy najpiękniejsze minerały świata. Tak wielkich kryształów i
minerałów nigdzie nie widziałem. Największe wrażenie na pewno zrobi na nas
wielki słup z kryształami ametystu, oraz same kryształy ametystu, które z
pewnością miałyby wielką wartość na rynku jubilerskim. W tej części podziwiałem
każdy minerał, tym bardziej, że kiedyś byłem ich zapalonym kolekcjonerem. Również
tutaj będziemy mogli zobaczyć na dwóch monitorach bieżące odczyty z
sejsmografów, które pokazują nam, jak drży ziemia w Sigri i w Tesalonikach.
Będąc tylko przez kilka minut w omawianej części, zauważyłem, że w Tesalonikach
miały miejsca aż cztery trzęsienia ziemi, które nie są wyczuwalne przez ludzi,
ale zarejestrowały je sejsmografy. W trzeciej części muzeum będziemy mogli udać
się do sali szkoleniowej, gdzie pójdziemy na płytę symulującą trzęsienia ziemi.
Dzieci z Lesbos mają w programie nauczania obowiązkowe szkolenie na tej płycie
i każdy musi je odbyć. Płyta symuluje trzęsienie ziemi, a my jesteśmy informowani,
jak powinniśmy się zachowywać w trakcie tego zjawiska. O dziwo dowiemy się, że
pozostanie w domu nie jest bezmyślnym rozwiązaniem. Trzeba tylko stanąć w
głównych drzwiach, gdzie znajduje się ściana nośna. Oglądając zdjęcia z różnych
miejsc katastrof tego typu, zobaczymy, że te ściany stoją nienaruszone.
Niesamowity słup kryształów ametystu i wielka bryła złożona z kryształów ametystu
Makieta wulkanu w muzeum
Czwarta część muzeum to otwarta ekspozycja
skamieniałych drzew, które możemy zobaczyć w 7-mio hektarowym parku
udostępnionym do zwiedzania. Cały teren wykopalisk ma powierzchnię 28,6 ha, ale
jeszcze nie jest udostępniony, ponieważ nadal trwają tam prace archeologiczne. Wychodząc
z budynku muzeum, idziemy wyznaczonymi ścieżkami, gdzie bezpośrednio z ziemi
wystają skamieniałe pnie drzew. Na całym szlaku znajdziemy ponad trzydzieści
pni. Dwa z nich zostały dodatkowo zabezpieczone drewnianą altaną, do której
mamy wstęp. Co jest w nich takiego nietypowego, że musiały być zabezpieczone?
Są to pnie wraz ze skamieniałymi korzeniami. Nawet w USA, gdzie znajduje się
drugie i ostatnie miejsce na świecie ze skamieniałymi sekwojami, nie zobaczymy
korzeni. Można więc powiedzieć, że Lesbos jest jedynym takim miejscem na
świecie, gdzie zachowały się skamieniałe sekwoje wraz z korzeniami. Z tego
względu warto zobaczyć wszystkie eksponaty, jeśli jesteśmy na Lesbos.
Największy pień ma 7,02 m wysokości, ale nie jest on jeszcze udostępniony
turystom. A jak to się stało, że te wiekowe drzewa dotrwały do naszych czasów?
Jak wiele historii, ta również związana jest z wulkanem. Po jego wybuchu wyspę
pokryła gruba warstwa pyłów. Geolodzy odkryli, że na terenie, gdzie rosły lasy
sekwoi opadło aż 12 metrów pyłu! Wszystko, co znajdowało się powyżej tej
warstwy spłonęło. Omawiany pył przyczynił się do zakonserwowania sekwoi, ponieważ
wysoka temperatura nie mogła oddziaływać na zasypane pnie. W miarę upływu lat
materia organiczna, z której zbudowane były drzewa, została zastępowana przez
materię nieorganiczną, dzięki czemu bardzo dobrze, aż do dzisiaj widać słoje,
czy nawet tunele, które wydrążyły robaki. Ostatnią atrakcją Sigri jest mały
młyn wenecki, który pełni rolę czysto dekoracyjną. Dowiedziałem się również, że
jeśli chcemy zamienić taki młyn na apartament, będzie nas to bardzo drogo
kosztowało, bo aż 480.000 EUR. Myślę, że taka „impreza” nie jest warta tak
dużych pieniędzy, ponieważ inwestycja nigdy się nie zwróci. Młyn dostrzeżemy
praktycznie z każdej części Sigri, a sama wioska jest tak mała, że nie będziemy
musieli go długo szukać.
Skamieniały las w Sigri i eksponaty przed budynkiem muzeum założonym w 1994 roku
Piękne fragmenty skamieniałych lasów sekwoi
6. KLASZTOR ŚW. IGNACEGO (MONI LIMONOS) W LIMONOS
Klasztor jest ciekawą propozycją ze względu na
jego położenie w górach i nietypową historię. Na miejsce możemy dojechać
jedynie wycieczką objazdową lub wypożyczonym samochodem. Musimy jednak
pamiętać, że będziemy jechać bardzo krętymi drogami i ciągle pod górę. Klasztor
został zbudowany w 1526 roku przez Ignacego, którego późnej ogłoszono świętym. Wejście
na dziedziniec obiektu zrobi na nas wielkie, pozytywne wrażenie, ponieważ
zobaczymy piękne kolumny na parterze oraz na dwóch piętrach. Wszystko tworzy
duży prostokąt, gdzie możemy chodzić i zwiedzać obiekt. Na dziedzińcu znajduje
się ogród, do którego wstęp mają tylko mężczyźni. Po środku wybudowano mały
kościół z kamienia, gdzie przewodniczki polecają nam wejść, gdyż same nie mogą.
Słyszały, że w środku jest coś niesamowitego, dlatego zawsze pytają, jak tam
było. Faktycznie, kiedy wejdziemy, zobaczymy niesamowicie skrupulatnie
wyrzeźbiony ikonostas w drewnie. Wszystko jest pokryte złotem! Widać, że ktoś
poświęcił wiele lat, żeby wykonać tak szczegółowe, artystyczne dzieło. W
rzędach ustawione są ikony ważne z punktu widzenia ich wiary. Kiedy wyjdziemy z
kościoła i pójdziemy głównym rzędem kolumn, dotrzemy do dwóch muzeów – w
pierwszym zobaczymy rękopisy z XVI wieku i ręcznie pisane księgi, a w drugim
przyrządy, szaty, ubrania i wszystko, co ma związek z obrzędami w tamtych
czasach. Jak dla mnie, warto zobaczyć ten fragment, chociażby ze względu na niesamowitą
dokładność haftowania wielu szat. Wstęp do muzeum kosztuje tylko 3 EUR. Kiedy
zobaczymy wszystkie eksponaty, możemy przejść na drugą stronę kolumnad.
Wejdziemy na drugi dziedziniec, gdzie przed nami widać małą kapliczkę. Na
terenie drugiego dziedzińca chodzą dwa pawie. Również tam znajduje się ciekawy
kościół, gdzie na suficie możemy zobaczyć niesamowite freski. Pochodzą one z
drugiej połowy XVI wieku. Patrząc na nie, nigdy nie powiedzielibyśmy, że mają
ponad 400 lat. Na pewno przeszły proces renowacji. Nie wchodząc w szczegóły
związane z religią, na freski można również popatrzeć jako wielkie dzieło
artystyczne, ponieważ pokrywa całe sklepienie. Nie trudno odgadnąć, że wszyscy
po wejściu do wnętrza kościoła wchodzą z głową zadartą do góry. Dodatkowo można
tutaj zapalić świeczkę w czyjejś intencji. Jako, że w kościołach prawosławia
księża nie chodzą z tacą, więc kiedy turyści zapalają świeczkę, oczekują, że pozostawią
jakiś datek. Biała świeczka będzie zapalana w intencji żywej osoby, a czarna w
intencji zmarłej. Taki mają przyjęty zwyczaj.
Klasztor św. Ignacego w Limanos
Na terenie klasztoru
Ponad 400-letnie freski w klasztorze św. Ignacego
Kiedy całkowicie opuścimy teren klasztoru,
zobaczymy, że przed nim stoją dodatkowo mniejsze kościółki przy drodze. To są
groby bardzo ważnych osób dla tego klasztoru. Jak zauważysz, wybudowano je
chaotycznie na spalonym słońcem polu. Ciekawostką jest fakt, że pomimo najazdu
Turków ten klasztor był jedynym, który nie został przez nich zniszczony. W
połowie XVI w. panował w pewnym sensie dobry władca, który nie niszczył obcych
kultur, ale pozwalał im żyć tak, jak do tej pory. W muzeum z rękopisami
znajdziemy oryginalny podpisany akt zapewniający nienaruszalność klasztoru
przez Turków. Dokument był honorowany przez kolejne stulecia okupacji tureckiej
i dlatego wszystko zachowało się aż do dzisiaj. Nic nie zostało zniszczone.
Obiekt znajduje się wysoko w górach.
Zewnętrzne "kościółki", które w rzeczywistości są grobowcami
Przydrożne grobowce
7. PETRA I ANAXOS
Obie wioski mają do zaoferowania ciekawe plaże
oraz wspaniałe widoki. Biura podróży najczęściej w ofercie mają hotele w Anaxos
lub w Petrze. Jedynie hotel „Clara”, który stylem przypomina hotel „Panorama” w
Petrze, tak naprawdę znajduje się w Aylaki (Avlaki), chociaż wszędzie zapisana
jest lokalizacja w Anaxos. Wioska Aylaki tworzy odrębną zabudowę, a dokładniej
pomiędzy Petrą a Anaxos znajduje się niewielkie wzgórze z powulkanicznym
grzebieniem, pod którym wybudowano cały hotel „Clara”, skąd mamy widok na
Petrę, ale na Anaxos już nie… Oprócz ciekawie wybudowanego klasztoru na skale,
Petra ma do zaoferowania dość długą, szeroką i piaszczystą plażę. Plaża dzieli
się na pas z parasolami (przy marinie), szeroki pas publicznej plaży, kolejny
pas z parasolami (wąski), drugi pas publicznej plaży oraz na dłuższy pas z
parasolami należący do lokalnych tawern. Z każdym pasem plaża staje się coraz
węższa, aż kończy się murem w centrum wioski. Petra ma jeszcze drugą, ukrytą
plażę – tym razem kamienistą. Znajdziemy ją za przystanią i za bazą policji.
Nikt tam nie chodzi, ale możemy zobaczyć z niej piękną skałę wystającą z morza.
Patrząc na Petrę z jej obrzeży dostrzeżemy, że to piękna miejscowość pełna
ciszy i zielonych gór. W szczególności polecam pozostać tu na wieczór, gdzie
usłyszymy odgłosy dochodzące z najodleglejszych zakątków lasów, czy też z
obrzeży wioski. Najpiękniejsze jednak są odgłosy cykad, oraz dzwoneczki kóz,
które nocują gdzieś wysoko w górach. W Petrze panuje taka zasada, że
właściciele tawern udostępniają parasol i leżaki za darmo, jeśli jesteśmy ich
klientami. Wszędzie mamy darmowe WI-FI. Przechodząc uliczkami w centrum wioski
Petra poczujemy prawdziwy klimat Grecji. Uliczki są wąskie, stare i
niejednokrotnie zacienione pnączami na stalowych stelażach. Wszystko tworzy
zgrany krajobraz. Warto przejść większość z tych uliczek, ponieważ dotrzemy do
ponad dwustuletnich sosen rosnących przy małym kościele pod skałą, na której
wybudowano klasztor, lub też zobaczymy gromadkę dzieci grających przy głównym
ratuszu… w piłkę nożną, gdzie bramką po jednej stronie są historyczne armaty, a
po drugiej pomnik ważnej dla nich postaci… Widok jest naprawdę ciekawy! Wędrując wąskimi uliczkami wioski przejdziemy obok tawerny "Tsalikis". Musicie tam wejść, aby spróbować kilku z 44-ech smaków ręcznie robionych lodów. Są naprawdę bardzo pyszne! Poza
tym w Petrze znajduje się historyczna już tłocznia oliwy i fabryka Ouzo. W
tutejszych sklepikach możemy kupić oliwę i Ouzo pochodzącą z Lesbos. W Petrze
również znajduje się przystań, w której zaczynamy morską wycieczkę na wyspy
Tokmakia, o których pisałem powyżej.
Sielankowa Petra
Petra
Klimat wioski Petra
Tawerna Tsalikis
Dwustuletnie sosny w Petrze w środku wioski
Anaxos z kolei jest trochę mniejszą wioską, która jest
równie piękna i chyba nawet bardziej cicha, ponieważ nie ma tak przyciągającego
centrum, jak Petra. Nie ma ciasnych uliczek, dziesiątków sklepików, czy
klasztoru na skale. To czyni Anaxos jeszcze spokojniejszym miejscem. Dla osób,
które lubią szeroką, piaszczystą plażę i sporty wodne, Anaxos będzie lepszym
wyborem. Plaża jest na całej długości równomiernie szeroka, ale wieją tu
mocniejsze wiatry i powstają większe fale. Po prawej i po lewej stronie mamy
rzędy parasoli, a całkiem po lewej połowa plaży jest publicznym terenem. Tutaj
tak samo, jak w Petrze, właściciele tawern udostępniają za darmo parasol i
leżaki, jeśli jesteśmy ich klientami. Przez całe Anaxos ciągnie się deptak,
gdzie głównie po lewej stronie będziemy mieli szeroki wybór tawern. Po prawej
widzimy plażę. Najciekawszy jest jednak jednorodzinny dom wybudowany w… górze.
Przestrzeń pod ten dom została dosłownie wycięta w górze. Kto bogatemu zabroni?…
W Anaxos po prawej stronie plaży znajdują się niewidoczne z jej poziomu schody
na szczyt góry, gdzie znajdują się domki należące do hotelu „Anaxos Hill”.
Wejście na szczyt prowadzi przy pomocy kilkudziesięciu stopni. Możemy stąd
wejść na taras widokowy, po czym zejść drogą asfaltowo-żwirową z powrotem do
Anaxos. Myślę, że warto, ponieważ popatrzymy na plażę z góry, zobaczymy kolory
wód morza oraz spojrzymy na całe Anaxos na tle zielonych gór. Przed nami widać
biały, miniaturowy młyn wenecki, który bardzo dobrze widać z plaży po prawej
stronie na skalistym klifie. Dostęp do niego jest zagrodzony. Będąc w Anaxos,
warto pójść w stronę okolicznego wzgórza, gdzie znajduje się hotel „Clara”.
Chociaż brakuje tam dobrej plaży (wąska, wydeptana ziemia z wodorostami), to
zobaczymy piękny rząd nakrytych na biało stolików tuż przy linii brzegowej. Nie
widać budynku tawerny, stąd widok jest jeszcze bardziej ciekawy. Dodatkowo
popatrzymy na dwie królicze wysepki, które bardzo dobrze stąd widać. W ramach
relaksu z Anaxos można wybrać się w te strony, by podziwiać lokalne krajobrazy.
Ciekawostką jest grzęda skał, które według geologów powstały 17 mln lat temu na
wskutek wybuchu wulkanu. Skały wyglądają, jakby ktoś podzielił wzgórze na dwie,
równe połowy za pomocną „muru” ze skał. Widok jest nietypowy. Patrząc od strony
głównej ulicy prowadzącej do Anaxos, po prawej stronie „muru” znajduje się
hotel „Clara”. Teren dookoła niego jest bardzo zadbany i zielony. Po drugiej
stronie grzędy wszystko z kolei jest spalone słońcem. Dodatkowo zobaczymy
wiekową, opuszczoną chatę. Mamy wrażenie, jakby minęło ponad 100 lat od
ostatniego mieszkańca tego domu…
Anaxos widziane z góry
Plaża w Anaxos
Plaża w Anaxos
Tawerna przy plaży w Anaxos
Wzgórze pomiędzy Anaxos a Petrą (w miejscowości Aylaki, hotel "Clara po zielonej stronie wzgórza, królicze wyspy oraz plaże w okolicach wzgórza
Plaża w Aylaki
Niesamowita sceneria w Aylaki
Hotel "Clara" na wzgórzu Aylaki, wyraźny, skalisty grzebień powulkaniczny i...
...stara chata po drugiej stronie grzebienia skalnego
Taras widokowy hotelu "Anaxos Hill" oraz dojście z plaży stopniami na taras widokowy
8. MITYLENIA
Wycieczkę do Mityleny proponuję podzielić na dwa etapy: wędrówka uliczkami tego jedynego miasta na Lesbos oraz zwiedzenie największej twierdzy na wyspie. Jest jedną z największych, wybudowanych w basenie Morza Śródziemnego. Wielkością dorównuje tylko zamkowi znanemu z Rodos. Podobnie, jak w Molyvos, zamek jest głównym punktem panoramy miasta. Widać go praktycznie od każdej strony. Zamek oferuje piękny widok na port oraz na słabo widoczne pozostałości portu z czasów średniowiecznych. Ciekawy jest fakt, że zamek był budowany w trzech fazach, przez długi czas, przez różnych władców wyspy. Prace rozpoczęły się w VI wieku naszej ery, za czasów panowania Justyniana. Za jego czasów budowano to, co dzisiaj nazywamy "Górnym Zamkiem". Jest to główna budowla fortyfikacyjna i zawiera najważniejsze religijne i administracyjne budynki zamku. Główne z nich to „Duży Łącznik”, który składał się z pięciu silnie ufortyfikowanych wież, jak również Meczet Koule, obecnie popadający w ruinę, który został zbudowany w późniejszym etapie na szczycie starego chrześcijańskiego kościoła poświęconemu świętemu Janowi. Druga faza budowy to tak zwany „Środkowy Zamek”. Ta część pochodzi z 1373 i zawiera wiele ważnych budowli, w tym szpital wojskowy, więzienie i cysterna, w której przechowywana była woda dla mieszkańców fortecy. „Dolny Zamek” pochodzi z 1644 roku, a wybudowano go za czasów Ibrahima Hana. Został zbudowany w celu ochrony północnego portu i połączono go ze środkowym zamkiem przez bizantyjską bramę pocztową. Po tej stronie znajdowała się także brama osmańska, która została wyburzona w latach 60., aby zrobić miejsce na drogę. Ponieważ ta część zamku znajdowała się stosunkowo nisko na zboczu wzgórza, jej głównym celem, oprócz obrony portu, było zapewnienie miejsca do zamieszkania całej załodze. W dolnej części twierdzy zobaczymy mieszkalną część kompleksu z 80 domami, osmańskim "Hamam" (łaźnia) i jaskinię Panagia Galousa.
Trzeba przyznać, że widoki we wszystkich kierunkach są niesamowite i jeśli się przyjrzymy, to w morzu widać pozostałości starych ścian portowych tuż pod powierzchnią wody. Łączna powierzchnia zamku wynosi 200.000 metrów kwadratowych. Co ciekawe, raczej nie trafimy na wycieczki z przewodnikiem, ponieważ nie wybierają oni twierdzy jako punktu zainteresowania. Wszelkie informacje przygotowano na tablicach w języku greckim i angielskim, dlatego możemy się dużo dowiedzieć z historii twierdzy. Ważne jest, że teren w obrębie murów zamku jest bardzo nierówny i kamienisty, dlatego lepiej założyć buty z twardszą podeszwą. Wiele schodów nie ma poręczy, a parapety często nie trzymają się murów. Lepiej pilnujmy dzieci, żeby czasem nie próbowały wchodzić na kamienne parapety. Wstęp na zamek kosztował zaledwie 3 EUR. Samo miasto Mitylena nie zachwyciło mnie w ogóle, ponieważ w wielu miejscach panował zbyt duży ruch samochodowy, a ulice są w ogóle nie przystosowane do współczesnego obciążenia, a w szczególności do ciężarówek. Jest zbyt ciasno i przez to głośno oraz nerwowo. Zgiełk w zwykłej części miasta nie jest przyjemny. Zabudowę tworzą głównie jednopiętrowe domy o kwadratowym kształcie. Jedyną ciekawszą plażą w mieście jest Tsamakia, która znajduje się tuż za zielonym parkiem. To duże skupisko drzew skutecznie odizolowuje nas od miasta. Plaża jest długa, ale wąska i kamienisto-żwirowa. Jak dla mnie, nie jest to dobre miejsce na wypoczynek, gdyż w sezonie, może pojawić się tu zbyt wielu ludzi. Lepiej więc wybrać sobie inną miejscowość jako miejsce do zakwaterowania. Jednak jest jeszcze coś w Mitylenie, co może zachwycić. Oprócz lokalnych marin (przystani) wybudowano również port główny. Przybijają tu statki z całego świata oraz wielkie liniowce. Będąc cały dzień w mieście i na zamku z pewnością zobaczymy kontenerowce, drobnicowce czy ogromne statki-miasta, które przybijają do tego portu.
9. GORĄCE ŹRÓDŁA
Na Lesbos nie brakuje gorących źródeł, ale tylko dwa miejsca są szczególnie polecane. Nie nastawiajmy się, że tutejsze ośrodki będą przygotowane z wielkim rozmachem, ale może to i dobrze, ponieważ wielkomiejski szum mamy na co dzień. Jedno z nich znajduje się przy brzegu morza w Eftalou (4km na wschód od miasta Molyvos), a drugie przy głównej drodze Mitylena-Kalloni nad zatoką Geri (Gieri). Najbliżej tego miejsca znajduje się wieś Lapiados. Do Mityleny mamy stąd 7 km. Pierwsze z nich przypomina norweską chatę na dalekiej północy, wybudowaną na kamienistej plaży, a drugi ma podobny charakter, tyle że posiada dodatkową infrastrukturę SPA. W Eftalou gorące źródła są zadaszone i za wstęp zapłacimy 4 EUR. Możemy się kąpać w przygotowanych niewielkich „sadzawkach”. Drugi obiekt jest nieco ciekawszy, ponieważ też mamy do dyspozycji zamknięte pomieszczenia z małymi sadzawkami, gdzie możemy poczuć działanie wód o właściwościach leczniczych. Zaletą tego miejsca jest totalne odludzie i przede wszystkim dość duży wybór małych sadzawek, dzięki czemu nie trafimy na tłumy. Zresztą komu będzie chciało się kąpać w 40’C wodach w środku upalnego lata? Polecam odwiedzić jedno z takich miejsc w ramach ciekawostki, lub kiedy zdarzy nam się dzień zepsutej pogody.
10. SKALA KALLONI, VATERA I PLOMARI
Po Mitylenie, to trzy główne ośrodki turystyczne nastawione na sporty wodne z bardzo długimi, piaszczystymi plażami. We wszystkich trzech miejscowościach mamy podobne możliwości. Możemy opalać się na szerokich i długich plażach, pływać w czystym morzu oraz skorzystać z wypożyczalni sprzętów wodnych (za wyjątkiem wioski Vatera). Nie trudno o wietrzną pogodę nad brzegiem morza w tych wioskach, dlatego miłośnicy windsurfingu i żaglówek z pewnością znajdą miejsce dla siebie. Wszystkie miejscowości wybudowano w podobnym stylu, dlatego tak, jak już wcześniej powiedziałem – jeśli widziałeś jedną wioskę, widziałeś wszystkie, z tą tylko różnicą, że zmienia się dla nich tło i krajobraz. Vatera jest wąską, ale długą wioską, gdzie nie ma nawet głównego deptaka i hoteli. Znajdziemy tylko pojedyncze obiekty noclegowe oraz mnóstwo podobnie wyglądających domów skupionych wzdłuż krótkich uliczek. Pomimo sporej ilości domów, nie tworzą one zwartej zabudowy. Raczej widzimy wioskę jako „rozrzuconą” na zielonej ziemi. Ponad miejscowością widzimy zielone pofalowania terenu porośnięte niskimi krzewami.
Skala Kalloni jest odmienną wioską, ponieważ poza głównym centrum znajdziemy kilka większych hoteli oraz szeroką, piaszczystą plażę, a po przeciwnej stronie marinę, czyli przystań. Skala Kalloni jest ciekawą miejscowością ze względu na zabudowę. Centrum stanowi bardzo zwarta zabudowa małych domów. Możemy pospacerować wąskimi uliczkami o greckim charakterze. Na wysokości mariny widzimy mały skwer oraz rondo go zdobiące. Ciekawe jest to, że zwarta zabudowa kończy się równą linią, za którą rozpoczynają się totalne nieużytki w promieniu około 200 m. Dopiero za pustkowiem znajdziemy hotele i niewielkie skupiska domków... Pod tym względem Skala Kalloni jest nieco dziwne…
Plomari to już praktycznie mekka turystów na Lesbos. Ta wioska raczej przypomina małe miasteczko, które ma dwa centra i dwie starówki z typowo greckimi uliczkami. Gdybym miał możliwość wyboru z wymienionych trzech miejscowości, jako cel wycieczki na pewno wybrałbym Plomari, ponieważ wszystkie domy mają czerwone dachy, więc kiedy popatrzymy na miejscowość z góry, zrobi na nas pozytywne i wielkie wrażenie! Będziemy myśleli, że dwie wioski dosłownie „zlały się” ze sobą i są połączone dwoma centrami ze sobą. Tutaj nie brakuje dosłownie niczego. Oprócz standardowego wylegiwania się na plaży, czy pływania w morzu, możemy uprawiać wszystkie sporty wodne pod każdą postacią oraz nawet mamy możliwość wypożyczenia łodzi w marinie. Plomari nie wybrałbym jednak jako miejsca mojego zakwaterowania, ponieważ przy codziennym zgiełku raczej nie wypoczniemy. Dość duża liczba turystów w lecie powoduje, że plaże są prawie zapełnione. Miejscowość na tle pofalowanego i górzystego terenu wygląda bardzo pięknie!
PODSUMOWANIE
Lesbos jest piękną wyspą, szczególnie zachwyci ciszą, pięknymi górskimi krajobrazami i bogatą historią, którą trzeba wydobyć, będąc w każdym miejscu. Chociaż nie ma tu białych, piaszczystych plaż, to można wypocząć tak samo, jak na innych greckich wyspach. Mi najbardziej podobały się widoki na wioski z czerwonymi dachami na tle zielonych gór. Pod tym względem Lesbos jest wyjątkową wyspą.
Super materiał o wyspie!
OdpowiedzUsuńNiestety w necie mało jest informacji na temat Lesbos. Cała masa przydatnych informacji, które pomogły o wyborze wakacji na sezon 2019 :)
Cieszę się, że mogłem pomóc! :)
UsuńREWELACJA!!! Dziękuję za super relację, za tydzień napewno skorzystam z Twoich opisów.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłem pomóc. Życzę udanych wakacji.
UsuńDziękuję za pomoc. Właśnie jesteśmy na Lesbos i zamierzamy skorzystać z informacji z powyższego wpisu. Mamy jeszcze pytanie o lotnisko czy istnieje tam jakakolwiek strefa bezcłowa czy lepiej zrobić zakupy lokalnie w marketach???
OdpowiedzUsuńWitam,
UsuńDopiero teraz wróciłem z wakacji, więc odpisuję. Lesbos ma bardzo małe lotnisko i jak na każdym lotnisku jest znacznie drożej. Zdecydowanie polecam kupowanie w lokalnych sklepach na wyspie, bo mają swój klimat i przede wszystkim spokój. Produkty są naprawdę lokalne i prawdziwe. Lotniskowe sklepy to komercja i sztucznie podwyższone ceny oraz produkty niekoniecznie miejscowe.
Bardzo ciekawy opis - na pewno się przyda, ponieważ za 2 dni wybieramy się na wyspę.
OdpowiedzUsuńDo @sim: jeszcze nie widziałem "strefy bezcłowej", gdzie warto byłoby zrobić zakupy. Proponuję lokalnie, raczej w większych marketach, a nie tych nastawionych na turystów. Ewentualnie wszelkie bazary i targowiska. Tam można kupić prawdziwe perełki. :)
Mnie tam bardziej chodzi o "uzupelnienie" bagażu. Bezcłowa na stanstead i Barcelona el prat polecam
UsuńTu nie ma bazarow i targowisk. To nie jest "typowa" grecka wyspa. Minął tydzień naszej przygody i to właśnie widzimy. Jest pięknie ale nie można tego porównać z innymi.
UsuńZgadza się. Odpowiedź napisałem do posta wyżej od autora SIM.
UsuńW Anaxos będę za 4 dni i mam pytanie czy można płacić w tawernach kartą czy trzeba zaopatrzyć się w gotówkę
OdpowiedzUsuńWitam Cię,
UsuńNa wyspach greckich lepiej mieć gotówkę, ponieważ Grecy są przyzwyczajeni do gotówki po kryzysie w 2015 roku, kiedy mogli wypłacać tylko 60 EUR na dzień, a zagraniczni turyści bez ograniczeń. Z tego powodu wolą gotówkę. Anaxos to bardzo mała wioska, gdzie tawerny są prowadzone na świeżym powietrzu. Nie widziałem u nich terminali. Wszyscy płacili gotówką. W większej miejscowości odległej o 4km - Petrze - są miejsca, gdzie można płacić kartą, ale nie jest to zdecydowanie główna forma płatności. Grecy mają swoje przyzwyczajenia.
Pozwolę się nie zgodzić w anaxos w każdej tawernie i sklepie można płacić kartą i nie ma z tym najmniejszego problemu. Tylko rezydent wymagał od nas gotówki 😀 bankomat jest w miejscowości obok w Petrze to spacerek na ok. 2 km. Można też zaraz po przylocie skorzystać z bankomatu na lotnisku
UsuńMusiało się zmienić. Jak ja byłem wszyscy płacili gotówką. Dobrze mieć uaktualnione informacje.
UsuńPotwierdzam,
UsuńW znacznej większości lokali można już płacić kartą - informacja z pierwszej ręki od pani Ireny, która wróciła z Lesbos kilka dni temu.
Wspaniały materiał o wyspie. Piękna opowieść i niezwykle interesująca. W obecnej chwili jestem na Lesbos przez 2 miesiące. Przeczytałem bardzo uważnie cały tekst prowadząc zarazem notatki do przyszłego poznania wyspy. Super materiał i świetnie przedstawiony. Jeszcze raz dziękuję.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłem pomóc :)
UsuńWitam
OdpowiedzUsuńZgadzam się... fantastyczny opis i na pewno się przyda. My wyruszamy w przyszłym tygodniu :-)
Czy ktoś może wynajmował samochód w Anaxos? Jakie są koszty wynajmu?
Dziękuję i pozdrawiam
Ala
W Anaxos są dwie wypożyczalnie: Billy's Rent a car i Costals Rent a car. Obie wypożyczalnie proponują samochody w cenach 18,50 EUR do 34,50 EUR za dzień w zależności od typu samochodu. Na Lesbos trzeba czytać umowę ubezpieczenia, ponieważ pełne ubezpieczenie trzeba zaznaczyć jako dodatek. W umowie może być zapisany udział własny do 600 EUR.
UsuńWITAM Jestesmy z mezem w Anaxos i chcemy jutro pozyczyc auto . Nie rozumiem o co chodzi z ubezpieczeniem i udzialem wlasnym ? Bede wdzieczna za odpowiedz
OdpowiedzUsuńWitam,
UsuńUbezpieczenie z udziałem własnym oznacza, że w razie wystąpienia szkody, kwotę, która jest napisana w umowie pokrywamy my. Jeśli jest zapisane 200 EUR, a zrobimy szkodę na 1400 EUR, to my płacimy 200 EUR, a resztę ubezpieczenia.
Właśnie wróciłem z Lesbos i jest to chyba z bardziej urokliwych wysp całej Grecji. Byłem głównie po to żeby testować nowy latawiec do kite'a z https://www.surfshop.pl/, który kupiłem na zimowych wyprzedażach. Udało mi się też trochę pozwiedzać tę cudowną wyspę i co do jednego muszę się zgodzić. Kotów mają tam tysiące, ale psów w zasadzie nie widziałem :)
OdpowiedzUsuńMi też się wyspa podobała, w szczególności za jej ciszę i spokój oraz za pewnego rodzaju odludzie. Czułem, że odpoczywam psychicznie. Jak ja byłem na wyspie, to o kite nie było mowy. Morze było zupełnie spokojne i płaskie - bez wiatru.
UsuńPrzeczytałam jednym tchem i BARDZO mi się podobało. Schowałam stronę do 'Zakładek', bo 25 września lecę do Anaxos i będę wykorzystywać te wiadomości.
OdpowiedzUsuńBrakuje mi podania odległości (np. z Anaxos do Petry) i wiadomości komunikacyjnych (autobusy, busy, cena biletu czy przejazdu), bo będę sama zwiedzać wyspę.
Witam Cię,
UsuńIdąc główną drogą z centrum Petry do centrum Anaxos, będziemy mieli do przejścia 2,7km, więc jest bardzo blisko. Jeśli chodzi o autobusy, to we wrześniu panował tam zupełny spokój, ale autobusy jeździły według rozkładu jazdy maksymalnie do 10min opóźnione. Na Lesbos niestety nie ma dobrej siatki komunikacyjnej, stąd do pięknych miejsc w górach nie dojedziemy autobusem. Autobusem raczej uda nam się pokonać jedynie główne trasy, jak od stolicy wyspy do Petry. Ceny biletów nie są straszne, bo w zależności od dystansu, zapłacimy od 2 do 4 EUR.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńBędę chciała dotrzeć z Anaxos do Petry, by załapać się rano na rejs i dlatego pytałam wyżej.
Majka
Nawet, jeśli nie byłoby żadnego transportu, to wędrówka z Anaxos do Petry będzie bardzo ciekawa, ponieważ droga prowadzi przez piękną części tej miejscowości. Jeśli myśli Pani o karaibskim rejsie, to warto uważać na jeżowce, których jest mnóstwo, no i sam rejs jest za długi, bo trwa aż 2,5h w jedną stronę. Z drugiej strony przeżycia są bardzo piękne. Życzę udanych wakacji.
UsuńPozdrawiam serdecznie,
Michał
25go września meldujemy się w Anaxos. Pytanie o Skamieniały Las - czy jest tam jakaś opłata za wejście? Obszar jest duży jak przeczytałam, czy to co pokazałeś to jakiś konkretny teren czy całość? Czy przez Las można dojść do jakiejś uroczej plaży, gdzie po zwiedzaniu można pełen relaks zażyć? A jak wygląda kwestia wejściówek w innych przedstawionych miejscach? Free, płatne? No i czy możesz polecić jakąś plażę do snurkowania z maską i rurką?
OdpowiedzUsuńWitam,
UsuńZa wejście do skamieniałego lasu jest opłata, bo wchodzimy również na teren bardzo ciekawego muzeum. Tak dobrze pamiętam, to było chyba 6 EUR. Nawet na oficjalnej stronie tego muzeum nie ma informacji o cenie. Ich strona to: http://www.petrifiedforest.gr/. Można włączyć automatyczne tłumaczenie i w sekcji 'odwiedź nas' jest dużo informacji takich, jak: godziny otwarcia, co tam można zobaczyć i jakie zgromadzono tam eksponaty. Obszar jest dość duży, ale szybko można go przejść. Jedni wyobrażają sobie wielki, nieprzebyty las, a inni patrzą trzeźwo na sytuację. Cały teren muzeum to obiekt muzeum z kilkoma salami i bardzo ciekawymi eksponatami oraz otwarty teren z wystającymi pniami z ziemi w całości ogrodzony. Oceniłbym go na około 100x70 m. To, co pokazałem, to jest całość. Zrobiłem zdjęcia prawie każdemu skamieniałemu drzewu, które wydawało mi się ciekawsze. Jeśli chodzi o plaże na Lesbos, to tam naprawdę ciężko o piękne plaże. Raczej bym się nie nastawiał na coś uroczego po zwiedzeniu skamieniałego lasu. Wioska składa się z kilku domków i wszędzie mamy dużo kamieni. Plaże są mocno kamieniste, a wody choć krystalicznie czyste w wielu miejscach, to z powodu braku piasku, morze ma raczej kolor stalowo-szary przy brzegu. Bardzo mało jest piaszczystych plaż, a te które są - opisałem powyżej. Klasztor w Petrze na skale jest bezpłatny. Chodziliśmy tam regularnie w ramach relaksu, popatrzeć na okolicę z wysokości (a jest pięknie!). Molyvos - twierdza 2 EUR, "pociąg" z Petry do Molyvos 6 EUR w obie strony, 3,5 EUR w jedną stronę. Karaibski Rejs z tego, co pamiętam kosztował 50 EUR. Według mnie, to bardzo ładne miejsce, ale bardzo długo się płynie w hałasie (2,5h w jedną stronę). Klasztor w Limonos, to koszt tylko 3 EUR. Nawet, jeśli nie znamy cen wstępu na inne atrakcje, to nie spodziewajmy się wysokich cen. Ja sam nie dowierzałem, gdy do muzeum chcieli tylko 3 EUR, a na zamek w Molyvos tylko 2 EUR. Zamek w Mitylenie, to koszt 4 EUR.
podobno z Pedi można się dostać na Greckie Karaiby niedrogą 10-osobową szybką łodzią motorową ,,TOKMAKIA EXPRESS" która dopływa do samej plaży,
OdpowiedzUsuńNie słyszałem o tej opcji. Hotel miałem w Petrze, więc nie miałem jak tego sprawdzić. Z pewnością byłaby to lepsza opcja, bo rejs byłby znacznie krótszy. Z drugiej strony w internecie znajduję tylko informację o rejsie z Petry (9.30) i Molyvos (10.00). Może jest taka opcja - z chęcią dowiem się coś więcej.
UsuńPonieważ jadę 18 września do Clary na 2 tygodnie czytam opinie osób które były już w clarze i Pan z Sosnowca zamieścił taki wpis;
OdpowiedzUsuńZ miejscowości Pedi popłynąłem dwukrotnie na wyspy Tomaronisia Islands ( TOKMAKIA ) zwane Greckimi Karaibami ( cudowne ! ) niedrogą 10-osobową szybką łodzią motorową ,,TOKMAKIA EXPRESS" która dopływa do samej plaży, coś wspaniałego... I tu przestroga: za drugim razem tuż przed wypłynięciem na pokładzie pojawiła się Grecka policja skarbowa i zażądała okazanie biletów na rejs (mieliśmy takowe, ufff...)
stąd wiem że można jeszcze tak dojechać tzn podpłynąć na te Karaiby.Wpis jest z sierpnia tego roku; tylko trzeba wynająć samochód żeby dojechać do Pedi
Ciekawa informacja! Dziękuję! Co do tej kontroli to jest rzecz normalna, ponieważ od 2018 roku rząd wprowadził masowe kontrole armatorów oferujących wycieczki, ponieważ w dużej części nie odprowadzali podatków, co w dobie kryzysu Grecji bardzo bolało ich rząd. Nawet gdybyście nie mieli biletów, to najpierw problem miałby organizator tej wycieczki, bo w jego interesie jest wydawanie biletów i odprowadzanie podatków. Dzisiaj ta sama policja stosuje nawet... drony i jest na to przyzwolenie. Obserwują, w jaki sposób pasażerowie wchodzą na pokład. Czy są drukowane rachunki, czy są sprzedawane bilety, itp. Jeśli nic takiego nie zauważą, to robią kontrolę. Z takimi kontrolami trzeba liczyć się coraz częściej.
Usuńja mam jeszcze pytanie do Pana; czy na tą kolejkę ktora jedzie do Molyvos można wsiąść w Avlaki / hotel Clara/ czy trzeba iść do centrum Petry?
OdpowiedzUsuńCała trasa pociągu jest dostępna tutaj: https://villagetrain.gr/about/
UsuńPociąg zaczyna trasę w centrum Petry. Bilety można kupić tylko przed kursem. Pomimo, że na planach jest oznaczone "coś" na wzór kasy biletowej, to nic takiego nie istnieje. Sam się naszukałem takiej budki, czy czegoś podobnego w okolicach zaznaczonego boiska, które na mapie jest zielone, a w rzeczywistości jest to od dawien dawna wyschnięta i ubita ziemia, na której grają dzieci. Kasa biletowa to nic innego, jak drugi przystanek, czyli następny od centrum Petry i bilety kupujemy bezpośrednio u kierowcy.
W Petrze obowiązkowo polecam lody własnej produkcji firmy Tsalikis, gdzie można usiąść pod parasolem. Do wyboru mamy aż 44 smaki, a wszystkie są po prostu bajecznie dobre. Dlaczego o tym piszę?, bo idąc przez Petrę w końcu natrafiamy na Tsalikis oraz w trakcie jazdy pociągiem również przejeżdżamy już poza Petrą obok drugiego budynku Tsalikis, gdzie można zjeść najlepsze lody limonkowe, jakie kiedykolwiek jadłem.
Usuńbardzo dziękuję za wyczerpującą informację, oczywiście lodów na pewno nie przegapimy.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękujemy za ogrom przydatnej i praktycznej wiedzy o tej mało znanej wyspie
Cieszę się, że mogłem pomóc :)
UsuńDokładnie czegos takiego szukałam. Świetny tekst. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłem pomóc.
UsuńSerdecznie pozdrawiam.
Wielkie dzięki, skorzystamy wkrótce z podpowiedzi, pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuńŻyczę udanych wakacji :)
UsuńSerdecznie pozdrawiam.
Przecudna wyspa. Byłem tam w zeszłym roku testować nowy latawiec do Kitesurfingu z https://www.surfshop.pl/. Warunki bardzo dopisały i pogoda była idealna. W tym roku też chciałem tam polecieć, ale chyba już się to nie uda
OdpowiedzUsuńPowiedzcie mi czy to takiego kitesurfingu potrzebna jest kamizelka ratunkowa ? Bo nie wiem czy ją sprawić. W sumie jakby pomyśleć, to wydaje mi się, że warto mieć takie zabezpieczenie. Ale wolę się dopytać
OdpowiedzUsuńŚwietny, dokładny i prawdziwy opis! Potwierdzam!
OdpowiedzUsuńByłam w Anaxos we wrześniu 2018. Zaliczyłam wszystko, co mogłam, a to tylko w 7 dni - zwiedzanie Petry i te wspaniałe lody , kolejkę do Molyvos, samo Molyvos i zamek, pyszny obiad w tawernie w Anaxos, rejs z wypoczynkiem, lunchem i kąpielami na Wyspie Króliczej, klasztor św. Ignacego, Skala Eressos, muzeum Skamieniały Las i platformę symulującą trzęsienie ziemi, żółwie, wioski na zachodzie wyspy, no i błogie lenistwo z dobrym jedzeniem i kąpielami. To były jedne z najbardziej udanych moich wakacji, ale oprócz walorów wyspy, także przypadkowa ekipa okazała się wspaniała. Żałuję jedynie, że nie zwiedziłam stolicy, bo z okien autobusu wydawała się ciekawa i ładna.
A my wybieramy się w tym roku, w połowie sierpnia z TUI, będziemy w małym hotelu w Molyvos
OdpowiedzUsuńCzy byliście może w hotelu Olive Press? Jeśli tak, to jakie wrażenia? ☺
UsuńWitaj,
UsuńNie byliśmy w tym hotelu, dlatego trudno mi było coś powiedzieć :)
Dziękuję za odpowiedź, my wybieramy się do tego hotelu w przyszłym roku, stąd moje pytanie☺ A cała opowieść o Lesbos fantastyczna, pomogła zaplanować nam kolejne wakacje!
UsuńChyba najlepszy opis jaki do tej pory spotkałem. Dziękuje. Na pewno skorzystam bo to jak przewodnik i to naprawde fajnie i szczegółowo opisany. Też wybieramy sie na poczatku sierpnia do małego hotelu w Molyvos i mam wielka nadzieje że wyspa też nam się nam spodoba.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę wyspę.Jest ważne, aby podkreślić, że to nie jest miejsce dla początkujących grekofili. .Ja znalazłam tam cząstkę siebie. A pani z niebieskiej kolejki nie powala gościnnością, wręcz jest niemiła. A opis bardzo pomocny. Miałam za przewodnik. Dziękuję i polecam.
OdpowiedzUsuńTo pełna racja. Lesbos to wyspa dla osób, które już posmakowały innych greckich wysp i wiedzą po co tu przyjeżdżają. Lesbos na pewno zachwyca spokojem i pięknym klimatem.
UsuńTo najciekawszy i najszerszy opis nt. Lesbos, jaki znalazłam. Będę tam w czerwcu, trudno było mi dotrzeć do niektórych informacji. Innych do tej pory nie znalazłam. Będę mieszkać na obrzeżach Mityleny, blisko Uniwersytetu Egejskiego, bo tam będę gościć przez tydzień. "Za żadne skarby" nie idzie okiełznać komunikacji w tym rejonie. Może wiesz Autorze, czy po Mitylenie jeżdżą autobusy miejskie i czy dojadę nimi z południowej części miasta do portu na przykład? Znalazłam jakiś rozkład w necie, ale po Grecku oczywiście, a gdy napisałam do przewoźnika, to wysłał mi ten sam rozkład :) Może akurat wiesz i pomożesz :)
OdpowiedzUsuńMam też pytanie o drogi, planuję wynająć auto na 2 - 3 dni i pojeździć po wyspie. Jednak troszkę mnie wystraszyłeś, czy to prawda, że kierowcę w wypożyczonym aucie poznaje się po tym, że ma trwogę w oczach?
Poza tym dziękuję za ten artykuł, życiowy. rzeczywisty i bardzo pomocny :)
Witaj,
UsuńI ja miałem problem z ogarnięciem komunikacji, bo tam najczęściej brakowało tabliczek lub było mocno nieczytelne. W każdym razie jeździły tam autobusy Ktel, które obsługiwały główne miejscowości, ale tak dokładnie nie sprawdzałem, czy docierają do portu. Nawet jeśli są w języku greckim te rozkłady, polecam użyć prostej aplikacji Tłumacz Google na telefon, dzięki czemu wciskając opcję "aparat" można tłumaczyć ze zdjęcia dosłownie wszystko :). A czy kierowcy w wypożyczonym samochodzie mają trwogę? Raczej nie znają zwyczaju trąbieni przez ostrymi zakrętami, przez co w ciasnych miejscach mogą być przyczyną zatoru. W każdym razie jest tam sporo krętych dróg.
Wypowiem się co do samochodu. Przebywaliśmy na Lesbos w 2019 wynajęliśmy auto na 3 dni i to były najlepsze 3 dni na wyspie :) Drogi gdzie niegdzie wprawdzie są wąskie, czasem brakuje logiki ale nie ma dramatu i trwogi w oczach
OdpowiedzUsuń