czwartek, 22 marca 2018

Nie popełniaj tych samych błędów w górach - czyli 10 błędów, które turyści najczęściej popełniają w górach

Burza w górach Błędy w górach

Nieraz słyszałeś, że grupa wyszła zimą nad Morskie Oko i zaskoczyła ich noc?, albo, że ktoś poszedł w szpilkach lub japonkach na Giewont?, czy też, że zaskoczyła kogoś burza w górach?... Takich sytuacji można mnożyć, dlatego chcę Wam przybliżyć wiele rzeczy, dzięki, którym każda wyprawa będzie udana, a o tych sprawach nie mówi się wcale lub wspomina bardzo rzadko. Celem tego artykułu jest uświadomienie wielu błędów, które ludzie masowo popełniają w górach dlatego, że najczęściej podążają za tłumem i nie zastanawiają się nad tym. Co zrobić, żeby każda nasza wyprawa była udana (nie ważne, czy ta mała, czy ta wielka)? Zastosuj w swoim życiu kilka ważnych zasad.

1. Długie weekendy, majówka
Nie raz widziałeś, jak tłumy rozdeptują Dolinę Kościeliską, Chochołowską, czy przeludniają okolice Morskiego Oka? Nie wspominam już o samym Zakopanem. Zauważyliście, że każdy długi weekend wygląda dokładnie tak samo? – zawsze mamy ogromne korki na zakopiance, w których trzeba czekać godzinami, zawsze dojazd do Morskiego Oka jest praktycznie niemożliwy, bo kilometrami ciągną się zaparkowane samochody, a przejeżdżając przez każde miasto musimy tkwić w kolejnych korkach. Wszystkie popularne miejscowości i góry są po prostu przeludnione. W czym jest rzecz? Ludzie zazwyczaj nie zastanawiają się głębiej nad spędzaniem dłuższego czasu wolnego. Najczęściej chcą pojechać tam, gdzie od zawsze marzyli, a codzienność im na to nie pozwalała. Z tego powodu kilkadziesiąt tysięcy, a nawet do 250 tysięcy turystów decyduje się, żeby pojechać np. do Zakopanego na Sylwestra lub na majówkę. Czym to się kończy, chyba nikomu nie trzeba więcej mówić… Jedna miejscowość nie jest w stanie w ciągu jednego dnia przyjąć tak „zmasowanego” ataku turystów. Popularne miejscowości najczęściej nie mają nawet tyle swoich mieszkańców, więc drogi, infrastruktura, czy hotele, po prostu nie wyrabiają. Skoro z góry wiemy, jaki będzie tego efekt, czy już zawczasu nie powinniśmy zastanowić się nad innym miejscem? Czy lubimy wracać z Zakopanego do Krakowa 7 godzin, albo czy lubimy tłumy ludzi, nad którymi nie da się zapanować? Z pewnością nie. Biorąc pod uwagę „majówkę” zauważmy, co dzieje się w Tatrach. Nad Morskie Oko idzie 20.000-33.000 ludzi, Dolinę Kościeliską wybiera aż do 35.000 ludzi, a do Doliny Chochołowskiej maszeruje około 25.000-30.000 ludzi! Jak widzisz to są ogromne ilości. Wąska droga, która prowadzi tymi dolinami z jasnych względów nie zapewni odpowiedniej przepustowości, dlatego nieraz w gazetach możemy przeczytać, że turyści zadeptali Dolinę…. (tutaj wpisują jej nazwę). Mają rację w tym, co piszą, bo rzeczywiście znane doliny w czasie majówki stają się istnym pobojowiskiem. Idąc taką drogą mijasz średnio 117 osób na minutę! Nawet w pracy zawsze dziwili się u mnie, dlaczego nigdy nie brałem urlopu w długie weekendy. Nie brałem ich z powodu przeludnienia wszystkich znanych miejsc. Na razie pomijam kwestie pogodowe. Nawet, jeśli miałem wolne w czasie długich weekendów, to pierwsza myśl, jaką miałem, była taka: będzie dużo ludzi – to gdzie pojadę? Z oczywistych względów odrzucałem znane miejsca.


Przeludnienie w Dolinie Chochołowskiej - czy tu naprawdę wypoczniemy na majówce?...

Czy zastanawiałeś się, co może być piękną alternatywą dla zatłoczonych szlaków w czasie dni wolnych od pracy? Ja zawsze szukam zacisznych i chyba zapomnianych miejsc, dzięki którym naprawdę wypocznę i odczuję, że byłem na „wolnym”. Większość, którzy jadą w znane miejsca są zmęczeni tłumami i tak naprawdę czują, że nie wypoczęli. Nie musimy mieć dużych funduszy, żeby odwiedzić bardzo ciekawe góry bez tłumów w tym czasie. Ja np. wybrałbym czarny szlak od Goleszowa na Małą Czantorię i zszedłbym z niej żółtym szlakiem do Ustronia. Ile przez cały dzień ludzi zobaczysz? Może dziesięciu i to z naciskiem na słowo „może”. Goleszów leży jeszcze przed Beskidem Śląskim, więc nikt nie myśli o tej miejscowości jako turystyczna, bo nie leży w ogóle w górach, a jedynie widać z niej góry. I tu jest mój cały haczyk. Od wielu lat kontynuuję moją tradycję, gdzie 1 maja zawsze idę tym szlakiem. Zazwyczaj dobierałem tylko jedną osobę i od samego wyjścia z pociągu czułem, że naprawdę odpoczywam. Początek maja na tej trasie jest niezwykły, ponieważ wiosna trwa tam w najlepsze. Zobaczymy piękne, zielone trawy, całe hektary kwitnących mleczy, rzepaku, po czym po 20min wejdziemy na szlak górski. Celowo wybrałem góry do wysokości ~850m n.p.m., ponieważ o tej porze roku wiosna zazwyczaj „sięga” tylko do tej wysokości. Powyżej będziemy szli w błocie. Idąc z centrum Goleszowa przejdziemy obok goleszowskiego „Morskiego Oka” i skoczni narciarskiej, gdzie uczą się skakać dzieci. Dalej przez godzinę będziemy wędrować wspaniałymi lasami bukowymi w pofałdowanym terenie. To jest moment, gdzie naprawdę nasycimy oczy czymś pięknym. Bo któż nie zwraca uwagi na świeżą, wiosenną zieleń po długiej zimie? Kora drzew jest jasno szara, dlatego kontrast zieleni i szarości jest bardzo duży. Na tym godzinnym odcinku czujemy się zrelaksowani. Na końcu z wielką łatwością dojrzymy czosnek niedźwiedzi. Jeśli ktoś nie widział takiej rośliny, to tutaj, pomiędzy drzewami rośnie on hektarami! A zapach unosi się setkami metrów. Dalszą częścią szlaku jest podejście na Tuł. Góra ma ponad 600 m n.p.m., ale mało kto wie o tych ścieżkach, chociaż szlak jest zaznaczony. W rejonie góry Tuł poczujemy klimat sielankowych polanek, znanych przede wszystkim z Windowsa XP. Tam jest bardzo podobny klimat, dlatego obowiązkowo trzeba zatrzymać się i posiedzieć przez dłuższą chwilę. Za Tułem otworzą nam się ogromne przestrzenie i będą to kolejne, piękne polany. Nic bardziej relaksująco nie działa na człowieka, jak widok świeżej zieleni po długiej zimie, ciągnącej się kilometrami. Najciekawsze jest to, że w okolicy kwitnie mnóstwo drzew owocowych, co dodaje uroku temu miejscu. Za chwilę nasza ścieżka poprowadzi alejką wśród starych drzew, gdzie będziemy mieli piękny widok na ogromną górę, przypominającą wulkan. Jak myślisz co to za góra? To Czantoria, tyle, że większość nie zna jej od tej strony i co najważniejsze nie ma żadnych tłumów. Idąc przez zakwitniętą i zieloną krainę masz przed sobą widok na „wulkan”. Kiedy dotrzemy do końca polan (a ciągną się one długimi pasami) dojdziemy do źródełka wody, skąd stromym podejściem będziemy mogli wejść na Małą Czantorię. Wybieramy cały czas czarny szlak. Całą atrakcją tego podejścia jest fakt, że zobaczymy piękną zieleń liści buków, która zachwyca każdego. Zresztą popatrz na zdjęcia poniżej. Kiedy już wejdziesz na Małą Czantorię, to nie zatrzymuj się na „szczycie” jak wskazują tabliczki (bo tu naprawdę niewiele widać), ale podejdź widoczną drogą leśną na wprost. Za 200 m dojdziesz do właściwego szczytu Małej Czantorii, skąd zobaczysz ogromne przestrzenie aż po Jezioro Goczałkowickie! Widok wiosny w dolinach po prostu zwala z nóg! Schodząc z Małej Czantorii wybierz żółty szlak do Ustronia, ponieważ na trasie zobaczysz całe mnóstwo kwitnących drzew owocowych oraz pasy kwitnących mleczy ciągnących się setkami metrów! Czy ten szlak jest taki piękny? Jeśli nadal masz wątpliwość, to powiem Ci tylko tyle, że byłem już w różnych górach (Alpy, Kaukaz, Kordyliery, Tatry), a mimo wszystko za każdym razem jestem zachwycony pięknem proponowanej trasy. Na początku maja właśnie tutaj odpoczywam z dala od zgiełku miast i tłumów, które pojechały „wypoczywać” gdzie indziej. Piszę „wypoczywać”, bo mam na myśli osoby, które wybrały znane, przeludnione miejscowości.

 
Bukowe lasy w drodze na Małą Czantorię z Goleszowa

 
Widok z Małej Czantorii na Goleszów i Cisownicę


Szlak z Goleszowa na Małą Czantorię


Czy nie lepiej na "majówkę" wybrać spokojne góry (na zdjęciu czarny szlak z Wisły Jawornik na przełęcz Beskidek), niż przeludnione miejscowości?

Szczawik zajęczy w drodze na Małą Czantorię

Sielankowe widoki wiosny na szlaku z Wisły Jawornik

Inną propozycją (jeśli masz samochód) jest wybór Pienin od strony słowackiej. Nie doświadczymy tam tłumów. W szczególności polecam trasę z Przełęczy Tokarnia ponad Wielkim Lipnikiem żółtym szlakiem, skąd możemy wejść na Wysoki Wierch i jednocześnie stanąć na polsko-słowackiej granicy. Na tym odcinku nie ma ludzi, a cała trasa prowadzi sielankowymi polanami, jak z Windowsa XP. Takich miejsc jest oczywiście dużo więcej i ich wybór zależy przede wszystkim od tego, gdzie mieszkamy i co chcemy zobaczyć. Musisz zapamiętać jednak, że Tatry, Babia Góra, Czantoria, Gubałówka, Kasprowy Wierch, Śnieżka, Karpacz, Zakopane, Mazury, Pilsko, Morskie Oko, Dolina Chochołowska/Kościeliska, Góra Sowia, Błędne Skały, Szczeliniec Wielki, Ustroń, Wisła, Krynica Zdrój, itp. miejsca będą bardzo mocno przeludnione. Nie reaguj też na hasło „dzień krokusów w Dolinie Chochołowskiej”. Wtedy przyjeżdża w weekend około 33.000 ludzi do Doliny Chochołowskiej! W takim tłumie na pewno nie będziesz się czuć dobrze… Pisząc to wszystko nie chcę nikogo zniechęcać do odwiedzania popularnych miejscowości, czy gór w tym czasie, ale raczej chcę uświadomić, że powrót będzie trwał wiele godzin, a zgiełk panujący w takich miejscach jeszcze bardziej nas zmęczy. Na pewno nie wypoczniemy dobrze… Nie podążajmy za panującą modą: "bo wszyscy jeżdżą do Zakopanego, do Sopotu, na Mazury", itp. Nie traktujmy tych miejsc, jako obowiązkowe punkty na naszej mapie "do zaliczenia", bo gorzko się rozczarujemy. Lepiej odwiedzajmy znane miejscowości poza sezonem i poza długimi weekendami. W Polsce wybitnie kuleje edukacja turystyczna, dlatego większość nie potrafi się po prostu "wyrwać" z ogólnie przyjętych schematów... a to nie jest wcale trudne...

Wysoki Wierch, Łapszanka
Sielankowe polanki tuż nad przełęczą Tokarnia w Pieninach (powyżej miejscowości Wielki Lipnik na Słowacji)

Jeszcze innym ciekawym miejscem jest przejście czerwonym szlakiem w Beskidzie Niskim na Tokarnię 778 m n.p.m. Tam również zobaczymy niesamowite polany oraz ogromne, zielone przestrzenie. Ciekawy w tej trasie jest fakt, że przez cały dzień najprawdopodobniej nie spotkamy ani jednej osoby, a sam szlak w wielu miejscach jest słabo oznaczony. Nasza wędrówka wygląda tak, że na ogromnych, trawiastych przestrzeniach szukamy właściwej drogi przejścia. Widoki naprawdę uspokajają człowieka i dlatego, gdybym miał coś wybrać, to zdecydowałbym się jeszcze raz pójść na Tokarnię.


Podejście na Tokarnię


Widoki po drugiej stronie góry

A słyszałeś o Hali Boraczej? W maju z pewnością będzie to przeludnione miejsce. Można jednak w bardzo łatwy sposób dojść do niej, nie mijając ani jednej osoby na szlaku. Wystarczy wyłamać się z ogólnie przyjętego schematu, gdzie wszyscy jadą samochodem do końca Żabnicy i wchodzą czarnym szlakiem na tą halę. Lepiej na samym początku tej miejscowości wybrać niebieski szlak (zaczyna się o 10min drogi pieszej, licząc od tablicy informującej o nazwie miejscowości: koniec Węgierskiej Górki i początek Żabnicy). Ta dwuipółgodzinna przeprawa pozwoli nam przejść przez osiem terenów z pięknymi, sielankowymi polanami. Góry są niskie, więc zobaczymy wszechobecną zieleń oraz naprawdę wypoczniemy.

 
 
 
Niebieski szlak na Halę Boraczą

2. Wiosna w mieście, a wiosna w górach 
To druga rzecz, której najczęściej ludzie nie biorą pod uwagę. Co jest najbardziej zadziwiające, to nawet nauczyciele planujący wycieczki górskie często zapominają o tym fakcie. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje w dniach 1-5 maja na Babiej Górze, Pilsku, czy Śnieżce. Już nie wspominam o Tatrach. Musimy pamiętać, że powyżej wysokości 1000 m n.p.m. wiosna jest opóźniona o blisko miesiąc! A na wysokości 1700 m n.p.m. to są już pełne dwa miesiące! Na początku maja śnieg zalega jeszcze na wysokościach 1300 m n.p.m., dlatego najczęstszym błędem jest nie zabranie ze sobą zimowego obuwia, czy też zimowych kurtek, czapki i rękawiczek. Pomimo, że na dole panuje piękna wiosna i kwitną kwiaty, to na Babiej Górze powyżej 1300 m n.p.m. w czasie majówki dalej panuje zima, lub jest na etapie ustępowania. To oznacza, że wieją tam zimne i przenikliwe wiatry. Widziałem mnóstwo wycieczek, które musiały być zawrócone na wysokości Sokolicy (1367 m n.p.m.) pod Babią Górą, ponieważ dotąd przed trudnymi warunkami chronił las. Widziałem mnóstwo dzieci, które wchodziły całymi gromadami w krótkich koszulkach, ponieważ „na dole” świeciło słońce, a w miarę zdobywania wysokości ich ubranie stawało się nieodpowiednie. Musimy zapamiętać, że wiosna na nizinach i wiosna w górach to są dwie różne sprawy. Zapamiętajmy sobie pewne fakty, które dotyczą polskich nizin i gór. W dniach 1-5 maja na południu Polski, na nizinach: kwitną mlecze (ich okres kwitnięcia to 20 kwietnia – 10 maja), trawy są w pełni rozwinięte, 8 maja brzozy zaczynają bardzo szybko wypuszczać liście, młode drzewa mają w pełni otwarte liście ( w szczególności topole), powoli przemijają kwiaty drzew owocowych, zaczyna kwitnąć rzepak, a stare drzewa mają wykształcone pąki, które otworzą się około 25 maja. W górach to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Wszystko zależne jest od wysokości. Spójrzmy na tę sprawę tak:
  • tereny do 600m n.p.m. – drzewa owocowe są w pełni zakwitnięte, mlecze zaczynają kwitnąć i młode drzewa są na etapie rozwoju liści,
  • góry 600 – 850 m n.p.m. – kwitnie szczawik zajęczy, drzewa zaczynają rozwijać liście lub dopiero zaczynają otwierać się pąki (w zależności od długości trwania zimy),
  • góry 850 – 1100 – widać pąki na drzewach, ale jeszcze nie rozpoczęły się rozwijać lub w dolnej granicy wysokości są na początkowym etapie rozwoju. Na szlakach zalegają płaty śnieżne i jest dużo błota. Takie widoki można nazwać pozimowym krajobrazem,
  • góry 1100 – 1400m – na szlakach zalegają duże płaty śnieżne, a czym bliżej granicy 1400 m n.p.m. tym pokrywa śnieżna jest bardziej zwarta. Trzeba wziąć pod uwagę, że wiatr powyżej 1100 m n.p.m. jest chłodny nawet w ciepłe dni,
  • góry powyżej 1400m – pełna pokrywa śnieżna, którą tworzy „mokry” śnieg i najczęściej jest „brudny”. Właśnie taka pokrywa śnieżna jest najgorsza, ponieważ na stromych stokach jest przyczyną największych lawin. Pędząca lawina napędzana warstwami mokrego śniegu zdziera wszystko do gołej ziemi a nawet powala drzewa z korzeniami! Przykłady takich lawin mamy średnio co 20 lat w okolicy Fickowych Rozstajów pod Babią Górą. Ostatnia lawina miała miejsce 26 kwietnia 2000 roku, więc statystycznie rzecz biorąc, kolejna jest tylko kwestią czasu. Powstaje ona na wysokości nieco powyżej 1400 m n.p.m.,
  • góry powyżej 1600 m n.p.m. – zalegające płaty śniegu zobaczymy nawet w czerwcu,
  • góry powyżej 1700 m n.p.m. – zalegające płaty śniegu zobaczymy nawet w lipcu.
Mając tę świadomość, na jakim etapie jest wiosna na danej wysokości, możemy dobrać odpowiednie buty, czy kurtkę do panujących warunków. Musimy pamiętać, żeby nie zmylił nas piękny, słoneczny dzień. Wyróbmy sobie zawsze taki nawyk, że nawet jeśli jedziemy w góry w lecie, to ZAWSZE bierzmy ze sobą czapkę i rękawiczki (ja zabieram je nawet w lipcu i sierpniu, gdy jest +30’C). Ile razy się zdarza, że powyżej wysokości 1600 m n.p.m. pada śnieg na początku czerwca. Przykładem są Babia Góra i Śnieżka. Najczęstszym błędem, jaki widzę w maju, to podejście turystów, że jest już wiosna, więc ubierają lekkie buty. W górach powyżej 1300 m n.p.m. jest bardzo dużo śniegu i niestety obuwie nie jest wystarczające. Po co sobie zepsuć wyjazd?

Zapamiętajmy sobie, żeby na początku maja chodzić tylko do wysokości maksymalnie 900 m n.p.m., ponieważ powyżej będziemy brnęli w błocie i nie zobaczymy jeszcze śladów wiosny, a powyżej 1300 m n.p.m. zalegają duże ilości śniegu. Piszę to do osób, które nie mają doświadczenia w górach ani sprzętu, a chodzą po górach, żeby nie poczuły się nagle zaskoczone warunkami, bo po co mielibyśmy powielać błędy wielu wycieczek szkolnych? Ileż to razy widziałem idące kobiety w „drewniakach”, czy też w sandałach po śniegu… Jeśli chcemy przekroczyć wysokość 1300 m n.p.m. to wybierajmy tylko Tatry, ale pamiętajmy, że musimy mieć doświadczenie zimowe. Kwiecień i maj to najlepszy okres do powstawania lawin, ponieważ śnieg topnieje w szybkim tempie.


Babia Góra na majówkę


Babia Góra na majówkę

3. „Magia” danego miejsca
To kolejny, uporczywie powtarzany błąd przez dziesiątki tysięcy turystów. Co mam na myśli? Widzieliście w telewizji lub na żywo kolejki na szczyt Giewontu, czy też przeludniony Kasprowy Wierch? Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tyle tysięcy ludzi głownie ciągnie na te dwa szczyty, podczas, gdy jest całe mnóstwo innych gór dookoła? Najczęściej działa tutaj „sława” danej góry. Jeśli powiesz komuś Giewont albo Kasprowy Wierch, to każdy będzie wiedział o co chodzi. A weź powiedz Szpiglasowy Wierch, Krzyżne, Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem, itp. Kto zna takie nazwy? Ręka do góry! Oczywiście są to znane góry/przełęcze dla osób, które chodzą po górach. Jeśli w swoim środowisku komuś powiesz o takich szczytach, to nikt nie będzie wiedział o co chodzi, a górę z krzyżem lub taką, co można na nią wjechać kolejką chyba każdy skojarzy. Oczywiście powiesz, że widoki były piękne i będziesz miał absolutną rację, ale czy czujesz, że wypoczywasz? Czy nie męczy Cię stanie w kolejce po 3-4 godziny do szczytu lub do kolejki na Kasprowy, albo zgiełk panujący na Kasprowym Wierchu? Czy tutaj czasem nie idziemy za tłumem, bo tak jest najłatwiej? Najczęściej sobie mówimy, bo nie mamy osoby, która zna się na górach i nie mamy z kim iść, żeby poznawać inne miejsca. Według mojej subiektywnej opinii w całych Tatrach najbardziej nie podobał mi się widok z… Giewontu i Kasprowego Wierchu… Dlaczego mogę tak powiedzieć? Bo byłem kilkakrotnie na wszystkich szczytach tatrzańskich dostępnych turystycznie i widziałem, co jest na każdym z nich. Dla porównania, zamieszczam zdjęcia z różnych szczytów tatrzańskich (i nie tylko), żebyście mieli porównanie o czym mówię. Na moim blogu sukcesywnie opisuję bardzo dokładnie szlaki, żebyśmy mogli stwierdzić, czy są one dla nas, czy nie. Dla nieobytych z górami mogę powiedzieć, że łatwymi miejscami w lecie są na pewno góra Grześ (wędrówka Doliną Chochołowską, a później żółty szlak 1h 45min), Wołowiec (od Grzesia jeszcze 2h wędrówki), Morskie Oko, Rusinowa Polana, Szpiglasowy Wierch od strony Morskiego Oka (2h 25min żółtym szlakiem). Na tych wszystkich trasach nie ma żadnych trudności, a widoki według mnie, przewyższają znacznie to, co widzimy z Kasprowego, czy z Giewontu. Zapamiętajmy sobie, żeby nie iść za tłumem, ale żeby zastanawiać się nad propozycjami przejść w Tatrach. Dzisiaj w Internecie mamy mnóstwo blogów oraz stron o Tatrach i na pewno dzięki nim wybierzesz lepsze miejsca, które nie będą tak przeludnione, jak obie omawiane góry. Większość wybiera Kasprowy i Giewont, ze względu na fakt, że coś o nich słyszeli, a o reszcie nie za bardzo… Warto więc otworzyć się i spojrzeć szerzej na nasz świat i zacząć go odkrywać. Informacje mamy łatwo dostępne w Internecie, a co najważniejsze są dla każdego. Skoro trafiłeś już na ten blog, przejrzyj po prawej stronie propozycje szlaków, lub przejrzyj relacje po zdjęciach, jeśli Ci nazwy szczytów nic nie mówią. Zobaczysz, czy chciałbyś tam być, czy może szukasz czegoś innego. Tak samo przeglądaj inne strony i blogi, a wtedy wybierzesz góry, które są nieprzeludnione, a będą o wiele piękniejsze.

 
Kolejka na szczyt Giewontu - czy tu wypoczniemy w sezonie?...

Dla porównania inne, ciekawe, nieprzeludnione miejsca:


Dolina Białej Wody


Górna część Doliny Białej Wody

szlak na KrzesanicÄ™
Widoki z Krzesanicy (Czerwone Wierchy)


Widok z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem

Tatry słowackie
Widoki z podejścia na Rysy


Odbicia Mięguszowieckich Szczytów w Morskim Oku


Widok ze Szpiglasowego Wierchu


W drodze na Świnicę czarnym szlakiem

widoki ze szlaku na Rysy
Morskie Oko widziane ze szlaku na Szpiglasowy Wierch


W drodze na Małą Wysoką tuż przed Polskim Grzebieniem

Szlak na Batyżowieckie Pleso
W drodze do Batyżowieckiego Plesa


Batyżowieckie Pleso szlaki
Batyżowieckie Pleso


Na szlaku na Czerwoną Ławkę od strony Zbójnickiej Chaty


W drodze do Chaty Teryha (Spiskie Plesa)


Na szlaku na Jagnięcy Szczyt (w rejonie Zielonego Plesa)

Szlak na Szpiglasowy Wierch
Widok ze Szpiglasowego Wierchu


W Dolinie Pięciu Stawów Polskich pod Kozim Wierchem


Krokusy w Dolinie Chochołowskiej


Czarny szlak z Goleszowa na Małą Czantorię


Czarny szlak pomiędzy Małą Czantorią a Wielką Czantorią


Tuż pod szczytem Małej Czantorii

4. Zaskoczyła mnie burza w górach
Bardzo często słyszymy, że burza w górach powstaje nagle i zaskakuje niespodziewanie. Czy naprawdę tak jest? Z pierwszym stwierdzeniem bym się zgodził, ale z drugim już nie… dlaczego? Ponieważ od 19 lat prowadzę codziennie zapiski pogodowe, rejestrując różne parametry, a później to doświadczenie przenoszę w góry. Mało kto wie, że burze w górach faktycznie powstają nagle i czasem wystarcza tylko kilka minut, ale niebo informuje nas o tym nawet do 16 godzin przed! Trzeba tylko umieć rozróżniać chmury i to, w jakie się one zamieniają w miarę upływu czasu. Nie każdy musi mieć taką wiedzę, dlatego przybliżę Wam procesy, jakie są związane z górskimi burzami. Ile razy spotkaliście się z błękitnym, czystym niebem, a po południu zaskoczyła Was burza? Pewnie nie raz. Najwcześniejszym sygnałem, który posłuży nam za pewnik górskiej burzy w południe lub po południu jest noc bez rosy i z suchym powietrzem. Chodzi o to, żebyśmy potrafili rozpoznawać „na czuja” sygnały, które daje nam pogoda, a nie żebyśmy musieli używać jakiegoś sprzętu. Zazwyczaj taka noc jest bardzo ciepła i to powinno budzić nasz niepokój.

Drugim sygnałem jest pora wschodzącego słońca. W tym czasie powstają bardzo ciekawe chmury, najczęściej po stronie południowej, które mają płaską podstawę a są kłębiaste w górnej części (altocumulus castellanus/stratocumulus castellanus). Mogą być dodatkowo podświetlone na żółto i przecięte w połowie ciemnym, wręcz czarnym paskiem (cumulus congestus pileus). Takie chmury istnieją od 2 do 15min i dlatego ważne jest, żeby nie przespać wschodu słońca. Jeśli zobaczymy omawiane chmury, to mamy 100% pewność, że wystąpi burza. Ten rodzaj chmur jest jedynym sygnałem, który poinformuje nas, że na 100% wystąpi burza. Nie ma takiego drugiego sygnału dlatego, jeśli nie zobaczymy tych chmur, bo na przykład lubimy sobie pospać dłużej, to nauczmy się rozpoznawać inne rodzaje. Czym więcej informacji nałożymy na siebie, tym szybciej rozpoznamy, co będzie się działo z pogodą. Letnie dni w Tatrach i innych górach często rozpoczynają się tak, że do godziny 9.00 mamy czyste niebo, a po 12.00 zaskakuje nas burza. Jak to się dzieje? Do 9.00 faktycznie często niebo jest błękitne. W takim momencie wyszukujemy na horyzoncie chmur kłębiastych, których podstawa jest węższa niż wysokość. Najczęściej są przecięte wąskim, poziomym, ciemnym lub czarnym paskiem w połowie (cumulus congestus pileus). Ten pasek informuje nas, że na wysokości 5.500-6.000 m n.p.m. są duże pokłady wilgotnego powietrza, co później przerodzi się w opad. Już sam fakt wystąpienia tych chmur (nawet bez ciemnego paska) powinien nas ostrzec, że maksymalnie za 3-4 godziny będzie w pełni rozwinięta burza. Takie chmury powstają, gdy mamy wilgotne powietrze w wyższych partach atmosfery (my rzecz jasna tego nie wiemy, dlatego rozpoznajemy wilgotne masy powietrza za pomocą kłębiastych chmur, których wysokość jest większa od podstawy lub za pomocą chmur z ciemnym paskiem w poprzek). Jak widać mamy aż 3-4 godziny na ucieczkę, jeśli przespaliśmy wschód słońca. Kiedy widzimy te chmury, to burze przejdą przez góry, a na nizinach może ich wcale nie być, ponieważ głównym motorem napędowym są ciepłe i wilgotne masy powietrza. Skoro wilgoć jest już na wysokości 5.500-6.000 m n.p.m. (bo rozpoznaliśmy ją po chmurach), to potrzeba jeszcze dużej dawki ciepła. Oprócz ciepłych prądów morskich nie ma nic lepszego, jak nagrzane górskie stoki. To właśnie one tak napędzają każdą górską burzę. Niziny nie nagrzewają się tak, jak nachylone do słońca stoki. Zbocza gór oddają duże ilości ciepła do atmosfery i dzięki temu burze w górach są silniejsze i dość często z gradem. A co jeśli i ten sygnał przespaliśmy? Mamy jeszcze jedną szansę. W trakcie wędrówki obserwujmy, czy kłębiaste chmury (nawet te niewielkie) łączą się w większe chmury. Jeśli tak, to nie łudźmy się. W rejonach górskich powstaną na pewno burze. Ten proces zachodzi w godzinach 11.00-14.00. Najważniejsze, żeby to były wyraźne kłębiaste chmury (białe, przechodzące w jasnożółte) łączące się w większe formacje. Jednocześnie z tym zjawiskiem w oddali dostrzeżemy pojedyncze „bałwany” z kłębiastych chmur (kłębiaste i wąskie, ale wysokie wieże) wystrzeliwujące ponad poziom chmur, które szybko rozpadają się. Widząc jedne lub drugie zjawisko, a tym bardziej oba naraz, mamy tylko godzinę czasu do najbliższej burzy. Ostatnim sygnałem są duże, szare, kłębiaste bałwany z chmur, które szybko wystrzeliwują w powietrze na tle białego lub jasnoszarego nieba (stratocumulus castellanus). Tutaj nie mamy praktycznie żadnych szans, ponieważ nadejście burzy to kwestia zaledwie 20-30min. Obserwując niebo, musimy pamiętać, że najczęściej godziny poranne dają nam wystarczające dowody, na to, że po 12.00-13.00 powstanie burza (wtedy góry nagrzewają się najintensywniej).

Czy to są wszystkie sygnały, które daje nam pogoda? Tutaj mogę powiedzieć: zdecydowanie nie! Znając jeszcze inne rodzaje chmur możemy dowiedzieć się, że około 300km od nas jest już front z opadami, podczas, gdy my mamy piękne słońce, czy też, że nadciągają masy wilgotnego powietrza wysoko ponad nami, które przyczynią się do powstania opadów. Są też chmury, które upewnią nas, że będzie bezpieczny dzień pełen słońca. Jak rozpoznać deszczowy front, który znajduje się od nas o około 300km, nie mając żadnego sprzętu elektronicznego? Na czystym niebie wypatrujemy białych włókien (cirrus fibratus, cirrus floccus). Cechą charakterystyczną omawianych chmur jest fakt, że jeśli faktycznie daleko od nas znajduje się jakiś front, to nasze białe włókna będą gęstnieć z każdą godziną, a niebo zacznie z niebieskiego przechodzić w delikatną biel. Nadal będzie świeciło słońce. Takie chmury zazwyczaj nie oznaczają burzy, a nadejście długo trwającego opadu (nawet do 4 dni). Zaletą tych chmur jest fakt, że mamy 6-12 godzin na ukrycie się przed opadami. To bardzo dużo. Trzeba pamiętać, że zmiany na niebie zaczynają się od pojedynczych włókien, później niebo staje się białe, a później stopniowo szarzeje, aż w ciągu 3-4 godzin chmury nie przepuszczają promieni słonecznych (altostratus translucidus przekształca się w altostratus opacus). Widząc takie chmury nie spodziewajmy się gwałtownych zjawisk. Front będzie rozwijać się powoli i tak samo powoli będzie ustępować… Takie chmury są oznaką dłuższego załamania pogody (zwykle 2-4 dni, choć na początku września w Tatrach może to być nawet 9 dni pod rząd!). Innym rodzajem chmur są tak zwane „baranki”, czyli małe kłębki „poustawiane” w równych odstępach (altocumulus stratiformis perlucidus), lub pasy poustawiane równolegle do siebie (jak żebra - altocumulus stratiformis undulatus). Chociaż same chmury nic nie zwiastują, to mówią, że nadchodzą wilgotne masy powietrza, które w przyszłości napędzą jakąś burzę. Od momentu ich zobaczenia opad może wystąpić minimum po 6-8 godzinach. Zazwyczaj jest to znacznie większy okres czasu, wynoszący 1 dzień… Przedostatnim rodzajem chmur są cumulus humilis, czyli chmury słonecznego lata. Są to niskie i kłębiaste chmury, gdzie podstawa jest znacznie szersza niż ich wysokość. Jeśli zobaczymy je „poukładane” w równych rzędach, to mamy 100% gwarancję słonecznej pogody do końca dnia. Wtedy możemy zapuścić się w najgłębsze zakamarki gór. Jest jeszcze jeden rodzaj, który poinformuje nas o pięknym słonecznym dniu. To chmura cirrus fibratus vertebratus. Jak ona wygląda? Na czystym niebie pojawi się chmura na kształt kręgosłupa z żebrami po obu stronach. Widząc ją w godzinach porannych, mamy pewność, że będzie całkowity spokój pogodowy. Ostatnim rodzajem są tajemnicze chmury altocumulus lenticularis. Co to takiego? To chmury o kształcie soczewki i o gładkich brzegach. Powstają w górach, rzadziej na nizinach. Informują nas o ciągu ciepłego powietrza, a co za tym idzie, o nadejściu bardzo silnego wiatru. Widząc pierwsze takie chmury mamy pełną dobę na opuszczenie gór, ponieważ np. w Tatrach z pewnością będzie wiało powyżej 90km/h. Takie chmury oznaczają nadejście halnego w Tatrach, czy też inaczej nazywanego wiatru w innych górach. Jak widać, chmury dają nam mnóstwo sygnałów, czy będzie burza, czy też nie… Naszym zadaniem jest nauczyć się rozpoznawania tych najważniejszych. Wiedza o pogodzie ma ogromne znaczenie, gdy planujesz większe wyprawy.

Dla przykładu opowiem krótko o tym, jak wybraliśmy się w Alpy w 2013 roku, by wejść na górę Dom 4545 m n.p.m. i w Kaukaz w 2014 roku, żeby wejść na Kazbek 5047 m n.p.m. Kiedy wybieraliśmy się na górę Dom byliśmy tylko ja i mój kolega oraz trzy ekipy ze Słowacji. Widząc, jak przekształcają się chmury i jak działa konwekcja (co to jest? – patrz omówienie w punkcie poniżej), zadecydowałem, że atak szczytowy przesunę o jeden dzień pomimo, że była piękna pogoda. Wszystkie ekipy słowackie nie weszły na wierzchołek, ponieważ w połowie drogi zastały ich gęste chmury, a my następnego dnia weszliśmy na sam szczyt, mając nieziemskie widoki.

Dom relacja 
Mont Blanc widziany ze szczytu Dom 
Widoki z góry Dom 4545 m n.p.m. w Alpach

Drugim przykładem była góra Kazbek, gdzie przez trzy dni 49 ekip próbowało zdobywać szczyt i żadnej się to nie udało. Ja w tym czasie siedziałem w bazie. Po trzeciej próbie wszystkie ekipy opuściły ostatnią bazę i zostałem tylko ja sam… Na wieczór doszły cztery nowe osoby, z którymi się szybko zaprzyjaźniłem. Widząc, że następnego dnia będzie dobra pogoda na atak szczytowy, powiedziałem, że pójdziemy razem. Dodatkowo wypatrzyłem, że od godziny 8.50 wierzchołek pokrywa chmura w kształcie soczewki, która zasłania widoki, dlatego zarządziłem nie tylko, że następnej nocy pójdziemy na szczyt, ale, że musimy wyruszyć 1h 45min wcześniej niż robią to zawodowi przewodnicy, po to, żeby być wcześniej przed powstaniem tej chmury. Dzięki wcześniejszemu wyjściu na szczyt mieliśmy przepiękne widoki, a dwóch Czechów, którzy spali na przełęczy (mieli do pokonania ponad połowę drogi mniej niż my) wstali zbyt późno i „zaliczyli” szczyt, ale nie zobaczyli żadnych widoków. Do południa, poniżej wierzchołka cały czas panowała bardzo dobra widoczność, ale na samym szczycie już nie... To pokazuje, jak ważna jest znajomość tematu chmur w górach, kiedy naprawdę zależy nam na zobaczeniu rozległych panoram i niecodziennych widoków. Dla ułatwienia publikuję zdjęcia wszystkich omawianych chmur. Bo w górach nie chodzi o to żeby górę zaliczyć, ale żeby z niej coś zobaczyć…


Widząc wyraźny pas opadu, wiedz że pioruny będą uderzać tylko w jego wnętrzu, ponieważ tam piorun napotyka najmniejszy opór elektryczny. Wiedząc o tym, obserwuj, jak zmienia swoje położenie w ciągu upływającego czasu. Mając tę wiedzę, przewrotnie uciekałem na szczyt góry Krywań, podczas gdy wszyscy rzucili się do panicznej ucieczki w doliny. Ja przeszedłem przez góry suchy, a uciekający ludzie zbiegali w intensywnym opadzie deszczu i gradu (dla ciekawostki powiem, że tego dnia przez Tatry przetoczyło się aż 5 burz gradowych i tych samych ludzi spotykałem kilkukrotnie w dolinach, gdy już zszedłem ze szczytu, widząc po drodze białe od gradu szlaki)


Cumulonimbus capilatus incus arcus (widząc wał chmur przed sobą, wiedz że na równo z jego linią powstanie nagła wichura. Dopiero po jego przejściu następuje opad. Przed wałem panuje totalny spokój. Właśnie stąd wzięło się powiedzenie "cisza przed burzą")

 
Cumulus congestus pileus - widząc takie chmury o godzinie 9.00 - 10.00 rano spodziewajmy się burzy już po godzinie 13.00. Jeśli widzimy je po godzinie 16.30 burza nie powstanie (po 16.30 ziemia nie oddaje wystarczającej ilości ciepła, żeby mogła powstać burza)

 
Cirrus fibratus/Cirrus spissatus - jeśli w miarę upływu czasu przybywa takich "włókien" na niebie, to opad pojawi się do 12 godzin. Chmury w kształcie włókien informują nas, że front z opadami może znajdować się w odległości do 300km od nas - mamy więc dużo czasu na ucieczkę. Opad wystąpi tylko wtedy, gdy w trakcie dnia, będą powstawać inne chmury według schematu omówionego na końcu tego punktu

 
Altocumulus lenticularis (chmury o gładkich brzegach i w kształcie soczewki) - zwiastują nadejście silnego wiatru za jedną dobę.

 
Altocumulus stratiformis undulatus i perlucidus - z tych chmur dowiadujemy się, że wysoko ponad nami znajdują się wilgotne masy powietrza. Burza zazwyczaj powstaje na drugi dzień lub późnym popołudniem, jeśli w tym samym dniu przybywa chmur kłębiastych na niebie.

 
 
Popularne "baranki", czyli altocumulus floccus - z tych chmur dowiadujemy się, że wysoko ponad nami znajdują się wilgotne masy powietrza. Burza zazwyczaj powstaje na drugi dzień, jeśli przybywa chmur kłębiastych na niebie. Te chmury jednak znacznie częściej zapowiadają spokojne załamanie pogody i długie opady deszczu.


Altocumulus floccus -  z tych chmur dowiadujemy się, że wysoko ponad nami znajdują się wilgotne masy powietrza. Burza zazwyczaj powstaje na drugi dzień, jeśli przybywa chmur kłębiastych na niebie. Te chmury jednak znacznie częściej zapowiadają spokojne załamanie pogody i długie opady deszczu. W tym przypadku burza powstała późnym popołudniem (wcześniej szybko przybywało chmur kłębiastych na niebie).

 
Cirrostratus nebulosus - niewyraźne białe niebo w górach i ciepły dzień to pewna burza po południu (mamy około 6-9 godzin czasu do burzy)


Cumulus humilis - chmury spokojnego, słonecznego dnia - pewnik dobrej pogody do końca dnia


Cirrus fibratus vertebratus - chmury spokojnego, słonecznego dnia - pewnik dobrej pogody do końca dnia [zdjęcie na podstawie licencji GNU - Wikipedia].

 
Altostratus translucidus powoli zamienia się w altostratus opacus - chmury zapowiadające dłuższe załamanie pogody. Widząc ten rodzaj chmur mamy do 4-6 godzin czasu na schronienie się przed opadem. Translucidus - przepuszcza promienie słoneczne (mamy więcej czasu), opacus - nie przepuszcza promieni (mamy mniej czasu).


Stratus fractus - strzępiaste chmury - cały dzień będzie pochmurny, wietrzny i zimny - nawet w lecie.

 
 
Gęstniejące chmury kłębiaste zapowiadają burzę w górach - zazwyczaj w godzinach 13.00 - 16.00. Powstają na 1-2 godziny przed burzą

 
Stratocumulus castellanus - masz tylko 20-30 min na ucieczkę przed burzą...


Cumulonimbus capilatus incus arcus i stratus fractus - tutaj nie masz żadnych szans - burza to kwestia dwóch minut... Równo z linią nisko wiszących chmur czeka Cię nagłe uderzenie wichury (z podobnych chmur wzięło się powiedzenie "cisza przed burzą").

 
Altocumulus castellanus (płaska podstawa i wystrzeliwujące "bałwanki" ku górze) - chmury, które zapowiadają na 100% burzę po południu. Zobaczymy je zazwyczaj przez 15 min, tuż po wschodzie słońca (na pierwszym zdjęciu chmury w trakcie zachodzącego słońca, na drugim - o 12.00. Burza nadeszła o godzinie 13.50).

 
Altostratus translucidus - bielejące niebo zapowiada załamanie pogody w ciągu 4-6 godzin. Niebo stopniowo szarzeje, a później nadchodzi mżawka trwająca od wielu godzin do kilku dni lub opady śniegu.


Altostratus opacus - szare, jednolite chmury po których do 3-4 godzin nadchodzi w sposób spokojny załamanie pogody, a w lecie długoterminowe opady.


Stratrocumulus stratiformis perlucidus/altocumulus floccus - jeśli widzisz czerwone chmury w porze wschodzącego słońca w lecie, to spodziewaj się słonecznego poranka i burzowego popołudnia.

Z tej "lekcji" możemy zapamiętać sobie dwa schematy powstawania załamania pogody: długotrwałych opadów (chmury warstwowe) i burz po południu (chmury konwekcyjne). W pierwszym przypadku model przemiany chmur wygląda tak samo: najpierw widzimy chmury cirrus fibratus (włókienka, które pojawiają się na niebieskim niebie - wtedy wiemy, że front z opadami znajduje się aż do 300km od nas); jeśli gęstnieją "włókna" na niebie, to później zaczną zamieniać się w jednolitą, cienką i delikatną białą warstwę w pełni przepuszczającą promienie słoneczne (cirrostratus nebulosus); później biała warstwa zamieni się w szarzejącą warstwę przepuszczającą promienie słoneczne, gdzie krawędzie tarczy słońca są rozmyte (altostratus tranlucidus); później szarzejąca warstwa zamieni się w szarą i jednolitą warstwę nie przepuszczającą promieni słonecznych (altostratus opacus); ostatnim etapem jest ciągłe nakładanie się podobnych warstw w jedną, grubą, nawet do 8km grubości (nimbostratus). Wtedy pada mżawka lub rzęsisty deszcz trwający od kilku godzin do kilku dni. Cały ten proces powstaje w wyniku nakładania się wilgotnych warstw powietrza wysoko ponad naszymi głowami. Ten rodzaj przemian chmur jest odpowiedzialny za nocne opady. Jeśli słyszymy w prognozach o niżu z Bałkanów, to przygotujmy się na długotrwałe i ciągłe opady trwające do 4 dni. Przykładem takiego niżu był bardzo duży opad w dniach 14-16 maja 2010. Musimy sobie zapamiętać, bardzo ważny szczegół: ostatnia powstająca chmura w tym procesie, czyli nimbostratus zawsze jest ogromną chmurą i najczęściej ma powierzchnię o wiele większą niż... cała Polska! Zazwyczaj nimbostratus zajmuje powierzchnię kilku państw i dlatego opad trwa długo, ponieważ wiele czasu potrzeba, żeby chmura mogła przemieścić się lub częściowo rozpaść.

W drugim przypadku powstawanie opadów i burz wygląda następująco: w porze wschodu słońca, na południowej linii horyzontu widzimy pojedyncze chmury altocumulus castellanus (chmury o płaskiej podstawie i wybijającymi się "bałwanami" ku górze) lub mocno kłębiące się cumulus congestus pileus w połowie przecięte wąskim, bardzo ciemnym paskiem; w trakcie wschodu słońca i przez dwie kolejne godziny najczęściej widzimy chmury stratocumulus stratiformis perlucidus (chmury wyglądające, jak rzędy łusek ryby) lub altocumulus floccus, czyli popularne "baranki". Po dwóch - trzech godzinach ten rodzaj chmur rozpada się i mamy czyste niebo, które mylnie informuje nas, że będzie piękny, słoneczny dzień. Po godzinie 9.00 ponad linią horyzontu widzimy pierwsze chmury cumulus congestus pileus w połowie "przecięte" wąskim, bardzo ciemnym paskiem (kłębiące się chmury, których wysokość jest większa niż długość podstawy). Środek nieba cały czas jest bezchmurny, co bardzo myli nieświadomych ludzi. Po godzinie 12.00 zaczynają się formować chmury altocumulus castellanus (chmury o płaskiej podstawie z wybijającymi się masowo "bałwanami" ku górze). Od tego momentu zaczynają gęstnieć chmury kłębiaste. Odtąd mamy około godzinę - półtorej godziny do burzy. Zanim rozwinie się burza, na pół godziny przed, powstaną szybko rosnące chmury stratocumulus castellanus (duże, bardzo ciemne, pionowe "bałwany", rosnące dosłownie na naszych oczach). Ostatnim etapem jest szybkie pociemnienie nieba i nagła burza w górach.

5. „Spalone” widoki na szczycie
Zastanawiałeś się może kiedyś, dlaczego, jak wchodzisz na szczyt zawsze masz chmury, albo na dole było pięknie, a na szczycie nie masz widoków? Ten problem dotyczy większości turystów, którzy chodzą po górach, bo najwidoczniej nie wiedzą o pewnym zjawisku, które nazywa się konwekcja. Najczęściej z opisywanym problemem mamy do czynienia w Tatrach. Największym przyzwyczajeniem ludzi jest wyruszanie na szlak o godzinie 9.00, a to zdecydowanie za późno! Wystarczy popatrzeć na tłumy, kiedy najczęściej wstają. Góry mają to do siebie, że nachylone stoki zaczynają się nagrzewać już po wschodzie słońca. Najbardziej jednak od godziny 10.30-11.00. Wtedy też góry zaczynają oddawać nagromadzone ciepło. Powietrze zaczyna unosić się ku górze (dla ciekawostki, najczęściej taka „porcja” ciepłego powietrza odrywa się od ziemi w postaci 500 metrowej kuli i wędruje ku górze, aż po przekroczeniu punktu rosy, zamienia się w chmurę. W górach punkt rosy, to nic innego jak temperatura, kiedy para wodna zaczyna się skraplać – gaz zamienia się w ciecz, a my to widzimy jako powstającą chmurę). Jeszcze przed południem punkt rosy jest przekraczany wielokrotnie przez wędrujące masy ciepłego powietrza, przez co powstaje coraz więcej chmur. W lecie zazwyczaj taka temperatura w słoneczny dzień jest na wysokości 2200 m n.p.m. Pierwsze porcje nagrzanego powietrza zamieniają się w chmury już po godzinie 9.00, ale to zjawisko nie jest tak intensywne. Szczyty najczęściej są pokryte chmurami od godziny 10.30-11.00. Z wierzchołka wydaje nam się, że mamy pochmurny dzień, ale tak nie jest! Wszędzie poniżej, w całych górach świeci słońce! Najwięcej chmur powstaje właśnie w okolicach szczytów i dlatego w letnie dni się mawia, że każdy wierzchołek ma swoją chmurę. Będąc bogatsi o tę wiedzę zaplanujmy naszą wycieczkę tak: 10.30 to górna granica, kiedy możemy być na szczycie. Odejmujemy od tej godziny czas przewidziany na pokonanie szlaku. Uwzględnijmy też naszą kondycję i wyruszajmy w drogę. Jak ja to robię? Weźmy np. Rysy. Chcę tam wejść, żeby mieć piękne widoki w lecie. Godzina 10.30 to górna granica. Więc daję sobie maksymalnie czas do 10.00 rano, żeby mieć czas na podziwianie widoków z wierzchołka. 4h 15min potrzebujemy na wejście na szczyt Rysów z Morskiego Oka (mając dobrą kondycję), a do Morskiego Oka idziemy 2h 20min według znaków. Ktoś, kto nie chodzi po górach będzie musiał doliczyć znacznie więcej czasu – co najmniej 2h. U mnie wygląda to tak: do Morskiego Oka idę 1h 16min – 1h 19min. Morskie Oko okrążam w 40-45min lewą stroną (bo robię dużo zdjęć), podchodzę do Czarnego Stawu w 28-30min, a na Rysy wchodzę spod Czarnego Stawu jakieś 3h. Razem mam 5h 35min. Wniosek jest taki, że muszę wyruszyć minimum o godzinie 4.25 rano. Dla standardowej osoby te czasy wyglądają tak: Wędrówka do Morskiego Oka 2h – 2h 15min, okrążenie Morskiego Oka 45min, wejście na Czarny Staw 45min do 1h. Wejście na Rysy 4h (minimum). Razem mamy 8h. Czyli chcąc zobaczyć widoki ze szczytu Rysów musimy zacząć już o… 2.00 w nocy! To jest główny problem, dlaczego większość nie może zobaczyć pięknych panoram z tego wierzchołka. Tylko niektórzy decydują się na tak wczesne wyjście w góry. Jest naprawdę niewiele dni w Tatrach, gdzie przez cały dzień mamy czyste niebo (pojedyncze dni), dlatego nie znając tematu pogody i zjawisk nią rządzących musimy założyć, że te chmury na pewno będą i dlatego wyruszymy znacznie wcześniej niż większość turystów. Ja też tak robię, bo tak jest najbezpieczniej. Zyskujemy bardzo wiele. Po pierwsze mamy wspaniałe widoki, a po drugie na szczycie jesteśmy tylko w kilka osób, a szlak jest pusty!

 
Zbyt często masz zachmurzone widoki ze szczytu?

6. Wygoda, komfort i przyzwyczajenia
Przyznasz, że to największa bariera do pokonania? Tak, bo tutaj musisz pokonać samego siebie… Musisz sobie powiedzieć: wstanę wcześniej!, idę w nieznane, ale dam radę!, itp. To największa bariera człowieka, która powoduje, że według pewnych badań na temat motywacji aż 80% ludzi nie jest gotowych spełniać swoich marzeń! Boją się wyjść poza strefę swojego komfortu i poczucia bezpieczeństwa… Zdecydowana większość woli mieć w głowie swoje marzenia niż zamieniać je w rzeczywistość, ponieważ na drodze może stanąć wiele niewiadomych... Ktoś kiedyś powiedział, że najgorszy jest strach, bo można jeszcze nic nie zrobić, a najeść się go do syta… Ludzie wysoko postawieni, najczęściej prowadzący jakiś biznes wydają dużo pieniędzy, żeby badający kwestie związane z motywacją nauczyli ich tego w życiu. To, co tutaj napisałem dowiemy się między innymi z podobnego kursu. Ja nigdy takiego nie ukończyłem, ale rozmawiałem z osobami, które mają podobne szkolenie za sobą. U mnie motywacja wzięła się z obserwacji otoczenia i tego, co później udało mi się zrealizować. Każde spełnione marzenie napędza kolejne. Tak to właśnie działa. A jak to wszystko odnosi się do gór? Zauważyłeś pewnie, że na Giewont „ciągną” całe tłumy, na Rysach w lecie jest podobnie, a na Kasprowym kolejka aż nie wyrabia, itd. Czytając mojego bloga zauważysz, że nawet w środku sezonu nie mam ludzi na zdjęciach. Jak to robię? Przełamuję swoją barierę komfortu i poczucia bezpieczeństwa i wstaję dużo wcześniej niż większość ludzi. Zauważ, jak zachowują się tłumy (spece w tej dziedzinie nazywają to dynamiką tłumu i analizują np. jak zachowają się dziesiątki tysięcy ludzi, gdy będzie trzeba ewakuować stadion piłkarski, żeby zaprojektować jak najlepszy system ewakuacyjny). Najczęściej turyści rozpoczynają swoją przygodę z górami o 8.30 lub o 9.00 rano tylko dlatego, żeby mogli się wyspać, napić się kawy, itp. Kiedy wrócisz do punktu 5. z tego artykułu od razu zauważysz, co już na starcie przegrali… Oczywiście piękne widoki… To jest przedział czasowy, kiedy znane miejscowości, czy góry stają się przeludnione. Cały szczegół polega na tym, żeby wyjść odpowiednio wcześniej i cieszyć się spokojem (uwzględniając piąty punkt i ten, który właśnie czytasz). Wystarczy wyruszyć na szlak parę godzin wcześniej i nawet w środku sezonu będziesz miał puste szlaki.

A co zyskasz jeszcze dzięki temu? Spójrzmy np. na Rysy. Idąc o 3.00 w nocy w lecie nad Morskie Oko docieram tam o godzinie 4.20. Wyczekuję wschodu słońca, który jest o 4.31. Wody Morskiego Oka są spokojne, przez co podziwiam niezwykłe odbicia gór w jego wodach. Dodatkowo na szlaku spotykam łanię z młodymi, kaczki, które chodzą lub pływają w pobliżu mnie, a na Rysach mam cudowny widok bez chmur. Cały czas mam pełny spokój. Schodząc ze szczytu, w połowie drogi widzę, jak przy schronisku nad Morskim Okiem zaczynają gromadzić się wielkie tłumy. Kiedy ja docieram do Czarnego Stawu, dopiero mijam się z pierwszym „masowym uderzeniem”. Po godzinie 12.00 słońce pięknie oświetla Czarny Staw i dzięki temu podziwiam jego niezwykłe kolory. Odtąd wędruję z tłumami, ale to, co chciałem zobaczyć w spokoju mam już za sobą, a co najważniejsze – przy idealnie czystym niebie. W lecie średnio 56 na 60 dni wakacyjnych w Tatrach ma pokryte chmurami szczyty gór po godzinie 12.00 (obserwacja własna na podstawie kamery internetowej z serwisu zol.pl w latach 2013-2015). Kiedy wchodzisz w lecie na Facebook’a, często widzisz zdjęcia z Rysów od różnych osób, ale przeważają tam chmury. Kiedy wiem, że szczyt będzie w chmurach nic mnie na niego już nie przyciąga. Na szczyty gór idę po piękne widoki. Nie lubię „zaliczać” gór, dlatego prowadzę tyle analiz pogodowych. Jak widać, warto wcześnie wstać, bo nawet w środku sezonu możemy przejść cały szlak w zupełnej ciszy i zobaczyć niezwykłe widoki. Kiedy wkręcisz się już bardziej w świat gór, zobaczysz, że kiedy będzie mróz rzędu -20’C sam rzucisz hasło: jedziemy pod namioty?... Może to Ci się wydaje dziwne, ale w miarę podziwiania pięknych widoków chcesz zobaczyć więcej. I nie chodzi tu o ryzykowanie życia, bo przecież nie wspinamy się po sypiących się ścianach skalnych, czy po oblodzonych szlakach, ale po prostu wędrujemy po górach, jak każdy inny. Chodzi o to, żeby nie iść za tłumem i nie powtarzać ich błędów i co najważniejsze – robić to z pełną świadomością. Wystarczy trochę wcześniej wstać i polubić większe zimno, a wtedy zobaczysz, że… zobaczysz znacznie więcej. Innym przykładem przełamania poczucia naszego bezpieczeństwa jest planowanie wyjazdów. Właśnie… „planowanie”… Nie lubię tego słowa, bo wyjazd ma być… nieplanowany! Jeśli masz taką możliwość, to jedź w góry, kiedy jest dobra pogoda, a nie planuj wyjazdu w góry, bo najprawdopodobniej nie będziesz miał dobrej pogody. Tak zazwyczaj jest. Biorąc moje 18-letnie statystyki z lat 2000-2017 widać, że soboty są najbardziej zepsutymi dniami pod względem zachmurzenia, długie weekendy i majówki. Już dawno nie były dość dobre, a zaplanowany urlop często nie pokrywa się okresem dobrej pogody. Z tego względu od roku 2007 każdy wyjazd odbywa się u mnie „na dziko”, to znaczy, że jeśli jest spodziewana dobra pogoda, to jadę w góry. Nigdy nie na odwrót. Przykłady, co się zyskuje, gdy wcześniej wstajemy i gdy wyjeżdżamy „na dziko” możesz zobaczyć na zdjęciach poniżej:

Morza chmur w Pieninach
Piękna jesień w Pieninach

Morza mgieł w Pieninach
Wschód słońca na Sokolicy w Pieninach

Morza chmur w Pieninach

W drodze na Kończysty Wierch w środku nocy

Kończysty Wierch zimą
Wschód słońca na Kończystym Wierchu

Wędrówka nad chmurami (widok z Ornaka)

Ciemniak zimÄ…
Wschód słońca w drodze na Ciemniak

Wędrówka nocą przez pasmo Ornaków

Nocne morza chmur na Ornaku

Wschód słońca w Dolinie Jaworowej

Dolina Pięciu Stawów jesienią - szlak na Miedziane
Wschód słońca ze Szpiglasowego Wierchu

Wschód słońca nad Morskim Okiem w lecie

Wschód słońca na Rysach


Szczyt Rysów o wschodzie słońca

Spotkanie trzeciego stopnia na szlaku nad Morskim Okiem

Wschód słońca pod Śląskim Domem na Słowacji

Poranek w Tatrach Słowackich


Kiedy czasem wejdziesz w nie te krzaki, co trzeba...


W drodze na Czerwoną Ławkę tuż po 5.00 rano (Siwe Stawy - 2013 m n.p.m.)


Idziemy pierwsi na Jagnięcy Szczyt


Dzień dobry!


Pusty wierzchołek Jagnięcego Szczytu

7. Nie uczymy się na swoich błędach i nie gromadzimy wiedzy
To kolejny błąd, który nie pozwala nam się rozwijać w górach. Co mam na myśli? Znowu odnieśmy się do tłumów, które co roku powielają ten sam schemat. Jeżdżą w te same miejsca, przeludniają je tak samo i wcale im to nie przeszkadza, że nic się nie zmienia. Od samego początku nikt nie jest mistrzem, dlatego jeśli gdzieś pojechałeś w góry, zapisuj sobie to, co widziałeś, a w szczególności informacje o ciekawostkach, czy o pogodzie. Zobaczysz, że nad Morskie Oko możesz pojechać tak, jak tłumy, albo dowiedzieć się, gdzie znajdują się limby opasające korzeniami (w całości nad powierzchnią ziemi) wielkie głazy, czy też zobaczyć kamień w kształcie granic Polski lub, gdzie zobaczyć łanie z młodymi. Najważniejsze, żeby zapisywać sobie to, co zauważyliśmy, bo wtedy wrócimy do tego samego miejsca z jeszcze większym sentymentem i radością. Nawet, jeśli nie znasz się na pogodzie, to zapisz sobie obrazowo, jakie chmury widziałeś o jakiej godzinie, bo kiedy kilka razy pojedziesz w góry, będziesz już mógł wyciągnąć pewne wnioski i burze nie będą dla Ciebie zaskoczeniem. W tym wszystkim chodzi o to, żeby zapisywać sobie różne informacje – nie tylko pogodowe, ale opisujące ciekawe miejsca na szlaku (dla własnej informacji, bo zobaczysz, że za 10 lat, to będą dla Ciebie bardzo cenne notatki), co ciekawego przeżyłeś, kogo poznałeś, co wziąłeś niepotrzebnie, itp. Zobaczysz, że za każdym razem zaczniesz wiązać ze sobą fakty i będziesz ulepszać każdą następną wycieczkę, czy wyprawę. Najważniejsze jest to, żeby nie jeździć z przyzwyczajenia, albo na zasadzie „bo tam wszyscy jeżdżą” ale, żeby odkrywać coś więcej nawet w miejscach, które są powszechnie znane. Zastanów się, np. czy wiedziałeś o limbach opasających korzeniami wielkie głazy nad Morskim Okiem, czy wiedziałeś, że można zobaczyć wodospad pod Rysami, że na skraju przepaści, tuż pod Przełęczą pod Chłopkiem, rośnie niezwykły kwiat, czy też, że tuż pod szczytem Babiej Góry jest mała jaskinia, gdzie mogą wyspać się trzy osoby? Takich miejsc jest dużo więcej i o to właśnie chodzi, żeby wyszukiwać je z własnych obserwacji i zapisywać sobie informacje o nich, bo w miarę upływu lat możemy o niektórych zapomnieć, gdzie się dokładnie znajdowały, a takie zapiski pozwolą nam sobie przypomnieć parę faktów.

Czy zastanawialiście się, dlaczego w Polsce ciągle zdarzają się sytuacje, gdzie turyści idą w zimie nad Morskie Oko i zastaje ich noc, w lecie wyruszając w góry chodzą w szpilkach, klapkach i japonkach lub narzekają, że szlaki nie są odśnieżone? Pomimo, że w telewizji co roku jest głośno o podobnych przypadkach, to niestety ciągle przejawy głupoty się powtarzają i będą się powtarzać, bo ludzie nie zastanawiają się nad konsekwencjami swoich decyzji. Myślę, że podłoże tego problemu tkwi jeszcze w jednej kwestii. To oczywiście tylko moja opinia, ale chyba ma pokrycie w rzeczywistości… Zauważyliście, że w Polsce znajdziemy tysiące ludzi z nieodpowiednim obuwiem w górach, pijących alkohol, mających nieodpowiedni strój do panujących warunków, czy też idących w ewidentnie złych warunkach pogodowych? W Tatrach, tyle, że słowackich jakoś takich przypadków bardzo trudno szukać… Moim zdaniem, to wina błędnego myślenia, że najwyżej zadzwoni się po TOPR i przylecą helikopterem, bo pomoc jest „darmowa”, a na Słowacji trzeba sobie wykupić ubezpieczenie. Na Słowacji ratownicy stosują pewien fortel gigantycznie podnoszący koszty akcji ratunkowej. Jak wiadomo, za akcję służby mają dodatkowo płacone, więc gdy coś się dzieje, zdarzały się przypadki, że wysyłali 55 ratowników i później ubezpieczyciel dostawał rachunek na 54000 EUR. Dobrze, jeśli mieliśmy wykupione ubezpieczenie. Gorzej, jak go nie mieliśmy… To pokazuje, że po stronie słowackiej, albo możemy zapewnić sobie dług na całe życie, albo możemy sobie wykupić ubezpieczenie górskie, czego wielu nie chce robić, bo to dodatkowe koszty… Chodząc od lat w górach widzę, jakie jest podejście polskiego turysty, gdzie zbyt często myśli się, że pomoc śmigłowcem jest „darmowa”, a tak naprawdę na ten cel są wydawane grube miliony… Warto więc mieć świadomość, jakie są konsekwencje naszych błędnych wyborów. Zastanawiajmy się, gdzie idziemy, czytajmy opisy szlaków, zastanawiajmy się, czy ja tam dam radę, czy idę „na zaliczenie”, żeby pokazać się na „fejsie”, czy naprawdę idę z pełną świadomością, czy mam odpowiednie ubrania i buty do panujących warunków, itp. Śmiało mogę powiedzieć, że mentalność polskiego turysty w wielu przypadkach się nigdy nie zmieni, bo przecież co roku od dziesięcioleci słuchamy o podobnych przypadkach rażącej głupoty. Myślę, że w przypadku wielu niereformowalnych osób najlepszym sposobem na nauczenie się podstawowych zasad rozsądku, jak np. nie zakładanie szpilek w góry, bluzki na ramiączkach, w maju w Tatrach, gdzie jest śnieg, czy picie alkoholu na Orlej Perci, itp. – było by zapłacenie słowackiego rachunku po spowodowanym wypadku lub sytuacji, gdzie potrzebna była pomoc służb… Ubolewam nad tym, że na Słowacji nie widzę takch rażących przypadków, a w Polsce widzę je nagminnie pomimo, że to są ciągle te same Tatry… Na Babiej Górze i Śnieżce najczęściej widać zbyt lekki ubiór i zwykłe miejskie buty w maju, podczas gdy tam panują prawdziwie zimowe warunki powyżej 1500 m n.p.m. i wielu po prostu nie wytrzymuje panującego zimna i wiatru. Nie wspominam już o przemoczonych butach…


 
Przykład nieodpowiednich butów na szlak w góry... - nawet w drodze do Morskiego Oka, wędrówka 9,2km w jedną stronę w takich butach bardzo Cię umęczy... Naprawdę nie musisz tego próbować...

8. Twierdzenie, że w Polsce jest wszystko do d... 
Często spotykam się z „dziwnym”, jak dla mnie zjawiskiem, polegającym na tym, że mówiąc „byłem gdzieś za granicą” ludzie robią wielkie „łaaał”. Chociaż dzisiaj wyjazd za granicę nie jest już dobrem luksusowym, to nadal wielu patrzy z uznaniem, gdy powiemy, że byliśmy gdzieś za granicą. Warto sobie zadać pytanie, co Cię zachwyca w danej wycieczce lub wyprawie? W wielu przypadkach zdarza się tak, że oglądając zdjęcia z podobnych wyjazdów stwierdzam, że w Polsce są znacznie ładniejsze widoki. Kiedy na przykład weźmiemy pod uwagę Siedem Jezior Rilskich w Bułgarii i porównamy je z Doliną Pięciu Stawów Polskich, stwierdzimy, że nasze widoki są piękniejsze. Porównaj sobie góry Grecji lądowej, Krety, czy innych południowych państw. Są one spalone słońcem i nie zobaczymy tam żadnej ciekawej roślinności zdobiącej zbocza. Mówiąc to, nie zachęcam do tego, żeby nie wyjeżdżać za granicę, bo ja też odwiedzam różne kraje, a niektóre nawet kilkakrotnie, bo są piękne i takich widoków u nas po prostu nie ma, ale chodzi o to, żeby najpierw zapoznać się z tym, co mamy u siebie. To pozwoli nam w inny sposób podziwiać piękno innych krajów. Wybierając państwo, do którego chcemy się udać, będziemy potrafili określić, co chcemy zobaczyć i stworzyć plan zwiedzania, a nie przyjedziemy, tylko po to, żeby posiedzieć w hotelu. Wody mórz większości krajów, w szczególności południowych, są od naszych o wiele piękniejsze i przede wszystkim znacznie czystsze, dlatego jadąc nad morze zawsze wybieram Grecję lub inne kraje śródziemnomorskie. Trzeba przyznać, że mamy kilka pięknych miejsc, które są ewenementem na skalę światową i dlatego zanim komuś pozazdrościmy „zagranicy” najpierw poznajmy nasze najpiękniejsze zakątki, bo jest ich naprawdę dużo. Kiedy ja zaczynałem przygodę z górami, najpierw poznałem wszystkie ważniejsze pasma górskie w Polsce, a później zacząłem jeździć po świecie. W wielu przypadkach stwierdzam, że mamy cudowne ziemie, wspaniałą naturę oraz… o dziwo klimat. Chociaż zima, jak zawsze przedłuża się, wiosna nieraz jest przysypana śniegiem, soboty zazwyczaj są deszczowe, a na majówkę brakuje dobrej pogody, to cykl zmieniających się pór roku pozwala w Polsce zobaczyć niezwykle przeobrażającą się przyrodę i mnóstwo kolorów. Kiedy byłem na Alasce, stwierdziłem, że są tam bardzo piękne, białe góry, ale na nizinach przyrodę mamy o wiele ładniejszą niż oni. Mieszkańcy Alaski z pewnością pozazdrościliby nam wiosennej scenerii, kiedy wszystko rozkwita w jednym czasie. Z tego względu, kiedy ludzie zazdroszczą wyjazdów za granicę, najpierw zachęcam do poznania polskich terenów, bo one pozwolą otworzyć się na coś więcej i nie patrzeć bezgranicznie na „cudze”. Znając piękno i wartość polskich terenów będziesz zupełnie inaczej patrzeć na inne kraje. Dostrzeżesz wady i zalety oraz spojrzysz obiektywnym okiem. Nie będziesz mówił, że w Polsce wszystko jest do d… (jak to się często słyszy), ale raczej spojrzysz na nasz kraj z docenianiem. Głównym celem tego punktu jest uświadomienie faktu, że mieszkamy na naprawdę pięknych i malowniczych ziemiach, do których po prostu przywykliśmy. Będąc w Tatrach, spotkałem się z grupą Włochów, którzy schodzili z Rysów. Jeden z nich powiedział: „Tatry są piękniejsze niż nasze Alpy. Ten staw poniżej nas jest cudowny! [wskazując na Czarny Staw pod Rysami]”. Ja się w pełni zgadzam z tymi słowami i powiedziałem im co jeszcze mogą zobaczyć w Tatrach. Wybrałem dla nich najpiękniejsze miejsca na kilka dni, bo przyjechali w Tatry na dłużej. Spotkałem nawet Holendra, który przyjechał w Tatry. Zaplanował sobie trasę na Krywań najkrótszą drogą, ale zajęłoby to około 27 godzin, więc uprzedziłem go, gdzie chce pójść i ile czasu mu to zajmie. Przeraził się, że źle ocenił sytuację. W tym czasie zaproponowałem jemu krótsze, 8-10 godzinne przejścia rozbite na kilka dni, wybierając perełki naszych Tatr. Stwierdził, że mamy nieziemsko piękne góry. I w końcu, będąc na Alasce w drodze na szczyt Denali 6190 m n.p.m., na wysokości 5210 m n.p.m. spotkałem trzech Amerykanów, którzy szli do ostatniej bazy, aby założyć depozyt. Kiedy kobieta zapytała mnie skąd jestem i zapytała mnie o Polskę. W tym czasie poczęstowała mnie gorącą czekoladą. Wtedy w czwórkę usiedliśmy za nasypem śnieżnym i w temperaturze -37’C pokazywałem jej 21 wybranych przeze mnie krajobrazów górskich w Polsce, których zdjęcia zrobiłem ja sam. Wiecie co usłyszałem? „Jak wy tam macie pięknie!”. Celem tego punktu jest głównie zachęcanie do doceniania polskich ziem, pełnych piękna oraz poznawanie świata ze świadomością. Tutaj podam piękny przykład z 2007 roku, gdzie spotkałem samotną czterdziestoletnią kobietę, schodzącą do Zakopanego niebieskim szlakiem z Małołączniaka 2096 m n.p.m. w Tatrach. Ja też schodziłem tamtędy sam, więc kobieta zapytała mnie, czy może dołączyć do mnie. Zgodziłem się i wtedy zacząłem jej opowiadać o górach, które widzi. Słysząc o czym opowiadam, powiedziała: „aż mi jest wstyd, że mieszkam w Zakopanem, a nie znam naszych Tatr. Turyści mnie pytają, a ja nic nie wiem. Wyszłam w góry, żeby je w końcu poznać i czegoś się o nich dowiedzieć. W końcu tu mieszkam”. Właśnie do tego chcę zachęcić wszystkich, by zanim skrytykujemy to, co mamy, pójdźmy, zobaczmy i sprawdźmy, czy rzeczywiście tak się rzeczy mają…

9. Pomysł na wyprawę
Obserwując ludzi najczęściej dostrzegam, że brakuje im pomysłu na spędzenie wolnego czasu, albo jak już gdzieś przyjechali, to wypadałoby się zainteresować danym miejscem i coś zobaczyć. To już jest za późno, bo lepiej przygotować plan w domu i na miejscu go realizować. Po co mielibyśmy tracić dni na układanie planu, szukanie informacji o danym rejonie, czy co trzeba ze sobą wziąć? Najczęściej z brakiem przygotowania spotykam się w Grecji, gdzie mnóstwo ludzi przyjeżdża do hotelu, ale dalej nie wiedzą, co mają zrobić z wolnym czasem. Kiedy leżenie na plaży dzień w dzień nudzi się, zaczynają szukać, czy nie da się gdzieś pojechać. Ja robię odwrotnie - przed wyjazdem w domu opracowuję mapę ciekawych miejsc, tak, że od drugiego dnia zaczynam moją przygodę i poznaję najpiękniejsze rejony. A wracając do tematu gór, to sprawa wygląda bardzo podobnie wśród wielu turystów, szczególnie w lecie. Bardzo często widzę rodziny, które szukają informatorów i pytają o najłatwiejsze góry, bo przyjechali np. na urlop/wakacje do Zakopanego. O ile więcej by mogli zdziałać, gdyby przygotowali się wcześniej w domu. Nawet, jeśli mamy przygotowany dobry plan miejsc do zobaczenia, to warto zastanowić się, czy nie ugrzęznę w tłumach, czy nie „polecę schematycznie” i czy mogłem zobaczyć coś więcej. Najczęściej w Tatrach słyszę, że na Wołowiec nie pójdę, czy np. na Szpiglasowy Wierch nie pójdę, bo to za daleko. Nawet nie mając samochodu tak, jak ja, można busami bez żadnych problemów dostać się w podane miejsca i zobaczyć te piękne góry. Najważniejsze, żebyśmy byli przygotowani na to, co chcemy zobaczyć, oraz sprawdzili, czym można dojechać w dane miejsce. Ja natomiast zachęcam do wyłamywania się z ogólnie przyjętych schematów. Jeśli zajrzysz z powrotem do wcześniejszych 8-miu punktów i weźmiesz je pod uwagę, to zobaczysz, że w głowie wyjdzie Ci plan niezwykłej podróży nawet w bardzo znane miejsce. Z poprzednich punktów zapamiętaliśmy już sobie kilka zasad: unikamy przeludnionych, długich weekendów, burza nie musi nas zaskoczyć, wiosna w górach nadchodzi znacznie później, więc zabierzemy ze sobą cieplejsze ubrania i buty, nie ulegamy „magii” super znanego miejsca, bo będzie przeludnione, możemy wyjść poza naszą strefę komfortu i poczucia bezpieczeństwa, bo zyskamy o wiele więcej niż moglibyśmy się spodziewać, nie musimy mieć zachmurzonych widoków na szczycie, u nas też jest pięknie i gromadzimy wiedzę na podstawie doświadczenia i wykorzystujemy ją przy następnej wycieczce/wyprawie. Najważniejszą zasadą każdej wyprawy/wycieczki jest: MIEJ CEL PRZED OCZAMI, a nie skupiaj się na problemach, które mogą się pojawić, bo można jeszcze nic nie zrobić, a najeść się dużo strachu… Tylko po co?... Kiedy utrwalisz sobie osiem poprzednich zasad i jesteś na etapie dziewiątej, może pomyślisz tak: na majówkę będzie dużo ludzi, będę stać w korkach, a wiosna dopiero się zaczyna w wyższych górach. Może warto poszukać jakiegoś miejsca, gdzie odpocznę od zgiełku miasta, gdzie będzie spokojnie. Wybiorę coś do 800 m n.p.m. bo zobaczę piękną, zieloną i rozkwitniętą wiosnę, więc nacieszę oczy pięknymi, sielankowymi widokami. Patrząc w niebo, zobaczę, czy będzie burza – w końcu wiem, jak można jej nadejście rozpoznać na kilka godzin przed. Kiedy zobaczę niepokojące chmury, będę miał czas, żeby zejść w doliny lub do schroniska. Wstanę wcześniej, żeby zobaczyć piękny wschód słońca i w sezonie będę miał kilkugodzinną przewagę nad tłumami w znanym miejscu.

Kazbek relacja 
Przykład realizacji hasła: "MIEJ CEL PRZED OCZAMI, a nie skupiaj się na problemach" - nie znalazłem ekipy do wyjazdu na pięciotysięcznik Kazbek w Gruzji. Pojechałem pomimo tego samemu. Do ostatniej bazy podchodziłem samotnie, po czym przeczekiwałem załamanie pogody. Po trzecim dniu zostałem tylko ja jeden na górze. Wieczorem doszło czterech ludzi, a byli to... zawodowi żołnierze z Wojska Polskiego, którzy przyjechali tu w ramach wolnego po treningu w dżunglach Gujany Francuskiej. Zostałem ich przewodnikiem i jako jedyni mieliśmy piękne widoki ze szczytu. Jak widać, opłacało się zdobyć na odwagę i przeżyć bardzo piękną przygodę górską.

Czytając to wszystko, może zastanawiasz się: jak ja organizuję swoje wyjazdy? To wszystko zależy od tego, na jak długo chcę pojechać i gdzie. Jeśli myślę o Tatrach, to zazwyczaj myślę o jednym dniu. Najczęściej jadę z kolegą, gdzie możemy pojechać samochodem w góry. Co biorę pod uwagę? Na pewno chcę uniknąć tłumów, chcę zobaczyć coś niestandardowego oraz mieć dużo czasu na wędrówkę i mieć dobrą pogodę bez zachmurzonych szczytów. W zależności od wybranego miejsca, wyjeżdżamy o północy, a na miejscu jesteśmy o 3.00 w nocy. O tej godzinie rozpoczynamy wędrówkę, po to, żeby długie odcinki leśne przejść w nocy, bo i tak nie ma widoków. Później rozpoczynamy podejście. W trakcie wchodzenia na zbocza góry obserwujemy piękny wschód słońca. O ósmej, lub o 9.00 jesteśmy już na szczycie, więc nie mamy ani tłumów, ani chmur na szczycie, bo większość ludzi dopiero szykuje się do wyjścia w góry, podczas, gdy my mogliśmy zobaczyć pierwsze kozice na szlaku, wschód słońca, odbicia gór w wodach stawu, itp. Kiedy wybralibyśmy Rysy, to doliczyłbym znacznie więcej czasu, ponieważ na wędrówkę potrzebowalibyśmy jakieś 6h 30min do 7h. Wszystko zależy, w którym momencie chcemy zobaczyć wschód słońca. Można powiedzieć, że to dla mnie standardowy typ wyjazdów. A co, jeśli nie mam samochodu, a chcę pojechać w góry sam? Tutaj stosuję wszystkie punkty, o których powiedziałem wcześniej. Najpierw sprawdzam prognozy pogody. Później na wieczór jadę do Zakopanego, gdzie w zależności od wybranej góry idę pieszo z miasta i zasypiam pod lasem pod gołym niebem. Budzę się po 2.00 w nocy i wyruszam na szlak. Zyskuję dzięki temu całkowity spokój, oraz mam pewność, że w znanych miejscach tak, jak np. Rysy będę miał całkowity spokój.

W podobny sposób zadziałałem 16 grudnia 2016 roku, gdzie po pracy pojechałem autobusami do Zakopanego. Najpierw jednak sprawdziłem prognozy pogody. Widziałem, że ma być bezchmurnie, a jedynie w nocy mają wystąpić morza chmur (będę wędrować ponad poziomem chmur). W Dolinie Kościeliskiej byłem przed godziną 20.30. Termometr wskazywał na zewnątrz -16’C. Widząc ile mam czasu, stwierdziłem dopiero na miejscu, że wejdę na 5 szczytów tatrzańskich w jednym ciągu. Do schroniska tylko zajrzałem, po czym zacząłem mój samotny rajd przez Tatry Zachodnie. Idąc w porach, w których ludzie normalnie nie chodzą, zyskałem przepiękne, podwójne widowisko. Po godzinie 22.50 podziwiałem niezwykłe morze chmur, a ja wędrowałem wysoko ponad nim. Później rozpadło się i ponownie powstało godzinę później. A czy widziałeś kiedyś tak dużo gwiazd, że tworzą jakby chmury na niebie? To nic innego, jak połowa naszej galaktyki, która w miarę upływu czasu w nocy, kieruje się prostopadle do linii horyzontu. Ciemne plamy wzdłuż „chmur” z gwiazd to… mgławice. Widowisko jest niesamowite! Dalsza wędrówka przez kolejne szczyty pozwoliła mi zobaczyć wędrówkę Księżyca po niebie. Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądają białe góry w środku nocy przy pełni Księżyca? Są tak jasne, że nie musisz używać latarki! Kiedy schodziłem z drugiego szczytu (a konkretniej z Bystrej, gdzie dojście na szczyt z Doliny Kościeliskiej trwa około 7h 30min do 8h), to podziwiałem zimowy wschód słońca. Na zegarku była około godzina 7.20 rano. Dopiero zaczynał się dzień, a ja już miałem dwa szczyty za sobą. Zaplanowałem jeszcze trzy kolejne, więc spodziewałem się, że będę musiał iść do godziny 16.00, ponieważ nie miałem żadnej drogi odwrotu. Mogłem wracać 8-godzinną trasą, albo iść 8h 30min przed siebie. Rzecz jasna wybrałem wędrówkę przed siebie, skoro miałem poświęcić tyle samo czasu. Idąc całą trasą, nie spotkałem ani jednej osoby, widziałem przepiękny wschód słońca i cztery kozice, które patrzyły na mnie z różnych skał z wysokości około 5-10 metrów. Jakby stały na straży. Widok był niesamowity! Kiedy zszedłem do przełęczy między czwartym, a piątym szczytem spotkałem kolejne kozice. Moja wędrówka trwała 20h 30min, wszedłem na 5 tatrzańskich szczytów, które miały wysokość blisko 2000 m n.p.m. lub więcej, widziałem dwa morza chmur, kozice, naszą galaktykę, pełnię Księżyca, oświetlone góry w środku nocy, piękny wschód słońca i wspaniałą zimę. Wszystko podziwiałem w dodatku na tle bezchmurnego nieba. Pisząc o atrakcjach, które mnie spotkały, teraz możesz zobaczyć, ile zyskuję, działając według omówionych punktów. Jak zauważyłeś, nie zaplanowałem tego wyjazdu, cel wyjazdu określiłem, będąc dopiero na miejscu, postanowiłem, że nie będę spać i pójdę od razu w góry oraz wyruszyłem w godzinach, w których inni nie zaczynają wycieczek. Gdybym wyruszył, jak większość turystów o godzinie 8.00 lub 9.00 zobaczyłbym tylko ostatnią atrakcję – piękną zimę. Wszystko inne ominęło by mnie…

 
 
 
 
 
Rzeczy, których bym nie zobaczył, gdybym wyszedł w góry tak, jak większość ludzi - o godzinie 8.00 - 9.00. Samotna wędrówka przez 20h 30min, wchodząc na 5 szczytów tatrzańskich o wysokości bliskiej 2.000 m n.p.m. lub wyższej

Jeszcze omówię inny przykład nietypowego wyjazdu. Od 8 lat, co roku w październiku, wyjeżdżam w Pieniny, by podziwiać niezwykłe morza chmur. Jest tylko jeden lub maksymalnie dwa dni w roku, gdzie nakłada się jednocześnie zjawisko mórz chmur i pełnia kolorów liści jesieni. Wiedząc o tym, moją wędrówkę zaczynam o godzinie 2.00 lub 3.00 w nocy z Krościenka. Już na początku mam okazję słuchać odgłosów sów w lesie, a wyżej podziwiać, jak przebijam się przez warstwę chmur, a później widzę już tylko piękne, rozgwieżdżone niebo. Na szczyt Trzech Koron docieram jeszcze na długo przed wschodem słońca, dzięki czemu mam okazję podziwiać niesamowite panoramy w środku nocy i obserwować rozwój zjawiska mórz chmur. Później pozostaje tylko oczekiwanie na wschód słońca oraz patrzenie w kierunku Tatr, ponieważ na nich będą opierać się pierwsze promienie. Po wschodzie słońca całe otoczenie mieni się pięknymi kolorami, a wszędzie panuje niezwykła cisza. O nakładaniu się obu zjawisk w jednym czasie wiedzą miłośnicy fotografii i dlatego tylko takich ludzi spotkamy na szczycie Trzech Koron. Turyści, którzy przyjechali na wypoczynek, zaczynają swoją wędrówkę około godziny 8.30 – 9.00, dlatego to, co najpiękniejsze ich omija, ponieważ morza chmur istnieją średnio do trzech godzin po wschodzie słońca. Dodatkową atrakcją ze szczytu Trzech Koron jest obserwowanie, jak rozpada się morze chmur, a zza grubej warstwy słychać wielkie stado owiec, liczące około 205 sztuk (w 2015 naliczyłem 206 owiec). Wyruszając, jak zdecydowana większość turystów, zobaczylibyśmy tylko piękną jesień i piękne widoki z wierzchołka Trzech Koron, ale wszystkie nietypowe zjawiska po prostu ominęłyby nas… Kiedy morze chmur będzie dość wysoko, to tuż po wschodzie słońca możemy dodatkowo zaobserwować widmo Brockenu (kiedy stoimy ponad poziomem chmur, w trakcie lub tuż po wschodzie słońca, na chmury pada bardzo długi cień z kolorową tęczą wokół głowy tego cienia. Wszystko wygląda jak zjawa, dlatego z widmem Brockenu jest związana legenda. Ciekawostką tego zjawiska jest fakt, że stojące obok siebie dwie osoby widzą tylko tęczę wokół głowy swojego cienia, a wszystko jest związane z padaniem światła pod kątem 180 stopni). Czytając ten przykład, po raz kolejny możesz zobaczyć, że wychodząc wcześniej w góry, możesz przeżyć znacznie więcej i zaobserwować bardzo ciekawe, a być może nieznane dla Ciebie zjawiska…

 
 PrzeÅ‚Ä™cz Szopka zdjÄ™cia
 Morza chmur w Pieninach
Morza mgieÅ‚ w Pieninach 
 
Morza chmur w Pieninach i kolorowa jesień jednocześnie


Widmo Brockenu

Inna możliwość wyjazdu pojawiła się znowu nagle – w sierpniu 2017 – gdy zobaczyłem, że mają być dwa dni pięknej pogody. Nie mając samochodu, pojechałem po pracy autobusami na Łysą Polanę. Dotarłem tam o 22.30. Było ciemno i na dodatek ani żywej duszy dookoła. Postanowiłem, że pójdę około 5km do Tatrzańskiej Jaworzyny i tuż przed tą niewielką miejscowością położę się na skraju lasu. Tak zrobiłem, po czym obudziłem się o 3.00 w nocy. Dlaczego wybrałem tak wczesną porę na rozpoczęcie wędrówki? Dlatego, że przejście z Tatrzańskiej Jaworzyny do Lodowej Przełęczy trwa aż 5 godzin. W tym czasie wszedłem na Lodową Przełęcz i dalej na Czerwoną Ławkę. Miałem jeszcze tyle czasu, że zdążyłem przejść na Rohatkę i wrócić Doliną Białej Wody. Cała wędrówka trwała 16 godzin. Dzięki temu, że wyruszyłem tak wcześnie, do podejścia na Czerwoną Ławkę spotkałem tylko dwie osoby, pomimo, że wędrówka trwała blisko 6 godzin… W tym czasie zobaczyłem, jak promienie wschodzącego słońca oświetlają najwyższe szczyty Tatr. Widok podziwiałem z Jaworowego Ogrodu, gdzie dolina zakwitła tysiącami kolorowych kwiatów. Lepszego miejsca nie mogłem sobie wybrać. Było przepięknie!

 
 
Piękne widoki na trasie Tatrzańska Jaworzyna - Lodowa Przełęcz - Chata Teryha - Czerwona Ławka - Rohatka - Dolina Białej Wody - wędrówka trwała 16h

A co, jeśli chcesz pojechać na dłużej? Tutaj też stosuję wszystkie omówione zasady. Wypatruję tylko okresu z lepszą pogodą i jadę. Jeśli myślę o Tatrach lub innych górach, to zazwyczaj śpię pod gołym niebem tam, gdzie zastanie mnie zachód słońca. Po 3.00 – 4.00 nad ranem wstaję i idę dalej z tego samego miejsca. Co mi daje takie podejście do tematu? Zobacz – chcąc wejść na 14 dwutysięczników w Tatrach Wysokich Słowackich potrzebuję tylko 7-miu dni, a sypiając w schroniskach, będę potrzebować na ten sam cel około 14-18 dni. Śpiąc w schroniskach nie przeżyję wielu ciekawych sytuacji, a jeszcze więcej mnie ominie. Pamiętam, jak w 2009 roku zasnąłem pomiędzy dwiema skałami, na wysokości 1920 m n.p.m. w rejonie Zbójnickiej Chaty. Spałem tylko w śpiworze pod gołym niebem. Po 4.00 nad ranem przechodziło obok mnie stado 11 kozic. Kiedy po cichu przygotowywałem się do dalszej części wędrówki kozice mnie obserwowały, a kiedy odszedłem spokojnie z miejsca, w którym spałem, jedna z kozic podbiegła do tych skał i położyła się tam, gdzie ja spałem. Podobnych przykładów mógłbym mnożyć znacznie więcej, ale będzie lepiej, jak Wam uda się przeżyć coś nietypowego i opowiecie mi o tym. W końcu nikt nie przeżywa takich samych rzeczy i będę mógł zobaczyć jeszcze coś innego.

 
 
 
 
Piękne widoki w ciągu samotnej tygodniowej wędrówki, której celem było wejście na 14 dwutysięczników w Tatrach Słowackich Wysokich

Najdłuższą moją wyprawą była samotna wędrówka 1090km od granicy z Ukrainą do granicy z Niemcami przez wszystkie pasma górskie południowej Polski. Podczas całej wędrówki nie korzystałem z obiektów noclegowych. Spałem tylko w namiocie i tak przez 30 nocy. Dzień podzieliłem sobie na cykle: 8 godzin wędrówki, godzina spania w trawie lub w krzakach, 4 godziny wędrówki i spanie w namiocie niezależnie, gdzie będę po upływie tych czterech godzin. Wstawałem zazwyczaj o 2.00 lub 3.00 w nocy. Dzięki temu, widziałem mnóstwo pięknych krajobrazów i miałem bardzo dużo czasu pomimo 12 godzin wędrówki każdego dnia.






Migawki z 30-dniowej, samotnej wyprawy, gdzie przeszedłem 1090 km od granicy z Ukrainą do granicy z Niemcami. W Polsce jest naprawdę pięknie!

Po 10 latach wędrówki mogę tylko tyle powiedzieć, że moje poczucie komfortu znacznie się przesunęło w stronę… Sparty, a to oznacza, że wyśpię się w skałach, na kamieniach, na szczycie, w lesie, w krzakach.. – dosłownie wszędzie. Mi naprawdę niewiele potrzeba, byle tylko były góry…


W górach naprawdę niewiele trzeba, oprócz dobrych chęci

10. Bezpieczeństwo w górach
Zastanawiałeś się kiedyś, czy góry są bezpieczne? Tak często słychać o wypadkach w Tatrach… Ale czy zastanowiłeś się, czy musiało do nich dojść? Kiedy przeczytasz sobie kronikę TOPR-u, szybko zauważysz, że większość wypadków w ogóle nie powinna mieć miejsca. Najczęstszym błędem Polaków jest wychodzenie w złą pogodę w wysokie góry. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że wtedy skały są śliskie i nie trudno o upadek w przepaść. Próbowałem kiedyś zaobserwować, dlaczego ludzie mimo wszystko wybierają się w góry, gdy nie ma dobrej pogody. W wielu przypadkach mają mało czasu i skoro nie ma pogody, to myślą sobie, że nie po to tu przyjechali, żeby siedzieć w domku, tylko po to, żeby pójść w góry. Taki wyjazd zamienia się wówczas w „zaliczanie” gór, a nie w przyjemność. Kiedy przeczytasz o wypadkach na Orlej Perci, ponad połowa z nich miała miejsce w deszczową lub mglistą pogodę. Tam nawet najlepsze buty nie pomogą, a co nam po przejściu tego szlaku, skoro i tak nie ma widoków? Czy gonimy za prestiżem, żeby powiedzieć komuś, że ja byłem na Orlej Perci? Czy raczej naszym celem jest zobaczenie pięknych widoków i przejście szlaku, żeby coś z niego wyciągnąć dla siebie? Kiedy widzimy, że nie ma dobrej pogody, wybierzmy lepiej jakieś doliny, posiedźmy w schronisku, czy przed nim i spędźmy miło ten czas, nie ryzykując niepotrzebnie życia swojego i ewentualnie służb ratunkowych. Kiedy pogoda zepsuje nam się w połowie podejścia i zrobi się mglisto, też lepiej zawróćmy, bo wyżej będzie już tylko gorzej. Chyba, że znamy się na chmurach i będziemy mogli stwierdzić, czy to jest morze chmur i przebijemy się przez nie, czy to jest gruba warstwa chmur oznaczająca załamanie pogody. Najważniejsze jest, żeby zapamiętać sobie, że w góry idziemy po to, żeby wypocząć, żeby poznać coś nowego, żeby oderwać się od codzienności, żeby podziwiać niezwykłe widoki i przyrodę, żeby wzmacniać samego siebie, oraz żeby… i tu możecie sobie dopisać własne powody. Nie gońmy się w górach i nie „zaliczajmy” ich, bo szybko zobaczysz, że nie ma z tego radości.


Akcja ratunkowa pod ścianą Kazalnicy


Najwięcej wypadków zdarza się przy mglistej lub deszczowej pogodzie. Czy warto wtedy iść w góry?

11. Ciekawe zjawiska
Kiedy nauczysz się już patrzeć na góry trochę szerzej, zacznij wyszukiwać ciekawych zjawisk, zapisuj zaobserwowane rzeczy i wiąż ze sobą zgromadzone fakty. Zobaczysz ile ukrytych i ciekawych rzeczy kryją w sobie znane miejsca, które zazwyczaj w sezonie są przeludnione, ale mało kto zastanowi się nad czymś więcej niż tylko „ja tu byłem”…
Jeśli chcesz wiedzieć, co udało mi się zaobserwować, zapraszam do przeczytania artykułu: „Kalendarz ciekawych zjawisk imiejsc w górach”, gdzie opowiadam o 23-ech zaobserwowanych ciekawostkach w górach.

5 komentarzy:

  1. Jadąc w góry trzeba być świadomym o licznych niebezpieczeństwach, o nieprzewidywalnej pogodzie i o sezonie turystycznym...My co roku jeździmy w Bieszczady z dziećmi, więc bezpieczeństwo jest dla nas bardzo ważne. Na szczęście Bieszczady nie są tak popularne jak Tatry, więc dużych kolejek na szlakach nie ma. Polecam zaglądnąć na Podkarpacie, przecudny klimat i piękne tereny- jest czym się zachwycić. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, dlatego tak wiele uwagi poświęciłem między innymi pogodzie. Byłem w Bieszczadach i wiem, że chcę tam wrócić nie jeden raz. Klimat tych gór mnie urzekł. Uwielbiam tą ciszę i jeszcze naprawdę dziką naturę. Szkoda tylko, że w Polsce, co bardziej znane miejsce, to musi być przeludnione...
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Moim zdaniem bardzo istotne jest posiadanie butów trekkingowych https://butymodne.pl/trekkingowe-meskie-c55207.html gdyż to absolutna podstawa jeśli myślimy o chodzeniu po szlakach. W końcu musimy sami zadbać o swoje bezpieczeństwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tym, że buty to podstawa, bo gdy zaczynałem przygodę z górami, to nie miałem w ogóle górskich ubrań, ale za to buty musiały być dobre. Dzięki temu czułem komfort. Buty to ważny czynnik wpływający na nasze bezpieczeństwo. A najważniejszy niezmiennie jest zdrowy rozsądek i nie robienie nic na siłę w górach.

      Usuń
  3. Hej! Właśnie przeczytałam i jestem pod mega wrażeniem. Wybieram się właśnie do Zakopanego w ciągu dni i szukałam różnych wskazówek, jak się za to zabrać i tak właśnie trafiłam na Twój blog. To będzie mój właściwie taki pierwszy wypad w góry, by po nich pochodzić. Tak to wcześniej raczej zjeżdżałam na nartach i raczej właśnie za granicą, aż w końcu przyszedł moment że chcę poznać nasze polskie Tatry. Naprawdę z dużą przyjemnością czytało mi się ten wpis. Masz tak przepiękne zdjęcia i dużo cennych rad, że aż od razu chce się wszystkiego tego spróbować. Także zapisuję sobie stronkę na przyszłość. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń

www.VD.pl