piątek, 2 października 2020

Czym jest pasja gór, czyli dlaczego są ludzie, którym nie trzeba tego tłumaczyć i ci, którym tego nigdy nie wytłumaczysz...

 

Zastanawiałeś się czym kierują się ludzie, którzy wyruszają w góry, albo dlaczego wędrujemy po górach i w końcu, dlaczego pasja gór jest tak piękna? Jest mnóstwo osób, które twierdzą, że góry owszem są bardzo piękne, ale to nie dla nich, albo to nie ich pasja. Cały artykuł mógłbym sprowadzić do jednego krótkiego zdania: „ludzi można podzielić na tych, którym nie trzeba tłumaczyć pasji gór i na tych, którym nie da się tego wytłumaczyć”. Tak niegdyś wypowiedział się polski himalaista – Piotr Pustelnik. Tym artykułem chcę trafić do osób, którym teoretycznie „nie da się tego wytłumaczyć” i powiedzieć, co jest pięknego w pasji gór. Najpierw jednak omówię kilka rzeczy, które powodują, że większa część społeczeństwa nie przepada za górami:

1. WYSIŁEK FIZYCZNY
Nie od dziś wiadomo, że czym młodsze pokolenie, tym mniej jest chętne do uprawiania sportu. Pokazują to oficjalne statystyki dotyczące otyłości, chorób cywilizacyjnych oraz czasu, który spędzamy na aktywności fizycznej. Pomimo faktu, że nastała moda na liczenie kalorii, bycia „fit”, katowanie się różnymi dietami, itp., to jednak statystycznie, całościowo, czas, który poświęcamy na aktywność fizyczną systematycznie spada rok do roku, jeśli uwzględnimy dane z całego kraju. Dzisiejszy wielkomiejski tryb życia spowodował, że przez długie lata wyrobiły się w nas pewne nawyki, które są przeciwieństwem działania, aktywności, czy chociażby pozytywnego myślenia. Problemem jest to, że duża część ludzi potrafi mechanicznie odpowiadać „nie mam czasu”, a w rzeczywistości po pracy „ląduje” na kanapie, ogląda seriale i tak naprawdę czas „przelatuje” im pomiędzy palcami. Nie tylko złe nawyki prowadzą do najzwyczajniejszego lenistwa, z którym naprawdę trudno wygrać. Często własny umysł pokonuje nas samych. Wolimy poczuć się komfortowo i nic nie robić, niż coś zrobić, ale będzie się to wiązało z wysiłkiem. Nasz umysł nie lubi niestandardowych sytuacji, ale raczej kieruje cię w stronę czegoś przewidywalnego, gdzie z góry będzie jasny wynik twojego działania, albo po prostu nic nie robienia. Taka postawa zdecydowanie nie pasuje do pasji gór. W tej pasji potrzeba czegoś więcej, dlatego, jeśli prowadzisz podobny styl życia, jaki opisałem powyżej, rozumiem cię, dlaczego nie lubisz gór, lub przynajmniej podobają ci się one, ale nie wyruszasz na szlaki lub nie planujesz swojej własnej wyprawy.

czwartek, 17 września 2020

Jak bardzo zmieniła się turystyka górska w ciągu ostatnich 15 lat?

 

W tym artykule chcę przedstawić przemyślenia na temat moich subiektywnych spostrzeżeń związanych z turystyką, ponieważ minęło niewiele lat, a zmieniło się tak wiele… Co mam na myśli? Fakt, że swoją przygodę z turystyką rozpocząłem w 2006 roku, a widzę jak wielkie zaszły zmiany i to niekoniecznie na dobre… Moim celem nie jest narzekanie, ale raczej wskazanie na pewne wartości, które rządziły „dawniejszą” turystyką, a czymś, co aktualnie kieruje ludźmi w kwestiach podróży. Na początku zastanówmy się nad turystyką górską. Kiedy zaczynałem przygodę z górami w 2006 roku, jeszcze nie wiedziałem, że dobre czasy będą trwały jeszcze tylko około 4-5 lat. Po prostu żyłem chwilą. Nie mając wówczas żadnej wiedzy o nich postanowiłem, że założę klub turystyki górskiej, który zasięgiem obejmowałby całą Polskę, a konkretnie, chciałem, żeby była to organizacja non-profit i bez reklam. Jej celem było zrzeszanie ludzi kochających góry oraz takich, którzy nie mogli znaleźć wspólnego kompana na wyjazdy na swoim „podwórku”. Wiecie co jest ciekawe? Nie mając żadnej wiedzy o górach, moje marzenie spełniło się po upływie połowy roku. Na początku przeczytałem internetowy, 198-stronicowy poradnik o tym, jak tworzyć strony internetowe. Najbardziej rzuciło mi się w oczy pierwsze zdanie: „jeśli nie masz czasu dla innych ludzi, odłóż tą książkę”. Tak – to była święta racja! Kiedy myślisz o założeniu strony w Internecie, musisz wiedzieć, że jej odbiorcą będzie konkretna, nieprzypadkowa grupa ludzi, która będzie czegoś poszukiwać. Żeby przyciągać nowe osoby, trzeba więc tworzyć nowe wartościowe artykuły, zbierać informacje i je aktualizować. To wszystko wymaga nakładu czasu. Moim celem oczywiście było przyciąganie ludzi na stronę, żeby mogli wejść na forum, zarejestrować się i zacząć umawiać się na spotkania górskie.

Założenie udało się wypełnić już po upływie połowy roku, ponieważ od maja 2007 rozpocząłem organizację pierwszych wyjazdów, a sam dalej szkoliłem się w kwestii gór, żeby tworzyć wartościowe artykuły. Oczywiście nie były one bezbłędne, ale przynajmniej miałem wielki zapał, żeby działać. Za niedługo przystąpiłem do opisywania szlaków polskich Tatr i Beskidów. Dzięki temu wyraźnie zwiększyła się ilość ludzi chcących dołączyć do naszej organizacji, ponieważ na stronie mogli znaleźć to, czego poszukiwali – szczegółowych opisów ze zdjęciami. Do tego zadania podchodziłem odmiennie niż wszyscy, ponieważ przewodniki na ogół są pisane bardzo „sucho”, czyli jest w nich dużo ogólników i brak szczegółów. Ja chciałem wypełnić tę niszę, dlatego postarałem się o przejście wszystkich szlaków z zeszytem w ręku, gdzie odnotowywałem każdy większy kamień, liczyłem każde przęsła z łańcuchami, opisywałem, jak trzeba się złapać danego ułatwienia, żeby było wygodnie i bezpiecznie, oraz wspominałem o tym, gdzie pociągnięcie łańcucha u dołu może spowodować odrzucenie osoby na skały. Skoncentrowałem się również na ciekawych głazach na popularnych szlakach, drzewach obrastających okrągłe skały, czy też dobierałem odpowiednie pory, żeby światło słoneczne idealnie padało na rozproszone kropelki wody z danego wodospadu. To wszystko miało za zadanie wypełnić lukę w przewodnikach. Zdawałem sobie sprawę, że wielu osobom po prostu podobne informacje nie będą potrzebne, ale z drugiej strony nie chciałem pisać o czymś, czego w sieci można znaleźć „na pęczki”. Internet, podobnie jak muzyka, daje wspaniałe możliwości, ponieważ pomimo wielu stron na podobny temat, zawsze można stworzyć coś nowego lub uzupełnić istniejące informacje o coś nowego. To był mój główny cel.

piątek, 24 lipca 2020

Aletschhorn 4195 m n.p.m.

Bettmersee  Aletschhorn

Prawie co roku udaje mi się pojechać w Alpy na przełomie czerwca i lipca. Tak samo chciałem zrobić w tym roku. Pomimo, że był już 20 czerwca, to nadal nie miałem żadnych planów, ani nawet nie wiedziałem, czy w ogóle gdziekolwiek pojadę. Największym problemem okazała się tak zwana pandemia COVID-19, która nie pozwalała niczego zaplanować z góry. Międzynarodowe loty uruchomione zostały dopiero od 15 lipca, ale w bardzo ograniczonym zakresie, a możliwość swobodnego przekraczania granic przywrócono dopiero 15 czerwca. 17 czerwca pojechały pierwsze autokary do Szwajcarii, dlatego pomału zaczął mi się rysować plan wyjazdu w Alpy szwajcarskie. Nie wiedziałem jeszcze, czy będą to Alpy Walijskie, czy może Berneńskie. W Alpach Walijskich byłem już wiele razy, dlatego teraz koniecznie chciałem odwiedzić coś nowego. Długo czytałem książki na temat czterotysięczników alpejskich i ostatecznie wybrałem Aletschhorn 4195 m n.p.m. Wejście na szczyt podobno smakuje podwójnie, ponieważ od wieków człowiek w nią nie ingeruje, wszystko jest dzikie, a trasa dojściowa jest bardzo długa. Trzeba mieć dobrą kondycję, żeby myśleć o Aletschhorn. Trasa jest wyjątkowa i piękna, a trzy nadane przez mnie nazwy opisujące całą trasę dość dużo mówią o jej charakterze. Droga prowadząca do stóp Aletschhorn otrzymała ode mnie następujące nazwy: „Mielenie Guana”, „Nie dla Amatorów Kwaśnych Jabłek” i „Droga Lejów”.

Na dwa dni przed wyjazdem, który zaplanowaliśmy na 3 lipca, w piątek, tuż po pracy, kupiłem bilety dla naszej trójki w firmie Sindbad, ponieważ nie mieliśmy samochodu do dyspozycji, na którym moglibyśmy polegać. W końcu dwa lata temu, prawie u celu, wysoko w górach szwajcarskich, zepsuł się nam bardzo poważnie samochód i musiał być ściągany do Polski lawetą. Teraz nie chcieliśmy mieć podobnych atrakcji. Po około 21-godzinnej podróży autokarem, przyjechaliśmy do Berna, do Car Terminal Neufeld. Tak naprawdę jest to kawałek ziemi przy autostradzie, dzięki czemu nie trzeba wjeżdżać do centrum miasta i stać w korkach. Na szczęście z terminala samochodowego kursuje co 10 min trolejbus o numerze 11, którym w 7 min zajedziemy do centrum miasta. Płaciliśmy 2,60 CHF. Bilety można kupić w automacie, które znajdują się na każdym przystanku. Wysiadamy na ostatnim przystanku, gdzie znajduje się główny dworzec kolejowy Bern Hbf (skrót Hbf oznacza główny dworzec kolejowy). Od dawna wiem, że podróże koleją w Szwajcarii są bardzo drogie, ale nie mieliśmy wyjścia. Bilet do naszej wioski Betten Talstation kosztował po 60 CHF/osobę. Niecałe półtora godziny jazdy, a cena taka wysoka… U nas za te same pieniądze pojechałbym z Katowic do Gdańska i z Gdańska do Katowic, dopłacając jedynie 50 zł… Od razu pomyślałem, że w tym kraju zarabia się w złotówkach a płaci we frankach… Po prostu straszne. Nie bez powodu szwajcarskie Alpy zawsze traktuję budżetowo, żeby zobaczyć piękny kraj, ale nie przepłacać ciężko zarobionych pieniędzy. Co mam na myśli? Przede wszystkich drrrrogie hotele (ilość literek „r” proporcjonalnie do drożyzny w tym kraju), gdzie w Betten Talstation jedna noc kosztuje od 800 zł wzwyż, a standardem jest 1000 zł. Chociaż mam środki na wyprawy, to jednak szanuję pieniądze i takiej kwoty nie mam zamiaru wydawać za jedną noc. W Szwajcarii od 10-ciu lat śpię w namiotach, głównie ze względu na elastyczność na wybranych trasach, oraz na przeżycia, których z poziomu hotelu nie doświadczymy.

niedziela, 21 czerwca 2020

Wakacje nad Morzem Bałtyckim, Hel - czy warto pojechać?

 

Co roku wyjeżdżałem gdzieś za granicę na dwutygodniowy urlop, żeby zobaczyć coś pięknego i ciekawego. W Polsce przeszedłem wszystkie główne i większe pasma górskie, dlatego uważałem, że to, co chciałem zobaczyć, to już zobaczyłem. Z pewnością wakacje nad Morzem Bałtyckim od zawsze były u mnie na ostatnim miejscu ze wszystkich możliwych pomysłów. Od zawsze powtarzałem, że nad Bałtykiem brakuje pogody, morze jest zimne, brudne, plaże przeludnione, jest drogo, trzeba swoje odstać w korkach, no i w iperycie kąpać się nie będę (o iperycie będzie nieco później). Dodatkowo powtarzałem, że za swoje pieniądze nigdy tam nie pojadę. Ale czy naprawdę jest aż tak tragicznie nad polskim morzem? Jako, że w roku 2020 mamy ograniczenia z powodu wirusa SARS-Cov-2, możliwość wyjazdu zagranicznego została ograniczona praktycznie do zera. Jeśli nawet przywrócono wyjazdy do Grecji, czy Włoch, to do wyboru mamy jedynie wybrane główne miasta, a przejazd z miasta do miasta mnie w ogóle nie interesuje. Moim celem są piękne pod względem przyrodniczym wyspy oferujące niepowtarzalne widoki i plaże. Lubię aktywnie spędzać wakacje, dlatego od lat stawiam na jednakowe warunki. Ze względu na ograniczenia pozostało więc tylko polskie morze. Jako, że sytuacja wręcz narzuciła jedyny wybór, powiedziałem sobie, że teraz jest najlepsza okazja, żeby sprawdzić jak się naprawdę rzeczy mają i czy wszystko, co wcześniej wymieniłem, będzie miało miejsce. Wybraliśmy Hel, jako że ponoć to miejsce jest ciekawe, można aktywnie spędzić czas, no i pod względem widokowym można dość dużo zobaczyć. Byłem nastawiony na TAK, dlatego koniecznie chciałem sprawdzić jak nad Bałtykiem jest naprawdę.

sobota, 30 maja 2020

"Nie mam czasu" - czy twój umysł nie przeszedł w tryb uśpienia?

nie mam czasu pułapki naszego umysłu

Jeszcze zanim dotarł do nas koronawirus, z powodu którego zatrzymane zostały prawie wszystkie gospodarki świata na jakiś czas, ludzie mieszkający w bogatszych krajach lub rozwijających się, ciągle nie mieli na nic czasu. Po całym tym szaleństwie związanym z wirusem ponownie wszędzie dookoła słyszymy 'nie mam czasu'. Ten artykuł będzie o docenianiu prostych rzeczy, które mamy na co dzień, ale z powodu wszędobylskiej gonitwy (no właśnie za czym?), nie potrafimy zwracać na nie uwagi. Koronawirus szybko zweryfikował wartość tego, czym zajmowaliśmy się dotychczas. Jeszcze w roku 2019 głównymi tematami były nowe smartfony, moda na „eko”, perfumy, markowe ubrania, moda na zdrową żywość i zdrowy styl życia, czy też gonitwa za karierą. Z drugiej strony staliśmy się bardziej zestresowani i zagonieni, a w społeczeństwie nastała pewnego rodzaju znieczulica, rozpoczynając od zwykłego zdarzenia na ulicy, gdzie większość nie potrafi już właściwie zareagować, a kończąc na lekarzach, dla których zdrowie drugiego człowieka nie jest ważne, pomimo składanej przysięgi Hipokratesa. Oczywiście nie możemy powiedzieć tak o wszystkich ludziach i lekarzach, ale zjawisko z pewnością przybiera na sile i tutaj trudno podważyć wspomniane stwierdzenie. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje, gdy ktoś leży nieprzytomny na chodniku, jak reaguje tłum. Większość przejdzie obojętnie, ponieważ zawsze coś ma zaplanowane i taka nieprzewidziana sytuacja wybija ich z planu i przyzwyczajeń, które są budowane przez lata na podstawie powtarzających się czynności lub sytuacji. Między innymi, codzienne wyjście do pracy powoduje, że czujemy się w pewnym sensie komfortowo, bo wiemy, że jutro też tak będzie, i pojutrze też. Stąd nieprzewidziana sytuacja na ulicy wybija nas z pewnego planu, którego powtórzenia spodziewamy się kolejnego dnia. Nasze myśli nie są nastawione na coś nieoczekiwanego i nowego w tak prostej czynności, jak np. dojazd do pracy. Coś zaburza w nas spokój. Kiedy znowu przyglądniemy się ideom i rzeczom, którymi zajmowały się całe społeczeństwa jeszcze przed koronawirusem, to zobaczymy, ile z tych rzeczy tak naprawdę w pewnym sensie nas zniewalało.

Weźmy pod uwagę rok 2019, kiedy gospodarka światowa była jeszcze w prawie szczytowej formie, a ludziom żyło się w miarę spokojnie. Szybko zauważamy, że egocentryzm zakradał się coraz bardziej do życia. Wśród młodych ludzi liczyła się kariera, wygląd, bycie „fit”, posiadanie wielu gadżetów, itp. Doszło nawet do tego, że faceci pod pewnymi względami byli gorsi niż kobiety. Co mam na myśli? Liczenie kalorii. W poprzednim zakładzie, gdzie pracowałem 10 lat, faceci liczyli z taką przesadą kalorie, że samemu przygotowywali sobie śniadania, obiady, kolacje, dzieląc je na wyliczone ziarenka ryżu, zważone co do jednego grama, porcje kaszy, warzyw i innych rzeczy. Słysząc codziennie takie rozmowy na przerwach, zastanawiałem się, czy to nie są kobiety w skórze faceta, które zawsze mają do zrzucenia parę kilogramów, nawet kiedy są szczupłe… O tym, dlaczego tak kobiety mają, pisałem już wcześniej w moim artykule ‘czy naprawdę jesteś sobą?’. Te same osoby rozmawiały w dalszej kolejności o ćwiczeniach, ilości białka, które trzeba codziennie zjadać, o indeksach żywieniowych, czy jeszcze o tym, jaką wartość ma szczupły facet, a jaką umięśniony. Kolejnym tematem były smartfony i głupie filmiki z Youtube’a, które tak naprawdę nic nie wnosiły do ich życia. Dzisiaj wspomniane ogłupiające filmiki jeszcze intensywniej serwuje nam TikTok. Ale to nie koniec, bo gonitwa za karierą stała się ich kolejnym priorytetem, na zasadzie „musisz to mieć”. W efekcie mnóstwo ludzi chodziło/chodzi na studia, tylko ja się pytam: na jakie…? Dlaczego w Polsce mamy największy procent ludzi na tle populacji Europy, którzy uczęszczają na studia? Bo studia stały się „śmieciowe”. Napowstawało wiele płatnych szkół zaocznych, które oferują wyższe wykształcenie. Ale tak naprawdę ile one mają wspólnego z prawdziwymi studiami? Odpowiedź znasz. I chociaż w podobnych szkołach również trzeba się dużo uczyć, to zdecydowana większość jest tam tylko po to, żeby zdobyć „papier”. Osoba, która czymś się pasjonuje, nie wybierze studiów zaocznych, bo dla niej będzie to strata czasu. Jego zdolność rozumowania i analizy faktów po prostu mu nie pozwoli na wspomniany wybór. Jak to wyjaśnisz, że osoba, która w szkole średniej „jechała” na jedynkach i miernych, teraz ukończyła studia? Nagle doznała cudownego oświecenia? Nie. Szkoły są „śmieciowe”, bo system powinien wyeliminować podobnych studentów od razu, jak to ma miejsce na prawdziwych uczelniach. Według krzywej Gaussa, opisującej gęstość prawdopodobieństwa, jasno wynika, że wyższe wykształcenie może posiadać tylko 10% całego społeczeństwa. I nie wynika to z ograniczeń systemowych, ale najzwyczajniej z inteligencji. Według tej samej krzywej aż 69,6% społeczeństwa, to osoby mniej lub bardziej przeciętne. I podobnie jest również w całym świecie przyrody. Bardzo szybko można zrobić ciekawe porównanie, czy tak się naprawdę rzeczy mają. Czy większość społeczeństwa jest naukowcami, lub odkrywa nowe rzeczy, o których wcześniej nie wiedzieliśmy? Zdecydowanie nie. Tylko garstka ludzi posiada znacznie bystrzejszy umysł niż my, i to dlatego mogą spojrzeć szerzej oraz głębiej na nieznane zjawiska.

wtorek, 14 kwietnia 2020

Ocieplenie klimatu - jest, czy go nie ma?

Jaka jest prawda o ociepleniu klimatu? Czy ocieplenie klimatu powodują ludzie?

Jako, że minęło 20 lat od momentu, kiedy zacząłem gromadzenie danych pogodowych każdego dnia, postanowiłem, że utworzę wykres z tych dwudziestu lat i opiszę, jakie zmiany zaszły za naszych czasów w klimacie, bo są znaczne, a mój wykres tylko potwierdzi zachodzące zmiany. Codziennie od 1 stycznia 2000 zapisuje następujące dane: najniższa i najwyższa temperatura dnia, temperatura na godzinę po zachodzie słońca, 10 razy dziennie stopień zachmurzenia wraz z typami, rodzajami i gatunkami chmur, wielkość opadu, występowanie pokrywy śnieżnej, oraz wszystkie zjawiska, które zachodzą dodatkowo. Dzięki zabranym danym mogłem stworzyć wykres zachodzących zmian.
W ciągu ostatnich 20 lat mogę wyodrębnić trzy wyraźne okresy pogodowe, które można oddzielić konkretnym przedziałem czasu. Na lekcjach geografii uczyliśmy się, że klimat danego miejsca możemy opisywać na podstawie minimum 50 lat gromadzenia danych pogodowych. Myślę, że w dzisiejszych czasach taka definicja przedawniła się, ponieważ co kilka, kilkanaście lat następuje pewna, gwałtowna zmiana w klimacie, której wcześniej nigdy nie było. Uśrednianie dzisiejszych danych, np. z latami 1970 – 1990 znacznie zaburzy aktualny obraz sytuacji. Co mam na myśli? Już wyjaśniam:

LATA 2000-2005/06
W tym czasie mieliśmy od 4 do 6 dni z temperaturą równą lub przekraczającą +30’C, w zimie mieliśmy kilka dni z temperaturą poniżej -20’C, a okresów z mrozem poniżej -10’C, mieliśmy od trzech do sześciu w ciągu jednej zimy. Lipiec zazwyczaj był deszczowy, ale ciepły (+23-29’C), a sierpień słoneczny. W lecie występowało do 4 trąb powietrznych/rok.

LATA 2005/06 - 2014
W tym czasie mieliśmy od 6 do 10 dni z temperaturą równą lub przekraczającą +30’C, tylko w latach 2006, 2010, 2012 mieliśmy po jednym dniu z temperaturą poniżej -20’C, a okresów z mrozem poniżej -10’C mieliśmy od jednego do dwóch w ciągu jednej zimy. Każdy okres trwał tylko 3-6 dni. Lata stały się deszczowe i dość pochmurne. W lecie występowało od 10-16 trąb powietrznych/rok. Zaczęły się pojawiać średnio dwa dni z upałem +35’C. Lata 2010 i 2013 były rekordowo pochmurne (2400 i 2380/3650 możliwych punktów). W 2013 roku w radio i telewizji prowadzono nawet liczne debaty na temat klimatu, czy takie „szarówy” czekają nas już co roku. Prognozy klimatologów na szczęście się nie sprawdziły.

niedziela, 29 marca 2020

Malediwy na własną rękę, czyli Mathiveri, Veli Beach Inn, Nika Resort, Bodufolhudhoo i rafy koralowe - również w czasach COVID-19

Mathiveri, Malediwy na własną rękę Malediwy na własną rękę - Mathiveri, Veli Beach Inn

Jak wiele innych osób, z pewnością nieraz myślałeś o Malediwach, a nawet stwierdziłeś, że to twoje marzenie. Na Malediwach możemy zobaczyć przepiękne białe, piaszczyste plaże, niesamowity turkus czystych wód i palmy, które w naszym klimacie po prostu nie występują. Z drugiej strony, pewnie sobie myślisz, że wyjazd do tego kraju i spędzenie w nim urlopu kosztuje zbyt wiele. Powszechnie krąży również opinia, że na Malediwach tylko leżymy na plaży i nudzimy się. Z pewnością podobna forma spędzania czasu wolnego nas nie interesuje. W tym artykule również wyprowadzę cię z błędnego schematu myślenia o Malediwach, który najczęściej powielają nasi znajomi, nie mający pojęcia o tym wyspiarskim państwie.

Jeśli nie masz pojęcia, jak zorganizować wakacje na własną rękę na Malediwach przeczytaj mój poradnik 'MALEDIWY NA WŁASNĄ RĘKĘ - JAK ZORGANIZAOWAĆ WYJAZD, RÓWNIEŻ W CZASACH COVID-19?'. Omawiam tam krok po kroku, co masz zrobić oraz rozwiewam wszystkie obawy. Dodatkowo podaję linki i adresy stron internetowych, gdzie wszystko załatwisz samemu. Tutaj skupię się na omówieniu wyspy Mathiveri.

MATHIVERI – RAJSKA WYSPA, CZYLI RELACJA Z MOICH WAKACJI
Jako, że wyjazd organizowałem na własną rękę, bilety mogłem kupować w dowolnym terminie. Gdyby to były wakacje z biura podróży, musiałbym rezerwować miejsce na pół roku przed wylotem. Bilety na samolot regularny zawsze są dostępne, więc liczy się tylko to, o jakiej porze dokonasz zakupu. Zdecydowanie nie polecam sprawdzania cen przelotów w weekendy, wieczorami, a tym bardziej w okresach wolnych takich, jak różnego rodzaju święta. Koszty wzrastają nawet dwuipółkrotnie! Przykładowo bilet, za który płaciliśmy 2800zł prawie przez cały rok do końca 2021, w wolnym okresie od 20. grudnia, do około 10. stycznia 2022, kosztował już od 3300 do 4500zł, a cena biletu kupionego na przedział czasowy z Walentynkami potrafi nawet podskoczyć do 4500-5000zł! Na sezon 2022/23 ceny biletów lotniczych wahają się w przedziale 4038-5211 zł (linie Emirates/Qatar) poza świętami i wyjątkowymi dniami. Podobnie jest w przypadku, gdy zaplanujemy Malediwy na święta. Niepotrzebnie narazimy się na ogromne wydatki. Najlepiej więc wybierać „martwe” okresy, czyli dni robocze. Wówczas ceny wracają do normalnych poziomów.

poniedziałek, 23 marca 2020

Koronawirus - moja analiza twardych faktów...

 

Od początku marca, tematem numer jeden w mediach jest koronawirus. Przypadki zachorowań na COVID-19 rozpatruje się pod różnymi kątami, ponieważ wielu chce wiedzieć, kiedy zaraza może się zakończyć, czy znowu będzie tak, jak kiedyś było, oraz, czy w ogóle jako ludzkość sobie z nią poradzimy? Jako, że lubię trzeźwą analizę, oraz dementowanie fake newsów, które wprowadzają w błąd, postanowiłem, że również wypowiem się na ten temat.

To, kiedy zostanie wynaleziona szczepionka i kiedy zostanie „przygaszona” choroba COVID-19, nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie możemy również jasno stwierdzić, skąd wziął się koronawirus SARS-COV-2. Jedni twierdzą, że wziął się z chińskiego laboratorium w Wuhan, inni, że jest to spisek rządów w celu redukcji populacji na naszej planecie lub spisek chińskiej władzy, a jeszcze inni uważają, że wziął się od zwierząt. Jako, że rządy wiele ukrywają, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak było naprawdę. Są jednak rzeczy, które można przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Co mam na myśli? Nie możemy stwierdzić, jak będzie wyglądała ogólnoświatowa gospodarka i kiedy wszystko wróci do normy. Można jednak przewidzieć ogólne konsekwencje ekonomiczne epidemii, które będą miały ogromny wpływ na nasze dalsze życie. Zanim jednak omówię, co myślę na ten temat, musimy zrozumieć, jak działa ogólnoświatowy system finansowy, którego jesteśmy częścią. Dlaczego tak? Ponieważ świat jest oparty na pieniądzach i chciwości...

poniedziałek, 24 lutego 2020

Czy naprawdę jesteś sobą?

Jak stać się silnym wewnętrznie? Analiza siebie samego

Zastanawiałeś się, czy jesteś naprawdę sobą, jak bardzo jesteś ograniczony w sobie i dlaczego w wielu sytuacjach czujesz się słaby? Albo, dlaczego większość ludzi nigdy nie spełni swoich marzeń, lub nawet nie wyjdzie poza to, co nazywamy codziennością? Dzisiaj dość często słyszymy w różnych mediach stwierdzenie typu: „bo trzeba pokonać lub przekroczyć własne poczucie komfortu i bezpieczeństwa, żeby móc osiągnąć coś więcej”. Mówiąc „osiągnąć”, nie mam na myśli kariery w pracy i pieniędzy [w tym kontekście najczęściej media rozumują słowo „sukces”], ale dążenie do samorealizacji. W powyższym stwierdzeniu jest dużo prawdy, ale warto zastanowić się dokładnie, dogłębnie, skąd biorą się nasze ograniczenia i dlaczego nie chcemy ich pokonywać? Według badań osób, które prowadzą szkolenia na temat samorealizacji, wszyscy jednogłośnie stwierdzają, że 80% społeczeństwa już na samym początku odrzuci spełnianie marzeń i dążenie do sukcesu, ponieważ trzeba zrobić coś więcej. Myślenie takich ludzi wygląda na wzór: „szkoda, że marzenia same nie przyjdą, same się nie zrealizują, a mnie najlepiej byłoby tylko tak w nie wkleić”. Tak by było najłatwiej. Jeśli pooglądamy strony w Internecie, czy też filmy i poradniki osób zajmujących się samodyscypliną oraz szkoleniem twojej osobowości, tylko po to, żebyś osiągnął sukces, szybko dostrzeżemy, że wszystkie z nich są robione konkretnie w jednym celu: masz osiągnąć sukces w pracy i zarabiać dużo pieniędzy. Przesłanie jest podobne i brzmi ono tak: masz być kreatywny, pokonywać bariery, iść do przodu, nie patrzeć na innych i praca, praca, jeszcze raz praca. W moim artykule nie będę się w ogóle odnosił do pracy, ponieważ to robią inni. Raczej chcę pokazać, dlaczego zdecydowana większość społeczeństwa nigdy nie zrealizuje swoich wielkich marzeń i nie będzie pracować nad swoją osobowością, oraz dążyć do samorealizacji. Jeśli czytasz ten artykuł z zaciekawieniem, to znaczy, że jest on dla ciebie, bo znaczy, że nie chcesz żyć, jak większość ludzi. Chcesz coś zmienić.

Żyjemy w szybko zmieniającym się świecie i ten świat ma na nas coraz większy wpływ, a słowo „prywatność” gdzieś chyba pomału zaczyna się zacierać z wirtualną rzeczywistością. Mało kto może powiedzieć o sobie, że dba o swoją prywatność, lub też, uznać siebie za naprawdę wolnego człowieka. Nie wiem, czy masz świadomość, czy też nie, ale jesteś uwikłany w pewne schematy życiowe, które ograbiają cię z bycia sobą. Na początku musisz zadać sobie pytanie: czy jestem naprawdę wolny? Mówiąc „wolny” mam na myśli: czy ja w pełni kontroluję swoją osobę?, czy jestem sobą?, czy może raczej żyję tak, jak chcą inni?... Warto się głęboko nad tym zastanowić. Artykuł ma na celu naprowadzenie cię na szereg pytań i odpowiedzi, którymi będziesz mógł sprawdzić samego siebie, czy naprawdę ty to jesteś ty… Pewna brytyjska pielęgniarka regularnie przez kilka lat zadawała to samo pytanie osobom będącym na łożu śmierci, a brzmiało ono tak: „czego najbardziej żałujesz w życiu?”. Usłyszała mnóstwo różnych odpowiedzi od ponad tysiąca osób. Szybko zauważyła, że u zdecydowanej większości pacjentów jest wspólny mianownik, który sprowadza się do tych stwierdzeń: „żałuję, że nie byłam/-em sobą – żyłem tak, jak inni chcieli”, „żałuję, że tak dużo pracowałem i nie miałem czasu dla siebie i innych”, „żałuję, że nie poświęciłem rodzinie więcej czasu”, „żałuję, że nie poświęcałem więcej czasu przyjaciołom”, „żałuję, że nie robiłem tego, co chciałem robić”.

czwartek, 30 stycznia 2020

Dominikana - co warto zobaczyć?

Dominikana wakacje Dominikana - raj na ziemi

Dominikana – raj na Ziemi. Tak można powiedzieć o tym kraju. Oczywiście mówimy w kontekście wypoczynku, miejsca na urlop, ponieważ dla samych mieszkańców ich państwo zdecydowanie nie jest rajem. Na początku wspomnę kilka słów o Dominikanie. Kraj jest ponad sześciokrotnie mniejszy niż Polska (powierzchnia, to zaledwie 48.000 km2 – tyle, co trzy polskie województwa), ale odległości, które będziemy pokonywać do ciekawych i godnych uwagi miejsc, niestety są podobne. Dlaczego? Ponieważ, gdy spojrzymy na mapę, szybko zauważymy, że wyspa, na której znajduje się Dominikana, jest długa i dość wąska. Chcąc dotrzeć na drugi koniec państwa, będziemy musieli przejechać ponad 330 km. Jeśli spojrzymy na mapę konturową Dominikany, zobaczymy, że jest długa na około 350 km, a szeroka na: w części turystycznej, ok. 70 km, w dużej części wyspy, ok. 150 km, a w najszerszym miejscu, ok. 200 km. Przytoczone dane powinny nam uświadomić, że będziemy musieli trochę więcej pojeździć samochodem, jeśli chcemy przeżyć coś więcej. Najważniejsze, że Dominikanę możemy uznać za bezpieczny kraj, w przypadku, gdy jeździmy do znanych miejsc. Ludzie są niezwykle przyjaźni. Nie poleca się natomiast eksplorować nieznanych terenów. Między innymi, ze względów bezpieczeństwa i panującego klimatu warto wybrać Dominikanę, jako miejsce naszych wakacji. Mieszkańcy tego państwa wiedzą, że nie są rdzennymi mieszkańcami wyspy, ponieważ już dawno ich nie ma… Jedynymi rodowitymi mieszkańcami byli Tainowie – miejscowi Indianie. Za czasów Krzysztofa Kolumba i dalszych okresów wielkich wypraw na nieznane ziemie, wspomniani Indianie szybko zostali wytępieni w nierównych walkach, gdzie Hiszpanie strzelali do nich z broni palnej. Tainowie posiadali tylko łuki do polowań. Innego typu broni nie mieli w ogóle, ponieważ byli usposobieni pokojowo. Nie planowali z nikim walczyć, stąd stali się bardzo łatwym ludem do wytępienia.

Za czasów Kolumba odkryto trochę złota i po raz pierwszy przywieziono na te ziemie… kokosy. Od teraz, podziwiając palmy kokosowe, będziemy wiedzieli, że oryginalnie nie występowały na Dominikanie. Przyjęły się bardzo szybko, za sprawą idealnego dla nich klimatu. Można powiedzieć, że Dominikańczycy nie mają swojej tożsamości związanej z ich ziemią. Cały naród, tworzący społeczeństwo Dominikany, wywodzi się z ludzi, którzy podbijali te ziemie w XVI wieku, oraz z niewolników sprowadzanych do prac fizycznych z Afryki – szczególnie do wydobywania złota, na które „zachorowali” Hiszpanie. Dzisiaj Dominikanę zamieszkuje 10,4mln ludzi i można zobaczyć aż siedem kolorów skóry. Typowo czarni, stanowią 11% społeczeństwa, biali tylko 16%, a mieszani aż 73%. Co ciekawe, jeszcze do niedawna kolor skóry wpisywany był w dowód osobisty i każdy odcień miał swoją określoną nazwę. Jeśli będziecie na Dominikanie, z pewnością traficie na sklepik dla turystów, gdzie znajdziemy białą lalkę bez twarzy w białej sukience. Kiedy obrócimy ją do góry nogami, pod ubraniem będzie druga lalka w sukience w barwach narodowych Dominikany. Pamiątka oznacza, że Dominikańczycy nie mają własnej tożsamości, ponieważ wywodzą się od ludów podbijających tutejsze ziemie, oraz z niewolników. Najciekawszy jest fakt, że przyznają się do braku tożsamości i nie widać u nich zjawiska nacjonalizmu, czy dumy narodowej. Z drugiej strony, sami Dominikańczycy w dość dużej mierze są rasistami i z siedmiu kolorów skóry, nie lubią tej najbardziej czarnej. Nawet za czasów, kiedy kolor był wpisywany w dowód osobisty, nikt nie chciał mieć w dokumencie "wbitego" koloru czarnego, ponieważ jest on zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Haitańczyków.

sobota, 4 stycznia 2020

Górski poradnik fotograficzny - czyli, jak wybrać aparat?, jak dobierać obiektywy?, oraz jak fotografować?

 

Lubisz fotografować, ale nie wiesz, jak się do tego zabrać, żeby robić dobre zdjęcia? Używając terminu „dobre zdjęcia” mam na myśli takie, które ciebie zadowolą, a być może, takie, które również docenią inni. Dziedzina fotografii zawiera całe mnóstwo dziwnych terminów, zjawisk i rzeczy, które trzeba uwzględnić, dlatego postaram się stworzyć poradnik, który zbierze wybrane, najważniejsze dla nas sprawy, które sprawią, że nasze zdjęcia będą dobrej klasy. Z pewnością będzie trzeba poruszyć kwestie: czym robić zdjęcia?, lub czym robisz zdjęcia?, jaka pogoda jest najlepsza?, o której godzinie robić zdjęcia?, czy warto brać pod uwagę rodzaj chmur?, z jakiej odległości fotografować?, czy potrzeba dodatkowego sprzętu?, jak wyglądają konkursy fotograficzne?, itp. Zagadnień jest naprawdę całe mnóstwo do omówienia, dlatego w prosty i przystępny sposób przedstawię ci te, które dla nas – „Kowalskich” – przydadzą się najbardziej. Książek na temat fotografii jest naprawdę całe mnóstwo i omawiają mnóstwo kwestii technicznych oraz używają terminów typowych dla środowiska fotografujących jak, np. „złota godzina”, czy „trójpodział kadru”, dystorsja, abberacja chromatyczna, winietowanie, itp. W tym artykule nie chcę zasypywać teorią, bo ona jest wszędzie dostępna, a raczej skupię się na zdobytym doświadczeniu i wypracowanych technikach, które pozwalają mi wstrzelić się w dobre warunki. Opowiem też ci co nieco o warunkach, o których być może nie masz pojęcia.

Z pewnością nie raz przeglądałeś mnóstwo profili facebookowych lub miałeś/masz konto w serwisie fotograficznym. Można tam zobaczyć super profesjonalne zdjęcia oraz takie, które są ewidentnie przepalone, jakby były zrobione z telefonu (przepalone zdjęcie – fotografia, której część jest całkowicie biała z powodu zbyt mocnego oświetlenia. Takie zdjęcia najłatwiej zrobić „pod słońce”, czy też w południe, kiedy słońce najmocniej świeci). Kolejną kategorią są zdjęcia ze zbyt bladymi kolorami, czy też lekko zamglone. To wszystko może być spowodowane nieumiejętnością korzystania ze sprzętu, który posiadamy lub po prostu jest to niedoskonałość naszego sprzętu. W tym miejscu możesz powiedzieć: ale ja mam porządny smartfon, który jest określany mianem flagowca, więc zdjęcia robi idealne. Tak ci się wydaje, ponieważ, ile razy zgrywałeś swoje zdjęcia z telefonu na komputer? Pamiętaj, że w smartfonach sam wyświetlacz jest aż przesycony i na dodatek ustawiony na mocne kontrasty, żebyśmy otrzymali „cukierkowe” kolory, co powoduje, że każde zdjęcie wygląda bajecznie. Ale jeśli przeniesiemy je na komputer, staną się jakieś blade i „bez życia”, przede wszystkim bez ostrości… Spróbuj zrobić taki eksperyment i przenieś kilka twoich ulubionych zdjęć ze smartfona, które nigdy go nie opuściły… Dlaczego tak się dzieje? Wszystkiemu jest winna matryca i obiektyw oraz ich fizyczne ograniczenia, o czym szerzej będzie w dalszej części tekstu. W poradniku chcę skupić się na „zwalczaniu” takich przepalonych, bez koloru i „bez życia” zdjęć, które wręcz zalewają Internet (czytaj: żebyśmy my nie byli ich producentami). Mam na myśli fakt, że można nie mieć sprzętu z górnej półki, a robić naprawdę dobre zdjęcia. Wystarczy zaangażować w to trochę doświadczenia, wiedzy i umiejętności. Zatem zaczynajmy!

www.VD.pl