poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Denali 6190 m n.p.m. (Alaska) - relacja z wyprawy

Lodowiec Kahiltna Basin Camp - baza położona na wysokości 4330 m n.p.m.

III. RELACJA Z WYPRAWY

1. PRZYGOTOWANIA W DOMU
Zanim wyruszyliśmy w podróż załatwiliśmy wszelkie formalności. Przyszedł drugi mail z potwierdzeniem zarezerwowania terminu obowiązkowego szkolenia ze strażnikami, więc odtąd miałem pewność, że wszystko jest w porządku. Kupiliśmy bilety na samolot, a to zadanie przypadło Agnieszce – sama się zgłosiła. Znalazła bardzo ciekawy lot Lufthansą za 3500zł z dwiema przesiadkami. Mieliśmy polecieć do Frankfurtu i dalej do Seattle. Stamtąd zaś liniami „Alaska” do Anchorage na Alasce. Mieliśmy dużo czasu na przesiadki, więc lot był jak najbardziej dobrze wybrany. Co najważniejsze – cała podróż miała trwać około 27 godzin. Mając potwierdzone spotkanie i bilety lotnicze rozpoczęliśmy temat gromadzenia sprzętu na wyprawę. Plecak i sprzęt wspinaczkowy już miałem. Namiot i wszystko, co potrzebne do spania, nawet na Mt. Everest, też już miałem. Teraz potrzebowałem tylko, albo i aż puchowych ubrań na silne mrozy. Wybrałem firmę Robert’s z Gdyni, gdzie można zamówić cały sprzęt puchowy dostosowany dokładnie do ciebie. Zanim coś zamówimy przysyłają Ci szablon z rozrysowanymi strzałkami, gdzie co masz pomierzyć. Przesyłając listę twoich wymiarów masz pewność, że ubranie będzie pasować dokładnie na ciebie. Dodatkowo będziemy zapytani, co założymy pod ubrania puchowe, czy np. spodnie mają zakrywać overboota. Zamawiając rzeczy ciągle miałem wrażenie, że pracują tam profesjonaliści i naprawdę chcą dobrze wykonać swoją robotę, upewniając się o różne rzeczy, o których samemu mógłbym nawet nie pomyśleć. To dobrze, bo jak się okazało, ubrania puchowe miały bardzo duży zapas termiczny i na dodatek pasowały właśnie tak, jak chciałem. Umówiłem się z nimi na początek maja, a zamawiałem rzeczy w połowie grudnia. Wszystko przysłali mi 5-tego maja, czyli na 8 dni przed wyprawą. Pasował mi taki termin, ponieważ wszystko zostało wykonane tak, jak chciałem. Jak się później okazało, gdzieś w zamówieniu umknęły im puchowe botki, które domówiłem wraz ze spodniami i rękawicami, ale nie były one koniecznością na wyprawie. Raczej stanowiły dodatek, który zastąpiły mi wyciągane botki z butów Scarpa Phantom 6000 II.

Temat sprzętu żył aż do początku maja, a w międzyczasie powstał nowy – jaka kuchenka?, transport z Anchorage do Talkeetny, ubezpieczenia, itp. Temat kuchenek omówiłem już wyżej. Myślałem, że Jetboil da radę, więc nic więcej nie rozważałem. Gaz mogliśmy kupić dopiero na miejscu, ponieważ nie można go przewozić w samolotach. Największy problem stanowił dla nas transport do Talkeetny, bo regularne połączenia zaczynają się od 15-tego maja każdego roku, a my musieliśmy pojechać… 15 maja, ale dość wcześnie rano, a nie po południu. Szkolenie ze strażnikami mieliśmy umówione na godzinę 11.00 czasu miejscowego. Wyszukałem w Internecie taksówki „Talkeetna Taxi”, które za 120$ zawoziły ekipy na miejsce. Agnieszka dostała potwierdzenie rezerwacji, ale później już do 15-tego maja kontakt się urwał i na maila nie przychodziły odpowiedzi. Ten fragment wyprawy mieliśmy bardzo nieprzewidywalny i do samego końca nie wiedzieliśmy co będzie dalej… Przed wylotem, w domu, poszyłem jeszcze cztery 3-metrowe taśmy, które miały nam służyć do ciągnięcia sań lub jako pomoc do kierowania nimi przy schodzeniu. Ciągle myśleliśmy co jeszcze nam brakuje. Wpadliśmy na pomysł, żeby każdy z nas wypisał, co zapakował i przesłał MMS-em całą listę. Czytając każdy spis rzeczy mogliśmy zobaczyć, czego zapomnieliśmy. Myślę, że każdy z nas coś dla siebie wyciągnął i dorzucił do ekwipunku. Przyznaje się, że zapomniałem najważniejszej rzeczy: termosu! Do tego czasu w walizce opracowałem sobie prosty system, jak wszystkie rzeczy wkładać i nawet w jakiej kolejności, żeby wypełnić każdą wolną przestrzeń. Przy okazji wyłonił się temat… drugiego bagażu do samolotu o wadze do 23kg. Na szczęście Lufthansa ma taką opcję i dokupiliśmy możliwość przewozu drugiego bagażu za 75 EUR. W sumie miałem dwie „torby” – jedna walizka 22kg i plecak 17kg. Mogłem więc jeszcze coś dorzucić. Agnieszka przysłała mi duffle bag, czyli coś na wzór torby podróżnej, ale wykonanej z tworzyw sztucznych, dzięki czemu w środku nic na pewno nie zmoknie. Poskładałem go i wsadziłem do plecaka, żeby nie zajmował dużo miejsca. Ubezpieczenie załatwiła mi moja żona, gdzie za 1094zł miałem w PZU wykupione wszystko co najwyższe i najbardziej ekstremalne, włącznie z ubezpieczeniem bagażu do 10.000zł. Koszty leczenia ustawiłem na 500.000zł, ponieważ w USA zalecają najniższą kwotę 200.000zł. Od tego momentu czekałem już tylko na wyprawę mojego życia, o której zawsze marzyłem... Do ostatniego dnia chodziłem do pracy, tak więc jeszcze na zakończenie kilka osób pożegnało mnie w pracy i życzyły udanej wyprawy, a w szczególności bezpiecznego powrotu. Na przygotowania tuż przed wyprawą nie miałem więc za wiele czasu, ponieważ wszystko, co chciałem dokończyć robiłem po pracy…

środa, 14 sierpnia 2019

Fuerteventura - co warto zobaczyć?

Fuerteventura - co warto zobaczyć? Plaże Fuerteventury

Fuerteventura – wyspa, którą jedni kochają, a drudzy nie są z niej zadowoleni. W tym poradniku opowiem o wszystkim, co może spowodować, że tę wyspę będziemy spostrzegać jako atrakcyjne miejsce wypoczynku, lub też jako te, które nie będzie naszym „muszę tam być”. Wybierając wakacje na Wyspach Kanaryjskich musimy być w pełni świadomi, jak największej ilości rzeczy, żeby na miejscu nie poczuć rozczarowania. Chyba nie tego chcemy na urlopie. Musimy pamiętać, że na wyspie będziemy „walczyć” z wiatrem, falami, zimną wodą, piaskiem, chmurami, a nawet z „komuną”. Wszystkie te myśli rozszerzę, omawiając każdą z atrakcji turystycznych wartych zobaczenia.

POGODA
Nie da się ukryć, że pogoda na każdych wakacjach jest tematem nr 1. W końcu chcemy odpoczywać w słońcu i cieple, a nie w klasycznej, majówkowej, polskiej pogodzie, gdzie ciągle pada. Każda z wysp Kanaryjskich ma swój własny mikroklimat i pomimo, że leżą tak blisko siebie, to każda z nich jest zupełnie inna. Lanzarote (leżąca tuż nad Fuerteventurą) jest całkowicie spalona słońcem, a wcześniej erupcjami wulkanów, których łącznie na wyspie jest aż 420. Dla odmiany, Gomera jest bardzo zieloną wyspą. A co z Fuerteventurą? Wyspa wyróżnia się na tle innych, ponieważ ma dodatkowe mikroklimaty, które warto omówić. Na Fuerteventurze aż 330 dni w roku jest słonecznych, 16 deszczowych, a pozostałe można określić jako półprzejściowe, czyli nie wiadomo, co to za pogoda. Oznacza to, że praktycznie cały rok nadaje się na odpoczynek. Temperatury w ciągu roku wzrastają bardzo powoli i potrzeba wielu miesięcy, żeby powietrze było nagrzane o tylko kilka stopni więcej. W styczniu mamy zazwyczaj: 18-20’C, w kwietniu: 21-23’C, w czerwcu: 23-25’C, od połowy lipca do końca sierpnia: 25-27’C i od września ponownie temperatura opada po jeden, dwa stopnie na miesiąc. Jak widać, upałów nie ma, ale za to mamy bardzo przyjemne temperatury. Najzimniejszą temperaturę wody mamy w marcu – 17’C, a najcieplejszą w lipcu i sierpniu – 19-21’C. Czytając o cieple na Fuerteventurze musimy wziąć wielką poprawkę na wiatr, który wieje przez cały rok. Jest silny, a na plażach często porywisty. Głównie z tego względu omawiane temperatury w rzeczywistości są niższe, ponieważ zimny wiatr znad oceanu powoduje, że przy 23’C możemy mieć „gęsią skórkę”. O zwykłym plażowaniu na ręczniku, czy kocu możemy pomarzyć, ponieważ porywy wiatru bardzo szybko nawieją duże ilości piasku, lub jeśli niczym nie zabezpieczymy naszego koca, to go po prostu zwieje. Wiatr jest bardzo przewidywalny, ponieważ w lecie, codziennie wieje z północy, lub północnego wschodu. Właśnie taki, przewidywalny układ wiatrów spowodował, że wyspa podzieliła się pod względem klimatu na dwie główne części: wszystko, co znajduje się poniżej linii gór (wschodnie i południowe wybrzeże) będzie miało piękne, piaszczyste plaże, z dużą ilością słońca, a wszystko, co znajduje się powyżej linii gór (czyli zachodnie i północne wybrzeże), będzie bardzo wietrzne, bez zabudowy, z silnymi prądami morskimi i często dzikie. Z tego powodu omawiana linia brzegowa nie nadaje się do kąpieli i wielu miejscach jest zabronione pływanie. O zakazie dowiemy się ze znaków informacyjnych. Pogodę na Fuerteventurze kształtują zimne masy powietrza znad Oceanu Atlantyckiego, prądy morskie i pasma górskie znajdujące się na wyspie, które w rzeczywistości są wygasłymi wulkanami. Na kilku szczytach możemy podziwiać wyraźnie zachowane kaldery, a na wielu z nich zobaczymy fragmenty lub mocno wygładzone krawędzie, będące pozostałościami po dawnych kalderach.

wtorek, 13 sierpnia 2019

Kreta - co zobaczyć?, czyli Kreta Top 10

 Kreta - atrakcje  Kreta - plaże Krety

Co zobaczyć na Krecie? Jak się do tego zabrać nie mając własnego samochodu? Przyznam, że dużo czytałem na ten temat w Internecie i chciałem zobaczyć tyle samo lub więcej. Szukałem tylko najlepszego sposobu, żeby dotrzeć do jak największej ilości miejsc tych najbardziej polecanych. Postanowiłem stworzyć listę Kreta - top 10, czyli co warto zobaczyć na Krecie. Najbardziej kusiły mnie takie nazwy, jak Balos, Elafonissi, Wąwóz Samaria, czy też Falasarna. Chciałem odwiedzić również inne miejsca, dlatego ja i moja żona, Monika, stworzyliśmy mapę i zaznaczyliśmy na niej jak najwięcej miejsc do zobaczenia, które chcielibyśmy odwiedzić.

GDZIE WYBRAĆ KWATERĘ?
My zdecydowaliśmy się na hotel Kavros Beach ze względu na jego położenie. Można powiedzieć, że jest umiejscowiony na środku wyspy, co daje duże możliwości eksplorowania wyspy i z pewnością można intensywnie zwiedzać wyspę we wszystkich kierunkach. Wybranie lokalizacji w okolicach Heraklionu niestety ogranicza nas czasowo w dużej mierze, dlatego nie polecam tamtych rejonów. Dodatkowo część wyspy pomiędzy Heraklionem a St. Nicolas jest mocno zabudowana i zorganizowanie wycieczki na zachodnią część wyspy jest bardzo czasochłonne. Trzeba powiedzieć, że większa część atrakcji znajduje się właśnie w tej części wyspy. No właśnie… zależy, co kto chce zobaczyć... My skoncentrowaliśmy się głównie na przepięknych dziełach naturalnych, jak laguny, plaże, góry i skały. Niektóre z nich są fenomenem na skalę światową, dlatego warto i wręcz koniecznie, trzeba je zobaczyć. Kavros Beach jest natomiast bardzo ciekawą propozycją dla osób, które nie mogą wypożyczyć samochodu, bo nie mają prawa jazdy tak, jak ja, czy też boją się jeździć w trudnym terenie górskim. Hotel znajduje się 17km na zachód od dużego miasta Retymno i 45km na wschód od miasta Chania. Sam hotel może nie jest jakąś rewelacją, ale jeśli ktoś nie koncentruje się na luksusach i bardziej zależy mu na dobrej bazie wypadowej do zwiedzania wyspy, to na pewno będzie bardzo zadowolony. Hotel oferuje 320 pokoi i wyremontowano go w 2014 roku. Jest wiele rzeczy, które można wyliczyć obsłudze na minus, ale dla nas nie miało to większego znaczenia. Hotel składa się z trzech kompleksów. Najpiękniejszy jest Yassou Kriti, gdzie pokoje tworzą bardzo długi ciąg przypominający małe osiedle. Pomiędzy dwoma rzędami zabudowy idzie się pięknym chodnikiem z bardzo ładnymi drzewami i kwiatami rosnącymi po obu jego stronach. Na końcu alei dochodzimy do kompleksu kuchennego, gdzie wszyscy z trzech budynków przychodzą na posiłki. Tuż za restauracją znajduje się piękny basen z widokiem na rozległą plażę i morze.

Drugi kompleks pokoi zlokalizowany jest około 50m od Yassou Kriti, gdzie są wyremontowane wszystkie pokoje. Według mnie pokoje są czyste, wygodne i komfortowe. Na brak miejsca też nie mogliśmy narzekać. Lodówka jest w standardzie. Suszarka też. Najgorszy jest trzeci kompleks pokoi, ponieważ znajduje się po drugiej stronie autostrady i za każdym razem, kiedy idziemy na posiłek lub nad morze, trzeba przechodzić przez nią. W tej części mamy do dyspozycji pokoje w wersji ekonomicznej. Cena tych normalnych i ekonomicznych nie różni się zbyt wiele (około 9zł...), dlatego polecam wziąć normalną opcję, by mieć komfort i spokój. Co nam się nie podobało w hotelu? Z pewnością opcja all-inclusive, gdzie rano mieliśmy do wyboru tylko cztery soki, a w południe tylko napoje gazowane. Rano można było napić się tylko kawy, a w południe tylko herbaty. Przy większej ilości urlopowiczów brakowało szklanek, herbaty, kawy, a nawet talerzy. Kelnerzy nie pracowali jak typowi Grecy, gdzie na wszystko mieli czas, ale raczej uwijali się w ukropie, żeby ze wszystkim zdążyć. Na niekorzyść dopisałbym jeszcze fakt, że kiedy jedziesz na wycieczkę, to hotel nie wydaje lunch boxów. Jest to dość dziwna sytuacja, niespotykana w innych hotelach. Mimo wszystko nie patrzyłem na niedociągnięcia, ale raczej cieszyłem się ze wspaniałej lokalizacji do eksploracji wyspy. Hotel traktowałem jako miejsce do spania, a pod tym względem nie mogliśmy nic złego powiedzieć. No dobra – może komary w pokoju, ale to raczej normalne nad morzem i na wyspach greckich. Hotel jest pięknie położony, bo z budynku możemy wyjść bezpośrednio na plażę Kavros Beach i od razu zażywać słonecznych kąpieli.
www.VD.pl