III. RELACJA Z WYPRAWY
Artykuł jest kontynuacją poradnika "DENALI 6190 m n.p.m., ALASKA - 13.05.-4.06.2017 - PORADY, JAK PRZYGOTOWAĆ WYPRAWĘ I FORMALNOŚCI"
1. PRZYGOTOWANIA W DOMU
Zanim wyruszyliśmy w podróż załatwiliśmy wszelkie
formalności. Przyszedł drugi mail z potwierdzeniem zarezerwowania terminu
obowiązkowego szkolenia ze strażnikami, więc odtąd miałem pewność, że wszystko
jest w porządku. Kupiliśmy bilety na samolot, a to zadanie przypadło Agnieszce
– sama się zgłosiła. Znalazła bardzo ciekawy lot Lufthansą za 3500zł z dwiema
przesiadkami. Mieliśmy polecieć do Frankfurtu i dalej do Seattle. Stamtąd zaś
liniami „Alaska” do Anchorage na Alasce. Mieliśmy dużo czasu na przesiadki,
więc lot był jak najbardziej dobrze wybrany. Co najważniejsze – cała podróż
miała trwać około 27 godzin. Mając potwierdzone spotkanie i bilety lotnicze
rozpoczęliśmy temat gromadzenia sprzętu na wyprawę. Plecak i sprzęt
wspinaczkowy już miałem. Namiot i wszystko, co potrzebne do spania, nawet na
Mt. Everest, też już miałem. Teraz potrzebowałem tylko, albo i aż puchowych
ubrań na silne mrozy. Wybrałem firmę Robert’s z Gdyni, gdzie można zamówić cały
sprzęt puchowy dostosowany dokładnie do ciebie. Zanim coś zamówimy przysyłają
Ci szablon z rozrysowanymi strzałkami, gdzie co masz pomierzyć. Przesyłając
listę twoich wymiarów masz pewność, że ubranie będzie pasować dokładnie na
ciebie. Dodatkowo będziemy zapytani, co założymy pod ubrania puchowe, czy np.
spodnie mają zakrywać overboota. Zamawiając rzeczy ciągle miałem wrażenie, że
pracują tam profesjonaliści i naprawdę chcą dobrze wykonać swoją robotę,
upewniając się o różne rzeczy, o których samemu mógłbym nawet nie pomyśleć. To
dobrze, bo jak się okazało, ubrania puchowe miały bardzo duży zapas termiczny i
na dodatek pasowały właśnie tak, jak chciałem. Umówiłem się z nimi na początek
maja, a zamawiałem rzeczy w połowie grudnia. Wszystko przysłali mi 5-tego maja,
czyli na 8 dni przed wyprawą. Pasował mi taki termin, ponieważ wszystko zostało
wykonane tak, jak chciałem. Jak się później okazało, gdzieś w zamówieniu
umknęły im puchowe botki, które domówiłem wraz ze spodniami i rękawicami, ale
nie były one koniecznością na wyprawie. Raczej stanowiły dodatek, który zastąpiły
mi wyciągane botki z butów Scarpa Phantom 6000 II.
Temat sprzętu żył aż do początku maja, a w
międzyczasie powstał nowy – jaka kuchenka?, transport z Anchorage do Talkeetny,
ubezpieczenia, itp. Temat kuchenek omówiłem już wyżej. Myślałem, że Jetboil da
radę, więc nic więcej nie rozważałem. Gaz mogliśmy kupić dopiero na miejscu,
ponieważ nie można go przewozić w samolotach. Największy problem stanowił dla
nas transport do Talkeetny, bo regularne połączenia zaczynają się od 15-tego
maja każdego roku, a my musieliśmy pojechać… 15 maja, ale dość wcześnie rano, a
nie po południu. Szkolenie ze strażnikami mieliśmy umówione na godzinę 11.00
czasu miejscowego. Wyszukałem w Internecie taksówki „Talkeetna Taxi”, które za
120$ zawoziły ekipy na miejsce. Agnieszka dostała potwierdzenie rezerwacji, ale
później już do 15-tego maja kontakt się urwał i na maila nie przychodziły
odpowiedzi. Ten fragment wyprawy mieliśmy bardzo nieprzewidywalny i do samego
końca nie wiedzieliśmy co będzie dalej… Przed wylotem, w domu, poszyłem jeszcze
cztery 3-metrowe taśmy, które miały nam służyć do ciągnięcia sań lub jako pomoc
do kierowania nimi przy schodzeniu. Ciągle myśleliśmy co jeszcze nam brakuje.
Wpadliśmy na pomysł, żeby każdy z nas wypisał, co zapakował i przesłał MMS-em całą
listę. Czytając każdy spis rzeczy mogliśmy zobaczyć, czego zapomnieliśmy.
Myślę, że każdy z nas coś dla siebie wyciągnął i dorzucił do ekwipunku.
Przyznaje się, że zapomniałem najważniejszej rzeczy: termosu! Do tego czasu w
walizce opracowałem sobie prosty system, jak wszystkie rzeczy wkładać i nawet w
jakiej kolejności, żeby wypełnić każdą wolną przestrzeń. Przy okazji wyłonił
się temat… drugiego bagażu do samolotu o wadze do 23kg. Na szczęście Lufthansa
ma taką opcję i dokupiliśmy możliwość przewozu drugiego bagażu za 75 EUR. W
sumie miałem dwie „torby” – jedna walizka 22kg i plecak 17kg. Mogłem więc
jeszcze coś dorzucić. Agnieszka przysłała mi duffle bag, czyli coś na wzór
torby podróżnej, ale wykonanej z tworzyw sztucznych, dzięki czemu w środku nic
na pewno nie zmoknie. Poskładałem go i wsadziłem do plecaka, żeby nie zajmował
dużo miejsca. Ubezpieczenie załatwiła mi moja żona, gdzie za 1094zł miałem w
PZU wykupione wszystko co najwyższe i najbardziej ekstremalne, włącznie z
ubezpieczeniem bagażu do 10.000zł. Koszty leczenia ustawiłem na 500.000zł,
ponieważ w USA zalecają najniższą kwotę 200.000zł. Od tego momentu czekałem już
tylko na wyprawę mojego życia, o której zawsze marzyłem... Do ostatniego dnia
chodziłem do pracy, tak więc jeszcze na zakończenie kilka osób pożegnało mnie w
pracy i życzyły udanej wyprawy, a w szczególności bezpiecznego powrotu. Na
przygotowania tuż przed wyprawą nie miałem więc za wiele czasu, ponieważ
wszystko, co chciałem dokończyć robiłem po pracy…