MŁYNICKA DOLINA, FURKOTNA DOLINA SZLAKI - NASZA RELACJA I OPIS SZLAKU
Długo w naszych głowach rodził się pomysł wyjazdu w Tatry Słowackie. Daniel od dawna marzył, żeby zobaczyć Dolinę Młynicką i Furkotną. Chociaż słowo „dolina” może znaczyć wędrówka w pobliżu gór, a nie po górach, to w tym przypadku słowo „dolina” znaczyło o wiele więcej, ponieważ mieliśmy chodzić powyżej wysokości 2300 m n.p.m. i planowaliśmy podziwiać prawdziwie tatrzańskie widoki z góry. Cały urok obu dolin polega na tym, że obie są spięte bardzo małą przełęczą zwaną Bystrą Ławką 2300 m n.p.m., która oferuje bardzo ciekawe widoki i dla idących tu pierwszy raz – będą zagwarantowane pewne emocje związane z pokonywaniem szlaku. Umówiliśmy się tek, żeby rozpocząć wędrówkę na około godzinę przed wschodem słońca. Nie liczyliśmy na duży ruch turystów, a tym bardziej na zatory w wąskich miejscach. Naszym głównym celem było podziwianie pięknej tatrzańskiej przyrody, licznych stawów oraz wysokogórskich widoków. Jechały z nami również Ilona i Monia, dlatego nie wybraliśmy wymagającej trasy.
Długo w naszych głowach rodził się pomysł wyjazdu w Tatry Słowackie. Daniel od dawna marzył, żeby zobaczyć Dolinę Młynicką i Furkotną. Chociaż słowo „dolina” może znaczyć wędrówka w pobliżu gór, a nie po górach, to w tym przypadku słowo „dolina” znaczyło o wiele więcej, ponieważ mieliśmy chodzić powyżej wysokości 2300 m n.p.m. i planowaliśmy podziwiać prawdziwie tatrzańskie widoki z góry. Cały urok obu dolin polega na tym, że obie są spięte bardzo małą przełęczą zwaną Bystrą Ławką 2300 m n.p.m., która oferuje bardzo ciekawe widoki i dla idących tu pierwszy raz – będą zagwarantowane pewne emocje związane z pokonywaniem szlaku. Umówiliśmy się tek, żeby rozpocząć wędrówkę na około godzinę przed wschodem słońca. Nie liczyliśmy na duży ruch turystów, a tym bardziej na zatory w wąskich miejscach. Naszym głównym celem było podziwianie pięknej tatrzańskiej przyrody, licznych stawów oraz wysokogórskich widoków. Jechały z nami również Ilona i Monia, dlatego nie wybraliśmy wymagającej trasy.
Samochód zaparkowaliśmy w Nowym Szczyrbskim Plesie, na
największym, dwupoziomowym, parkingu w okolicy. Miejsca na pewno nikomu nie
zabrakło. Jest tu kilka dużych parkingów, a na każdym z nich wiele miejsc do wyboru.
Po wyjściu z obiektu chwilowo idziemy ulicą, a później okrążamy z prawej strony
Szczyrbskie Pleso. W trakcie przejścia możemy popatrzeć na tutejszą skocznię
narciarską. Po kilkunastu minutach dochodzimy do wiaduktu, gdzie rozdwajają się
szlaki. Czerwony prowadzi w prawo, na Popradzkie Pleso, a żółty już
bezpośrednio Młynicką Doliną. Większość ludzi wybiera czerwony szlak, ponieważ
od Popradzkiego Plesa rozpoczyna się osławiony szlak na Rysy od strony
słowackiej, który jest mocno oblegany. Tylko nieliczni wybierają żółty,
prowadzący Młynicką Doliną. Tego dnia wybraliśmy właśnie tą trasę i
wiedzieliśmy, że spokój na szlakach mamy raczej zapewniony. Za wiaduktem
rozpoczynamy wędrówkę głównym deptakiem. Można się tutaj poczuć trochę jak w
Zakopanem, ale na szczęście nie trafiliśmy na wielki ruch o tej porze dnia i
roku. Cały odcinek jest przyjemny, ponieważ idziemy w płaskim terenie oraz
będziemy podziwiać piękną trawiastą polankę, nadającą specyficzny klimat temu
miejscu. Po lewej stronie zauważymy kilka wyciągów narciarskich, a na końcu
deptaka miniemy Hotel FIS. Cała przyjemność rozpoczyna się dosłownie za jego
budynkiem, ponieważ wkraczamy w piękny świat tatrzańskich szlaków. Od teraz
będziemy szli aż półtorej godziny, podziwiając na początku tatrzańskie lasy, a
dalej przyrodę i wspaniałe widoki. Wędrówka przez las trwa jakieś 45 do 50-ciu
minut. Od samego początku możemy podziwiać stare świerki „oblepione” krzaczastymi
porostami, które tworzą gęsty i zwarty las. Jako, że tutaj rozpoczyna się
Dolina Młynicka i teren jest raczej „upchnięty” pomiędzy dwa zbocza górskie, to
las, którym idziemy jest wyjątkowy, ponieważ w innych częściach Tatr Słowackich
u stóp gór, wszystkie zostały położone przez potężną wichurę z dnia 19
listopada 2004. Wtedy zostało połamane do gołej ziemi aż 12 000 hektarów
lasów i do dziś te miejsca wyglądają nieatrakcyjnie. Cieszy jedynie fakt, że na
miejscu starych drzew rosną już młode i kiedyś znowu będzie tu pięknie. Mogliśmy
powiedzieć, że idziemy wyjątkowym lasem, ponieważ ten ocalał.
Po około 45-50min wędrówki możemy zobaczyć pierwsze
tatrzańskie widoki. Po lewej stronie widać całą grań Soliska i trzy główne
szczyty tworzące omawianą grań: Skrajne Solisko, Szczyrbskie Solisko i Wielkie
Solisko. Z dużej odległości góry wyglądają monumentalnie. My mieliśmy dodatkowo
szczęście podziwiać je w porze wschodzącego słońca. Wówczas skały przyjmują
czerwony kolor, który szybko zamienia się na bardzo ciepły pomarańczowy. Nawet
kosodrzewina przybiera odcieni ciepłego pomarańczowego. Z tego względu polecam wyjść
w góry wcześnie rano, by zobaczyć piękno gór w ciepłych barwach słonecznych.
Kolejne 45min to wędrówka w dolinie wzdłuż potoku Młynica. Teraz mamy czas na
podziwianie przyrody. Widoki niewiele ulegają zmianie, dlatego możemy nieco przyspieszyć
tempo, jeśli komuś zależy by być jak najszybciej u góry. Po lewej stronie
niezmiennie górują „solniskowe” szczyty, a po prawej będziemy widzieli z
początku tylko Małą Basztę i Przednią Basztę. Przejście o tak wczesnej porze
dnia daje nam coś jeszcze. Patrząc w stronę poszarpanych skał pod Soliskiem
zauważymy piękną grę świateł i cieni. Kiedy szczyty są już oświetlone, a skały
nadal przykrywa cień, to zauważymy, jak ciekawa linia rysuje się na górach. Wszyscy
obowiązkowo przystawali, żeby zrobić zdjęcie. Kiedy wyjdziemy ponad górną
granicę lasów, to warto spojrzeć za siebie. Tatry Niżne wyglądają równie
fenomenalnie, ponieważ nad nimi unosi się zwykle bardzo cienka warstwa mgły. Po
około 1h 30min, licząc od Szczyrbskiego Plesa, dochodzimy do Wodospadu Skok,
którego będziemy obchodzić od lewej strony. Słowackie doliny w Tatrach Wysokich
są zbudowane w dość ciekawy sposób, ponieważ w każdej z nich możemy wyróżnić
dwie lub trzy ściany skalne, przypominające piętra – zapory, na których jest
bardziej stromo. W tych miejscach możemy podziwiać wodospady i dlatego można
powiedzieć, że w większości dolin słowackich możemy zobaczyć piękne i liczne
stawy oraz wodospady.
Szlak w okolicach wodospadu poprowadzono w przemyślany
sposób, ponieważ możemy przejść w pobliżu niego i obejrzeć go praktycznie z
każdej strony. Jego wody przepływają przez bardzo dużo mniejszych skał, dzięki
czemu jest widowiskowy. Nawet pod koniec sierpnia przelewały się tutaj wielkie
ilości wody, dzięki czemu był piękny. Po jego obejściu od lewej strony
dochodzimy do miejsca, gdzie rozpoczniemy pierwszą stromą wędrówkę. W końcu
musimy wejść na pierwsze piętro skalne. Wytyczono tam szlak. Przejście trwa
około 20-25min, a w połowie trasy znajdziemy nawet kilka łańcuchów.
Rozmieszczono je głównie z powodu gładkich płyt skalnych, które w czasie opadów
deszczu są bardzo śliskie. W normalnych warunkach nie powinny sprawiać żadnych
problemów. Płyty są łatwe i tuż za nimi wchodzimy z powrotem na kamienne
schodki, które prowadzą nas do celu. Od tego miejsca mamy jakieś dwie godziny
wędrówki na Bystrą Ławkę 2300 m n.p.m. Szlak jest bardzo widokowy i można
powiedzieć, że po pokonaniu pierwszej ściany skalnej rozpoczynamy najpiękniejszy
etap. Szybko zauważymy, że nad wodospadem znajduje się dość duży staw – Staw
nad Skokiem. Jesteśmy na wysokości 1800 m n.p.m. Szlak okrąża go od lewej
strony, ale możemy stanąć nad jego brzegiem. W jego okolicy jest bardzo
pięknie. W szczególności widok na tle Tatr Niżnych zachęca do dalszej wędrówki!
Na początku idziemy ścieżką w płaskim terenie. Dopiero po kilkunastu minutach
ponownie idziemy do góry. Przed nami widzimy drugie piętro skalne, na które
wejście umożliwi nam tylko wytyczony szlak. Nieco po prawej stronie widać
górujący nad całą okolicą wyróżniający się Szczyrbski Szczyt 2381 m n.p.m. oraz
trochę dalej po prawej stronie – Szatan 2421 m n.p.m. Jak później zauważymy
wszyscy, którzy idą z linami i kaskiem przypiętym do plecaka pójdą w jego
stronę. W końcu to Szatan i musi kusić…
Trasa pomiędzy pierwszą a drugą ścianą skalną jest ciekawa
dla fotografów, ponieważ zobaczymy gołoborza kamieni i duże pofalowane
powierzchnie trawiaste. We wczesnej porze dnia tworzą się tu liczne pasy cieni
i słońca. Ścieżka przebiega wśród niewielkich pofałdowań. Po obu jej stronach możemy
spotkać żółte i fioletowe kwiaty kilku gatunków, co z pewnością ozdabia
okolicę. Cały czas idziemy wzdłuż potoku Młynica, który wraz z wysokością staje
się coraz węższy. Dojście do drugiej ściany skalnej zajmuje nam około 25min.
Szlak nie ma żadnych trudności technicznych, ale raczej ten czas można
wykorzystać na podziwianie wspaniałych widoków i na relaks. Drugą ścianę
pokonujemy w łatwy sposób, ponieważ dosłownie obchodzimy ją od lewej strony. Szlak
poprowadzono przez usypiska kamieni i większych głazów. Nawet jeśli nie widzimy
oznakowania, to wystarczy patrzeć, gdzie są równo ułożone głazy i tym samym
trafimy na właściwą trasę. W dole możemy wypatrzeć pasące się stada kozic, bo
tam nikt raczej nie schodzi i dzięki temu mają zapewniony spokój. Na wysokości
górnej części piętra przejdziemy obok dwóch bardzo malutkich stawków – Wołowych
Stawków. Są tak małe, że podczas cieplejszego lata mogą całkowicie zniknąć. Tuż
za nimi czeka nas jeszcze piękniejszy widok, bo dochodzimy do Kozich Stawów. Na
razie jesteśmy na wysokości 1945 m n.p.m. i patrzymy z pewnej odległości na
Niżni Kozi Staw. Właśnie przed nim, przy naszej ścieżce, możemy wypatrzeć
bardzo charakterystyczny kopiec z kamieni, który informuje wspinaczy, którędy
iść na Szatana. Od tego momentu kilka osób, które szły za nami zniknęły,
ponieważ szli typowo z nastawieniem na wspinaczkę. Sam staw nie jest efektowny,
a może to wina wczesnej pory dnia, gdzie słońce dopiero oświetlało dolinę i nie
zdążyło jeszcze wydobyć z niego piękna kolorów? Kto wie… My natomiast nie
zatrzymywaliśmy się tu na długo, bo wiedzieliśmy, że wyżej będzie piękniej.
Zależało nam bardziej na dojściu do dwóch najwyżej położonych stawów, gdzie
mielibyśmy okazję popatrzeć na najpiękniejsze kolory ich wód. To głównie one
dodają uroku górom i tworzą niepowtarzalny klimat, którego trudno szukać w
innych górach Polski.
Następne 25min wędrówki odbywa się w lekko nachylonym
terenie. Trudno tutaj o zmęczenie, bo idziemy wielkimi, otwartymi
przestrzeniami. Młynicka Dolina jest wyjątkowo długa, bo przed sobą widzimy
jeszcze trzecie piętro skalne, które będziemy pokonywać. Krajobraz niewiele się
zmienia, ponieważ ciągle idziemy przez trawiaste tereny poprzecinane licznymi
usypiskami kamieni i głazów. Trudności na trasie nie występują żadne, ponieważ
wędrujemy regularną ścieżką po ułożonych stopniach. Po około 25min dochodzimy
do ostatniej już ściany skalnej w dolinie i zresztą jest ona najmniejsza.
Ponownie nie będziemy uprawiać wspinaczki, ale raczej szlak poprowadzi nas po
jej prawej stronie, skutecznie omijając wszystkie trudności. Będziemy mogli na
nią popatrzeć z boku i łatwo zauważymy, że po gładkich płytach skalnych
spływają wody w formie trzech bardzo wąskich wodospadów, a w czasie ciepłego
lata po prostu sączą się nieśmiało trzy wąziutkie potoczki. Skały mają
ciemniejszy kolor w porównaniu do wszystkich dookoła, ponieważ ciągle są mokre.
Dokładnie w połowie podejścia niewielkimi trawersami dojdziemy do wielkiego
głazu po prawej stronie szlaku, na którym ustawiono piramidki z małych kamieni.
Z daleka można wypatrzeć ten szczególny punkt. Podejście odbywa się w dużej
części w rumorze skalnym, ale równo ułożone stopnie łatwo przeprowadzą nas
przez ten nierówny teren. Podejście obchodzące ścianę skalną powinno nam zająć
15-20min. Nie jest wymagające. Dochodzimy w końcu do najpiękniejszego stawu
całej doliny, bo tak można chyba powiedzieć o największym z nich – o Wyżnim
Kozim Stawie, położonym na wysokości 2075 m n.p.m. Właśnie tutaj zrobiliśmy
sobie przerwę z uwagi na nasze kobiety, a my tymczasem poszliśmy fotografować
okolicę. Przy Wyżnim Kozim Stawie można się wyciszyć, ponieważ nic dookoła nie
zakłóca spokoju. Nawet wiatr jeszcze nie zdążył dotrzeć do nas… Staw wyróżnia niewielki rząd kamieni, w pobliżu szlaku,
który dodaje mu uroku. Od tego momentu trzeba mieć na względzie, że głównym
celem naszej wyprawy jest Bystra Ławka położona na wysokości 2300 m n.p.m. i od
tego miejsca będzie już tylko stromo. Głównie z tego względu nasze kobiety
chciały odpocząć, bo wiedziały co je czeka.
Po dłuższym odpoczynku przy stawie, szlak początkowo
prowadził wzdłuż lewego brzegu Wyżniego Koziego Stawu, po czym przez chwilę szliśmy
w płaskim terenie skalnym. Od teraz ścieżka poprowadzi wzdłuż skał, ponieważ
wchodzimy bezpośrednio na Bystrą Ławkę. Ja i Daniel dodatkowo upatrzyliśmy
sobie Furkot 2404 m n.p.m., ale o tym będzie trochę później. Kilka minut
wędrówki od stawu rozpoczynamy strome podejście. Po lewej stronie ścieżki
miniemy bardzo duży głaz, który częściowo zachodzi na szlak. Będziemy musieli
obejść go lekko bokiem, po czym otworzy nam się widok na dalszą część trasy. Łatwo
zauważymy, że z tej wysokości Wyżni Kozi Staw przybiera piękne turkusowe odcienie. Po lewej stronie w
oddali, zauważymy jeszcze jeden mniejszy staw, którego wody są zazwyczaj
spokojne. Tworzy lustro, w którym odbijają się skaliste zbocza Szczyrbskiego
Szczytu. To oczywiście Kolisty Staw, położony na wysokości 2105 m n.p.m. i jest
tym samym najwyżej położonym stawem w całej Młynickiej Dolinie. Od tego momentu
nasz szlak skręci nieco w lewo za głazem, prowadząc nas już bezpośrednio do
celu. Bardzo ciekawie wygląda stąd wyrastający pomiędzy dwoma stawami
Szczyrbski Szczyt 2381 m n.p.m. Zbocze pomiędzy nimi jest nieznacznie nachylone
i pełne luźnych kamieni. Od teraz podchodzimy w skalistym terenie, gdzie pośród
skał wyrastają bujne kępy traw. Większe skupiska trawiaste znajdują się po
naszej prawej, lub też poniżej nas. Ścieżka nie jest tak regularna, jak
dotychczas i chociaż widać jej główny przebieg, to nieraz trzeba przechodzić po
dużych nierównościach skalnych. Będzie trzeba pomagać sobie rękami oraz bardzo uważać
na drobne kamyczki, ponieważ dzięki nim jest ślisko. Na podejściu nie
znajdziemy ani jednego łańcucha, ale też nie występują tu takie trudności, żeby
były konieczne. Z drugiej strony, dla osób o niskim wzroście ten odcinek może
być problematyczny, ponieważ nieraz trzeba postawić dłuższy krok do góry. Ścieżkę
pokonujemy w około 30min, licząc od stawu. W górnej części szlaku raczej zawsze
wieje wiatr i w razie postoju warto schować się gdzieś za skałą. Przy samej
grani szlak zakręca w prawo pod kątem 90-ciu stopni, po czym po trzech minutach
dochodzimy do głównego komina skalnego z łańcuchami. Na tym zakręcie
rozłączyliśmy się. Monia i Ilona zostały na rozdrożu i czekały na nas, ponieważ
poszliśmy nieoficjalnym szlakiem na Furkot 2404 m n.p.m.
DLA ZAINTERESOWANYCH - SZLAK NA FURKOT 2404 m n.p.m.
W miejscu, gdzie szlak zakręca pod kątem 90-ciu
stopni po prawej stronie zauważymy duży głaz, na którym namalowano żółty napis
STOP w białej ramce. Ten głaz informuje nas, że należy skręcić w prawo, na
wydeptaną ścieżkę wśród kamieni i traw i ta zaprowadzi nas na sam szczyt góry. Przez
kilka minut idziemy pod główną granią skalną dobrze widoczną ścieżką, po czym
dochodzimy do nieciekawego i bardzo sypkiego żlebu. Wchodzimy bezpośrednio do
rynny i idziemy nią około 7-10min uważając na luźne kamienie. Dojdziemy do
niewielkiego kominka, który zablokuje nasze dalsze przejście. Podczas
podchodzenia warto zachować większy odstęp, żeby nie wywołać kamiennej lawiny
lub też, żeby nie zrzucić kamieni w dół, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś za nami
nie idzie. Kiedy staniemy przed kominkiem będziemy musieli wspiąć się do góry.
Szukamy odstających, bardzo małych kamieni po lewej i po prawej stronie ścianek
skalnych. Wchodzimy raczej na zasadzie „na rozpór” i ostatni krok stawiamy po
lewej stronie kominka. Po prawej jest zbyt duża dziura i raczej nie znajdziemy
tam dobrego chwytu. Opis może wygląda przerażająco, ale można bez większych
problemów wejść bezpiecznie, a zejście nie jest już takie straszne. Powyżej
kominka nadal idziemy przez około 2min w sypkim terenie skalnym, po czym
dochodzimy do niewielkiej, ale płaskiej przełęczy. Mamy z niej fenomenalny
widok na Niżni Teriański Staw oraz Krywań 2496 m n.p.m. Właśnie głównie z tego
powodu powinniśmy pójść na Furkot. Krywań zdecydowanie góruje nad całą okolicą
i wygląda fenomenalnie! Tak pięknego widoku nie zobaczymy z pewnością z Bystrej
Ławki. Pamiętajmy, że to wszystko widzimy z przełęczy pod Furkotem, dlatego
warto jeszcze poświęcić te 10-15min i wejść na sam szczyt. Z przełęczy skręcamy
w prawo i podchodzimy stromą granią bezpośrednio do góry. Na trasie nie
znajdziemy jednoznacznej ścieżki. Po prostu wybieramy łatwiejszy teren wśród
kamieni i kęp traw. Jak we wszystkich górach dochodzimy w miejsce, które wydaje
nam się szczytem, ale ten właściwy jest oddalony o kilka minut stąd. Na
szczęście nie prowadzi tędy żaden szlak, przez co kamienie i skały nie są
wyślizgane i dzięki temu podeszwy butów mają bardzo dobrą przyczepność.
Widoki ze szczytu są niesamowite, ponieważ już nic
nie zasłania widoczności na góry. Przed nami zdecydowanie króluje Krywań, a
dookoła nas możemy zobaczyć wiele dwutysięczników tatrzańskich – w tym Koprowy
Szczyt. Mamy piękną panoramę dookoła na 360 stopni, czego Bystra Ławka z
pewnością nam nie zaoferuje. W trakcie podchodzenia zauważymy, że nie tylko my
wchodzimy i jest dużo osób, które wiedzą o „tajemniczym” przejściu za znakiem
„STOP”. Na szczęście nie spotkaliśmy tłumów ani nie trafiliśmy na zator.
Przejście na Furkot jest nieznakowane, pozaszlakowe i prawidłowo nie powinniśmy
tam iść, ale i tak to wielu robi, bo warto. Zejście do przełęczy wśród skał nie
sprawia żadnych problemów, chociaż mogą posypać się pojedyncze kamienie. Gorsze
jest pokonanie skalnego kominka w dół. Z przełęczy schodzimy wolno, szczególnie
przy samym kominku, ponieważ kamienie dosłownie sypią się pod nogami. Nie trudno
tu o pośliźnięcie, a tym bardziej o upadek w dół urwiska skalnego. Z tego
względu, podchodząc wolnym krokiem do jego górnej części stajemy po jego prawej
stronie. Teraz zobaczymy, jak wielka jest dziura po prawej i że ewentualny
upadek nie skończyłby się na pewno dobrze. Warto więc odwrócić się plecami do
kominka, chwycić się skał po lewej stronie (wyszukuj tych największych i tych
dobrze trzymających się ziemi) i szukać nogą punktu podparcia. Ja i Daniel
schodziliśmy, szukając małych występków skalnych „na rozpór”, dając prawą nogę
na prawą ściankę kominka, a lewą – na lewą ściankę. Poniżej kominka schodzimy
na usypisko większych i mniejszych kamieni, dlatego równie wolnym krokiem
przechodzimy ten odcinek. Poniżej urwiska, które pokonaliśmy, widzimy nawet
zejście na ścieżkę, która prowadziła nas w trawiasto-kamiennym terenie do góry.
Wejście na nią przypomina małą półeczkę, dzięki czemu na pewno nie zejdziemy
dalej niż trzeba. Jak widać, droga na Furkot nie jest wymagająca, ale trzeba
zachować szczególną ostrożność w żlebie. Po kilku minutach dołączyliśmy do Moni
i Ilony, które czekały na nas na zakręcie szlaku na Bystrą Ławkę.
SZLAK NA BYSTRĄ ŁAWKĘ - KONTYNUACJA
Teraz ponownie spotkaliśmy się wszyscy razem.
Monia mówiła mi, że widziała nas na szczycie i zrobiła nam zdjęcia z dołu. Pokazałem
im też moje zdjęcia, bo zrobiłem podobne, ale z góry. Trochę wiało, dlatego w
czasie czekania na nas Ilonie i Moni zrobiło się chłodno. O tyle dobrze, że
ciągle świeciło słońce i korzystały z naturalnego ogrzewania. Został nam
najtrudniejszy odcinek do pokonania. Jako, że Monia nie jest wprawiona w
tatrzańskich szlakach, to miała życzenie, by mieć spokój na trasie. Nie chciała
iść w tłumie, żeby nie utworzyć zatoru. Jak szybko zauważyliśmy, korki i tak
powstawały, ponieważ sama przełęcz jest szeroka na tylko dwie osoby, a chętnych
było wielu. Przeczekaliśmy dłuższą chwilę aż główny „rzut” turystów przejdzie
przed nami, a dopiero po nich poszliśmy my. Trafiliśmy na dłuższy „pas ciszy”,
więc chciałoby się rzec: teraz my! W około dwie minuty doszliśmy do kominka
skalnego pod Bystrą Ławką. Najpierw poszedł Daniel, później Ilona, a ja z Monią
na końcu, żeby przeprowadzić ją przez trudności. Zauważyłem, że zmieniono
trochę ubezpieczenia, ponieważ pamiętałem z 2009 roku, że po tej stronie miałem
do dyspozycji kilka klamer, a teraz ich po prostu nie było. Zostały tylko same
łańcuchy i to nimi musieliśmy sobie pomagać. Dla mnie ta trasa nie jest trudna
i wchodziłem bez używania łańcuchów. Pokazywałem Moni, gdzie ma stawiać stopy,
żeby miała łatwiej, używając łańcuchów do podciągania. Tuż przed kominkiem
skręcamy w prawo, stromo do góry, gdzie zaczynamy właściwe podejście. Na
zakręcie możemy skorzystać z pierwszego i długiego przewieszonego łańcucha,
który pełni rolę dobrej poręczy. Widzimy tutaj żółte znaki szlaku. Przed nami
widnieje kilkunastometrowy kominek, w całości ubezpieczony łańcuchami. Na całej
trasie mamy szpiczaste oraz w kształcie zrębów skały. Ich formacje pomagają nam
w wyszukiwaniu odpowiednich punktów podparcia dla stóp i łatwych chwytów. Łańcuchy
wykorzystujemy do podciągania się. Z pewnością odciążymy bardzo stopy. Na
przełęcz prowadzi siedem odcinków łańcuchowych. Pierwszy, który jest poręczą,
nie sprawia żadnych problemów. Od następnego dosłownie wspinamy się w terenie
skalnym, ułatwiając sobie podciąganie łańcuchami. Wszystkie pozostałe kawałki mają
podobną funkcję – w bardzo stromym terenie, przypominającym wspinaczkę,
podciągamy się do góry, jednocześnie szukając stopami punktów podparcia na
licznych, wystających skałach. Jako, że idziemy szlakiem turystycznym, to jest
on w pełni przygotowany i wydrążono tu nawet kilka nierówności, mających
ułatwiać podchodzenie. Tuż pod samą przełęczą Bystra Ławka trafimy na
szpiczastą skałę wystającą ze środka szlaku z dziurą po lewej stronie. Przez to
nasze przejście zawęża się do wąziutkiej ścieżki z łańcuchami, z wykutymi
skałami, gdzie bezpośrednio za nią wchodzimy na Bystrą Ławkę. Ze względu na
wykute skały, szlak dla osób chodzących po Tatrach i nie mających lęku
wysokości, nie będzie stanowić żadnego problemu.
Na trasie trafiamy praktycznie na jedną
niedogodność. Kiedy wejdziemy na Bystrą Ławkę, to nie będziemy mogli nacieszyć
się pięknem widoków, ponieważ z obu stron podchodzą ludzie, a na przełęczy nie
ma miejsca. Trzeba bardzo szybko „zrobić” co swoje i kontynuować wędrówkę. Widoki
z Bystrej Ławki nie są tak efektowne, jak z Furkota, ponieważ z obu stron
ograniczają je dwie ściany skalne. Widzimy tylko fragment Wyżniego Wielkiego
Stawu Furkotnego oraz Krywań częściowo zasłonięty granią, rozciągniętą pomiędzy
górą Ostrą 2350 m n.p.m. a Furkotem 2404 m n.p.m. Na przełęczy turyści zwykle
zdążają zrobić kilka zdjęć „na szybko” i muszą iść dalej, żeby nie korkować
wąskiego przejścia. Problem polega na tym, że nie tak wielkie tłumy oblegają
szlak, ale tak ciasno jest na Bystrej Ławce, że nie ma za bardzo gdzie
przystanąć. Co bardziej pomysłowi ludzie, po drugiej stronie przełęczy, po
prawej stronie, znajdują niewielką jamę w spiczastej skale. Inni zaś zatrzymują
się na niewielkiej płaskiej płycie obok przebiegającego tędy łańcucha. Nie
trudno zauważyć, że nawet pomimo wypatrzonych dwóch dodatkowych miejsc
zatrzymać może się tylko kilka osób. Można powiedzieć, że zejście z Bystrej
Ławki do Furkotnej Doliny jest w porównywalnym stopniu trudne. Na trasie mamy trochę
mniej łańcuchów, ale jest nadal stromo. Tuż za przełęczą schodzimy na płaską
płytę skalną, gdzie leży łańcuch przymocowany do skały na Bystrej Ławce. Przez
to jest długi. Jego część wisi w powietrzu, a druga połowa „spływa” po płaskiej
płycie aż poniżej spadu, którym będziemy schodzić. Z płaskiej płyty schodzimy w
około dwumetrowy spad (takie małe urwisko), gdzie pomagamy sobie łańcuchem. Po
prawej jego stronie jest dobre miejsce do schodzenia, bo kiedy odwrócimy się
plecami do szlaku, wystarczy wykorzystać łańcuch do zejścia i jednocześnie wyszukiwać
punktów podparcia dla stóp. Poniżej spadu wchodzimy na pojedyncze, wystające z
ziemi kamienie, które są częścią kamiennych stopni szlaku. Dalej prowadzi
wydeptana, ale sypka ścieżka wśród kamieni. Z tego miejsca widać jej cały
przebieg i trudno o zgubienie właściwej drogi. Schodząc kamiennymi schodami na
wydeptaną, sypką ścieżką trzeba uważać na ostatni ich etap, ponieważ za
ostatnim stopniem znajduje się po lewej stronie dość duża kępa traw z podmytą
ziemią. Idź po jej prawej stronie widoczną ścieżką i wtedy wejdziesz na
właściwą drogę.
Dosłownie za kilka kroków ponownie idziemy ułożonymi
schodami, które prowadzą w kamienistym terenie. Trzeba uważać, ponieważ wiele
głazów leży luźno. Wędrówka w gołoborzach trwa jakieś 20-25min, gdzie co chwilę
wydeptana ścieżka przerywana jest nielicznymi stopniami. Spoglądając do góry
zauważymy, jak bardzo strome podejście mamy za sobą. Widzimy też ile trawersów
jest na trasie. Po wyjściu z głównego ciągu grani „soliskowych” szczytów teren
staje się łagodnie nachylony i w końcu sypka ścieżka zmienia swój charakter na regularny
szlak ze starannie ułożonymi schodami. Od tego momentu mamy przed sobą w całej
okazałości Wyżni Wielki Staw Furkotny. Jest po prostu przepiękny! Jego
niebieskie wody przyciągają każdego, kto tędy przechodzi. I chociaż szlak nie
prowadzi w bezpośrednim jego sąsiedztwie, to są tacy, co schodzą do jego
poziomu i odpoczywają przy brzegu. Staw położony jest bardzo wysoko, bo aż na
wysokości 2150 m n.p.m. Nie trudno się domyśleć, że na takiej wysokości nie
rosną nawet trawy, ale raczej wszędzie zobaczymy gołoborza kamieni. Przejście
wzdłuż stawu dostarcza wielu pięknych widoków, ponieważ mniej, więcej na jego
wysokości zobaczymy piękne odcienie jaśniejszej barwy turkusowej oraz
niebieskiej. Na tle grani Furkota wygląda przepięknie!
Schodząc w jego rejonie zauważymy, że po tej
stronie dolina również ma ściany skalne przypominające piętra, które będziemy
pokonywać. Furkotna Dolina ma dwa takie piętra i już za chwilę będziemy przechodzić
przez pierwsze z nich. Rozpoczyna się ono po okrążeniu Furkotnego Stawu. Monia
i Ilona chciały koniecznie zatrzymać się na dłużej, ale powiedzieliśmy, że
lepiej zrobić postój w zielonej części Tatr, poniżej drugiego piętra, które
będziemy przekraczać. Wtedy na pewno ucieszy nas niezwykły spokój okolicy i
piękno tatrzańskiej przyrody. W okolicach Furkotnego Stawu zatrzymaliśmy się
tylko na chwilę, żeby kobiety mogły coś zjeść. Kolejne 20-25min wędrówki to
zejście do Niżniego Wielkiego Stawu Furkotnego, położonego na wysokości 2055 m
n.p.m. Za Wyżnim Wielkim Stawem Furkotnym ścieżka jeszcze przez chwilę prowadzi
w płaskim terenie, po czym dochodzimy do ściany skalnej, którą będziemy
schodzić dokładnie w jej środku. Może słowo „ściana” brzmi tylko tak groźnie,
ale nie ma się czego obawiać, ponieważ na całej długości trasy są ułożone
kamienne schodki i nie występują tu żadne łańcuchy. Po prostu zejdziemy o jedno
„piętro” niżej (co jest bardzo charakterystyczne dla słowackich dolin). Na
każdym z takich pięter zobaczymy zwykle większy staw, dlatego w Dolinie
Furkotnej jest nie inaczej. Po ukształtowaniu terenu widać, że przemieszczał
się kiedyś tędy lodowiec, a stawki, które teraz podziwiamy są jego
pozostałością. Kiedy przejdziemy płaską część szlaku za Wyżnim Wielkim Stawem
Furkotnym, to szlak prowadzi nas w najłagodniejszej części ściany skalnej,
gdzie zauważymy już trochę zieleni. Podczas schodzenia będziemy mieli wspaniały
widok na inne dwa stawy: Furkotne Oczko (to ten malutki) i Niżni Wielki
Furkotny Staw. O ścieżce na tym etapie nie za wiele można napisać, ponieważ
ciągle jest taka sama. Prowadzi kamiennymi schodami w skalistym terenie wśród
gołoborzy i dzięki temu szybko obniżamy wysokość n.p.m. o 100m w pionie.
Ciekawostką jest to, że w trakcie schodzenia trafimy na wąską, ale gładką płytę
skalną, obok której ułożono duże i wyraźne schody z kamieni. Położono je tak
równo, że mogą być bardzo dobrym motywem do zdjęć. W trakcie podziwiania
widoków na pierwszym planie zauważymy charakterystyczną grań Skrajnej
Liptowskiej Turni 2272 m n.p.m. i Ostrej Wieży 2129 m n.p.m. Łatwo zauważymy
dwa rzucające się w oczy wcięcia w bardzo ciemnej grani. Jeśli jesteśmy na ich
wysokości, to wiemy, że patrzymy na właściwe szczyty. Widok na stawy oraz na
granie jest po prostu cudny!
Szlak następnie okrąża od lewej strony Niżni
Wielki Furkotny Staw. Nie dochodzimy do jego brzegów, ale raczej patrzymy na
niego z pewnej wysokości. W jego okolicach idziemy lekko nachylonym zboczem
wzdłuż, przez co czujemy, jakbyśmy szli po równym terenie. Po okrążeniu stawu
dochodzimy do drugiej ściany skalnej, gdzie znowu obniżymy się o jedno
„piętro”. Tym razem będziemy obchodzić ścianę skalną całkowicie od lewej strony,
pomijając ją. Będziemy schodzić początkowo bardziej stromym zboczem, by w końcu
wejść do zielonej części doliny. Zanim do niej dojdziemy upłynie nam jakieś 35
do 40min. Z poziomu stawu obchodzimy ścianę skalną kamiennymi schodami w surowym
klimacie, bo cały czas idziemy przez gołoborza. Kiedy wejdziemy na stromy stok
zbocza górskiego, gdzie dość szybko obniżymy wysokość zauważymy, że dookoła nas
będzie coraz więcej trawy. Na początku zobaczymy większe głazy w naszym
otoczeniu, a poniżej połowy zejścia możemy popatrzeć na nieregularnie
„porozrzucane” głazy, pomiędzy którymi rosną bujne kępy traw. Na szlaku nie
spotkamy żadnych trudności – po prostu idziemy ułożonymi stopniami z kamieni. Schodząc
tak, pomału będzie widać coraz więcej zieleni. Już po półgodzinnej wędrówce odczujemy,
że jesteśmy w zupełnie innym świecie. Wcześniej widzieliśmy tylko gołe skały, a
teraz wszystko dookoła jest dosłownie zielone! Nawet granie po obu stronach
kipią zielenią! Kiedy schodzimy z drugiej ściany skalnej (z drugiego piętra,
licząc od strony Bystrej Ławki) warto popatrzeć w dół i wypatrzeć sobie dobre
miejsce na odpoczynek wśród kosodrzewiny. W tej sytuacji rzuca się od razu w
oczy tylko jedna polana. Z góry widzimy wielką połać kosodrzewiny przeciętą
szlakiem, a w środku piękną trawiastą powierzchnię. Nie tylko my myślimy o tym
miejscu, bo jak łatwo zauważyć, większość turystów wybiera sobie tą lokalizację.
W trakcie dalszej wędrówki, po prawej stronie w dolinie, będziemy słyszeli
Furkotny Potok.
W końcowej części odcinka prowadzącego do
upatrzonej polanki warto podziwiać okolicę, ponieważ kosodrzewina tworzy tu
piękne skupiska, co na tle gór wygląda bardzo efektownie. Dodatkowo na 10min
przed dojściem do miejsca odpoczynku będziemy szli jeszcze szerokimi, równymi,
kamiennymi schodami, które pięknie zdobią okolicę. Są bardzo dobrym motywem do
zdjęć. Dochodzimy w końcu do rozległego płaskiego terenu, gdzie przecinamy
trawiastą polanę. Jak zauważymy, nie tylko my się zatrzymaliśmy. Robi tak
większość, ponieważ po całym dniu wędrówki można tu odpocząć i nacieszyć oczy
wszechobecną zielenią. Dodatkowo cały krajobraz zdobią piękne granie z obu
stron. Trudno nie skorzystać z takiego miejsca. Jako, że wyjazd w Tatry zwykle
przypada mi po nadgodzinach w pracy, to zawsze jestem mocno niedospany. Na tej
polance zasnąłem na około godzinę i później czułem się zupełnie inaczej.
Najciekawiej jednak miała Monia, bo przyleciał bardzo kolorowy motyl i usiadł
na jej prawej ręce w pobliżu łokcia i nie chciał odlecieć. Rozłożył skrzydła.
Co ciekawe, kiedy poszliśmy niżej, to nawet kiedy machała rękami, nie odleciał.
Towarzyszył jej aż do miejsca, gdzie wśród kosodrzewiny rosną owocujące
jarzębiny – czyli przez jakieś 25min. Miała piękną naturalną ozdobę. Patrząc w
stronę, z której przyszliśmy widzimy charakterystyczne piętro skalne. Droga
zejściowa przed nami będzie bardzo przyjemna, bo nie trafimy już na żadne
stromizny, ale raczej powoli będziemy obniżać wysokość. W tym czasie, póki
jesteśmy w pasie kosodrzewiny, warto podziwiać okoliczną przyrodę, bo ta część
doliny według mnie jest najpiękniejsza. W pełni sezonu, możemy zobaczyć tu
kwitnące i kolorowe kwiaty, co z pewnością dodatkowo upiększa dolinę. Bardzo
ciekawe jest zejście, którym będziemy szli tuż za polaną. Teren jest
nieznacznie nachylony w dół i tędy poprowadzono szeroką ścieżkę. Polecam
odwracać się za siebie, by podziwiać wielkie skupiska kosodrzewiny na tle
zielonych gór. Jest bardzo kolorowo.
Kolejny etap naszej wędrówki to wybór między tym,
co chcemy zobaczyć. Jeśli chcemy jak najszybciej wrócić do samochodu, to trzeba
iść dalej żółtym szlakiem. Schodząc coraz niżej, na trasie będzie coraz więcej
zieleni. Najciekawsze są miejsca, gdzie wielkie płaty kosodrzewiny przeplatają
się z niewielkimi rumowiskami kamieni i głazów. Najpiękniejsze są jednak widoki
w głąb Tatr i tam najlepiej spoglądać co jakiś czas. Schodząc Furkotną Doliną
zobaczymy na szlaku jeszcze dwa duże, samotne świerki rosnące na dość dużej
polanie trawiastej, które wyróżniają się w okolicy. Dla mnie ten widok jest
jednym z najpiękniejszych w całej dolinie. Dochodzimy do rozwidlenia szlaków:
żółtego i niebieskiego na Solisko. Na kilka minut wędrówki przed skrzyżowaniem motyl z ręki Moni dopiero
teraz zdecydował się odfrunąć. Osoby, które chcą iść dalej żółtym szlakiem,
będą miały przed sobą już tylko coraz bardziej gęstniejący las, którym
dojdziemy aż do Tatrzańskiej Magistrali (czerwony szlak) i tam trzeba skręcić w
lewo, gdzie kolejnym leśnym szlakiem dojdziemy do Szczyrbskiego Plesa. My
jednak wybraliśmy wędrówkę przez Solisko, a raczej przejście do Chaty pod
Soliskiem. Ilona i Monia nie miały więcej sił, żeby iść dalej, dlatego
postanowiliśmy, że dojdziemy do chaty, a stamtąd będziemy tylko schodzić aż do
parkingu.
Przejście niebieskim szlakiem trwa jakieś 25 do
30min. Według mnie jest bardzo ciekawe i widokowe, dlatego lubię tą część trasy.
Po cichu myślałem jeszcze o wejściu na szczyt Skrajnego Soliska 2126 m n.p.m. (najniższego
ze wszystkich „soliskowych” szczytów), bo na inne nie prowadzą żadne szlaki.
Szukałem tylko chętnej osoby. Daniel po nocnej jeździe też odczuwał zmęczenie,
dlatego umyśliłem sobie, że oni będą odpoczywać, a ja „na szybko” wyskoczę do
góry.
Monia i Ilona myślały, że szlak prowadzący do
Chaty pod Soliskiem na całym odcinku będzie tylko płaski, albo lekko zejściowy.
Jak się szybko okazało, przed nami było kilka mniejszych podejść, co męczyło nasze
kobiety. My tymczasem podziwialiśmy piękne widoki. Cały czas idziemy w bardzo
wielkich skupiskach kosodrzewiny poprzecinanych pasami luźnych kamieni i głazów.
Pierwsze pięć minut to wędrówka w płaskim terenie, a później rozpoczynamy
stopniowe podchodzenie wśród kosodrzewiny. Po około następnych pięciu minutach
mamy przed sobą większe podejście. Właśnie tutaj można zobaczyć coś ciekawego,
bo kiedy podchodzimy stromymi, kamiennymi schodami, po lewej stronie widzimy
wystający wielki głaz, a w jego połowie rośnie mała kosodrzewina, która dodaje
uroku całej okolicy. Szczególnie jest to ciekawy motyw dla fotografów. Za skałą
szlak nadal jest stromy i musimy podchodzić dość dużymi krokami, korzystając z
nieregularnych stopni. Podchodzenie trwa ponad 15min i dla zmęczonych osób po
całodniowej wędrówce będzie z pewnością męczące, dlatego jeśli ktoś dorzuci
sobie tą trasę, to niech wcześniej nastawi się psychicznie na fakt, że to jeszcze
nie koniec chodzenia po górach. Za skałą z małą kosodrzewiną trasa jest równie
piękna. Nieustannie podchodzimy coraz wyżej, wchodząc kolejnymi grupami stromo
ułożonych schodów. Dla mnie najpiękniejsze są okolice od połowy niebieskiego
szlaku i dalej, ponieważ szybko zmienia nam się krajobraz oraz jest kolorowo i
mamy bardzo dużo zieleni dookoła. W trakcie dalszego podchodzenia zauważymy ciekawe
rzędy schodów zakręcających na lokalnych wzniesieniach, a po jednej ze stron, najczęściej
po lewej, zobaczymy gęsto rosnącą kosodrzewinę. Dopiero przed samą chatą szlak jest
nieco mniej wymagający, ale nadal lekko idziemy do góry. Po lewej stronie, zza
kosodrzewiny nieśmiało wygląda góra Skrajne Solisko 2126 m n.p.m., zwana przez
wielu po prostu Solisko. Na ostatnim fragmencie zauważymy, że po obu stronach ścieżki
kosodrzewina tworzy zwartą budowę i od teraz trudno gdziekolwiek odejść poza
wyznaczoną trasę.
Dochodzimy do Chaty pod Soliskiem. Jak dla mnie
nie ma tu nic ciekawego. Mnóstwo komercji dookoła, więc pozostaje tylko iść
gdzieś dalej jak najszybciej. W chacie można kupić różne napoje i jedzenie typu
fast-food. Po prawej stronie mamy kolejkę do Szczyrbskiego Plesa, którą
wjeżdżają tłumy. Z tego względu w chacie i na zewnątrz siedzą tłumy ludzi. Góra
Solisko jest mocno oblegana dzięki bliskości kolejki. Trzeba przyznać, że
podobnie, jak Kasprowy Wierch i Giewont, Skrajne Solisko oferuje jedne z
najgorszych widoków w całych Tatrach (co nie znaczy, że brzydkie). Górę tę
traktowałem raczej jako trening kondycyjny niż główny cel wyjazdu w góry. Monia
i Ilona od razu rozsiadły się na ławkach. Daniel jeszcze długo myślał, czy nie
pójść ze mną, ale w końcu postanowił odpocząć. Nic nie mówiłem, bo przecież
prowadził samochód w środku nocy przez cztery godziny. Zatem po wszystkim powiedziałem
tylko, że pójdę sam. Tabliczka wskazywała, że czerwonym szlakiem wchodzi się
godzinę i schodzi około 40min. Podejście od samego początku jest strome i tak
jest do samego szczytu. Postanowiłem więc, że „załatwię” sprawę bardzo szybko i
wrzucę swój „piąty bieg” – czyli moje tempo, gdy idę sam. Od samego początku,
kiedy spojrzymy w dół – w stronę dolin, zauważymy Szczyrbskie Pleso oraz skocznię
narciarską. Z góry wyglądają przepięknie. Z łatwością wypatrzymy też wielką
polanę z deptakiem – czyli miejsce, od którego zaczynaliśmy dzisiejszą wędrówkę.
Patrząc bardziej w prawo, w bardzo gęstej i zwartej kosodrzewinie wypatrzymy z
łatwością dwa małe stawki: Wyżni i Niżni Mały Staw Furkotny. Pamiętam, kiedy
szedłem tędy siedem lat temu, zobaczyłem piękną tęczę nad wyżnim stawkiem po
porannych opadach deszczu. Takiego widoku się nie zapomina. Teraz słońce bardzo
mocno przygrzewało. Szlak na Skrajne Solisko od samego początku do samego końca
praktycznie ciągle ma taki sam charakter. Podchodzimy cały czas licznymi
trawersami złożonymi z dużych, kamiennych schodów. Z tego względu turyści
zatrzymują się co chwilę by złapać tchu.
Jako, że szedłem sam, narzuciłem sobie najwyższe
tempo i nie stawałem w ogóle. Wyprzedzałem wszystkich. Jedynie kilka razy
spoglądałem za siebie, by popatrzeć z dużej wysokości na Szczyrbskie Pleso, bo
stąd wyglądało efektownie. Cały szlak prowadzi początkowo w skalistym terenie,
gdzie występują niewielkie skupiska kosodrzewiny, ale wraz z osiąganiem
wysokości bardzo szybko zanika. Od teraz idziemy w trawiastym terenie, gdzie
leży mnóstwo pojedynczych kamieni, wyglądających, jak gdyby ktoś porozrzucał je
losowo. Pod tym względem widok jest bardzo interesujący. Co ciekawe, przed sobą
przez cały czas widzimy jakiś szczyt. Do samego końca jesteśmy pewni, że to ten
właściwy. Trochę późno zauważamy, że to jednak nie ten, bo wiemy o tym dopiero,
gdy dojdziemy na samą górę. Wtedy odsłania nam się widok na jeszcze jeden
wierzchołek z krzyżem. To właśnie ten właściwy, ale mamy do niego jakieś 10min
drogi. Całe wejście zajęło mi 26min od Chaty pod Soliskiem aż do krzyża. Miałem
dużo czasu, dlatego przez chwilę podziwiałem widoki i robiłem zdjęcia dookoła,
żeby Daniel mógł zobaczyć jak najwięcej z góry. Po wejściu na pierwszy szczyt
zauważymy jeszcze niewielki pas kosodrzewiny i wielką skałę nad przepaścią,
gdzie ludzie ustawiają piramidki z kamieni. Wiele osób zatrzymuje się tutaj,
żeby zrobić zdjęcie. Ja również stanąłem, by sfotografować to miejsce. W
okolicach podszczytowych podchodzimy dużymi i szerokimi schodami, więc wchodzenie
staje się łatwe, ale jednak nadal strome. Miejsca na wierzchołku nie ma zbyt
wiele, bo trzeba kluczyć wśród dużych, nieregularnych głazów i szukać sobie odpowiedniej
miejscówki. Z tego powodu większość ludzi rozsiada się dookoła lub w pobliżu
szczytu na wyschniętych trawach. U góry widzimy drewniany krzyż podparty z
trzech stron linami. Z głównego wierzchołka możemy podziwiać całą grań Soliska,
zobaczyć jej wszystkie szczyty, oraz zajrzeć do Młynickiej Doliny, którą już
szliśmy. Z łatwością wypatrzymy Wodospad Skok czy Staw nad Skokiem. Po południu
dolinę pokrywa już cień, ale widok i tak jest ciekawy.
Ze szczytu postanowiłem równie szybko zejść. W
trakcie schodzenia trzeba uważać, ponieważ regularne kamienne schody
wielokrotnie są poprzecinane sypkimi ścieżkami. Nie trudno tam o pośliźnięcie,
dlatego zwalniałem na każdym takim odcinku. Chociaż szlak nie ma żadnych
trudności technicznych, to widziałem jak pewna otyła dziewczyna ze strachem
schodziła po ułożonych schodach. Wyglądało to tak, jak gdyby nigdy nie była w
Tatrach i jej chłopak namówił ją na wyjazd w góry na siłę. Moim zdaniem najadła
się więcej strachu niż miała z tego przyjemności. Z tego względu nie polecam
tej góry na pierwszy raz, bo chociaż jest łatwa, to cały czas stroma, przez co
bardzo szybko można zniechęcić nowicjusza do gór, a nie o to przecież w pasji
gór chodzi... Ja tymczasem kontynuowałem schodzenie. W trakcie podziwiałem
piękne lasy na nizinach oraz dalekie Tatry Niżne. Trzeba przyznać, że widok na
Tatry Niżne jest ładny. Szkoda tylko, że widać wielki pas zniszczeń po wichurze
z 19.11.2004. Do dziś bardzo łatwo można wskazać, które to są fragmenty. Pamiętam
widok z 2008 roku, kiedy w miejscu zniszczonych lasów wyrosły fioletowe kwiaty.
Po wejściu na szczyt widziałem ich całe morze, a to oznaczało, że zniszczenia
były ogromne. Na szczęście z każdym rokiem w dole widać coraz więcej zieleni i
to cieszy, że lasy pomału odrastają. Zejście zajęło mi 20min, a więc po ponad
45min dołączyłem do Daniela, Moni i Ilony. Monia mówiła, że było mnie widać aż
do samego końca jak wchodziłem i zrobiła mi nawet kilka zdjęć, żeby pokazać,
którędy prowadzi szlak. Po tym przejściu, podobnie jak siedem lat temu,
stwierdziłem, że Solisko nie jest głównym celem wyjazdu, ale raczej należy tę
górę traktować jako dodatkową propozycję po całodziennej wędrówce. Przynajmniej
my, którzy chodzimy po Tatrach, oczekujemy więcej, bo też wiele ciekawszych
widoków już widzieliśmy. Jeszcze na chwilę usiadłem przed chatą i pomyślałem o
narodowym napoju Słowaków – Kofoli. Bardzo go lubię i powiedziałem, że jak już
zejdziemy, to obowiązkowo muszę się go napić. Przy głównym deptaku pod
Szczyrbskim Plesem nie brakuje budek z jedzeniem.
Po odpoczynku rozpoczęliśmy zejście niebieskim
szlakiem. Jest to bardzo szeroka szutrowa droga, którą widzimy przed sobą.
Zejście do Szczyrbskiego Plesa powinno zająć nam 1h 15min. Trochę dużo, ale
myślę, że warto przejść się niż jechać kolejką w dół, chociażby z dwóch powodów
– piękne widoki i oszczędność pieniędzy, bo za zjazd płacimy 13 EUR. Od samego
początku szlaku widoki są bardzo piękne, ponieważ patrzymy na grań Baszt oraz
Szatana z dużej odległości, a przed sobą mamy otwarte polany trawiaste z
tysiącami kwitnących fioletowych kwiatów. Widok jest po prostu niesamowity! Co
chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić zdjęcia całej okolicy. Jedynym minusem
są słupy kolejki linowej, które widać na tle tak pięknej panoramy. Ten problem
też można łatwo obejść, ponieważ wystarczy zejść szeroką drogą trochę niżej.
Teren jest tak ukształtowany, że po około piętnastu minutach kolejka „ginie”
gdzieś za zboczem górskim i od teraz możemy cieszyć się wspaniałą, w pełni
naturalną panoramą Tatr. Chwilę spędziliśmy na fotografowaniu rozległych
panoram. W połowie drogi, oprócz fioletowych kwiatów zobaczymy dodatkowo piękne
i zielone limby. Te drzewa są niezwykłe i w szczególności na otwartej
przestrzeni potrafią wyrosnąć bardzo okazałe. Za rzędem kilku limb weszliśmy w strefę
lasów. Idąc szeroką ścieżką, szlak traci się gdzieś wśród drzew i traw, dlatego
wybieramy nadal szeroką drogę prowadzącą od teraz stokiem narciarskim.
Dojdziemy nim znacznie szybciej do Szczyrbskiego Plesa i nie będziemy musieli
dodatkowo okrążać tego dużego stawu. Jak zejść na trasę narciarską? Wystarczy
iść głównym szlakiem i po lewej stronie zobaczysz szeroki pas traw i w dole
jakieś chaty. Prawie wszyscy tamtędy idą, więc nie ma możliwości zgubienia
właściwej trasy. Tuż przed polaną, na ostatnim odcinku leśnym zauważyliśmy
pewną dziewczynę, która szła w lekkich sandałkach na rzemykach i w krótkiej
białej spódniczce. Wtedy rozpoczęliśmy temat przygotowania do wyjścia w góry i
odpowiedniego stroju. Przecież musiała wjechać kolejką i teraz schodziła tym
samym szlakiem co my, a przecież na trasie nie brakowało żwiru ani kamieni...
Skrót kończy się zejściem na wielką polanę, od której zaczynaliśmy naszą
przygodę. Przed nami mamy główną aleję, którą wszyscy wracają z gór. Na sam
koniec zatrzymaliśmy się przy tutejszych budkach z jedzeniem i zjedliśmy
porządną porcję frytek i wypiliśmy dużą Kofolę podawaną tutaj w plastikowych kubkach.
Pierwszy dzień udał nam się bardzo i byliśmy z
niego zadowoleni. Trochę z większym trudem szukaliśmy noclegu w Nowej Leśnej,
bo nikt nie chciał nas przyjąć na jedną noc. Daniel miał namiary na pokoje u
Romów. Właśnie tam zdecydowaliśmy się spędzić noc. Początkowo szukaliśmy
noclegu pukając od drzwi do drzwi, ale jako, że wszędzie było już pozajmowane
(bo ten weekend był ostatnim w lecie i na dodatek bezchmurnym, więc każdy, kto
mógł, korzystał z idealnej pogody), pojechaliśmy do Romów pod wskazany adres. Przed
chwilą przyjechała inna czwórka Polaków, która szukała noclegów, a pani
myślała, że to my dzwoniliśmy i w ten sposób ktoś przypadkowo zajął nam miejsce.
Romowie, mają bardzo gęstą „sieć” powiązań rodzinnych, więc zaraz zeszły się
babcie, kuzynki i inni. Po dłuższych rozmowach znaleźli dla nas dla nas duży
pokój na cztery osoby zaledwie kilka domów dalej. Chcieliśmy dwa pokoje na dwie
osoby, ale jako, że nigdzie już nie było wolnych miejsc wybraliśmy ten duży
pokój. Obejrzeliśmy go i stwierdziliśmy, że będzie bardzo dobre spanie i nic
więcej nam już nie potrzeba. Tak, jak myśleliśmy, Romowie są bardzo gościnni. Zapłaciliśmy
po 10 EUR za pokój, co jest niską ceną, bo w znanych miejscowościach
turystycznych, takich jak np. Stary Smokowiec, zapłacimy dwa razy więcej.
Głównie z tego powodu wybraliśmy Nową Leśną, bo jest na uboczu i dla osób
przyjeżdżających samochodem nie ma żadnego problemu, by dostać się w Tatry w
kilkanaście minut. Ja, Daniel i Monia nawet umówiliśmy się na wyjście na wschód
słońca, ponieważ dom, w którym teraz zamieszkaliśmy na noc znajdował się na
obrzeżach Nowej Leśnej. Wystarczyło tylko pójść dwie minuty ulicą pod górę,
żeby wyjść na rozległe pola i mieć fenomenalny widok na Tatry Wysokie
Słowackie. Widok po prostu wgniatał w ziemię! Przed główną panoramą Tatr
ciągnęły się hektary zielonej trawy.
Drugi dzień: Śląski Dom, szlak na Batyżowieckie Pleso, szlak na Osterwę - czyli wędrówka Tatrzańską Magistralą - 27-28.08.2016
Drugi dzień: Śląski Dom, szlak na Batyżowieckie Pleso, szlak na Osterwę - czyli wędrówka Tatrzańską Magistralą - 27-28.08.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz