Istnieją różne wersje, aby rozpocząć naszą wędrówkę szlakiem na Małą Wysoką. Przygodę można zacząć od Łysej Polany, Tatrzańskiej Polianki, czy też od Starego Smokowca. Omówię tutaj dwie najbardziej ciekawe opcje – w taki sposób, że jedną drogą będziemy wchodzić, a drugą będziemy schodzić. Osobiście uważam, że połączenie obu propozycji tworzy razem najpiękniejszy szlak w całych Tatrach słowackich. Zatem zaczynamy… Naszą wycieczkę rozpoczniemy w Łysej Polanie. Dostaniemy się tam licznymi busami z Zakopanego, które kursują co chwilę. Trzeba wsiąść do busa jadącego w kierunku Morskiego Oka i poprosić o zatrzymanie na przystanku na Łysej Polanie. Jako, że trasa jest bardzo długa i liczy około 10-12h ciągłej wędrówki, polecam wybrać pierwszy bus jadący w kierunku Morskiego Oka, który w lecie zaczyna kurs o godzinie 6.30 rano z centrum Zakopanego. W środku pojazdu możemy poczekać kilkanaście minut zanim kierowca ruszy, ponieważ czeka aż zapełni się cały bus – w końcu musi zarobić. Za przejazd zapłacimy 15 zł. Jeśli jedziemy własnym autem, to musimy pamiętać, że od 2 sierpnia 2021 nie ma możliwości zaparkowania samochodu na parkingu w Palenicy Białczańskiej (początek szlaku do Morskiego Oka) bez biletu elektronicznego. Bilet w cenie 36 zł/dzień zakupisz na stronie: BILET ELEKTRONICZNY NA PARKING DO MORSKIEGO OKA. Taką zmianę wprowadzono po tym, jak z powodu koronawirusa polskie Tatry przeżywały istne oblężenie. W okolicach Łysej Polany i przed początkiem szlaku prowadzącego do Morskiego Oka codziennie powstawały kilkukilometrowe korki. Bilet elektroniczny ma za zadanie ograniczyć liczbę zaparkowanych pojazdów do 800 samochodów. Reszta chętnych osób może dostać się w ten rejon, korzystając z busów kursujących z centrum Zakopanego. Kierowcy busów również przeżywają oblężenie, ponieważ kolejka chętnych czasami ma aż kilkaset metrów długości! Ludzie, którzy są związani z Tatrami bardziej niż niedzielna lub wakacyjna turystyka, zazwyczaj nie podróżują w te góry z powodu przeraźliwie dużych tłumów nieodpowiedzialnych turystów. W takich warunkach przyjemność przebywania w górach zostaje dosłownie 'zabita'. Dodatkowo z ulicy Kościuszki można dojechać nieoficjalnym kursem nad Morskie Oko – cena za bilet jest taka sama. Kiedy dojedziemy w około 30min do Łysej Polany będziemy mieli już na początku dwie opcje rozpoczęcia naszej wędrówki. Po przekroczeniu granicy państwowej, za mostem od razu zaczyna się niebieski szlak prowadzący Doliną Białej Wody. Bardzo długa trasa oferuje niezwykłe i niepowtarzalne piękno tatrzańskiej przyrody, dlatego zostawimy sobie ją na powrót – będziemy mieli więcej czasu na podziwianie widoków. Wybierzemy przejście drogą asfaltową nieco dalej – do drewnianej ścianki wspinaczkowej, gdzie mieści się lokalna knajpka po prawej stronie drogi. Po lewej mamy kilka sklepów. Tuż przed ścianką i knajpką jest do dyspozycji dość duży parking. Właśnie tutaj z łatwością dostrzeżemy słupek z rozkładem jazdy autobusów cSAD (słowacki PKS). Pierwszy autobus odjeżdża o godzinie 7.05 rano (dla zainteresowanych, pod opisem umieszczam rozkład jazdy). Dla osób jadących samochodem nie ma praktycznie tematu, ponieważ jadąc przez Łysą Polanę kierujemy się bezpośrednio na Stary Smokowiec. Kurs autobusem trwa około 55min, ponieważ kierowca po drodze robi krótkie 3-5 minutowe postoje. Jeśli nam się uda, to na miejscu możemy być już po godzinie 8.15 rano, a jeśli kierowca z busa w Zakopanem przetrzyma nas dłużej z powodu oczekiwania na kolejnych turystów i nie zdążymy na pierwszy autobus cSAD-u, to następny będziemy mieli o godzinie 8.20. Wtedy w Starym Smokowcu będziemy po 9.30. Nie jest to zły czas, ponieważ letnie dni są bardzo długie. Nam udało się zdążyć na ten o godzinie 7.05 (godzina odjazdu nie zmieniła się od przynajmniej 10-ciu ostatnich lat) i na miejscu byliśmy po 8.00 rano. Mieliśmy zatem bardzo dobry czas, bo ludzie dopiero zaczynali wyruszać na szlaki. Jadąc autobusem można poprosić, żeby kierowca powiedział nam kiedy będzie Stary Smokowiec. Dla ułatwienia dodam, że trzeba wysiąść na następnym przystanku po Tatrzańskiej Łomnicy. Miejscowości są bardzo małe i przypominają raczej lokalne, zapomniane wioski. Jedynie Stary Smokowiec jest większy.
W Starym Smokowcu, z przystanku kierujemy się na
lewą stronę, idąc na razie wzdłuż głównej drogi. Po prawej stronie zauważymy
wiekowy, ale odnowiony i bardzo duży budynek z wieżyczkami, a nieco dalej jakiś
supermarket wybudowany na lokalnym wzgórzu. Teraz będziemy szli w stronę
marketu. Na początku pójdziemy krótkim odcinkiem drogi asfaltowej, gdzie jedyna
wąska droga skręca od niego w lewo i od tego momentu rozpoczniemy wędrówkę
żółtym szlakiem, którym dojdziemy aż na Małą Wysoką. Pierwszym etapem będzie
dojście do Śląskiego Domu – schroniska położonego na wysokości 1670 m n.p.m.
Już na początku szlaku ominiemy niewielkie osiedle, które tworzy zaledwie
kilkanaście chat i domów. Zauważymy tu pierwszy drogowskaz. Dowiemy się z
niego, że na Małą Wysoką mamy aż 5h 05min wędrówki. Można powiedzieć, że to trochę
dużo, ale od strony Łysej Polany przez Dolinę Białej Wody jest co najmniej 5h
15min – a więc z obu stron trzeba przejść bardzo długi odcinek. Trzeba jednak
pamiętać, że warto! Początkowo nasza trasa nie wygląda efektownie, ponieważ
idziemy przez wielki pas zniszczeń po pamiętnej wichurze z dnia 19 listopada
2004, kiedy to 12 000ha lasów zostało dosłownie zrównanych z ziemią.
Uprzątnięcie zamieszkanych okolic trwało aż 5 lat! Efekt jest taki, że przez
około 25min idziemy przez teren z wywróconymi korzeniami (drewno zostało
zwiezione). Na szczęście 13 lat po tej katastrofie odrastają nowe lasy.
Najciekawszy jest widok na Tatry Wysokie z tej perspektywy, ponieważ widzimy je
jako bardzo odległe góry, ale musimy mieć w świadomości, że jeszcze dzisiaj do
nich dojdziemy i nawet przejdziemy na drugą ich stronę. Za ostatnimi
zabudowaniami idziemy przez wielki, otwarty odsłonięty teren – pozostałość po
zniszczonych lasach. Najciekawszy widok w tych okolicach mamy sierpniu,
ponieważ całe powierzchnie zarastają wysokie, fioletowe kwiaty, tworząc
wspaniały „dywan”. W czasie pierwszych 25min przekroczymy aż siedem różnych
potoków, których wody spływają z wyższych partii gór. Od marketu idziemy cały
czas nieciekawą, szeroką ścieżką. Wystają z niej liczne kamienie i korzenie,
przez co wędrówka nie należy do przyjemnych. Właśnie z tego względu proponuję
rozpoczęcie trasy od Starego Smokowca, bo po 11h ciągłej wędrówki powrót tą
ścieżką na pewno byłby długo znienawidzony… Po około 25min, gdzie mamy ciągle odległy
widok na Tatry Wysokie, stopniowo wchodzimy w piękny, zielony, świerkowy las. Przejście
nim w upalne dni z pewnością nam się spodoba, ponieważ temperatura wewnątrz o
poranku jest jeszcze dużo niższa w porównaniu z otwartymi powierzchniami,
którymi dotąd szliśmy.
Dywany z fioletowych kwiatów w początkowej części naszej trasy
SZLAK NA MAŁĄ WYSOKĄ - ODCINEK LEŚNY
Wędrówka lasem z pewnością będzie nam się dłużyła,
ponieważ blisko godzinę zajmie nam dojście do Razcesti nad Zrubami 1409 m n.p.m. Ta tajemniczo
brzmiąca nazwa oznacza rozdroże szlaków na Śląski Dom i na Tatrzańskie Zruby. Podczas
godzinnego marszu nie mamy żadnego punktu odniesienia, żeby wiedzieć na jakiej
wysokości jesteśmy. Dopiero poinformuje nas o tym żółta tabliczka na rozdrożu i
przez to zauważymy ciekawą rzecz dotyczącą słowackich Tatr. W Polsce na
wysokości 1400 m n.p.m. nie rosną lasy, a jedynie pojedyncze, karłowate świerki,
podczas gdy tutaj będziemy szli bardzo gęstym lasem aż do wysokości 1550 m
n.p.m.! Musimy pamiętać, że stoki górskie, którymi idziemy są po południowej
stronie głównego ciągu Tatr, więc dociera do nich zdecydowanie więcej światła w
ciągu roku. W tym miejscu odchodzi niebieski szlak do miejscowości Tatrzańskie
Zruby. Turyści zwykle przystają tu tylko na chwilę, żeby nie tracić czasu na
lepsze widoki i atrakcje całej trasy. Przez kolejne 20min będziemy szli w
lesie, nadal bez możliwości podziwiania panoram górskich, gdzie na jego
obrzeżach przejdziemy po kilku wielkich, ale ruchomych kamieniach. Nie występują
tu żadne trudności. Owe skały stanowią granicę lasu i dalej będziemy cieszyć
się wspaniałymi widokami na całej naszej trasie. Zauważymy też, że odległe
Tatry Wysokie teraz „stoją” praktycznie przed nami. Za lasem idziemy przez
kilka minut wśród gęstej kosodrzewiny, mogąc jednocześnie podziwiać po prawej
stronie skaliste turnie i Gerlach przed nami. Dochodzimy do końca żółtego
szlaku, który kończy się kolejnym rozdrożem. Teraz wybierzemy 15-minutowe
podejście do Śląskiego Domu zielonym szlakiem. Cały odcinek od Razcesti nad
Zrubami do tego skrzyżowania powinien zająć nam 45min. Dotychczas
podchodziliśmy prawie na całej długości jednakowo nachylonym zboczem, które
potrafi nieco zmęczyć. Od tutejszego rozdroża też będziemy iść pod górę, ale
nachylenie będzie tylko nieznaczne. Prawie wcale nie odczujemy stromości podejścia.
Skrzyżowanie szlaków znajduje się na ciekawej polanie, skąd mamy wspaniałe
widoki na Gerlach (po lewej stronie) i Wielickie Granaty po prawej. Przed nami
widać budynek schroniska, zwanym też górskim hotelem. To jest Śląski Dom. Dotrzemy
do niego w 15min. Na środku polany stoi drogowskaz. Dowiemy się z niego, że do
Śląskiego Domu mamy 15min wędrówki. Odległość do schroniska, którą widzimy
przed nami wydaje się o wiele dłuższa, dlatego na pewno pomyślimy, że zabraknie
nam czasu. Od teraz szlak prowadzi w płaskim terenie, dzięki czemu możemy
przyspieszyć tempo. Teraz idziemy w pasie karłowatych świerków, które na trasie
zamieniają się na obficie owocujące jarzębiny. Trzeba przyznać, że widoki w tym
miejscu są po prostu przepiękne! Schronisko na wzniesieniu wygląda trochę jak
blok lub kurort z lat 90-tych. Dojście od Starego Smokowca do Śląskiego Domu
powinno zająć nam około 2h 30min. Trochę długo, ale nie ma możliwości skrócenia
trasy. Dla osób jadących samochodem lepiej jest, gdy swoją wędrówkę rozpoczną
od Tatrzańskiej Polianki, bo wtedy do schroniska można dojść w dwie godziny.
Fragment szlaku na Małą Wysoką - odcinek leśny
Fragment szlaku na Małą Wysoką - odcinek leśny
OTOCZENIE ŚLĄSKIEGO DOMU I WIELICKI STAW
W pobliżu Śląskiego Domu znajduje się Wielicki
Staw, który nie jest może tak chętnie odwiedzany, jak polskie Morskie Oko, ale
trzeba przyznać, że tutejsze górskie otoczenie zachwyci każdego! Sam staw nie
wygląda efektownie, ponieważ jest dość płytki i nie zobaczymy wszystkich
odcieni szafiru, czy błękitu. O ile sam zbiornik nie jest najpiękniejszy, to w
zestawieniu z pobliskimi, zielonymi górami i widoczną Wielicką Siklawą, tworzy
naprawdę niezapomnianą panoramę! Dodatkowo widok na Kwietnicową Wieżę 2432 m n.p.m. jest
niezwykły. Od schroniska wybierzemy zielone znaki i pójdziemy prawą stroną stawu.
Warto przez dłuższą chwilę pospacerować w rejonie Śląskiego Domu i popatrzeć na
okolicę, ponieważ jest niezwykle urokliwa. Mnie w szczególności przyciąga
niesamowity widok w stronę wodospadu, ponieważ po obu stronach widzimy wysokie
góry, a dolinę przecina Wielicki Potok. Dodatkowo szlak na Małą Wysoką wyróżnia
się przepiękną przyrodą. Najciekawiej jest, gdy mamy błękitne niebo i czerwone
jarzębiny. Wówczas okolica bardzo przyciąga niecodziennymi kolorami. Jeśli zdążyliśmy
na pierwszy autobus cSAD-u, to z pewnością nie spotkamy jeszcze tłumów. Co
prawda będą z nami szły większe grupy, ale kiedy odpuścimy sobie postój w
schronisku, z pewnością wiele zyskamy na czasie. Ciekawostką w okolicy jest
fakt, że wszystko tu nazywa się „wielickie” – potok, staw, góry, a nawet
polana! Wielka polana, którą zobaczymy ponad szeroką „półką”, gdzie widać
Wielicką Siklawę, jest chyba najpiękniejszym miejscem na odpoczynek, ponieważ
przez tamtejszą dolinę przepływa często w kilku mniejszych ciekach potok, a
dookoła kwitną kwiaty aż w siedmiu kolorach! Dodatkowo, jeśli będziemy pierwsi na
szlaku, z pewnością zobaczymy kozice, czy też bardziej licznie występujące
świstaki. Polana ta jest nazywana Wielickim Ogrodem ze względu na skupisko
wielu gatunków kwiatów w jednym miejscu. Właśnie tutaj można zobaczyć najwięcej
świstaków, bo i one upodobały sobie to miejsce.
Śląski Dom
Śląski Dom
Zachwyt nad przyrodą z pewnością zakłóci myśl, że
warto byłoby już iść do góry. Nasz szlak będzie prowadzić teraz ścieżką z
poukładanych kamieni. Chodnik ułatwi nam wędrówkę, dzięki czemu osiąganie
czasów z drogowskazów nie będzie dla nas problemem. Jedynie ilość zdjęć, jaką
zrobimy w tym miejscu z pewnością wydłuży czas naszego przejścia, bo trudno nie
sfotografować tak wyjątkowej okolicy. Ze schroniska idziemy w prawo wyznaczoną,
kamienną ścieżką. Powoli będziemy okrążać staw. Zbiornik od samego początku ma
ciekawą właściwość, zakładając, że mamy normalne lato i nie brakuje opadów. Idąc
pierwsze kilkanaście metrów, zauważymy wiele wystających, małych kamieni ponad
powierzchnię wód. Kiedy jest bezwietrznie, ujrzymy tu piękne odbicia gór i
samego Śląskiego Domu poprzecinanego kamieniami. Wszystko razem tworzy
niepowtarzalną mozaikę, która zapada na zawsze w naszej pamięci. Nieco dalej
będziemy okrążać staw łukiem, idąc wśród kosodrzewiny. Najpierw nieco
zejdziemy, po czym stopniowo rozpoczniemy krótkie podchodzenie wzdłuż linii
brzegowej. Przejście do końca stawu powinno zająć nam jakieś 20min. Tuż za
łukiem idziemy wśród gęstej kosodrzewiny, podchodząc nieco na lokalne
wzniesienie. Będziemy wówczas jakieś 10m nad poziomem Wielickiego Stawu. Wtedy
zobaczymy, jak piękne i czyste są jego wody. Na ścieżce wystaje kilka
pojedynczych kamieni, ale nie sprawiają one żadnych trudności podczas wędrówki.
Po wejściu na niewielkie wzniesienie przez około 5min będziemy stopniowo z
niego schodzić wąską ścieżką wytyczoną w zwartej kosodrzewinie. Po prawej,
wysoko nad nami, widać Wielickie Granaty. Te góry charakteryzują poszarpane
turnie i ostre granie. Właśnie tam możemy dostrzec pierwsze kozice. Kiedy
dojdziemy do końca Wielickiego Stawu, po naszej lewej będzie jeszcze widoczna
większa polanka. Nasz szlak skręci nieznacznie w prawo i za chwilę będziemy
rozpoczynać nasze pierwsze, większe podejście.
Wielicki Staw i Wielicki Wodospad
Odbicia w wodach Wielickiego Stawu
Wielicki Staw i Wielicki Wodospad
Odbicia w wodach Wielickiego Stawu
Początkowo ścieżka prowadzi nas w niewielkim
zagłębieniu terenu, całkowicie zarośniętym kosodrzewiną. W zależności od
kondycji, wędrówka przez pas kosodrzewiny powinna zająć nam około 15-20min, po
czym wejdziemy do jej górnej granicy. Po 10min wędrówki od stawu szlak zakręca
łukiem w prawo i potem trawersem w lewo po to, żeby zmniejszyć stromiznę
podejścia. Chociaż trasa wydłuża się nieco przez takie wytyczenie szlaku, to
dzięki temu utracimy mniej sił. Za pierwszym łukiem i trawersem jeszcze tylko
przez chwilę pójdziemy przez pas kosodrzewiny, po czym po prawej zobaczymy
niewielką polankę oraz trzy bardzo małe skupiska kosodrzewiny. Dodatkowo,
pomiędzy pierwszym a drugim, widać usypisko kamieni. Kolejne 5-7min zajmie nam
podejście pod skalistą, pionową ścianę. Będziemy szli wzdłuż niej, mając tym
samym możliwość spoglądania na piękny Wielicki Staw. Z tej perspektywy
zobaczymy, że jest płytki i na dodatek nie aż taki czysty. Przez środek dna, po
przekątnej poprowadzono jakąś rurę, która tylko stąd jest widoczna. Od strony
schroniska jej nie zobaczymy. Idąc pod pionową ścianę, najpierw przejdziemy
obok skał o bardzo nieregularnym kształcie po naszej prawej, po czym przez
następne 3-5min będziemy wędrować przez trawiastą polanę, aż w końcu dotrzemy
do głównej, skalistej ściany. Wyróżnia ją wysokość, kolor oraz szczególne
warunki i to, co tu można zobaczyć. Szlak jest tak poprowadzony, że dochodzimy
praktycznie do jej stóp, a po lewej stronie mamy dość dużą, trawiastą
stromiznę. Również barwa skał przykuwa uwagę, bo są bardzo ciemnego koloru, co
wygląda, jak gdyby były czarne. Najciekawsza jest jednak właściwość tego
miejsca w październiku podczas bezchmurnych nocy i dni. Wtedy w ciągu dnia woda
kapie z górnych części ściany tak gęsto, że czujemy, jakby padał słaby deszcz
przy bezchmurnym niebie. Kiedy nastaje noc, wszystko dookoła zamarza i
następnego poranka mamy niesamowity
widok. Wszystkie kępy traw zamieniają się w lodowe „pająki”! To znaczy, że
każde źdźbło jest zamrożone w około jednocentymetrowej średnicy lodowej rurce,
co wygląda niecodziennie! Dodatkowo z poziomo nachylonych źdźbeł zwisają sople.
Myślę, że niewiele osób miało okazję podziwiać to niezwykłe zjawisko, które
powstaje dzięki połączeniu odpowiednich warunków pogodowych i dużej ilości
dostępnej wody. Jedynym minusem tego fragmentu szlaku jest fakt, że z poziomu
stawu Wielicka Siklawa wydaje nam się ogromna i teraz chcielibyśmy do niej
podejść. Niestety nie możemy, bo szlak prowadzi w przeciwną stronę. Nie ma
nawet możliwości zrobienia dobrego zdjęcia z tej perspektywy. Dodatkowo
dowiadujemy się, że wody Wielickiego Potoku nie spływają z pionowej półki
skalnej, tworząc wodospad, ale raczej płyną długim i dość stromo nachylonym
skalistym zboczem. Z dołu to wszystko wygląda zupełnie inaczej…
Wielicki Staw z poziomu Wielickiego Wodospadu nie wygląda już tak efektownie. Na dnie dostrzeżemy "tajemniczą" rurę
Z tych skał kapie woda, która w październiku zamarza na trawach
Zamarznięte kępy traw, tworzące "pająki"
Wielicki Staw z poziomu Wielickiego Wodospadu nie wygląda już tak efektownie. Na dnie dostrzeżemy "tajemniczą" rurę
Z tych skał kapie woda, która w październiku zamarza na trawach
Zamarznięte kępy traw, tworzące "pająki"
Za ścianą skalną podchodzimy chwilowo stromym,
trawiastym wzniesieniem wzdłuż odstających skał, gdzie musimy nawet się nieco
wychylić w lewo. Od tego momentu, przez jakieś 10min pójdziemy stromym, na
przemian, kamienistym i trawiastym, zboczem. Tuż za ścianką miniemy najpierw
wielki głaz po prawej i za chwilę, nieco ponad nami zobaczymy po tej samej
stronie dość dużą półkę skalną, jakby wysuniętą z polany ku nam. Teraz będziemy
najbardziej słyszeć ryk wód wodospadu, bo zbliżymy się do niego. Niestety nic
nie zobaczymy, ponieważ będziemy już ponad jego poziomem. Za dosłownie
kilkadziesiąt kroków dochodzimy do wąskiego zagłębienia, gdzie zbliżyliśmy się
maksymalnie, ile tylko można do potoku. Patrzymy na niego dosłownie z
odległości kilku metrów. Ścieżka z ułożonych kamieni przeprowadza nas
bezpiecznie na drugą stronę nierówności terenu, ale nadal jesteśmy po tej samej
stronie potoku. Od początku mamy go po naszej lewej. W tym miejscu szlak
zakręca trawersem w prawo i przez kolejne 35 metrów będziemy oddalać się od
wodospadu. Większe stromizny ponownie pokonujemy trawersami pozwalającymi
zaoszczędzić wiele sił. Ten odcinek prowadzi trawiastym zboczem, na którym leży
dużo wielkich głazów. Idziemy pomiędzy nimi. Ponad ich poziomem dochodzimy do
kolejnego ostrego zakrętu – tym razem w lewo. Trawersem pokonujemy bardziej
nachylone zbocze. Idziemy przez gęste trawy bardzo wąską ścieżką. Z pewnością
umoczymy sobie buty. Za dosłownie 10-12 metrów podchodzimy pięcioma ułożonymi
schodami, które ułatwiają nam wejście do kamiennej części szlaku. Przechodzimy
tutaj obok niskiego, wystającego głazu spod ziemi po naszej prawej. Od tego
momentu pójdziemy niskimi stopniami przez gołoborza kamieni. Będziemy je
przecinać wszerz. Po dojściu na górną część „półki” nagle wodospad ucichnie, a
przed nami zobaczymy zupełnie inny świat! Przez chwilę pójdziemy w płaskim
terenie.
WIELICKI OGRÓD
Poza ścieżką, którą wędrujemy, nagle nie widać
jakakolwiek działalności człowieka. Tym samym czujemy się, jak gdybyśmy
pojechali w jakieś odległe miejsce niedostępne dla innych. Właśnie odtąd
będziemy naprawdę wypoczywać – w pełni znaczenia tego słowa. Po naszej lewej częściowo
widać fenomenalny i ogromny Gerlach. Na razie przysłania go w dużej mierze
Kwietnicowa Wieża, która z tej perspektywy jest niewiele niższa od niego. Odtąd
będziemy szli wzdłuż Kwietnicowej Wieży i Gerlacha – u stóp tych gór. Trzeba
przyznać, że tutejsze panoramy naprawdę zachwycają! Przed nami widać rozległe
trawiasto-skaliste tereny, które przecina potok w środku doliny. Można
powiedzieć, że dolina jest podzielona na dwie równe części, choć nie takie
same. Patrząc z poziomu „półki”, przed nami widać zagłębienie terenu wypełnione
dużymi głazami. Właśnie tam płynie Wielicki Potok. Teraz będziemy szli wzdłuż
jego prawej krawędzi. Jeśli jesteśmy w lipcu, to największe wrażenie na nas
zrobi Wielicki Ogród, czyli skupisko kwiatów na rozległej polanie we wszystkich
kolorach. Jest tak barwnie, że chcielibyśmy przystanąć na dłużej i cieszyć oczy
tymi wspaniałymi widokami bez końca. Najbardziej oddalone góry, to grań, gdzie
znajduje się między innymi Polski Grzebień 2200 m n.p.m. (niewidoczna stąd
przełęcz). Musimy do niej dojść, chcąc wejść na Małą Wysoką. W okolicy górują: Wielicki
Szczyt 2318 m n.p.m. (nieco po lewej w oddali, najbardziej zabielony), niższe
wzniesienie stoku Kupoli 2420 m n.p.m. (to te przed nami, nieco po prawej,
najwyższe i w oddali pełne zieleni), król Tatr – Gerlach 2655 m n.p.m. (po
lewej z dwoma szczytami) oraz Kwietnicowa Wieża 2432 m n.p.m. (najbliżej nas,
po lewej stronie przed Gerlachem). Nawet, gdy ktoś idzie tędy pierwszy raz,
Gerlacha nie trzeba nikomu przedstawiać, ponieważ jest zdecydowanie największy
i najpotężniejszy. Patrząc na wszystkie góry dookoła widzimy też, że daleko
przed nami stoi pionowa ściana skalna, która jest częścią niższego wzniesienia
stoków Kupoli. Tylko z tej perspektywy wydaje nam się, że widzimy pionową
ścianę skalną, a w rzeczywistości przejdziemy w tamtych rejonach normalną
ścieżką i za nią krótkim odcinkiem ubezpieczonym łańcuchami. Bliżej nas widzimy
długą dolinę pełną barwnej roślinności i wysokich traw, przez które wiedzie
nasza ścieżka. Od tego momentu będziemy podchodzić w terenie o niezbyt dużych
stromiznach, przez co nie poczujemy większego zmęczenia.
Mały fragment Wielickiego Ogrodu
Mały fragment Wielickiego Ogrodu
Przez najbliższe 10min idziemy w prawie płaskim
terenie wzdłuż koryta potoku. W miarę przechodzenia tego etapu odsłania nam się
coraz więcej Gerlacha. Idąc wzdłuż potoku Wielickiego mamy okazję podziwiać
liczne kaskady. Szybko zauważymy, że na dnie potoku zalegają gęste warstwy czarnego
mułu, podobnego do tego znanego z Doliny Pięciu Stawów Polskich. Wiele z
zanurzonych głazów zarósł żywozielony mech. Patrząc stąd na odległe góry
zobaczymy, że nawet w lecie jest mnóstwo białych pól. To śnieg, który zalega w
zacienionych miejscach lub małych kotłach przez cały rok. W niektórych
miejscach występują jasne skały lub usypiska kamieni, przez co widzimy je jako
białe pola na zboczach gór. Z tego powodu wędrówka latem jest najciekawsza,
ponieważ w Wielickim Ogrodzie zobaczymy praktycznie wszystkie główne odcienie
kolorów, ponieważ kwiaty dostarczają tęczowych barw, góry tych nieco
ciemniejszych, śnieg i jasne skały dodają uroku kolorowej okolicy, a błękit
nieba i słońce powoduje, że radujemy się w sercu. Idąc 10min, licząc od naszej
półki z wodospadem, szlak na Małą Wysoką przeprowadza nas przez trawiastą i
równą powierzchnię. Przechodząc obok wielkich skał obok koryta potoku
Wielickiego, wchodzimy na wielką polanę. Piękna i wąska ścieżka z ułożonych
kamieni pozwala nam dojść do bardziej stromego zbocza. W trakcie wędrówki,
przed nami zobaczymy wyraźną linię z większych głazów, które tworzą koryto
potoku. Dzięki nim, z łatwością możemy wskazać, którędy spływają wody. Wśród
głazów z dość dużej odległości widać liczne kaskady. Po przejściu wielkiej
trawiastej polany szlak odbija na prawo, na bardziej pochylone zbocze. My
jednak będziemy szli wzdłuż niego, dlatego nie odczujemy aż tak bardzo wielkich
stromizn. Ścieżkę wytyczono wzdłuż stoku, ponieważ środkiem doliny płynie potok
i dodatkowo widzimy tam delikatne zagłębienie terenu. Szlak celowo je omija,
żebyśmy nie musieli tracić wysokości. Tuż przed zagłębieniem ścieżka prowadzi
przy Kwietnicowym Plesie (stawie), które raczej przypomina większą kałużę z
małym usypiskiem kamieni na środku. Dodatkowo na usypisku rosną pojedyncze kępy
traw. Przechodząc obok łagodnego zagłębienia terenu, dochodzimy do bardziej
pochyłego zbocza. Szlak prowadzi teraz bardziej po prawej stronie obok linii
głazów, które na odcinku kilkudziesięciu metrów tworzą literę „S”. Podchodząc
trawiastym zboczem mijamy pojedyncze głazy i skały. W trakcie wędrówki do góry
przechodzimy obok dwóch bardzo ciekawych skupisk kosodrzewiny. Dzięki nim
okolica jest malownicza i kolorowa. Najpierw jednak przechodzimy obok
wielkiego, kanciastego głazu, większego niż my sami. W około 2/3 podejścia
mijamy bardzo zdrowo wyglądający okaz kosodrzewiny. W okolicy skupisk tych
krzewów przechodzimy po większych i płaskich głazach. Na jednym z nich ułożono
bardzo ładnie wyglądającą piramidkę z kamieni. Kiedy wejdziemy na sam szczyt
stromizny moglibyśmy zastanowić się, którędy poprowadzi dalsza część szlaku,
ponieważ pomału dochodzimy do skalistej „pionowej ściany” Kupoli. Będziemy
musieli ją ominąć. Na szczęście ścieżkę wytyczono w pięknym terenie tak,
żebyśmy ominęli cały widoczny przed nami stok. Wchodzimy na rozległą i płaską polanę.
To miejsce zachwyca, ponieważ po prawej widzimy tylko równą trawę. Na jej końcu
znajdują się cztery usypiska kamieni tworzące jedną linię, od których z równiny
nagle wyrasta bardzo strome zbocze niższego wzniesienia stoku Kupoli. Jako, że
teren nie pozwala tamtędy bezpiecznie przejść, szlak zakręca długim łukiem w
lewo na lokalną przełęcz, którą teraz mamy przed sobą. W trakcie wędrówki przekraczamy
aż trzykrotnie wąski potok spływający ze Staroleśnego Szczytu, zwanego po
słowacku Bradavicą 2476 m n.p.m. Za równą polaną idziemy trawiastym zboczem o
niewielkim nachyleniu. Możemy nawet przyspieszyć tempo. Co ciekawe, zanim
dojdziemy na tutejszą przełęcz, zobaczymy przed sobą piękne i samotne skupisko
kosodrzewiny otoczone pojedynczymi głazami. Za nim ścieżka prowadzi na skraj
stromych stoków, które stanowiły dla nas „pionową ścianę” nie do pokonania.
Świstak pomiędzy skałami w Wielickim Ogrodzie
Świstak pomiędzy skałami w Wielickim Ogrodzie
W trakcie wędrówki polanami z pewnością będziemy
zachwycać się pięknem Gerlacha. Przed nami widać jego jaśniejsze zbocza oraz
liczne płaty śnieżne (nawet w lecie). Dojście do lokalnej przełęczy odbywa się
wąską, wydeptaną ścieżką wśród traw, okrążając miejscowe wzniesienie z dużym
głazem na jego szczycie. Ponownie dochodzimy do potoku Wielickiego i idziemy
wzdłuż niego. Szlak musiał być wytyczony w wąskiej dolinie, ponieważ środkiem
przepływa potok, a nieco dalej „wyrastają” monumentalne zbocza Gerlacha.
Okrążając miejscowe, trawiaste wzniesienie ze skałą na jego szczycie, szlak
prowadzi przez usypisko kamieni. Z tego miejsca po raz pierwszy możemy
popatrzeć na ogromny, stożkowy piarg (usypisko kamieni) u stóp Gerlacha. Robi
wielkie wrażenie, ponieważ jest zdecydowanie większy niż jakikolwiek inny,
który widzieliśmy w Tatrach. Spoglądając na prawo, zobaczymy piękne, popękane,
czarne skały w otoczeniu równych traw. Teraz jesteśmy powyżej wysokości 1940 m
n.p.m. Odtąd nie zobaczymy już więcej kosodrzewiny, ani innej bujnej
roślinności. Po obejściu wzniesienia Kupoli otwiera się przed nami widok na
Długi Staw Wielicki. Teraz głównie będziemy wędrowali przez gołoborza kamieni.
Wraz z osiąganiem wysokości teren jest coraz bardziej „surowy”. Nie dochodzimy
do samego stawu, ponieważ szlak stopniowo prowadzi nas wzdłuż stromo
opadających stoków w jego stronę. Dzięki takiemu wytyczeniu trasy ciągle
idziemy coraz wyżej, nie męcząc się przy tym za bardzo. Idąc wzdłuż zbiornika,
powyżej jego poziomu, ciągle będziemy widzieć jednakowo wyglądające gołoborza
kamieni przed nami. Chociaż Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami mają wyjątkową
moc przyciągania swoim pięknem, to uważam, że Długi Staw Wielicki ma również
coś w sobie wyjątkowego. Jego wody są tak czyste, że niezależnie od głębokości
bardzo wyraźnie widać wszystkie kamienie na jego dnie. Dodatkowo wody przyjmują
bardzo jasny odcień turkusowego koloru, co przyciąga wzrok. Kiedy staw jest
spokojny naprawdę trudno nie zarządzić dłuższej przerwy, by zobaczyć ten
niezwykły widok. W lecie jego lodowate zimne wody pozwolą nam na chwilę
orzeźwienia. Trzeba pamiętać, że jesteśmy znacznie powyżej poziomu stawu,
dlatego najbezpieczniej jest przystanąć przy jego brzegu na samym początku,
kiedy okrążamy wzniesienie Kupoli. Wtedy przechodzimy dosłownie przy jego
wodach i wystarczy zejść po kilku skałkach wśród bujnych kęp traw, by poczuć,
jaki jest lodowaty.
Gerlach cały czas towarzyszy nam po lewej stronie
Ogromny, potężny piarg u stóp Gerlacha
Niesamowicie czyste wody Długiego Stawu Wielickiego
Gerlach cały czas towarzyszy nam po lewej stronie
Ogromny, potężny piarg u stóp Gerlacha
Niesamowicie czyste wody Długiego Stawu Wielickiego
Z każdą chwilą zauważamy, jak stopniowo osiągamy
wysokość, znajdując się coraz wyżej lustra wody. Najpiękniejsze kolory i widok
na staw mamy mniej, więcej w połowie jego długości. Warto przystanąć, bo
zobaczymy z pewnością bardzo wyraźnie wszystkie głazy na dnie oraz największą
głębię turkusowej barwy. Widzimy stąd również wielki głaz o kształcie
sześcianu, który wiele lat temu odpadł od stromego zbocza Gerlacha i spadł do
wody z wielkim impetem. Do dziś stoi w nienaruszonym stanie. Zobaczymy tutaj
wręcz fenomenalny Krcmarovy Żleb i piarg mający idealny kształt stożka, nad
którym wznosi się wielka szczelina przysypana śniegiem. Tuż przed nim widać
wielką, pionową ścianę, na szczycie której dostrzeżemy mały kocioł. W kotle
powinniśmy dojrzeć ogromny głaz, który wygląda, jakby lada chwila miał spaść do
stawu. Od pierwszej „półki” z wodospadem, licząc od jej góry, powinniśmy zajść do
Długiego Stawu Wielickiego w około 45min. Ten zbiornik nie ma wielkich
rozmiarów, a mimo wszystko, kiedy dochodzimy do jego końca, widzimy, że
jesteśmy już kilkadziesiąt metrów nad jego poziomem. Jesienią, kiedy
przejrzystość powietrza jest największa, a woda ma temperaturę bliską 0’C,
zobaczymy najpiękniejszy widok w postaci szafirowo-turkusowego niezwykle
przezroczystego stawu! W trakcie przechodzenia wzdłuż linii brzegowej, tyle że
powyżej jego poziomu, szlak zakręca w prawo łukiem szeroką i bardzo równą
ścieżką ułożoną z płaskich kamieni. Trzeba dopowiedzieć, że już od samego
początku Długiego Stawu Wielickiego szlak prowadzi bardzo równą ścieżką, przez
co idziemy wygodnie, regularnie osiągając coraz większą wysokość. Na końcu staw
jest wąski i mniej ciekawy. W ogóle uważam, że widok z tej strony na niego jest
o wiele mniej interesujący. Idąc szlakiem, w oddali zauważymy „drzewo” z
drogowskazami na Polskim Grzebieniu. Powinniśmy go szukać na grani przed nami,
trochę po prawej stronie. Jak szybko zauważymy, będziemy mieli kolejną
stromiznę do pokonania, kiedy dojdziemy do stóp Małej Wysokiej. Na końcu
Długiego Stawu Wielickiego charakter naszej trasy nieco się zmieni, bo chociaż
ciągle będziemy regularnie osiągać wysokość, to teraz z gołoborzy kamieni
wyjdziemy na stromo opadające zbocza ku kamienistej dolinie, przecinając je
wzdłuż.
Tego "drzewa" szukamy daleko przed sobą
Tego "drzewa" szukamy daleko przed sobą
Na początku przejdziemy przez pas traw, później
przez wąskie usypisko kamieni, znowu pas trawy i na końcu dojdziemy do ciemnych
i spękanych skał po prawej stronie. Jedynie przejdziemy obok nich. Za skałami
ponownie idziemy w trawiastym terenie, naprzemiennie poprzecinanym wąskimi
usypiskami kamieni. Bardzo ciekawy jest fakt, że tych okolicach, pomimo
przekroczenia granicy 2000 m n.p.m. nadal spływa woda z wyższych partii gór. W
wielu miejscach możemy jej zaczerpnąć i się napić. Przez najbliższe 30min
będziemy podchodzić w podobnym terenie, tyle, że wraz z wysokością coraz
bardziej będą przeważać kamiennie usypiska łączące się w gołoborza. Szlak na
całej długości prowadzi nas równym chodnikiem z poukładanych płaskich kamieni. Idziemy
tak przez około 20min. Po drodze mijamy jeszcze wiele cieków wodnych widocznych
na płaskich skałach po prawej stronie szlaku, tworzących strome zbocza. Powyżej
wysokości 2100 m n.p.m. widzimy coraz mniej roślinności a wszystko dookoła
wydaje się takie „surowe”. Kiedy popatrzymy w różnych kierunkach będziemy
widzieć tylko rozległe usypiska kamieni oraz góry znacznie wyższe niż poziom,
na którym aktualnie jesteśmy. Z każdą minutą zauważymy, że stoki po prawej są
coraz bardziej strome. Przed nami widzimy już Polski Grzebień i rozpoznawalne,
okorowane i pomalowane drzewo z drogowskazami. Z łatwością możemy określić
którędy mamy iść. Na ostatnim odcinku ścieżka kończy się pomału i wejdziemy na
fragment ubezpieczony na całej długości łańcuchami. Do przełęczy Polski
Grzebień zostało nam jakieś 15min wędrówki. Szlak najpierw prowadzi przez
kilkadziesiąt metrów wzdłuż ukośnych, płaskich płyt skalnych oraz innych głazów
po prawej stronie drogi. Stanowią one naturalną zaporę nie do przejścia. Dalej idziemy
wydeptaną ścieżką, gdzie po naszej lewej jest bardzo strome, trawiaste urwisko.
Teraz możemy poczuć dużą wysokość, na której jesteśmy. W trakcie wędrówki
dojdziemy do miejsca, gdzie mamy przed sobą dwie ścieżki. Ta niżej położona
obowiązywała do 2008 roku. Teraz przebieg szlaku nieco zmieniono, ale jest
bardzo dobrze oznakowany i dodatkowo rozpoczynamy odtąd wspinaczkę przy pomocy
łańcuchów. Skręcamy ostrym zakrętem w prawo i szybko będziemy osiągać wysokość.
Patrząc z góry na zakręt zauważymy, że stary szlak wytyczono na skraju urwiska
i część ziemi oraz skał zsunęła się ze zbocza w głąb kamienistej doliny. Z tego
właśnie względu powstała konieczność wytyczenia nowej trasy.
TRUDNOŚCI NA MAŁEJ WYSOKIEJ, CZYLI ŁAŃCUCHY W DRODZE NA MAŁĄ WYSOKĄ
Przed sobą widzimy tylko wysokie, popękane skały,
którymi będziemy musieli wejść do góry. Dla osób, które mają lęk wysokości, to
podejście może być trudniejsze, ponieważ rozpoczynamy wspinaczkę dosłownie do
góry w linii prostej. Za ostrym zakrętem podchodzimy do pierwszej skały krótkim
trawersem. Wisi tutaj pierwszy, luźny łańcuch. Na początku mamy wiele ułatwień
w postaci pęknięć w skałach, czy też wyżłobionych stopni. Wystarczy chwycić się
dobrze łańcucha i podchodzić ku górze. Nasza pierwsza „ścianka” zakończy się
bardzo stromym, skalistym zboczem, gdzie szlak prowadzi dwiema szczelinami
wśród skał. Po środku tych szczelin wystaje podłużny, szpiczasty głaz, przez co
musimy dobrze uchwycić się łańcucha. Teraz wybieramy jedną z dwóch opcji
obejścia wystającego głazu, ponieważ po obu jego stronach droga wygląda tak
samo. Powinniśmy patrzeć za pęknięciami w skałach, będącymi jednocześnie
dobrymi stopniami lub też za wystającymi fragmentami skał, na których z
łatwością możemy postawić stopę. Najgorzej może być jedynie powyżej odstającego
głazu, ponieważ tutaj łańcuch zakręca pod bardzo ostrym kątem w lewo. Musimy
dosięgnąć go tak, żeby mieć stabilny chwyt. W trakcie pokonywania obu trudności
pamiętajmy, że w tym miejscu, z powodu niewielu możliwości postawienia
stabilnego kroku, trzeba nogami podciągać się jak najwyżej. Stając w połowie
odstającej skały będziemy mieli kolano dosłownie przed sobą, ponieważ musimy
postawić długi krok do góry. Z drugiej strony jednym podciągnięciem szybko
pokonujemy resztę trudności. Tam, gdzie zakręca łańcuch w lewą stronę wchodzimy
ponownie na wydeptaną ścieżkę wśród skał i traw. Można powiedzieć, że połowę
trudności mamy już za sobą. Te, które są przed nami nie będą już tak
wymagające. Odtąd nie musimy podchodzić na skaliste ścianki, ale raczej
będziemy przecinać je na szerokość. Tutejszy zakręt w lewo tworzy wielki głaz i
kilka mniejszych kamieni, które służą nam jako stopnie. Kilkadziesiąt metrów
dalej, idziemy wzdłuż kolejnych płyt skalnych i płaskich głazów. Dochodzimy do
ukośnie nachylonej, płaskiej skały, na którą teraz musimy wejść. Na szczęście
mamy do dyspozycji łańcuch. Wejście na skałę jest łatwe, ponieważ wystarczy
postawić standardowej długości krok i trzymać się łańcuchów po prawej stronie. Idziemy
wyżłobioną ścieżką w skałach, która jest bardzo widoczna. Zresztą o tej porze
idzie tyle ludzi, że zawsze widać cały przebieg szlaku. Za długim i płaskim
głazem mamy przed sobą kolejną serię łańcuchów. Te są zdecydowanie łatwiejsze,
ponieważ idziemy w poziomie. Z płaskiej płyty przechodzimy na małe, skaliste
wzniesienie, gdzie trzymamy się łańcuchów po prawej stronie. Wejście na
wzniesienie odbywa się po nieregularnych, odstających kamieniach, które tworzą
dla nas stopnie. Dzięki nim możemy stawiać stabilne kroki i szybko podchodzić
na jego szczyt. Ten fragment powinniśmy szybko pokonać, ponieważ ma długość
rozpiętości czterech łańcuchów. Wychodzimy wówczas na skalisty zakręt, skąd
mamy bardzo dobry widok na niższą część szlaku oraz, na urwisko poniżej nas.
Na zakręcie przechodzimy przez naturalną bramę,
którą tworzą wystające skałki po obu stronach ścieżki. Wychodzimy na
kilkudziesięciometrowy fragment ścieżki z poukładanych kamieni. Idziemy wśród
traw. Na jej końcu zobaczymy kolejne przeszkody na trasie, ponieważ mamy do
pokonania kolejny, trudniejszy odcinek z łańcuchami. Na początku podchodzimy
około trzy metry po ukośnej płycie skalnej z licznymi pęknięciami, gdzie dalej
chwytamy za łańcuch. Myślę, że tutaj jest najtrudniejsza część szlaku, ponieważ
mamy do pokonania około czterometrowy kominek skalny. Nie jest on pionowy,
jakby nazwa wskazywała, ale trzeba przyznać, że jest dość stromy. Całe
podejście ubezpieczają trzy przęsła łańcuchów. Pierwsze prowadzi na płaską
płytą skalną do kominka. Drugie jest przeciągnięte wzdłuż kominka. W kominku
idziemy tak, że chwytamy łańcucha po prawej stronie i podciągamy się,
jednocześnie szukając odstających fragmentów skał. Wyglądają jak odłupane
fragmenty głazów i na dodatek są pochylone ku nam, co utrudnia podejście.
Właśnie tutaj powstają zatory, gdy idzie więcej turystów. Rozwieszony łańcuch
wiele nam pomoże, ponieważ możemy podciągać się przy jego pomocy, przez co nie
musimy całym ciężarem stawać na występkach skalnych. Dzięki temu poczujemy się
bezpieczniej. Trzecie przęsło to krótki fragment łańcucha rozpięty, pomiędzy
dwoma metalowymi uchwytami. Ułatwia on przejście płaską i ukośną płytą ponad
kominkiem. Na płycie skręcamy w lewo, wąską, wyżłobioną ścieżką. Nadal będzie
stromo, ponieważ musimy przejść z jednej skały na drugą. Po przejściu trudności
czwarte przęsło prowadzi nas na skalistą ścieżkę. Mamy tutaj do dyspozycji
kamienne stopnie, które ułatwiają podejście. Za nim znajdują się kolejne cztery
przęsła, które raczej pełnią funkcję zabezpieczającą w przypadku, gdy przez
nieuwagę stracimy równowagę. Za pierwszym łańcuchem, licząc od kominka, nie
występują już żadne trudności. Po prostu trzeba iść ze zwiększoną uwagą, bo
przechodzimy tędy przez lokalne wzniesienie z płaskich płyt skalnych. Przy
deszczowej, lub mglistej pogodzie można dość łatwo się pośliznąć, a musimy mieć
świadomość, że po lewej stronie mamy bardzo dużą przepaść.
Pierwszy fragment z łańcuchami w drodze na Polski Grzebień
Łańcuchy w drodze na Polski Grzebień
Ubezpieczenie w postaci łańcuchów w kominku
Pierwszy fragment z łańcuchami w drodze na Polski Grzebień
Łańcuchy w drodze na Polski Grzebień
Ubezpieczenie w postaci łańcuchów w kominku
Doszliśmy do przełęczy Polski Grzebień 2200 m
n.p.m. W trakcie podchodzenia na odcinkach z łańcuchami musimy pamiętać o
jednej rzeczy. Łańcuchy są tu rozwieszone nieco w inny sposób niż na wszystkich
polskich szlakach, ponieważ każdy z nich jest przytwierdzony tylko do jednego
karabinka, który z kolei przykręcony jest do haka, co sprawia, że trzeba
utrzymywać wielkie odstępy między osobami. Trzymamy się zasady, że jedna osoba
łapie za jeden łańcuch. Takie umiejscowienie karabinka i sposób montażu
łańcucha powoduje, że złapanie się go oznacza pociągnięcie jednego łańcucha
przed hakiem znajdującego się przed nami jak i tego za nami, co wydłuża czas
oczekiwania. Na polskich szlakach łańcuchy są mocowane za pomocą dwóch
karabinków, co jest znacznie bezpieczniejsze i nie pociągamy łańcuchów przed i
za nami, bo cała siła jest tłumiona na krótkim przewieszeniu, składającym się z
kilku ogniw pomiędzy dwoma karabinkami wiszącymi na jednym haku. Trzeba też
dodać, że słowackie łańcuchy są znacznie cieńsze niż polskie. W naszej części
Tatr używane są łańcuchy na ciężary do 5,1 tony (50kN). Warto pamiętać o tych
zasadach, ponieważ, jak widać, Słowacy mają gorzej rozwiązany system łańcuchów.
Na słynnej Czerwonej Ławce widziałem w dwóch miejscach urwane i przetarte
łańcuchy.
Przełęcz Polski Grzebień 2200 m n.p.m.
WEJŚCIE NA MAŁĄ WYSOKĄ - OPIS TRUDNOŚCI
Przełęcz Polski Grzebień 2200 m n.p.m.
WEJŚCIE NA MAŁĄ WYSOKĄ - OPIS TRUDNOŚCI
Jesteśmy na wysokości 2200 m n.p.m. a panoramy już
z tego miejsca są niezapomniane. Dookoła widzimy mnóstwo wysokich gór.
Największe wrażenie robi z pewnością Gerlach. Możemy stąd też popatrzeć na całą
grań dojściową, zwaną Martinka, którą niewielu decyduje się wchodzić na króla
Tatr, ze względu na bardzo długi czas przejścia. Godny uwagi jest również
Lodowy Szczyt 2634 m n.p.m. i sąsiedni Pyszny Szczyt 2621 m n.p.m. Można
powiedzieć, że jesteśmy w sercu Tatr, ponieważ otaczają nas z każdej strony
góry o wysokości powyżej 2400 m n.p.m. Chyba nie ma takiego drugiego miejsca w
Tatrach, gdzie możemy podziwiać tak wiele wysokich gór w jednym miejscu. Z
Polskiego Grzebienia najbardziej jednak uwagę przyciąga Zmarzły Staw w Dolinie
Białej Wody. W lecie jest przepiękny, kiedy słońce w pełni go oświetla. Z
Polskiego Grzebienia skręcamy w prawo, widoczną ścieżką. W około 50min do
godziny, powinniśmy dotrzeć żółtym szlakiem na Małą Wysoką. Trudno opisać jest
szczegółowo całe podejście, ponieważ nie licząc pierwszego odcinka, na całej
długości jest dosłownie takie samo. Nawet trudno dostrzec właściwy szlak,
ponieważ zbocza Małej Wysokiej wyglądają, jak gdyby rozsypano na nich
niezliczone ilości głazów. Każdy więc idzie, jak mu odpowiada, omijając większe
z nich. I ja, kiedy tutaj jestem robię tak samo, bo właściwy szlak nie zawsze
jest widoczny. Po prostu trzeba iść ciągle do góry, trzymając się kilka,
kilkanaście metrów od lewej krawędzi urwiska. Trzeba dodać, że szlak na Małą
Wysoką jest nietypowy, ponieważ idziemy górą, która wygląda, jak gdyby po lewej
stronie zapadła się na całej długości w przepaść. Z tego powodu, na całej
długości szlaku po lewej stronie mamy potężne urwisko aż po sam szczyt. Ściany
skalne za krawędzią opadają prawie pionowo ku Zmarzłemu Kotłowi.
Zmarzły Staw widziany z przełęczy Polski Grzebień - nawet w lipcu możemy zobaczyć wielkie tafle lodu na powierzchni
Początkowy fragment szlaku, tuż nad przełęczą Polski Grzebień
Zmarzły Staw widziany z przełęczy Polski Grzebień - nawet w lipcu możemy zobaczyć wielkie tafle lodu na powierzchni
Początkowy fragment szlaku, tuż nad przełęczą Polski Grzebień
W tej wędrówce musimy mieć jakieś punkty
odniesienia, żeby wiedzieć gdzie jesteśmy, dlatego warto zapamiętać kilka
charakterystycznych miejsc. Na samym początku będziemy podchodzić czarnymi
skałami o bardzo nieregularnych kształtach. Jest stromo i obchodzimy je z
prawej strony, stąd na szlaku mamy do pokonania jeszcze trzy przęsła łańcuchów.
Idziemy stromo do góry, cały czas trzymając się ich. Nie zobaczymy przepaści,
ale ścieżka prowadzi w wąskim terenie i na drodze wystaje dużo różnych skał.
Ten fragment nie powinien sprawić nam żadnych problemów. Trudniejsze odcinki
mieliśmy przed przełęczą. Po wyjściu na górę czarnych skał mamy przed sobą widok
na praktycznie cały szlak, aż po sam szczyt. Tutaj też znajdziemy z łatwością
żółte znaki szlaku, które poprowadzą nas pomiędzy pierwszymi dużymi głazami.
Cały czas idziemy wzdłuż krawędzi urwiska, które znajduje się po naszej lewej
stronie. Na tym odcinku omijamy bardzo duże głazy i przechodzimy po kilku
niewielkich płytach skalnych. Nieraz musimy stawiać tu większe kroku do góry,
żeby wejść na jakiś głaz lub skałę. Tylko do tego momentu droga jest oczywista
i czytelna. Dalej mamy przed sobą wielkie przestrzenie pełne kamieni. Jako, że
widzimy ogólny kierunek i wiemy gdzie mamy iść, to podchodzimy tak, żeby nie
zbliżać się do krawędzi urwiska. Pomiędzy głazami widać mnóstwo wydeptanych
ścieżek, bo tutaj wszystko sypie się pod nogami. Wystarczy, że będziemy szli
jedną z takich tras i na pewno dojdziemy tam, gdzie chcemy. Drugim punktem
odniesienia będzie wielka brama skalna do przepaści. Od przełęczy dojdziemy do
niej w 15min. Niestety w okolicach „bramy” podejście jest bardzo strome, ale
nie występują tu żadne trudności. Idziemy w zagłębieniu terenu mając po obu
stronach skały. Brama jest bardzo piękna, ponieważ jej lewy filar tworzy
wysoka, ale wąska skała o kształcie prostopadłościanu, a prawy jest
przedłużeniem grani głównej. Każdy tutaj przystaje na chwilę, żeby chociaż
zrobić jedno zdjęcie. To miejsce jest bardzo urokliwe.
Charakterystyczna brama skalna, którą trudno przegapić
Charakterystyczna brama skalna, którą trudno przegapić
Trzecim punktem odniesienia będzie lokalna
przełęcz na około 3/5 podejścia. Rozpoznamy ją po wielkim wcięciu w grani,
które jest widoczne od samego początku. Powyżej wysokości bramy będziemy mieli
przysłoniętą dalszą część szlaku, dlatego nie myślmy czasem, że to już szczyt,
bo kiedy dochodzimy do przełęczy, przed nami nagle „wyrasta” drugie tyle samo
grani, którą mamy do pokonania. Pocieszający jest fakt, że szlak ponownie staje
się czytelny i nawet możemy przejść większy odcinek kamiennymi stopniami, które
jednocześnie wskazują nam właściwą drogę. Idziemy tutaj około 3-4m od krawędzi
urwiska. O dziwo, pomimo dużej wysokości, zobaczymy wiele bujnych kęp traw. Na
około 100m przed dojściem do wcięcia w grani mamy do pokonania jeszcze krótki
rząd wystających skał ze zbocza. Nie występują tu żadne łańcuchy. Z drugiej
strony nie ma takiej konieczności, ponieważ skały zapewniają bardzo dobrą
przyczepność i z pewnością znajdziemy tu wiele możliwości postawienia
stabilnych kroków. Odstające skały tworzą niskie, ale podłużne, pionowe grzędy,
którymi musimy wejść. Na ich szczycie przejdziemy dość szeroką, ale zarośniętą
trawami ścieżką. Przez chwilę będziemy w płaskim terenie, z którego wystają
szpiczaste skały – podobnie, jak Mnichy Chochołowskie, tyle, że tutejsze są
bardzo malutkie (mają tylko 20-50cm wysokości). Kiedy dojdziemy do przełęczy na
głównej grani, zobaczymy, co jest faktyczną trudnością oznaczoną na mapie w tym
punkcie. Grzędy, które teraz pokonywaliśmy są jedną z nich, a samo wcięcie
powoduje, że przez chwilę jest wąsko na szlaku i widzimy bardzo wielką
przepaść. Dodatkowo szlak prowadzi tędy kolejnym, około sześciometrowym
kominkiem, którym musimy wejść do góry pod bardzo strome skały. Kiedy
dochodzimy do niego zauważamy, że mamy wiele punktów chwytu i podparcia na
całej długości. Bardziej może nas wystraszyć wąskie przejście oraz wystawienie
na ekspozycję, czyli widzimy po naszej lewej ogromną przepaść.
Mozolne i długie podejście na szczyt Małej Wysokiej
Mozolne i długie podejście na szczyt Małej Wysokiej
Inni decydują się pokonywać trudności na szlaku na
Małą Wysoką poprzez ominięcie kominka. Idą wówczas poszarpanymi, odstającymi
skałami, które są jeszcze wyższe. Najbezpieczniej jest chyba połączyć obie
wersje i rozpocząć podejście od kominka i skręcić w prawo na skały o
nieregularnych kształtach. Ten odcinek sprawia więcej problemów dla mniej
wprawnych turystów podczas zejścia. Trzeba dodać, że po lewej widzimy oczywistą
dla nas przepaść, ale jest tu tak wąsko, że poza kominkiem i skałami o nieregularnych
kształtach nie mamy innej możliwości, ponieważ dalej, po prawej, skały opadają
prawie pionowo ku niższym partiom zbocza góry. Musimy więc bardziej wytężyć
naszą uwagę, bo sama trasa daje wiele możliwości stawiania stabilnych kroków,
mając przy tym dobre chwyty. Największym błędem podczas schodzenia, który jest
powielany przez turystów, którzy okazjonalnie lub rzadko chodzą po górach, jest
schodzenie twarzą do stromizny. Wtedy w razie utraty równowagi na pewno nie
będą mieli możliwości złapania jakiejkolwiek skały. Zazwyczaj tłumaczą ten
fakt, że chcą mieć widok na cały szlak, żeby wiedzieć co jest przed nimi. Na
takich stromych odcinkach powinno schodzić się plecami do szlaku, ponieważ w
razie pośliźnięcia cały czas jesteśmy uchwyceni skał i mamy dodatkowo jeden
punkt podparcia. Dajemy sobie tym samym możliwość złapania jakiejś skały w
razie wypadku. Skały o nieregularnych kształtach w tym miejscu wyglądają nieco
jak czarne stopnie, a dookoła nich zobaczymy kępy traw. Wybierając naturalne
stopnie będzie nam chyba najłatwiej. Kominek zaś, prowadzi wzdłuż krawędzi
urwiska, ale najszybciej i najkrócej można pokonać wszelkie trudności. Bardziej
wprawne osoby wybierają tę opcję, ponieważ wychodzimy z niego bezpośrednio na
szeroką, jaśniejszą ścieżkę, gdzie dalej jest już łatwo. Trasa w kominku nie
prowadzi pionowo do góry, ale raczej jest to podłużna rozpadlina pomiędzy
dwiema skałami, które zbiegają się pod ukosem do siebie. Tutejsza umowna
ścieżka jest nachylona dość stromo i przez to musimy sobie pomagać rękoma. W
około 2/3 jego wysokości odstaje skała do środka, co utrudnia przejście, bo
mamy zatarasowane przejście, a po lewej, dla odmiany, brakuje części podłużnej
skały i praktycznie stoimy nad urwiskiem. Z tego względu nie wybieram w całości
przejścia kominkiem, a jedynie jego pierwsze dwa metry, gdzie dalej skręcam w
prawo, korzystając z czarnych, skalnych stopni. Kiedy przejdziemy ostatnią
trudność na szlaku, zobaczymy, że jasna i szeroka ścieżka zakręca szerokim
łukiem w prawo, po czym omija ostatni większy, czarny głaz.
Podczas wędrówki musimy pamiętać, że jeszcze przed
charakterystycznym wcięciem w głównej grani zobaczymy cały przebieg szlaku aż
po szczyt. Widzimy go jako szeroką ścieżkę, która wyróżnia się jako jaśniejsza
linia biegnąca wzdłuż krawędzi urwiska. Za wcięciem nie ma już żadnych
trudności. Skały, głazy i kamienie są znacznie mniejsze i teraz będziemy tylko „walczyć”
ze stromizną podejścia, która potrafi nas mocno zmęczyć. Do wcięcia powinniśmy
dojść w 40min. Pozostałe 20min drogi to wędrówka widoczną, szeroką, jaśniejszą
ścieżką. W trakcie podchodzenia mamy wrażenie, że stromizny, które widzieliśmy
z dołu, teraz są znacznie mniejsze. Rzeczywiście mamy takie wrażenie, jak gdyby
góra „rozciągnęła się”. Po około 20min dochodzimy do szczytu, idąc cały czas w podobnie
wyglądającym otoczeniu. To, co zobaczymy z wierzchołka głównego bardzo szybko
pozwoli nam odpowiedzieć na pytanie: „po co tutaj przyszliśmy?”. Tak
wspaniałych widoków trudno szukać gdzie indziej! Dookoła widzimy wysokie góry
mające przynajmniej 2400 m n.p.m. Teraz możemy popatrzeć na Gerlacha w całej
swej wspaniałości, ponieważ nie przysłaniają go żadne inne zbocza. Można
powiedzieć, że stoimy do niego „twarzą w twarz”. Po przeciwnej stronie widać
majestatyczną Łomnicę. Wiele razy zdarzyło mi się, że na poziomie 2500 m n.p.m.
powstawał bardzo cienki pas chmur, który przecinał tę górę cienkim, białym
woalem. Widok z takimi chmurami jest po prostu niezwykły! Czego chcieć więcej?
Jedyne, co może denerwować to fakt, że wyruszając rano, nie popatrzymy ze
szczytu na Staroleśny Szczyt 2476 m n.p.m., zwany po słowacku Bradavicą,
ponieważ zwykle docieramy tu po południu i nad jego wierzchołkiem znajduje się
słońce. Nie można nawet dostrzec większych szczegółów, ponieważ przy słońcu,
które na tej wysokości jest bardzo mocne, góra wygląda tylko jak czarna bryła z
dwoma szczytami. Patrząc w tej samej linii, na końcu widać Sławkowski Szczyt
2452 m n.p.m. Mamy stąd również najwspanialszy widok na Martinkę i z pewnością
dostrzeżemy tam wspinaczy próbujących wejść na Gerlach podczas słonecznego
dnia.
Jest jeszcze kilka innych punktów, które zwrócą
naszą uwagę. Zdecydowanie będzie to wielki kocioł ze śniegiem pod Świstowym
Szczytem 2383 m n.p.m. oraz przepiękne tatrzańskie stawy, a zobaczymy ich
kilka. Na pierwszy plan wysuwa się Zmarzły Staw w górnej części Doliny Białej Wody. Tak naprawdę znajduje się on w Zmarzłym Kotle. Zbójnickie Stawy i Puste Stawy wyglądają równie pięknie, ponieważ są rozsiane
na wielkiej, kamiennej kotlinie u stóp najwyższych gór. To miejsce nazywa się
Kotliną pod Przełomem. Patrząc w stronę Polski, z łatwością dostrzeżemy
Litworowy Szczyt 2423 m n.p.m., Żłobisty Szczyt 2426 m n.p.m., Wysoką 2547 m
n.p.m., dwuwierzchołkowe Rysy 2499 m n.p.m. i 2503 m n.p.m. oraz Niżnie Rysy
2430 m n.p.m. Miejsca na szczycie Małej Wysokiej jest niewiele, dlatego w
pogodne dni warto przybyć tu wcześniej, żeby mieć jeszcze czas na podziwianie
widoków i odpoczynek, ponieważ lista chętnych z każdą godziną będzie się
wydłużać. Zejście z Małej Wysokiej jest bardzo przyjemne, bo teraz mamy cały
czas widok na Gerlacha i przepaściste zbocza Małej Wysokiej oraz na Przełęcz
Rohatka, która znana jest z trudności na szlaku oraz z dużej ekspozycji w
drodze z Polskiego Grzebienia do Zbójnickiej Chaty. Zejście z góry powinno
zająć nam około 40min. Trzeba wiedzieć, że powrót odbywa się tą samą drogą, bo
innej możliwości nie ma. W trakcie schodzenia na Polski Grzebień, zobaczymy, że
na Małą Wysoką podążają największe tłumy. Jeśli nie mamy samochodu i
dojeżdżaliśmy do Starego Smokowca autobusem, to nic z tym nie zrobimy, ale
jeśli mamy samochód, to polecam przyjechać tak, żeby rozpocząć wędrówkę na
godzinę przez wschodem słońca, a wtedy wyprzedzimy tłumy nawet o trzy godziny.
Ja z moim kolegą robimy tak, że staramy się wyruszać o godzinie 3.00 po to,
żeby długie, ale mało ciekawe odcinki leśne przejść w nocy. Wtedy możemy
podziwiać piękny wschód słońca ponad górną granicą drzew oraz mamy mnóstwo
czasu na przejście szlaku w zupełnej ciszy. Na szczycie również mamy całkowity
spokój i możemy zrobić ciekawe zdjęcia.
SZLAK DOLINĄ BIAŁEJ WODY - NAJPIĘKNIEJSZA TATRZAŃSKA DOLINA, OPIS ZEJŚCIA DO DOLINY
Na początku wspominałem o Dolinie Białej Wody, że
jest najpiękniejszą doliną w całych Tatrach Słowackich. Trudno się nie zgodzić,
kiedy mamy stąd fenomenalne widoki, jesteśmy w otoczeniu wysokich gór i
dodatkowo widzimy kilka stawów, w sąsiedztwie których kwitną kolorowe kwiaty.
Przejście doliną potrafi maksymalnie wyciszyć człowieka, ponieważ jest bardzo
długa i nie spotkamy wielkich tłumów. Na Polskim Grzebieniu wybieramy zielony
szlak – łącznik, którym zejdziemy do niebieskiego. Z rozstaju dróg można pójść
ścieżką znakowaną na niebiesko: przez całą Dolinę Białej Wody, albo w 45min
wejść na legendarną przełęcz Rohatka, słynącą z klamer i trudności na szlaku. Jako,
że chcemy przejść Dolinę Białej Wody, bo założyliśmy powrót do Polski, to teraz
skupię się na jej opisie. Najpierw jednak powiedzmy coś o samym zejściu z
Polskiego Grzebienia do skrzyżowania szlaków. Zejście z Polskiego Grzebienia
nie należy do przyjemnych, ponieważ będziemy schodzić stromym stokiem i na
dodatek w wielu miejscach na ścieżce kamienie są niezwiązane i bardzo łatwo o
upadek. Pierwszy odcinek zabezpieczono drewnianymi balami ze świerków.
Zbudowano z nich ramy schodów, które wypełniły się sypkim materiałem oraz
większymi kamieniami. Kiedy zbocze staje się coraz bardziej strome widzimy, że
drewniane stopnie znikają i teraz idziemy krętymi, ułożonymi z płaskich
kamieni, w wielu miejscach, wysokim schodami. Nie są jednak zbyt wygodne,
ponieważ nawet one nie są położone na stabilnym terenie. W trakcie wędrówki
widzimy, jak drobne kamyczki wyjeżdżają nam spod nóg. Nie raz trudno utrzymać
równowagę. Próbowano nawet zabezpieczyć osuwający się teren metalowymi prętami
zbrojeniowymi, wbijając je przy każdym stopniu, jednak zatrzymały już tyle
materiału, że same się powyginały. Kamienie przebierają ponad ich poziom, stąd
i ta forma zabezpieczenia nie zdała egzaminu. Chyba najbardziej praktyczne są
drewniane bale, ale niestety nie wszędzie można je zamontować.
Próba zabezpieczenia szlaku prętami zbrojeniowymi
Próba zabezpieczenia szlaku prętami zbrojeniowymi
Schodząc w sypkim terenie musimy w szczególności
uważać, żeby przez przypadek nie potknąć się o wystający pręt, bo wiele z nich
jest niewidocznych, ponieważ mają podobny kolor jak otoczenie. W miejscach,
gdzie ścieżka osunęła się w dół zbocza, zainstalowano siatki z prętów, które
wypełniły spadające kamienie i dzięki temu brakujący fragment szlaku powstał samoistnie
na nowo. W połowie zejścia, które trwa 15min-20min dochodzimy do wielkiej
skały, którą nasza ścieżka okrąża od lewej strony. Idziemy przy jej pionowej
ścianie, wzdłuż której ułożono kamienne stopnie. Właśnie ten odcinek
najbardziej naszpikowano prętami zbrojeniowymi, bo tutaj dosłownie nic nie jest
związane z podłożem. Szlak z Polskiego Grzebienia do Doliny Białej Wody jest
bardzo męczący dla kolan, ponieważ schody w wielu miejscach są wysokie i
jednocześnie mamy dużą stromiznę do pokonania. W szczególności męczymy się na
ciągłym hamowaniu lub też stawiając stabilne kroki, ponieważ na stopniach leżą
duże ilości małych kamieni niezwiązanych z podłożem. Tu powstaje największy
problem, bo nieraz widziałem, jak w czasie utraty równowagi dodatkowo ktoś
potykał się o wystający pręt. Warto więc schodzić powoli i uważnie. Kiedy
wyjdziemy za ściankę skalną nasz szlak zakręca w lewo i rozpoczniemy tym samym
kolejną serię stromych stopni. Poniżej wielkiej skały szlak prowadzi krótkimi,
ale bardzo sypkimi trawersami. Schody najczęściej są przysypane ziemią, gdzie
trudno o stabilny krok. W dole widzimy ciągle Zmarzły Staw, który w
popołudniowej części dnia jest najpiękniejszy, bo w pełni oświetla go słońce,
wydobywając z niego największą głębię kolorów. Widzimy też fragment ścieżki, którą będziemy
szli dalej, ale tylko jej małą część, ponieważ na razie zasłaniają ją strome,
skaliste zbocza po lewej stronie szlaku. Dochodzimy do skrzyżowania szlaków na
stromym stoku góry. Ciągle mamy przed sobą wysokie, opadające, kamienne
stopnie. Co ciekawe, rozstaj dróg nie znajduje się u stóp zbocza, którym
schodzimy, ale pozostało nam gdzieś mniej więcej do zejścia jeszcze 1/3 jego
wysokości. Idąc w dół, tuż przed skrzyżowaniem skręcamy w prawo za ścianką
skalną i przed nami widać cztery „szyldy”. To są znaki informacyjne, gdzie mamy
iść. Nie wyglądają jak znany nam słupek z tabliczkami, ale raczej jak szyld
reklamowy jakiegoś baru, co tutaj wygląda bardzo efektownie. Jeden z nich jest
przymocowany prostopadle do skały, a pozostałe trzy są przykręcone do niej na
wszystkich czterech rogach. Idąc tędy, warto przeczytać co na nich napisano,
ponieważ stojąc na rozstaju zobaczymy, że zawieszono je trochę za wysoko. Każda
z nich ma swój zielony, blaszany daszek. Drogowskazy te najbardziej kojarzą mi
się z tablicami upamiętniającymi kogoś, kto zginął w górach. Podobne możemy
zobaczyć na symbolicznych cmentarzach ludzi gór pod Śnieżką w Sudetach, czy też
w pobliżu Popradzkiego Plesa. Od tego momentu nasze zejście stanie się
łagodniejsze, ponieważ szlak prowadzi nieco w lewo, przecinając zbocze góry
wszerz. W prawo zaś, biegnie trasa na Rohatkę przez rozległe usypisko kamieni,
gdzie nawet w lecie może jeszcze zalegać śnieg. W tym rejonie często słychać
rozmowy idących ludzi, ponieważ echo bardzo dobrze roznosi głos po całej
okolicy.
Drogowskazy w postaci "szyldów"
Drogowskazy w postaci "szyldów"
DOLINA BIAŁEJ WODY
My wybieramy niebieski szlak Doliną Białej Wody.
Szlak wytyczono okrężną drogą wzdłuż zbocza, przez duże rumowiska kamienne,
przez co nie trawersujemy gór i nie schodzimy już tak stromo. Nasze kolana w
końcu będą mogły częściowo odpocząć. Przed sobą widzimy cały przebieg ścieżki w
pobliżu Zmarzłego Stawu, po jego lewej stronie. Od teraz będzie to ułożony
chodnik z kamieni, który ułatwi nam schodzenie. Do Łysej Polany powinniśmy
dojść w jakieś 4h 30min, ale z doświadczenia wiem, że potrzebujemy znacznie więcej
czasu, ponieważ przy każdym stawie obowiązkowo trzeba przystanąć z powodu
niepowtarzalnie pięknej przyrody. Kiedy ludzie są zmęczeni uporczywym
schodzeniem z Polskiego Grzebienia nie zatrzymują się przy drogowskazach,
ponieważ nie ma tam za bardzo miejsca i nadal jest stromo. Trzeba zejść kilka
metrów niżej do jasnych skał, gdzie namalowano strzałki niebieskiego i zielonego
szlaku. Wtedy skręcamy w lewo i idziemy jakieś 30m kamiennym chodnikiem. Znajdujemy
pierwsze miejsce na równym terenie, gdzie możemy przystanąć. Z tej odległości
widać, jak nietypowy jest tutejszy drogowskaz oraz w jakim pięknym otoczeniu
jesteśmy. Szlak jest odtąd bardzo dobrze oznaczony. Co chwilę znajdujemy
niebieski pasek na jakimś głazie. Schodząc coraz niżej dojdziemy jeszcze do
długiego łuku ścieżki wygiętego w lewą stronę, gdzie będzie nas czekać jedyna
trudność na tej trasie. Ścieżka prowadzi wzdłuż wielkich skał, aż w końcu
trzeba przejść jedną z nich. Występują tutaj płyty skalne i skały o
poszarpanych kształtach, przez co jest trochę trudniej zejść. Dochodzimy do
skraju jednej z nich tak, jak prowadzi niebieski znak i odwracamy się tyłem do
szlaku. Obiema rękoma chwytamy skały przed nami i najpierw lewą stopą stawiamy
krok na niżej położonym występku skalnym. Poniżej widać wyraźny stopień o
sześciennym kształcie. Tam stawiamy prawą stopę, dzięki czemu przechodzimy tą
około dwumetrową bardzo stromo nachyloną skałę. Stojąc prawą stopą na
pojedynczym schodku teraz musimy lewą stopą postawić dłuższy krok w dół. Teraz
jesteśmy ponownie na normalnej ścieżce, którą będziemy szli już do Zmarłego
Stawu. Na zejściu za skały widać niebieski znak szlaku. Tak samo na sąsiedniej
ściance zobaczymy niebieską strzałkę. Trasa jest bardzo dobrze oznakowana. Za
trudnościami w terenie skręcamy pod kątem 90-ciu stopni i schodzimy kamiennymi
stopniami w stronę stawu. Od rozstaju z ciekawymi drogowskazami aż do stawu,
zejście powinno zająć nam jakieś 15-20min. Widzimy, że w trakcie schodzenia
zbliżamy się do poziomu Zmarzłego Stawu. Pamiętajmy, jednak, że nie dojdziemy
bezpośrednio do jego wód. Nawet w lecie są bardzo zimne i nie raz częściowo
zamarznięte (nawet w połowie lipca!), przez co ludzie schodzą ze szlaku, by
schłodzić się w upalne dni.
Schodząc od trudności skalnej do poziomu stawu,
idziemy cały czas ułożonym chodnikiem z kamieni, przecinając kolejne rumowiska
kamienne. W pobliżu zbiornika pojawiają się nawet pojedyncze pasy traw. Idąc
wzdłuż niego staniemy na chwilę, ponieważ widzimy, że efektownie wygląda on z
wysokości. W lecie po południu zwykle gromadzą się chmury, które zasłaniają
słońce i przez to nie zobaczymy wspaniałych odcieni turkusu i szafiru wód
Zmarzłego Stawu. Kiedy jest zacieniony nie wygląda tak atrakcyjnie. Obejście
Zmarzłego Stawu z lewej strony powinno zająć nam jakieś 10min, licząc od jego
początkowej linii brzegowej, aż do końca. Patrząc od tej strony staw jest
zakończony trawiastą polanką, My jednak nadal będziemy szli przez kamienne
rumowiska. Dopiero za zbiornikiem przecinamy niewielką polankę wszerz, wędrując
tym samym w płaskim terenie od dłuższego czasu. Niektórzy świadomi ludzie, co
można zobaczyć w tych okolicach z polanki, wchodzą na przeciwległe trawiaste
zbocze z krzyżem u góry. Widać stamtąd dużą część Doliny Białej Wody oraz Dziką
Turnię 2373 m n.p.m. Najpiękniejsze jest jednak przed nami! Idąc równą polanką
dochodzimy do kolejnych rumowisk kamiennych. Wtedy dochodzimy do skraju
wielkiej „półki”, na której powstał Zmarzły Staw. Teraz rozpocznie się długie i
dość strome zejście, ale już w otoczeniu zieleni. Najbardziej jednak uwagę
przyciągać będzie Litworowy Staw. Jest cudowny! Kiedy oświetla go w pełni
słońce, zobaczymy przepiękną paletę barw. Z tego względu nigdy nie polecam
przechodzenia Doliny Białej Wody w godzinach rannych, gdyż długo trzeba czekać
zanim pojawi się w niej światło słoneczne. Kilka razy szedłem tędy rano i stąd
wiem, że najpiękniej w tych okolicach jest po godzinie 13.00 w lecie. W trakcie
schodzenia, przed nami widnieje charakterystyczny skalisty szczyt po prawej,
przypominający kształtem nieco Machu Picchu. Wyróżnia się w okolicy. Z poziomu
Polskiego Grzebienia, czy też Zmarzłego Stawu wyglądał na najniższą górę. Mowa
o Hrubej Wieży 2086 m n.p.m. W trakcie schodzenia ta góra nagle „urasta”,
ponieważ Litworowy Staw położony jest na wysokości 1860 m n.p.m. Rozpoczynamy
kolejną serię trawersów, dzięki czemu dojdziemy w to najpiękniejsze miejsce doliny.
Na skraju wielkiej „półki”, po lewej stronie zobaczymy wielką rozpadlinę, jakby
góra była przecięta na dwie części. Widzimy też dalszy przebieg szlaku na dole,
przy stawie. Najbardziej jednak wzrok przyciąga polana w płaskim terenie przy
Litworowym Stawie, która wygląda, jak gdyby ktoś skosił tam równo trawę. Jest
po prostu przepiękna! Nasz szlak teraz będzie prowadził przez wypukłość terenu,
gdzie po obu jej stronach widać źleby. Po naszej lewej ciągnie się wielka
rozpadlina aż do górnego poziomu dużej, zielonej polany ponad Litworowym
Stawem.
Litworowy Staw
Litworowy Staw
Piękne, równe trawy w pobliżu Litworowego Stawu
Schodzimy ścieżką wśród bujnych traw, które
naprzemiennie przecinają pasy kamieni. To zejście powinno nam zająć jakieś
25min. Początkowo schodzimy coraz bardziej stromo, po czym za około 3min szlak
zakręca lekko w prawo. Idziemy tutejszymi trawersami przez około dwie minuty na
każdy z nich, bo za pierwszym zakrętem i po dwuminutowym przejściu, szlak
ponownie zakręca lekko w lewo, i za kolejne dwie minuty, jeszcze raz lekko w
lewo. Po kolejnych dwóch minutach ponownie zakręca w prawo. Cały czas idziemy w
terenie, gdzie przeważają bujne trawy i inne liściaste rośliny. Cały czas
idziemy przez „wybrzuszenie” zbocza górskiego, przez co mamy rozległe widoki
niczym nie przysłonięte. Teraz ścieżka prowadzi przez około 5min bardziej
stromo w dół, po czym zakręca pod kątem prostym w prawo. Dzięki temu w znacznym
stopniu niwelujemy stromiznę zbocza. Zauważamy też, że czym jesteśmy niżej, tym
gęstsza i bardziej różnorodna roślinność pokrywa te okolice. Za około czterominutowym
odcinkiem takiej ścieżki skręcamy pod kątem prostym w lewo i za chwilę ponownie
w lewo, żeby ponownie zbliżać się do Litworowego Stawu. Po przejściu tego
trawersu pozostaje nam wędrówka wśród traw i pojedynczych głazów. Na poziomie
końca wielkiej rozpadliny przechodzimy jeszcze cztery krótkie trawersy i
wkraczamy na przepiękną, równą i pełną zieleni polankę. Najpiękniej jest tutaj
w połowie lipca, ponieważ cały teren zakwita kolorowymi kwiatami. Trudno sobie wyobrazić, żeby nie przystanąć tu
chociaż na chwilę. Za każdym razem nas szczególnie przyciąga kwiecista łąka,
gdzie rzucamy wszystko pomiędzy głazy i zasypiamy na godzinę.
LITWOROWY STAW I JEGO NIEZWYKŁE OTOCZENIE
Otoczenie Litworowego Stawu jest niezwykłe,
ponieważ na południowym wschodzie widzimy Wielicki Szczyt 2318 m n.p.m., a
przed nami widnieje ogromna dolina, którą będziemy ciągle iść – oczywiście jest
to Dolina Białej Wody. Dodatkowo w okolicach stawu, przy szlaku, znajduje się
jama pomiędzy głazami, w której w razie deszczu może schronić się nawet pięciu
dorosłych ludzi. W środku jamy są ułożone nawet karimaty! Widziałem już nie
raz, że niektórzy wykorzystywali to miejsce na wczesne wyjście w góry lub też,
żeby pójść na Małą Wysoką na wschód słońca. Również w pobliskim rumowisku
skalnym żyje mnóstwo świstaków. Najbardziej niezwykłą skałę mamy nad południowo-zachodnim
brzegiem Litworowego Stawu. Jest to cienka i szeroka półka, nisko zawieszona
tuż ponad lustrem wody. Woda wpychana przez wiatr pod nią wydaje dźwięk racic
kozicy wspinającej się po skałach! O pięknie tego terenu można by pisać bardzo
wiele, jednak lepiej będzie, gdy zobaczymy to wszystko na własne oczy i
usłyszymy na własne uszy. Za Litworowym Stawem widzimy kolejną „półkę”, która
stanowi kolejne „piętro” Doliny Białej Wody. Wydaje nam się, że za nią jest
tylko wielkie urwisko. Tymczasem będziemy schodzić tamtędy kolejnym
wybrzuszeniem zbocza górskiego pełnym wspaniałej roślinności. Dochodząc do
brzegu „półki” idziemy ścieżką pomiędzy dużymi, a nieraz ogromnymi, głazami. Największe
z nich leżą tuż za stawem. Głazy są naprawdę wielkich rozmiarów. Po prawej
stronie mamy Litworową Przechybę 1986 m n.p.m. Tutaj skręcamy szerokim łukiem w
lewo i od teraz będziemy cały czas schodzić Litworową Doliną. Ponownie przed
sobą zobaczymy wybrzuszenie terenu na całej długości stromego stoku. Dzięki
temu będziemy mogli zobaczyć znacznie więcej, bo nic nie przysłoni nam widoków.
Zauważymy też, że poniżej „półki” na poziomie Litworowego Stawu jest jeszcze
więcej bujnej roślinności i kosodrzewina tworzy tam zwarte i rozległe skupiska.
Schodząc z okolic Litworowego Stawu musimy skręcić pod ostrym kątem w prawo,
gdzie wśród dużych głazów poprowadzi nas szlak. Będziemy szli stopniami i
ułożonym chodnikiem z płaskich kamieni. Za około 3min ścieżka zakręca ponownie
pod ostrym kątem – tym razem w lewo. Odtąd kamienny chodnik będzie nas
prowadzić stromo nachylonym zboczem w lokalnej, szerokiej i zielonej rynnie,
którą tworzą naprzeciwległe zbocza górskie. Idziemy wzdłuż, pomiędzy nimi. Cały
czas przed sobą, po lewej stronie, widzimy Litworowy Potok. Po prawej zaś,
pierwsze skupiska niskiej kosodrzewiny. Nie wyglądają zbyt okazale.
Niesamowity Litworowy Staw
Jama z "miejscami noclegowymi"
Buja, kwitnąca roślinność w okolicach Litworowego Stawu
Niesamowity Litworowy Staw
Jama z "miejscami noclegowymi"
Buja, kwitnąca roślinność w okolicach Litworowego Stawu
ZEJŚCIE LITWOROWĄ DOLINĄ DO DOLINY BIAŁEJ WODY
W trakcie wędrówki przejdziemy przez małe
rumowisko skalne, przez niewielką trawiastą polanę, a później jeszcze raz przez
wielkie rumowisko kamienne, gdzie z łatwością zauważymy wyróżniający się głaz
przy szlaku po prawej. W tych samych okolicach, nieco dalej, leży równie wielki
głaz o sześciennym kształcie. Przebieg szlaku jest bardzo dobrze widoczny,
ponieważ rumowisko przecina wyraźny chodnik. Na jego końcu ścieżka prowadzi
granicą trawiastej polany i wielkiego skupiska kosodrzewiny. Granica tworzy
równą linię. Tak też wytyczono ścieżkę. Za pierwszym skupiskiem kosodrzewiny
kończy się pierwsze wybrzuszenie tutejszego terenu. Teraz wchodzimy w lokalną
dolinkę pełną małych polanek i poprzecinanych skupisk kosodrzewiny. Stopnie nie
są już tak dobrej jakości, jak powyżej, ale mimo wszystko można szybko
schodzić. W trakcie wędrówki warto spojrzeć za siebie, ponieważ zobaczymy
wyraźną linię oddzielającą szare granie od świata zieleni. Ten widok jest
zachwycający! Wędrówka w podobnym terenie będzie trwała około pół godziny.
Kiedy przejdziemy lokalną dolinkę, wejdziemy na drugie wybrzuszenie zbocza
górskiego, które w całości jest zarośnięte kosodrzewiną. Wycięto w niej wyraźną
ścieżkę i ułożono kamienny chodnik, stąd nie mamy nawet możliwości zboczenia ze
szlaku. Za wybrzuszeniem ponownie schodzimy dość stromym stokiem aż dojdziemy
do miejsca, gdzie dwukrotnie przetniemy Litworowy Potok. Trzeba przyznać, że to
miejsce jest bardzo urokliwe, ponieważ na licznych kamieniach utworzyły się
piękne kaskady obfitujące w wodę i dlatego warto przystanąć tu chociaż na
chwilę. Dodatkowo zobaczymy mnóstwo kwitnącej roślinności uwielbiającej
wilgotny klimat. Z pewnością zachwycą nas niebieskie dzwoneczki, czy też żółte
kwiaty wyglądem przypominające małe, rozpromienione słońca.
Liczne kaskady w drodze powrotnej
Liczne kaskady w drodze powrotnej
W miejscu, gdzie przecinamy potok, szlak trawersuje
strome zbocze dwukrotnie po to, żebyśmy mniej odczuwali stromiznę
zejścia/podejścia. Warto tutaj spojrzeć w lewą stronę na wysoki Ganek 2462 m n.p.m.
oraz na sąsiednie granie. Wysokie góry na tle pięknych, zielonych traw, tworzą
prawdziwie tatrzański krajobraz. Jest czym się zachwycić! Poniżej dwóch
trawersów schodzimy jeszcze przez około 10min dość stromym stokiem w gęstej
kosodrzewinie, gdzie coraz częściej zobaczymy pojedyncze jarzębiny. Patrząc za
siebie zobaczymy niezwykły krajobraz. Kiedy byłem tu pierwszy raz stwierdziłem,
że tutejsza panorama przypomina mi nieco Alpy – tyle że bez śniegu. Szare i
potężne, wysokie granie są tak daleko od nas i przedzielają je dodatkowo dwa
pasy zieleni. Widzimy również za sobą wybrzuszenie zbocza, którym dotychczas
schodziliśmy. Jest pełne kwitnącej roślinności oraz skupisk kosodrzewiny. Idąc
coraz niżej powinniśmy też popatrzeć w lewą stronę, ponieważ wśród bardzo
gęstej kosodrzewiny zauważymy Ciężki Staw. Jest piękny, ale jednocześnie
niedostępny, dlatego warto zobaczyć go z jak najwyższego miejsca. Kiedy
przejdziemy już 10-cio minutowy odcinek stromego zbocza, pójdziemy jakieś 20min
dalej, przez zbocza pełne kosodrzewiny. Dopiero na poziomie Ciężkiego Stawu
mamy coraz więcej drzew na szlaku. Zejście trwające około 20min dostarczy nam
wielu wspaniałych widoków. Ścieżka w wielu miejscach będzie skręcała na krótkich
odcinkach i nadal będzie wiodła nas naprzemiennie, przecinając pasy
kosodrzewiny, rumowiska skalne i trawiaste polany. Zobaczymy również mnóstwo
kwitnących, kolorowych kwiatów, kaskad na potoku Litworowym, czy też paproci. Trzeba
przyznać, że pod względem przyrodniczym tutejszy odcinek jest bardzo ciekawy.
Również mamy stąd wspaniałe panoramy na góry najwyższe, które stopniowo „oddalają
się” od nas. Najpiękniejsze jest jednak dopiero przed nami. W dolnej części
ostatniego, stromego zbocza góry powinniśmy spojrzeć w lewo. Zresztą głośny
dźwięk skieruje naszą uwagę w tamto miejsce. Zobaczymy przepiękną Ciężką
Siklawę, czyli najwyższy wodospad w całych Tatrach, mający około 100m wysokości!
Pomimo, że widzimy go z dala, to ryk jego wód jest potężny. Z dużej odległości
zobaczymy bardzo długi i dość szeroki pas wód, który niezwykle zdobi okolicę.
Szkoda tylko, że nie można zobaczyć go z bliższa! Oglądamy go również częściowo
przysłonięty, ponieważ w tamtych okolicach rosną drzewa, a wzdłuż naszej
ścieżki karłowate świerki, jarzębiny i inne krzewy.
Ciężki Staw
Potężna, 100m Ciężka Siklawa
Kolorowe kwiaty w trakcie powrotu Doliną Białej Wody
Ciężki Staw
Potężna, 100m Ciężka Siklawa
Kolorowe kwiaty w trakcie powrotu Doliną Białej Wody
Patrząc przed siebie widzimy równą granicę lasów,
która znajduje się dużo poniżej nas. To oznacza, że mamy do przejścia jeszcze spory
kawałek stromizny. Właśnie w tym miejscu ścieżka w wielu miejscach będzie
kręta, by częściowo zniwelować duże nachylenie stoku. Najbardziej jednak powinniśmy
zwrócić uwagę na kształt doliny przed nami. Zbocza, które ją ograniczają z obu
stron tworzą literę „U”. Dolina Białej Wody jest uważana za podręcznikowy
przykład doliny u-kształtnej – powstającej po ustąpieniu lodowca. Idąc krętymi
zakosami, w kolejne 15min dochodzimy do granicy lasów. Tworzą je wysokie i
dobrze zbudowane, stare świerki. Tuż przed nimi przechodzimy przez niewielkie
rumowiska skalne i obok kilku grup jarzębin. Wrażenia z trasy są bardzo piękne!
Najlepszy widok mamy, gdy obrócimy się za siebie. Wtedy możemy zobaczyć chyba
najlepszy „alpejski” widok, gdzie główna grań Tatr wysoko góruje nad okolicą, a
zieleń tworzy aż trzy pasy o różnych odcieniach, podkreślając tym samym
piętrowy układ roślinności w górach. Wchodząc w strefę lasu szybko zauważymy,
że wędrówka nim jest bardzo przyjemna, choć nadal dość stroma. Kamienista ścieżka
prowadzi pomiędzy drzewami, gdzie możemy podziwiać bardzo piękną, kwitnącą
roślinność. Wodospad jest coraz mniej słyszalny, ale tutejsza przyroda pozwala
na dobry wypoczynek w trakcie wędrówki. Schodząc lasem, w końcu dochodzimy do
ciekawego skrzyżowania naszego szlaku i dróg leśnych. Najczęściej wszyscy tutaj
odpoczywają, ponieważ wszystkie stromizny mamy już za sobą. Dochodzimy też do
małego drewnianego mostku, którym przekraczamy Świstowy Potok. W tych rejonach,
w lesie, poza szlakiem znajduje się tatrzański tabor, czyli drewniane platformy
pod namiot, skąd wyruszają w góry wspinacze i taternicy. Dla zainteresowanych jest
nawet oznaczony strzałką. My tymczasem będziemy chcieli cieszyć się tutejszą
przyrodą, bo trzeba przyznać, że jest niezwykła i niepowtarzalna. Od mostku na
Świstowym Potoku idziemy jeszcze jakieś 7min. Dochodzimy do Polany pod Wysoką.
Szybko zauważymy, że najwięcej osób odpoczywa właśnie tutaj oraz podziwia
fenomenalne widoki. Dlaczego? Ponieważ pionowe ściany pełne zieleni, tworzące
literę „U”, widzimy teraz od drugiej strony. Stąd wyglądają znacznie potężniej
i czasem kojarzą mi się z tym, co możemy zobaczyć w górach wielkich Chin.
Piękna Dolina Białej Wody
U-kształtna Dolina Białej Wody
Piękna Dolina Białej Wody
U-kształtna Dolina Białej Wody
NIE MYŚL JESZCZE O KOŃCU TRASY - CZYLI MOZOLNA WĘDRÓWKA
Od polany rozpoczniemy długą, ale dość mozolną
wędrówkę. Będziemy szli kamienistą i szeroką drogą. Nasza wędrówka powinna
potrwać jeszcze jakieś 2h... Po całym dniu wędrówki możemy poczuć się zmęczeni
psychicznie, bo będziemy myśleli już o powrocie na kwaterę lub do samochodu, a
przed nami jest jeszcze ogrom trasy. Warto więc podziwiać dalsze widoki, ponieważ
są nie gorsze od tych poprzednich. Najpierw będziemy szli przez około 30min w
lesie, wzdłuż szerokiego potoku o nazwie Biała Woda. W międzyczasie przejdziemy,
po około 7min wędrówki, drewnianym mostkiem nad Rówienkowym Potokiem. Dalej
będziemy mogli głównie podziwiać Białą Wodę oraz ostatni raz u-kształtne ściany
skalne ponad doliną. Po 30min wędrówki dochodzimy do pierwszej drewnianej wiaty,
a raczej deszczochronu z ławką. Tuż przed nim przekraczamy szerokie koryto
Białej Wody dość sporym mostem zbudowanym ze świerkowych bali. Możemy na chwilę
odpocząć w deszczochronie, lecz nie zobaczymy stąd pięknych, odległych panoram.
Kolejne 20min wędrówki to marsz wzdłuż potoku Biała Woda, który teraz mamy po
prawej stronie. Jego szum jest głośny i będzie nam towarzyszył do samego końca.
Po około 12min przechodzimy kolejnym dużym mostem na drugą stronę i ponownie
idziemy wzdłuż potoku. Po około 5min lasy kończą się i wchodzimy na wielką i
bardzo piękną polanę Biała Woda. Jest dość szeroka i bardzo długa.
Najpiękniejszy widok mamy, gdy pójdziemy nią jeszcze przez 3min, bo wtedy dojdziemy
do drugiego deszczochronu. Obowiązkowo musimy się tu zatrzymać, by popatrzeć na
przepiękną panoramę Tatr. Teraz widzimy jak bardzo daleko od nas są wszystkie
szczyty, które podziwialiśmy na trasie. W połączeniu z zielenią traw tutejszy
widok uchodzi za jeden z najpiękniejszych! Za kolejne dwie, trzy minuty
wędrówki dochodzimy do końca Polany Biała Woda, gdzie przejdziemy obok
leśniczówki oraz drewnianej chaty górskiej służby. Najczęściej tutaj zobaczymy
palące się ogniska w środku Tatr, czego gdzie indziej nie wolno robić. W
pobliżu chaty przejdziemy obok drewnianego ogrodzenia, gdzie stoi tablica
informacyjna. Ścieżka rozdziela się na dwoje, ale nasza droga jest oczywista,
bo dobrze oznaczona.
Deszczochron - miejsce na odpoczynek w czasie długiej, mozolnej wędrówki
Widoki w okolicach deszczochronuDeszczochron - miejsce na odpoczynek w czasie długiej, mozolnej wędrówki
Ostatni raz możemy spojrzeć na fenomenalne
najwyższe góry Tatr. Odtąd pozostaje nam około 40-50min wędrówka przez lasy, gdzie
będziemy mogli nieraz zobaczyć, jak szerokie jest koryto Białej Wody. Trzeba
przyznać, że jak na taki potok, który wyżej przypominał rzekę, jego koryto jest
znacznie za duże. Tworzą go białe kamienie, dlatego jest bardzo wyraźne w
okolicy. Po drugiej jego stronie słyszymy mnóstwo głosów. To ludzie wracający z
Morskiego Oka! Tak. Przez dłuższy czas idziemy równolegle do drogi prowadzącej
nad Morskie Oko. Szlak kończy się w Łysej Polanie, tuż za granicą
polsko-słowacką, po słowackiej stronie.
Rozkład jazdy autobusów z Łysej Polany po stronie słowackiej do Starego Smokovca:
Rozkład jazdy autobusów z Łysej Polany po stronie słowackiej do Starego Smokovca:
Witam. Też tak kiedyś pokonywałem ta trasę (jedna z najpiękniejszych w całych Tatrach).
OdpowiedzUsuńPomimo, że trasa jest bardzo długa, to warta jest całego trudu wędrówki. Kiedyś korzystałem z autobusu cSAD po stronie słowackiej, bo innej możliwości nie miałem i przyznaję, że wtedy to przejście miało swój klimat, bo zaczynałem przygodę z Tatrami. Wówczas dla mnie był to niedostępny świat. Przygodę z Tatrami zacząłem w 2007 roku.
UsuńTeż podobnie z tym że ja poznawanie Tatr rozpocząłem w 2009...najgorszy w tym wszystkim jest PKS słowacki. Wlecze się strasznie do starego smokowca z lysej polany..pozniej trzebabylo jeszcze eletriczka do Tatrzańskiej Polanki podjechać żeby zrobić ten tranzyt do polski...fajne czasy. Pzdr.
OdpowiedzUsuńO tak. Masz rację. Ten PKS jest za wolny, dlatego jechałem do Starego Smokovca, żeby dojść do Łysej Polany - wtedy nie musiałabym czekać na bus powrotny. Fajne czasy to były.
Usuń