Jeśli nie masz pojęcia, jak zorganizować wakacje na własną rękę na Malediwach przeczytaj mój poradnik 'MALEDIWY NA WŁASNĄ RĘKĘ - JAK ZORGANIZOWAĆ WYJAZD, RÓWNIEŻ W CZASACH COVID-19'. Omawiam tam krok po kroku, co masz zrobić oraz rozwiewam wszystkie obawy. Dodatkowo podaję linki i adresy stron internetowych, gdzie wszystko załatwisz samemu. Tutaj skupię się na omówieniu wyspy Fehendhoo, Fulhadhoo i Finolhu..
SPOSÓB ORGANIZACJI WYJAZDU
SPOSÓB NR 1
SPOSÓB NR 1
Wcześniej doradziłem, jak znaleźć odpowiednie loty
na Malediwy. Jak szybko dostrzeżemy, samolotem dolecimy tylko do stolicy tego
państwa, czyli Male. Musimy się jeszcze dostać na naszą lokalną wysepkę.
Zdecydowanie polecam wybór lokalnych wysp, ponieważ w resortach nie przeżyjemy
tego, co w małej, malediwskiej wiosce. Przeżycia są zdecydowanie piękniejsze.
Dla tych, którzy nie mogą się zdecydować na taki krok, polecam wyjazd na
lokalną wyspę i zorganizowanie jednego dnia w resorcie z domkami na balach.
Wtedy będziecie mieli porównanie, jak to wszystko wygląda. Ja wybrałem wyspę
Fehendhoo z polecenia Doroty – Polki mieszkającej w Male. Najłatwiejszą opcją
jest skorzystanie z jej usług, czyli skontaktowanie się z nią za pomocą
Facebooka – konto o nazwie ‘Polka na Malediwach’, gdzie przedstawi ci ofertę
dopasowaną do twoich potrzeb. Będziesz miał zarezerwowany hotel/guest house dzięki niej, oraz załatwiony transport na wybraną wyspę. Dodatkowo otrzymasz
wiele porad i pomysłów na aktywne spędzenie czasu w rejonie, który sobie
wybrałeś. Zaletą tego rozwiązania jest fakt, że nie musimy szukać godzinami
hoteli, czy guest house’ów i dostaniemy to, czego chcieliśmy w przystępnej
cenie. Może zaraz pomyślisz, że to samo mogę zarezerwować przez Booking.com i
będzie taniej. Sam hotel może wyjść taniej, ale jeśli wybierasz się poza
sezonem i łodzie nie będą mogły wypłynąć z powodu pogody lub sztormu, będziesz
musiał samemu na miejscu załatwiać sobie łódź. Pamiętajmy, że dla turystów,
którzy wzięli się „znikąd” ceny mogą być sztucznie podbite kilkukrotnie i może
nie być już miejsca. Moim celem nie jest reklamowanie tej osoby i jej usług,
ale raczej chęć pokazania, że Dorota ma ogromną bazę danych o resortach i guest
house’ach, bo sama w nich była i wie czego się możemy spodziewać. Dodatkowo
w wielu miejscach, jako organizator, może wynegocjować niższe ceny ze względu na stałą współpracę.
Nie ukrywam, że w tej kwestii poszedłem „na
łatwiznę”, bo jak sobie policzyłem, ile bym wydał na to, co zarezerwowała mi
Dorota, a ile ten sam wyjazd wyszedłby mnie, gdybym zarezerwował obiekt przez
Booking,com i sam próbował ogarnąć łodzie, to zapłaciłbym podobną kwotę, tyle,
że dzięki Dorocie wszystko miałem pewne i bez stresu. A skąd to wiem? Bo nawet
nie pytając o to, Naeem – gospodarz prowadzący nasz guest house 'Fehendhoo Stay',
powiedział ile bierze za noc i jakie są ceny. Do kosztów należy
doliczyć również taksówkę z lotniska do Male oraz wymianę pieniędzy (dzięki
Dorocie mamy lepsze kursy wymiany na malediwskie pieniądze – rupie
malediwskie). Dla ciekawostki podam, że np. w ostatnim dniu, kiedy masz jeszcze
trochę czasu w Male i jest upał, turyści najczęściej wybierają spędzenie tego
czasu na basenie. Problem w tym, że miejscowi płacą 35 USD, a turyści 110 USD…
To tylko jeden z przykładów, gdzie sami możemy nie wynegocjować odpowiednich
cen. Gdybym miał jechać na Malediwy samemu, z pewnością nie wpadłbym na „takie
coś”, jak Fehendhoo, bo i skąd miałbym wiedzieć o istnieniu takiej rajskiej
wyspy? Dzięki Dorocie miałem przegląd i mogłem sobie wybrać to, co mnie
interesuje. Wyspa Fehendhoo mnie urzekła swoim pięknem, turkusowymi wodami,
lagunami, palmami oraz położeniem względem innych atoli. Wyspa leży ok. 13 km
na południe od głównego ciągu wysp atolu Baa, przez co czujemy się, jakbyśmy
byli na końcu świata. Tego właśnie potrzebowałem, dlatego powiedziałem sobie
‘muszę tam być!’. Taka metoda organizacji pozwala ci wybrać praktycznie każdy
region na Malediwach, bezstresowy dojazd (ty tylko wsiadasz do taksówki,
wsiadasz na łódź lub łodzie, jeśli masz przesiadkę i nie martwisz się o żadne
opłaty – wszystko jest już załatwione).
Kiedy kupisz już bilety lotnicze (które są dla
Doroty potwierdzeniem, że przyjedziesz na Malediwy) twoja organizacja kończy
się właściwie w tym punkcie. Jest szybko i łatwo. A jak wygląda sama podróż?
Kiedy będziemy w Male, kontaktujemy się z Dorotą, jeśli nie ma jej na lotnisku
i dajemy znać, że już jesteśmy. Ona przyjeżdża dopiero wtedy, kiedy nasz
samolot wylądował na lotnisku, ponieważ kolejki do okienek straży granicznej
potrafią być bardzo długie. I tak będzie musiała czekać. Strażnik w hidżabie
(tam pracują głównie kobiety) zapyta nas jedynie o miejsce pobytu i jaką
kwaterę mamy. Jeśli nie mamy żadnej kwatery, musimy przedstawić dowód, że mamy
150 USD na każdy dzień. Po przejściu kontroli paszportowej odbieramy z bardzo
wolnej taśmy lotniskowej nasz bagaż (tu też upłynie wiele czasu), gdzie dalej
wychodzimy do części ‘przyloty’. Tam przejdziesz pomiędzy rzędami ludzi, którzy
trzymają logo swoich hoteli lub kartki z imieniem i nazwiskiem. Jedną z nich
będzie Dorota, która będzie miała wydrukowane nasze imię i nazwisko na kartce
A4. Odtąd pokieruje nas do taksówki, gdzie pojedziemy do miasta Male. W drodze
opowie nam, co można zobaczyć, co można robić i jak piękna jest wyspa – w
naszym przypadku Fehendhoo.
W mieście zatrzymujemy się przy głównej przystani,
skąd odpływają łodzie na różne wyspy (jeśli wybrałeś resort znajdujący się
daleko stąd, od razu z lotniska skieruje cię do odpowiedniego samolotu
wodnego). Jeśli mamy trochę czasu tak, jak my (wystarczy 30min), to Dorota
zaprowadzi nas do lokalnego sklepu z owocami i kupi nam ‘kokoska’, czyli duży
kokos z lodówki z obciętą jedną stroną, gdzie przy pomocy rurki napijemy się
orzeźwiającego, prawdziwego, bo naturalnego soku kokosowego. Od tego momentu
poczujesz, że jesteś na egzotycznych wakacjach. W końcu w niewielu miejscach
masz okazję napić się soku kokosowego bezpośrednio z kokosa... Później jedna z osób pójdzie
z Dorotą do pobliskiego kantoru, gdzie wynegocjuje dla nas atrakcyjny kurs
(średnio 1542 MVR za 100 USD). Jeśli jedziemy na lokalną wyspę wystarczy
wymienić 50-100 USD. Na wyspie będziemy raczej kupować tylko napoje i
ewentualnie lody (Coca-Cola 1,5l – 27 MVR, lody Magnum – 20-35 MVR, w
zależności od smaku). Po wymianie pieniędzy idziemy do portu (sklep z owocami i
kantor znajdują się zaledwie 100m od miejsca, gdzie będzie czekać na nas łódź).
Orzeźwiający "kokosek" z lodówki
Orzeźwiający "kokosek" z lodówki
Łodzie na przystani nie są w żaden sposób opisane,
która gdzie kursuje, dlatego otrzymujemy informację od Doroty, do której mamy
wejść. Nasze bagaże zostaną przechowane w lukach bagażowych, a my sami będziemy
mogli usiąść na wygodnych ławkach lub fotelach (w zależności od modelu łodzi).
Płyniemy szybką łodzią motorową, która ma dwa lub trzy silniki o mocy 250 KM,
dzięki czemu prędkość poruszania się łodzi wynosi 62km/h. Na wodzie to bardzo
duża prędkość, zupełnie nieosiągalna przez promy i statki wycieczkowe. Dla
przykładu podam, że statki wycieczkowe w Grecji, którymi najczęściej
obsługiwane są kursy, płyną z prędkością 12-20km/h. Ja wybrałem wyspę
Fehendhoo, która od Male była odległa o 99km. Rejs trwał 1h 35min.
W czasie naszego rejsu wielokrotnie podziwialiśmy delfiny, które wyskakiwały z
wody i obracały się kilkukrotnie w powietrzu. Widok jest niezapomniany! Kiedy
płynęliśmy w stronę Goidhoo (wyspa sąsiadująca z Fehendhoo), to na 10min przed
końcem kursu każdy pasażer otrzymał słodki poczęstunek i sok owocowy. Kiedy przyjrzymy
się kto kieruje łodzią, szybko dostrzeżemy, że są to weseli mężczyźni, którzy śpiewają coś po malediwsku. Ich
łodzie wyposażono w bardzo dokładną nawigację
i sonar, dzięki czemu na bieżąco widzą głębokość wód oceanicznych. Z drugiej
strony, trasa na Goidhoo wygląda tak, że płyniemy przez głębiny w linii prostej
przez około 1h 35min i nic się nie zmienia. Na początku mijamy kilka
resortów z domami na balach. Później przez około 75km widzimy tylko otwartą
przestrzeń oceaniczną. Łódź na Goidhoo wypływa o godzinie 8.00 rano, więc na Goidhoo
wysiadamy około godziny 9.40. Tam czeka już na nas Naeem – prowadzący guest house Fehendoo Stay. Po przywitaniu, układa nasze bagaże na małą łódkę
z silnikiem o mocy 40 KM, gdzie w ciągu około 5min dopływamy do przystani
Fehendhoo. Dopiero teraz możemy zobaczyć piękno naszej wyspy. Już samo
dopłynięcie z Goidhoo do Fehendhoo powoduje w nas zachwyt, ponieważ cały czas
płyniemy płytkimi turkusowymi, a czasem szmaragdowymi wodami. Od tego momentu
wiesz, że piękne widoki będą codziennością. Przystań w Fehendhoo ma schody,
którymi wejdziemy na molo prowadzące na ląd.
SPOSÓB NR 2
Drugi sposób organizacji wyjazdu jest trochę trudniejszy, ponieważ wymaga znajomości języka angielskiego. Na początku szukamy odpowiednich lotów tak, żeby nie przylecieć w piątek, ponieważ, w piątki nie kursują żadne łodzie. Na razie nie kupujemy biletów, a jedynie sprawdzamy dostępność lotów. Najlepiej skorzystaj z wyszukiwarki scyscanner.com, gdzie są również uwzględnione loty czarterowe z biur podróży. Kiedy mamy znaleziony odpowiedni samolot (szukaj najlepiej w porach, gdzie nie ma żadnych świąt, ferii, lub walentynek, ponieważ ceny szybko sztucznie wzrastają), następnym krokiem będzie poszukanie guest house, czyli pensjonatu na wyspie lokalnej. Można zrobić to na kilka sposobów. Jedną z wygodnych opcji, jest skorzystanie z booking.com i kliknięcie w dowolną ofertę jakiegoś obiektu. Na stronie obiektu znajdziemy zakładkę "pokaż mapę", gdzie mamy pokazane wszystkie oferty. Dzięki mapie możesz zobaczyć okolicę, czy ci taka odpowiada oraz, czy będziesz miał co tam robić. Kiedy wybierzesz już swój obiekt na wyspie (polecam np. niekomercyjne wyspy Fulhadhoo, Fehendhoo, Mathivieri, Nilandhoo, itp.), gdzie nie będzie tłumów turystów, musimy napisać maila do właściciela obiektu. Na portalu booking.com jest on podany w ofercie. Jeśli nadal nie potrafisz znaleźć adresu, wpisz nazwę obiektu w wyszukiwarce Google i odwiedź lokalną stronę w j. angielskim. Tam na pewno będzie podany adres e-mail. W wiadomości zapytaj, czy w proponowanym przez ciebie terminie są dostępne wolne pokoje oraz jaka jest cena za pokój dla dwóch osób z wyżywieniem (tylko śniadania, śniadania i obiadokolacja, lub posiłki trzy razy dziennie).
Większość właścicieli będzie chciała porozmawiać z tobą na WhatsApp'ie, dlatego będzie potrzebna ci znajomość języka angielskiego. Jak sam zobaczysz, można negocjować ceny, oraz zamówić sobie dodatkowy posiłek, czy jakieś dodatkowe atrakcje (wycieczki, łowienie ryb, smażenie ryby na plaży wieczorem, wyjazd na bezludną wyspę, obiad na piaskowej wyspie na środku oceanu, itp.). Po załatwieniu sprawy niektórzy właściciele proponują odbiór z lotniska, a inni napiszą, gdzie masz się udać i do jakiej łodzi wsiąść - krok po kroku. Instrukcje są łatwe i przejrzyste. Najlepiej zapytać właściciela obiektu o rozkład kursów łodzi na wybraną przez nas wyspę. Dzięki niemu dopasujemy odpowiedni lot, tak żeby nie spóźnić się na łódź. Mając rozkład rejsów, dopiero teraz wybierasz i kupujesz odpowiedni lot (najlepiej, żeby godzina lądowania była co najmniej dwie i pół godziny wcześniej niż nasza łódź, ponieważ może być dużo turystów i procedura imigracyjna przeciągnie się). Co najważniejsze, za wszystko zapłacisz dopiero na miejscu, po przybyciu na wyspę, więc nie ma żadnych obaw, że wyjazd nie dojdzie do skutku i ktoś cię oszuka. Właściciele na lokalnych wyspach nie chcą żadnych zaliczek. Dla nich potwierdzeniem jest kupiony bilet lotniczy, a ty zyskujesz pewność, że wyjazd na pewno się uda i nikt nie weźmie twoich pieniędzy za nic, dopóki nie będziesz na miejscu. Znając język, możesz dodatkowo zaproponować lub zapytać o dodatkowe wycieczki. Właściciele zawsze posiadają jakąś łódź, dzięki której możesz dotrzeć do wielu ciekawych miejsc. Jak sam zobaczysz, jest dużo miejsc, gdzie organizacja wyjazdu na własną rękę wyjdzie cię najtaniej i właśnie dlatego zachęcam cię do zdobycia się na odwagę.
SPOSÓB NR 2
Drugi sposób organizacji wyjazdu jest trochę trudniejszy, ponieważ wymaga znajomości języka angielskiego. Na początku szukamy odpowiednich lotów tak, żeby nie przylecieć w piątek, ponieważ, w piątki nie kursują żadne łodzie. Na razie nie kupujemy biletów, a jedynie sprawdzamy dostępność lotów. Najlepiej skorzystaj z wyszukiwarki scyscanner.com, gdzie są również uwzględnione loty czarterowe z biur podróży. Kiedy mamy znaleziony odpowiedni samolot (szukaj najlepiej w porach, gdzie nie ma żadnych świąt, ferii, lub walentynek, ponieważ ceny szybko sztucznie wzrastają), następnym krokiem będzie poszukanie guest house, czyli pensjonatu na wyspie lokalnej. Można zrobić to na kilka sposobów. Jedną z wygodnych opcji, jest skorzystanie z booking.com i kliknięcie w dowolną ofertę jakiegoś obiektu. Na stronie obiektu znajdziemy zakładkę "pokaż mapę", gdzie mamy pokazane wszystkie oferty. Dzięki mapie możesz zobaczyć okolicę, czy ci taka odpowiada oraz, czy będziesz miał co tam robić. Kiedy wybierzesz już swój obiekt na wyspie (polecam np. niekomercyjne wyspy Fulhadhoo, Fehendhoo, Mathivieri, Nilandhoo, itp.), gdzie nie będzie tłumów turystów, musimy napisać maila do właściciela obiektu. Na portalu booking.com jest on podany w ofercie. Jeśli nadal nie potrafisz znaleźć adresu, wpisz nazwę obiektu w wyszukiwarce Google i odwiedź lokalną stronę w j. angielskim. Tam na pewno będzie podany adres e-mail. W wiadomości zapytaj, czy w proponowanym przez ciebie terminie są dostępne wolne pokoje oraz jaka jest cena za pokój dla dwóch osób z wyżywieniem (tylko śniadania, śniadania i obiadokolacja, lub posiłki trzy razy dziennie).
Większość właścicieli będzie chciała porozmawiać z tobą na WhatsApp'ie, dlatego będzie potrzebna ci znajomość języka angielskiego. Jak sam zobaczysz, można negocjować ceny, oraz zamówić sobie dodatkowy posiłek, czy jakieś dodatkowe atrakcje (wycieczki, łowienie ryb, smażenie ryby na plaży wieczorem, wyjazd na bezludną wyspę, obiad na piaskowej wyspie na środku oceanu, itp.). Po załatwieniu sprawy niektórzy właściciele proponują odbiór z lotniska, a inni napiszą, gdzie masz się udać i do jakiej łodzi wsiąść - krok po kroku. Instrukcje są łatwe i przejrzyste. Najlepiej zapytać właściciela obiektu o rozkład kursów łodzi na wybraną przez nas wyspę. Dzięki niemu dopasujemy odpowiedni lot, tak żeby nie spóźnić się na łódź. Mając rozkład rejsów, dopiero teraz wybierasz i kupujesz odpowiedni lot (najlepiej, żeby godzina lądowania była co najmniej dwie i pół godziny wcześniej niż nasza łódź, ponieważ może być dużo turystów i procedura imigracyjna przeciągnie się). Co najważniejsze, za wszystko zapłacisz dopiero na miejscu, po przybyciu na wyspę, więc nie ma żadnych obaw, że wyjazd nie dojdzie do skutku i ktoś cię oszuka. Właściciele na lokalnych wyspach nie chcą żadnych zaliczek. Dla nich potwierdzeniem jest kupiony bilet lotniczy, a ty zyskujesz pewność, że wyjazd na pewno się uda i nikt nie weźmie twoich pieniędzy za nic, dopóki nie będziesz na miejscu. Znając język, możesz dodatkowo zaproponować lub zapytać o dodatkowe wycieczki. Właściciele zawsze posiadają jakąś łódź, dzięki której możesz dotrzeć do wielu ciekawych miejsc. Jak sam zobaczysz, jest dużo miejsc, gdzie organizacja wyjazdu na własną rękę wyjdzie cię najtaniej i właśnie dlatego zachęcam cię do zdobycia się na odwagę.
FEHENDHOO – RAJSKA WYSPA
O co chodzi? Moja propozycja to nie zamieszkanie w
hotelu all inclusive, gdzie wybieramy gotowe jedzenie, ale… zamieszkanie w
guest house (mały pensjonat z klimatem u lokalnej ludności) w małej wiosce,
gdzie mieszkają prawdziwi Malediwczycy na rajskiej wyspie, z dala od masowej
turystyki. Poznasz życie prawdziwych ludzi mieszkających na Malediwach,
posmakujesz ich miejscowej kuchni, a nawet sam przygotujesz sobie obiad pod
okiem lokalnych ludzi! Koszt będzie znacznie niższy, a przeżycia o wiele
bogatsze! Trzeba pamiętać, że miejscowi ludzie w takich wioskach, gdzie nie ma
masowej turystyki są bardzo mili, zawsze uśmiechnięci i gotowi ci pomóc, o czym
sami się przekonaliśmy nieraz. We wiosce nie ma żadnych służb porządkowych i
policji, a domy zawsze mają otwarte drzwi. Co mnie najbardziej zdziwiło to
fakt, że budynek z generatorem prądu (mała elektrownia na potrzeby mieszkańców)
również ma otwarte drzwi i nikt tego nie pilnuje! W środku „siedzi” tylko jeden
elektryk, doglądający maszyn. Ludzie we wiosce żyją ze sobą w zgodzie i czujesz
się jak w raju! Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby pójść do elektrowni i
napisać coś na murze pomimo, że drzwi są otwarte. Lokalni mieszkańcy mają swoje
zasady i o nich też nieco opowiem. Ale przejdźmy do początku….
Fehendhoo to wyspa w atolu Baa, odległa o 98,6km
drogi od stolicy Malediwów, mająca około 1,4km długości i w najszerszym miejscu
200m szerokości. Wyspa sąsiaduje z Fulhadhoo i Goidhoo oraz pomiędzy nimi
znajduje się kilka sand banków, czyli małych, piaskowych wysepek na środku
laguny. Fehendhoo zamieszkuje około 100 osób skupionych w małej wiosce,
składającej się z kilkudziesięciu małych domów z „gołej”, szarej cegły. Wioskę
przejdziemy w 3-5min i znajdziemy tu tylko jedną, jedyną kawiarnię i
restaurację, w której zresztą będziemy jedli wszystkie nasze posiłki, oraz dwa
niewielkie sklepiki z podstawowymi artykułami. Na wyspie znajduje się generator
prądu w budynku podobnym do naszych europejskich, w których stoją
transformatory dużej mocy. Obiekt wybudowano na uboczu w lesie tropikalnym,
więc hałas do wioski nie dociera. Na wyspie nie ma problemu z zasięgiem
komórkowym oraz z Internetem. Jeśli mieszkamy w guest housie na jakiejkolwiek
wyspie, to nie musimy się obawiać, bo Wi-Fi jest dzisiaj standardem i bez
problemu będziemy mogli powiadomić naszych bliskich, że wszystko gra i jesteśmy
w raju. Z tego względu nie ma potrzeby kupowania malediwskiej karty do telefonu
z pakietem Internetu, bo przecież nie potrzebujesz zasięgu na środku oceanu lub
na wycieczce. A jeśli nie możesz rozstać się z mediami społecznościowymi, to na
lotnisku w Male są dostępne karty dla turystów, gdzie mamy do dyspozycji 15-20GB
pakiet Internetu za 15 USD. Oferta jest dostępna z sieci OOREDOO. Reklamy są
wszędzie, więc trudno przegapić ten fakt. Ja bez zastanowienia stwierdziłem, że
nie potrzebuję dodatkowej łączności, bo przecież jest Wi-Fi, którego będę
potrzebować przecież tylko na chwilę. Nawet nie myślałem, żeby w tak rajskim
miejscu „siedzieć na Internecie”, bo po to tu przyjeżdżamy, żeby odpocząć i być
„na końcu świata”.
Wyspa Fehendhoo widziana z otaczającej ją laguny
Resztę wyspy poza wioską porastają gęste lasy
tropikalne, gdzie wydeptano jedyną ścieżkę prowadzącą na sam koniec wyspy. Las
jest bardzo czysty, nie ma owadów w porze suchej, a samo przejście tą jedyną
ścieżką do końca wyspy dostarczy ci niesamowitych widoków! Wszędzie rosną palmy
kokosowe pełne tych orzechów, oraz drzewa namorzynowe. Atrakcją wyspy są z
pewnością dwie rajskie plaże ze wspaniałymi lagunami, czyli płytkimi wodami,
gdzie możesz iść po dnie oceanu, daleko w głąb od lądu. Właśnie na obu plażach możemy
poczuć się jak w raju i poczuć klimat egzotycznych wakacji. Ciekawostką jest
fakt, że najprawdopodobniej cała plaża będzie tylko dla ciebie! Jedna znajduje
się na początku wyspy, a druga na samym końcu lasu tropikalnego. Ścieżka w
lesie jest tak wytyczona, żeby nie mieć kokosów bezpośrednio nad głową. Zdarza
się, że spadają z wysokich palm, ale zawsze w lesie, a nie na ścieżkę. Nie
trzeba nikogo przekonywać, że takie kokosy, jakie tam występują i z jakiej
wysokości spadają, mogłyby bez problemu zabić człowieka, dlatego cała ścieżka
jest wolna od kokosów po obu jej stronach. W środku lasu za to wszędzie rosną
na potęgę. Największą atrakcją jednak, jak dla mnie, oprócz niesamowitych
lagun, jest z pewnością świecący plankton w oceanie w nocy, oraz setki krabów
chodzących po plaży o tej samej porze. Za dnia są prawie nieaktywne. Jeśli więc
zobaczysz kopczyk piasku i 20cm dalej dziurę w piasku, to wiedz, że tam mieszka
krab. Nie musimy się ich obawiać, bo one same uciekają na nasz widok i nawet
złapane nic nam nie robią. Kiedy spojrzymy do góry w nocy, to zobaczymy
niesamowicie rozgwieżdżone niebo. Okolica poza terenem wioski nie jest
oświetlona, dlatego na niebie widzimy połowę naszej Galaktyki z całymi
skupiskami gwiazd i mgławic – nawet tych najsłabiej świecących! Widok jest
nieziemsko piękny! O wyspie będę jeszcze dużo mówić, bo jest atrakcyjna sama w
sobie, dlatego najpierw muszę przybliżyć zasady panujące na wyspie.
ZASADY PANUJĄCE NA WYSPIE
Jako, że wszystko na Malediwach toczy się według
kultury i religii lokalnych mieszkańców, musimy poznać kilka faktów. W
resortach i hotelach z domkami na balach obowiązują europejskie zasady i tutaj
nie ma co więcej się rozwodzić na ten temat. Na lokalnych wysepkach jest trochę
inaczej, ale jak dla mnie jest to swojego rodzaju atrakcją. Tutaj również
jesteśmy pod wpływem Islamu, więc dojrzałe kobiety będą chodzić w strojach do
samych kostek, z długimi rękawami, a na głowie będą zawsze miały założony
hidżab (zazwyczaj czarna chusta zakrywająca głowę aż do wysokości piersi. Twarz
jest widoczna). Jeśli zobaczysz kobiety w nikabie (całe ciało kobiety w czarnym
stroju, tylko z wycięciem na oczy, to wiedz, że są przyjezdne z innej części
Malediwów – zazwyczaj ze stolicy). Panowie będą chodzić w minimum krótkich
spodenkach i koszulce z krótkimi rękawami. Na wielu lokalnych wyspach plaże
zostały podzielone na te dla muzułmanów i te dla turystów. To oznacza, że
najpiękniejsze z nich są zostawione dla turystów, a te „zwykłe” dla
miejscowych. W końcu czymś trzeba przyciągać turystów… Na publicznych plażach
możemy kąpać się z muzułmanami, ale ubrani w minimalny, wymagany strój, czyli
mężczyzna musi mieć krótkie spodenki i koszulkę, a kobieta jednoczęściowy strój
lub sukienkę, która będzie zasłaniać ramiona i nogi do kolan. Ktoś powie: ale
ograniczenia, co to ma być? To jest element kultury malediwskiej i jeśli jesteś
otwartym człowiekiem, to nie sprawi ci ona żadnych problemów, ponieważ
najpiękniejsza plaża z rajskimi palmami i największą laguną należy właśnie do
nas – turystów! Tutaj obowiązują europejskie zasady. Na lokalnych wyspach takie
plaże miejscowi nazywają ‘bikini beach’ i po tej nazwie na mapach, np. z
Google, poznamy, że nasza wyspa ma taką plażę.. Przystań i teren w jej pobliżu
jest publiczny, więc będą nas obowiązywać zasady Islamu. Na szczęście nie
musimy zakładać hidżabów i innych tego typu strojów. Po prostu czujemy się jak
u nas w upalny letni dzień. Inna kwestia, to fakt, że na Fehendhoo nasz guest
house ma swoje… prywatne plaże! To oznacza, że tam również możemy kąpać się po
europejsku. Zaraz opowiem coś więcej… Inna zasada, jaka obowiązuje na wyspach
niekomercyjnych to fakt, że kiedy wchodzisz do sklepu, musisz zostawić buty na
zewnątrz. Do sklepu wchodzi się na boso. Z lokalnymi mieszkańcami witamy się
prawą ręką i nie rozmawiamy o psach i wieprzowinie. Nie pokazujmy im zdjęć
naszych pupili, nawet jeśli chcemy się nimi pochwalić, bo dla nich pies jest
nieczystym zwierzęciem, jak świnia za czasów biblijnych Izraelitów. Na wyspie
spotkałem tylko jednego kota. Z innych rzeczy, to w ciągu dnia i pod wieczór z
pewnością usłyszymy donośne nawoływania na modlitwy. Mały meczet, wyglądający
jak większy, biały domek z niebieskimi okiennicami, znajduje się zaledwie kilka
domków od naszego guest house, więc usłyszymy wyraźnie nawoływania. Jest to z
pewnością ciekawy element pobytu na wyspie. Dla fanów alkoholu niestety nie mam
dobrych wieści, ponieważ ze względu na Islam, jest on zabroniony. Alkohol
nabędziemy jedynie w hotelach i resortach dla turystów z zagranicy. W lokalnej
wiosce alkoholu nie ma po prostu w sklepach. Ja nawet nie zaprzątałem sobie tym
głowy, ponieważ nie piję alkoholu i nie przyjechałem na imprezy, ale do raju,
gdzie będą piękne widoki oraz niespotykana cisza.
Miejscowi nawet kąpią się w swoich strojach
Miejscowi nawet kąpią się w swoich strojach
LUDZIE NA FEHENDHOO
Zastanawiasz się, co cię spotka na wyspie i jacy
będą ludzie? Rozwieję twoje obawy już teraz. W niewielu miejscach spotkałem tak
życzliwych i miłych ludzi. Urzekł mnie prosty sposób bycia mieszkańców wioski,
ponieważ ich codzienne życie było podzielone na pewne czynności. Wcześnie rano
wstawali, grabili opadłe liście i kwiaty z głównych, piaszczystych dróg pomiędzy
domami. Później polewali drogę przy swoim domu z węża ogrodowego, żeby się nie
kurzyło. Następnie jedli śniadanie. W dalszej części dnia jedni wypływali na
ryby, inni zajmowali się hodowlą kóz. Po obiedzie, który na wyspie mają
zazwyczaj o godzinie 12.00 (rozumiem ich, bo w upale nie chce się jeść, dlatego
jedzą tak wcześnie obiady), kobiety idą na publiczną plażę przy przystani,
gdzie huśtają się na specyficznych huśtawkach-hamakach, które zwisają z
ogromnych drzew namorzynowych przy brzegu. Wszystkie kobiety ubrane są na
czarno i mają założony czarny hidżab. A co jeszcze można powiedzieć o
tutejszych ludziach? Przede wszystkim chcą z tobą rozmawiać! Nie tylko
gospodarz zapyta cię o twój kraj, co robisz, jak ci się tu podoba, itp., ale
nawet przypadkowo napotkani ludzie. Najważniejsze, że wszyscy są uśmiechnięci i
każdy cię pozdrawia pomimo, że się nie znacie. Ich otwarte domy za dnia i w
nocy wiele mówią o ich osobowości. Nie boją się innych ludzi, że ktoś zrobi im
krzywdę, bo każdy się zna z każdym i wszyscy żyją ze sobą w zgodzie. Tutejsi
ludzie są również bardzo pomocni i chyba z tego najbardziej ich zapamiętamy.
Wystarczy, że pokażemy rękę poparzoną od słońca, a za chwilę jedna z kobiet
gdzieś zniknie i przyniesie kawałek aloesu, obierze go nożem ze skóry i zacznie
smarować oparzone miejsce.
Specyficzne hamaki na Fehendhoo
Specyficzne hamaki na Fehendhoo
Jako, że na Fehendhoo nie występuje zjawisko
masowej turystyki, miejscowi chcą ci pokazać coś innego. Np. kolega naszego
gospodarza poszedł na naszą prywatną plażę z maczetą i otworzył nam stary, uschnięty
kokos. W środku znajdował się bardzo dobry miąższ, który ściera się na wiórki.
Polacy najwięcej używają ich do świątecznych wypieków. Najlepszy miąższ
znajdziemy w uschniętym kokosie. Na wyspie Fehendhoo możesz zjeść taki miąższ
dzięki chęci miejscowego człowieka. Również pokazał nam, co można zrobić z
kokosem, z którego właśnie zaczęło rosnąć nowe drzewo, ale o tym będzie nieco
dalej. Będąc na wyspie Fehendhoo musimy przestawić nasze myślenie i zacząć
cieszyć się życiem. Jeśli rejon, w którym mieszkasz w Polsce powoduje, że
często narzekasz, wszędzie musisz gonić za wszystkim i wiecznie nie masz czasu,
to tutejsi ludzie pokażą ci swoim stylem życia, że nie wiele potrzeba do szczęśliwego
życia. Przede wszystkim uśmiechajmy się do każdej napotkanej osoby, pozdrawiajmy
każdego i najlepiej kiedy, to my wyjdziemy z inicjatywą. Pozdrawiaj nawet tych,
którzy pracują przy murach i betoniarce. Wiesz jakie to jest miłe, gdy
gospodarz o poranku grabi liście i kwiaty, a na twój widok rzuca swoje zajęcie
i idzie z tobą do kawiarni, gdzie zaraz zjecie wspólne śniadanie? A same
śniadania, obiady lub kolacje też nie są tylko obowiązkiem dla gospodarza. To
pora, kiedy porozmawia z tobą, opowie ci o swoich przeżyciach, doświadczeniu,
ale wypyta cię również o twój kraj i jak się tam żyje. Oni są bardzo ciekawi
świata, tyle że nie myślą, żeby podróżować. Gospodarz bardzo dużo rozmawiał z
nami i tradycją się stało, że co wieczór, po godzinie 21.00 piliśmy razem
herbatę na otwartej przestrzeni naszego guest house’a o nazwie Fehendhoo Stay,
a o 22.00 szliśmy razem na zupełnie ciemną, nieoświetloną plażę, gdzie
podziwialiśmy kraby przy latarkach oraz świecący plankton w oceanie.
Rozgwieżdżone niebo w takim miejscu to już prawdziwie górna półka! Z takich
wspólnych wieczorów dowiedziałem się między innymi, że Naeem pracował w latach
1989-2014 w ośmiu resortach, a od 2014 roku prowadzi swój własny obiekt. Pokazał
mi swoje CV. Doświadczenie więc miał ogromne. Wiedział, czego ludzie
potrzebują. Najważniejsze, że jemu się chce i zrobi wszystko, żebyś wspominał
jego wyspę jak najlepiej.
Naeem, jego czteroletni syn Michelle (rok 2019) oraz jego żona - Sarifa
Naeem, jego czteroletni syn Michelle (rok 2019) oraz jego żona - Sarifa
Trudno nie wspomnieć o żonie gospodarza, która
jest bardzo serdeczną i otwartą kobietą. Sarifa, bo o niej jest mowa, jest
mistrzynią miejscowej kuchni i również przysiada się do nas, żeby porozmawiać.
Jest zawsze uśmiechnięta. Warto okazać zainteresowanie jej daniami, ponieważ
będzie chciała opowiedzieć coś więcej o tym, co przyrządza i nawet jednego dnia
pod jej okiem sami zrobimy danie główne ze składników, które ona nam
przygotuje. Sarifa zawsze pokaże nam ciekawe owoce, przyprawy, czy ryby, które
będzie używać do naszych posiłków. Właśnie takie rozmowy i wymiany zachęt
powodują, że zacieśniają się więzi i budujemy bardzo piękne wspomnienia.
Zaczynasz się zastanawiać, czy w moim kraju nie mogłoby być tak samo? Po przyjeździe
do Polski odczuwasz takie przygnębienie, bo znowu słyszysz przekleństwa,
zdenerwowanie, frustrację, wydzieranie się matki po dziecku, bo znowu chce coś z półki
sklepowej, czy spotykasz się z wyzwiskami na drodze… Takich sytuacji,
można by wymienić znacznie więcej… Gospodarz guest house’a to nie jedyna
ciekawa osoba, bo oprócz lokalnych mieszkańców, mieliśmy okazję poznać
właściciela naszego obiektu wypoczynkowego. Jest nim Ali, który ma dwie żony i
dziesięcioro dzieci. Jego żony są w całości ubrane na czarno i dodatkowo mają
zakrytą całą twarz. Mają tylko wycięcie na oczy. Ten czarny strój nazywa się
czador, a chusta z wycięciem na oczy to nikab. Na pierwszy rzut oka takie
kobiety wydają ci się nieprzystępne i być może traktowane jak rzecz. W
rzeczywistości, wystarczy usiąść w południe na otwartej przestrzeni w obiekcie,
a zaczną z tobą rozmowę. One również są ciekawe innych ludzi i tego, jak żyją.
Kiedy zobaczyły oparzenia na skórze od razu pobiegły po aloes rosnący gdzieś w
pobliżu i zaczęły smarować oparzone miejsca na rękach. Sam właściciel ma takie
samo nastawienie, jak Naeem – jest uśmiechnięty i rozmowny. Też stara się
pokazać różne owoce, przyprawy i inne rzeczy, których my nie znamy.
Lokalna kobieta mieszkająca na Fehendhoo - przygotowuje aloes na poparzoną skórę dla nas oraz jedna z dwóch żon właściciela obiektu Fehendhoo Stay (ma założony czador i nikab)
Życie na Fehendhoo i rozmowa z drugą żoną właściciela Fehendhoo Stay
Bardzo częsty widok na wyspie
Dzieci właściciela Fehendhoo Stay (w roku 2019 miał dziesięcioro dzieci!)
Na przeciwko naszego guest house mieszka wielodzietna rodzina. Wystarczy popatrzeć na te małe buciki. Na Fehendhoo żyją w większości wielodzietne rodziny. Nasz gospodarz w roku 2019 miał czworo dzieci
Lokalna kobieta mieszkająca na Fehendhoo - przygotowuje aloes na poparzoną skórę dla nas oraz jedna z dwóch żon właściciela obiektu Fehendhoo Stay (ma założony czador i nikab)
Życie na Fehendhoo i rozmowa z drugą żoną właściciela Fehendhoo Stay
Bardzo częsty widok na wyspie
Dzieci właściciela Fehendhoo Stay (w roku 2019 miał dziesięcioro dzieci!)
Na przeciwko naszego guest house mieszka wielodzietna rodzina. Wystarczy popatrzeć na te małe buciki. Na Fehendhoo żyją w większości wielodzietne rodziny. Nasz gospodarz w roku 2019 miał czworo dzieci
FEHENDHOO – PRZYBYCIE NA MIEJSCE I OBIEKT
FEHENDHOO STAY
Od pierwszego momentu poczułem, że na Fehendhoo
będzie rewelacyjnie. Naeem kazał nam na początku zostawić bagaże na molo,
zupełnie bez żadnej opieki, a my mieliśmy iść za nim. Dla Polaka to nie do
pomyślenia, żeby zostawić swoje walizki w nieznanym miejscu ot tak sobie... Jak
się później okazało, to zupełnie normalne, ponieważ tutejsi ludzie wszystko
zostawiają na molo nawet na kilka dni i zabierają tylko wtedy, kiedy potrzebują
danej rzeczy. Każdy dom na wyspie jest otwarty, a ludzie są bardzo serdeczni i
uśmiechnięci. Na początku, jak na gospodarza przystało, jego gość musi być
najedzony, dlatego zaprowadził nas do jedynej kawiarni na wyspie, będącej
również lokalną restauracją, gdzie kazał nam usiąść przy stoliku. Klimat tego
miejsca bardzo mi się spodobał, ponieważ czułem prawdziwe wiejskie życie. Nie
zobaczyliśmy tu luksusów, marmurów, ani innych zdobień. Wszystko, co
widzieliśmy było proste i takie miejscowe. Kilka drewnianych stołów, plastikowe
krzesła, umywalka obita sklejką i dużo roślinności dookoła. Trzeba przyznać, że
poziom higieny jest taki sam, jak u nas, więc nie ma żadnych obaw. Dodatkowo
mamy do dyspozycji zewnętrzną umywalkę i mydło w płynie, więc możemy umyć ręce.
Na początku żona gospodarza przygotowuje coś na wzór spaghetti, ale przyprawione
malediwskimi przyprawami – takich z pewnością u nas nie dostaniemy.
Po zjedzeniu obfitego obiadu dostajemy soki oraz
wodę. Później rozpoczyna się rozmowa z gospodarzem, który mówi o której
godzinie przyjść na kolację. Po bardzo dobrym obiedzie poszliśmy z gospodarzem do
guest house o nazwie Fehendhoo Stay wybrać nasz pokój. Walizki już stoją na
korytarzu, bo w międzyczasie Ashik – pomocnik gospodarza zanosi je w trakcie
naszego obiadu. Nie przywiązywałem do tego większej uwagi, dlatego wziąłem pierwszy
pokój. Nic w nim nie brakowało – było bardzo czysto. Łazienka również była
bardzo czysta i w kafelkach. Najbardziej zdziwiły mnie kurki do odkręcania
wody. Mają ich zdecydowanie więcej niż my – Europejczycy. Dwa z nich wystają ze
ściany i tyle… Nie widać żadnej rury, dlatego musisz spróbować o co chodzi.
Druga sprawa, to elektryczny ogrzewacz wody, który jest zamontowany na
wysokości 2,1m. Tam również znajduje się kurek do odkręcenia wody, która będzie
ogrzana. Dla niskiej osoby będzie to z pewnością wyzwanie. To nie złośliwość
właściciela obiektu, ale tak jest we wszystkich hotelach. Z ogrzewacza woda
jest wyprowadzona wężem bezpośrednio na największy prysznic z ustawieniami
strumienia wody. Obok mamy dostępne jeszcze dwa mniejsze – jeden ruchomy, a drugi
na stałe przymocowany do ściany, służący do polewania z góry. W ubikacjach nie
ma szczotki do czyszczenia toalety. Jest za to malutki prysznic z kurkiem
wystającym bezpośrednio ze ściany. Z tego małego prysznica leci woda o podwyższonym
ciśnieniu i służy ona do czyszczenia toalety. Przyznam, że pomysł jest bardzo
ciekawy, bo higieniczny i przede wszystkim bardzo szybki. Drugi samotnie
wystający kurek ze ściany zakręca dopływ wody do pryszniców zawieszonych na
ścianie. Polecam wypróbować wszystkie prysznice i kurki, żeby wiedzieć jak to
działa. Trzeba pamiętać, że w obiekcie tylko dwa pokoje mają okna na zewnątrz,
a trzy kolejne mają okna na korytarz wewnętrzny. Z drugiej strony okno ci się
nie przyda, bo w pokoju jest klimatyzacja i kiedy otworzysz okno poczujesz
nagłe uderzenie wilgotnego gorąca. Z drugiej strony, ze względu na temperatury,
nie będziesz przebywać w pokoju w ciągu dnia. W nocy jest 27’C, a w ciągu dnia
31-32’C.
Guest house Fehendhoo Stay
Obiekt ma dużo ciekawej zewnętrznej przestrzeni z
siedzeniami i huśtawką. Jest bardzo czysto i przede wszystkim egzotycznie, bo
siedzimy na wykafelkowanych ławkach owiniętych plecionymi matami przy palmach
kokosowych. Przy recepcji jest dużo miejsca, gdzie zazwyczaj pije się herbatę.
To również otwarta przestrzeń, tyle że z góry jest zadaszona plecionymi matami.
Przy drugim wejściu do obiektu mamy dodatkowo zewnętrzny prysznic z kranem u
dołu, gdzie możemy opłukać nogi, albo obmyć się cali po kąpielach nad jedną z
plaż. Mogłoby się wydawać, że Fehendhoo jest wyspą, więc będzie duży problem z
wodą. Tutaj jest zupełnie inaczej. Wody nie brakuje i leje się ją codziennie
kilka razy dziennie na główną drogę, żeby się nie kurzyło. Woda pochodzi z
odsalania wód oceanicznych, stąd mamy jej nieograniczoną ilość. Odsalanie nie
jest oczywiście tak dobre, żeby woda nadawała się do picia (czuć lekko słony
smak), bo taki proces kosztuje krocie i zużywa mnóstwo energii, ale do mycia
taka woda jest idealna, stąd higiena stoi na najwyższym poziomie. Za prysznicem
znajduje się wąskie przejście prowadzące do… pralki na dworze, rozciągniętych
sznurów na pranie, stojaka na 6 wędek Naeem’a i kapoków oraz sprzętu do
snurkowania. Pranie mamy za darmo. Automatyczną pralkę włączamy sobie sami.
Proszek mamy do dyspozycji w dużych ilościach. Zdziwiłem się, ile oni sypią go
do pralki. Prawie, jak piasek do betoniarki... Brakuje tylko żeby wsypywali go
łopatą…
Otwarta przestrzeń w Fehendhoo Stay
Obiekt Fehendhoo Stay widziany z drogi głównej
W środku Fehendo Stay
Fehendhoo Stay widziany z drogi głównej
Po zakwaterowaniu, zanim pójdziemy spać po długiej
podróży gospodarz pokaże nam atrakcyjne plaże i powie, gdzie można kąpać się w
bikini, a gdzie lepiej tego nie robić. W pokoju hotelowym, na ścianie, mamy wywieszoną informację, jaki jest właściwy ubiór na terenach publicznych
(mężczyźni przynajmniej krótkie spodenki i krótka koszulka, a kobiety sukienka
do kolan). Dodatkowo nie można ściskać się i całować w miejscach publicznych, chcąc np. wyrazić miłość. Na początku idziemy zobaczyć główną, publiczną plażę z
przepiękną laguną i widokiem na wyspę, z której przypłynęliśmy – Goidhoo. Laguna
jest tak cudowna, że po przejściu całej plaży można iść jeszcze długim, piaszczystym
cyplem, wcinającym się w głąb laguny, skąd mamy niesamowite widoki. Drugie
miejsce, to okolice przystani. Tutaj mamy szeroką plażę i potężne drzewa
namorzynowe. To przy molo głównym jest największe – jego pień, składający się z
setek korzeni ma aż 7 metrów średnicy!!! Człowiek jest przy nim taki malutki!
Na wprost molo widzimy małą wysepkę. Na jej wysokości widać wyraźne niebieskie
oko, czyli krystalicznie czystą, turkusową wodę w kształcie wielkiego oka.
Dookoła niego możemy podziwiać piękną rafę koralową. Jeśli umiesz pływać, warto
popłynąć tam wpław (około 200m) i pokrążyć w niebieskim oku. Drogę powrotną na
brzeg ułatwi ci prąd morski, który powoli będzie „wyrzucał” cię na brzeg. Warto
wtedy wyciągnąć podwodne GoPro i utrzymywać się nieruchomo na powierzchni wody.
Można wtedy nakręcić film, jakbyś skanował dno… Kolejne plaże, jakie poznamy
to… prywatne plaże.
Publiczna plaża odległa o 100m od naszego guest house i laguna przy plaży z widokiem na wyspę Goidhoo
Przystań w Fehendhoo i widoczne 'niebieskie oko' po lewej stronie małej wysepki w oddali
Olbrzymie drzewo przy przystani
Olbrzymie drzewo przy przystani
Pokoje z Fehendhoo Stay mają swoje prywatne plaże,
dlatego polecam zapoznać się z ich położeniem. Naeem zaprowadzi nas do
tropikalnego lasu, gdzie nie ma żadnych komarów, much, ani pająków. W dwie lub
trzy minuty przejdziemy całą wioskę. W lesie musimy liczyć ścieżki skręcające
w lewo. Druga i trzecia jest nasza. Tutaj możemy skręcać i iść na nasze plaże.
Nie ma się co obawiać. Wędrówka przez las to nie więcej niż 100 metrów spacerkiem, a
ścieżka prowadząca na prywatną plażę, to zaledwie 20 metrów wśród palm
kokosowych. Jeśli nie mamy pewności, gdzie rozpoczyna się pierwsza ścieżka, to powiem,
że przecina ją pochylona palma kokosowa (omawiana plaża należy do obiektu Fehendhoo
White Lagoon). Nasze plaże są urokliwe i mamy gwarancję, że będziemy na niej
TYLKO my! Plaża nr 1 ma dodatkowo czerwony kajak, dzięki czemu, można zrobić
sobie dodatkowe, ciekawe wycieczki po okolicy, a nawet opływając całą wyspę – bo
kto ci zabroni? Ja wypłynąłem w przeciwną stronę aż do sand banku, który
miejscowi nazywają To-Fa, a umiejscowiony jest pomiędzy wyspą Fehendhoo, a Fulhadhoo.
Druga plaża jest przygotowana dla rodziny z dziećmi, ponieważ do dyspozycji mamy
więcej leżaków i siedzeń. Obie znajdują się w odległości około 25m. Po
pokazaniu wszystkich plaż obowiązkowo musimy poznać jeszcze wioskę. Jest
niewielka, dlatego gospodarz pokaże nam najważniejsze punkty, takie jak
przychodnia (gdyby była taka potrzeba, to idziemy tam z gospodarzem), sklep z
podstawowymi artykułami, meczet, generator prądu, czy też boisko do gry w
piłkę. Pomimo tak małej wyspy i wioski miałem wrażenie, że jest samowystarczalna.
Po zdobyciu kilku przydatnych informacji możemy położyć się spać, bo z
pewnością dopadł nas jet lag, czyli rozregulowanie dobowego rytmu organizmu
wynikające ze zmiany strefy czasowej w krótkim czasie (w naszym przypadku w
kilka godzin zmieniamy cztery godziny do przodu).
Prywatna plaża z kajakiem
Prywatna plaża z kajakiem i widok na ocean
Dwie prywatne plaże należące do Fehendhoo Stay widoczne z poziomu wody
Druga prywatna plaża Fehendhoo Stay dla rodzin
Meczet na Fehendhoo
A co jemy w Fehendhoo Stay? Sam obiekt nie ma własnej restauracji, dlatego chodzimy kilkadziesiąt metrów, do jedynej kawiarni na wyspie. Prowadzi ją Naeem, więc czujemy się jak u siebie. Jego żona, Sarifa, przygotowuje nam bardzo pyszne posiłki. Jesteśmy na lokalnej wyspie, dlatego nie nastawiajmy się na bogate menu, ponieważ śniadania, obiady i kolacje robi się głównie z tego, co jest dostępne na wyspie. Nie trudno się domyśleć, że głównym składnikiem dań będą ryby lub inne owoce morza. A coś typowo malediwskiego? Z pewnością jest coś, co zapamiętamy na długo! To pyszne placki malediwskie, które są serwowane na śniadanie. Są bardzo dobre, lekkie i pożywne. Najemy się nimi do oporu, ale nie poczujemy się ociężali. Placki robione są z owoców z drzewa chlebowego, a równolegle Sarifa przygotowuje lekko suche mięso z tuńczyka. Łyżką lub gołymi rękoma wsypujemy garść suchego tuńczyka (mięso jest rozdrobnione na wiórki). Placek składamy na cztery lub rolujemy. Do jednego z nich Ashik przynosi dodatkowo jajko sadzone. Kładziemy je na placek, wsypujemy garść tuńczyka i wszystko rolujemy. Może pomyślisz, jak smakują placki z tuńczykiem?... Są pyszne! Codziennie będziesz chciał je jeść. Do placków dostajemy pokrojoną papaję na talerzu oraz sok owocowy i wodę, gdybyśmy chcieli go rozcieńczyć. Na obiad lub kolację będziemy mieli okazję zjeść kartofle, ryż lub spaghetti z kolejną rybą i sałatkami warzywnymi. Tym razem będzie to wahoo. Kiedy pierwszy raz spróbowaliśmy tej ryby, chcieliśmy jeść ją częściej na kolację, bo ma niepowtarzalny, delikatny smak i jest bardzo miękka. Ości są bardzo grube i rozmieszczone równo, co 1cm, więc nie ma ryzyka przegapienia mniejszych ości. Dla Naeem'a 'załatwienie' tej ryby nie jest żadnym problemem, bo przecież ma dostępne nieograniczone wody oceanu. On wie, gdzie wyłowić te ryby. Zresztą jest zawodowym wędkarzem i pokazał nam nawet sześć wędek, którymi się posługuje. Jednego dnia mieliśmy nawet okazję zobaczyć, jak przyniósł wiaderko złowionych ryb. Na Malediwach ryby łowi się szybko, nie tak, jak emeryci nad polskimi stawami, bo po prostu ich tam nie ma. Jeśli ktoś lubi, na śniadanie może zamówić sobie angielskie śniadanie. Myślę, że nie po to przylatywaliśmy tyle kilometrów, żeby jeść to, co u nas jest łatwo dostępne. Lepiej przerzucić się na ryby prosto z oceanu. Kolejną pyszną potrawą jest ryż z malediwskimi przyprawami (morangi - taką nazwę własną usłyszałem oraz drumstick - angielska nazwa drugiej przyprawy) i tuńczykiem z zupy rybnej. Jednego dnia przygotowujemy własnymi rękami to danie, żebyśmy jeszcze bardziej zapamiętali Fehendhoo. Do ugotowanego ryżu wsypujemy rozdrobniony tuńczyk z zupy rybnej i posypujemy obiema, wymienionymi przyprawami. Na koniec to wszystko polewamy zupą rybną i mieszamy wszystkie składniki. Danie jest po prostu pyszne! Uznaliśmy je za nr 1 na Malediwach. Do kolacji jest podawany rosół. Nie taki, jak my znamy w Europie, ale taki prawdziwie malediwski. Również w zupie będzie pływać makaron, ale przyprawiona jest ziołami, które występują na tutejszej wyspie, dlatego smak jest zupełnie inny. Porcje zawsze są duże i na pewno się najemy do syta. W większości przypadków ostatnie kęsy zjadaliśmy już na siłę. Chociaż na wyspie serwują tylko sześć dań, to w zupełności one wystarczają pod względem rozmaitości i smaku. Pod względem jakości dań, sposobu podania i obsługi wystawiłbym tej jedynej i skromnej restauracji/kawiarni najwyższą ocenę. Czujemy się naprawdę 'swojsko'. Wszyscy, którzy przybywają na Fehendhoo przychodzą tutaj i zamawiają dania na konkretne godziny. Podczas naszych wakacji, zdarzyło się, że na wyspę przyjechali politycy z rządu malediwskiego, w celu przeprowadzenia kampanii wyborczej (wybory odbyły się 6 kwietnia 2019 roku). Przez trzy dni jedli te same śniadania, obiady i kolacje, co my i mieliśmy okazję siedzieć obok nich. Codziennie przychodzili elegancko ubrani 'pod krawatem', a wszyscy witali się, jakbyśmy znali się od dawna...
Malediwskie placki z owoców z drzewa chlebowego i z tuńczykiem. Placki przegryzamy papają.
Kawa po śniadaniu
Owoc drzewa chlebowego
Śniadanie w kawiarni. Jak zauważysz, pod stołem nie ma podłogi. Chodzimy po piasku.
Lokalne ogłoszenie w kawiarni po malediwsku oraz dania, które są tutaj przygotowywane. Jeśli jesteśmy z rodzaju 'gluten free', to musimy być świadomi, że potrawy będą głównie lokalne z dużą ilością ryb
Naeem 'załatwi' od ręki każdą ilość ryb... Prosto z oceanu...
Lokalny rosół
Sycąca ryba wahoo na kolację
Chipsy, a raczej prażynki, które są podawane do każdego sosu. Są przepyszne!
Kolacja o godzinie 19.00 - przypiekane kartofle, kurczak i sałatka z kapusty (jedyne danie obiadowe, które nie jest lokalne)
Bardzo pyszne ciasto. Gdyby tylko u nas takie robili...
Sos z kawałkami kurczaka, który jemy z prażynkami
Makaron z jajkiem przyprawiony malediwskimi przyprawami - jest bardzo dobry
Meczet na Fehendhoo
A co jemy w Fehendhoo Stay? Sam obiekt nie ma własnej restauracji, dlatego chodzimy kilkadziesiąt metrów, do jedynej kawiarni na wyspie. Prowadzi ją Naeem, więc czujemy się jak u siebie. Jego żona, Sarifa, przygotowuje nam bardzo pyszne posiłki. Jesteśmy na lokalnej wyspie, dlatego nie nastawiajmy się na bogate menu, ponieważ śniadania, obiady i kolacje robi się głównie z tego, co jest dostępne na wyspie. Nie trudno się domyśleć, że głównym składnikiem dań będą ryby lub inne owoce morza. A coś typowo malediwskiego? Z pewnością jest coś, co zapamiętamy na długo! To pyszne placki malediwskie, które są serwowane na śniadanie. Są bardzo dobre, lekkie i pożywne. Najemy się nimi do oporu, ale nie poczujemy się ociężali. Placki robione są z owoców z drzewa chlebowego, a równolegle Sarifa przygotowuje lekko suche mięso z tuńczyka. Łyżką lub gołymi rękoma wsypujemy garść suchego tuńczyka (mięso jest rozdrobnione na wiórki). Placek składamy na cztery lub rolujemy. Do jednego z nich Ashik przynosi dodatkowo jajko sadzone. Kładziemy je na placek, wsypujemy garść tuńczyka i wszystko rolujemy. Może pomyślisz, jak smakują placki z tuńczykiem?... Są pyszne! Codziennie będziesz chciał je jeść. Do placków dostajemy pokrojoną papaję na talerzu oraz sok owocowy i wodę, gdybyśmy chcieli go rozcieńczyć. Na obiad lub kolację będziemy mieli okazję zjeść kartofle, ryż lub spaghetti z kolejną rybą i sałatkami warzywnymi. Tym razem będzie to wahoo. Kiedy pierwszy raz spróbowaliśmy tej ryby, chcieliśmy jeść ją częściej na kolację, bo ma niepowtarzalny, delikatny smak i jest bardzo miękka. Ości są bardzo grube i rozmieszczone równo, co 1cm, więc nie ma ryzyka przegapienia mniejszych ości. Dla Naeem'a 'załatwienie' tej ryby nie jest żadnym problemem, bo przecież ma dostępne nieograniczone wody oceanu. On wie, gdzie wyłowić te ryby. Zresztą jest zawodowym wędkarzem i pokazał nam nawet sześć wędek, którymi się posługuje. Jednego dnia mieliśmy nawet okazję zobaczyć, jak przyniósł wiaderko złowionych ryb. Na Malediwach ryby łowi się szybko, nie tak, jak emeryci nad polskimi stawami, bo po prostu ich tam nie ma. Jeśli ktoś lubi, na śniadanie może zamówić sobie angielskie śniadanie. Myślę, że nie po to przylatywaliśmy tyle kilometrów, żeby jeść to, co u nas jest łatwo dostępne. Lepiej przerzucić się na ryby prosto z oceanu. Kolejną pyszną potrawą jest ryż z malediwskimi przyprawami (morangi - taką nazwę własną usłyszałem oraz drumstick - angielska nazwa drugiej przyprawy) i tuńczykiem z zupy rybnej. Jednego dnia przygotowujemy własnymi rękami to danie, żebyśmy jeszcze bardziej zapamiętali Fehendhoo. Do ugotowanego ryżu wsypujemy rozdrobniony tuńczyk z zupy rybnej i posypujemy obiema, wymienionymi przyprawami. Na koniec to wszystko polewamy zupą rybną i mieszamy wszystkie składniki. Danie jest po prostu pyszne! Uznaliśmy je za nr 1 na Malediwach. Do kolacji jest podawany rosół. Nie taki, jak my znamy w Europie, ale taki prawdziwie malediwski. Również w zupie będzie pływać makaron, ale przyprawiona jest ziołami, które występują na tutejszej wyspie, dlatego smak jest zupełnie inny. Porcje zawsze są duże i na pewno się najemy do syta. W większości przypadków ostatnie kęsy zjadaliśmy już na siłę. Chociaż na wyspie serwują tylko sześć dań, to w zupełności one wystarczają pod względem rozmaitości i smaku. Pod względem jakości dań, sposobu podania i obsługi wystawiłbym tej jedynej i skromnej restauracji/kawiarni najwyższą ocenę. Czujemy się naprawdę 'swojsko'. Wszyscy, którzy przybywają na Fehendhoo przychodzą tutaj i zamawiają dania na konkretne godziny. Podczas naszych wakacji, zdarzyło się, że na wyspę przyjechali politycy z rządu malediwskiego, w celu przeprowadzenia kampanii wyborczej (wybory odbyły się 6 kwietnia 2019 roku). Przez trzy dni jedli te same śniadania, obiady i kolacje, co my i mieliśmy okazję siedzieć obok nich. Codziennie przychodzili elegancko ubrani 'pod krawatem', a wszyscy witali się, jakbyśmy znali się od dawna...
Malediwskie placki z owoców z drzewa chlebowego i z tuńczykiem. Placki przegryzamy papają.
Kawa po śniadaniu
Owoc drzewa chlebowego
Śniadanie w kawiarni. Jak zauważysz, pod stołem nie ma podłogi. Chodzimy po piasku.
Lokalne ogłoszenie w kawiarni po malediwsku oraz dania, które są tutaj przygotowywane. Jeśli jesteśmy z rodzaju 'gluten free', to musimy być świadomi, że potrawy będą głównie lokalne z dużą ilością ryb
Naeem 'załatwi' od ręki każdą ilość ryb... Prosto z oceanu...
Lokalny rosół
Sycąca ryba wahoo na kolację
Chipsy, a raczej prażynki, które są podawane do każdego sosu. Są przepyszne!
Kolacja o godzinie 19.00 - przypiekane kartofle, kurczak i sałatka z kapusty (jedyne danie obiadowe, które nie jest lokalne)
Bardzo pyszne ciasto. Gdyby tylko u nas takie robili...
Sos z kawałkami kurczaka, który jemy z prażynkami
Makaron z jajkiem przyprawiony malediwskimi przyprawami - jest bardzo dobry
FEHENDHOO – ATRAKCJE I WYCIECZKI
To chyba najważniejsza część całego artykułu – jak
aktywnie spędzić czas na Fehendhoo i w okolicach tej wyspy. Widziałem jak inni
ludzie odpoczywali na wyspie lub sąsiednich wyspach i stwierdziłem, że albo są
mało aktywni, albo nie mieli pomysłu na swoje wakacje. A może odpowiadało im
leniuchowanie?... Tego nie wiem. Ja postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
Jeszcze w Male Dorota powiedziała mi, że gospodarz Naeem ma swoją małą łódź,
Wystarczyło z nim porozmawiać, a on zawiózł nas w każde miejsce. W trakcie
oprowadzania po wyspie zapytał, czy chcemy zobaczyć coś więcej. Ja
odpowiedziałem, że tak. Wymieniłem mu, co chciałbym zobaczyć i jakie mam
pomysły. Kiedy nadszedł czas kolacji, Naeem przyszedł z kalendarzem biurowym i
zanotował wszystkie moje uwagi. Napisał nawet godziny, kiedy może mnie zabrać i
kiedy możemy wrócić na Fehendhoo. Trzeba pamiętać, że w godzinach od
11.00-14.00 jest tak intensywne słońce, że w omawianym przedziale czasowym nie
zaczyna się wycieczek. O godzinie 10.00 zazwyczaj gospodarz odbiera nowych
turystów z Goidhoo. Z tego powodu wycieczki rozpoczynają się o godzinie 9.00
lub 9.15. Dla mnie to idealna pora, ponieważ jest jeszcze wcześnie i światło do
zdjęć jest idealne. Na czas największego słońca najlepiej wejść w całości do
wody. Po ustaleniu rodzajów wycieczek, razem umawiacie się na ceny. Jako, że
wszystko mi odpowiadało, rozplanowałem wszystko, co miałem w głowie tak, żeby
zobaczyć jak najwięcej. Wiedziałem, że mój plan musi się udać!
Lista moich wycieczek wyglądała tak (płatne po
dogadaniu z gospodarzem):
1. SNURKOWANIE I SAND BANK FAREEDHAAFINOLHU (przez
miejscowych nazywany To-Fa)
Snurkowanie na rafach koralowych, nagrywanie
podwodnych filmów, przybycie na sand bank To-Fa w kształcie litery „S” na
środku laguny, opłynięcie wyspy Fehendhoo i pływanie w głębokich wodach, gdzie
można zobaczyć manty i żółwie morskie.
2. RESORT FINOLHU
Wyjazd do resortu Finolhu na
wyspie o takiej samej nazwie, odległego o około 13km od Fehendhoo. Dla
kontrastu, chciałem zobaczyć bogate Malediwy na prywatnej wyspie z hotelem all
inclusive i domami na balach. Na wyspie mamy wykupiony pakiet z obiadem i
napojami.
3. SAND BANK RAHKAIRIFINOLHU
Popłynięcie na sand
bank za wyspą Fulhadhoo, gdzie w jednym ciągu mamy cztery sand banki. Kończy je
malutka, bezludna wysepka z drzewami. Wszystkie sand banki otacza niesamowita
laguna, gdzie możemy zobaczyć 50cm rekiny i inne ryby. Na piaskową wysepkę
zabieramy ze sobą leżak i parasol, żeby osłonić się przed słońcem. Dodatkowo
zabieramy ze sobą obiad, który zjemy na liściu bananowca. Główną atrakcją
będzie pływanie i podziwianie pięknych widoków
4. WYSPA FULHADHOO
To druga rajska wyspa, którą
koniecznie chciałem zobaczyć. Słynie przede wszystkim z pięknej palmowej alei,
niesamowitego lasu tropikalnego, bajecznej plaży z widokiem na ciąg sand banków
i bardzo dużą lagunę oraz z pięknej wioski ze szkołą podstawową i meczetem.
5. POSZUKIWANIE PŁASZCZEK
Wypłynięcie na głębiny w poszukiwaniu mant lub
płaszczek, pływanie w wodach średniej głębokości (5-10m) w celu zobaczenia
bardziej rozbudowanej rafy koralowej, pływanie w niebieskim oku przy wysepce na
wprost od przystani Fehendhoo, nieplanowane łapanie ośmiornicy.
I mniejsze wycieczki, które są związane z naszą wyspą,
które organizujemy sobie sami (te są bez opłat):
1. FEHENDHOO NOCĄ
Podziwianie życia nocnego na plaży (setki krabów i świecący plankton) oraz widok na naszą Galaktykę, podziwianie nocnego nieba pełnego gwiazd.
Podziwianie życia nocnego na plaży (setki krabów i świecący plankton) oraz widok na naszą Galaktykę, podziwianie nocnego nieba pełnego gwiazd.
2. PŁYWANIE KAJAKIEM
Pływanie kajakiem w rejonie sand banku To-Fa i poszukiwanie płaszczek.
Pływanie kajakiem w rejonie sand banku To-Fa i poszukiwanie płaszczek.
3. BIKINI BEACH
Przejście całego lasu tropikalnego na Fehendhoo, podziwianie niesamowitej plaży na końcu wyspy (bikini beach) wraz z cudowną laguną z widokiem na wyspę Fulhadhoo. Pływanie w lagunie.
Przejście całego lasu tropikalnego na Fehendhoo, podziwianie niesamowitej plaży na końcu wyspy (bikini beach) wraz z cudowną laguną z widokiem na wyspę Fulhadhoo. Pływanie w lagunie.
Jeśli mówimy o wycieczkach, to ile ludzi, tyle
pomysłów – najważniejsze, żeby zobaczyć jak najwięcej a przy tym być aktywnym.
W końcu będzie trzeba dużo pływać. Dodatkowo można zgłosić się na nurkowanie
głębinowe, gdzie przejdziemy specjalne szkolenie pod okiem zawodowych nurków
(szkołę nurkowania Aqua Blue prowadzi profesjonalne małżeństwo: Niemiec i
Japonka). Można też popłynąć na wyspę Goidhoo, ale z relacji Doroty
wiedzieliśmy, że nie jest to ciekawa wyspa. Jedyną atrakcją może być tam
jezioro, gdzie żyją kraby. Sam zbiornik wodny jednak nie jest szczególnie
atrakcyjny, więc odpuściłem sobie ten punkt programu. Zależało mi głównie na
egzotycznych widokach z palmami i pięknymi lagunami, czyli to, co cieszy oczy
najbardziej.
Poza planowanymi wycieczkami i atrakcjami z
pewnością będziesz mógł posmakować ciekawych rzeczy na Fehendhoo, o których
opowie ci Naeem z jego żoną Sarifą. Nawet będziesz miał jeden dzień, kiedy przygotują
składniki, a ty będziesz przyrządzać swój obiad gołymi rękoma bez żadnych
sztućców i sprzętów. To są wspaniałe rzeczy, które budują piękne wspomnienia.
WYCIECZKI WYMYŚLONE PRZEZE MNIE – JAK WYGLĄDAŁY?
1. SNURKOWANIE I SAND BANK FAREEDHAAFINOLHU
Jeśli nie umiesz pływać, to nie jest żaden problem, ponieważ na rafy koralowe
wypływamy na płycizny, gdzie wodę mamy do wysokości pasa. Z naszego obiektu
zabraliśmy kamizelki do pływania, płetwy na stopy, jeśli ktoś chciał, okulary z
rurką do snurkowania i przede wszystkim podwodną kamerę. Z przystani w
Fehendhoo wypłynęliśmy rano do pierwszego, jasnego, niebieskiego oka,
widocznego po lewej stronie wyspy, gdzie widać ciemne plamy. Te plamy to
koralowce. Z poziomu łodzi nigdy bym nie domyślił się, że tutaj występuje bogate
i kolorowe życie podwodne. Z małej łodzi, którą Naeem zatrzymał w miejscu,
gdzie widać piaszczyste dno, mogliśmy zeskoczyć do laguny bezpośrednio z burty.
Woda sięgała nam tylko do poziomu pasa. Koralowce są dość ostre i łatwo można
skaleczyć stopy, dlatego w miejscu, gdzie widać piaszczyste dno Naeem pokazał
nam, żeby ubrać kamizelkę, a jedną z nich dodatkowo rzucić rozłożoną na
powierzchni wody. Kiedy położyłem się na niej, mogłem swobodnie unosić się na
wodzie. Dzięki temu przepływałem nad koralowcami i je podziwiałem. Wszystko
wydawało mi się takie martwe, ale kiedy założyłem okulary i zajrzałem pod
powierzchnię wody, zdziwiłem się, jakie ławice kolorowych ryb pływały wokół
nas! Wszędzie krążyły ryby o wielkości 10-15cm z niebieskim okiem w tylnej
części ciała, które były ciekawskie. Szczególnie podpływały do kamery i
zaglądały do mojego podwodnego oka. Jeśli jedna ryba skończyła obserwacje, to
za chwilę podpływała druga i również patrzyła, co się dzieje. Najważniejsze,
żeby się nie ruszać, a jedynie unosić na powierzchni wody przy pomocy
kamizelki. Teren z rafą koralową jest bardzo duży, dlatego co kilka minut
zmienialiśmy „ciemną plamę” na powierzchni wielkiego, niebieskiego oka, żeby
zobaczyć coś innego. Trzeba przyznać, że podwodny świat jest niesamowity! Mówię
to ja – osoba, która pierwszy raz wypłynęła na rafę koralową. Od molo w
Fehendhoo do tego oka mamy około 400m odległości.
Ciekawskie ryby zaglądające do obiektywu
Snurkowanie na bardzo płytkich rafach - tutaj pływają całe ławice ryb
Ciekawskie ryby zaglądające do obiektywu
Snurkowanie na bardzo płytkich rafach - tutaj pływają całe ławice ryb
Po nacieszeniu oczu wspaniałymi, podwodnymi
widokami, przyszedł czas na drugą atrakcję – sand bank Fareedhaafinolhu w
kształcie litery „S”. Znajduje się on 420m od zachodniego końca naszej wyspy
Fehendhoo, licząc od najbardziej wysuniętego punktu tropikalnego lasu (dla
mniej obytych w kierunkach na mapie – najdalej wysunięty punkt, gdzie możemy
zajść na tej wyspie). Z rafy koralowej podpłynęliśmy tam w dwie minuty. Już sam
widok żółtej wyspy na tle turkusów jest po prostu niesamowity! Takie piaskowe
wysepki dosłownie błyszczą, jak drogocenne klejnoty. Kiedy podpłynęliśmy do
tego sand banku, wysiedliśmy z łodzi i zaczęliśmy iść z jednego końca na drugi,
gdzie odległość jest nie większa niż 30m. Czułem się tutaj zupełnie
zrelaksowany, ponieważ staliśmy na środku małej wysepki, położonej na środku
bajecznej laguny. Trudno było opuszczać to miejsce, ponieważ krystalicznie
czyste wody lekko muskały brzegi sand banku. Widok przezroczystych, turkusowych
fal jest tam po prostu niesamowity! Co jest ciekawe, to na wysepce znajdziemy
pojedyncze, małe dziury na powierzchni. Żyją w nich małe kraby, które wyjdą w
nocy na żer. Ze wszystkich miejsc na naszym atolu sand bank To-Fa uważam za
najpiękniejszy. Po prostu byłem zauroczony tym miejscem. Krótki pobyt na wysepce
pozwala zrobić bardzo ciekawe zdjęcia, oraz zobaczyć pewne zjawisko. Zarówno
przed, jak i za wyspą Fehendhoo i podobnie przed, jak i za wyspą Fulhadhoo
ciągną się bajeczne laguny. Ich turkusowe wody odbijają tak silnie światło, że
na błękitnym niebie pojawia się jasnoniebieska, okrągła poświata, która jest
widoczna gołym okiem. Najbardziej niesamowity jest fakt, że w środku upalnego
dnia,, kiedy mamy niebieskie niebo, widać świetlną, jasnoniebieską łunę. Jak
musi być silne to odbite światło, żeby na niebie zaznaczyła się okrągła łuna? Będąc
w różnych miejscach na terenie atolu Baa, wszędzie podziwiałem to niezwykłe zjawisko.
Po krótkiej wizycie na sand banku popłynęliśmy po drugiej stronie wyspy Fehendhoo
tam, gdzie są głębsze wody (około 7-10m). W tym rejonie zobaczyliśmy żółwia
morskiego i kolorowe ryby pływające w pobliżu raf koralowych. Szkoda, że akurat
wtedy nie płynęły manty lub inne płaszczki. Mimo wszystko wycieczkę zaliczyłem
do bardzo udanych, obfitującą we wspaniałe widoki. Dodatkową atrakcją jest
przepiękny widok na końcową część wyspy Fehendhoo, kiedy płyniemy łodzią,
przecinając wielką, turkusową lagunę. W trakcie rejsu mamy możliwość wykonania
naprawdę dobrych i profesjonalnych zdjęć. Myślę, że warto zobaczyć, jak wygląda
nasza wyspa z poziomu wody i z różnych stron. Na pewno będą to widoki, których
z poziomu lądu nie zobaczymy.
Charakterystyczne 'niebieskie oko', gdzie snurkujemy na rafach koralowych 400m od przystani Fehendhoo
Jasnoniebieska poświata - światło słoneczne jest odbijane od płytkich lagun
Jasnoniebieska poświata - światło słoneczne jest odbijane od płytkich lagun
Sand Bank Fareedhaafinolhu zwany przez miejscowych To Fa, oraz widok z niego na Fehendhoo
2. RESORT
FINOLHU
Druga wycieczka na moim ‘rozkładzie jazdy’, miała na celu zobaczyć
coś, co jest charakterystyczne dla Malediwów – resort z domkami na balach. Być
na Malediwach i nie zobaczyć domków na balach, to by było trochę nie do
pomyślenia. Zależało mi na tym, żeby odwiedzić jeden z resortów i zobaczyć, jak
wyglądają Malediwy „na bogato”. Sprawa wygląda tak, że dałem znać Dorocie przez
Whatsapp’a, że chcę popłynąć do resortu. Ona pisze maila do prowadzących cały
kompleks turystyczny i jeszcze tego samego wieczoru dostaje mailowe
potwierdzenie. Wówczas zgłasza to Naeem’owi i umawiamy się na godziny wypłynięcia
i powrotu z Finolhu. Jako, że do przepłynięcia mamy 13km w jedną stronę, to
musimy nastawić się na 25-30min rejs poprowadzony przez głębokie wody oceanu. Naeem
nie potrzebuje nawigacji, ponieważ wystarczyło wypłynąć pod kątem 15’ na lewo
od niebieskiej linii wody z przystani w Fehendhoo, albo przyjąć azymut 345’.
Nawet z naszej wyspy widać zarysy wyspy Finolhu i sąsiadujących z nią wysp,
stąd nawet nie trzeba mieć wiedzy na temat położenia i danych geograficznych,
żeby tam dotrzeć. Wystarczyło płynąć w linii prostej do wyspy, którą widzimy
przed sobą. Rejs przez głębokie wody oceanu jest ciekawy, ponieważ mamy dużą
szansę zobaczyć delfiny i latające ryby. Mieliśmy okazję spotkać zarówno
delfiny, jak i latające ryby. Ciekawostką resortu i konkretnie tej jednej wyspy
o nazwie Finolhu jest fakt, że ma swoją indywidualną strefę czasową! Wskazówki
zegarów przesuwamy do przodu aż o dwie godziny! Względem malediwskiego czasu
wskazówki mamy przesunięte o dwie godziny, a względem polskiego czasu – o sześć
godzin. Po dopłynięciu w rejon resortu Naeem zadzwonił do recepcji hotelu, żeby
poinformować, że już się zbliżamy. Kiedy dopłynęliśmy do przystani, przywitało
nas dwoje ludzi: menadżer resortu i ktoś z obsługi hotelowej. Na początku
omówił nam, co jest na wyspie, gdzie można zjeść obiad, oraz jaką mamy strefę
czasową.
Na końcu powiedział, że zanim odpłyniemy, musimy
zgłosić się na recepcję, żeby zapłacić za wykupiony pakiet, który wcześniej
ustaliłem z Dorotą (pobyt w godzinach 12.00-18.00 tutejszego czasu, czyli
10.00-16.00 malediwskiego czasu + obiad w wersji all inclusive + nieograniczone
napoje). Taka opcja odpowiadała mi najbardziej, ponieważ drugi pakiet dotyczył
tego samego, tyle, że pobyt trwał do północy. Z wiadomych względów powrót o tej
porze na Fehendhoo jest niemożliwy, bo kto w środku nocy popłynie przez ocean
małą łodzią? Kolejny pakiet, to była wersja rozbudowana, czyli śniadanie, obiad
i kolacja w pełnej wersji. Czy tak naprawdę tego potrzebowaliśmy? Zdecydowanie
nie. Głównym celem jest zobaczenie, jak wygląda malediwski resort z domami na
balach i jaki panuje tu klimat. Z tego względu wybrałem pierwszy pakiet z
obiadem. Menadżer obiektu pokazał nam najpiękniejsze dwie plaże, na których
warto spędzić trochę czasu. Początkowo zaprowadził nas do miejscowego baru,
gdzie mogliśmy napić się zimnych napojów. Później mieliśmy czas wolny dla
siebie. Na początku przeszliśmy główną ścieżką, łączącą restaurację ze
wszystkimi domkami. Przyznam, że tutaj bardzo ładnie rozplanowali przestrzeń,
ponieważ domki na wyspie nie były widoczne. Znajdowały się w tropikalnym lesie
i prowadziła do nich tylko wąska, piaszczysta ścieżka. Do każdego domku osobna
ścieżka. Dachy chat są wykonane ze strzechy, co dodawało klimatu temu miejscu. Nieco
dalej, po lewej stronie, znajdowały się chaty położone tuż przy plaży. Pokój z
widokiem na ocean jest oczywiście droższy. Ostatnia opcja, jaką możemy wybrać,
to pobyt w domku na balach. Nie trudno się domyśleć, że taka wersja jest
najdroższa. Decydując się na pobyt w resorcie, musimy liczyć się z kosztami
około 10.000 zł lub więcej za tydzień, jeśli chcemy mieć swój własny domek na
balach. Tyle, że definicja tygodnia resortowego z biura podróży oznacza pięć
pełnych dni, a dwa kolejne przeznaczone są na dojazdy do i z resortu… To chyba
główny powód, dla którego warto zorganizować coś na własną rękę. Turyści
mieszkający w resorcie mają w ofercie możliwość wyjazdu na lokalną wyspę z małą
wioską, żeby podpatrzeć prawdziwe życie ludzi żyjących na Malediwach. My mamy
to na co dzień. Patrząc z drugiej strony, my mamy ofertę wyjazdu do resortu…, więc
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Resort Finolhu
A jak my wykorzystaliśmy nasz czas w resorcie?
Przede wszystkim skupiliśmy się na poznaniu całego terenu, jego
zagospodarowania oraz na odpoczynku na bajecznych plażach. Pierwszym punktem
obowiązkowo było przejście molo łączącym wszystkie domki na balach. Domy
ustawione są w trzech skupiskach, a pomiędzy każdym z „osiedli” znajduje się
rondo z przystankiem dla meleksa. Można nim podjechać na sam koniec molo, do trzeciego
„osiedla”, a później z powrotem. W jedną stronę poszliśmy pieszo, żeby zrobić
zdjęcia domków oraz przystanków nad powierzchnią wody oraz palm, które tutaj
rosły. Każdy domek miał swoje prywatne zejście do laguny. Dodatkowo z ronda
można zejść do laguny przy pomocy wysokiej drabinki, umocowanej na stałe. Tuż
przed wejściem na molo rozpoczyna się bajeczna, piaszczysta plaża, za którą rosną
wysokie palmy. Najwięcej ludzi wybiera tę plażę na wypoczynek. Mówiąc
„najwięcej ludzi” mam na myśli 6-7 osób. Nigdzie na terenie resortu nie widać
tłumów. Więcej turystów upodobało sobie basen i zacienione tereny – szczególnie
bar z napojami. Spędzając tam kilka godzin, widziałem, jak ludzie wykorzystują
swój czas. Pomyślałem, że wydali tyle pieniędzy, a głównie siedzą w barze z
widokiem na basen. Przestrzeń w resorcie jest mocno ograniczona, bo na samej
wyspie w lesie wybudowano chaty z pokojami dla gości, przy jednej z plaż
wybudowano kolejne chaty, a za bajeczną plażą rozciągały się trzy „osiedla”
domów na balach. Na wyspie można znaleźć tylko dwa spokojniejsze miejsca –
plaża z palmami z widokiem na domy na balach, oraz bardzo długa, piaszczysta
plaża, ciągnąca się daleko w stronę małej wysepki, widocznej za barem. Omawiana
plaża jest równie piękna, ale palmy występują tylko na samym początku. Dalej
nikt się nie kąpie, ponieważ słońce parzy zbyt mocno. Długa plaża służy jedynie
jako bardzo dobry plener do zdjęć.
Domy na balach na Finolhu
Domy na balach na Finolhu
Domy na balach na Finolhu
Domy na balach na Finolhu
Plenerowa plaża
Zastanawiałem się nawet, ilu z przebywających
gości w resorcie wymyśliło sobie jakieś wycieczki, żeby coś więcej zobaczyć… Z
opowieści Doroty wiemy, że w resortach mniej starają się niż miejscowi,
ponieważ oni na co dzień obsługują większe grupy ludzi, a miejscowi chcą
pokazać to, co najlepsze. Słyszeliśmy o przypadku, gdzie grupa pojechała
podziwiać rekina wielorybiego, ale przez 3 godziny nie mogli na niego trafić.
Miejscowy gospodarz z lokalnej wyspy nie poddał się i powiedział: „spróbujemy
jeszcze godzinę”. Tak bardzo zależało mu na dotrzymaniu słowa, że jego
dotrzymał. Wszyscy biorący udział w tej wycieczce zobaczyli rekina
wielorybiego. Mam wątpliwości, czy w resorcie takie coś miałoby miejsce,
ponieważ hotele są nastawione na zysk. Jest określony czas i jest określony
zysk – wszystko musi się zgadzać. Dla ciekawostki powiem, że obiad, który
zjedliśmy w tutejszym resorcie kosztowałby nas po 75 USD za osobę. Rozmawiałem
z dziewczyną spotkaną w naszej restauracji na Fehendhoo, która pytała się mnie
o wyjazd do resortu, ponieważ otrzymała ofertę wyjazdu, gdzie jej grupa musiała
zapłacić 75 USD/osobę za samo prawo wstępu na wyspę. My za 115 USD mieliśmy
wykupione prawo wstępu, pełen obiad i nieograniczone napoje. Myślę, że nasza wycieczka
była o wiele lepsza niż tej dziewczyny, która próbowała załatwić sobie wszystko
na własną rękę. To, co oprócz bajecznych widoków na wyspie Finolhu mi się
jeszcze podobało, to był sam odpoczynek na plaży z palmami. Kiedy zostawiliśmy
nasze rzeczy pod palmami, przyleciał czarny ptak, podobny do naszych gawronów.
Usiadł na gałęzi w odległości około 2m od nas i cały czas wydawał z siebie
dźwięki. Nawet jak poszliśmy do wody, to przeskoczył na bliższą gałąź i dalej krzyczał
w naszą stronę. Stwierdziliśmy, że pilnuje naszych rzeczy, bo nawet po
godzinnej kąpieli ptak nie odpuszczał. Tylko przyglądał się nam, nawet gdy
podeszliśmy bardzo blisko.
Będąc na Finolhu, zastanawialiśmy się, gdzie
byłoby nam lepiej – tutaj w resorcie, czy tam – na Fehendhoo? Ja bez wahania
odpowiedziałem, ze na Fehendhoo. Chyba każdy miał takie odczucia, bo na Finolhu
również jest bajecznie pięknie, ale pobyt przypominał typowe dla hoteli all
inclusive wakacje. Wszystko przygotowują za ciebie, widzimy wygrabione ścieżki,
równo ułożone kamienie i na dodatek gra komercyjna muzyka. Nasza lokalna wyspa
dawała za to niesamowity spokój i piękne, różnorodne krajobrazy. W obu
miejscach podobało mi się bardzo bardzo, ponieważ i tu i tu mogłem zobaczyć
egzotykę i poczuć jej klimat, jednak stwierdziłem, że… Fehendhoo ma lepszą i
piękniejszą lagunę! Wody przy Fehendhoo są turkusowe oraz przezroczyste tak, że
widać ukształtowanie piaszczystego dna, a tutaj w resorcie turkusowe wody miały
mętny odcień ze względu na prądy morskie, które nieustannie przerzucały piasek
na dnie. Jeszcze jedną z atrakcji było dla nas lądowanie dwóch samolotów
wodnych w rejonie przystani, gdzie są przyjmowani nowi goście. Podsumowując
cały wyjazd na wyspę Finolhu mogę powiedzieć, że resort jest bardzo piękny, ma
ładnie połączone wszystkie domy na balach za pomocą długiego molo, jest dużo
zieleni, którą przecinają białe ścieżki z piasku, jest gdzie odpocząć oraz do
dyspozycji mamy dwie, bajecznie piękne plaże. Możliwość zejścia do wody z molo
jest również ciekawą opcją, bo dzięki temu możemy popatrzeć na wyspę z innej
perspektywy. Na minus wymieniłbym tylko komercyjną muzykę, drogie ceny, jeśli
chcielibyśmy cokolwiek kupić, oraz trochę komercyjny, masowy styl spędzania
wakacji. To główne powody, dla których zdecydowanie bardziej wolałem
zamieszkanie na kilka dni na lokalnej wyspie. Uśmiechów serdecznych ludzi na
Fehendhoo nic nie jest w stanie zastąpić! Mają proste, ale jakże spokojne
życie. Pod względem widoków nasza wyspa niczemu nie ustępowała w porównaniu do
Finolhu, a laguny mieliśmy piękniejsze, bo są dzikie, pełne ryb i stworzeń
morskich oraz krystalicznie czysty, turkusowy kolor wód przyciągał bez przerwy
wzrok. Gdybym w przyszłości miał możliwość wyjazdu na Malediwy, wybrałbym z
pewnością lokalną wysepkę z opcją wyjazdu na jeden dzień do resortu, żeby zobaczyć
coś innego, bo co resort, to inny pomysł na zagospodarowanie rajskiej wyspy
oraz inny styl budownictwa. Zawsze można zobaczyć coś nowego. Z resortowego
pobytu najbardziej podobały mi się dwie plaże – pierwsza z tropikalnym lasem i
palmami za plecami, ponieważ tutaj pływaliśmy w pięknych i ciepłych,
turkusowych wodach z widokiem na trzy chaty na balach, które pełniły funkcję
terminala przyjmującego wszystkie towary, które dostaną się na teren resortu; druga
– za prawdziwie malediwski charakter, czyli szeroka, biała, piaszczysta plaża,
głęboko wcinająca się w głąb oceanu, zakręcająca delikatnym łukiem, łącząca
oddaloną wysepkę z kilkoma drzewami. Widok jest naprawdę niecodzienny! Trzeba
przyznać, że ścieżka z białego piasku, przecinająca tropikalny las również była
bardzo ciekawa. Wędrówka nią przez całą długość wyspy to sama przyjemność.
Wędrówka ścieżką przez wyspę Finolhu
Przystań na Finolhu
Wybrany przez nas obiad (zdjęcie z telefonu)
Woda jest podawana w szklanych butelkach, żeby ograniczyć ilość plastikowych odpadków. Pod napisem 'Finolhu' na butelce przeczytamy dane statystyczne informujące o tym, ile w ciągu roku udaje się resortowi ograniczyć produkcję plastikowych śmieci
Wędrówka ścieżką przez wyspę Finolhu
Przystań na Finolhu
Wybrany przez nas obiad (zdjęcie z telefonu)
Woda jest podawana w szklanych butelkach, żeby ograniczyć ilość plastikowych odpadków. Pod napisem 'Finolhu' na butelce przeczytamy dane statystyczne informujące o tym, ile w ciągu roku udaje się resortowi ograniczyć produkcję plastikowych śmieci
3. SAND BANK RAHKAIRIFINOLHU
Co kryje się pod tą tajemniczą i skomplikowaną
nazwą? To nazwa sand banku, czyli piaszczystej wyspy, która w całości jest
plażą. Może zapytasz, co można robić na takiej wysepce, skoro dookoła mamy
tylko piasek? Mój pomysł polegał na tym, żeby popłynąć na największy sand bank na
naszym atolu i spędzić tam pół dnia (wypłynęliśmy po 9.15, a w drogę powrotną
wypłynęliśmy o godzinie 13.30). Główną atrakcją miało być plażowanie i pływanie
w krystalicznie czystej lagunie na zupełnym odludziu. Ten sand bank znajduje
się ponad 2km od wyspy Fulhadhoo i dalej już nic nie ma… Wycieczka na sand bank
wygląda tak, że kiedy przypłyniesz na miejsce, wysepka jest cała twoja i masz
pewność, że nie będzie żadnych tłumów. Tylko ty i twoja ekipa. Żeby było
ciekawiej, postanowiliśmy zrobić sobie piknik na wyspie. Żona Naeem’a
przygotowała nam obiad w wersji na wynos, a Naeem uciął liść z bananowca, który
miał służyć za stół na plaży. Przyniósł też duży, barowy parasol w kolorze
zielonym oraz pleciony leżak. Parasol jest koniecznością na takiej wyspie,
jeśli chcemy na niej spędzić kilka godzin, ponieważ słońce poparzy skórę całkowicie.
Sama podróż jest bardzo ciekawa, ponieważ w drodze możemy sobie wybrać, który
sand bank nam odpowiada jako miejsce na piknik. Jako, że najpiękniejszy z nich
widzieliśmy, bo znajduje się obok wyspy Fehendhoo, to chcieliśmy zobaczyć coś
nowego, coś innego. Z tego powodu wybór padł na ciąg piaszczystych wysepek,
które tworzą linię za wyspą Fulhadhoo. Do naszego sand banku trzeba było
popłynąć około 3,5km z Fehendhoo, więc sama podróż małą łodzią Naeem’a była
ciekawym etapem naszej wycieczki. Na początku mogliśmy podziwiać fenomenalną
lagunę, rozciągającą się pomiędzy Fehendhoo i Fulhadhoo, a później popłynęliśmy
głębszymi wodami wzdłuż wyspy Fulhadhoo.
Takimi lagunami płyniemy w okolicach wyspy Fulhadhoo
Takimi lagunami płyniemy w okolicach wyspy Fulhadhoo
Za wyspą rozpoczyna się kolejna rozległa laguna, i
to ona przyciągała nasz wzrok. Ma kilkaset metrów długości. Najpiękniejszy
widok zobaczyliśmy wtedy, gdy popłynęliśmy za Fulhadhoo. Wtedy na środku laguny
pojawiły się cztery żółte wysepki. Takie wyspy wyglądają jak skarby na wodzie.
Koniecznie chce się tam być. Nasza wyspa była najdłuższa i to właśnie ją
okrążaliśmy. Naeem opłynął ją całą i przybił do brzegu od zupełnie drugiej
strony. Wiedział, gdzie są płycizny, a gdzie silniejsze prądy morskie. Pokazał
nam nawet miejsce, gdzie bez kamizelki mamy nie pływać. Była to wąska cieśnina
pomiędzy naszą piaszczystą wysepką, a tą sąsiednią. Poziom wody jest tam dość
niski, na dnie występują koralowce i z tego powodu na przewężeniu woda płynie
dość szybkim nurtem. Na szczęście nie musieliśmy pływać w cieśninie. Mieliśmy
cały teren wyspy tylko i wyłącznie dla siebie. Sand bank miał ponad 100m
długości i po obu stronach mogliśmy kąpać się w płytkich lagunach, o
krystalicznie czystych, turkusowych wodach. Cieszyłem się, że wybraliśmy to
miejsce, ponieważ znajdowało się na zupełnym odludziu, a widoki cieszyły oczy.
Przez środek wielkiej plaży przebiegał pas niewielkich, ale bardzo zielonych
krzaczków w kształcie kuli. Rosły tu nawet dwie, bardzo niskie palmy kokosowe.
Koniecznie musieliśmy przejść całą wyspę z obu jej stron. Od czasu do czasu z
niewielkich dziur wychodziły kraby, które wysypywały nadmiar piasku ze swojej
nory. Naeem w tym czasie popłynął na Goidhoo po nowych gości i załatwiał swoje sprawy
związane z prowadzeniem guest house’a. Teraz zostaliśmy zupełnie sami na
wyspie. Koniecznie musieliśmy popływać w tutejszych wodach, ponieważ laguna po
południowej stronie ciągnęła się na kilkaset metrów, a dno wcale nie opadało.
Znaczyło to tyle, że wziąłem mój aparat i zacząłem iść przez wodę w głąb
laguny. Dzięki temu, z odległości kilkudziesięciu metrów mogłem wykonać serię
zdjęć na naszą piaszczystą wyspę. Nie bałem się, że mogę utopić aparat,
ponieważ po tej stronie nie występowały żadne prądy morskie, a niewielkie fale
powstawały tylko przy brzegu.
Przygotowania do plażowania (zdjęcie z telefonu)
Ciąg piaszczystych wysepek. W oddali widoczna ostatnia wyspa z drzewami na końcu. Nasz zielony parasol na sand banku Rahkairifinolhu
Przygotowania do plażowania (zdjęcie z telefonu)
Ciąg piaszczystych wysepek. W oddali widoczna ostatnia wyspa z drzewami na końcu. Nasz zielony parasol na sand banku Rahkairifinolhu
Dno przy brzegu wyglądało jak podłużne wydmy,
ciągnące się równolegle do wyspy. Wystarczyło usiąść na płyciznach, a za chwilę
przypływały ciekawskie, przezroczyste ryby o długości około 20cm. Krążyły w
pobliżu nas, zachowując bezpieczną odległość. Najbardziej zaciekawiły mnie małe
dwa rekiny o długości około 50cm, które tylko przepłynęły obok mnie. Nic
większego nie jest w stanie podpłynąć w pobliże wyspy, ponieważ wody są za
płytkie. Nawet płaszczki nie zapuszczają się w ten rejon. Prędzej spotkamy je
pomiędzy pierwszym sand bankiem, a wyspą Fulhadhoo. Tam laguna jest nieco
głębsza. Tutaj można iść i iść przez wodę daleko od wyspy. Nawet nie trzeba
umieć pływać. Z drugiej strony duża odległość od brzegu buduje lęk w osobach,
które nie potrafią pływać, bo nie czują się pewnie w wodzie. Podczas jednej z
takich wędrówek dwie przezroczyste ryby przepłynęły pomiędzy nogami, uderzając
mnie płetwą ogonową. Najbardziej zachwycał mnie niesamowity widok na rząd żółtych
wysepek, który ciągnął się przede mną. Trudno opisać, co się czuje, gdy patrzy
się na samotne wysepki na środku oceanu, na których nic nie ma. Jest to
niecodzienny widok, który zapisuje się w pamięci, jako coś niezwykłego. Pływanie
w lagunie pozwala się zrelaksować i zapomnieć o wszystkim. Mając świadomość na
jakim jesteśmy odludziu, mogłem totalnie się wyciszyć. Po długim pływaniu i
fotografowaniu naszego sand banku poszliśmy pod parasol, żeby coś zjeść. Sarifa,
żona Naeem’a przygotowała makaron spaghetti z jajkiem, przyprawiony
malediwskimi przyprawami. Smak jest zupełnie inny. Na deser mieliśmy
pomarańcze, które tutaj bardzo smakowały. Parasol się przydał, ponieważ
mogliśmy odetchnąć od palącego słońca i popatrzeć na sąsiednie wysepki, leżąc w
cieniu. W tym dniu byliśmy totalnie nastawieni na relaks. Po obiedzie ponownie
poszliśmy pływać, bo widok laguny do tego zachęcał. Z dna wyłowiłem ciekawy
koralowiec. Miał kwitnący kwiat w kolorze kremowym. Nigdy takiego nie
widziałem. Jako, że dno jest całkowicie piaszczyste, ten fragment koralowca
musiał wyrzucić prąd z głębszych partii laguny. Dodatkowo wyciągnąłem z dna
wielką plątaninę innych koralowców, które również leżały samotnie pod wodą. Na
tak rozległym terenie, ryby pływały tylko w miejscach, gdzie coś leżało. Miały
jakiś punkt odniesienia. To dlatego, kiedy wejdziemy do wody krążą w naszym
pobliżu.
Bajeczny sand bank Rahkairifinolhu
Piękny koralowiec leżał na piaszczystym dnie
Nasz obiad na sand banku Rahkairifinolhu - spaghetti z jajkiem
Inny koralowiec leżący na piaszczystym dnie
Bajeczny sand bank Rahkairifinolhu
Piękny koralowiec leżał na piaszczystym dnie
Nasz obiad na sand banku Rahkairifinolhu - spaghetti z jajkiem
Inny koralowiec leżący na piaszczystym dnie
O godzinie 13.30 przypłynął Naeem. Widzieliśmy już
go z oddali. Ale nie był sam. Obok niego siedziała jakaś dziewczyna. Dopiero na
łodzi dowiedzieliśmy się, że to jest nowy gość w naszym guest housie. Jako, że już
na początku miała okazję zobaczyć coś nowego, to skorzystała z rejsu. W końcu
Naeem zabrał ją przy okazji, bo i tak po nas płynął. Ta dziewczyna to Maria z
Rosji. Widać, że wiele już widziała, bo miała nawet książkę o stworzeniach
żyjących na Malediwach i czuła się mocna w tym temacie. Miała konkretne
oczekiwania. Jak się później okazało, podczas kolejnych dni była niezadowolona,
bo chciała dużo zobaczyć, ale nie wiedziała, jak to zrobić. Nie doceniła
miejsca, w którym mieszkała i nawet pouczała miejscowych… Dla mnie była
niedobrym przykładem podróżnika. To, że wiele już widziała, nie znaczyło, że
musiała czuć się najmądrzejsza ze wszystkich. W końcu sama sobie wybrała
Fehendhoo z pełną świadomością. Z drugiej strony powiedziała słowa, z którymi
zgodziłem się w 100%. Podsumowała, że mamy najlepszy hotel na Fehendhoo, ponieważ
ma klimat. Na wyspie znajdują się jeszcze dwa obiekty – Fehendhoo White Lagoon
i Tropical Village. Pierwszy z nich, to nowoczesny pensjonat, co trochę nie
pasowało do otoczenia Fehendhoo, a drugi obiekt, to hotel z formułą all
inclusive, co zupełnie nie pasowało do pozostałej części wioski. Zdecydowanie
wolałem nasz prosty guest house Fehendhoo Stay, który miał prawdziwie malediwski
klimat. Wracając z piaszczystej wyspy Rahkairifinolhu na Fahendhoo, zabraliśmy
parasol, leżak i opakowania pozostałe po obiedzie. Jeszcze raz przyglądaliśmy
się tutejszym lagunom i wyspom w trakcie drogi powrotnej. Ponownie mogliśmy
zobaczyć, jak ludzie żyją ze sobą w zgodzie, ponieważ po przypłynięciu do molo
w Fehendhoo Naeem podał mi z łodzi wszystkie rzeczy, zostawił je na molo i tak
stały przez kilka dni… Nie obawiał się, że ktoś porwie mu parasol, czy leżak… Jako,
że na Malediwach domy buduje się z szarej cegły przypominającej małe pustaki,
mieliśmy okazję zobaczyć przypływającą większą łódź z transportem cegły i
cementu, które posłużyły do budowy nowego hotelu na Fehendhoo. Widok był
ciekawy, bo łódź wyglądała, jakby płynęli nią piraci z karabinami. Płynęło nią
czterech mężczyzn. Jeden z nich stał na przodzie, a drugi na tyle łodzi. Trzeci
z nich stał na dachu w rozkroku, a czwarty na lewej burcie. Wszyscy stali w
równych odstępach w rozkroku. Po przypłynięciu do przystani, wybiegło nagle
sześciu innych mężczyzn z wózkiem transportowym i zaczęli przerzucać cement na
wózek, po czym wypychali wózek w głąb wyspy. Cegły wyładowali na drugie,
betonowe molo, po czym odpłynęli. Tutaj wszystko załatwia się z użyciem łodzi,
dlatego nieraz słyszałem, jak Naeem pytał przez telefon o jakąś łódź, która
będzie płynąć w pobliżu Fehendhoo, bo chciał zamówić sobie transport jakichś
towarów. Tam zawsze jest potrzeba, żeby coś przywieść, stąd osobowe łodzie
zawsze przywożą również towary przy okazji. Najwięcej widziałem kartonów z
papierosami Camel. Są tam bardzo popularne i widoczne na większości łodzi.
Laguna w drodze powrotnej na Fehendhoo
Laguna w drodze powrotnej na Fehendhoo
4. WYSPA FULHADHOO
Kolejny mój pomysł na wspaniałą wycieczkę, bo
chciałem zobaczyć jak najwięcej. W Internecie przeczytałem gdzieś na
anglojęzycznym forum o tej wyspie i jakie rajskie widoki można zobaczyć. Z
Naeem’em ugadałem się, że za 40 USD zawiezie nas tam rano, a odbierze po
południu, to będziemy mieli więcej czasu na zwiedzenie wyspy, zrobienie
ciekawych zdjęć i przede wszystkim na pływanie w lagunach przy bajecznych
plażach. Po raz kolejny przekonałem się, że wybrane miejsce jest znacznie ładniejsze
i bardziej urokliwe niż mogłem sobie je wyobrazić oraz piękniejsze od
najlepszych zdjęć w Internecie. Pomimo, że oglądałem wyidealizowane fotografie,
to widok na żywo i tak przebił każde zdjęcie! Idea wycieczki była bardzo
prosta, jak również sama podróż. Sarifa przygotowała nam malediwskie placki z
tuńczykiem i pomarańcze na deser jako obiad. Jeśli chcieliśmy, to Naeem miał
możliwość zadzwonić do jednego z tamtejszych guest house’ów i moglibyśmy
przyjść na gotowy obiad. Mieszkańcy wysp współpracują ze sobą, więc dla nich to
żaden problem. Tam się da naprawdę wszystko załatwić od ręki i na już... Stwierdziliśmy,
że jedzenie u Naeem’a jest bardzo dobre i przede wszystkim miejscowe, lokalne,
więc takie chcemy zabrać ze sobą na wycieczkę. Umówiliśmy się na godzinę 9.00
rano. Dopłynięcie do wyspy zajęło nie więcej niż 7-8min, stąd naszą wycieczkę
mogliśmy rozpocząć wcześnie rano. Naeem nie przybijał do przystani, ale wysadził
nas na rajskiej plaży z palmami kokosowymi na początku wyspy. Jak dla nas, to
był najlepszy wybór, ponieważ mogliśmy przejść całą wyspę od początku do końca
i ją szczegółowo poznać. Sam moment dopłynięcia do plaży utkwił mi głęboko w
pamięci, ponieważ po prawej stronie znajdował się mały nasyp z piasku. Na jego
szczycie stał większy krab. Na nasz widok wystawił oczy i powolnym krokiem
odszedł na plażę do swojej dziury. Kiedy go zobaczyłem, powiedziałem: patrz
jaki krab! Niecodziennie można podziwiać takie egzotyczne stworzenia. Po
wyjściu z łodzi na plażę, Naeem uśmiechnął się do nas i powiedział o której
godzinie po nas przypłynie w to samo miejsce. Umówiliśmy się, że za 5 godzin ma
po nas przypłynąć. Tyle w zupełności wystarczyło, żeby poznać całą wyspę, coś
zjeść i zrobić zdjęcia wszędzie, gdzie chcemy i przede wszystkim popływać w
rejonie najpiękniejszych plaż.
Wyspa spodobała mi się już od samego początku,
ponieważ plaża, na której wysiedliśmy zachęcała, żeby pozostać tu na dłużej.
Najpierw palmy rzucały piękne cienie na piasek i lagunę. Nieco dalej mogliśmy
popatrzeć na wyspę Fehendhoo oraz na najpiękniejszą lagunę w tym rejonie z sand
bankiem To Fa w roli głównej. Nigdzie w Internecie nie znalazłem informacji ani
zdjęć, pokazujących jak rajskie panują tu warunki! Ale to nie wszystko,
ponieważ na końcu plaży rozpoczyna się szeroka, piaszczysta droga prowadząca do
wioski. Najciekawszy był fakt, że omawiana droga to tak naprawdę rajska aleja z
palmami kokosowymi po obu jej stronach! O tym nigdzie nie doczytałem, ani
nigdzie nie znalazłem ani jednego zdjęcia, stąd zupełnie byłem zaskoczony, a
przez to zachwycony, że tak pięknie zaczął się nasz pobyt na wyspie. Wystarczyło
przejść około 50m, żeby dojść do pierwszych zabudowań na Fulhadhoo. Tutejsza
wioska jest większa niż na Fehendhoo i ma swój niepowtarzalny klimat. Tworzy ją
skupisko domów z szarej cegły, wybudowanych przy piaskowych drogach. Łącznie
naliczyłem cztery równoległe drogi, przecięte w poprzek sześcioma kolejnymi. Można
było przechodzić na skróty praktycznie w każde miejsce. Na wyspie znajdowało
się aż pięć guest house’ów oraz hoteli, a obok dwóch z nich przeszliśmy. We
wiosce zobaczyliśmy szkołę podstawową, urzędowe budynki, przychodnię, boisko do
piłki nożnej i siatkówki oraz główny deptak z żółtymi chorągiewkami wiszącymi
na linkach rozwieszonych od jednego domu do drugiego, na wysokości około 2,5m
nad drogą. Jako, że na takich wyspach nie używa się samochodów, ani nie ma
tłumów, to o każdej porze można poczuć wspaniałą ciszę.
Plaża na którą przypływamy na początku
Widok na Fehendhoo z plaży początkowej na Fulhadhoo
Bajeczna plaża, gdzie zaczynamy przygodę na wyspie Fulhadhoo
Szkoła podstawowa na Fulhadhoo
We wiosce na Fulhadhoo
Guest house 'Three Hearts' na Fulhadhoo
Plaża na którą przypływamy na początku
Widok na Fehendhoo z plaży początkowej na Fulhadhoo
Bajeczna plaża, gdzie zaczynamy przygodę na wyspie Fulhadhoo
Szkoła podstawowa na Fulhadhoo
We wiosce na Fulhadhoo
Guest house 'Three Hearts' na Fulhadhoo
Zaplanowaliśmy nawet, że kiedy poznamy całą wyspę Fulhadhoo i popływamy w najpiękniejszej lagunie, to poszukamy sklep z lodami i usiądziemy gdzieś nad brzegiem w cieniu pod palmami. Wziąłem ze sobą malediwskie rupie, więc byłem przygotowany. Wiedziałem też, że wykorzystam małą część z 1542 rupii, które dostałem za 100 USD w Male, bo tutaj trudno wydać na coś innego pieniądze, jeśli nie na lody i zimne napoje. Posiłki przecież mamy w cenie naszego pobytu. Po zwiedzeniu wioski i podziwianiu publicznych miejsc z palmami poszliśmy do równiej linii gęsto rosnących plam, tworzących granicę lasu tropikalnego. Na samym początku drzewa namorzynowe rosną tak gęsto, że na ścieżkę nie docierają promienie słoneczne. Z tego powodu zatrzymaliśmy się na chwilę na początku lasu, by odpocząć nieco od gorąca. Za zacienionym punktem rozpoczyna się kolejny etap, który bardzo mnie zaskoczył. To wędrówka tropikalnym lasem na najpiękniejszą plażę z laguną. Przez około 15min szliśmy środkiem wyspy (to zresztą jest jedyna droga, która prowadzi na plażę). Czasami od głównej, piaszczystej drogi odbiegały inne ścieżki prowadzące na prywatne plaże z różnych guest house’ów. Wędrówka przez las po prostu zachwycała, ponieważ głównie tworzyły go piękne i równe palmy skupione w większe grupy. Co chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić zdjęcie takim skupiskom, bo u nas, na Fehendhoo, wyglądało to nieco inaczej. Po około 7min wędrówki las zamienia się w teren zarośnięty niskimi, ale bardzo zielonymi krzakami. Niestety na tym odcinku najbardziej odczujemy gorące słońce, ponieważ panuje niesamowity zaduch. Z tego względu lepiej przyspieszyć kroku i iść do końca ścieżki. Na końcu skręciliśmy w lewo i zza krzaków wyszliśmy na najdłuższą plażę, gdzie jak w pozostałych miejscach byliśmy tylko my. Żadnych innych ludzi!
Plaża ciągnęła się na ponad 200m, a kończy ją
półkolisty, piaskowy półwysep, zalewany nieco przez niskie fale. Obowiązkowo
musiałem pójść do samego końca i zrobić zdjęcia na całą wyspę. Najpiękniejsze
ujęcia wyszły jednak wtedy, kiedy wszedłem z aparatem do wody i poszedłem płytką
laguną w głąb, aż do wyraźnej, niebieskiej granicy, gdzie zaczynają się
koralowce i silniejszy prąd morski. Nie na tyle silny, żeby przewrócił
człowieka. Bez obaw mogłem wejść do wody z aparatem. Z tego samego miejsca
mogłem podziwiać przepiękny rząd żółtych wysepek, wyłaniających się na
rozległej lagunie. To te same sand banki, które mogliśmy podziwiać na wycieczce
z piknikiem na jednej z nich. Z tej perspektywy wyglądały zupełnie inaczej, ale
równie ciekawie! Po całej serii zdjęć i filmów wróciliśmy do naszego
zacienionego miejsca. Cień zapewniał nam bujny krzak w kształcie kuli, który
wypatrzyliśmy tuż przy wejściu na plażę. Tam zostawiliśmy nasze plecaki, obiad
i sprzęty. W razie czego, mogliśmy usiąść w cieniu, ponieważ z jednej strony
brakowało kilku gałęzi i przez to mieliśmy nawet sporo miejsca. Osłonięci od
parzącego słońca zjedliśmy malediwskie placki z tuńczykiem w spokoju. Mieliśmy
jednocześnie wspaniały widok na rozległą lagunę i las tropikalny. Widzieliśmy,
jak długo ciągnęła się wąska, piaszczysta plaża wzdłuż wybrzeża wyspy,
prowadząca aż do wioski Fulhadhoo. Jej pewien fragment należał do guest house’a
o nazwie ‘Three Hearts’. My za to korzystaliśmy z totalne bezludnej,
najpiękniejszej plaży z najpiękniejszymi widokami na całej wyspie. Po obiedzie
poszliśmy kąpać się w lagunie. Wejście do wody jest najlepszym rozwiązaniem
podczas popołudniowego słońca, które parzy najmocniej. Nawet wtedy, kiedy
chciałem zrobić zdjęcia wyspy wchodziłem z aparatem do wody i wędrowałem laguną,
zanurzony do poziomu piersi, przez co nie czułem, że się opalam. Starałem się
nie chodzić plażą, bo wtedy było najbardziej gorąco. W trakcie naszego
wypoczynku, widzieliśmy jak tylko jedna para przyszła na drugą stronę półwyspu
i podobnie, jak my, rozłożyli się w innych krzakach, tworzących naturalną
bramę. Zauważyliśmy również samotnego Chińczyka, który robił sobie zdjęcia
telefonem na kijku na tle pięknych widoków. Za chwilę poszedł i cała plaża
ponownie była do naszej dyspozycji… Czuliśmy, że słońce parzy zbyt mocno,
dlatego po godzinie 13.20 poszliśmy w kierunku wioski przez tropikalny las.
Bajeczny półwysep w postaci piaszczystej plaży na końcu Fulhadhoo
Piękna plaża na końcu wyspy Fulhadhoo
W tropikalnym lesie
W tropikalnym lesie
Bajeczny półwysep w postaci piaszczystej plaży na końcu Fulhadhoo
Piękna plaża na końcu wyspy Fulhadhoo
W tropikalnym lesie
W tropikalnym lesie
Teraz każdy z nas myślał o zimnych lodach. Trzeba
było tylko znaleźć jakiś sklep... Zanim weszliśmy do wioski, zatrzymaliśmy się
przy najgęściej rosnących namorzynach. 5min odpoczynku w cieniu pozwoliło nam
poczuć się o wiele lepiej. Po krótkim odpoczynku poszliśmy różnymi uliczkami
wioski, wybierając je losowo, trzymając się tym razem prawej strony wyspy
(patrząc od strony tropikalnego lasu). Zapytałem dwóch miejscowych, gdzie jest
sklep. Pierwszy z nich omówił mi szczegółową drogę, a drugi zaprowadził nas.
Stwierdził tylko, że nie wie, czy będzie otwarty, bo jest popołudnie i może być
chwilowo zamknięty. Na szczęście nie tylko my szliśmy do sklepu. Zobaczyliśmy,
że miejscowi przyszli tutaj głównie na lody. Wszyscy sięgali do lodówki po
orzechowe lub czekoladowe Magnumy. Kosztowały 35 MVR. Do sklepu wchodzi się na
boso, a buty, klapki, czy japonki zostawiamy na zewnątrz. My również weszliśmy
na boso do sklepu i kupiliśmy dwie zimne Coca-Cole z lodówki oraz po jednym
Magnumie. Poszliśmy kilkadziesiąt metrów dalej, do publicznego miejsca, gdzie
odpoczywają miejscowi. Mieli tutaj zbudowaną huśtawkę z tego, co rośnie na
wyspie, stół, mnóstwo metalowych siedzisk z siatką oraz kilka wiszących leżaków
z grubych gałęzi. Wybraliśmy drewniane siedzisko obok huśtawki w cieniu z
pięknym widokiem na wybrzeże z palmami. Odpoczywaliśmy od słońca. Po wypiciu
Coca-Coli i zjedzeniu lodów czuliśmy się zupełnie inaczej. Teraz ponownie
mieliśmy siły. Zjedliśmy jeszcze słodycze przywiezione z Polski, które mieliśmy
zjeść na lotnisku w Dubaju. Tymczasem obok nas przysiadł się starszy wiekiem
mężczyzna w spódnicy. Zauważyłem, że zarówno na Fehendhoo jak i tutaj najstarsi
mężczyźni chodzą w długich spódnicach. Podobnie jak u nas, ludzie są rozmowni i
ciekawi, stąd zapytał nas skąd jesteśmy i czy nam się tu podoba. Kiedy
powiedzieliśmy, że mieszkamy na Fehendhoo, to od razu zapytał: ‘jesteście od
Naeem’a?’. Od razu pomyśleliśmy: ale ten Naeem jest znany!
W centrum wioski na Fulhadhoo
Publiczne miejsce w wiosce, gdzie można odpocząć. To tutaj rozmawialiśmy ze starszym mężczyzną w sukience
W centrum wioski na Fulhadhoo
Publiczne miejsce w wiosce, gdzie można odpocząć. To tutaj rozmawialiśmy ze starszym mężczyzną w sukience
Po powrocie na Fehendhoo obowiązkowo opowiedziałem
naszemu gospodarzowi o tej sytuacji i że jest znany na Fulhadhoo. Po raz
kolejny miałem powód do radości, bo nieznany nam człowiek z otwartością
porozmawiał z nami z uśmiechem na twarzy. Mając jeszcze trochę czasu, po
rozmowie poszliśmy nad wybrzeże z palmami odległe o zaledwie 10m. Popatrzeliśmy
na piękne widoki, wróciliśmy do wioski i poszliśmy drogą prowadzącą do meczetu.
Podobnie jak na Fehendhoo był to większy, biały dom z niebieskimi okiennicami. Później
skręciliśmy na palmową aleję i na końcu widzieliśmy już czekającego na nas
Naeem’a na łodzi. Przyszliśmy na czas, więc w drodze na rajską plażę, z której
zaczęliśmy wycieczkę, zrobiliśmy kilka zdjęć alei oraz samej plaży w zupełnie
innych warunkach oświetleniowych, gdzie cienie palm wyglądały przepięknie na
turkusowych wodach laguny. W drodze powrotnej popłynęliśmy przez całą długość
laguny łączącej Fulhadhoo i Fehendhoo. Naeem nie płynął z nami do przystani z
molem, ale zapytał, czy możemy wysiąść na publicznej plaży, którą pokazywał nam
na początku, gdy się zakwaterowaliśmy w jego guest housie. Nam to odpowiadało,
ponieważ do obiektu mieliśmy tylko 100m wędrówki, szeroką, piaszczystą drogą z
palmami. Wracając nią, mogliśmy podziwiać kolejne, wspaniałe widoki.
Piaszczysty cypel wcinający się w lagunę pomiędzy Fehendhoo, a Goidhoo jest po
prostu cudowny i każdorazowo, kiedy tutaj byliśmy, zawsze zachwycaliśmy się
tutejszym widokiem. Wędrówka szeroką, piaszczystą drogą pomiędzy palmami była dla
nas przyjemnością. Wycieczka na Fulhadhoo przerosła nasze oczekiwania. Po
prostu trafiliśmy na kolejną rajską wyspę. To samo mogłem powiedzieć o
Fehendhoo, bo jest podobnie urokliwa.
5. REJS NA MANTY I PŁASZCZKI
To kolejna wycieczka, która przyszła mi do głowy.
Koniecznie chciałem zobaczyć manty lub płaszczki. Takich ryb nie zobaczymy u
nas, dlatego pomyślałem, że warto byłoby je spotkać. Na szczęście nie
musieliśmy wypływać daleko, żeby je podziwiać. Naeem zna miejsca ich
występowania, dlatego wypłynął z nami łodzią. Maria z Rosji również przyłączyła
się do nas, ponieważ miejsca nie brakowało, a też miała podobny cel. Gospodarz
wypłynął z przystani i okrążył wyspę tak, żeby znaleźć się na granicy laguny.
Manty żerują na granicy, gdzie kończy się laguna, a zaczynają głębokie wody.
Wystarczyły tylko dwie minuty, a pierwsze dwie z nich już wypatrzył za burtą.
Kazał nam wskakiwać do wody bezpośrednio z łodzi. Wszyscy rzuciliśmy się od
razu na głębiny. Jedynie Maria, chciała zejść po drabince. Jak się okazało, nie
była wytrzymała i pływała wolniej od nas. Nawet Naeem wskoczył do wody i kazał,
żebyśmy płynęli za nim. Oddaliliśmy się od łodzi o jakieś 200m. Teraz
musieliśmy wrócić i wejść na pokład. Łódź była zakotwiczona, dlatego mieliśmy
stały punkt odniesienia. Niestety nie udało nam się popływać w pobliżu mant, bo
są znacznie szybsze od nas i czują w nas zagrożenie, stąd oddaliły się.
Najważniejsze, że je widzieliśmy! Teraz popłynęliśmy w drugie miejsce, na
granicy laguny i głębszych wód. Ponownie szukaliśmy mant. Naeem był cierpliwy,
dlatego powoli płynęliśmy w poszukiwaniu kolejnych. Każde ujrzenie mant wywoływało
w nas zachwyt. Kolejnym punktem wycieczki były głębokie wody do 10m. Chcieliśmy
zobaczyć piękne rafy koralowe i kolorowe ryby pływające pomiędzy koralowcami. Tutaj
pływaliśmy trochę dłużej i udało nam się zobaczyć morskie żółwie. Kiedy
myśleliśmy, że to koniec wycieczki, Naeem zabrał nas na przeciwną stronę wyspy
Fehendhoo na płytkie laguny. Kazał mi założyć buty do wody, bo koralowce są
ostre i łatwo można się skaleczyć.
Kiedy pływaliśmy na tych płyciznach dosłownie
ocierając się o nie, Naeem zobaczył wielką ośmiornicę. Ta schowała się w dziurze
na dnie. Wziął moją kamerę i włożył ją do środka. Nagrał film. Za chwilę włożył
rękę do środka i wyciągnął ośmiornicę z dziury! Miała długość około jednego
metra, dlatego na początku musiał z nią powalczyć. Chwycił ją z tyłu głowy.
Ośmiornica oplotła ręce i nogi Naeem’a. Walczył z nią, żeby się uwolnić, bo
miała mocny uścisk. Później w wodzie trzykrotnie zastosowała mechanizm obronny,
czyli zasłonę błotną. W promieniu jednego metra powstaje bardzo gęsta, brązowa
zasłona, przypominająca błoto. Wtedy nie widać ośmiornicy, ani niczego dookoła.
Naeem znał ten mechanizm, dlatego przeczekał trzykrotnie, aż zasłona opadnie i
dopiero poszliśmy dnem w stronę łodzi. Naeem wrzucił schwytaną ośmiornicę na
łódź, bo tam jest normalnym elementem pożywienia. Na Fehendhoo to nie dziwi,
ponieważ tego samego poranka, na brzegu inni miejscowi ludzie płukali cztery inne
ośmiornice i ryby. Na Malediwach żyje się z turystyki, albo z rybołówstwa. Żadnego
stworzenia nie zabija się dla przyjemności lub dla pokazania czegoś turystom. Trzeba
przyznać, że ośmiornica na łodzi wyglądała bardzo mizernie – taka sflaczała,
podczas, gdy w wodzie budziła respekt. Z pewnością, my – niedoświadczeni w tej
dziedzinie podróżnicy – nie chcielibyśmy walczyć z jej uściskiem w kilku
miejscach jednocześnie. W końcu my mamy tylko dwie ręce a ona osiem macek,
działających z taką samą precyzją, jak nasze ręce. Trudno uwolnić się od
takiego uścisku, dlatego trzeba wiedzieć, jak złapać ośmiornicę i w jaki sposób
można się od niej uwolnić. Nie wiem, czy jej macki wyposażone w parzydełka
mocno parzyły, ale Naeem nie miał żadnych śladów po ‘stoczonej’ walce. Na koniec
gospodarz podpłynął do małej wysepki, która znajduje się około 200m od molo.
Tam znajduje się niebieskie oko, czyli krystalicznie czysta, jasnoniebieska,
głębsza woda. Kto chciał, mógł wskoczyć do niej bezpośrednio z burty. Na widok czystej
wody, każdy wyskoczył z łodzi i cieszył się możliwością pływania w tak pięknym
miejscu. Dodatkowo w okolicach niebieskiego oka znajduje się piękna rafa
koralowa i to ona była głównym celem tutejszego postoju. Niebieskie oko dawało
możliwość podpłynięcia do rafy z boku i nakręcenia filmu. Dopiero po tych
wszystkich atrakcjach wróciliśmy do przystani i na naszą wsypę.
W tych miejscach szukaliśmy płaszczek
Jedna z widzianych płaszczek
Spotkana ośmiornica
Płukanie ośmiornic w oceanie na Fehendhoo
Rafy koralowe w głębszych wodach (7-10m)
W tych miejscach szukaliśmy płaszczek
Jedna z widzianych płaszczek
Spotkana ośmiornica
Płukanie ośmiornic w oceanie na Fehendhoo
Rafy koralowe w głębszych wodach (7-10m)
Jak widać, udało mi się zorganizować pięć
ciekawych dla mnie wycieczek, pozwalających poznać Malediwy zarówno te bogate,
jak i te miejscowe, lokalne. Teraz miałem pełne porównanie. Z całą pewnością
mogę stwierdzić, że następnym razem wybrałbym taką wyspę, jak Fehendhoo. Życie
na takiej wiosce jest po prostu wspaniałe. Widząc tych ludzi, aż chce się żyć! Dotychczas
opisałem, jak wyglądały moje wycieczki, za które zapłaciłem Naeem’owi.
Mając pewne możliwości i zebrane informacje,
zorganizowałem również atrakcje, które nie generowały żadnych kosztów. Były związane
z naszą wyspą – FEHENDHOO:
1. Podziwianie życia nocnego na plaży (setki
krabów i świecący plankton) oraz widok na naszą Galaktykę, podziwianie nocnego
nieba pełnego gwiazd.
2. Pływanie kajakiem w rejonie sand banku To-Fa i
poszukiwanie płaszczek
3. Przejście całego lasu tropikalnego na
Fehendhoo, podziwianie niesamowitej plaży na końcu wyspy (bikini beach) wraz z
cudowną laguną z widokiem na wyspę Fulhadhoo. Pływanie w lagunie.
1. NATURALNE ŻYCIE NOCNE STWORZEŃ WYSTĘPUJĄCYCH NA
WYSPIE
O możliwości zobaczenia czegoś niezwykłego
dowiedzieliśmy się od Naeem’a. Już pierwszego wieczoru pokazał nam, coś na co
nie byłem przygotowany, bo po prostu nie szukałem informacji pod tym kątem. Gospodarz
zachęcił nas, żebyśmy poszli z nim na publiczną plażę wieczorem około 22.00
godziny. Nie powiedział co zobaczymy. Dopiero na miejscu domyśliłem się, że
może chodzić o kraby, bo gdzieś wyczytałem, że są takie plaże, które dosłownie
‘żyją’. Kiedy doszliśmy na plażę, usiedliśmy obok kopczyków, które kraby
usypały za dnia. Włączyłem latarkę górską, którą zabrałem ze sobą i
zobaczyliśmy dziesiątki krabów chodzących wzdłuż linii wody w tą i z powrotem.
Kiedy przyjrzałem się jednemu z nich z bliska, zauważyłem, że mają oczy na
pręcikach, które są składane. Oczy chowają się w dwóch zagłębieniach w tułowiu.
Kraby chodzą bokiem, więc jeśli zbliżymy się do nich, zaczną uciekać bokiem. Najciekawsze
zobaczyłem, kiedy poświeciłem latarką z bliska. Krab został oślepiony i przez
to szedł bokiem raz w lewo, a raz w prawo, odbijając się od mojej stopy. Nie
wiedział, gdzie uciekać. Wcześniej wspominałem o setkach krabów. Rzeczywiście
jest ich tyle, ponieważ z miejsca, w którym siedzieliśmy, wystarczyło przejść
całą plażę i pójść na piaszczysty cypel, wcinający się w lagunę. Na zakręcie w
drodze do cypla żeruje najwięcej krabów. Tam uciekają we wszystkich kierunkach,
jak myszy w popłochu. Kobiety z pewnością byłby wystraszone tym widokiem. Z
drugiej strony nie ma się czego bać, ponieważ kraby uciekają na nasz widok
gdzie popadnie. Dodatkowo gatunek kraba, który spotykamy na plaży nic nam nie
może zrobić. W tym samym miejscu żyje jeszcze inny rodzaj krabów. Na pierwszy
rzut oka wyglądają jak ślimaki, ale z muszli wyłaniają się grube nogi, które
również poruszają się w bok. Ten gatunek jest bardzo wolny na piasku. Za dnia
można zobaczyć ich drogi wędrówki, ponieważ zostawiają za sobą faliste szlaczki.
Jednego wieczoru specjalnie poszedłem na tą plażę boso, po to, żeby poczuć, jak
krab przechodzi mi po stopie. Ich odnóża są zakończone dość szpiczasto, dlatego
czuć mocniejsze łaskotanie.
Kolejną atrakcją tutejszej plaży jest… świecący
plankton. Naeem nie wspomniał nic o takiej atrakcji. Kazał tylko usiąść na
piasku w pobliżu kopczyków i poczekać kilka minut. Za chwilę w wodzie zaczęły
świecić niebieskie punkciki, jak malutkie diody. Zapytałem: ‘Naemm, co to
jest?’ Z każdą chwilą świecących punktów było coraz więcej. Zachęcił nas,
żebyśmy poszli bez latarki na zakręt prowadzący do piaszczystego cypla, bo tam
jest najwięcej planktonu. Wówczas Naeem wszedł do wody i tuż przy brzegu,
boczną częścią gołej stopy odgarniał wodę na brzeg. Wtedy zaczęło się świecić
mnóstwo takich punkcików. Widok należy do jednych z najpiękniejszych na
Malediwach! Aż chciało się tu zostać i patrzeć na światełka bez końca.
Ostatnią, najbardziej rzucającą się w oczy atrakcją wieczoru z pewnością jest
nocne niebo. Kiedy zgasiliśmy latarkę, a oczy przyzwyczaiły się do ciemności,
spojrzeliśmy w górę. Widok naszej Galaktyki po prostu ‘wgniótł’ nas w ziemię!
Tyle gwiazd widziałem tylko na moich wysokogórskich wyprawach. Od samego
horyzontu, przez środek nieba ciągnęły się dwa równoległe pasy niezliczonych
milionów gwiazd, tworzące całe skupiska, wyglądające jak chmury. Pomiędzy
dwoma, grubymi pasami znajdowały się ciemniejsze punkty. To mgławice. Środek
naszej Galaktyki znajdował się dokładnie pod linią horyzontu. Żeby uzmysłowić
sobie, co widzimy na niebie, to powiem tylko tyle, że patrzymy z boku na naszą
Galaktykę i widzimy jej połowę. Druga połowa znajduje się pod linią horyzontu.
Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego w ten sposób widzimy Galaktykę na niebie, to
wystarczy, że zobaczysz w Internecie, gdzie znajduje się nasza planeta Ziemia
względem całej Galaktyki. My patrzymy dosłownie na nią z jej krańców, z boku. Z
tego powodu większość gwiazd mamy przed sobą. Wówczas widzisz, jacy jesteśmy
malutcy w przestrzeni kosmicznej. A co dopiero, gdy pomyślisz, że patrzysz na
połowę naszej Galaktyki, a takich podobnych do naszej lub większych, jest
niezliczone miliony w przestrzeni kosmicznej? Na niebie oczywiście nie tylko
widzimy gwiazdy z naszej Galaktyki, ale również inne, odległe galaktyki, które
skupione są w grupy. Trudno na Malediwy ciągać ze sobą teleskop, ale jeśli
będziesz miał okazję w twoim miejscu zamieszkania kiedykolwiek skorzystać z
teleskopu, zobaczysz, że to, co widzimy jako pojedynczy punkt, to w
rzeczywistości w jednym miejscu jest gwiazdą, a w innym przypadku może to być
siedem odległych, spiralnych galaktyk, skupionych w gromadę.
Przestrzeń na którą patrzymy jest po prostu
niewyobrażalnie wielka. Żeby zrozumieć na co patrzysz z tej malediwskiej plaży
powiem ci tylko tyle, że nasza Galaktyka ma 100 000 lat świetlnych
średnicy. My widzimy jej połowę, czyli w zasięgu naszego wzroku jest około 50 000
lat świetlnych długości naszej Galaktyki. Jeśli tylko jeden rok świetlny to aż
9 460 700 000 000km, to widoczny obraz na niebie, tylko ten
najbliższy, to dystans równy aż 473 035 000 000 000 000km! Może nie
orientujesz się w tak dużych liczbach, dlatego podpowiem, że to ponad 473
biliardy kilometrów. Teraz już chyba wiesz po co wprowadzono jednostkę roku
świetlnego? Oczywiście łatwiej jest posługiwać się mniejszymi liczbami. Teraz
pomyśl, że to tylko połowa naszej Drogi Mlecznej. Pomiędzy każdą z galaktyk
znajduje się pusta przestrzeń, która liczona jest w milionach lat świetlnych
(tak przynajmniej głosi aktualna nauka, bo najprawdopodobniej znajduje się tam
antymateria, którą naukowcy dopiero zaczynają określać i badać). A co dopiero,
gdy na niebie widzimy gromadę galaktyk skupionych w grupę… Potrafisz sobie
wyobrazić tak duże liczby określające dystans, który dzieli nas do choćby
najbliższej galaktyki widocznej na niebie? Najbliższą nam jest Galaktyka
Andromedy, znajdująca się o 2 520 000 lat świetlnych od Ziemi! To
oznacza, że pomiędzy każdą galaktyką jest przynajmniej
23 840 964 000 000 000 000 km pustej przestrzeni!
To 23,8 tryliona kilometrów! Kiedy pomyślisz, że to jest dystans TYLKO pomiędzy
dwiema najbliższymi galaktykami, to ile kilometrów musi być pomiędzy
dziesiątkami podobnych galaktyk, które przecież widzimy na niebie! Kiedy ma się
świadomość na co się patrzy, wtedy zupełnie inaczej postrzegasz rzeczywistość i
to, co cię otacza, dlatego warto dowiadywać się różnych ciekawostek.
Tutaj w nocy obserwujemy kraby, świecący plankton i gwiazdy na niebie
Kraby nocą
Tutaj w nocy obserwujemy kraby, świecący plankton i gwiazdy na niebie
Kraby nocą
2. PŁYWANIE KAJAKIEM
Skąd wziąć kajak na Fehendhoo? Jeśli jesteś
zakwaterowany w Fehendhoo Stay, to nie ma żadnego problemu, ponieważ za darmo
mamy do dyspozycji kajak na pierwszej z prywatnych plaż, należących do tego
obiektu. Wystarczy udać się na nią i… wypłynąć gdzie oczy poniosą. Pomyślałem
sobie, że po południu mogę wypłynąć do sand banku To Fa, który znajduje się
400m dalej od końca wyspy. Czyli do przepłynięcia miałbym jakieś 1,5km w jedną
stronę. Dla mnie to mała odległość, stąd dodałem do tej trasy pływanie na
terenie laguny w nieokreślonym kierunku. Po cichu liczyłem na spotkanie z
płaszczkami, choć cieszyłbym się już na samą możliwość dopłynięcia do sand banku
i ponowne podziwianie laguny z jego perspektywy. Samo przejście na prywatną
plażę jest bardzo widokowe, bo idziemy tropikalnym lasem złożonym głównie z
palm kokosowych i drzew namorzynowych. Nasz kawałek prywatnej ziemi to piękna,
biała, piaszczysta plaża z płytkimi wodami. Wraz z oddalaniem się od brzegu
jest coraz głębiej. Na dnie leżą pojedyncze koralowce. Woda przybiera kolor
zielony, ponieważ kilka metrów od brzegu rosną na dnie malutkie, zielone
rośliny. Sama woda jest przezroczysta. Na plaży znajduje się baldachim zrobiony
z bambusów. Do dyspozycji mamy dwa materace pod zadaszeniem z siatki i
palmowych liści. Nad nami widzimy najwyższą palmę w okolicy, na szczęście bez
kokosów. Obok baldachimu na piasku leży przywiązany do gałęzi krzaka czerwony kajak
z wiosłami. Możemy pływać nim do woli. Prywatna plaża kryje w sobie jeszcze
inne ciekawostki, ale musi pokazać je gospodarz, bo samemu trudno, żebyś na to
wpadł. Jeśli rozejrzysz się po obu stronach ścieżki prowadzącej do twojej
plaży, zauważysz leżące kokosy i wyrastające z nich nowe drzewa, czyli palmy. Naeem
lub inni miejscowi ludzie otwierają maczetami takie kokosy i wyciągają z nich
miąższ, który ścierany jest na tarce na wiórki kokosowe. Naeem zachęca, żeby
wyjąć ten miąższ w całości z łupiny kokosowej i go zjeść. Jest pyszny! I przede
wszystkim naturalny. Ale to nie koniec. Kiedy przyjrzysz się rosnącej nowej
palmie, zobaczysz, że w łupinie kokosowej znajduje się mała, jasnozielona,
gąbczasta bulwa, z której wyrasta nowe drzewo. Liście trzeba wyrzucić do lasu,
a bulwę zjeść Ma przyjemny, słodki smak. To ich naturalne słodycze! Gdybym miał
porównać do czegoś tą bulwę, to z konsystencji przyrównałbym ją do znanych
słodyczy o nazwie ‘Jo Jo’. Któż z nas w dzieciństwie nie jadł tych
charakterystycznych biało-różowych poduszek? Jedynie smak jest inny, bo
prawdziwie kokosowy. Trzeba pamiętać, że takich kokosów rośnie całe mnóstwo, a
same kokosy leżą na ziemi i usychają. Wystarczy pobyć tu kilka godzin, a
zobaczysz, jak miejscowi wywożą kokosy taczkami do wioski i wysypują je pod
murem na słońcu. Jeśli potrafisz otwierać kokosy, to zapytaj Naeem’a, gdzie są
granice jego ziemi, a wtedy możesz zbierać do woli kokosy. Naeem nadał nawet
swoją nazwę tym pysznym bulwom. Nazwał je ‘koko-baby’, czyli kokos-dziecko. Jeśli
usłyszycie taką nazwę, to właśnie chodzi o naturalne, kokosowe słodycze. Z
pewnością nie zabraknie tych smakołyków, ponieważ nikt nie wycina drzew, a tym
bardziej lasów pod budowę, czy też, żeby pozyskać materiał budowlany – drewno –
dlatego ciągle będziemy widzieć bujną roślinność.
Płyniemy jak najdalej się da - laguny są tu bardzo rozległe
Otwieranie kokosa maczetą
Otwarty kokos oraz słodka bulwa
Kokosy przywiezione taczką z lasu
Takie 'kulki' leżą samotnie na dnie (zdjęcie z telefonu)
Płyniemy jak najdalej się da - laguny są tu bardzo rozległe
Otwieranie kokosa maczetą
Otwarty kokos oraz słodka bulwa
Kokosy przywiezione taczką z lasu
Takie 'kulki' leżą samotnie na dnie (zdjęcie z telefonu)
W tropikalnym lesie możemy zobaczyć również
niezwykle nietoperze, pojawiające się już od godziny 15.00. Mają wielkość około
70cm. Są ogromne! Z drugiej strony nie ma się co ich bać, bo strach wynika
tylko i wyłącznie z filmów, gdzie te stworzenia przedstawiono jako groźne
wampiry. W rzeczywistości latają z dala od nas i przede wszystkim w koronach
drzew. Jednego wieczoru zdarzyło mi się, że wracając z plaży, jeden z takich
nietoperzy wisiał na gałęzi około 50cm nad moją głową. Ja go nie zauważyłem,
ale kiedy on mnie zobaczył/wyczuł/usłyszał, to od razu zerwał się do lotu i
uciekał w korony drzew. Na noc szczególnie upodobały sobie największe drzewo na
wyspie – to te, które ma około 7m średnicy. Jest wysokie i bardzo bujne, dlatego
tam znajdują schronienie na noc. Po godzinie 15.00 zobaczymy je w rejonie omawianego
drzewa przy molo oraz przy naszych prywatnych plażach, w koronach palm. Warto
poświęcić im trochę uwagi, ponieważ mają bardzo ciekawy sposób zawisania na
gałęziach. Kiedy siadają na gałęzi, robią to dokładnie tak samo, jak inne
ptaki, które widzimy w ciągu dnia. Po złapaniu gałęzi opadają swobodnie jak
wahadło aż do ustania kołysania. W ten sposób zawisają na drzewach. Nietoperze
w bezruchu są praktycznie nie do wypatrzenia. Bardzo dobrze kamuflują się,
zlewając się z otoczeniem. Poza kokosami i nietoperzami czas spróbować
najważniejszego – pływanie kajakiem. Jeśli lubisz nieco dłuższe lub długie
dystanse, to polecam ci dwie lub trzy trasy. Jeśli masz dobrą orientację w
terenie i mnóstwo czasu, to podpowiem ci bardzo ciekawą trasę.
TRASA 1.
Z prywatnej plaży płyniemy w prawo, wzdłuż brzegu
wyspy. Jak zauważysz, wyspa ma dwa przewężenia. Za drugim z nich, zielona woda,
nagle zmieni się w turkusową, bez żadnej roślinności. Oddziela ją równa linia.
Po prawej będziesz widział najpiękniejszą plażę – bikini beach. Jeśli chcesz,
możesz się tam zatrzymać i zrobić ciekawe zdjęcia. Do tutejszych brzegów
przypływają ławice małych ryb, co przyciąga nieco większe okazy, na szczęście
niegroźne dla nas. Widok na lagunę jest po prostu fenomenalny i uważam, że z
bikini beach można wykonać jedne z najpiękniejszych zdjęć na atolu Baa. To
miejsce, gdzie koniecznie musisz być! Kiedy dopłyniemy do końca Fehendhoo, w
linii prostej powinieneś zobaczyć żółtą wysepkę – to sand bank przez
miejscowych nazywany To Fa. Warto do niego podpłynąć (400m od końca wyspy) i
wciągnąć kajak na tą małą, piaszczystą wysepkę. To Fa uważam za najpiękniejsze
miejsce na wodzie. Patrząc na otaczającą cię lagunę, czujesz się jak w raju.
Warto zrobić kilka zdjęć, lub nakręcić podwodny film. A jak przewieźć ciężki
aparat kajakiem? Dzisiaj za około 25zł można kupić porządny worek na kajak.
Najlepiej, kiedy ma 15 litrów pojemności. Wtedy schowamy do niego elektronikę,
aparat oraz dokumenty. Do takiego worka woda się w ogóle nie dostaje. Skorzystałem
z niego, dlatego zawiozłem na sand bank ciężką lustrzankę i dzięki temu mogłem
wykonać serię zdjęć. Patrząc z To Fa na wspaniałą lagunę, zastanawiasz się, że
np. w Grecji nigdzie nie ma tak rozległej, turkusowej wody. Tutaj ciągnie się
ona kilometrami. Po krótkim pobycie na wysepce postanowiłem okrążyć ją w
promieniu około 200m. Co mi to dało? Po pierwsze – miałem piękne widoki, a po
drugie zobaczyłem płaszczki! Nie były to manty. Kiedy popłynąłem w to miejsce
kolejnego dnia, znowu spotkałem tam trzy kolejne płaszczki. Mogłem więc
stwierdzić, że to ich teren występowania. Udało mi się nawet nagrać film
podwodny. Po nasyceniu oczu pięknymi widokami, możemy przepłynąć do niebieskiego
oka – tam, gdzie pływaliśmy na rafach koralowych pierwszego dnia. Jest to
najkrótsza rajska trasa, jaką można sobie wymyślić. Do pokonania mamy jakieś 3-5km,
w zależności, czy popłyniemy na rafy po przeciwnej stronie wyspy Fehendhoo.
Sand bank Fareedhaafinolhu przez miejscowych nazywany To Fa
Widok z laguny w pobliżu sand banku To Fa na Fehendhoo
Płaszczki spotkane podczas realizacji mojej trasy nr 1
TRASA 2.
Sand bank Fareedhaafinolhu przez miejscowych nazywany To Fa
Widok z laguny w pobliżu sand banku To Fa na Fehendhoo
Płaszczki spotkane podczas realizacji mojej trasy nr 1
TRASA 2.
Podobnie, jak w pierwszym przypadku, wypływamy w
prawą stronę wzdłuż wybrzeża wyspy Fehendhoo. Jeśli chcemy, możemy popłynąć do
sand banku To Fa. Jeśli już go odwiedziliśmy, to z prywatnej plaży wypłyń
prostopadle do linii wybrzeża. Płyń tak około 400m, aż zniknie zielona woda i
wpłyniesz na turkusowy pas laguny. Teraz skręć w prawo, w kierunku widocznej
wyspy Fulhadhoo (innej nie ma, więc nie pomylisz kierunku). Będziesz płynąć
bardziej otwartymi wodami, ale bardzo płytkimi (od 0,5m do 1m głębokości).
Jeśli zrobiliśmy pierwszą trasę, to warto wybrać właśnie tę opcję, żeby
zobaczyć płaszczki. Tutaj pływa ich najwięcej. Płynąc szerokim pasem laguny w
stronę Fulhadhoo płyniemy aż do samej wyspy. Warto zatrzymać się w dwóch
punktach – na początku wyspy i na samym końcu. Na początku zobaczymy bajecznie
rajską plażę z cieniami rzucanymi przez palmy. Z plaży możemy popatrzeć na
Fehendhoo i sand bank To Fa od drugiej strony. Kiedy nacieszymy oczy tym
rajskim widokiem warto wsiąść w kajak i popłynąć dalej wzdłuż wyspy, oddalając
się od niej o około 100-200m. Płyniemy wzdłuż lewego wybrzeża, patrząc od
strony Fehendhoo. Na końcu wyspy znajduje się niesamowita plaża, która jest
przeznaczona dla turystów. Stąd jej nazwa bikini beach. Jest długa i otoczona
niesamowitą laguną. Tutaj można wykonać katalogowe zdjęcia. Z poziomu plaży
widzimy co najmniej cztery sand banki! Piękne, żółte wysepki ciągną się aż po
horyzont! Najciekawsza część trasy zaczyna się właśnie stąd. Do przepłynięcia
mamy jakieś 2km! Od jednej piaszczystej wysepki do drugiej. Łącznie powinniśmy
zobaczyć ich od czterech do siedmiu. Dlaczego tak? Wszystko jest zależne od
poziomu wód. Cztery z nich są pewne, ale trzy kolejne, zależne są od przypływów
i odpływów. Płynąc od jednej wysepki do drugiej, masz okazję zobaczyć
przepiękne widoki z różnej perspektywy. Płynąc od wyspy do wyspy w linii
prostej, dotrzemy w końcu do ostatniej z nich. Zaczyna się piaskową plażą, a na
jej końcu rośnie niewiele drzew. Dalej ciągnie się długa laguna, co będzie
wykorzystane w trzeciej propozycji trasy. Opcja druga to około 8-10km. Dla mnie
to średni dystans, jak na kajak.
Oprócz pięknej laguny przy sand banku To Fa możemy zobaczyć niesamowite wody i plaże, płynąc wzdłuż Fulhadhoo
Oprócz pięknej laguny przy sand banku To Fa możemy zobaczyć niesamowite wody i plaże, płynąc wzdłuż Fulhadhoo
TRASA 3.
To chyba najbardziej ambitna trasa, wymagająca
nieco więcej sił i odwagi. Chociaż nie grozą nam rekiny lub inne zwierzęta, to
nie wolno przestraszyć się otwartych wód. Przez całą trasę będziemy płynąć
płytkimi wodami, ale będziemy tez potrzebować kilku godzin. Proponuję połączyć
dwie pierwsze opcje – popłynąć do Fulhadhoo omówioną trasą, a następnie płynąć
od sand banku do sand banku. Kiedy zobaczymy ostatnią wysepkę z drzewami na
końcu musimy popłynąć dalej. Odtąd otworzy się przed nami ocean i wielkie wody.
Nie ma powodów do obaw, bo przez cały czas będziemy płynąć płytkimi lagunami. Zasada
jest prosta – trzymajmy się tylko i wyłącznie turkusowych, płytkich wód. Jeśli
spojrzysz na mapę naszego atolu, to zobaczysz, że cały ma średnicę 12-13km i ma
kształt elipsy. Obwód zatem wynosi 30,17km. Proponowana trasa jest przeznaczona
dla aktywnych i dla długodystansowców, którzy mają siły w rękach i już
przepływali podobne trasy. Najważniejsze, żeby zabrać ze sobą jedzenie, dużo
picia i przede wszystkim nakrycie głowy oraz karku, żeby słońce nas nie
spaliło. Płynąc turkusowymi wodami za ostatnią wysepką z drzewami o nazwie
Innafushi będziesz skręcał w lewo tak, jak prowadzą turkusowe, płytkie wody.
Nie da się inaczej popłynąć. Na odcinku 8,81km będziesz płynąć tylko płytkimi
lagunami, gdzie zobaczysz wysepki minimalnie zatopione. Dopiero po tym
dystansie dopłyniesz do okrągłej, piaszczystej wysepki z krzakami. Ten sand bank
to Mathifaruhuraa. Za 280m dotrzemy do kolejnej, tym razem brązowej wysepki.
Tuż za nią rozpoczynają się nieco ciemniejsze, głębsze wody, ale z poziomu
ostatniej wysepki widać pobliską, kolejną, brązowa wysepkę w kształcie
boomerangu. Znajduje się o 1,62km od nas. Od niej ponownie mamy turkusowe wody,
którymi będziemy kierować się aż do naszej wyspy. Pomiędzy obiema wyspami mamy głębiny,
ale wystarczy popłynąć przez jaśniejszego koloru wody. Ten sand bank o
kształcie boomerangu nazywa się Dhashufaruhurra. Za nią rozpoczyna się 9,32km
laguna, która prowadzi do znanej nam już wyspy Goidhoo. Na tym odcinku
przepłyniemy obok mnóstwa pofalowanych wysepek, będących co chwilę zalewanych
przez fale. Widok jest naprawdę ciekawy.
Z Goidhoo mamy już niewielki odcinek do naszej
wyspy Fehendhoo, gdzie do przepłynięcia mamy jeszcze 2,9-3,1km, licząc od
południowej części wyspy Goidhoo do naszej prywatnej plaży. Cała trasa ma aż
30,17km, dlatego polecam ją tylko długodystansowcom i miłośnikom krajobrazów,
oraz osobom, które nie boją się wyzwań. Naszym kajakiem pływa się z prędkością
5-8km (ja utrzymywałem prędkość 7-8km/h, ze względu na dużą wytrzymałość i
zamiłowanie do długich dystansów). Kajak z prywatnej plaży nie pozwala osiągnąć
większych prędkości. Taką po prostu ma konstrukcję. Dla orientujących się w
terenie pewne odcinki można skracać, np. płynąc po wewnętrznej części
turkusowych lagun. Zaletą całej trasy jest fakt, ze na pewno zobaczymy większe
ryby żyjące w tutejszych wodach, jak np. płaszczki, delfiny, czy latające ryby.
Jeśli czujesz się na siłach i nie boisz się terenu, wyrusz wcześnie rano, żeby
słońce cię nie spaliło. Może być nawet 6-7 rano, a wtedy długo będziesz miał
spokój od piekącego słońca. W trakcie dłuższego pływania celowo schodziłem na
piaszczyste wysepki i kąpałem się w wodzie, żeby się schłodzić. Jeśli nie
czujesz się pewnie w nowym terenie, polecam trasę nr 1 i 2.
Piękne i bezkresne laguny - takimi wodami będziemy płynąć przez cały czas
Piękne i bezkresne laguny - takimi wodami będziemy płynąć przez cały czas
3. FEHENDHOO BIKINI BEACH
To jedna z najspokojniejszych atrakcji, jakie
możemy sobie zapewnić. Uważam jednak, że piękno krajobrazu, które tu zobaczymy
na pewno nas zachwyci. Naoglądałem się kilka idealnych zdjęć z tego miejsca,
ale stwierdziłem, że na żywo wszystko wygląda jeszcze piękniej! Gdzie trzeba
iść? Z naszego guest house Fehendhoo Stay wędrujemy główną drogą aż do tropikalnego
lasu (około 200m). W lesie jest tylko jedna ścieżka, więc nie pomylimy trasy.
Wystarczy iść nią do samego końca wyspy. W trakcie wędrówki miniesz po lewej
stronie trzy ścieżki odbijające do prywatnych plaż. Pierwsza z nich prowadzi do
plaży Fehendhoo White Lagoon, druga i trzecia prowadzą do naszych plaż, czyli
Fehendhoo Stay 101 i 102. Po prawej stronie miniemy niewielką zagrodę, gdzie
miejscowi hodują kozy. Idąc dalej, będziemy podziwiać mnóstwo palm i typowo
tropikalnej roślinności. W porze suchej nie występują tu żadne komary ani muchy.
Czasami może wspinać się jakaś jaszczurka po palmie. Wyspa ma dwa przewężenia,
odległe o około 400m. Rozpoznamy je po tym, że po obu stronach, zza krzaków
będziemy widzieć wodę. Dosłownie kilka metrów dalej, zarówno po lewej, jak i po
prawej. Dokładnie w połowie wyspy, na drodze zobaczymy większą zagrodę. Nie ma
czego się obawiać, bo wygląda to tak, jakby ścieżka się kończyła. Przy
ogrodzeniu trzeba skręcić w prawo i iść wzdłuż płotu (jest szeroka droga). Za
ogrodzeniem ponownie skręcamy w lewo i idziemy dalej, główną drogą przez
tropikalny las, wzdłuż wyspy. Miejscowi również w tym miejscu hodują kozy, ale
na większą skalę. Kiedy dojdziesz do końca wyspy, zobaczysz dziesięć pięknych,
wyróżniających się palm, tworzących skupisko. Pójdź za to skupisko aż dojdziesz
nad zarośnięty brzeg. Tam zobaczysz piękną palmę pochyloną aż do wody. Kojarzy
się ona z rajskimi widokami, które widzimy na pocztówkach. Warto wejść na boso
do wody i wyjść poza poziom zarośli po to, żeby popatrzeć na wyspę Fulhadhoo. Pochyła
palma nie jest główną atrakcją.
Nasza plaża znajduje się nieco wcześniej, ale
trzeba wiedzieć gdzie wejść. Z pięknego skupiska palm wystarczy skręcić w lewo
(idąc od strony wioski Fehendhoo) w słabiej widoczną, jedyną ścieżkę. Prowadzi
ona do niskich krzaków, za którymi na boso przez wodę pójdziesz około 8-10m na
bikini beach. Druga opcja, to wcześniejsze wypatrzenie również słabo wydeptanej
ścieżki, skręcającej w lewo, jeszcze przed skupiskiem palm na końcu wyspy. Wtedy
wchodzi się bezpośrednio na plażę. Sama plaża jest prawdziwie rajska.
Wychodzimy na piękny, biały piasek, gdzie rosną młode palmy ułożone w półokrąg.
Mamy z niej niepowtarzalny, piękny widok na rozległą lagunę oraz wyspę
Fulhadhoo. Laguna jest tak wielka, że ciągnie się aż po samą wyspę Fulhadhoo. W
połowie jest znany nam już sand bank To Fa. Przestrzeni jest tak wiele, że
będziemy chcieli zobaczyć jak najwięcej, pochodzić w płytkich wodach laguny i
podziwiać rajskie widoki. Najbardziej polecam wędrówki zatopionymi cyplami z
piasku, które wcinają się daleko w głąb laguny. Woda jest tak płytka, ze możemy
ciągle iść w wodze do kolan. Mamy stąd wspaniały widok na pofalowane dno przy
brzegu, przypominające małe, piaszczyste wydmy. Turkusowy kolor laguny ciągnie
się aż po sam horyzont, dlatego ciężko nasycić oczy tak pięknym widokiem.
Chciałoby się popływać w każdym miejscu. Mi najbardziej podobały się widoki z
piaszczystych, zatopionych cypli, które zresztą widać również z poziomu plaży
oraz sama plaża. Ile razy tam byłem, tyle razy nie spotkałem ani jednej osoby…
Zaletą wyspy Fehendhoo jest zdecydowanie brak rozwiniętej turystyki. Każda
plaża najprawdopodobniej będzie pusta… Jeśli będziesz chciał zrobić dobre
zdjęcie, to masz pewność, że nikt nie wejdzie ci w kadr. Bikini beach nie tylko
jest ciekawym miejscem pod względem krajobrazowym, ale przede wszystkim
wspaniałym miejscem do pływania. Z łatwością znajdziemy tu zacienione miejsce,
a pływanie w turkusowych wodach laguny zrelaksuje nas, jak nigdzie indziej.
Tropikalny las na Fehendhoo
Piękne skupisko palm na samym końcu wyspy Fehendhoo. Tutaj skręcamy w lewo, żeby wejść na bikini beach
Pochylona palma znajdująca się za skupiskiem palm na końcu wyspy
Pochylona palma znajdująca się za skupiskiem palm na końcu wyspy
Koniec wyspy Fehendhoo i zaznaczone w żółtym okręgu umiejscowienie pochylonej palmy względem wyspy
Laguna tuż za pochyloną palmą z widokiem na Fulhadhoo
Bajeczna plaża bikini beach na Fehendhoo
Bajeczna plaża bikini beach na Fehendhoo
CENY ORGANIZACJI WAKACJI:
Tropikalny las na Fehendhoo
Piękne skupisko palm na samym końcu wyspy Fehendhoo. Tutaj skręcamy w lewo, żeby wejść na bikini beach
Pochylona palma znajdująca się za skupiskiem palm na końcu wyspy
Pochylona palma znajdująca się za skupiskiem palm na końcu wyspy
Koniec wyspy Fehendhoo i zaznaczone w żółtym okręgu umiejscowienie pochylonej palmy względem wyspy
Laguna tuż za pochyloną palmą z widokiem na Fulhadhoo
Bajeczna plaża bikini beach na Fehendhoo
Bajeczna plaża bikini beach na Fehendhoo
CENY ORGANIZACJI WAKACJI:
- Pociąg IEC Katowice - Warszawa, 73 PLN (2 klasa), czas jazdy 2h 34min; Pendolino 139 PLN, czas jazdy 2h 21min
- Samolot Emirates w obie strony: 2806-3178zł za osobę (do końca roku 2021). Na sezon 2022/23 ceny biletów lotniczych wahają się w przedziale 4038-5211 zł (linie Emirates/Qatar)
- Taksówka do Male: 20-35 USD (w jedną stronę)
- Szybka łódź motorowa na Goidhoo: 50 USD (w jedną stronę)
- Noclegi na Fehendhoo: 80-100 USD/noc przez Booking com (tylko śniadania) lub 1000 USD za 7 noclegów/1100 USD za 8 noclegów u Pani Doroty wraz z wliczonymi kosztami taksówek i szybkich łodzi motorowych + pełne wyżywienie (3 x dziennie, jedzenie lokalne bardzo pyszne!). UWAGA! Jeśli napiszesz bezpośrednio do właściciela wybranego przez siebie obiektu maila, właściciel poprosi cię o kontakt przez WhatsApp'a. Dzięki temu, będziesz mógł negocjować ceny i najprawdopodobniej będzie jeszcze taniej.
- Wyjazd na Fulhadhoo - zawiezienie na Fulhadhoo i powrót na Fehendhoo o wyznaczonej przez ciebie godzinie (możesz nawet pojechać na cały dzień i nie ma żadnego problemu): 40 USD/łódź - mogą więc jechać 4 osoby za tę cenę.
- Wyjazd do resortu Finolhu: łódź na Fehendhoo w obie strony: 150 USD (mogą jechać 4 osoby za tę cenę, więc koszty się rozłożą), prawo wstępu do resortu wraz z obiadem all inclusive + nieograniczone napoje: 115 USD + 23,2% podatku malediwskiego. Pobyt trwa w godzinach 12.00-18.00 czasu, który obowiązuje tylko na Finolhu, lub w godzinach 10.00-16.00 czasu malediwskiego. Można wykupić również droższe opcje, z możliwością zostania do północy, ale nikt nas o tej porze nie odbierze ze względu na ciemności panujące na otwartych wodach oceanu. Łodzie nie kursują, stąd pozostaje tylko opcja dzienna.
- Wyjazd na sand bank Rahkairifinolhu (za wyspą Fulhadhoo) - plażowanie, transport sprzętu plażowego (leżaki, parasol) i piknik: godziny wyjazdu i powrotu ustalasz samemu, co znaczy, że możesz tam popłynąć nawet na cały dzień. Koszt podróży: 100 USD za łódź.
- Płaszczki i manty oraz pływanie na rafach koralowych (płytkie i głębokie): 75 USD za łódź
- Nurkowanie głębinowe ze sprzętem i butlą + szkolenie praktyczne: 150 USD
- Hotel w Male: 80-100 USD
- Coca-cola: 27 MVR
- Lody Magnum: 38 MVR
- Malediwskie orzechy (zbierane na naszej wyspie): 80 MVR
- Herbata eksportowa ze Sri Lanki (100 torebek): 45 MVR
- Kursy walut: 100 USD = 1542 MVR
Obliczając koszty, musisz wziąć pod uwagę, że na wyspie nie ma żadnych biur podróży, które organizują wycieczki. Wszystkie wycieczki wymyślasz samemu na miejscu i dogadujesz się z gospodarzem w kwestiach finansowych. Nawet, jeśli nie myślałeś o takim sposobie organizacji różnych wyjazdów, to gospodarz podpowie ci, co jest do zobaczenia na wyspie i na wodach ją okalających. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. Naeem zrealizuje każdy twój pomysł, gdzie w grę wchodzi użycie łodzi i dopłynięcie do wybranego przez ciebie miejsca. Ceny są nieporównywalnie niższe, niż gdybyśmy wykupili podobne wycieczki w resorcie, a i podejście jest bardzo indywidualne, 'swojskie'. W razie dłuższych kursów (np. Finolhu - 13km w jedną stronę) gospodarz zabiera ze sobą dwa kanistry benzyny. Tankowanie może więc odbywać się na środku wód oceanicznych. Nam trafiło się kilkadziesiąt metrów od resortu Finolhu po opuszczeniu terenu laguny. Wody oceaniczne w pełni sezonu są bardzo spokojne.
Dla porównania, na Dominikanie, w styczniu płynąłem 24km w jedną stronę przez 5 tropikalnych burz (!). Opady są bardzo intensywne, jak w Polsce podczas 'oberwania chmury', ale krótkotrwałe (5-10min). Mimo wszystko, wody Morza Karaibskiego w tym czasie były zupełnie spokojne. Podróż więc jest całkowicie bezpieczna.
CIEMNA STRONA MALEDIWÓW
Jestem człowiekiem, który stara się widzieć same
pozytywy i na nich się koncentruję. Z tego względu łatwiej mi spełniać marzenia
i nie widzieć problemów, których w rzeczywistości nie ma, lub tkwią w naszej
psychice. Nie jestem również typem polskiego narzekacza, nerwusa lub dogryzacza,
czy też pospolitego/zawodowego doczepiacza do wszystkiego, do czego się da.
Wiem, że takich ludzi nie brakuje, dlatego muszę opowiedzieć też o sprawach,
które są zwykle przemilczane. Na Malediwach dużym problemem jest wyspiarski
charakter państwa. Trudno jest zorganizować sprawny system zarządzania takim
terenem, dlatego bardzo trudno jest o czystość terenu. Na wielu wyspach są
zorganizowane, zamykane wysypiska śmieci, co pozwala chronić wyspę przed
zanieczyszczeniami. Problemem jednak jest sama mentalność Malediwczyków,
ponieważ oni sami zaśmiecają swoje wyspy. Często widać obrazek, kiedy ktoś zje
lody na patyku i wyrzuci ‘papierek’ w miejscu, gdzie je zjadł. Z drugiej strony,
kilkukrotnie widziałem, kiedy prowadzący łódź wypił napój i wyrzucił plastikową
butelkę ot tak – jednym machnięciem ręki – do oceanu. Na szczęście nasz gospodarz
Naeem nie toleruje takiego zachowania i zawsze zabiera puste opakowania po
sobie i po turystach. Na wyspie funkcjonuje system gromadzenia śmieci w jednym
miejscu. Wygląda to tak, że mieszkańcy mają duże, plastikowe śmietniki. W
konkretnym dniu, znanym tylko dla nich, przez wioskę przejeżdża meleks i zabiera
wszystkie śmietniki do ustalonego miejsca. To znaczy, że jeśli mieszkańcy
wrzucą każdy śmieć do pojemnika, to nigdzie bezpańsko nie będą się walały po
wyspie. Na szczęście problem odpadków nie jest tak duży na Fehendhoo, a sama
wyspa jest czysta i przyjemnie się nią wędruje. Od końca roku 2018 rząd
Malediwów wprowadził nowe rozporządzenie, gdzie śmieci ze wszystkich atoli mają
być zbierane i gromadzone tylko na jednej wyznaczonej do tego celu wyspie. Czy
to dobre rozwiązanie? Dla wszystkich wysp tak, bo będą wolne od śmieci, ale dla
środowiska już nie, bo co, jeśli tą jedyną wyspę choć raz zaleje woda?
Katastrofa ekologiczna gotowa… Pewnie słyszałeś o stolicy Male, która nie ma przemysłu. Wszystkie zakłady przemysłowe znajdują się na sąsiedniej, sztucznej wyspie, która została utworzona ze... śmieci. Codziennie jej powierzchnia zwiększa się o 1m kwadratowy. Obecnie funkcjonuje tam około 100 zakładów przemysłowych. Drugim problemem są plastikowe butelki rzucane z
pływających łodzi do oceanu. Na Fehendhoo, na wysokości pierwszego przewężenia
wyspy, po prawej stronie widać, jak wyspa ‘zbiera’ butelki, które przyniesie
ocean. Jako, że ląd stoi na drodze prądów morskich, to w tym miejscu gromadzą
się butelki. Najbardziej jednak widać ten fakt, kiedy popłyniemy z Naeem’em
łodzią na jedną z naszych wycieczek. Wtedy na głębszych wodach nieraz miniemy
kilka dryfujących, plastikowych butelek. Tyle na świecie mówi się o
‘plastikowym’ zagrożeniu, a tym czasem Malediwczycy lekką ręką sami sobie robią
krzywdę. Oczywiście nie o wszystkich można tak powiedzieć, ale problem jest
dość znaczny, skoro tyle butelek pływa na otwartych wodach.
Kolejną kwestią jest ubiór. Może chcielibyśmy
poczuć się tak swobodnie, jak w Europie i rozbierać się do bikini na każdej
plaży. Lokalne wyspy mają zazwyczaj tak, że jedna plaża jest ‘oddana’ dla
turystów (bikini beach), a inne są przeznaczone dla miejscowych, co nie znaczy,
że ty nie możesz się tam wykąpać. Miejscowi mają swoje zasady podyktowane ich
religią i najlepiej, jeśli uszanujemy ich zwyczaje. Wiem, że zaraz może
podnieść się w tobie polska buntowniczość – skoro my mamy przestrzegać ich
zasad, to niech oni przestrzegają naszych. Jest w tym dużo racji, ale to nie my
jesteśmy temu winni, tylko tak zwana poprawność polityczna rządzących różnymi
europejskimi krajami, w tym Polski, gdzie wydaje się takie, a nie inne
rozporządzenia. Ja nie miałem żadnego problemu w uszanowaniu malediwskich
zwyczajów. Na publicznych plażach kąpałem się w krótkich spodenkach i krótkiej
koszulce, a na bikini beach w stylu europejskim, Trzeba pamiętać, że bikini
beach, to najładniejsze miejsce całej wyspy. W miejscach publicznych wystarczy,
że kobiety założą jednoczęściowy strój lub lekką sukienkę i też będzie dobrze. Ważne,
żeby we wiosce nie chodzić w bikini lub bez koszulki w przypadku mężczyzn. Już
od pierwszego dnia zżyłem się Naeem’em i polubiłem tutejszą ludność tak, że
miejscowe zwyczaje stały się również moimi. Najważniejsze, żeby okazywać sobie
szacunek w obie strony. A co z alkoholem? Na miejscowych wyspach nie kupimy go
w sklepie, bo go po prostu nie ma. Malediwczycy nie mogą pić alkoholu i w tym
raju panuje całkowity zakaz picia trunków ze względu na religię. Skoro nie
można pić alkoholu, to dlaczego można palić papierosy?... No cóż – tak mają. Alkohol
wypijemy jedynie w resortach i hotelach. Jeśli lubisz ponarzekać i trudno ci
się przestawić, polecam zaprzyjaźnić się z miejscowymi lub chociaż porozmawiać
z nimi. Zobaczysz, że są to bardzo otwarci ludzie i chociaż kobiety mogą
wydawać się odizolowane, bo chodzą w pełni zakryte, nawet kiedy się kąpią, to
one również bardzo chętnie rozmawiają z turystami. Są ciekawe naszego świata,
ale przede wszystkim chcą pokazać swoją wyspę od najlepszej strony.
Patrząc nieco szerzej na samo państwo, zobaczysz,
że stolica to naprawdę nieciekawy twór. Zamieszkana wyspa przez 450.000 ludzi ma wymiary około 2km
x 2km, dlatego każdy kawałek ziemi jest bardzo cenny. Każdy skrawek jest zabudowany
chaotycznymi budowlami, a z powodu braku miejsca obiekty buduje się do góry.
Dla przykładu hotel Octave, mający aż 7 pięter wysokości, ma zaledwie 11 pokoi.
Budynki są wąskie, ale strzeliste. Brak miejsca szczególnie widać na drogach.
Uliczki są wąskie i na dodatek zastawione skuterami, podobnie jak w
Amsterdamie parkuje się tysiące rowerów. Przejażdżka samochodem to już sportowe
wyzwanie, ponieważ niejednokrotnie trzeba wysiadać na zakrętach i przesuwać
skutery tak, żeby zmieścił się samochód. Hałas na drogach z powodu nieustannie
kursujących skuterów jest nie do zniesienia. Wydaje nam się, że jeżdżą bez
ustalonego porządku. We wszystkie strony i bez zasad na skrzyżowaniach. Piesi
tak samo przechodzą przez ulicę, wciskając się pomiędzy duży ruch. Wędrówka
przez miasto może naprawdę umęczyć. Trudną kwestią związaną z odciążeniem
stolicy jest usypanie sztucznej wyspy po drugiej stronie lotniska. W 2019 roku
budowano kilka wysokich wieżowców, co ma odciążyć przeludnione centrum. Patrząc
na to ze strony praktycznej, nie sądzę, żeby nastąpiło jakieś odciążenie.
Biznes rządzi się swoimi prawami i lepiej będzie sprzedać te mieszkania, czy
powierzchnie biurowe nowym ludziom, czy inwestorom niż ludności, która ma swoje
mieszkania i trudno im będzie znaleźć dodatkowe pieniądze na przeprowadzkę. Płynąc
w stronę Fehendhoo, już na czwartym kilometrze mijamy wyspę z resortem. Gdybym
miał kupować wakacje w malediwskim resorcie na pewno nie wybrałbym tej wyspy ze
względu na widok wieżowców i miasta. Kolejnym problemem jest prąd dla stolicy.
Jedna wyspa została poświęcona dla elektrowni. Gdzieś na środku oceanu dymią
kominy, a prąd jest dostarczany poprzez podwodne kable. Dwie kolejne wyspy
zostały zagospodarowane na potrzeby policji i transportu benzyny.
Hałaśliwe i wąskie ulice w Male
Hałaśliwe i wąskie ulice w Male
W pobliżu Male zobaczymy bardzo duży ruch morski.
Malutkie łódki przepływają obok potężnych, długich na kilkaset metrów
kontenerowców, czy też równie ogromnych statków do pogłębiania dna morskiego. Nasza
łódź z Goidhoo przewożąca 55 osób, wyglądała jak mała zabawka przy ogromnym
statku służącym do pogłębiania dna morskiego. Przepłynęliśmy zaledwie
kilkadziesiąt metrów przed jego dziobem. Czy warto wybierać guest house przez
Booking.com lub tego typu portale? Z jednej strony tak, jeśli samemu załatwisz
sobie łodzie lub transport do wybranego obiektu. Musisz jednak pamiętać, że
często w takich obiektach zdarza się zjawisko overbookingu, czyli potwierdzenie
przybycia większej ilości gości niż gospodarz ma dostępnych miejsc. Na wyspie
spotkaliśmy dziewczynę z Polski, która jadła z nami obiad, tylko dlatego, że
jej 9-cio osobowa grupa była zakwaterowana na Fulhadhoo, a dla niej i dwóch jej
kolegów zabrakło miejsca i ta trójka musiała zostać zakwaterowana na Fehendhoo.
Takie sytuacje są częste, dlatego wolałem powierzyć sprawę moich wakacji
osobie, która mieszka na stałe w Male i współpracuje z konkretnymi guest
house’ami. Z drugiej strony, nawet w przypadku overbookingu wiedziałem w jaki
region jadę, więc jeśli miałbym być na Fulhadhoo, czy Fehendhoo, to z obu wysp
cieszyłbym się bardzo, bo obie są niezwykle rajskie. Gorzej gdyby przypadło mi
Goidhoo. Chociaż wyspa ma piękne tropikalne lasy, to brakuje jej katalogowych
plaż. Ogólnie nie jest polecana jako miejsce turystyczne, bo obie sąsiednie
wyspy są znacznie bardziej piękne i niezwykle rajskie.
Chaotyczna zabudowa Male i ciągłe rozbudowywanie ku górze z powodu braku ziemi pod budowę nowych obiektów w stolicy
Ostatnią ciekawostką należącą do tej kategorii jest samozwańcze, terrorystyczne państwo ISIS. W naszej telewizji bardzo często mówiło się o ISIS w kontekście Syrii i tego, jak bardzo opanowało ono jej ziemie. Mało kto wie, że nawet po prawie całkowitym rozgromieniu ISIS w Syrii, to państwo wcale nie zniknęło. Równolegle istnieje na terenie dzisiejszych południowych Filipin i Indonezji, tylko, że w naszych mediach mało kogo interesują tamte ziemie. A co wspólnego mają z tym Malediwy? Obywatele Malediwów stanowią największą grupę narodowościową, które tworzą tamtejsze ISIS. Nie ma czego się obawiać, ponieważ na terenie Malediwów terroryści z tego samozwańczego państwa w ogóle nie prowadzą swojej działalności. Chociaż Malediwy nie mają własnego wojska, to mają wsparcie militarne Indii.
Chaotyczna zabudowa Male i ciągłe rozbudowywanie ku górze z powodu braku ziemi pod budowę nowych obiektów w stolicy
Ostatnią ciekawostką należącą do tej kategorii jest samozwańcze, terrorystyczne państwo ISIS. W naszej telewizji bardzo często mówiło się o ISIS w kontekście Syrii i tego, jak bardzo opanowało ono jej ziemie. Mało kto wie, że nawet po prawie całkowitym rozgromieniu ISIS w Syrii, to państwo wcale nie zniknęło. Równolegle istnieje na terenie dzisiejszych południowych Filipin i Indonezji, tylko, że w naszych mediach mało kogo interesują tamte ziemie. A co wspólnego mają z tym Malediwy? Obywatele Malediwów stanowią największą grupę narodowościową, które tworzą tamtejsze ISIS. Nie ma czego się obawiać, ponieważ na terenie Malediwów terroryści z tego samozwańczego państwa w ogóle nie prowadzą swojej działalności. Chociaż Malediwy nie mają własnego wojska, to mają wsparcie militarne Indii.
PODSUMOWANIE
Jeśli nie jesteś jeszcze zdecydowany, a myślisz o
Malediwach, możesz pomyśleć, że widziałeś dużo wyidealizowanych zdjęć, a nie
masz pewności jak będzie naprawdę. Możesz wybrać kilka opcji: mieć dużo obaw i
nic nie zrobić, trochę ponarzekać i porzucić ten pomysł lub sprawdzić na własne
oczy, jak tam jest, pozbierać dodatkowe opinie i zdecydować się na wyjazd oraz
zrobić tak, jak ja – usłyszałem o tym miejscu, zobaczyłem zaledwie kilka zdjęć
i powiedziałem: chcę tam być! Pomimo obaw, czy zobaczę naprawdę rajskie
krajobrazy (moim celem zawsze jest fotografia krajobrazowa + aktywny wypoczynek), to
postanowiłem sprawdzić, czy jest tam tak, jak opisują inni. Wystarczyło mi
zapewnienie Doroty, że zobaczę mnóstwo turkusu, palm i rajskich plaż.
Uwierzyłem, że tak jest, a w rzeczywistości było jeszcze piękniej niż
oczekiwałem! Jeśli pomyślisz, że zdjęcia są przerabiane w Photoshopie, to muszę
cię zaskoczyć, bo ten program jest zbyt drogi dla mnie i nie mam czasu na jego
naukę. Używam tylko starej, wycofanej 1 maja 2016 roku Picassy 3 od Google,
gdzie jednym przyciskiem zdejmuję mgły, które zawsze powstają przy
fotografowaniu obiektów powyżej 30m (jeśli chcesz się dowiedzieć, jak robić
profesjonalne zdjęcia lustrzanką bez edycji w Photoshopie, polecam przeczytać mój
artykuł: Górski poradnik fotograficzny, z którego dowiesz się, jak świadomie
kupić aparat i jak robić nim profesjonalne zdjęcia). Używając w pełni ręcznych
ustawień można zrobić naprawdę dobre zdjęcia bez niepotrzebnych modyfikacji.
Swietny artykuł i fantastyczne fotografie,mnostwo ciekawostek i praktycznych informacji,przeczytam go pewnie jeszcze ze dwa razy ,,zanim powiem sobie dosc,,tyle tego😁Michał w doskonałej formie,dzieki swietnie sie czyta i doskonale oglada
OdpowiedzUsuńArtykuł jak zawsze świetny, uwielbiam Twoje relacje z wyjazdów, zarówno górskich jak i tych "plażowych". Malediwy zawsze wydawały mi się kierunkiem nudnym i nieatrakcyjnym dla budżetowego turysty. Jak widzę dzieki Twojej relacji bardzo się myliłem i dlatego dołączam ten kierunek do ojej listy miejsc wartych odwiedzenia, jeśli nadarzy sie taka okazja (tzn. uda się kupić w miarę tanie bilety lotnicze). Pozdrawiam i życze wielu jeszcze cudownych wyjazdów i ciekawych relacji z nich na tym blogu. JJ
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Gratuluję i pozdrawiam serdecznie !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńJestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki tej interesującej relacji uwierzyłam,że jak jeszcze trochę tych wszystkich info przestudiuję,to jestem w stanie zaplanować i odbyć podróż marzeń i mam nadzieję że w lutym/marcu się to uda.Dziękuję
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wszystko się uda. Oby dało się polecieć w lutym lub w marcu, bo teraz nic na tydzień do przodu nie da się zaplanować. Dodatkowo wisi w powietrzu wojna USA-Iran, stąd mamy jeszcze jedną niewiadomą, z której nie wiadomo co wyniknie.
UsuńŚwietnie napisane :)
OdpowiedzUsuńBardzo wartościowy post! Bardzo mi pomógł w moim wyjezdzie. Jako że własnie wróciłam z Malediw to dodam kilka uwag od siebie. Faktycznie musiało być wtedy wyjątkowo mocne słońce bo po tym jak przeczytałam o tym oparzeniu do krwi prewencyjnie kupiłam tylko filtry SPF50 i je stosowałam i przy szczycie sezonu prawie sie nie opaliłam, wiec myśle, że jak ktoś reaguje dobrze na słonce to filtr SPF30 też byłby dobry. Bylismy w drugim tygodniu lutego i było dosć sporo chmur, może mielismy pecha ale w lutym też może być pochmurnie. Ogólnie my rezerwowalismy pobyt w Resorcie przez Agode i za 7dniowy pobyt z wyżywieniem: sniadanie i obiadokolacją zapłacilismy niecałe 900$ za dwie osoby. Było rajsko i wróciłam bardzo zadowolona więc nie skreślałabym resortów ze względu na cene bo można znależć bardzo dobrą cene za na prawde dobrą jakość i nie odczułam żeby to była turystyka masowa. Widać, że w resorcie robią wszystko aby turysta czuł sie jak najlepiej i o to w wakacjach chodzi. Co do wycieczek to całkowicie sie zgadzam, są bardzo przereklamowane i nastawione na wyciągniecie jak najwiekszej kasy od turysty. Jest czas wyliczony co do minuty i jak sie nie znajdzie danego zwierzęcia to wraca sie zawiedzionym do hotelu. Ceny wycieczek są wysokie i do nich jeszcze doliczany jest 10% podatek dla rządu malediwskiego i dodatkowo 12% kolejny podatek. Jeśli chodzi o dolary to nikt nie sprawdzał u mnie daty dolarów i nawet w Resorcie przy płatnosci wydali mi dolarami z 2003 roku. Miałam dużo dolarów z 2006 roku i jeden z 2004 i nie było przez nie żadnych problemów. Bardzo polecam wyjazd! Samemu zorganizowanie w trakcie pandemii przysparza troche stresu ale jak jest się na miejscu póżniej ma sie odczucie że było warto.
OdpowiedzUsuńTo racja. Ja wyjeżdżam za tydzień, dlatego też się bardzo cieszę. Przeżycia na miejscu zrekompensują każdą trudność. Mam tylko takie pytanie: co wpisałaś do formularza IMUGA w okienku "adres na Malediwach", w dziale dotyczącym, gdzie odbędziesz kwarantannę? Jest tam gwiazdka, więc pole jest obowiązkowe. Z tego, co wiem, to wpisuje się tam adres swojego guest house lub obiektu, do którego się jedzie. Czy spotkały Cię jakieś trudności z papierkami na granicy/lotniskach?
UsuńPodałam adres resortu w którym sie zatrzymywaliśmy. Ogólnie Imuga trzeba wypełnić 24h ale odnośnie przylotu do Malediw. Najlepiej sobie policzyć z zapasem ok 2h po przylocie. Ja początkowo zrozumiałam, że mają to byc 24h przed pierwszym wylotem i mój pierwszy formularz był nie ważny jak przylatywałam. Jeśli ktoś zapomni go wypełnić to na miejscu mają stanowiska z internetem i pomagają. Najlepiej to wypełnić tuż przed wyjazdem na lotnisko/badz w kolejce do odprawy. Leciałam qatar airways, na lotnisku sprawdzali imuge, test PCR oraz wydrukowane potwierdzenie noclegu. Na miejscu po przylocie tylko zmierzyli temp, sprawdzali czy ma sie imuge na telefonie ale nikt jej nie skanował i wszystko przebiegło gładko bez żadnych kolejek i problemów w obie srony.
UsuńDziękuję za odpowiedź. Tak też myślałem. Na stronie rządowej jest napisane, że na 24 godziny przed przylotem na Malediwy, stąd zakładam, że wypełnię ten formularz w Dubaju na lotnisku. Cieszę się, że usłyszałem dobre wieści, że cała ta papierologia tylko tak źle wygląda, ale jest do ogarnięcia. A czy kwarantanna po powrocie obowiązuje? Pytam, bo przed powrotem robi się test PCR. Pytanie tylko czy go uznają, czy raczej traktują go jako nieważny, bo zazwyczaj przekroczy wymagane 48h.
UsuńNiestety na to nie jestem w stanie odpowiedzieć. Leciałam przez Berlin i wracałam transportem prywatnym. Testy PCR mielismy bo tego wymagały Niemcy ale nikt nas nie sprawdzał na granicy z Polską. Z tego co sie orientowałam pytając linii lotniczej oni liczą 48h od wyniku do wejscia do samolotu wiec według nich test pozwala uniknąc kwarantanny. Co dziwnego wynik testu na Malediwach był po 3h, jak na PCR i potrzebę zawiezienia próbki łodzią wynik był bardzo szybko.
UsuńOK. Dziękuję za odpowiedź. Jestem dobrej myśli, że nie pozamykają granic, bo teraz to tylko jedyne zmartwienie tego wyjazdu. Oby jeszcze się dało pojechać.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem twoich wpisów.
OdpowiedzUsuńOgrom pracy i szczegółów.
Perfekcjonizm!
Lecę na Fehendhoo za 10 dni i dzięki Tobie wybrałem tą wyspę.😀
Cieszę się, że mogłem pomóc w wyborze wyspy.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie :)