Pierwszy dzień wędrówki (Młynicka Dolina, Bystra Ławka, wejście na Furkot, Furkotna Dolina, Solisko) udał nam się bardzo i byliśmy z niego zadowoleni. Trochę z większym trudem szukaliśmy noclegu w Nowej Leśnej, bo nikt nie chciał nas przyjąć na jedną noc. Daniel miał namiary na pokoje u Romów. Właśnie tam zdecydowaliśmy się spędzić noc. Początkowo szukaliśmy noclegu pukając od drzwi do drzwi, ale jako, że wszędzie było już pozajmowane (bo ten weekend był ostatnim w lecie i na dodatek bezchmurnym, więc każdy, kto mógł, korzystał z idealnej pogody), pojechaliśmy do Romów pod wskazany adres. Przed chwilą przyjechała inna czwórka Polaków, która szukała noclegów, a pani myślała, że to my dzwoniliśmy i w ten sposób ktoś przypadkowo zajął nam miejsce. Romowie, mają bardzo gęstą „sieć” powiązań rodzinnych, więc zaraz zeszły się babcie, kuzynki i inni. Po dłuższych rozmowach znaleźli dla nas dla nas duży pokój na cztery osoby zaledwie kilka domów dalej. Chcieliśmy dwa pokoje na dwie osoby, ale jako, że nigdzie już nie było wolnych miejsc wybraliśmy ten duży pokój. Obejrzeliśmy go i stwierdziliśmy, że będzie bardzo dobre spanie i nic więcej nam już nie potrzeba. Tak, jak myśleliśmy, Romowie są bardzo gościnni. Zapłaciliśmy po 10 EUR za pokój, co jest niską ceną, bo w znanych miejscowościach turystycznych, takich jak np. Stary Smokowiec, zapłacimy dwa razy więcej. Głównie z tego powodu wybraliśmy Nową Leśną, bo jest na uboczu i dla osób przyjeżdżających samochodem nie ma żadnego problemu, by dostać się w Tatry w kilkanaście minut. Ja, Daniel i Monia nawet umówiliśmy się na wyjście na wschód słońca, ponieważ dom, w którym teraz zamieszkaliśmy na noc znajdował się na obrzeżach Nowej Leśnej. Wystarczyło tylko pójść dwie minuty ulicą pod górę, żeby wyjść na rozległe pola i mieć fenomenalny widok na Tatry Wysokie Słowackie. Widok po prostu wgniatał w ziemię! Przed główną panoramą Tatr ciągnęły się hektary zielonej trawy.
Następnego dnia wstaliśmy wypoczęci. Szybko przygotowaliśmy
się do wyjścia, wzięliśmy aparaty i wyszliśmy na zewnątrz. Rześki poranek
szybko nas obudził. Poszliśmy na otwarte pola, gdzie już z ulicy mogliśmy robić
dobre ujęcia. Podchodząc nieco wyżej, mieliśmy widok na cały Poprad i bardzo
rozległe niziny. Z drugiej strony zaś mieliśmy widok na panoramę Tatr. Teraz
oczekiwaliśmy wschodzącego słońca, które miało nadać pięknych barw górom. Do
wschodu pozostało jakieś dziesięć minut. Udało nam się zrobić jeszcze kilka
ujęć przed słońcem, dzięki czemu mieliśmy porównanie, jak Tatry wyglądają
przed, kiedy nie widać jeszcze większości szczegółów i po wschodzie słońca, gdy
widać wiele drobnych szczególików, jak np. żleby, pasy kamieni wśród zwartej
kosodrzewiny, itp. Fotografując Tatry w porze wschodzącego słońca korzystaliśmy
z idealnego spokoju, ponieważ nikt, ani nic nie zakłócało zupełnej ciszy. Trawę
pokrywała grubokropelkowa rosa, która bardzo szybko umoczyła nam buty i
spodnie. Po około pół godzinie usłyszeliśmy w oddali dzwoneczki. Dopiero za
kolejne dziesięć minut zauważyliśmy, że nasze wielkie pole przed Tatrami
przecina duże stado owiec. Od wczesnoporannego słońca nawet owce przyjmowały
jasnopomarańczowej barwy. Ten widok na tle monumentalnych Tatr był niesamowity!
Całości dopełnił samotny pasterz z kijem w ręku, ponieważ nadał ciekawy klimat
nie tylko miejscu, ale również samym fotografiom, które wykonaliśmy w tym
czasie. Widok tak bardzo nam się podobał, że zostaliśmy na miejscu przez około
godzinę. Dopiero, kiedy ciepłe barwy promieni przemijały, wróciliśmy do domu by
zjeść normalne śniadanie.