Tego
dnia nie nastawialiśmy się na wysokie góry. Raczej czuliśmy nostalgię z powodu
końca naszego wyjazdu. Chcieliśmy zobaczyć jeszcze coś pięknego, ale
zajmującego sporo czasu, aż do późnego popołudnia. Prognozy na dziś wskazywały,
że od godziny 14.00 możemy spodziewać się burz oraz większego opadu. Zaproponowałem,
abyśmy wszyscy razem wyszli na Zagaro Pass, ponieważ będą tam przecudnej urody
widoki, a także mieliśmy mieć lepszą pogodę niż ostatnio. Każdemu spodobał się
pomysł, ponieważ nie musieliśmy iść w wysokie góry, a widoki zachwycały na
każdym kroku. Dla Damiana był to zupełnie nowy szlak, stąd miał okazję zobaczyć
coś innego. Wstaliśmy około godziny 8.30. Niespiesznym krokiem przygotowaliśmy
wszystko potrzebne do wyjścia na trasę. Jednak tym razem nie rozrabialiśmy
izotoników, a wzięliśmy je ze sobą w postaci proszku. W planach miałem, aby
nabrać zimnej wody górskiej z jednego z licznych potoków. Pomyślałem, że
idealnym miejscem będzie podwójny, niski wodospad, ponieważ jest położony wystarczająco
wysoko, brak w nim zanieczyszczeń oraz woda jest krystalicznie czysta. Podczas
upału taki orzeźwiający izotonik zdecydowanie byłby lepszy niż gdybyśmy zabrali
gotowe napoje z pokoju. Około godziny 10.00 przyszedł do nas gospodarz.
Pożegnał się z nami, ponieważ już wyjeżdżał do Tbilisi ze swoją córką. Ten
moment musiał kiedyś nadejść. Uścisnęliśmy się z nim – każdy po kolei. Dodał
tylko, że jego brat zawiezie nas do Kutaisi, stąd nie mamy powodów do obaw. Zrobiło
się nostalgicznie, ponieważ pewien etap naszego wyjazdu właśnie dobiegł końca… Od
razu czuliśmy pustkę, bo nie było tego, który tyle rozmawiał i śmiał się z
nami.
Zanim wyruszyliśmy w góry, poszliśmy jeszcze do kawiarni po buty położone przy piecu.
Zdążyły dobrze wyschnąć. Siostra gospodarza powiedziała, że jak pojedziemy, to
będzie pusto bez nas. Pomimo zaledwie dziewięciu dni spędzonych w Ushguli w
pewnym sensie zżyliśmy się z tymi ludźmi. Bardzo podobał nam się klimat
Swanetii, ale przede wszystkim cisza, spokój oraz niesamowita przyroda i
zwierzęta żyjące na wolności. Nie mieliśmy przecież obaw, że luźno chodzące po
wiosce i po zboczach górskich konie, byki, krowy i psy mogą coś nam zrobić. Krowy
szły za człowiekiem, psy chciały coś zjeść i się pogłaskać, a konie wręcz
lizały, kiedy wyszedłeś na trasę jako pierwszy. To wszystko głęboko zapadało w
naszej pamięci. Patrząc na prognozy widzieliśmy, że pogoda nie ulega zmianom i
na dodatek chmury potwierdziły mi, że na 100% przynajmniej będzie deszcz, a
burza jest jako opcja. Mówią o tym chmury stratocumulus castellanus. Kiedy je
widzisz wiedz, że na 100% będzie intensywny opad, a kto wie, czy na dodatek nie
powstanie burza… Mając tę wiedzę, postanowiliśmy wyruszyć, ażeby skorzystać ze
słońca i ostatnich pięknych, górskich widoków. Z kawiarni wyszliśmy około
godziny 10.45. Omawiane chmury powstawały gdzieś w oddali, gdzieś poniżej
wioski Ushguli, a wszędzie dookoła widniało błękitne, prawie czyste niebo.