Link do nowszego artykułu z 30.04.2021 - Kiedy kwitną krokusy?
Od roku planowaliśmy ten wyjazd. Nie było miesiąca, kiedy
byśmy nie wspomnieli o krokusach w Dolinie Chochołowskiej. Próbowaliśmy
przewidywać czas, kiedy mogą zakwitnąć te kwiaty. Z rocznym wyprzedzeniem
zaplanowałem urlop na ten szczególny okres. Zima w roku 2016 okazała się bardzo
słaba. Dopiero pod koniec lutego pojawiła się pełna pokrywa śnieżna w Tatrach, a
pod koniec marca topiła się w bardzo szybkim tempie. Spodziewaliśmy się, że
krokusy mogą zakwitnąć wcześniej, dlatego próbowaliśmy uwzględnić szybszą
wiosnę w naszych planach urlopowych. W telewizji ogłoszono, że Dzień Krokusa
przypada na 3 kwietnia. To znaczy, że spodziewano się wielkiego „wysypu”
kwiatów właśnie wtedy. Rzeczywiście strome stoki pod kapliczką w Dolinie
Chochołowskiej zakwitły bardzo obficie, ale jako, że dzień ustanowiono na
niedzielę, to przyjechało aż 25.000 ludzi! Krokusów pilnowali wolontariusze.
Tego dnia zakazano wchodzenia na jakąkolwiek polanę. Wiedząc, że będą takie
tłumy postanowiliśmy pojechać później. O tych rzeczach dowiedziałem się od
pewnej pani, którą spotkałem podczas naszej wycieczki w drodze do kapliczki
Jana Chrzciciela. 9. kwietnia dowiedzieliśmy się, że jest już pełen wysyp
kwiatów, dlatego założyliśmy, że pojedziemy tam, jak tylko pojawi się pierwszy
słoneczny dzień w prognozie pogody. Niestety niż z Bałkanów przyniósł
pięciodniowe załamanie pogody i dopiero 13 kwietnia mogliśmy pojechać na widowisko. Pięć dni
oczekiwania na pogodę, podczas gdy kwiaty są już w pełni rozkwitnięte, to zbyt
długi okres, ale nic nie mogliśmy zrobić.
Umówiliśmy się na 13 kwietnia o 3.00 w nocy, by wyjechać z
naszego miejsca zamieszkania – ja, Ilona, Monika i Daniel. O godzinie 5.52
rozpoczęliśmy naszą wędrówkę. W tym samym czasie podziwialiśmy wschód słońca.
Mieliśmy tylko nadzieję, że droga nie będzie oblodzona i że nie spotkamy
tłumów ludzi. Pogoda bardzo nam dopisywała, ponieważ świeciło piękne słońce. Cieszyliśmy
się, że prognozy wskazywały cały słoneczny i ciepły dzień. Idąc Doliną
Chochołowską zauważyliśmy, że wiosna jest w bardziej zaawansowanym stadium niż
rok temu. Martwiliśmy się, że kwiaty mogą być już przekwitnięte. Droga upłynęła nam
bardzo szybko na rozmowach, czy też podziwianiu zamarzniętych kropelek na
świerkowych igiełkach. Monia dodatkowo podziwiała świerkowe lasy, skały i
otoczenie, ponieważ szła tędy pierwszy raz. Kiedy odsłonił się widok na
Wołowiec wszyscy zachwycaliśmy się, bo na horyzoncie widzieliśmy białe góry
na tle błękitu. Chyba nie ma bardziej radującego widoku w Tatrach niż szczyty na
tle czystego nieba. Na całej długości trasy lód zdążył się wytopić. Jedynie za
skrzyżowaniem szlaków m. in. na Trzydniowiański Wierch, przez około 100m, na
obrzeżach występowała bardzo cienka pokrywa lodowa. Przez tyle dni zdążyło się
w niej nagromadzić dużo ziemi i igieł z drzew. Poślizg nam nie groził. Kiedy
doszliśmy do początku Polany Chochołowskiej Daniel zapytał: „gdzie te krokusy?”.
Faktycznie nie widzieliśmy ani jednego! Nieco dalej zauważyliśmy tylko kilka
kwiatów. Wszystkie zamknięte i oszronione… Nie takiego widoku się
spodziewaliśmy... Każdy z nas oczekiwał wielkich, fioletowych dywanów utworzonych
z krokusów. Poszliśmy dalej i dopiero w rejonie drewnianych szałasów dostrzegliśmy
wielkie skupiska kwiatów. Ze względu na wczesną porę i chłód wszystkie jeszcze
„spały”. Dopiero ciepłe promienie słoneczne mogły je rozgrzać, osuszyć i "zmusić" do otwarcia kielichów kwiatowych. W tamtym roku płatki otwarły się około godziny
11.00, więc teraz nie spodziewaliśmy się niczego nowego. Do tego czasu
fotografowaliśmy je w stanie „zamkniętym”. Dodatkowo na każdym z nich nagromadziło
się mnóstwo kropelek rosy i czasem szronu. Podziwialiśmy je.
Niestety zauważyliśmy też, że bardzo duża ich część
wyglądała na zniszczoną, zmarnowaną i „pogiętą”, na wzór, jakby ktoś zgniatał kartkę
papieru. W schronisku dowiedzieliśmy się, że wczoraj przeszła tutaj burza z
gradem i to za jej sprawą krokusy uległy zniszczeniu. Daniel nawet podsumował, że
odechciało mu się robić zdjęcia. Ja miałem nadzieję, że kiedy otworzą się wszystkie kwiaty, to na pewno „powstaną” po nierównej walce z gradem. Na razie
cieszyłem się z Monią i Iloną, że występują duże skupiska i że jednak jeszcze
jest ich dużo. Fotografowaliśmy je z różnych stron. Z Danielem porównywałem
skupiska z tymi, które były rok wcześniej 24 kwietnia. Przy szlaku do kapliczki całe zbocza
kwiknęły fioletem, a teraz tylko na początku ścieżki po obu stronach
występowały dwa niewielkie skupiska krokusów w bardzo złym stanie. Idąc w
stronę schroniska, przy każdej drewnianej chacie mijaliśmy jedno większe
skupisko. Mieliśmy nadzieję, że kwiaty „wypięknieją” do południa. O tej porze
granica światła i cienia przesuwała się dopiero nad główną drogą w Dolinie
Chochołowskiej. Za nami wszystko zaczęło parować. Z dachu, z drogi, z traw, czy
z drzew unosiła się para. Tworzyła efektowne mgły. Wykorzystywaliśmy ją do zdjęć.
Daniel do fotografowania szałasów pod słońce, Monia do fotografowania
drewnianych płotów, a ja do zdjęć z krokusami w roli głównej. Każdy z nas
znalazł jakiś motyw. Po godzinie 10.05 weszliśmy do schroniska. Zamówiliśmy tam
szarlotki ze śmietaną i polewą jagodową, po czym inni zaczęli kupować to samo.
Długo nie mogłem usiedzieć, dlatego wyszedłem na zewnątrz i poszedłem górnym
szlakiem prowadzącym do kapliczki. Zatrzymywałem się przy każdym „dywanie”
kwiatów. Poszedłem do najbliższego skupiska krokusów widzianego ze schroniskowych
okien. Po chwili trzy młode dziewczyny zaczęły w tym miejscu swoją sesję
fotograficzną, gdzie co chwilę przebierały się za świerkami w kolorowe
sukienki. Chodziły po wydeptanej ścieżce pomiędzy krokusami na boso. Po
dłuższej chwili dołączyła do mnie cała ekipa.
Zatrzymaliśmy się przy wielkim skupisku krokusów naprzeciwko
schroniska, gdzie ciągle trwała sesja młodych modelek. Na końcu Daniel
fotografował je w trójkę, bo go o to poprosiły. Słońce bardzo mocno przygrzewało,
dlatego korzystaliśmy z pięknej ciszy i wspaniałych widoków. Nie szliśmy w
rejon kapliczki, ponieważ kwiaty tam nie występowały. Z usłyszanych rozmów w
schronisku wywnioskowaliśmy, że w tym roku największy wysyp kwiatów miał
miejsce około 3. kwietnia i fioletowe zrobiły się tylko strome zbocza w rejonie
kapliczki, a na dole zalegały jeszcze płaty śniegu. Po 9. kwietnia zakwitły
dolne partie Polany Chochołowskiej, podczas, gdy na górze kwiaty zdążyły przeminąć. My
przyjechaliśmy 13. kwietnia na ostatni dzień krokusów, bo wieczorem miała
przejść kolejna burza i prawdopodobnie zniszczyła i tak już zdewastowane krokusy.
Zachwycaliśmy się tu ciągle fioletowymi dywanami kwiatów. Po 11.00 krokusy otwarły
się w pełni, dzięki czemu polany stały się jeszcze piękniejsze. Największe
skupiska występowały na zakręcie, tuż przed schroniskiem i w jego pobliżu, ale
po przeciwnej stronie drogi, oraz przy drewnianych szałasach. Ja i Monia
zauważyliśmy, że ścieżka ze świeżo zielonej trawy prowadziła za świerkami na
dwa kolejne wielkie skupiska. Poszliśmy tam. Ta piękna dróżka wiodła do
szałasów, obok których przechodziliśmy na dole Polany Chochołowskiej. Monia chciała jeszcze zobaczyć, która
to jest chatka ze zdjęcia z dnia 31.12.2014, kiedy to zrobiłem zdjęcie przy
temperaturze -22°C i przy pełnej pokrywie śnieżnej w stronę Kominiarskiego Wierchu. Chciała zobaczyć to samo miejsce, lecz o innej porze roku, na własne oczy. Przy najwyżej położonym kwiatowym dywanie spędziliśmy
wiele czasu wygrzewając się w słońcu. Pożegnaliśmy się z młodymi modelkami i
zaczęliśmy wracać obok szałasów. Najwięcej czasu na fotografowanie
poświęciliśmy najpiękniejszym kępkom w Dolinie Chochołowskiej, które niezmienne, co roku, występują w rejonie szałasu ze żwirowym tarasem i ławkami. Wtedy zaczęły
gromadzić się tłumy. Daniel stwierdził, że skoro w dzień pracujący przyszło
tyle ludzi, to co dopiero działoby się w słoneczny weekend...
Wracaliśmy Doliną Chochołowską idąc przy dobrej pogodzie.
Dopiero w połowie drogi, kiedy zatrzymaliśmy się na Polanie Huciska, chmury
zaczęły kłębić się nad szczytami. Tutaj również fotografowaliśmy piękne kępy i
skupiska krokusów. Zauważyliśmy jednak, że ani jeden z nich nie był zniszczony,
ani uszkodzony. Wszystkie pięknie kwitły w pełni. Na ostatniej prostej
zatrzymaliśmy się po lewej stronie, w bacówce z bernardynem. Usiedliśmy na ławce
w oczekiwaniu na oscypki z grilla z żurawiną. Po takich wrażeniach miały zupełnie
inny smak… Słońce bardzo przygrzewało, przez co stwierdziliśmy, że nadejdzie burza. Przy
bramie wejściowej do Doliny Chochołowskiej Daniel kupił jeszcze magnes na
lodówkę ze zdjęciem krokusów. Kiedy poszliśmy w stronę samochodu Daniel
zapytał, czy na pewno to zdjęcie jest z Doliny Chochołowskiej. Wrócił do
sprzedawczyni i zapytał, jakie szczyty widać na zdjęciu. Pani oczywiście nie
wiedziała, ale z Danielem rozpoznaliśmy Kondracką Kopę, więc krokusy musiały
pochodzić z Kalatówek. Pani odpowiedziała, że dostawcy wydrukowali dużo takich
zdjęć i teraz muszą je sprzedać. Wspomniała, że kilka osób również zwróciło
jej uwagę. Wracając samochodem spostrzegliśmy, że nad Ciemniakiem i Czerwonymi
Wierchami zawisły burzowe chmury. Patrzeliśmy na nie z oddali. W Chabówce, na
znanych serpentynach zatrzymaliśmy się przy wypadku, który miał miejsce około
pół minuty temu, sądząc po reakcji motocyklisty. Młody chłopak mający 23 lata wbił się motorem do barierek. Na szczęście wielu kierowców zareagowało
natychmiastowo i wezwało pogotowie. My również podbiegliśmy, by zapewnić pomoc. W międzyczasie podbiegł ratownik medyczny,
a przynajmniej tak się przedstawił. Dzień później dowiedzieliśmy się, że
chłopak nie przeżył tego wypadku…
W 2015 roku szczyt kwitnienia krokusów przypadł na dni 23, 24.04.2015 (cała polana jednocześnie)
W 2016 roku szczyt kwitnienia krokusów przypadł na dni 3.04.2016 (strome zbocza przy kapliczce), 8, 9.04.2016 - dolna część polany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz