Relacja jest kontynuacją opisu wyprawy Crema di Pomodoro II podczas, której weszliśmy na szczyty Dom 4545 m n.p.m., Punta Gnifetti 4554 m n.p.m. i Zumsteinspitze 4563 m n.p.m. Jak dojechać do Zermatt nie mając samochodu? Wszelkie informacje znajdziesz w pierwszej części relacji - Dom 4545 m n.p.m. lub na końcu tej relacji. Jak wejść na Punta Gnifetti od strony szwajcarskiej znajdziesz w relacji Punta Gnifetti 4554 m n.p.m.
Po udanym powrocie z
Punta Gnifetti i Zumsteinspitze na przedmieściach Zermatt znaleźliśmy w
zaroślach starą, drewnianą chatkę, która służyła niegdyś bacom podczas
wypasania owiec. Obecnie chata niszczała. Jedną ze ścian wybito, w oknach i
drzwiach wstawiono podarte folie, a w środku wymalowano graffiti. Zanim
„zakwaterowaliśmy się” tam, posprzątaliśmy miejsce z butelek, puszek i innych
rzeczy tak, żebyśmy mogli się wyspać i żeby miejsce służyło nam za bazę na
kolejne trzy dni. W pobliżu płynął potok, dzięki czemu mieliśmy dostęp do
świeżej wody. Doszliśmy tu późnym popołudniem, dlatego resztę dnia
poświęciliśmy na porządki, rozpakowanie rzeczy, karimat i śpiworów oraz
gotowanie zupy pomidorowej na kuchenkach gazowych. Mając tak dogodną bazę
wypadową zaplanowaliśmy dwa wyjścia. Rafał chciał zobaczyć wielką tamę pod
Matterhorn na rzece Zmuttbach i wejść na trzy szczyty Mettelhorn (3406 m),
Patterhorn (3345 m) i Wissmiss (2936 m). Jeśli pogoda miała nam pozwolić na
zrealizowanie tych planów, to mieliśmy jeszcze wiele do zrobienia podczas pozostałych
dni. 4. lipca postanowiliśmy, że przejdziemy do tamy. Jako że wstaliśmy późno i
wyjście rozpoczęliśmy dopiero po godzinie 12.00, to stwierdziliśmy, że dzisiaj
zobaczymy tamę, a jutro z samego rana pójdziemy na wszystkie trzy góry. Z mapy
wynikało, że idąc nieznanymi ścieżkami, dojdziemy na oficjalny szlak, który
zaprowadzi nas tam, gdzie chcemy. Ścieżki są oznakowane bardzo dobrze. Co
najbardziej nas rozbawiło, to fakt, że z każdego skrzyżowania mogliśmy dotrzeć
do Trift. Znak ze słowem „Trift” stał w każdym miejscu. Postanowiliśmy, że
pójdziemy trawiastymi łąkami nad Zermatt, dzięki czemu będziemy mogli spoglądać
na miasto z góry. Cały szlak pozwalał cieszyć się fenomenalną wiosną i
kwiatami, których w Polsce nie spotkałem. Kwitły we wszystkich możliwych
kolorach. Wybraliśmy trasę przez Balmen, Alterhaupt, Herbrigg, Hubel, skąd
dalej ścieżka prowadziła bezpośrednio do tamy. Trasa zajęła nam 2h 20min. Na
alpejskich łąkach spotkaliśmy stado owiec, które odpoczywało w trawie.
Najciekawiej wyglądała jedna z miejscowości, Zmutt, widziana ze szlaku. Raczej
było to zwarte skupisko domów z dachami z kamiennych płyt – takie, jakie
widzieliśmy w Randzie. Są to chaty budowane kilkadziesiąt lat temu w swoim
wyjątkowym stylu.
Nasza "chata" noclegowa
Baza helikopterów w Zermatt
Wędrówka na obrzeżach Zermatt. Ta ścieżka prowadzi do naszej "chatki"
Szlak na Wissmiss 2936 m n.p.m. - część w lesie
Widok na centrum Zermatt z lasu
Owce na szlaku to standard
Wioska Zmutt
Nasza "chata" noclegowa
Baza helikopterów w Zermatt
Wędrówka na obrzeżach Zermatt. Ta ścieżka prowadzi do naszej "chatki"
Szlak na Wissmiss 2936 m n.p.m. - część w lesie
Widok na centrum Zermatt z lasu
Owce na szlaku to standard
Wioska Zmutt
Dotarliśmy do tamy. Rzeczywiście zrobiła na nas wielkie
wrażenie, ponieważ jest bardzo wysoka. Dodatkowo Rafał wypatrzył gdzieś w
dolinie potoku betonowe przejście. Wyglądało jak powojenny bunkier. Przeszliśmy
tamą na drugą stronę, po czym szlak prowadził do tunelu w górach. Co ciekawe
rozdwajał się i musieliśmy wybrać, którędy chcemy iść. Na szczęście wszystko
jest dobrze oznakowane. Poszliśmy szlakiem wzdłuż potoku, który pozwalał w
około 40min dojść do Zermatt. Jedną z atrakcji „zaliczyliśmy”, ale każdego
raczej interesował dzień następny i Mettelhorn. Wiedzieliśmy, że będzie to
piękna góra wymagająca długiej wędrówki, żeby dojść na szczyt. Umówiliśmy się,
że wyjdziemy przed godziną 9.00. Jeszcze tego samego dnia poszliśmy do Zermatt
do pobliskiego sklepu, żeby dokupić makaronu i pieczywa. Położyliśmy się spać.
W takich warunkach wyspaliśmy się bardzo dobrze. Mieliśmy mnóstwo sił, by iść. Wstaliśmy
wcześniej, żeby zagotować zupę i nabrać wody do butelek. Pogoda bardzo nam
sprzyjała. Na widok bezchmurnego nieba chciałem wyruszyć jak najszybciej, by
mieć okazję podziwiać widoki z jak największej wysokości. Przygotowaliśmy się
bardzo szybko. Zabraliśmy tylko mały plecak, kilka czekolad, orzechy i wodę. Rozpoczęliśmy
wejście szlakiem przez leśne trawersy, wzdłuż potoku Luegelbach. Szliśmy w
lesie, dlatego na razie nie mieliśmy okazji podziwiać pięknych panoram. Później
trasa wiedzie wśród skał. Zeszliśmy nieco ze szlaku. Rafał wypatrzył jakiś
tunel prowadzący w głąb gór, na wysokości około 2000 m n.p.m. Weszliśmy do środka,
ale nie zabraliśmy latarek, dlatego mogliśmy zobaczyć tylko tyle, na ile
pozwalało światło zewnętrzne. Żałowaliśmy, że nie wzięliśmy latarek, bo
przecież mieliśmy je ze sobą podczas całej wyprawy. Z drugiej strony nie
planowaliśmy już nocnych wędrówek. Raczej traktowaliśmy ten dzień, jako ostatni,
który trzeba solidnie wykorzystać na „dzienne” góry. Za skałami wyszliśmy ponad
poziom drzew. Piętro modrzewiowych lasów kończy się na wysokości około 2200 m
n.p.m. Dalej idzie się tylko i wyłącznie wśród trawiastych łąk alpejskich.
Szliśmy tak przez Chueberg. Widok z tutejszych trawersów jest niesamowity!
Piękna otaczająca zieleń i cisza pozwala człowiekowi wypocząć, jak nigdzie
indziej. Najbardziej cieszył widok na Dom i Taschhorn. Szczyty górowały nad
okolicą. My dodatkowo byliśmy na pierwszym z nich dwa tygodnie temu. Świadomość
ta dodawała nam skrzydeł.
Potężna tama pod Matterhornem
Tunel na szlaku w pobliżu tamy
Podziemne przejście
Potężna tama pod Matterhornem
Tunel na szlaku w pobliżu tamy
Podziemne przejście
Szliśmy coraz wyżej. Zastanawialiśmy się nawet, jak długi
jest wybrany przez nas szlak, bo osiągaliśmy coraz większą wysokość, ale
dookoła nie wiele ulegało zmianie. Przed nami widniały ciągle ogromne
powierzchnie trawiaste. Zdawały się nie kończyć. Powyżej 2600 m n.p.m.
zauważyliśmy mnóstwo stalowych płotów, a nad naszymi głowami latały helikoptery
z kolejnymi. Ekipy ustawiały zabezpieczenia przed lawinami, które miały chronić
przed masami śniegu w zimie, żeby nie spadały nieoczekiwanie do miasta. Zabezpieczenia
z pewnością spełniały swoją funkcję, jednak góra wyglądała fatalnie oszpecona.
W okolicach Recheten czekały nas kolejne trawersy pośród pięknych alpejskich
łąk. Pod Recheten zobaczyliśmy smutny widok… Niegdyś pod stromymi stokami stało
tu schronisko. Niestety zabrała je ze sobą lawina rozrzucając rzeczy po
okolicy. Nikt ich nie uprzątnął, bo do dziś leżały tam liny, raki, buty, kurtki,
zgrzewki Coca-Coli, herbaty Ice-Tea, czy też inne sprzęty górskie. Jako, że
data ważności na Coca-Coli wskazywała na rok 2008, a teraz mieliśmy 2013, to
znaczyło, że tragedia musiała stać się jeszcze wcześniej, przed rokiem 2008.
Powyżej, ponownie panował klimat sielanki. Pogoda nadal utrzymywała się
idealna. Powyżej trawersów widzieliśmy grzędy skalne, wzdłuż których ustawiono
najwięcej stalowych płotów. Szlak skutecznie omijał grzędy. Powyżej trawersów spotkaliśmy
dwa stada owiec. Wszystkie starały się ukryć przed słońcem, ale na tak
otwartych przestrzeniach to było niemożliwe. Chowały się wzdłuż zabezpieczeń
przed lawinami i przynajmniej choć częściowo mogły odetchnąć od gorącego
słońca. Zastanawiałem się, gdzie mają wodę, bo szliśmy tak długo i nie
przecięliśmy nawet jednego malutkiego potoczku. Podchodząc coraz wyżej ścieżką
wśród traw, doszliśmy do pierwszego skrzyżowania szlaków położonego na
wysokości 2700 m n.p.m. Zza trawiastego zbocza wyłonił się Ober Gabelhorn 4063
m n.p.m., Zinalrothorn 4221 m n.p.m. i Trifthorn 3728 m n.p.m. oraz królujący
Matterhorn 4478 m n.p.m. Ze skrzyżowania szlaków prowadzi bezpośredni szlak do
Rothorn Hutte 3198 m n.p.m., skąd odbywają się wyprawy na Zinalrothorn 4221 m
n.p.m. Jest to jeden ze szczytów, na który chciałbym wejść. Krótkimi trawersami
doszliśmy stamtąd na szczyt Wismiss 2936 m n.p.m. Górę porównywaliśmy z Rysami
polskimi, ponieważ wyruszaliśmy z 1609 m n.p.m. a w kilka godzin, bez żadnych
trudności, dotarliśmy na tak dużą wysokość. Gdyby było tu jak na Rysach, z
pewnością zabrakłoby nam czasu. Tymczasem cieszyliśmy się z przepięknych
widoków. Czuliśmy, że znajdujemy się w sercu gór najwyższych w Europie.
Otaczały nas czterotysięczniki z każdej strony. Bez problemu mogliśmy wymienić
co najmniej dziesięć czterotysięcznych szczytów rozsianych dookoła nas. Mając tak
piękne widoki, wiedzieliśmy, że Mettelhorn 3406 m n.p.m. musi być znacznie
piękniejszy i dawać możliwość jeszcze szerszego spojrzenia na okolicę. Rejon
podejścia podszczytowego na Wissmiss jest bardzo gęsto usiany stalowymi
konstrukcjami, dlatego staraliśmy się fotografować tak to miejsce, żeby nie ujmować
ich na zdjęciach. Szczyt na szczęście jest wolny od lawinowych zabezpieczeń,
dlatego można cieszyć się wspaniałymi widokami, rozkoszując się wspaniałą
przyrodą. Jedynie u góry znajduje się niewielka antena nadawcza i panele
słoneczne. Instalacja nie zajmuje wiele miejsca, dlatego da się przeżyć. W
każdym bądź razie nie przysłania żadnych panoram.
Pomimo bardzo długiej wędrówki na Wissmiss nie wiele się zmienia, przez co możemy wypocząć po całej wyprawie w Alpach. Sielankowe widoki cieszą oczy. Podczas całej trasy wejściowej na Wissmiss 2936 m n.p.m. będą nam towarzyszyć dwa czterotysięczniki: Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. oraz Taschhorn 4491 m n.p.m. (spiczaste, białe góry na zdjęciach)
Tajemniczy tunel poza szlakiem
Piękne widoki w drodze na Wissmiss 2936 m n.p.m. Najwyższa góra to Zinalrothorn 4221 m n.p.m.
Pomimo bardzo długiej wędrówki na Wissmiss nie wiele się zmienia, przez co możemy wypocząć po całej wyprawie w Alpach. Sielankowe widoki cieszą oczy. Podczas całej trasy wejściowej na Wissmiss 2936 m n.p.m. będą nam towarzyszyć dwa czterotysięczniki: Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. oraz Taschhorn 4491 m n.p.m. (spiczaste, białe góry na zdjęciach)
Tajemniczy tunel poza szlakiem
Piękne widoki w drodze na Wissmiss 2936 m n.p.m. Najwyższa góra to Zinalrothorn 4221 m n.p.m.
Kolejne owce na szlaku
Widok z poziomu 2700 m n.p.m. na Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. i Taschhorn 4491 m n.p.m.
Skrzyżowanie szlaków na Zinalrothorn 4221 m n.p.m. i Wissmiss 2936 m n.p.m oraz Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Liczne, stalowe kraty, chroniące w zimie okolicę przed lawinami
Cudne widoki ze szczytu Wissmiss 2936 m n.p.m. Góra jest wyjątkowo usytuowana, ponieważ z każdej strony jesteśmy otoczeni czterotysięcznikami. Najwyższy szczyt na zdjęciu to Zinalrothorn 4221 m n.p.m.
Przyszedł czas na Mettelhorn 3406 m n.p.m. Góra nie
przedstawia żadnych trudności, ale ma jedno z dłuższych podejść, jeśli weźmiemy
pod uwagę fakt, że wszystko chcemy przejść w jeden dzień. Trzeba mieć dobrą
kondycję i trzeba iść równym krokiem, żeby zdążyć przed zachodem słońca.
Schodząc z Wissmiss nie wybraliśmy tej samej drogi, bo mapa wskazywała zejście
po przeciwnej stronie stoku, pozwalając skrócić czas podejścia na Mettelhorn.
Ścieżka ginęła gdzieś w trawie, ponieważ zalegały jeszcze płaty śniegu.
Sugerowaliśmy się ogólnie przyjętym kierunkiem na górę Mettelhorn. Czasami
odnajdywaliśmy ścieżkę. Trudno tu zabłądzić, bo w dolinie widać potok oraz
szlak właściwy. Schodzi się trawami, a dookoła nas widać tylko wielkie otwarte
przestrzenie. Dość stromym stokiem zeszliśmy na drugą stronę Wissmiss.
Wkroczyliśmy do zupełnie innego świata. Płaty śnieżne powoli zamieniały się w
trwałą pokrywę śnieżną, którą przecinał szeroki, wartki potok. W oddali
znajdowało się nawet wielkie rozlewisko, częściowo zasypane białym puchem.
Minęły nas tylko dwie osoby, które wracały ze szczytu. Rafał zapytał starszego
pana, jak tam jest. Odpowiedział, że jest „easy” i nie ma żadnych trudności.
Faktycznie tak było, ale my jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Poszliśmy zatem
częściowo tak, jak prowadziły ślady. Miałem dwie butelki z wodą. Jedną
zostawiłem w lodowatym potoku i przytrzasnąłem kamieniem. Butelka z zimną wodą
miała mi służyć jako orzeźwienie w drodze powrotnej, kiedy będzie nam bardzo
ciepło od słońca. Rafał nie miał drugiej butelki. Poszliśmy śniegami przez
rozlewisko aż doszliśmy do przełęczy pomiędzy Patterhorn 3345 m n.p.m. a Furggji
3166 m n.p.m. na skraj małego lodowca. Zobaczyliśmy tam piękny, błękitny
stawek. Szliśmy dalej wzdłuż krawędzi lodowca w stronę Patterhorn. Na
wierzchołek prowadziła widoczna ścieżka wśród śniegu i skał. My na razie
ominęliśmy go. Poszliśmy bezpośrednio na Mettelhorn. W drodze powrotnej
mieliśmy wstąpić również na Patterhorn, gdzie jest nawet umieszczona tabliczka
z podaną wysokością na wielkim stalowym słupie, dlatego nie mieliśmy żadnych wątpliwości,
gdzie się znajdujemy. Ze skraju lodowca widzieliśmy szlak na Mettelhorn, który
prowadził na brązowo-pomarańczowe, bardzo strome wzniesienie, pełne malutkich
kamyczków, które utrudniają podchodzenie. Widzieliśmy, że inni trawersują
zygzakami stromiznę, żeby ułatwić sobie wejście. Od przełęczy nie spotkaliśmy już
nikogo, ale ślady pozostawione przez innych świadczyły o obranej trasie. My tak
samo chcieliśmy spróbować.
Droga przez zalewisko i skrzyżowanie na Mettelhorn 3406 m n.p.m. i Wissmiss 2936 m n.p.m.
Mały, błękitny stawek na powierzchni lodowca
Po prawej widoczny szczyt z masztem to Patterhorn 3345 m n.p.m.
Podejście na Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Droga przez zalewisko i skrzyżowanie na Mettelhorn 3406 m n.p.m. i Wissmiss 2936 m n.p.m.
Mały, błękitny stawek na powierzchni lodowca
Po prawej widoczny szczyt z masztem to Patterhorn 3345 m n.p.m.
Podejście na Mettelhorn 3406 m n.p.m.
W drodze na Mettelhorn, po prawej stronie, minęliśmy rząd
pięknych, strzelistych skał wśród śniegów, które stanowiły główny wierzchołek
Patterhornu. Od tego miejsca mieliśmy jakieś pół godziny drogi do szczytu Mettelhorn.
Idąc krawędzią lodowca, doszliśmy do stromego zbocza. Drobne kamyczki sypały
się pod nogami. Stopniowo wchodziliśmy do góry, aż ścieżka zaprowadziła nas na
duże głazy, wśród, których ukryto zeszyt pamiątkowy, gdzie mogliśmy się wpisać.
Przeglądnęliśmy wpisy turystów. Wyczytaliśmy, że inni Polacy też tu byli, a
nawet zdarzali się ludzie z USA. Szczyt nie jest głównym celem wyprawy, ale
jeśli ma się więcej czasu, to zdecydowanie warto na niego wejść. Dlaczego?
Właśnie teraz uzyskaliśmy odpowiedź na to pytanie... Czuliśmy się, jak gdybyśmy
znajdowali się w sercu czterotysięczników. Z każdej strony otaczały nas
najwyższe góry. Widzieliśmy stąd wszystkie góry, na które weszliśmy w ciągu
ostatnich dwóch lat. Dufourspitze, Breithorn, Nordend, Punta Gnifetti,
Zumsteinspitze, Matterhorn, Zinalrothorn, Dom, Taschhorn, Weisshorn i wiele
innych szczytów wyróżniało się na tle błękitnego nieba. Długo nie mogliśmy
nacieszyć naszych oczu tak wspaniałą panoramą. Z tego miejsca zrobiłem wiele
zdjęć w stronę Weisshorn, żeby w razie ewentualnej przyszłej wyprawy na tą górę
mieć widok „z lotu ptaka” na całą trasę. Starałem się zrobić jak najwięcej
przybliżeń trudnego terenu. Na szczycie panowała zupełna cisza. Nawet nie wiał
wiatr. Na wierzchołku byliśmy dopiero po godzinie 16.00. Pozostało nam niewiele
czasu na powrót, dlatego po obejrzeniu przepięknych panoram wracaliśmy
niespiesznym krokiem. Ponownie doszliśmy pod Patterhorn krawędzią lodowca.
Rafał zaproponował, żeby wejść jeszcze na jego szczyt. Nie chciało mi się, bo
zobaczyliśmy lepszą górę, ale mimo wszystko poszedłem. Wejście zajęło nam
dziewięć minut. Na szczycie znaleźliśmy wycinek z gazety o tragedii autokaru w
szwajcarskim tunelu i jakąś modlitwę. Na górze zrobiliśmy kilka zdjęć widoków i
wróciliśmy na skraj lodowca. Widok poszarpanych skał tworzących wierzchołek
Patterhorn ponownie cieszył oczy. Dalej doszliśmy do przełęczy, skąd znaną nam
ścieżką wśród śniegów, doszliśmy do potoku z ukrytą butelką wody. Teraz
przydała się jak nigdy, ponieważ pomimo dużej wysokości n.p.m. panował upał.
Nigdzie nie mogliśmy znaleźć zacienionego miejsca. Jedynie, kiedy zawiał od
czasu do czasu wiatr mogliśmy schłodzić się jego chłodnymi podmuchami.
Widoki ze szczytu Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Patterhorn 3345 m n.p.m. widoczny ze szczytu Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Przechodzimy z Mettelhorn na Patterhorn
Niesamowite skały tworzące wierzchołek Patterhorn 3345 m n.p.m.
Widoki ze szczytu Patterhorn 3345 m n.p.m. - brązowy wierzchołek na drugim zdjęciu po lewej, to Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Widok na Matterhorn 4478 m n.p.m. podczas zejścia z Patterhorn
Piękne widoki w drodze powrotnej z Mettelhorn i Patterhorn (ponownie docieramy do rozlewisk)
Widoki ze szczytu Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Patterhorn 3345 m n.p.m. widoczny ze szczytu Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Przechodzimy z Mettelhorn na Patterhorn
Niesamowite skały tworzące wierzchołek Patterhorn 3345 m n.p.m.
Widoki ze szczytu Patterhorn 3345 m n.p.m. - brązowy wierzchołek na drugim zdjęciu po lewej, to Mettelhorn 3406 m n.p.m.
Widok na Matterhorn 4478 m n.p.m. podczas zejścia z Patterhorn
Piękne widoki w drodze powrotnej z Mettelhorn i Patterhorn (ponownie docieramy do rozlewisk)
Jako, że czasu do zachodu słońca mieliśmy coraz mniej
wybraliśmy najkrótszą drogę powrotną przez Vieliboden, sławny już Trift i dalej
wzdłuż potoku Triftbach. Trasa dostarczyła nam wielu pięknych widoków, bo wraz
z utratą wysokości zieleniały trawy i rozkwitało coraz więcej różnokolorowych
kwiatów. Przed Trift – na wysokości 2300 m n.p.m. – podziwialiśmy wysoki –
dwupiętrowy wodospad na urwistych skałach. Wody nie brakowało. Mieliśmy
świadomość, że potok bierze swój początek ze śniegów, z których właśnie
wracaliśmy. W pobliżu Trift 2337 m n.p.m. potok płynie przez malowniczą
okolicę. Nie dziwiło mnie dlaczego wybudowano tu jakiś większy budynek dla
turystów. Poniżej podziwialiśmy wspaniałe kaskady oświetlane późnopopołudniowymi,
ciepłej barwy promieniami. Kropelki unoszące się w powietrzu tworzyły
przepiękne widowisko, bo na nich rozszczepiało się światło. Dopiero po godzinie
19.30 zeszliśmy do Zermatt – Bodmen, skąd znaną nam ścieżką poszliśmy do naszej
bazy. W naszej chacie pojawiliśmy się o zachodzie słońca. Wiedziałem, że to już
mój ostatni dzień w górach, dlatego teraz musiałem przygotować się do wyjazdu.
Rafał miał jeszcze trzy dni do dyspozycji, dlatego zaplanował przejście
pobliską ferratą i przejście innymi szlakami w pobliskich górach. Ja zacząłem
pakować moje rzeczy i szedłem spać z myślą, że cała wyprawa dobiega końca.
Wejście na Mettelhorn pozwalało w ciągu jednego dnia przebywać w środku
pięknego lata, by za kilka godzin znaleźć się w zimowych warunkach, na lodowcu.
Liczne kaskady i wodospady w drodze powrotnej do Zermatt przez Trift
Zermatt nocą - miasto widziane z naszej "chatki". Biały szczyt w tle na pierwszym zdjęciu to Breithorn 4164 m n.p.m.
Liczne kaskady i wodospady w drodze powrotnej do Zermatt przez Trift
Zermatt nocą - miasto widziane z naszej "chatki". Biały szczyt w tle na pierwszym zdjęciu to Breithorn 4164 m n.p.m.
Nastał dla mnie ostatni dzień wyprawy. Wstałem tuż po
wschodzie słońca. Musiałem jeszcze się wykąpać. Temperatura spadła do 0°C. Póki
nikt tędy nie przechodził, skorzystałem z okazji. Myłem się w potoku, z którego
pobieraliśmy wodę. Najbardziej bolała mnie głowa, gdy polewałem ją lodowatą
wodą przy tak zimnym powietrzu. Mimo wszystko udało mi się w pełni wykąpać i
teraz mogłem opuścić naszą bazę. Rafał pomógł mi zabrać rzeczy do dworca, gdzie
musieliśmy omijać zgromadzone tłumy, ponieważ trafiliśmy na jakiś alpejski maraton.
Pożegnaliśmy się na dworcu, skąd od teraz pozostały mi w głowie tylko
przepiękne wspomnienia z gór najwyższych Europy. Przeżyte przygody, piękne
widoki oraz kontakt ze zwierzętami dały nam ogrom radości i poczucie, że cała
wyprawa udała się lepiej niż to sobie wymarzyliśmy. Warto marzyć i spełniać
swoje marzenia!
DANE TECHNICZNE WYJAZDU
Koszt: 1352 zł (1178 zł - dojazd w obie strony autokarem i
pociągami z przesiadką + 174 zł prowiant na miejscu)
Jedzenie: 18 czekolad z orzechami (250 g tabliczka), 1,6 kg
orzechów arachidowych z solą, pakowane po 400g, 21 pomidorówek z Knorra, 3 kg
makaronu
Sprzęt: lina 30 m Roca, raki, czekan, 2 karabinki, kask
ochronny wspinaczkowy, najgrubsze skarpety z wełny merynosów (dwie pary),
namiot dwuosobowy, rękawiczki dwuwarstwowe, kominiarka, krem UV 50.
Waga plecaka (za ciężki dziad): 36kg
Osiągnięte szczyty:
- Dom 4545m n.p.m.
- Punta Gnifetti 4554 m n.p.m. od strony szwajcarskiej
- Zumsteinspitze 4563 m n.p.m.
- Mettelhorn 3406 m n.p.m.
- Patterhorn 3345 m n.p.m.
- Wissmiss 2936 m n.p.m.
- tama i tunel pod Matternhornem
- lodowy tunel (pozostałość po stawie Gornersee)
Autokar z Katowic do Szwajcarii (Lausanne) (499 zł/dwie
strony; 22h jazdy – stan na rok 2016, 469 zł/dwie strony, 22h jazdy – stan na rok 2019). Pociągi Swiss (Lausanne – Visp, Visp –
Zermatt) (160 CHF/dwie strony – cena wysoka, ale szybkość i komfort jazdy warte
tej ceny). W ciągu 58 min pociąg przejeżdża 96 km mając po drodze 4 stacje
pośrednie.
Bilety na pociągi można kupić w automatach podobnych do
bankomatów. Są intuicyjne w obsłudze,
pomimo wielu opcji wyboru. Nawet jeśli miałbyś z nimi problemy, to na
dworcu w Lausanne wystarczy zejść do jego podziemnej części i popróbować na
jednym z nich, gdzie nie ma ludzi. Nie zrobisz kolejki. Pociągi są bardzo
zgrane, bo od godziny 9.30 do 13.35 jeżdżą co… 20 min., a autokar przyjeżdża na
10.00 rano, więc na pewno żaden pociąg Ci nie odjedzie – zawsze zdążysz. W
razie problemów na dworcu, są dodatkowe 3 kasy gdzie obsłuży Cię człowiek, ale
trzeba się ich dobrze naszukać.
Wykonane zdjęcia: 2134
WYPRAWA CREMA DI POMODORO II, TO WEJŚCIE NA SZCZYTY:
WYPRAWA CREMA DI POMODORO II, TO WEJŚCIE NA SZCZYTY:
- Dom de Mischabel 4545 m n.p.m. (relacja + poradnik)
- Punta Gnifetti (Signalkuppe) 4554 m n.p.m. (relacja + poradnik)
- Mettelhorn 3406 m n.p.m. (relacja + poradnik)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz