poniedziałek, 17 października 2016

Młynicka i Furkotna Dolina szlaki, Furkot - 2404 m n.p.m., szlak na Solisko

 Młynicka Dolina szlaki  Szlak na Solisko

MŁYNICKA DOLINA, FURKOTNA DOLINA SZLAKI - NASZA RELACJA I OPIS SZLAKU
Długo w naszych głowach rodził się pomysł wyjazdu w Tatry Słowackie. Daniel od dawna marzył, żeby zobaczyć Dolinę Młynicką i Furkotną. Chociaż słowo „dolina” może znaczyć wędrówka w pobliżu gór, a nie po górach, to w tym przypadku słowo „dolina” znaczyło o wiele więcej, ponieważ mieliśmy chodzić powyżej wysokości 2300 m n.p.m. i planowaliśmy podziwiać prawdziwie tatrzańskie widoki z góry. Cały urok obu dolin polega na tym, że obie są spięte bardzo małą przełęczą zwaną Bystrą Ławką 2300 m n.p.m., która oferuje bardzo ciekawe widoki i dla idących tu pierwszy raz – będą zagwarantowane pewne emocje związane z pokonywaniem szlaku. Umówiliśmy się tek, żeby rozpocząć wędrówkę na około godzinę przed wschodem słońca. Nie liczyliśmy na duży ruch turystów, a tym bardziej na zatory w wąskich miejscach. Naszym głównym celem było podziwianie pięknej tatrzańskiej przyrody, licznych stawów oraz wysokogórskich widoków. Jechały z nami również Ilona i Monia, dlatego nie wybraliśmy wymagającej trasy.

Samochód zaparkowaliśmy w Nowym Szczyrbskim Plesie, na największym, dwupoziomowym, parkingu w okolicy. Miejsca na pewno nikomu nie zabrakło. Jest tu kilka dużych parkingów, a na każdym z nich wiele miejsc do wyboru. Po wyjściu z obiektu chwilowo idziemy ulicą, a później okrążamy z prawej strony Szczyrbskie Pleso. W trakcie przejścia możemy popatrzeć na tutejszą skocznię narciarską. Po kilkunastu minutach dochodzimy do wiaduktu, gdzie rozdwajają się szlaki. Czerwony prowadzi w prawo, na Popradzkie Pleso, a żółty już bezpośrednio Młynicką Doliną. Większość ludzi wybiera czerwony szlak, ponieważ od Popradzkiego Plesa rozpoczyna się osławiony szlak na Rysy od strony słowackiej, który jest mocno oblegany. Tylko nieliczni wybierają żółty, prowadzący Młynicką Doliną. Tego dnia wybraliśmy właśnie tą trasę i wiedzieliśmy, że spokój na szlakach mamy raczej zapewniony. Za wiaduktem rozpoczynamy wędrówkę głównym deptakiem. Można się tutaj poczuć trochę jak w Zakopanem, ale na szczęście nie trafiliśmy na wielki ruch o tej porze dnia i roku. Cały odcinek jest przyjemny, ponieważ idziemy w płaskim terenie oraz będziemy podziwiać piękną trawiastą polankę, nadającą specyficzny klimat temu miejscu. Po lewej stronie zauważymy kilka wyciągów narciarskich, a na końcu deptaka miniemy Hotel FIS. Cała przyjemność rozpoczyna się dosłownie za jego budynkiem, ponieważ wkraczamy w piękny świat tatrzańskich szlaków. Od teraz będziemy szli aż półtorej godziny, podziwiając na początku tatrzańskie lasy, a dalej przyrodę i wspaniałe widoki. Wędrówka przez las trwa jakieś 45 do 50-ciu minut. Od samego początku możemy podziwiać stare świerki „oblepione” krzaczastymi porostami, które tworzą gęsty i zwarty las. Jako, że tutaj rozpoczyna się Dolina Młynicka i teren jest raczej „upchnięty” pomiędzy dwa zbocza górskie, to las, którym idziemy jest wyjątkowy, ponieważ w innych częściach Tatr Słowackich u stóp gór, wszystkie zostały położone przez potężną wichurę z dnia 19 listopada 2004. Wtedy zostało połamane do gołej ziemi aż 12 000 hektarów lasów i do dziś te miejsca wyglądają nieatrakcyjnie. Cieszy jedynie fakt, że na miejscu starych drzew rosną już młode i kiedyś znowu będzie tu pięknie. Mogliśmy powiedzieć, że idziemy wyjątkowym lasem, ponieważ ten ocalał.

Po około 45-50min wędrówki możemy zobaczyć pierwsze tatrzańskie widoki. Po lewej stronie widać całą grań Soliska i trzy główne szczyty tworzące omawianą grań: Skrajne Solisko, Szczyrbskie Solisko i Wielkie Solisko. Z dużej odległości góry wyglądają monumentalnie. My mieliśmy dodatkowo szczęście podziwiać je w porze wschodzącego słońca. Wówczas skały przyjmują czerwony kolor, który szybko zamienia się na bardzo ciepły pomarańczowy. Nawet kosodrzewina przybiera odcieni ciepłego pomarańczowego. Z tego względu polecam wyjść w góry wcześnie rano, by zobaczyć piękno gór w ciepłych barwach słonecznych. Kolejne 45min to wędrówka w dolinie wzdłuż potoku Młynica. Teraz mamy czas na podziwianie przyrody. Widoki niewiele ulegają zmianie, dlatego możemy nieco przyspieszyć tempo, jeśli komuś zależy by być jak najszybciej u góry. Po lewej stronie niezmiennie górują „solniskowe” szczyty, a po prawej będziemy widzieli z początku tylko Małą Basztę i Przednią Basztę. Przejście o tak wczesnej porze dnia daje nam coś jeszcze. Patrząc w stronę poszarpanych skał pod Soliskiem zauważymy piękną grę świateł i cieni. Kiedy szczyty są już oświetlone, a skały nadal przykrywa cień, to zauważymy, jak ciekawa linia rysuje się na górach. Wszyscy obowiązkowo przystawali, żeby zrobić zdjęcie. Kiedy wyjdziemy ponad górną granicę lasów, to warto spojrzeć za siebie. Tatry Niżne wyglądają równie fenomenalnie, ponieważ nad nimi unosi się zwykle bardzo cienka warstwa mgły. Po około 1h 30min, licząc od Szczyrbskiego Plesa, dochodzimy do Wodospadu Skok, którego będziemy obchodzić od lewej strony. Słowackie doliny w Tatrach Wysokich są zbudowane w dość ciekawy sposób, ponieważ w każdej z nich możemy wyróżnić dwie lub trzy ściany skalne, przypominające piętra – zapory, na których jest bardziej stromo. W tych miejscach możemy podziwiać wodospady i dlatego można powiedzieć, że w większości dolin słowackich możemy zobaczyć piękne i liczne stawy oraz wodospady.

Szlak w okolicach wodospadu poprowadzono w przemyślany sposób, ponieważ możemy przejść w pobliżu niego i obejrzeć go praktycznie z każdej strony. Jego wody przepływają przez bardzo dużo mniejszych skał, dzięki czemu jest widowiskowy. Nawet pod koniec sierpnia przelewały się tutaj wielkie ilości wody, dzięki czemu był piękny. Po jego obejściu od lewej strony dochodzimy do miejsca, gdzie rozpoczniemy pierwszą stromą wędrówkę. W końcu musimy wejść na pierwsze piętro skalne. Wytyczono tam szlak. Przejście trwa około 20-25min, a w połowie trasy znajdziemy nawet kilka łańcuchów. Rozmieszczono je głównie z powodu gładkich płyt skalnych, które w czasie opadów deszczu są bardzo śliskie. W normalnych warunkach nie powinny sprawiać żadnych problemów. Płyty są łatwe i tuż za nimi wchodzimy z powrotem na kamienne schodki, które prowadzą nas do celu. Od tego miejsca mamy jakieś dwie godziny wędrówki na Bystrą Ławkę 2300 m n.p.m. Szlak jest bardzo widokowy i można powiedzieć, że po pokonaniu pierwszej ściany skalnej rozpoczynamy najpiękniejszy etap. Szybko zauważymy, że nad wodospadem znajduje się dość duży staw – Staw nad Skokiem. Jesteśmy na wysokości 1800 m n.p.m. Szlak okrąża go od lewej strony, ale możemy stanąć nad jego brzegiem. W jego okolicy jest bardzo pięknie. W szczególności widok na tle Tatr Niżnych zachęca do dalszej wędrówki! Na początku idziemy ścieżką w płaskim terenie. Dopiero po kilkunastu minutach ponownie idziemy do góry. Przed nami widzimy drugie piętro skalne, na które wejście umożliwi nam tylko wytyczony szlak. Nieco po prawej stronie widać górujący nad całą okolicą wyróżniający się Szczyrbski Szczyt 2381 m n.p.m. oraz trochę dalej po prawej stronie – Szatan 2421 m n.p.m. Jak później zauważymy wszyscy, którzy idą z linami i kaskiem przypiętym do plecaka pójdą w jego stronę. W końcu to Szatan i musi kusić…

Trasa pomiędzy pierwszą a drugą ścianą skalną jest ciekawa dla fotografów, ponieważ zobaczymy gołoborza kamieni i duże pofalowane powierzchnie trawiaste. We wczesnej porze dnia tworzą się tu liczne pasy cieni i słońca. Ścieżka przebiega wśród niewielkich pofałdowań. Po obu jej stronach możemy spotkać żółte i fioletowe kwiaty kilku gatunków, co z pewnością ozdabia okolicę. Cały czas idziemy wzdłuż potoku Młynica, który wraz z wysokością staje się coraz węższy. Dojście do drugiej ściany skalnej zajmuje nam około 25min. Szlak nie ma żadnych trudności technicznych, ale raczej ten czas można wykorzystać na podziwianie wspaniałych widoków i na relaks. Drugą ścianę pokonujemy w łatwy sposób, ponieważ dosłownie obchodzimy ją od lewej strony. Szlak poprowadzono przez usypiska kamieni i większych głazów. Nawet jeśli nie widzimy oznakowania, to wystarczy patrzeć, gdzie są równo ułożone głazy i tym samym trafimy na właściwą trasę. W dole możemy wypatrzeć pasące się stada kozic, bo tam nikt raczej nie schodzi i dzięki temu mają zapewniony spokój. Na wysokości górnej części piętra przejdziemy obok dwóch bardzo malutkich stawków – Wołowych Stawków. Są tak małe, że podczas cieplejszego lata mogą całkowicie zniknąć. Tuż za nimi czeka nas jeszcze piękniejszy widok, bo dochodzimy do Kozich Stawów. Na razie jesteśmy na wysokości 1945 m n.p.m. i patrzymy z pewnej odległości na Niżni Kozi Staw. Właśnie przed nim, przy naszej ścieżce, możemy wypatrzeć bardzo charakterystyczny kopiec z kamieni, który informuje wspinaczy, którędy iść na Szatana. Od tego momentu kilka osób, które szły za nami zniknęły, ponieważ szli typowo z nastawieniem na wspinaczkę. Sam staw nie jest efektowny, a może to wina wczesnej pory dnia, gdzie słońce dopiero oświetlało dolinę i nie zdążyło jeszcze wydobyć z niego piękna kolorów? Kto wie… My natomiast nie zatrzymywaliśmy się tu na długo, bo wiedzieliśmy, że wyżej będzie piękniej. Zależało nam bardziej na dojściu do dwóch najwyżej położonych stawów, gdzie mielibyśmy okazję popatrzeć na najpiękniejsze kolory ich wód. To głównie one dodają uroku górom i tworzą niepowtarzalny klimat, którego trudno szukać w innych górach Polski.

Następne 25min wędrówki odbywa się w lekko nachylonym terenie. Trudno tutaj o zmęczenie, bo idziemy wielkimi, otwartymi przestrzeniami. Młynicka Dolina jest wyjątkowo długa, bo przed sobą widzimy jeszcze trzecie piętro skalne, które będziemy pokonywać. Krajobraz niewiele się zmienia, ponieważ ciągle idziemy przez trawiaste tereny poprzecinane licznymi usypiskami kamieni i głazów. Trudności na trasie nie występują żadne, ponieważ wędrujemy regularną ścieżką po ułożonych stopniach. Po około 25min dochodzimy do ostatniej już ściany skalnej w dolinie i zresztą jest ona najmniejsza. Ponownie nie będziemy uprawiać wspinaczki, ale raczej szlak poprowadzi nas po jej prawej stronie, skutecznie omijając wszystkie trudności. Będziemy mogli na nią popatrzeć z boku i łatwo zauważymy, że po gładkich płytach skalnych spływają wody w formie trzech bardzo wąskich wodospadów, a w czasie ciepłego lata po prostu sączą się nieśmiało trzy wąziutkie potoczki. Skały mają ciemniejszy kolor w porównaniu do wszystkich dookoła, ponieważ ciągle są mokre. Dokładnie w połowie podejścia niewielkimi trawersami dojdziemy do wielkiego głazu po prawej stronie szlaku, na którym ustawiono piramidki z małych kamieni. Z daleka można wypatrzeć ten szczególny punkt. Podejście odbywa się w dużej części w rumorze skalnym, ale równo ułożone stopnie łatwo przeprowadzą nas przez ten nierówny teren. Podejście obchodzące ścianę skalną powinno nam zająć 15-20min. Nie jest wymagające. Dochodzimy w końcu do najpiękniejszego stawu całej doliny, bo tak można chyba powiedzieć o największym z nich – o Wyżnim Kozim Stawie, położonym na wysokości 2075 m n.p.m. Właśnie tutaj zrobiliśmy sobie przerwę z uwagi na nasze kobiety, a my tymczasem poszliśmy fotografować okolicę. Przy Wyżnim Kozim Stawie można się wyciszyć, ponieważ nic dookoła nie zakłóca spokoju. Nawet wiatr jeszcze nie zdążył dotrzeć do nas… Staw wyróżnia  niewielki rząd kamieni, w pobliżu szlaku, który dodaje mu uroku. Od tego momentu trzeba mieć na względzie, że głównym celem naszej wyprawy jest Bystra Ławka położona na wysokości 2300 m n.p.m. i od tego miejsca będzie już tylko stromo. Głównie z tego względu nasze kobiety chciały odpocząć, bo wiedziały co je czeka.

Po dłuższym odpoczynku przy stawie, szlak początkowo prowadził wzdłuż lewego brzegu Wyżniego Koziego Stawu, po czym przez chwilę szliśmy w płaskim terenie skalnym. Od teraz ścieżka poprowadzi wzdłuż skał, ponieważ wchodzimy bezpośrednio na Bystrą Ławkę. Ja i Daniel dodatkowo upatrzyliśmy sobie Furkot 2404 m n.p.m., ale o tym będzie trochę później. Kilka minut wędrówki od stawu rozpoczynamy strome podejście. Po lewej stronie ścieżki miniemy bardzo duży głaz, który częściowo zachodzi na szlak. Będziemy musieli obejść go lekko bokiem, po czym otworzy nam się widok na dalszą część trasy. Łatwo zauważymy, że z tej wysokości Wyżni Kozi Staw przybiera  piękne turkusowe odcienie. Po lewej stronie w oddali, zauważymy jeszcze jeden mniejszy staw, którego wody są zazwyczaj spokojne. Tworzy lustro, w którym odbijają się skaliste zbocza Szczyrbskiego Szczytu. To oczywiście Kolisty Staw, położony na wysokości 2105 m n.p.m. i jest tym samym najwyżej położonym stawem w całej Młynickiej Dolinie. Od tego momentu nasz szlak skręci nieco w lewo za głazem, prowadząc nas już bezpośrednio do celu. Bardzo ciekawie wygląda stąd wyrastający pomiędzy dwoma stawami Szczyrbski Szczyt 2381 m n.p.m. Zbocze pomiędzy nimi jest nieznacznie nachylone i pełne luźnych kamieni. Od teraz podchodzimy w skalistym terenie, gdzie pośród skał wyrastają bujne kępy traw. Większe skupiska trawiaste znajdują się po naszej prawej, lub też poniżej nas. Ścieżka nie jest tak regularna, jak dotychczas i chociaż widać jej główny przebieg, to nieraz trzeba przechodzić po dużych nierównościach skalnych. Będzie trzeba pomagać sobie rękami oraz bardzo uważać na drobne kamyczki, ponieważ dzięki nim jest ślisko. Na podejściu nie znajdziemy ani jednego łańcucha, ale też nie występują tu takie trudności, żeby były konieczne. Z drugiej strony, dla osób o niskim wzroście ten odcinek może być problematyczny, ponieważ nieraz trzeba postawić dłuższy krok do góry. Ścieżkę pokonujemy w około 30min, licząc od stawu. W górnej części szlaku raczej zawsze wieje wiatr i w razie postoju warto schować się gdzieś za skałą. Przy samej grani szlak zakręca w prawo pod kątem 90-ciu stopni, po czym po trzech minutach dochodzimy do głównego komina skalnego z łańcuchami. Na tym zakręcie rozłączyliśmy się. Monia i Ilona zostały na rozdrożu i czekały na nas, ponieważ poszliśmy nieoficjalnym szlakiem na Furkot 2404 m n.p.m.

      
   
 Młynicka Dolina szlaki             

DLA ZAINTERESOWANYCH - SZLAK NA FURKOT 2404 m n.p.m.
W miejscu, gdzie szlak zakręca pod kątem 90-ciu stopni po prawej stronie zauważymy duży głaz, na którym namalowano żółty napis STOP w białej ramce. Ten głaz informuje nas, że należy skręcić w prawo, na wydeptaną ścieżkę wśród kamieni i traw i ta zaprowadzi nas na sam szczyt góry. Przez kilka minut idziemy pod główną granią skalną dobrze widoczną ścieżką, po czym dochodzimy do nieciekawego i bardzo sypkiego żlebu. Wchodzimy bezpośrednio do rynny i idziemy nią około 7-10min uważając na luźne kamienie. Dojdziemy do niewielkiego kominka, który zablokuje nasze dalsze przejście. Podczas podchodzenia warto zachować większy odstęp, żeby nie wywołać kamiennej lawiny lub też, żeby nie zrzucić kamieni w dół, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś za nami nie idzie. Kiedy staniemy przed kominkiem będziemy musieli wspiąć się do góry. Szukamy odstających, bardzo małych kamieni po lewej i po prawej stronie ścianek skalnych. Wchodzimy raczej na zasadzie „na rozpór” i ostatni krok stawiamy po lewej stronie kominka. Po prawej jest zbyt duża dziura i raczej nie znajdziemy tam dobrego chwytu. Opis może wygląda przerażająco, ale można bez większych problemów wejść bezpiecznie, a zejście nie jest już takie straszne. Powyżej kominka nadal idziemy przez około 2min w sypkim terenie skalnym, po czym dochodzimy do niewielkiej, ale płaskiej przełęczy. Mamy z niej fenomenalny widok na Niżni Teriański Staw oraz Krywań 2496 m n.p.m. Właśnie głównie z tego powodu powinniśmy pójść na Furkot. Krywań zdecydowanie góruje nad całą okolicą i wygląda fenomenalnie! Tak pięknego widoku nie zobaczymy z pewnością z Bystrej Ławki. Pamiętajmy, że to wszystko widzimy z przełęczy pod Furkotem, dlatego warto jeszcze poświęcić te 10-15min i wejść na sam szczyt. Z przełęczy skręcamy w prawo i podchodzimy stromą granią bezpośrednio do góry. Na trasie nie znajdziemy jednoznacznej ścieżki. Po prostu wybieramy łatwiejszy teren wśród kamieni i kęp traw. Jak we wszystkich górach dochodzimy w miejsce, które wydaje nam się szczytem, ale ten właściwy jest oddalony o kilka minut stąd. Na szczęście nie prowadzi tędy żaden szlak, przez co kamienie i skały nie są wyślizgane i dzięki temu podeszwy butów mają bardzo dobrą przyczepność.

Widoki ze szczytu są niesamowite, ponieważ już nic nie zasłania widoczności na góry. Przed nami zdecydowanie króluje Krywań, a dookoła nas możemy zobaczyć wiele dwutysięczników tatrzańskich – w tym Koprowy Szczyt. Mamy piękną panoramę dookoła na 360 stopni, czego Bystra Ławka z pewnością nam nie zaoferuje. W trakcie podchodzenia zauważymy, że nie tylko my wchodzimy i jest dużo osób, które wiedzą o „tajemniczym” przejściu za znakiem „STOP”. Na szczęście nie spotkaliśmy tłumów ani nie trafiliśmy na zator. Przejście na Furkot jest nieznakowane, pozaszlakowe i prawidłowo nie powinniśmy tam iść, ale i tak to wielu robi, bo warto. Zejście do przełęczy wśród skał nie sprawia żadnych problemów, chociaż mogą posypać się pojedyncze kamienie. Gorsze jest pokonanie skalnego kominka w dół. Z przełęczy schodzimy wolno, szczególnie przy samym kominku, ponieważ kamienie dosłownie sypią się pod nogami. Nie trudno tu o pośliźnięcie, a tym bardziej o upadek w dół urwiska skalnego. Z tego względu, podchodząc wolnym krokiem do jego górnej części stajemy po jego prawej stronie. Teraz zobaczymy, jak wielka jest dziura po prawej i że ewentualny upadek nie skończyłby się na pewno dobrze. Warto więc odwrócić się plecami do kominka, chwycić się skał po lewej stronie (wyszukuj tych największych i tych dobrze trzymających się ziemi) i szukać nogą punktu podparcia. Ja i Daniel schodziliśmy, szukając małych występków skalnych „na rozpór”, dając prawą nogę na prawą ściankę kominka, a lewą – na lewą ściankę. Poniżej kominka schodzimy na usypisko większych i mniejszych kamieni, dlatego równie wolnym krokiem przechodzimy ten odcinek. Poniżej urwiska, które pokonaliśmy, widzimy nawet zejście na ścieżkę, która prowadziła nas w trawiasto-kamiennym terenie do góry. Wejście na nią przypomina małą półeczkę, dzięki czemu na pewno nie zejdziemy dalej niż trzeba. Jak widać, droga na Furkot nie jest wymagająca, ale trzeba zachować szczególną ostrożność w żlebie. Po kilku minutach dołączyliśmy do Moni i Ilony, które czekały na nas na zakręcie szlaku na Bystrą Ławkę.

 szlak na Furkot     Furkot szlaki Widoki z Furkota   

SZLAK NA BYSTRĄ ŁAWKĘ - KONTYNUACJA
Teraz ponownie spotkaliśmy się wszyscy razem. Monia mówiła mi, że widziała nas na szczycie i zrobiła nam zdjęcia z dołu. Pokazałem im też moje zdjęcia, bo zrobiłem podobne, ale z góry. Trochę wiało, dlatego w czasie czekania na nas Ilonie i Moni zrobiło się chłodno. O tyle dobrze, że ciągle świeciło słońce i korzystały z naturalnego ogrzewania. Został nam najtrudniejszy odcinek do pokonania. Jako, że Monia nie jest wprawiona w tatrzańskich szlakach, to miała życzenie, by mieć spokój na trasie. Nie chciała iść w tłumie, żeby nie utworzyć zatoru. Jak szybko zauważyliśmy, korki i tak powstawały, ponieważ sama przełęcz jest szeroka na tylko dwie osoby, a chętnych było wielu. Przeczekaliśmy dłuższą chwilę aż główny „rzut” turystów przejdzie przed nami, a dopiero po nich poszliśmy my. Trafiliśmy na dłuższy „pas ciszy”, więc chciałoby się rzec: teraz my! W około dwie minuty doszliśmy do kominka skalnego pod Bystrą Ławką. Najpierw poszedł Daniel, później Ilona, a ja z Monią na końcu, żeby przeprowadzić ją przez trudności. Zauważyłem, że zmieniono trochę ubezpieczenia, ponieważ pamiętałem z 2009 roku, że po tej stronie miałem do dyspozycji kilka klamer, a teraz ich po prostu nie było. Zostały tylko same łańcuchy i to nimi musieliśmy sobie pomagać. Dla mnie ta trasa nie jest trudna i wchodziłem bez używania łańcuchów. Pokazywałem Moni, gdzie ma stawiać stopy, żeby miała łatwiej, używając łańcuchów do podciągania. Tuż przed kominkiem skręcamy w prawo, stromo do góry, gdzie zaczynamy właściwe podejście. Na zakręcie możemy skorzystać z pierwszego i długiego przewieszonego łańcucha, który pełni rolę dobrej poręczy. Widzimy tutaj żółte znaki szlaku. Przed nami widnieje kilkunastometrowy kominek, w całości ubezpieczony łańcuchami. Na całej trasie mamy szpiczaste oraz w kształcie zrębów skały. Ich formacje pomagają nam w wyszukiwaniu odpowiednich punktów podparcia dla stóp i łatwych chwytów. Łańcuchy wykorzystujemy do podciągania się. Z pewnością odciążymy bardzo stopy. Na przełęcz prowadzi siedem odcinków łańcuchowych. Pierwszy, który jest poręczą, nie sprawia żadnych problemów. Od następnego dosłownie wspinamy się w terenie skalnym, ułatwiając sobie podciąganie łańcuchami. Wszystkie pozostałe kawałki mają podobną funkcję – w bardzo stromym terenie, przypominającym wspinaczkę, podciągamy się do góry, jednocześnie szukając stopami punktów podparcia na licznych, wystających skałach. Jako, że idziemy szlakiem turystycznym, to jest on w pełni przygotowany i wydrążono tu nawet kilka nierówności, mających ułatwiać podchodzenie. Tuż pod samą przełęczą Bystra Ławka trafimy na szpiczastą skałę wystającą ze środka szlaku z dziurą po lewej stronie. Przez to nasze przejście zawęża się do wąziutkiej ścieżki z łańcuchami, z wykutymi skałami, gdzie bezpośrednio za nią wchodzimy na Bystrą Ławkę. Ze względu na wykute skały, szlak dla osób chodzących po Tatrach i nie mających lęku wysokości, nie będzie stanowić żadnego problemu.

Na trasie trafiamy praktycznie na jedną niedogodność. Kiedy wejdziemy na Bystrą Ławkę, to nie będziemy mogli nacieszyć się pięknem widoków, ponieważ z obu stron podchodzą ludzie, a na przełęczy nie ma miejsca. Trzeba bardzo szybko „zrobić” co swoje i kontynuować wędrówkę. Widoki z Bystrej Ławki nie są tak efektowne, jak z Furkota, ponieważ z obu stron ograniczają je dwie ściany skalne. Widzimy tylko fragment Wyżniego Wielkiego Stawu Furkotnego oraz Krywań częściowo zasłonięty granią, rozciągniętą pomiędzy górą Ostrą 2350 m n.p.m. a Furkotem 2404 m n.p.m. Na przełęczy turyści zwykle zdążają zrobić kilka zdjęć „na szybko” i muszą iść dalej, żeby nie korkować wąskiego przejścia. Problem polega na tym, że nie tak wielkie tłumy oblegają szlak, ale tak ciasno jest na Bystrej Ławce, że nie ma za bardzo gdzie przystanąć. Co bardziej pomysłowi ludzie, po drugiej stronie przełęczy, po prawej stronie, znajdują niewielką jamę w spiczastej skale. Inni zaś zatrzymują się na niewielkiej płaskiej płycie obok przebiegającego tędy łańcucha. Nie trudno zauważyć, że nawet pomimo wypatrzonych dwóch dodatkowych miejsc zatrzymać może się tylko kilka osób. Można powiedzieć, że zejście z Bystrej Ławki do Furkotnej Doliny jest w porównywalnym stopniu trudne. Na trasie mamy trochę mniej łańcuchów, ale jest nadal stromo. Tuż za przełęczą schodzimy na płaską płytę skalną, gdzie leży łańcuch przymocowany do skały na Bystrej Ławce. Przez to jest długi. Jego część wisi w powietrzu, a druga połowa „spływa” po płaskiej płycie aż poniżej spadu, którym będziemy schodzić. Z płaskiej płyty schodzimy w około dwumetrowy spad (takie małe urwisko), gdzie pomagamy sobie łańcuchem. Po prawej jego stronie jest dobre miejsce do schodzenia, bo kiedy odwrócimy się plecami do szlaku, wystarczy wykorzystać łańcuch do zejścia i jednocześnie wyszukiwać punktów podparcia dla stóp. Poniżej spadu wchodzimy na pojedyncze, wystające z ziemi kamienie, które są częścią kamiennych stopni szlaku. Dalej prowadzi wydeptana, ale sypka ścieżka wśród kamieni. Z tego miejsca widać jej cały przebieg i trudno o zgubienie właściwej drogi. Schodząc kamiennymi schodami na wydeptaną, sypką ścieżką trzeba uważać na ostatni ich etap, ponieważ za ostatnim stopniem znajduje się po lewej stronie dość duża kępa traw z podmytą ziemią. Idź po jej prawej stronie widoczną ścieżką i wtedy wejdziesz na właściwą drogę.

Dosłownie za kilka kroków ponownie idziemy ułożonymi schodami, które prowadzą w kamienistym terenie. Trzeba uważać, ponieważ wiele głazów leży luźno. Wędrówka w gołoborzach trwa jakieś 20-25min, gdzie co chwilę wydeptana ścieżka przerywana jest nielicznymi stopniami. Spoglądając do góry zauważymy, jak bardzo strome podejście mamy za sobą. Widzimy też ile trawersów jest na trasie. Po wyjściu z głównego ciągu grani „soliskowych” szczytów teren staje się łagodnie nachylony i w końcu sypka ścieżka zmienia swój charakter na regularny szlak ze starannie ułożonymi schodami. Od tego momentu mamy przed sobą w całej okazałości Wyżni Wielki Staw Furkotny. Jest po prostu przepiękny! Jego niebieskie wody przyciągają każdego, kto tędy przechodzi. I chociaż szlak nie prowadzi w bezpośrednim jego sąsiedztwie, to są tacy, co schodzą do jego poziomu i odpoczywają przy brzegu. Staw położony jest bardzo wysoko, bo aż na wysokości 2150 m n.p.m. Nie trudno się domyśleć, że na takiej wysokości nie rosną nawet trawy, ale raczej wszędzie zobaczymy gołoborza kamieni. Przejście wzdłuż stawu dostarcza wielu pięknych widoków, ponieważ mniej, więcej na jego wysokości zobaczymy piękne odcienie jaśniejszej barwy turkusowej oraz niebieskiej. Na tle grani Furkota wygląda przepięknie!

Schodząc w jego rejonie zauważymy, że po tej stronie dolina również ma ściany skalne przypominające piętra, które będziemy pokonywać. Furkotna Dolina ma dwa takie piętra i już za chwilę będziemy przechodzić przez pierwsze z nich. Rozpoczyna się ono po okrążeniu Furkotnego Stawu. Monia i Ilona chciały koniecznie zatrzymać się na dłużej, ale powiedzieliśmy, że lepiej zrobić postój w zielonej części Tatr, poniżej drugiego piętra, które będziemy przekraczać. Wtedy na pewno ucieszy nas niezwykły spokój okolicy i piękno tatrzańskiej przyrody. W okolicach Furkotnego Stawu zatrzymaliśmy się tylko na chwilę, żeby kobiety mogły coś zjeść. Kolejne 20-25min wędrówki to zejście do Niżniego Wielkiego Stawu Furkotnego, położonego na wysokości 2055 m n.p.m. Za Wyżnim Wielkim Stawem Furkotnym ścieżka jeszcze przez chwilę prowadzi w płaskim terenie, po czym dochodzimy do ściany skalnej, którą będziemy schodzić dokładnie w jej środku. Może słowo „ściana” brzmi tylko tak groźnie, ale nie ma się czego obawiać, ponieważ na całej długości trasy są ułożone kamienne schodki i nie występują tu żadne łańcuchy. Po prostu zejdziemy o jedno „piętro” niżej (co jest bardzo charakterystyczne dla słowackich dolin). Na każdym z takich pięter zobaczymy zwykle większy staw, dlatego w Dolinie Furkotnej jest nie inaczej. Po ukształtowaniu terenu widać, że przemieszczał się kiedyś tędy lodowiec, a stawki, które teraz podziwiamy są jego pozostałością. Kiedy przejdziemy płaską część szlaku za Wyżnim Wielkim Stawem Furkotnym, to szlak prowadzi nas w najłagodniejszej części ściany skalnej, gdzie zauważymy już trochę zieleni. Podczas schodzenia będziemy mieli wspaniały widok na inne dwa stawy: Furkotne Oczko (to ten malutki) i Niżni Wielki Furkotny Staw. O ścieżce na tym etapie nie za wiele można napisać, ponieważ ciągle jest taka sama. Prowadzi kamiennymi schodami w skalistym terenie wśród gołoborzy i dzięki temu szybko obniżamy wysokość n.p.m. o 100m w pionie. Ciekawostką jest to, że w trakcie schodzenia trafimy na wąską, ale gładką płytę skalną, obok której ułożono duże i wyraźne schody z kamieni. Położono je tak równo, że mogą być bardzo dobrym motywem do zdjęć. W trakcie podziwiania widoków na pierwszym planie zauważymy charakterystyczną grań Skrajnej Liptowskiej Turni 2272 m n.p.m. i Ostrej Wieży 2129 m n.p.m. Łatwo zauważymy dwa rzucające się w oczy wcięcia w bardzo ciemnej grani. Jeśli jesteśmy na ich wysokości, to wiemy, że patrzymy na właściwe szczyty. Widok na stawy oraz na granie jest po prostu cudny!

Szlak następnie okrąża od lewej strony Niżni Wielki Furkotny Staw. Nie dochodzimy do jego brzegów, ale raczej patrzymy na niego z pewnej wysokości. W jego okolicach idziemy lekko nachylonym zboczem wzdłuż, przez co czujemy, jakbyśmy szli po równym terenie. Po okrążeniu stawu dochodzimy do drugiej ściany skalnej, gdzie znowu obniżymy się o jedno „piętro”. Tym razem będziemy obchodzić ścianę skalną całkowicie od lewej strony, pomijając ją. Będziemy schodzić początkowo bardziej stromym zboczem, by w końcu wejść do zielonej części doliny. Zanim do niej dojdziemy upłynie nam jakieś 35 do 40min. Z poziomu stawu obchodzimy ścianę skalną kamiennymi schodami w surowym klimacie, bo cały czas idziemy przez gołoborza. Kiedy wejdziemy na stromy stok zbocza górskiego, gdzie dość szybko obniżymy wysokość zauważymy, że dookoła nas będzie coraz więcej trawy. Na początku zobaczymy większe głazy w naszym otoczeniu, a poniżej połowy zejścia możemy popatrzeć na nieregularnie „porozrzucane” głazy, pomiędzy którymi rosną bujne kępy traw. Na szlaku nie spotkamy żadnych trudności – po prostu idziemy ułożonymi stopniami z kamieni. Schodząc tak, pomału będzie widać coraz więcej zieleni. Już po półgodzinnej wędrówce odczujemy, że jesteśmy w zupełnie innym świecie. Wcześniej widzieliśmy tylko gołe skały, a teraz wszystko dookoła jest dosłownie zielone! Nawet granie po obu stronach kipią zielenią! Kiedy schodzimy z drugiej ściany skalnej (z drugiego piętra, licząc od strony Bystrej Ławki) warto popatrzeć w dół i wypatrzeć sobie dobre miejsce na odpoczynek wśród kosodrzewiny. W tej sytuacji rzuca się od razu w oczy tylko jedna polana. Z góry widzimy wielką połać kosodrzewiny przeciętą szlakiem, a w środku piękną trawiastą powierzchnię. Nie tylko my myślimy o tym miejscu, bo jak łatwo zauważyć, większość turystów wybiera sobie tą lokalizację. W trakcie dalszej wędrówki, po prawej stronie w dolinie, będziemy słyszeli Furkotny Potok.

W końcowej części odcinka prowadzącego do upatrzonej polanki warto podziwiać okolicę, ponieważ kosodrzewina tworzy tu piękne skupiska, co na tle gór wygląda bardzo efektownie. Dodatkowo na 10min przed dojściem do miejsca odpoczynku będziemy szli jeszcze szerokimi, równymi, kamiennymi schodami, które pięknie zdobią okolicę. Są bardzo dobrym motywem do zdjęć. Dochodzimy w końcu do rozległego płaskiego terenu, gdzie przecinamy trawiastą polanę. Jak zauważymy, nie tylko my się zatrzymaliśmy. Robi tak większość, ponieważ po całym dniu wędrówki można tu odpocząć i nacieszyć oczy wszechobecną zielenią. Dodatkowo cały krajobraz zdobią piękne granie z obu stron. Trudno nie skorzystać z takiego miejsca. Jako, że wyjazd w Tatry zwykle przypada mi po nadgodzinach w pracy, to zawsze jestem mocno niedospany. Na tej polance zasnąłem na około godzinę i później czułem się zupełnie inaczej. Najciekawiej jednak miała Monia, bo przyleciał bardzo kolorowy motyl i usiadł na jej prawej ręce w pobliżu łokcia i nie chciał odlecieć. Rozłożył skrzydła. Co ciekawe, kiedy poszliśmy niżej, to nawet kiedy machała rękami, nie odleciał. Towarzyszył jej aż do miejsca, gdzie wśród kosodrzewiny rosną owocujące jarzębiny – czyli przez jakieś 25min. Miała piękną naturalną ozdobę. Patrząc w stronę, z której przyszliśmy widzimy charakterystyczne piętro skalne. Droga zejściowa przed nami będzie bardzo przyjemna, bo nie trafimy już na żadne stromizny, ale raczej powoli będziemy obniżać wysokość. W tym czasie, póki jesteśmy w pasie kosodrzewiny, warto podziwiać okoliczną przyrodę, bo ta część doliny według mnie jest najpiękniejsza. W pełni sezonu, możemy zobaczyć tu kwitnące i kolorowe kwiaty, co z pewnością dodatkowo upiększa dolinę. Bardzo ciekawe jest zejście, którym będziemy szli tuż za polaną. Teren jest nieznacznie nachylony w dół i tędy poprowadzono szeroką ścieżkę. Polecam odwracać się za siebie, by podziwiać wielkie skupiska kosodrzewiny na tle zielonych gór. Jest bardzo kolorowo.

Kolejny etap naszej wędrówki to wybór między tym, co chcemy zobaczyć. Jeśli chcemy jak najszybciej wrócić do samochodu, to trzeba iść dalej żółtym szlakiem. Schodząc coraz niżej, na trasie będzie coraz więcej zieleni. Najciekawsze są miejsca, gdzie wielkie płaty kosodrzewiny przeplatają się z niewielkimi rumowiskami kamieni i głazów. Najpiękniejsze są jednak widoki w głąb Tatr i tam najlepiej spoglądać co jakiś czas. Schodząc Furkotną Doliną zobaczymy na szlaku jeszcze dwa duże, samotne świerki rosnące na dość dużej polanie trawiastej, które wyróżniają się w okolicy. Dla mnie ten widok jest jednym z najpiękniejszych w całej dolinie. Dochodzimy do rozwidlenia szlaków: żółtego i niebieskiego na Solisko. Na kilka minut wędrówki  przed skrzyżowaniem motyl z ręki Moni dopiero teraz zdecydował się odfrunąć. Osoby, które chcą iść dalej żółtym szlakiem, będą miały przed sobą już tylko coraz bardziej gęstniejący las, którym dojdziemy aż do Tatrzańskiej Magistrali (czerwony szlak) i tam trzeba skręcić w lewo, gdzie kolejnym leśnym szlakiem dojdziemy do Szczyrbskiego Plesa. My jednak wybraliśmy wędrówkę przez Solisko, a raczej przejście do Chaty pod Soliskiem. Ilona i Monia nie miały więcej sił, żeby iść dalej, dlatego postanowiliśmy, że dojdziemy do chaty, a stamtąd będziemy tylko schodzić aż do parkingu.

wejście na Bystrą Ławkę   łańcuchy na Bystrej Ławce
  Bystra Ławka łańcuchy  
  Bystra Ławka trudności 
       
   Furkotny Staw     Furkotna Dolina  

SZLAK NA SOLISKO
Przejście niebieskim szlakiem trwa jakieś 25 do 30min. Według mnie jest bardzo ciekawe i widokowe, dlatego lubię tą część trasy. Po cichu myślałem jeszcze o wejściu na szczyt Skrajnego Soliska 2126 m n.p.m. (najniższego ze wszystkich „soliskowych” szczytów), bo na inne nie prowadzą żadne szlaki. Szukałem tylko chętnej osoby. Daniel po nocnej jeździe też odczuwał zmęczenie, dlatego umyśliłem sobie, że oni będą odpoczywać, a ja „na szybko” wyskoczę do góry.

Monia i Ilona myślały, że szlak prowadzący do Chaty pod Soliskiem na całym odcinku będzie tylko płaski, albo lekko zejściowy. Jak się szybko okazało, przed nami było kilka mniejszych podejść, co męczyło nasze kobiety. My tymczasem podziwialiśmy piękne widoki. Cały czas idziemy w bardzo wielkich skupiskach kosodrzewiny poprzecinanych pasami luźnych kamieni i głazów. Pierwsze pięć minut to wędrówka w płaskim terenie, a później rozpoczynamy stopniowe podchodzenie wśród kosodrzewiny. Po około następnych pięciu minutach mamy przed sobą większe podejście. Właśnie tutaj można zobaczyć coś ciekawego, bo kiedy podchodzimy stromymi, kamiennymi schodami, po lewej stronie widzimy wystający wielki głaz, a w jego połowie rośnie mała kosodrzewina, która dodaje uroku całej okolicy. Szczególnie jest to ciekawy motyw dla fotografów. Za skałą szlak nadal jest stromy i musimy podchodzić dość dużymi krokami, korzystając z nieregularnych stopni. Podchodzenie trwa ponad 15min i dla zmęczonych osób po całodniowej wędrówce będzie z pewnością męczące, dlatego jeśli ktoś dorzuci sobie tą trasę, to niech wcześniej nastawi się psychicznie na fakt, że to jeszcze nie koniec chodzenia po górach. Za skałą z małą kosodrzewiną trasa jest równie piękna. Nieustannie podchodzimy coraz wyżej, wchodząc kolejnymi grupami stromo ułożonych schodów. Dla mnie najpiękniejsze są okolice od połowy niebieskiego szlaku i dalej, ponieważ szybko zmienia nam się krajobraz oraz jest kolorowo i mamy bardzo dużo zieleni dookoła. W trakcie dalszego podchodzenia zauważymy ciekawe rzędy schodów zakręcających na lokalnych wzniesieniach, a po jednej ze stron, najczęściej po lewej, zobaczymy gęsto rosnącą kosodrzewinę. Dopiero przed samą chatą szlak jest nieco mniej wymagający, ale nadal lekko idziemy do góry. Po lewej stronie, zza kosodrzewiny nieśmiało wygląda góra Skrajne Solisko 2126 m n.p.m., zwana przez wielu po prostu Solisko. Na ostatnim fragmencie zauważymy, że po obu stronach ścieżki kosodrzewina tworzy zwartą budowę i od teraz trudno gdziekolwiek odejść poza wyznaczoną trasę.

Dochodzimy do Chaty pod Soliskiem. Jak dla mnie nie ma tu nic ciekawego. Mnóstwo komercji dookoła, więc pozostaje tylko iść gdzieś dalej jak najszybciej. W chacie można kupić różne napoje i jedzenie typu fast-food. Po prawej stronie mamy kolejkę do Szczyrbskiego Plesa, którą wjeżdżają tłumy. Z tego względu w chacie i na zewnątrz siedzą tłumy ludzi. Góra Solisko jest mocno oblegana dzięki bliskości kolejki. Trzeba przyznać, że podobnie, jak Kasprowy Wierch i Giewont, Skrajne Solisko oferuje jedne z najgorszych widoków w całych Tatrach (co nie znaczy, że brzydkie). Górę tę traktowałem raczej jako trening kondycyjny niż główny cel wyjazdu w góry. Monia i Ilona od razu rozsiadły się na ławkach. Daniel jeszcze długo myślał, czy nie pójść ze mną, ale w końcu postanowił odpocząć. Nic nie mówiłem, bo przecież prowadził samochód w środku nocy przez cztery godziny. Zatem po wszystkim powiedziałem tylko, że pójdę sam. Tabliczka wskazywała, że czerwonym szlakiem wchodzi się godzinę i schodzi około 40min. Podejście od samego początku jest strome i tak jest do samego szczytu. Postanowiłem więc, że „załatwię” sprawę bardzo szybko i wrzucę swój „piąty bieg” – czyli moje tempo, gdy idę sam. Od samego początku, kiedy spojrzymy w dół – w stronę dolin, zauważymy Szczyrbskie Pleso oraz skocznię narciarską. Z góry wyglądają przepięknie. Z łatwością wypatrzymy też wielką polanę z deptakiem – czyli miejsce, od którego zaczynaliśmy dzisiejszą wędrówkę. Patrząc bardziej w prawo, w bardzo gęstej i zwartej kosodrzewinie wypatrzymy z łatwością dwa małe stawki: Wyżni i Niżni Mały Staw Furkotny. Pamiętam, kiedy szedłem tędy siedem lat temu, zobaczyłem piękną tęczę nad wyżnim stawkiem po porannych opadach deszczu. Takiego widoku się nie zapomina. Teraz słońce bardzo mocno przygrzewało. Szlak na Skrajne Solisko od samego początku do samego końca praktycznie ciągle ma taki sam charakter. Podchodzimy cały czas licznymi trawersami złożonymi z dużych, kamiennych schodów. Z tego względu turyści zatrzymują się co chwilę by złapać tchu.

Jako, że szedłem sam, narzuciłem sobie najwyższe tempo i nie stawałem w ogóle. Wyprzedzałem wszystkich. Jedynie kilka razy spoglądałem za siebie, by popatrzeć z dużej wysokości na Szczyrbskie Pleso, bo stąd wyglądało efektownie. Cały szlak prowadzi początkowo w skalistym terenie, gdzie występują niewielkie skupiska kosodrzewiny, ale wraz z osiąganiem wysokości bardzo szybko zanika. Od teraz idziemy w trawiastym terenie, gdzie leży mnóstwo pojedynczych kamieni, wyglądających, jak gdyby ktoś porozrzucał je losowo. Pod tym względem widok jest bardzo interesujący. Co ciekawe, przed sobą przez cały czas widzimy jakiś szczyt. Do samego końca jesteśmy pewni, że to ten właściwy. Trochę późno zauważamy, że to jednak nie ten, bo wiemy o tym dopiero, gdy dojdziemy na samą górę. Wtedy odsłania nam się widok na jeszcze jeden wierzchołek z krzyżem. To właśnie ten właściwy, ale mamy do niego jakieś 10min drogi. Całe wejście zajęło mi 26min od Chaty pod Soliskiem aż do krzyża. Miałem dużo czasu, dlatego przez chwilę podziwiałem widoki i robiłem zdjęcia dookoła, żeby Daniel mógł zobaczyć jak najwięcej z góry. Po wejściu na pierwszy szczyt zauważymy jeszcze niewielki pas kosodrzewiny i wielką skałę nad przepaścią, gdzie ludzie ustawiają piramidki z kamieni. Wiele osób zatrzymuje się tutaj, żeby zrobić zdjęcie. Ja również stanąłem, by sfotografować to miejsce. W okolicach podszczytowych podchodzimy dużymi i szerokimi schodami, więc wchodzenie staje się łatwe, ale jednak nadal strome. Miejsca na wierzchołku nie ma zbyt wiele, bo trzeba kluczyć wśród dużych, nieregularnych głazów i szukać sobie odpowiedniej miejscówki. Z tego powodu większość ludzi rozsiada się dookoła lub w pobliżu szczytu na wyschniętych trawach. U góry widzimy drewniany krzyż podparty z trzech stron linami. Z głównego wierzchołka możemy podziwiać całą grań Soliska, zobaczyć jej wszystkie szczyty, oraz zajrzeć do Młynickiej Doliny, którą już szliśmy. Z łatwością wypatrzymy Wodospad Skok czy Staw nad Skokiem. Po południu dolinę pokrywa już cień, ale widok i tak jest ciekawy.

Ze szczytu postanowiłem równie szybko zejść. W trakcie schodzenia trzeba uważać, ponieważ regularne kamienne schody wielokrotnie są poprzecinane sypkimi ścieżkami. Nie trudno tam o pośliźnięcie, dlatego zwalniałem na każdym takim odcinku. Chociaż szlak nie ma żadnych trudności technicznych, to widziałem jak pewna otyła dziewczyna ze strachem schodziła po ułożonych schodach. Wyglądało to tak, jak gdyby nigdy nie była w Tatrach i jej chłopak namówił ją na wyjazd w góry na siłę. Moim zdaniem najadła się więcej strachu niż miała z tego przyjemności. Z tego względu nie polecam tej góry na pierwszy raz, bo chociaż jest łatwa, to cały czas stroma, przez co bardzo szybko można zniechęcić nowicjusza do gór, a nie o to przecież w pasji gór chodzi... Ja tymczasem kontynuowałem schodzenie. W trakcie podziwiałem piękne lasy na nizinach oraz dalekie Tatry Niżne. Trzeba przyznać, że widok na Tatry Niżne jest ładny. Szkoda tylko, że widać wielki pas zniszczeń po wichurze z 19.11.2004. Do dziś bardzo łatwo można wskazać, które to są fragmenty. Pamiętam widok z 2008 roku, kiedy w miejscu zniszczonych lasów wyrosły fioletowe kwiaty. Po wejściu na szczyt widziałem ich całe morze, a to oznaczało, że zniszczenia były ogromne. Na szczęście z każdym rokiem w dole widać coraz więcej zieleni i to cieszy, że lasy pomału odrastają. Zejście zajęło mi 20min, a więc po ponad 45min dołączyłem do Daniela, Moni i Ilony. Monia mówiła, że było mnie widać aż do samego końca jak wchodziłem i zrobiła mi nawet kilka zdjęć, żeby pokazać, którędy prowadzi szlak. Po tym przejściu, podobnie jak siedem lat temu, stwierdziłem, że Solisko nie jest głównym celem wyjazdu, ale raczej należy tę górę traktować jako dodatkową propozycję po całodziennej wędrówce. Przynajmniej my, którzy chodzimy po Tatrach, oczekujemy więcej, bo też wiele ciekawszych widoków już widzieliśmy. Jeszcze na chwilę usiadłem przed chatą i pomyślałem o narodowym napoju Słowaków – Kofoli. Bardzo go lubię i powiedziałem, że jak już zejdziemy, to obowiązkowo muszę się go napić. Przy głównym deptaku pod Szczyrbskim Plesem nie brakuje budek z jedzeniem.

Po odpoczynku rozpoczęliśmy zejście niebieskim szlakiem. Jest to bardzo szeroka szutrowa droga, którą widzimy przed sobą. Zejście do Szczyrbskiego Plesa powinno zająć nam 1h 15min. Trochę dużo, ale myślę, że warto przejść się niż jechać kolejką w dół, chociażby z dwóch powodów – piękne widoki i oszczędność pieniędzy, bo za zjazd płacimy 13 EUR. Od samego początku szlaku widoki są bardzo piękne, ponieważ patrzymy na grań Baszt oraz Szatana z dużej odległości, a przed sobą mamy otwarte polany trawiaste z tysiącami kwitnących fioletowych kwiatów. Widok jest po prostu niesamowity! Co chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić zdjęcia całej okolicy. Jedynym minusem są słupy kolejki linowej, które widać na tle tak pięknej panoramy. Ten problem też można łatwo obejść, ponieważ wystarczy zejść szeroką drogą trochę niżej. Teren jest tak ukształtowany, że po około piętnastu minutach kolejka „ginie” gdzieś za zboczem górskim i od teraz możemy cieszyć się wspaniałą, w pełni naturalną panoramą Tatr. Chwilę spędziliśmy na fotografowaniu rozległych panoram. W połowie drogi, oprócz fioletowych kwiatów zobaczymy dodatkowo piękne i zielone limby. Te drzewa są niezwykłe i w szczególności na otwartej przestrzeni potrafią wyrosnąć bardzo okazałe. Za rzędem kilku limb weszliśmy w strefę lasów. Idąc szeroką ścieżką, szlak traci się gdzieś wśród drzew i traw, dlatego wybieramy nadal szeroką drogę prowadzącą od teraz stokiem narciarskim. Dojdziemy nim znacznie szybciej do Szczyrbskiego Plesa i nie będziemy musieli dodatkowo okrążać tego dużego stawu. Jak zejść na trasę narciarską? Wystarczy iść głównym szlakiem i po lewej stronie zobaczysz szeroki pas traw i w dole jakieś chaty. Prawie wszyscy tamtędy idą, więc nie ma możliwości zgubienia właściwej trasy. Tuż przed polaną, na ostatnim odcinku leśnym zauważyliśmy pewną dziewczynę, która szła w lekkich sandałkach na rzemykach i w krótkiej białej spódniczce. Wtedy rozpoczęliśmy temat przygotowania do wyjścia w góry i odpowiedniego stroju. Przecież musiała wjechać kolejką i teraz schodziła tym samym szlakiem co my, a przecież na trasie nie brakowało żwiru ani kamieni... Skrót kończy się zejściem na wielką polanę, od której zaczynaliśmy naszą przygodę. Przed nami mamy główną aleję, którą wszyscy wracają z gór. Na sam koniec zatrzymaliśmy się przy tutejszych budkach z jedzeniem i zjedliśmy porządną porcję frytek i wypiliśmy dużą Kofolę podawaną tutaj w plastikowych kubkach.

Pierwszy dzień udał nam się bardzo i byliśmy z niego zadowoleni. Trochę z większym trudem szukaliśmy noclegu w Nowej Leśnej, bo nikt nie chciał nas przyjąć na jedną noc. Daniel miał namiary na pokoje u Romów. Właśnie tam zdecydowaliśmy się spędzić noc. Początkowo szukaliśmy noclegu pukając od drzwi do drzwi, ale jako, że wszędzie było już pozajmowane (bo ten weekend był ostatnim w lecie i na dodatek bezchmurnym, więc każdy, kto mógł, korzystał z idealnej pogody), pojechaliśmy do Romów pod wskazany adres. Przed chwilą przyjechała inna czwórka Polaków, która szukała noclegów, a pani myślała, że to my dzwoniliśmy i w ten sposób ktoś przypadkowo zajął nam miejsce. Romowie, mają bardzo gęstą „sieć” powiązań rodzinnych, więc zaraz zeszły się babcie, kuzynki i inni. Po dłuższych rozmowach znaleźli dla nas dla nas duży pokój na cztery osoby zaledwie kilka domów dalej. Chcieliśmy dwa pokoje na dwie osoby, ale jako, że nigdzie już nie było wolnych miejsc wybraliśmy ten duży pokój. Obejrzeliśmy go i stwierdziliśmy, że będzie bardzo dobre spanie i nic więcej nam już nie potrzeba. Tak, jak myśleliśmy, Romowie są bardzo gościnni. Zapłaciliśmy po 10 EUR za pokój, co jest niską ceną, bo w znanych miejscowościach turystycznych, takich jak np. Stary Smokowiec, zapłacimy dwa razy więcej. Głównie z tego powodu wybraliśmy Nową Leśną, bo jest na uboczu i dla osób przyjeżdżających samochodem nie ma żadnego problemu, by dostać się w Tatry w kilkanaście minut. Ja, Daniel i Monia nawet umówiliśmy się na wyjście na wschód słońca, ponieważ dom, w którym teraz zamieszkaliśmy na noc znajdował się na obrzeżach Nowej Leśnej. Wystarczyło tylko pójść dwie minuty ulicą pod górę, żeby wyjść na rozległe pola i mieć fenomenalny widok na Tatry Wysokie Słowackie. Widok po prostu wgniatał w ziemię! Przed główną panoramą Tatr ciągnęły się hektary zielonej trawy.

Drugi dzień: Śląski Dom, szlak na Batyżowieckie Pleso, szlak na Osterwę - czyli wędrówka Tatrzańską Magistralą - 27-28.08.2016

    Szczyrbskie Pleso Solisko         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

www.VD.pl