Do Palenicy Białczańskiej dojedziemy busem za 15 zł,
z Zakopanego (najlepiej z centrum - poznasz po tłumach ludzi). Jeśli jedziemy własnym autem, to musimy pamiętać, że od 2 sierpnia 2021 nie ma możliwości zaparkowania samochodu na parkingu w Palenicy Białczańskiej (początek szlaku do Morskiego Oka) bez biletu elektronicznego. Bilet w cenie 36 zł/dzień zakupisz na stronie: BILET ELEKTRONICZNY NA PARKING DO MORSKIEGO OKA. Taką zmianę wprowadzono po tym, jak z powodu koronawirusa polskie Tatry przeżywały istne oblężenie. W okolicach Łysej Polany i przed początkiem szlaku prowadzącego do Morskiego Oka codziennie powstawały kilkukilometrowe korki. Bilet elektroniczny ma za zadanie ograniczyć liczbę zaparkowanych pojazdów do 800 samochodów. Reszta chętnych osób może dostać się w ten rejon, korzystając z busów kursujących z centrum Zakopanego. Kierowcy busów również przeżywają oblężenie, ponieważ kolejka chętnych czasami ma aż kilkaset metrów długości! Ludzie, którzy są związani z Tatrami bardziej niż niedzielna lub wakacyjna turystyka, zazwyczaj nie podróżują w te góry z powodu przeraźliwie dużych tłumów nieodpowiedzialnych turystów. W takich warunkach przyjemność przebywania w górach zostaje dosłownie 'zabita'. Stamtąd rozpoczynamy wędrówkę nad Morskie
Oko. Jeśli mieszkamy bliżej ulicy Kościuszki, możemy wybrać dojazd busem, który
nieoficjalnie zawiezie nas w to samo miejsce. Cena za przejazd jest taka sama. Z
Palenicy Białczańskiej idziemy, żmudną asfaltową drogą do Morskiego Oka. Droga
ma 9,2km długości i wprawny turysta powinien pokonać ją w 1h 30min. Turyści,
którzy nie odwiedzają gór regularnie przechodzą zwykle tą drogę w 2h do 2h
30min. Po pierwszych 30min powinniśmy dojść do Wodogrzmotów Mickiewicza –
pięknego wodospadu, niestety widokowo zepsutego mocno przez wysoki most. Po
około 15-20min wędrówki dojdziemy do skrótów, czyli czterech podejść z
kamiennych schodów omijających serpentyny. Przejście tego odcinka powinno zająć
15-30min, w zależności od kondycji. Skróty składają się z dwóch krótkich
podejść, trzecie jest długie i czwarte bardzo krótkie, ale strome. Idziemy tutaj
schodami ułożonymi z kamieni. Wychodzimy na ostatnią serpentynę, gdzie dalej kierujemy
się asfaltową drogą pod górę. Ciągle nią idziemy aż do samego Morskiego Oka. Z
drogi przed sobą, będziemy widzieli Mięguszowieckie Szczyty. Po drodze miniemy parking
Włosienica, dający wspaniały widok na Tatry, który rozbudzi w nas dodatkową
motywację wędrówki. Za chwilę miniemy jeszcze Market Turystyczny. Od parkingu
Włosienica do marketu możemy pójść krótkim odcinkiem chodnika zbudowanego ze
starych płyt. Odtąd zobaczymy pierwszą kosodrzewinę i zmieniające się otoczenie.
Zostało nam jeszcze tylko jakieś 10-15min wędrówki. Dochodzimy do Schroniska nad
Morskim Okiem, pokonując tym samym 9,2km asfaltowej drogi. W godzinach
porannych i popołudniowych schronisko jest przeludnione i trudno dostać się do
środka. Z tarasu schroniska możemy zobaczyć chyba najpiękniejszy i znany z
kartek pocztówkowych widok na Mięguszowieckie Szczyty oraz na całe Morskie Oko.
Przy budynku wybieramy czerwony szlak, gdzie musimy zejść po około 40
kamiennych schodach. Teraz jesteśmy na poziomie Morskiego Oka 1410 m n.p.m.
Stoi tu drogowskaz i tablice informacyjne, mówiące o zakazie dokarmiania
zwierząt. Najczęściej ludzie dokarmiają kaczki i ryby. Również jesteśmy
zachęcani, żeby nie wrzucać niczego do stawu. W tym miejscu po raz pierwszy dowiemy
się, że na Rysy powinniśmy dojść w około 4h 15min.
Ze schroniska mamy dwie możliwości. Przed sobą
mamy dwa czerwone szlaki okalające Morskie Oko. Ze względu na przyrodę
zdecydowanie polecam okrążyć staw od lewej strony, ponieważ w godzinach
porannych mamy duże prawdopodobieństwo zobaczenia odbić gór w wodzie. Widok
jest niesamowity! Dodatkowo zobaczymy fenomenalne limby z odsłoniętymi
korzeniami, które objęły już w całości wielkie głazy. Kilkadziesiąt metrów dalej
od tablic informacyjnych idziemy drewnianym mostkiem na Rybim Potoku. Jest to
wspaniałe miejsce do obserwowania odbić Mięguszowieckich Szczytów w wodach
stawu. Pod mostem ustawiono niewielką zaporę, dzięki czemu jest dość głęboko i
widać bardzo wyraźnie odbity obraz. Kilka kroków dalej, za pierwszym zakrętem w
prawo, gdzie szlak obchodzi Morskie Oko długim łukiem, wchodzimy w niewielki
las. Teraz podchodzimy na małe, lokalne wzniesienia, po czym szybko schodzimy
ponownie do poziomu Morskiego Oka. Szlak prowadzi ścieżką, gdzie zobaczymy dwa
rzędy poukładanych kamieni, tworzące coś na wzór krawężnika. Wśród kamieni, w
prawym rzędzie z pewnością dostrzeżemy kamień przypominający mapę konturową
Polski z odwrotnie wyrzeźbioną „Wisłą”. Za chwilę, po prawej stronie dojdziemy
do prześwitu w lesie i małego wzniesienia – klepiska. Warto tutaj stanąć i
popatrzeć na Morskie Oko z pewnej wysokości.
Niesamowite odbicia gór w wodach Morskiego Oka
Nietypowy kamień w kształcie granic Polski
Wzgórze jest małym klepiskiem, gdzie glebę ubiły miliony turystów, pozujących do zdjęć. Na środku wzniesienia stoi samotny głaz, gdzie ludzie najczęściej odpoczywają i podziwiają widoki. Właśnie tutaj, po prawej stronie zauważymy piękną limbę, co swoimi korzeniami opasała ze wszystkich stron duży głaz. Limba wyróżnia się, ponieważ jej korzenie w większości wystają wysoko ponad powierzchnię ziemi. Na pniu zauważymy figurkę Matki Boskiej Szczęśliwego Powrotu, gdzie niektórzy turyści zostawiają swoje karteczki z modlitwami. Figurka jest zwykle przystrojona małymi, żółtymi kwiatami. Trochę dalej od tego miejsca zauważymy jeszcze po prawej stronie ciekawy, niski świerk, zachodzący częściowo na drogę. Z jego pnia wystaje pod kątem prostym nieco cieńsza od samego drzewa gałąź. Ta sama gałąź za chwilę pnie się pionowo do góry. Od małego wzniesienia z limbą, głazem i widokiem na Morskie Oko szlak prowadzi już chodnikiem z ułożonych kamieni.
Za nietypowym świerkiem, ścieżka stopniowo
prowadzi w dół, gdzie dojdziemy do karłowatego lasu. Od tego momentu mamy
piękne widoki na całe Morskie Oko i właśnie tutaj możemy zobaczyć pierwsze
odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu. Nieco dalej, kamienny chodnik przecina
pierwszy, mały i lodowaty potok. W chodniku ułożono dodatkowy kanalik, żeby
wody mogły swobodnie wpływać od stawu. Za moment przekraczamy kolejny potok o
takiej samej szerokości. W ich rejonie ścieżka zakręca dość szerokim łukiem, dzięki
czemu mamy inny widok na odbicia gór. Tutaj po raz ostatni możemy popatrzeć na odbicia
Mięguszowieckich Szczytów. Odwracając się za siebie, patrzymy w kierunku
północno-zachodnim, w stronę schroniska nad Morskim Okiem, skąd zobaczymy
piękne odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu. Budynek schroniska również
pięknie odbija się w stawie. Obraz gór i schroniska w wodzie mogą zakłócić
jedynie płytkie, mętne wody lub też gałęzie wrzucone do stawu blisko brzegu.
Chcąc ominąć tą niedogodność, warto pójść za szeroki łuk ścieżki, za którym
znajdziemy z pewnością drugie takie samo miejsce z czystą i niezmąconą wodą. Za
pierwszym łukiem wody są głębsze i nie znajdziemy już żadnych „brudów”. Przy
brzegu zauważymy za to kilka małych kamieni, które nie zakłócają w żaden sposób
widowiska. Trochę dalej przechodzimy nad większym potokiem. W chodniku ułożono
szerszy kanał dla niego. Jeszcze tylko chwila i dochodzimy do skrzyżowania
szlaków. Obie czerwono znakowane ścieżki łączą się pod wielkim wzniesieniem, na
szczycie którego zobaczymy chyba najpiękniejszy staw całych Tatr – Czarny Staw
pod Rysami. Przed skrzyżowaniem przekraczamy jeszcze ostatni, największy potok.
Warto zwrócić na niego uwagę, ponieważ spływają nim wody z Czarnego Stawu,
które trafiają do Morskiego Oka. Po drodze tworzą Czarnostawiańską Siklawę –
wąski, ale piękny wodospad, niestety słabo widoczny ze szlaku. Ostatni potok
jest dość szeroki. W jego wodach ułożono w równych odstępach okrągłe kamienie,
żebyśmy mogli skakać z jednego na drugi, by przejść suchą stopą.
Pierwsze odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu w wodach Morskiego Oka
Pierwsze odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu w wodach Morskiego Oka
PODEJŚCIE NA CZARNY STAW POD RYSAMI
W miejscu, gdzie łączą się oba szlaki, mamy
wspaniały widok na całe Morskie Oko. Z pewnością skorzystamy z okazji i
staniemy tu na chwilę, żeby popatrzeć na staw. Na styku szlaków ułożono równy
chodnik z białych kamieni, a z każdej strony ostatnie fragmenty ścieżek
ozdobiono barierkami ze świerkowych bali. Warto zatrzymać się na moment,
ponieważ w Morskim Oku odbija się dodatkowo inny, ciekawy wodospad u stóp
Miedzianego, który bezpośrednio wpływa do stawu. Od tego momentu zakręcamy w
lewo do góry – po kamiennych schodach. Rozpoczynamy podejście na Czarny Staw
pod Rysami. W początkowym fragmencie idziemy płaskim, kamiennym chodnikiem. Za
chwilę płaski chodnik nieznacznie poprowadzi nas bardzo długimi schodami. Trzeba
przyznać, że dobrano tutaj bardzo starannie kamienie i mamy wrażenie, że każdy
pasuje do siebie co do centymetra. Niestety takich stopni mamy tylko
paręnaście, ponieważ nasza trasa szybko wznosi się coraz bardziej stromo do
góry. Długie schody stają się coraz krótsze i za krótką chwilę pójdziemy już po
stopniach o szerokości jednego kamienia. Całe podejście powinno zająć nam około
45min, ale ludzie, którzy przyjeżdżają w góry okazjonalnie, będą mieli od tego
miejsca większy problem z kondycją i złapaniem tchu. Ścieżka staje się
wymagająca, ponieważ w krótkim czasie pokonujemy różnicę wysokości 180m w
pionie. Idąc 15min równym tempem, dojdziemy do miejsca, gdzie możemy zza
krzaków spojrzeć na Czarnostawiańską Siklawę znajdującą po lewej stronie
szlaku. Kiedy odpoczywamy z powodu dużej stromości zbocza górskiego, warto
rozejrzeć się po okolicy i zobaczyć przebieg całego potoku łączącego Czarny
Staw pod Rysami z Morskim Okiem. Trochę wyżej szlak zakręca dość mocno w lewo, skąd
mamy dobry widok na pozostałą część podejścia oraz na naturalną „zaporę”,
powyżej której znajduje się Czarny Staw. To miejsce poznamy po
charakterystycznej limbie, która niewzruszenie trzyma się na okrągłej skale, opasając
ją ze wszystkich stron bardzo gęstymi korzeniami, jak ośmiornica. W porównaniu
z drzewem tego samego gatunku widzianym na dole, przy Morskim Oku na wzgórzu, ta
jest samotna i wręcz wystawiona na złe warunki atmosferyczne. Mimo tego wygląda
na zdrową, silną i nie do przewrócenia. Zanim dojdziemy do Czarnego Stawu, na
5min wędrówki do poziomu jego wód, zauważymy jeszcze jeden mały wodospad
położony powyżej Czarnostawiańskiej Siklawy. Wodospad ten możemy również
zobaczyć po lewej stronie szlaku, gdy nieco zejdziemy ze szlaku w lewo na kilka
metrów przed Czarnym Stawem. Od tego miejsca pozostało nam zaledwie kilka
kroków i dochodzimy do Czarnego Stawu pod Rysami. Jeśli wyruszyliśmy wcześnie
rano, to pomimo upływu czasu, promienie słońca jeszcze tu nie docierają. Staw zawdzięcza
swoją nazwę od wód, które z daleka wyglądają na bardzo ciemne. O tej porze dnia
dostrzeżemy w nim jedynie piękne odbicia żlebów i płatów śnieżnych. Kiedy
popatrzymy w prawo, zauważymy dodatkowo drewniany krzyż. Upamiętnia on osoby,
które zginęły w lawinie z dnia 28 stycznia 2003. Zginęło wówczas 8 osób, a sama
wycieczka z licealistami nie powinna się w ogóle odbyć, chociażby ze względu na
odwilż, która jest pewnikiem nadchodzącej lawiny.
Piękno Czarnego Stawu pod Rysami
REJON CZARNEGO STAWU POD RYSAMI ORAZ SZLAK NA RYSY
Piękno Czarnego Stawu pod Rysami
REJON CZARNEGO STAWU POD RYSAMI ORAZ SZLAK NA RYSY
Nad Czarnym Stawem nasz szlak nagle urywa się. Na
końcu ścieżki wchodzimy na ogromną, płaską skałę, która jest częścią ścieżki.
Po prawej stronie zauważymy z łatwością dwa inne, większe głazy, pomiędzy
którymi przebiega ścieżka wśród gęstej kosodrzewiny. Jest to zielony szlak na
Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem 2307 m n.p.m. – mój najpiękniejszy szlak
w Tatrach Wysokich po polskiej stronie. Po lewej zaś, zauważymy parę większych
skał, na których rozsiądą się dziesiątki turystów. Z wielkiego głazu mamy
najpiękniejszy widok na Morskie Oko. Teraz widzimy, jak wysoko zaszliśmy i
możemy sobie uświadomić, jak pięknie musi być, gdy wejdziemy na Rysy! Od tablic
informacyjnych – takich samych, jak nad Morskim Okiem – szlak rozpoczyna okrążanie
Czarnego Stawu. Od tego momentu rozpoczynamy właściwy szlak na Rysy, którym
podążą tłumy w późniejszej części dnia. Z tego powodu warto wyruszać jak
najwcześniej, a jeśli to możliwe, to nawet przed wschodem słońca. Ja zwykle
zaczynam o 3.00 w nocy, dzięki czemu na szczycie mam około cztery godziny
całkowitego spokoju. Ta trasa jest szczególnie oblegana w sezonie. Teraz
skręcamy w lewo i schodzimy kamiennymi schodami do wielkiej, gładkiej skały, za
którą rozpoczyna się kolejny kamienny chodnik. Wzdłuż ścieżki ponownie zobaczymy
drewniane barierki zrobione z okorowanych, młodych świerków. Nasz szlak
prowadzi bardzo długim łukiem w prawą stronę. Po przeciwnej stronie, na stokach
górskich, z pewnością zauważymy gęste paprocie. Wśród nich leżą pojedyncze
głazy. Nieco dalej, za łukiem, po prawej stronie, dojdziemy do dużego głazu
narzutowego, gdzie namalowano czerwony znak. Poznamy go po tym, że skała jest
pęknięta na jednej trzeciej wysokości, pod ukosem w dół. Pomiędzy głazami i
kamieniami rosną gęste jagody, które idealnie wypełniają szczeliny pomiędzy nimi.
Szlak za skałami skręca łagodnie w prawo, prowadząc wśród zdrowej kosodrzewiny
i małego gołoborza. Idąc łukiem, widzimy jak obchodzimy staw. Za małym
rumowiskiem kamieni warto zwrócić uwagę na inny głaz, ponieważ jest największy przy
ścieżce i po jej lewej stronie zauważymy pęknięcie w jego połowie. Mamy
wrażenie, że cała skała składa się z dwóch fragmentów, jak gdyby położono jeden na drugim. Na jej pionowej
części, pod zagięciem, widnieje nowszy czerwony znak. Stary znajduje się nieco
powyżej. Ale nie to powinno zwrócić naszą uwagę. W okolicach głazu i rumowiska
kamiennego znajdziemy kolibę po lewej stronie szlaku. Można tam zajrzeć.
Czarny Staw pod Rysami okrążamy od lewej strony. Trasa jest bardzo piękna i widokowa
Czarny Staw pod Rysami okrążamy od lewej strony. Trasa jest bardzo piękna i widokowa
Koliba jest to mała jama, zwykle znajdująca się
pod jakimś większym głazem lub skałą. Turyści najczęściej „poprawiają” takie
miejsca, usypując z mniejszych kamieni mur. W środku jamy ubita ziemia jest
zarośnięta częściowo trawą. Trochę dalej szlak przecina omawiane rumowisko
skalne i przechodzimy kamiennym chodnikiem na słabo wznoszący się teren. Za
sobą widzimy cały przebieg trasy. Kiedy spojrzymy na stoki opadające ku
Morskiemu Oku, zauważymy, że porastają je jasnozielone trawy. W tle widać
skaliste i prawie pionowe ściany Mięguszowieckich Szczytów. Pod wodą, w Czarnym
Stawie, z łatwością dostrzeżemy wielką, podłużną i wąską, brązową skałę. Za nią
przechodzimy kolejne rumowisko kamieni, gdzie jego część wpada do wody.
Przedostajemy się w rejon, gdzie widoki nad Czarnym Stawem są najpiękniejsze. W
czasie słonecznej pogody wody przybierają szmaragdowego koloru, jak w Chorwacji
nad morzem. Nieco dalej ścieżka przybliża nas ponownie do brzegu stawu tak, że do
wody mamy tylko odległość równą dwom większym głazom. Podobnie, jak poprzednio,
tutejsze głazy częściowo są zanurzone w stawie. Nie ma chyba osoby, która nie
wyciągnie w tym miejscu aparatu, ponieważ okolica jest przepiękna! Dwa z nich,
leżą w wodzie bardzo blisko siebie i wystają ponad jej powierzchnię. Widok
przypomina nieco klimat greckich lub chorwackich wakacji. Na dwóch sąsiednich
głazach leżących tuż przy brzegu, nie zanurzonych w wodzie, rosną małe kępy
mchu, porastające je tylko na czubku. W miejscu, gdzie szlak wytyczono w ich pobliżu,
inne głazy utworzyły naturalną „bramę”. Za następnym usypiskiem kamieni,
zauważymy w Czarnym Stawie wielki głaz, który wyglądem przypomina górę lodową. Nad
powierzchnię wody wystaje tylko skromny "szczyt" tej góry, a na dnie
leży zdecydowana jej większa część. Chwilę później szlak prowadzi już w kamienistym
terenie. Po lewej stronie widzimy ogromne skały, które mogą sprawiać wrażenie,
jakby zaraz miały się oderwać i spaść na szlak. Ścieżka nadal prowadzi ułożomnym
chodnikiem, omijając wszystkie nierówności terenu. Idziemy tak jeszcze przez około
30 metrów, po czym przechodzimy wąski pas kosodrzewiny, za którym wkraczamy na
otwarte trawiaste powierzchnie. Po drodze będziemy mijali naprzemiennie polany
pełne kwitnących kwiatów i rumowiska kamieni.
Piękne, podwodne głazy widziane ze szlaku (Czarny Staw pod Rysami)
Piękne, podwodne głazy widziane ze szlaku (Czarny Staw pod Rysami)
Zanim rozpoczniemy podchodzenie na Rysy za Czarnym
Stawem, warto zwrócić uwagę na końcowy fragment szlaku otaczającego Czarny
Staw. Przechodzimy tam pięknymi polanami, gdzie kwitnie mnóstwo fioletowych,
kulistych oraz dzwoneczkowatych kwiatów. Jest tu nadzwyczaj spokojnie. Przed nami widać ostatni fragment
trasy prowadzącej przy stawie. Dalej, przed sobą, mamy już tylko widok na strome
podejście i pierwszy trawers, którym za niedługo będziemy wchodzić na Rysy.
Podobnie, jak podczas stromizny na Czarny Staw, zabraknie tchu i będzie trzeba
nieraz bić się z myślami „po co ja tu przyszedłem”... Wylejemy siódme poty
podczas tego stromego podejścia, bo lżej nie będzie już ani na chwilę… Zanim
jednak dojdziemy do końca stawu, przechodzimy obok kamiennego muru, który widzimy
po swojej lewej stronie. Zabezpiecza on szlak przed osuwaniem się kamieni z
wyżej położonego rumowiska skalnego. Nieco dalej przejdziemy obok kolejnego
czerwonego znaku. Dalej ścieżka prowadzi nas przez wąski pas bujnej trawy, po
czym dochodzimy do następnego muru. Po jego drugiej stronie z łatwością
zauważymy dużą wyrwę w ziemi, kończącą się tuż przy stawie. Rozpoczynamy
kondycyjne podejście na Rysy.
Licznie występujące kwiaty na trasie za Czarnym Stawem pod Rysami
Licznie występujące kwiaty na trasie za Czarnym Stawem pod Rysami
PODEJŚCIE NA BULĘ POD RYSAMI
Idąc do końca Czarnego Stawu mogliśmy wypocząć
wędrując. Szlak nie przedstawiał żadnych trudności, ani nie pokonywaliśmy
żadnych wzniesień. Teraz znajdujemy się na wysokości 1583 m n.p.m. Mamy tutaj
ostatnią sposobność, by podejść do brzegu Czarnego Stawu pod Rysami, ponieważ
od szlaku odbija dość szeroka ścieżka na płaski teren przypominający malutką
żwirową plażę. Nieco dalej po lewej, omijamy ogromną skałę o kształcie
sześcianu. Dosłownie wyrasta spod ziemi. Co ciekawe, przy tej malutkiej „plaży”
możemy zobaczyć dwa małe drzewka liściaste. Są to niskie jarzębiny. Ciekawy
jest fakt, że w tym rejonie nawet świerki nie dotarły na tak dużą wysokość.
Rozpoczynamy podchodzenie. Szlak zakręca nieco w lewo, gdzie dochodzimy do kolejnego
kamiennego muru. Trzeba przyznać, że ten mur jest bardzo równo zbudowany, a
wzdłuż niego ułożono idealnie płaski chodnik. W tym miejscu, po raz ostatni
możemy podziwiać odbicia Mięguszowieckich Szczytów w Czarnym Stawie. Najlepiej
widać stąd ich grań oświetlaną przez słońce. Kiedy dochodzimy do linii
brzegowej stawu, szlak zaczyna wznosić się stromo do góry. Najlepiej stąd widać
odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu. Kamiennymi stopniami rozpoczynamy
podejście wśród kwiecistych polan. Już za chwilę, kolejne stromo opadające usypisko
skalne przecina szlak tak, że koniecznie ustawiono trzy wielkie głazy po prawej
stronie, żeby go zabezpieczyć. Wolne przestrzenie wypełniono małymi kamieniami.
Ścieżka w tym miejscu jest bardzo równa i stopniowo biegnie do góry. Za głazami
trasa przebiega dalej, wśród kęp bujnych traw. W tym miejscu trawersujemy dwa
mniejsze żebra skalne, przechodzimy przez kamienny żleb na drugą stronę i mamy
przed sobą wspaniały widok na nigdy nietopniejący, wielki płat śnieżny.
Pierwszy płat śnieżny, tuż za Czarnym Stawem pod Rysami
Strome podejścia będą aż do Buli pod Rysami
Pierwszy płat śnieżny, tuż za Czarnym Stawem pod Rysami
Strome podejścia będą aż do Buli pod Rysami
Wystarczy popatrzeć nieco do góry wzdłuż tego żlebu,
by zobaczyć dość dużą jamę w tym płacie. Z jej środka początek bierze
niewielkie strumyk, którego wody wpadają do Czarnego Stawu. Co ciekawe, śnieg tworzy
tak zwartą skorupę, że raczej przypomina fragment pozostałego lodowca. W
miejscu żlebu ścieżka prowadzi nas kamiennym mostkiem. Wraz z wysokością zauważamy,
że trawy bledną i stają się jaśniejsze. Podchodząc nieco wyżej, dojdziemy do
poziomu płatu śnieżnego. Przed nim widać wielką, ukośnie leżącą skałę, na
której namalowano czerwony znak. Za wielkim głazem szlak zakręca w prawo,
dzięki czemu mamy pełny widok na biały płat i jamę. Patrząc w dół, na Czarny
Staw, zauważymy dwie małe jarzębiny na jego tle, na które patrzeliśmy trochę
niżej. Ciekawostką jest to, że kiedy spojrzymy na przeciwny brzeg Czarnego
Stawu, mamy wrażenie, że jego wody spływają wielkim wodospadem w równie wielką
przepaść. Mamy wrażenie, jakby za pasem skał nagle opadało zbocze pionowo w
dół, tworząc ogromne urwisko. Jest to miejsce, gdzie podchodziliśmy na Czarny
Staw od strony Morskiego Oka.
Niesamowity widok na Czarny Staw pod Rysami z okolic pierwszego płatu śnieżnego
Złudne wrażenie, jakby wody Czarnego Stawu spadały z krawędzi wielkiego urwiska
Niesamowity widok na Czarny Staw pod Rysami z okolic pierwszego płatu śnieżnego
Złudne wrażenie, jakby wody Czarnego Stawu spadały z krawędzi wielkiego urwiska
Kiedy zakręcimy w prawo przy płaskiej skale ze
znakiem, ścieżka poprowadzi nas jeszcze sześcioma trawersami (zygzakami) do
góry. Poczujemy nasz ciężki oddech. Dookoła na razie nic się nie zmienia.
Wystarczy spojrzeć wprost przed siebie, by zauważyć wielki, wysoki i szeroki „wąwóz”
skalny, w którym będzie przebiegać nasza. Nie jest to dosłowny wąwóz, ale w
otoczeniu majestatycznych gór tak się właśnie czujemy. Jego zwieńczeniem jest
słynna Bula pod Rysami 2054 m n.p.m., która będzie od teraz naszym najbliższym
upragnionym miejscem, do którego będziemy chcieli dojść. Po pokonaniu 6-ciu
trawersów i paru zakoli, szlak przez krótką chwilę poprowadzi nas prostą drogą.
Po lewej stronie z łatwością dostrzeżemy początek żlebu przy ścianie skalnej,
którego przechodziliśmy kamiennym mostkiem poniżej. Nieco powyżej ścieżka
zakręca w prawo i za chwilę w lewo, ponieważ trasa omija dwa płasko leżące
głazy. Na pierwszym z nich znajdziemy czerwony znak. Obchodząc je, po lewej
stronie widać poszarpane skały, schodzące ukośnie w dół ściany skalnej, gdzie
swój początek brał żleb z płatem śnieżnym. Na jednej ze skał na tej ścianie
powinniśmy zauważyć namalowany czerwony pas. Nieco wyżej szlak prowadzi trzema
następnymi trawersami z kamiennych stopni. Na dwóch powyższych zakrętach stoją
dwie skały. Jedna stoi na pierwszym, a druga na kolejnym. Na obu widać czerwone
znaki. Ciekawy jest ostatni z tych zakrętów, ponieważ leży tam płaska i cienka
skała. Jest wbita płaską stroną do ziemi tak, jakby broniła wejścia na dalszą
część trasy. Można ją obejść, stawiając jedynie większy krok. Jeszcze raz
możemy stąd dostrzec wejście do jamy w płacie śnieżnym. Po przejściu serii
trawersów ścieżka przebiega prosto wśród polan. Równolegle z naszym szlakiem,
po prawej stronie widać wąską, wydeptaną ścieżkę.
Za wydeptaną ścieżką brakuje kilku schodków i
musimy przejść w powstałej dziurze. Od tego momentu dzieje się trochę więcej na
trasie. Za wyrwą szlak skręca ostro w prawo. Na zakręcie, za ścieżką, leży podłużny
i płaski głaz. Za zygzakiem szlak znowu zakręca w prawo pod pionowymi ścianami
skalnymi, za którymi oprócz traw, widać poszarpane skały wystające spod ziemi. Ścieżka
co chwilę zmienia swój bieg i teraz skręca z powrotem łukiem w lewo, przy płaskim
głazie ze znakiem, a za moment biegnie ukośnym zboczem stromo do góry. Przy
następnej skale z oznaczeniem, trasa nieznacznie zakręca w prawo, ale tylko na moment.
Od tej chwili przejdziemy przez większy teren wśród wystających porowatych
skał, gdzie będziemy przedzierać się szlakiem pomiędzy dużymi gromadami paproci.
Teraz ścieżka przebiega przez płaską płytę skalną. Na szczęście jest prawie poziomo
ułożona, dlatego przejście nią nie sprawi żadnych kłopotów. Poniżej wytyczonej
trasy ta sama płyta tworzy naturalne schody kończące się niewielkim spadem. Szlak
w dalszej części zakręca licznymi serpentynami do góry, najpierw w lewo, a za
chwilę w prawo, by za chwilę przeprowadzić nas przez rumowisko skalne z
kamieniami o barwie lekko zielonej. Zbudowano tutaj kamienny mostek, przy
którym co roku widuję samotnie rosnącego, fioletowego kwiatka. Wzdłuż mostku zbudowano
kamienny mur, który ma za zadanie zabezpieczać trasę przed powstawaniem
osuwisk. Owe mury bardzo dobrze spełniają swoją rolę. Trochę dalej przechodzimy
krótkim odcinkiem skalistym. Teren jest bardzo nierówny i poszarpany. Trzeba
tędy przejść, ale nie napotkamy tutaj żadnych problemów. Na kolejnej płycie
skalnej idziemy już przy pomocy kamiennych stopni. Największą bolączką tego
odcinka są wyższe schody niż w innych częściach trasy. Przez to, że musimy
stawiać niestandardowe, wysokie kroki, męczymy się dużo szybciej. Za serią tych
stopni przechodzimy pęknięciem w kolejnej płycie skalnej. Skalisty charakter
szlaku szybko zmienia się i ponownie idziemy wśród gęstych traw. Trudno nie
zauważyć przed sobą bardzo wielkiego, płaskiego głazu, dosłownie wbitego pod
ukosem w ziemię.
Jeden z kamiennych murów zabezpieczających szlak
Jeden z kamiennych murów zabezpieczających szlak
Za naszymi plecami możemy podziwiać z bocznej
perspektywy Mięguszowieckie Szczyty, które to staną się naszym wyznacznikiem
wysokości n.p.m. Warto przyglądać się ścianom tych gór, ponieważ z łatwością
dostrzeżemy niezwykłe, niebieskie skały oraz jamę, powyżej której swój początek
bierze okresowy wodospad, gdzie podczas słonecznego dnia możemy ujrzeć tęczę. Miałem
to szczęście w 2008 roku i przyznam, że widok jest niezwykły! Ostatnie lata są
tak słabe, że cudem jest zobaczenie chociażby samego wodospadu… Trochę wyżej
znajdziemy ciekawy głaz w kształcie prostopadłościanu. Od strony szlaku wygląda
tak, jakby odłupano z niego mały kawałek w kształcie sześcianu. Sam głaz jest
wielką bryłą i szlak małym łukiem omija ją. Otoczenie wokół nas nie zmienia się
zbyt wiele. Nadal idziemy przy pomocy kamiennych stopni przez gęste paprocie i wysokie
kępy traw. Wchodzimy na niewielką polanę z fioletowymi, kulistymi kwiatami. Podchodząc
tędy zauważymy, że brakuje jednego stopnia, co z daleka wygląda jak wyrwa na
szlaku. Podchodzimy pod porowatą ściankę skalną. Ścieżka niewielkim łukiem
prowadzi nas wzdłuż niej. Mamy tutaj wrażenie, że nasze przejście staje się
coraz węższe. Chodnik z kamieni wytyczono pod ścianką tak, że na wąskiej
przestrzeni pomiędzy szlakiem a skałami, rośnie tylko bujna trawa. W kilka
minut wędrówki ominiemy małe ścianki, gdzie trasa zakręca pod kątem 90-ciu
stopni i idziemy ponownie stromo do góry. Przejście jest jeszcze bardziej
węższe, a roślinność staje się coraz uboższa. Pomału wkraczamy w surowy
krajobraz pełen głazów, ścianek skalnych i monumentalnych szczytów. Szlak prowadzi
teraz niewielkim gołoborzem. Ciągle idziemy
bardzo stromo do góry. Na początku kamiennego usypiska mijamy naturalną bramę,
którą tworzą trzy głazy. Jeden po lewej, dwa po prawej. Przy bramie szlak zakręca
w lewo i za chwilę w prawo, gdzie podchodzimy na inne, większe głazy. Trochę
wyżej ścieżka dosłownie wciska się pomiędzy skały. Stopnie ułożono bardzo wąsko
pomiędzy płytami i okrągłymi, wielkimi głazami, zarośniętymi gęstym mchem.
Teraz idziemy wzdłuż prawie pionowej, gładkiej, ściany porośniętej mchem. Świetnie
stąd widać opadające rumowisko skalne, które przed chwilą przekraczaliśmy.
Nieco dalej, szlak poprowadzi nas przy okrągłej, ale
płaskiej u góry skale. Leży ona na zakręcie ścieżki, tworząc naturalną podporę
dla wytyczonej trasy. Po prawej widzimy kolejną, niską ścianę skalną. Pomiędzy głazem
a ścianką przeciska się ścieżka, prowadząc bardzo stromo kamiennymi stopniami
do góry. Idziemy tam około 15min. Dochodzimy do kolejnej polany – tym razem z
żółtymi kwiatami. Za polaną przechodzimy kolejne rumowisko, które kończy się
wielkim, wysuniętym przed szlak głazem narzutowym. Wielu wchodzi na niego,
siada i robi sobie zdjęcia. Mamy też stąd niepowtarzalny widok na Czarny Staw i
fragment Morskiego Oka. Od tego momentu ścieżka poprowadzi nas już tylko prostą
drogą i kamiennymi schodami. Za skałą wysuniętą na szlak, ścieżka trawersuje
stromy stok. Po naszej lewej stoi bardzo ogromniasty, płaski głaz obok, którego
teraz przejdziemy. Dopiero wychodząc ponad jego poziom, możemy zauważyć jaki on
jest wielki w stosunku do ludzi. Wyżej dojdziemy do płyt skalnych, po których
spływa woda. Dochodzimy do wyższych partii kamiennego rumowiska i omijamy
ukośną skałę, w której dostrzeżemy małą jamę. Za zakrętem w prawo idziemy już
po usypisku kamiennym, gdzie patrzymy na kolejny, czarny głaz po prawej. Jest
to kolejna skała wysunięta przed cały szlak. Możemy wejść na nią i podziwiać
podobne widoki, co z głazu poniżej. Za nią ponownie podchodzimy pod ściany
skalne i idziemy wzdłuż. Stopnie z kamieni są niewygodne, ponieważ ułożono je w
sposób nieregularny i opady deszczu zdążyły zrobić już swoje, podmywając
ziemię. Dodatkowo są wyższe i przez to męczymy się dużo szybciej, bo musimy
podnosić wysoko nogi. Za pobliskim zakrętem przejdziemy obok bardzo dużych
rozmiarów gładkiej skały, która dosłownie wyrasta spod ziemi. Jest bardzo
ogromna i szlak okrąża ją długim łukiem. Warto wejść na jej szczyt, ponieważ po
raz pierwszy mamy nieprzysłonięty niczym niezwykły widok na oba stawy (Czarny
Staw pod Rysami i Morskie Oko). Mamy też stąd piękny widok na nasz zygzakowaty
szlak, którym ciągle mozolnie podchodzimy. Jesteśmy na wysokości około 1820 m
n.p.m. Wyznacznikiem wysokości jest trzeci głaz wysunięty przed naszą ścieżkę. Szlak
jeszcze kilka razy zakręca małymi łukami, po czym dochodzimy do kolejnego
fragmentu, gdzie brakuje kilku stopni. Teraz możemy spojrzeć na ogromne
rozmiary głazu, z którego podziwialiśmy oba stawy. Od tego miejsca szlak prowadzi
sypką ścieżką. Kamienne schody będą coraz częściej przerywane „wybrakowanymi”
fragmentami, gdzie będzie się gorzej podchodzić. Trudność polega na tym, że na
ścieżce leżą drobne kamyczki, podobne do żwiru. Nie trudno tu o pośliźnięcie. Podchodząc
wyżej, wśród okrągłych, bardzo nierównych i poszarpanych skał, dojdziemy do
malutkiego strumyka. Pomiędzy nimi tworzy on bardzo mały wodospadzik. Niestety
nad nim widzimy tylko kolejne trawersy, które są przed nami. Powyżej nas, szlak
jeszcze długo ciągnie się wśród traw i rumowisk. Można powiedzieć, że
najbliższe otoczenie nie wiele się zmienia, za to szybko osiągamy wysokość. Podchodząc
kamiennymi stopniami, dojdziemy do piramidy z głazów, na której widnieje
czerwony znak zakręcający w prawo. Po lewej stronie, w małej skalnej dolince, jeszcze
raz płynie potok, na którym trochę niżej oglądaliśmy wodospadzik. Teraz wody
spływają wśród poszarpanych, bardzo ostrych skał, malując na ich powierzchni
ciemne, brązowe linie. Powyżej niego dochodzimy do zakrętu, gdzie wśród gęstych
traw rosną żółte kwiaty z wielkimi płatkami przypominającymi miniaturę
słonecznika. Z tego miejsca możemy przyglądać się pomarańczowym skałom, po
których spływa mały strumyczek. Dalej wchodzimy na rumowisko, gdzie zbudowano
kolejny kamienny mostek. Wzdłuż niego, po prawej, miniemy kamienny murek, wyłapujący
toczące się kamienie z wyższych partii gór.
Piękny widok na oba stawy jednocześnie - Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko
Piękny widok na oba stawy jednocześnie - Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko
Nieustannie idziemy pod wysokimi ścianami skalnymi.
Podchodząc coraz wyżej usłyszymy głuche echo, które niesie się po okolicy.
Trochę wyżej przejdziemy obok następnego kamiennego muru, a za nim będzie
brakować kilku stopni. Kiedy spojrzymy w lewo, zauważymy dość dużą ścianę
skalną z licznymi kępami traw. Za nami, po lewej ściana kończy się urwiskiem. Jest
to Bula pod Rysami 2054 m n.p.m., do której chcemy dojść, żeby odpocząć od
ciągłego stromego podchodzenia. Idziemy coraz wyżej. Przekraczamy wysokość 1950
m n.p.m., gdzie będziemy przechodzić wzdłuż następnego kamiennego muru. Jest o
wiele niższy niż inne, ponieważ rumowisko skalne znajduje się na nieznacznie
pochylonym stoku. Za murkiem przejdziemy przez niewielkie wzniesienie
zarośnięte trawą. Warto tutaj spojrzeć za siebie, by zobaczyć piękne polany
usłane żółtymi kwiatami oraz dostrzeżemy liczne trawersy, które już
pokonaliśmy. Przed sobą widzimy długi kamienny mur. Niestety nasz szlak ogólnie
będzie zakręcał stopniowo pod Bulę pod Rysami, dlatego wspaniały widok na
Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko zniknie nam za skałami. Piękne stawy
zobaczymy dopiero znacznie powyżej – w rejonach ponad Bulą. Za murem brakuje
kilku schodów. Od tego momentu będziemy szli szutrową ścieżką, ale na szczęście
niedługo. W tym rejonie, co chwilę mijamy
kamienne murki. Teraz dochodzimy do kolejnego. Nad nim widać wydeptaną
ścieżkę. Prawdziwy szlak prowadził poniżej niego, a teraz warto iść ponad jego
poziomem, bo jest wygodniej. Widzimy stąd już ostatnie podejście na Bulę pod
Rysami. Za chwilę dochodzimy do następnego krótszego muru, po którym raczej tylko
przejdziemy. Przekraczamy tu niewielki rumor skalny. Na murek wchodzimy przy
pomocy kilku wysokich schodów. Szybko zauważymy, że jeden z nich burzy cały
porządek trasy. Ostatni fragment szlaku przeprowadza nas na drugą stronę
szerokiej rynny, którą podchodzimy od początku. Ścieżka zakręca bardzo długim
łukiem w lewo, w stronę Buli pod Rysami. W połowie tego przejścia będziemy
przechodzić obok dość długiego, równo ułożonego muru z kamieni. Po przejściu na
drugą stronę rynny w końcu możemy spojrzeć na wielkie ściany Żabiego Konia 2291
m n.p.m. Kiedy popatrzymy na prawo, powinniśmy z łatwością dostrzec duże płaty śniegu
zalegające w zagłębieniach terenu. Idąc tak, dostrzegamy, jak powoli wchodzimy
na wysokość równą poziomowi Buli pod Rysami. Wytyczony chodnik tworzą szerokie
i płaskie kamienie, dzięki czemu możemy odpoczywać wędrując. Ten odcinek jest
bardzo przyjemny. Dalej ścieżka prowadzi już tylko na wprost, ale musimy obejść
tu dwa głazy leżące na środku. Za nimi podchodzimy ostatnimi stopniami na Bulę
pod Rysami. Ostatnie strome podejście przed Bulą składa się z 26-ciu kamiennych
schodków.
W miarę podchodzenia na Bulę pod Rysami, widok na dwa stawy będzie stopniowo przysłaniała nam bula od prawej strony
BULA POD RYSAMI
W miarę podchodzenia na Bulę pod Rysami, widok na dwa stawy będzie stopniowo przysłaniała nam bula od prawej strony
BULA POD RYSAMI
Jak co roku, powinniśmy po prawej stronie na Buli
zobaczyć topniejący płat śniegu. Widoki z Buli pod Rysami 2054 m n.p.m. są
bardzo ciekawe, ponieważ możemy spojrzeć na góry z dobrej perspektywy, ponieważ
jesteśmy po przeciwnej stronie wielkiej rynny. Na Buli jest wyjątkowo płasko i
skacząc z kamienia na kamień, możemy odejść daleko od szlaku, co turyści bardzo
często robią w poszukiwaniu dobrego miejsca na odpoczynek. Teren jest tak
rozległy i płaski, że w czasie akcji ratunkowych TOPR-owcy wykorzystują to
miejsce do lądowania śmigłowcem. Dla jednych widok z Buli jest piękny, a dla
innych przerażający, ponieważ widzimy, że nasz szlak nagle zmienia charakter.
Od teraz nie będziemy szli wygodną ścieżką, ale raczej wejdziemy w skalny teren
z dużą ilością łańcuchów i trudności technicznych (dla osób, które okazjonalnie
chodzą po górach szlak może sprawić wiele problemów. Osoby, które nie chodzą po
górach, a rzuciły się na Rysy w przypływie emocji, często kończą ze strachem i
płaczem). Warto się jednak zastanowić nad wyborem tej trasy, jeśli jesteśmy
początkującymi górołazami i nigdy nie byliśmy na żadnym innym tatrzańskim
szczycie. Miałem taką przygodę, gdy pewna kobieta postanowiła wejść od strony
słowackiej na Rysy, a wrócić od strony polskiej. Kiedy zobaczyła wszystkie
trudności na szlaku na Rysy po stronie polskiej, cały dwugodzinny odcinek od
szczytu do Buli pokonywała z płaczem. Z Buli widzimy praktycznie większą część
podejścia na Rysy. Można też pójść w drugą stronę i dojść do zachodniego brzegu
Buli, skąd ponownie będziemy mogli zobaczyć oba stawy z żadnej strony nie
przysłonięte ścianami skalnymi. Czas już iść…
Już na początku szlak prowadzi nas krętą ścieżką
przez Bulę, omijając duże głazy i dziury pomiędzy nimi. Szybko wychodzimy poza
obrys tego, co nazywamy Bulą pod Rysami. Szlak wiedzie w prawo, na skaliste
podejścia. Od tego momentu nie zobaczymy już pięknych polan, a jedynie
pojedyncze kępy traw. Podchodząc do góry, z poziomu wielkiej skały na szlaku
zobaczymy Morskie Oko w całości i częściowo przysłonięty Czarny Staw. Dalej
ścieżka zakręca kilkoma łagodnymi trawersami pod ścianą skalną po prawej, która
złożona jest praktycznie z jednej litej skały. Widać w niej mnóstwo pęknięć,
które posłużą nam za naturalne stopnie. Powyżej niej, szlak skręca w prawo delikatnym
łukiem. Wchodzimy do malutkiego wąwozu utworzonego ze skał znajdujących się po
obu stronach. Trasa zakręca nieco w
prawo. Pokonujemy tutaj najpierw niewielką gładką płytę, po której częściowo przechodzimy.
Dalej idziemy ułożonymi stopniami. Za krótkim odcinkiem, przypominającym mały
wąwóz, pójdziemy wzdłuż kamiennego muru zbudowanego z dużych kamieni. Jest on
najwyższy ze wszystkich, jakie mijaliśmy po drodze. Za nim, poza naszą trasą po
prawej, zauważymy dużą, brązową płytę, po której spływają wody lokalnego
strumyka. Za nią podchodzimy jeszcze przez jakieś 5min. Zauważamy, że nagle otoczenie
zmienia się nie do poznania.
Trochę wyżej widzimy kamienne rumowisko, gdzie ścieżkę
wytyczono poprzez kolejne brązowo-fioletowe płyty skalne. Idziemy wzdłuż
rumowiska bardzo krętą drogą. Szlak zakręca aż trzy razy na krótkim odcinku: raz
w prawo, raz w lewo i znowu w prawo. Za chwilę będziemy omijać dziurę wśród głazów,
po czym dojdziemy pod wielką skałę, która znajduje się po prawej stronie szlaku.
Na niej leży druga, przez co obie wyglądają jak grzyb skalny. Brakuje tu
jednego stopnia i za chwilę będziemy podchodzić stromo do góry, gdzie trasa
nagle zanika i przechodzimy przez pas ciemnej ziemi. Jest to pozostałość po
wypłukanych głazach i kamieniach. Za tym pasem mamy płaską płytę skalną, po
której musimy przejść. Nie powinna sprawić żadnych problemów, ponieważ jest ona
odchylona tylko nieznacznie od poziomu. Już teraz mamy przepiękny widok na Morskie
Oko i Czarny Stawy. Przy tak dużej wysokości na pewno zobaczymy w nich jakieś
odbicia nawet, gdy ich powierzchnia będzie pofalowana. Za gładką skałą
przechodzimy przy kolejnym murku z kamieni. Za nim idziemy następnym pasem ziemi.
Z łatwością zauważymy, że kamienie zostały strącone podczas przechodzenia
dziesiątków tysięcy turystów. Wszystkie kamienie zdążyły się już osunąć w
niższe partie zbocza. Za pasem ziemi
wchodzimy na stromo pochyloną płytę, na której widać czerwony znak. Podejście
nie powinno sprawiać problemów, ponieważ skała jest niska. Dalej ciągle idziemy
kamiennym chodnikiem, gdzie za moment szlak zakręca w prawo do góry, po
schodach. Jeden ze stopni również osunął się w dół. Ciągle podchodzimy stromymi
schodami, gdzie ścieżka zakręca bardzo długim łukiem w lewo. Od tego momentu
rozpoczyna się trudniejsza – techniczna – część szlaku na Rysy.
ŁAŃCUCHY NA RYSACH
ŁAŃCUCHY NA RYSACH
Na początku, na dwóch płytach skalnych musimy
wyszukać prawidłową drogę. Powinniśmy szukać dwóch czerwonych znaków. Wchodzimy
na okrągłą i często mokrą skałę, za którą trzeba przejść na drugą stronę. Kroki
stawiamy w szczelinach, pęknięciach i innych nierównościach znajdujących się na
obu płytach. Przy drugim znaku rozpoczynamy pierwsze podejście przy pomocy
łańcuchów. Łańcuchy na Rysach nie są takie straszne, ale trzeba je dobrze
wykorzystać, bo używając ich odpowiednio, możemy zużyć mniej sił i o dziwo…
podchodzić szybciej. Za mokrą i okrągłą płytą skalną wchodzimy, korzystając z trzech
łańcuchów. Najlepiej jest trzymać się ich lewej strony. Będą znacznie wygodniejsze.
Za pierwszym rzędem łańcuchów wejdziemy na dłuższy fragment ze stromymi
stopniami i na sypki pas ziemi. Trzeba uważać, ponieważ łatwo tutaj o poślizg
na drobnych kamyczkach. Za tym pasem ponownie idziemy stopniami. Podchodząc długim
odcinkiem ze schodami dojdziemy do kominka po prawej, gdzie będziemy musieli
wejść na jego szczyt.
Kominek jest to zwykle prawie pionowa szczelina
lub wyrwa pomiędzy skałami. Takie miejsca są trochę trudniejsze i osoby z
lękiem wysokości odczuwają duży strach. Żeby ułatwić sobie wejście, korzystamy
z sześciu odcinków łańcuchów, które będą bardzo pomocne, jeśli pójdziemy, trzymając
się ich prawej strony. Jest to jedyna możliwość, ponieważ łańcuchy są
przymocowane do pionowych, niskich ścianek skalnych. Sam łańcuch wytrzymuje
ciężar 50kN, co odpowiada wadze 4,9 tony. Są naprawdę solidne i wytrzymałe. Pierwsze
trzy fragmenty pomagają wejść na górę kominka, a przy pomocy następnych trzech
okrążamy gładkie płyty skalne znajdujące się nad nim. W tym miejscu zauważymy
brązowa figurkę Jezusa Chrystusa, a w 2006 roku była tu dodatkowo treść
modlitwy o pokój. Powyżej skały z figurką rozpoczyna się kolejny odcinek
łańcuchowy. Teraz podchodzimy płytami skalnymi, które przecinają trzy łańcuchy.
Idziemy po ich lewej stronie. Będzie znacznie wygodniej. Za płytami wchodzimy
na sypką ścieżkę, przez co znowu musimy bardzo uważać. Idziemy tędy niecałą
minutę i ponownie wchodzimy na płyty skalne. Teraz mamy dłuższy fragment z
trudnościami, ponieważ musimy przejść wzdłuż dziesięciu przęseł łańcuchów.
Idziemy, trzymając się ich lewej strony. Jedyną trudnością jest gładkość płyt,
które na szczęście nie są śliskie, gdy mamy słoneczny dzień. Możemy poczuć jednak
niepewność stawianych kroków. Za dłuższym odcinkiem z łańcuchami idziemy
krótkim fragmentem ze stopniami i od teraz rozpoczynamy wielką serię z
ubezpieczeniami. Wielką serię otwiera dość strome podejście gładkimi płytami, gdzie
umocowano dziewięć kolejnych łańcuchów. Idziemy, trzymając się ich lewej
strony. Szósty z nich jest rozwieszony na długim odcinku, dodatkowo pod
występkiem skalnym w kształcie prostopadłościanu, przez co korzystając z niego
zawsze trzymamy się zasady „jednego łańcucha trzyma się tylko jedna osoba”.
Stosujmy ją zawsze i wszędzie w górach. Zapewni nam i innym bezpieczeństwo.
Przy każdej szpili (pręt z główką, do którego przymocowany jest łańcuch) dodano
krótki łącznik składający się z kilku ogniw, który ma za zadanie tłumienie
wahań kolejnego przęsła. Dzięki temu nie odczuwamy pociągnięcia drugiej osoby,
gdy ta ciągnie za łańcuch powyżej lub poniżej nas. Zagrożenie przy tej skale
jest największe, ponieważ, kiedy dwie osoby próbowałyby złapać za ten sam
łańcuch, to z pewnością ktoś przytrzasnąłby drugiej osobie palce. Między
siódmym a ósmym przęsłem zmieniono położenie szpili, ponieważ poprzednia urwała
się i teraz możemy zobaczyć fragment metalowej rury mocującej w skale. Obok
niej, po lewej stronie przymocowano drugą, na której trzymają się oba odcinki
łańcuchów. Patrząc w dół, zauważymy, jak szybko osiągamy wysokość. Nogi mniej
się męczą, ponieważ dużą część pracy wykonują teraz ręce. Umiejętne korzystanie
z ubezpieczeń pozwala na szybkie podciąganie się i przyspieszenie tempa. O ile
mozolne podchodzenie schodami na Bulę pod Rysami może być uciążliwe, to tutaj
szybko zauważamy nasze postępy. Na ścianach skalnych po prawej stronie, wzdłuż
których szliśmy poniżej Buli zauważymy pomarańczowe porosty na ich powierzchni,
które świadczą o najczystszej jakości powietrza. Zostaje nam jeszcze dziewiąty
i dziesiąty łańcuch, ale te są już raczej formalnością. Nie sprawiają żadnych
problemów.
Gładkie płyty skalne oraz liczne łańcuchy na trasie
Gładkie płyty skalne oraz liczne łańcuchy na trasie
Za podwójną serią po dziesięć przęseł, dochodzimy
do ostrych, pomarańczowych i poszarpanych skał, na których wyszukujemy w
płytach skalnych wykutych pęknięć ułożonych prostopadle do naszej ścieżki. Pęknięcia
bardzo ułatwiają pokonywanie tych płyt. Za chwilę przechodzimy na kolejne.
Teraz idziemy, trzymając się trzech łańcuchów po ich prawej stronie. Za nimi
mamy dwa kolejne i tu trzeba przejść na lewą stronę, bo jest ciasno i dalej
ponownie przechodzimy na prawą stronę, trzymając się aż siedmiu następnych
łańcuchów. Na tym fragmencie szlak zakręca w lewo wśród skał i płyt. Minęliśmy
już dwanaście odcinków łańcuchowych, ale to nie koniec, bo za chwilę
przechodzimy na drugą „dwunastkę”. Na całej długości powinniśmy iść po ich
lewej stronie. Poziom trudności ciągle jest ten sam, bo przechodzimy wzdłuż
długich płyt skalnych. Łańcuchy mają głównie zabezpieczać przed
niekontrolowanym poślizgiem. Ósmy z nich jest bardzo krótki i rozpięto go
pomiędzy dwiema skałami. Trudności nie kończą się. Przed nami widzimy kolejne
serie. Ma to swoją zaletę, bo dzięki ubezpieczeniom nadrabiamy czas i zdobywamy
szybko wysokość. Za drugą „dwunastką” mamy przed sobą sześć łańcuchów, gdzie
trzeba iść po prawej ich stronie. Pomiędzy czwartym a piątym przęsłem ponownie
zobaczymy urwaną główkę szpili, ale ten zaczep jest naprawiony co najmniej od
2008 roku. Jako, że tutaj nie ma miejsca na nowy punkt zaczepienia, osadzono na
starym miejscu dodatkową metalową rurę i do niej zamocowano łańcuchy. Mogłoby
się wydawać, że to już koniec trudności, ale przed nami mamy do pokonania najdłuższy
odcinek łańcuchowy, składający się aż z dwudziestu jeden przęseł. Podczas
podchodzenia kolejną serią płyt skalnych przy wszystkich dwudziestu jeden kawałkach
będziemy iść po ich lewej stronie. Pierwsza jedenastka jest dość łatwa i raczej
trzymamy się ich dla naszego komfortu i korzystamy z możliwości podciągania
się. Po lewej stronie, na dwunastym fragmencie, wystaje płaska, podłużna skała
na wysokości naszych rąk. Jest tak długa, że przymocowano do niej przęsła o
numerach od dwunastego do osiemnastego. Teraz możemy podchodzić płytami, mając
wyciągnięte ręce przed siebie, a nie tak, jak dotychczas, pochylając się ku nim.
Podłużna skała tworzy jednocześnie mur, wzdłuż którego idziemy. Siedemnasty
odcinek jest bardzo krótki. Od dziewiętnastego przęsła łańcuchy przymocowane są
ponownie do płyty skalnej i musimy się nieco nachylić, żeby je złapać. Przed
dłuższym odpoczynkiem zostaje nam do przejścia ostatnia seria pięciu łańcuchów,
gdzie idziemy po ich prawej stronie. Za nimi wchodzimy na dłuższy odcinek z
kamiennymi, ale stromymi schodami.
Po lewej stronie szlaku widzimy wielki głaz, za
którym widnieje duża przepaść. Kiedy przejdziemy ten około piętnastominutowy
fragment rozpoczniemy kolejną serię łańcuchów. Tym razem podchodzimy płytami
skalnymi o długości jedenastu przęseł. Idziemy po ich lewej stronie. Szóste z
nich jest najdłuższe i według mnie za długie, bo łańcuch zawieszono pomiędzy dwiema
wyżej położonymi skałami. Taki łańcuch stwarza zagrożenie, ponieważ zbyt mocne
pociągnięcie za niego na dole odrzuci nas na lewą stronę, na płytę. Trzeba
pamiętać, że grube metalowe łańcuchy są ciężkie i jaką siłę przyłożymy do
niego, taka sama wróci do nas, ponieważ łańcuch będzie falować. Siódmy odcinek jest
za to bardzo krótki, ale główny wpływ na długość tych dwóch fragmentów miało
ukształtowanie terenu i możliwość zamontowania szpili. Po pokonaniu jedenastu
odcinków z łańcuchami, przechodzimy za dosłownie krótką chwilę na drugie
najdłuższe na szlaku na Rysy ubezpieczone przejście. Składa się ono z szesnastu
przęseł, gdzie idziemy po ich prawej stronie. Ciągle podchodzimy po gładkich
płytach skalnych. Nie powinny sprawiać one problemów, jeśli mamy założone buty
górskie. Na jedenastym odcinku przechodzimy po całkowicie płaskiej i poziomej
płycie z wytartym i zanikającym, niebieskim napisem "Lębor 2006".
Ostatnie podejście z szesnastoma łańcuchami wieńczy piękna, ale równie
niebezpieczna przełęcz. Za kilka minut dochodzimy do niej, gdzie stajemy pod
malutkim, trójkątnym lokalnym szczytem. Widzimy stąd Zmarzłe Pleso po stronie słowackiej.
Za skalnym garbem bardzo dobrze widać,
że rysa od Buli pod Rysami do tego miejsca przebiegała równolegle do szlaku,
którym wchodziliśmy. Teraz dotarliśmy do miejsca, gdzie widać styk rysy i
szlaku po drugiej stronie garbu.
Kolejna seria płyt i łańcuchów w drodze na Rysy
Kolejna seria płyt i łańcuchów w drodze na Rysy
Przełęcz wygląda groźnie na pierwszy rzut oka i
osoby, które przyszły w Tatry pierwszy raz na pewno przestraszą się tego
przepaścistego widoku. Jest tu bardzo wąsko i patrzymy na bardzo duże przepaście
po obu stronach. Warto pamiętać o zasadzie, żeby przepuszczać najpierw ludzi
schodzących, bo to oni mają pierwszeństwo. Trasę przez garb na przełęczy
poprowadzono na mocno spadzistej płycie. Bezpieczne przejście mają zapewnić
powycinane, trójkątne stopnie jedynie na czubek buta. Przechodzimy na drugą
stronę po ukośnej skale. Najlepiej jest się położyć lub przybliżyć jak
najbardziej do ukośnie nachylonej płyty i trzymać się trzech łańcuchów, które
zabezpieczają przed upadkiem w przepaść. Z powodu bardzo dużej popularności
szlaku trójkątne wycięcia są „wyślizgane” już prawie jak na Giewoncie i nawet
górskie buty nie trzymają się w nich za dobrze. Trzeba zwiększyć swoją uwagę. Przed
sobą widzimy wielki szczyt Rysów – a przynajmniej z tej perspektywy tak
wygląda. Ogólnie z każdej strony widzimy „lufy”, czyli wielkie przepaście.
Właśnie tutaj spotykałem najwięcej płaczących ludzi ze strachu, którzy na 24
metry przed szczytem w pionie musieli zrezygnować i ponownie z płaczem wracać
po długich seriach z łańcuchami. Przełęcz i to najtrudniejsze przejście
znajduje się na wysokości 2480 m n.p.m. Widzimy stąd, że jesteśmy wyżej niż
wszystkie Mięguszowieckie Szczyty i teraz to my spoglądamy na wszystkie inne
góry z… góry. Po przejściu na drugą stronę przełęczy dochodzimy do drugiej malutkiej
przełączki, gdzie rozpoczniemy przedostatnie podejście na szczyt właściwy Rysów
polskich. Za nami widać ciągle wielką przepaść. Z przełączki, gdzie spotyka się
nasz szlak na Rysy i rysa, od, której góra wzięła swoją nazwę, idziemy bardzo
stromo do góry, okrążając nierówną skałę przy pomocy trzech łańcuchów. Idziemy
po ich prawej stronie dla naszej wygody. Dzięki nim szybko przechodzimy na drugą
stronę grani, którą teraz szliśmy i również znajdujemy się po drugiej stronie
rysy, która z tej perspektywy jest wielką przepaścią. Teraz szlak poprowadzi
nas przez pionowe skały grani, gdzie szukamy wiszący kawałek łańcucha, którego musimy
się złapać, by rozpocząć bezpośrednie wejście na szczyt. Mamy przed sobą
ostatnie sześć łańcuchów, gdzie podchodzimy ich lewą stroną. Samo podejście
jest bardzo strome – idzie się po bardzo mocno nachylonych skałach z widokiem
na przepaście. Piąty z łańcuchów jest bardzo krótki. Za szóstym wchodzimy
jeszcze tylko na wielkie głazy i stajemy na szczycie Rysów polskich 2499 m
n.p.m.! W okolicach podszczytowych, ale już za ostatnim łańcuchem,
przytwierdzono do skały tabliczkę z cytatem z Psalmu 116:9 "Będę chodził w
obecności Pańskiej w krainie żyjących". Nieco dalej widać napis
"Pamięci Mateusza Świerczyka odnalezionego na zboczu Rysów, by przeżywszy
lat 25 wędrowania po tej ziemi, wędrował wiecznie po wyżynach niebieskich.
Lipiec 2008, Przyjaciele".
Najtrudniejsze przejście tuż pod szczytem Rysów
Najtrudniejsze przejście tuż pod szczytem Rysów
Na szczycie zobaczymy również tablicę graniczną
państwa z informacją, że jest to przejście piesze i... rowerowe. Jest tutaj
również trójnóg ze wstążkami w barwach flag Polski i Słowacji. Najważniejsza
informacja jest taka, żeby szczególnie pamiętać, że na szczyt trzeba dojść
koniecznie przed godziną 10.30 rano! W zdecydowanej większości dni powstają na
tych wysokościach chmury konwekcyjne, które przysłaniają piękne widoki. Jeśli
chcesz je zobaczyć, musisz być wcześniej. Z tego powodu w Internecie można
obejrzeć całe mnóstwo zdjęć z Rysów w chmurach, ponieważ zdecydowana większość
ludzi wyrusza na szlak dopiero po godzinie 8.00 – 9.00, co jest zdecydowanie za
późną porą. Nie tylko nie zobaczymy pięknych widoków (bo nie zależy nam
przecież na „zaliczeniu” góry), ale ugrzęźniemy w korkach na wszystkich
odcinkach łańcuchowych i na niebezpiecznej przełęczy, gdzie zrobi się nerwowo.
Jeśli chcesz tego wszystkiego uniknąć i być na szczycie w pełnym spokoju nawet
w środku sezonu, to wiedz, że można, ale trzeba wcześniej wstać niż tłumy,
które zazwyczaj zaczynają wędrówkę od pierwszego busa przyjeżdżającego z
Zakopanego. Pierwszy z nich zaczyna kurs o godzinie 6.30, więc od 7.00 pójdą
pierwsze grupy. Rysy oferują niesamowite widoki i z pewnością przejście tego
szlaku doda doświadczenia osobom nieregularnie chodzącym po Tatrach. Przygotuje
też bardziej wprawionych na trudności, które występują na Orlej Perci.
Zobacz również relację: Rysy zimą
Zobacz również relację: Rysy zimą
POZOSTAŁE ZDJĘCIA
Zdjęcia nadzwyczajnej urody, Michał!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Jolu. Cieszę się, że Ci się podobają.
Usuń