Szlak na Szpiglasowy Wierch jest uważany za jeden
z najłatwiejszych w całych Tatrach. Nie bez powodu nazywano go „ceprostradą”, ponieważ
idą nim całe tłumy. Co je tak przyciąga? Z pewnością niepowtarzalne widoki,
które uchodzą za jedne z najpiękniejszych w całych Tatrach. Jeśli ktoś lubi
niesamowite widoki, a nie przeszkadza mu fakt, że trasa jest łatwa, to musi obowiązkowo
przejść ten szlak. Ja też skusiłem się wiele razy, ponieważ ze szczytu
Szpiglasowego Wierchu można zobaczyć fragment Czarnego Stawu pod Rysami,
najwyższe szczyty Tatr, czy też niepowtarzalne stawy Doliny Pięciu Stawów
Polskich. Zejście do tej doliny nie jest łatwe, dlatego jedynie osoby, które mają
już doświadczenie w chodzeniu szlakami
ubezpieczonymi łańcuchami powinny wybierać tę opcję. Widoki po drugiej stronie
Szpiglasowego Wierchu są zupełnie inne, a po zejściu długim odcinkiem z
trudnościami technicznymi możemy całkowicie się wyciszyć, ponieważ będziemy
przechodzić przez rozległe trawiaste hale z mnóstwem kolorowych kwiatów.
Tutejsza przyroda jest po prostu przepiękna! Szlak na Szpiglasowy Wierch zaczyna
się tuż przed schroniskiem nad Morskim Okiem. Nie będę omawiać szczegółowo drogi
do Morskiego Oka, ponieważ opisałem ją na osobnej podstronie: szlak na Morskie Oko – czyli na co zwrócić uwagę? Naszą przygodę rozpoczynamy na płaskim terenie
asfaltowym przy schronisku, gdzie po naszej prawej stronie, przy jarzębinach,
zauważymy strzałkę z żółtym znakiem i napisem: Szpiglasowy Wierch 2h 25min. Już
na początku wspomnę, że do Szpiglasowej Przełęczy nie zobaczymy żadnych
trudności i jedyne co będziemy musieli mieć, to dość dobrą kondycję, ponieważ
będziemy iść ciągle do góry. Od początku można pójść szybszym krokiem, ponieważ
po przejściu kilkunastu pierwszych stromych, kamiennych stopni rozpoczyna się bardzo
długi odcinek ścieżki, gdzie w ogóle nie zmęczymy się. Podchodząc stopniami,
idziemy przez skupisko bardzo gęstej kosodrzewiny. Pomiędzy nią zobaczymy wiele
zarośli, paproci i wielkich liści, wyrastających z ziemi. Wystarczy iść tak
około dwie minuty, gdzie będziemy dość często schylać się w zaroślach, po czym
szlak zakręci pod kątem prostym w lewo. Nasza ścieżka od samego początku jest
bardzo wygodna, ponieważ wędrujemy chodnikiem z ułożonych, białych kamieni.
Warto spojrzeć w lewo, ponieważ zauważymy tu ciekawy świerk, a raczej jeden
pień, z którego wyrastają cztery drzewa tego gatunku. Jeden ze świerków, ten
najbardziej wysunięty na lewą stronę, rośnie bardzo nietypowo, ponieważ na jego
pniu utworzyło się coś na wzór kolana, za którym pień zakręca ponownie w lewo
pod kątem prostym. Dopiero za zakrętem drzewo rośnie ku górze. Od tego miejsca
szlak prowadzi nas wschodnimi zboczami, najpierw Opalonego Wierchu, a później
Miedzianego – u stóp tych gór. Idąc ścieżką, bardzo powoli będziemy osiągać
wysokość, przez co poczujemy się, jakbyśmy szli miejskim chodnikiem.
Odbicia Mięguszowieckich Szczytów w wodach Morskiego Oka o godzinie 4.35 rano
Odbicia Mięguszowieckich Szczytów w wodach Morskiego Oka o godzinie 4.35 rano
Od samego początku, tuż za zakrętem z poczwórnym
świerkiem, przechodzimy w skupisku na tyle niskiej kosodrzewiny, że mamy ciągłe
i wspaniałe widoki na Morskie Oko. Idąc kilka minut tą ścieżką, zakręcamy w
prawo, mijając wielki głaz po lewej. Za dosłownie chwilę, ponownie skręcamy w
lewo i przechodzimy płaską skałą. W tym miejscu przekraczamy pierwszy naturalny
mostek nad pierwszym potokiem. Za zakrętem mijamy po lewej stronie, duży i dość
płaski głaz, na którym widnieje znak szlaku. Za pięć minut przekraczamy kolejne
potoki. Tym razem dwa na raz. Woda płynie w nich bardzo wolno i niewielkim
strumieniem. Płyną równolegle, w pobliżu siebie. Wystarczy dość ciepłe lato, by
oba potoki zanikły. Przechodząc pomiędzy nimi, spójrzmy do góry – zobaczymy,
jak wody sączą się po gładkich, ukośnie nachylonych płytach skalnych. Szybko
przekonamy się, że nasza trasa obfituje w wodę, ponieważ już za moment
dochodzimy do kolejnego strumyku. Ten wydaje się większy i jego źródła nie
wysychają przez cały rok. Jego wąskie koryto prowadzi pomiędzy skałami, a my
przechodzimy kamiennym chodnikiem nad nim. Jako, że strumyk jest szerszy niż
wszystkie poprzednie, dźwięk jego wód usłyszymy znacznie wcześniej, zanim tu dotrzemy.
Kilkadziesiąt metrów dalej, przechodzimy następny, bardzo wąski, o słabym
nurcie potok. Uważny obserwator powinien zauważyć coś więcej – tuż za nim trzeba
przyglądać się kamieniom, z których ułożono chodnik. Na jednym z nich zauważymy
wykute trzy zera. Przekraczanie potoków i strumyków nie kończy się, ponieważ
wystarczy przejść kolejne kilkadziesiąt metrów, by dojść do wyraźnego i dużego potoku,
gdzie szlak zakręca najpierw w lewo, a później w prawo. Koryto stanowi wąski
żleb, który przecina naszą trasę. Wody jest tak dużo, że turyści najczęściej
wybierają to miejsce, by nabrać jej do butelek. Za chwilę przekraczamy jeszcze
dwa następne strumyczki, ale w większym odstępie od siebie. Nieco dalej jest
jeszcze trzeci, gdzie za chwilę, po prawej stronie zauważymy trzy niskie
drewniane barierki, przypominające płotki, które mają zabezpieczać szlak przed
osuwającym się śniegiem w zimie. Kilkanaście metrów dalej przechodzimy przez
następny strumień, za którym zauważymy po lewej stronie sześć drewnianych płotków,
spełniających to samo zadanie. Tuż za
nimi, powinniśmy zauważyć dość ciekawy, płaski głaz, który wygląda, jakby
„spływał” ukośnie ze szlaku w stronę Morskiego Oka. Sam głaz może nie jest
jakiś niezwykły, ale ozdabia go bardzo mały, jarzębinowy zagajnik. W środku
lata możemy zobaczyć tu kolorowe widowisko, ponieważ czerwone owoce jarzębiny
na tle zielonych wód Morskiego Oka i niebieskiego nieba wyglądają przepięknie!
Po prawej stronie ścieżki, patrząc ciągle z tego samego miejsca, będziemy mieli
strome zbocze, które niejako przecinamy wzdłuż. Powinniśmy zauważyć tu dużą
skałę, pod którą znajduje się niewielka jama. Na górze głazu rośnie bujna
kosodrzewina. Miejsce jest tak urokliwe, że większość turystów zatrzymuje się,
by podziwiać tutejsze widoki.
Wychodzimy z jarzębinowego zagajnika. Nasza
ścieżka jest zupełnie płaska i niewymagająca. Od tego momentu nie zobaczymy nawet
kamiennych stopni, tylko równy chodnik. Coraz częściej szlak będzie prowadził nas
przez rumowiska skalne. Ścieżkę wytyczono w bezpieczny sposób, bo nawet w
trudniejszym terenie, gdzie pomiędzy kamieniami i głazami zobaczymy duże
szczeliny, ułożono równy chodnik. Na wszystkich skałach, głazach i kamieniach z
łatwością zauważymy jasnozielone porosty, które świadczą o czystości powietrza.
Za pierwszym rumowiskiem przechodzimy przez pas traw i kosodrzewiny, gdzie
dalej wchodzimy na drugie usypisko kamieni. Idziemy tędy przez wielki, płaski
głaz, który jest częścią naszej ścieżki. Kilkadziesiąt metrów od niego
dojdziemy do źródełka, które dosłownie bije spod luźno „rozrzuconych” kamieni.
Rozpoznamy to miejsce po dużym, pionowo stojącym głazie, na którym namalowano żółty
znak szlaku. Przed nami widać kolejny duży potok, którego wody płyną pomiędzy wielkimi
skałami. Za nim skręcamy pod dużym kątem w prawo, przy wielkim głazie ze
znakiem. Od tego momentu Morskie Oko będzie znikać za zboczem Miedzianego. Nasz
szlak okrąża serią długich trawersów najpierw Mnichową Płaśń (duża, trawiasta
bula), a później przejdziemy u stóp Miedzianych Kotłów. Odtąd ścieżka prowadzi
dość stromymi schodami ułożonych z kamieni, przez co do skrzyżowania szlaków
będziemy męczyć się znacznie częściej. Trasę wytyczono dość stromymi stokami
góry, bo było innej możliwości. Z tego względu szybciej osiągniemy wysokość i
przybliżymy się do celu. Okolicę upiększają dwa inne duże głazy, wystające
wysoko ponad poziom kosodrzewiny. Kilkanaście metrów dalej przechodzimy na drugą
stronę nietypowego strumyka, ponieważ nie ma on swojego widocznego koryta. Jego
wody płyną głęboko pod kamieniami. Jedynie go słyszymy. Nieco dalej, za nim,
znajduje się następny – za wielkim głazem z żółtym znakiem. Co ciekawe, ten
również w całości płynie głęboko pod skałami. Tylko słyszymy cichy szum. Przed
zakrętem ścieżki pod dużym kątem w lewo przejdziemy obok pionowego, płaskiego
głazu po lewej, na której rośnie kosodrzewina. Kawałek dalej zauważymy podobną
skałę do tej z jarzębinowym zagajnikiem. Przeszliśmy już dość duży kawałek i po
lewej stronie ciągle mamy piękny widok na coraz mniejszy fragment Morskiego
Oko, mieniącego się tysiącami światełek na pofalowanej powierzchni stawu.
Ciekawy jest widok z góry, gdy popatrzymy na wielką, trawiastą polanę. Z łatwością
zauważymy tam pojedyncze duże głazy, wyglądające, jak gdyby ktoś wysypał wielki
wór ze skałami. Wyglądają jak pionki rozstawione na szachownicy w pięknej,
zielonej trawie. Ciekawostką jest, że pomimo tylu głazów, każdy z nich leży
osobno.
Niesamowity widok na Morskie Oko
Niesamowity widok na Morskie Oko
Za tym szczególnym miejscem ścieżka skręca pod
dużym kątem w lewo. Pokonujemy kolejny trawers pod skałami zwanymi Miedzianymi
Kotłami. Teraz patrzymy na dość płaski, trawiasty teren, przypominający Bulę
pod Rysami, który nazywa się Mnichowa Płaśń. Zostało nam jeszcze 15-20min do
skrzyżowania szlaków, które wyznacza dokładnie połowę naszej trasy. Podejście
będzie jeszcze bardziej strome. Przechodzimy przez niewielkie rumowisko. Po raz
pierwszy zauważymy stąd wody Czarnego Stawu pod Rysami, ponieważ wcześniej
byliśmy zbyt nisko, żeby móc je zobaczyć. Najlepiej widać z tego miejsca potok,
który łączy Morskie Oko i Czarny Staw oraz Czarnostawiańską Siklawę i drugi
wodospad na tym potoku. Po jego prawej stronie z łatwością powinniśmy zauważyć
szlak trawersujący zbocze, którym rano wielkie tłumy podchodzą do Czarnego
Stawu, by dalej pójść na Rysy. Za zakrętem mijamy trzy serie rumowisk skalnych
oraz przechodzimy dosłownie kilkoma kamiennymi schodami, ponieważ większą część
trasy stanowi płaski chodnik. Za dwiema samotnymi skałami szlak skręca pod
dużym kątem w prawo, rozpoczynając krótki trawers, gdzie przekraczamy kolejne
rumowisko, składające się ogromnych głazów i kamieni. Widać pomiędzy nimi duże
dziury, w które, gdyby nie chodnik, moglibyśmy łatwo wpaść. Jeden z głazów
niezmiennie przez lata, wygląda tak, jakby zaraz miał z wielkim hukiem zwalić
się na szlak. Na Orlej Perci jest bardzo podobny, który stoi dosłownie na
kilkunastu centymetrach kwadratowych, a ma wagę ponad 6-ciu ton… Wygląda jak
maczuga. Zadziwiające jest to, że pomimo wiatrów i próby pchnięcia go przez
wielu turystów w przepaść nadal tam stoi. Głaz z naszego szlaku nie wygląda tak
groźnie, ale mimo wszystko ludzie podświadomie przechodzą tędy szybciej. Na
zakręcie zauważymy pionowe ściany skalne, na które patrzeliśmy już spod
schroniska nad Morskim Okiem. Są charakterystyczne. Dzięki nim możemy w
wyobraźni nakreślić sobie, w którym momencie jesteśmy. W 2008 roku spotkałem w
tym miejscu kolegę, którego ciekawił fakt, dlaczego szlak na Szpiglasowy Wierch
jest opisywany tylko od Morskiego Oka. Odpowiedź jest prosta – ponieważ duże
znaczenie ma, odkąd zaczniemy. Z tego względu poniżej opisałem również całe
zejście do Doliny Pięciu Stawów wraz z wyjaśnieniem, dlaczego jedna opcja jest
lepsza od drugiej, żeby osoby decydujące się na ten szlak miały wybór, którą
stroną chcą podchodzić. Za płytami skalnymi, szlak skręca ponownie pod dużym
kątem w lewo, ponieważ przechodzimy przez kolejny żleb, za którymi mijamy serię
czterech rumowisk kamiennych, pomiędzy którymi występują pasy kosodrzewiny.
Jest to ostatni trawers przed skrzyżowaniem szlaków przy ścianach skalnych. Za
nimi przedostajemy się na drugą stronę kolejnego żlebu. To wszystko dzieje się
dosłownie na odcinku kilkudziesięciu metrów. Za żlebem przekraczamy kolejną
serię trzech rumowisk, za którymi idziemy ciekawym fragmentem ścieżki, ponieważ
zbudowano tutaj umocnienia z kamieni wyglądające jak mur, takie same, jak
podczas budowy dróg nad urwiskiem. Po chwili dochodzimy do połowy naszej trasy.
Stoimy na skrzyżowaniu szlaków: żółtego na Szpiglasową Przełęcz 2110 m n.p.m. i
czerwonego na Wrota Chałubińskiego 2022 m n.p.m.
Skrzyżowanie szlaków: na Wrota Chałubińskiego i Szpiglasową Przełęcz
Skrzyżowanie szlaków: na Wrota Chałubińskiego i Szpiglasową Przełęcz
TRASA OD SKRZYŻOWANIA NA WROTA CHAŁUBIŃSKIEGO I SZPIGLASOWY WIERCH
Szlak od rozstaju dróg niewiele się zmienia,
ponieważ będziemy podchodzić w bardzo podobnym otoczeniu. Jedyne, co będzie przyciągać naszą uwagę, to niesamowite
Mięguszowieckie Szczyty, które wraz z osiąganą wysokością, będą stawać się
coraz „niższe”. Najbardziej polecam obserwować Mnicha 2070 m n.p.m., ponieważ
na końcowym etapie stanie się tak „mały”, że zaginie na tle innych gór. Od
skrzyżowania szlak prowadzi początkowo wśród gęstej kosodrzewiny, naprzemiennie
przecinanej pasami rumowisk skalnych. Trudno je zliczyć, ponieważ jedno nie
jest większe od drugiego i nic nie zmienia ten fakt na naszej trasie. Dopiero
za piątym rzędem skupisk z kamieni można zobaczyć coś ciekawszego, bo wszystkie
inne, które są przed nami i te, które już minęliśmy, składają się z siwych skał
lub ich fragmentów. Jedynie tutaj zobaczymy dwa rumowiska wyróżniające się ze
wszystkich, ponieważ tworzą je białe rzędy kamieni. Za nimi przejdziemy jeszcze
przez jedno, bardzo wąskie, ale już w „standardowym” kolorze usypisko. Jest ono
górną granicą występowania kosodrzewiny aż do zakrętu i od tego momentu
będziemy szli w całkowicie odsłoniętym terenie. Podchodzimy cały czas
kamiennymi stopniami wzdłuż południowo-wschodnich zboczy Miedzianego. Wysokość
osiągamy w dość wolnym tempie, dlatego nie powinniśmy zmęczyć się za bardzo.
Osoby chodzące rzadziej po górach, z pewnością odczują, że kondycja mogłaby być
trochę lepsza. Takim osobom może wydawać się, że szlak jest zbyt długi. Na
razie nic nie wskazuje na jakieś zmiany, ponieważ idziemy przed siebie, bardzo
długim zboczem w stronę Przełęczy Szpiglasowej. Po przekroczeniu ostatniego
pasa kosodrzewiny szlak zakręca pod dużym kątem w prawo, rozpoczynając tym
samym serię trawersów na strome zbocze góry opadające nieco na prawo od
Szpiglasowej Przełęczy ku nam. Dojdziemy nim bezpośrednio na Szpiglasową
Przełęcz. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć stąd najwyżej położony
zbiornik wodny w Polsce – Zadni Mnichowy Stawek. Trzeba jednak wiedzieć, gdzie
go szukać. Musimy spojrzeć nieco na prawo od Mnicha, za którym znajduje się
Mnichowa Kopa 2090 m n.p.m. Właśnie w jej rejonie powinniśmy z ledwością
dostrzec bardzo mały, jasnoniebieski stawek, położony na wysokości 2072 m
n.p.m.
Mnich widziany z podejścia w drodze od skrzyżowania na Szpiglasową Przełęcz
Mnich widziany z podejścia w drodze od skrzyżowania na Szpiglasową Przełęcz
Warto zatrzymać się tu również z innego powodu,
ponieważ w dole, na trasie do Wrót Chałubińskiego możemy podziwiać Stawy
Staszica i Stawek na Kopkach. Nie każdego roku można je zobaczyć, ponieważ
szybko wysychają, gdy lato jest tylko trochę cieplejsze. Wyjątkowym rokiem był
2008, gdy wszystkie potoki, wodospady i stawy obfitowały w wodę, ponieważ
ciągle padał deszcz. Przeciwieństwem okazał się rok 2015, gdzie przez Europę
przetaczała się fala tropikalnych upałów dochodzących do +38’C. Wtedy
największe stawy stawały się coraz mniejsze, a wodospady wyglądały naprawdę
licho. Ze wszystkich potoków, które tutaj opisałem został tylko jeden, ale
również był ubogi w wodę. Najciekawszy z nich jest zanikający Staw Staszica,
ponieważ przez jego środek poprowadzono kamienną ścieżkę. Kiedy lato jest bardziej
deszczowe, to czasami szlak na Wrota Chałubińskiego może znaleźć się pod wodą…
Widok jest po prostu niesamowity! Za zakrętem, po lewej stronie, przejdziemy
obok ogromnego, samotnego głazu. Z pewnością naszą uwagę przyciągną jego duże
rozmiary. Teraz pójdziemy w piękniejszej części trasy, ponieważ ścieżka
prowadzi przez polany z licznymi kwiatami i wysokimi trawami. Za nimi
przekroczymy szerokie rumowisko skalne oraz ciekawe skupisko kosodrzewiny,
przypominające wielką łatę. Krzewy są tak zwarte, że jedyne co je przecina, to
kamienny chodnik, którym idziemy. Mamy wrażenie, że kosodrzewina „spływa”
zboczem w dół doliny. Za wielkim skupiskiem przejdziemy przez niewielki teren z
bujnymi kępami traw. Szlak zakręca ponownie pod dużym kątem w lewo, trawersując
strome zbocze. Idziemy zygzakowatą ścieżką i teraz mamy już jeden z nich za
sobą. Jest to dobry punkt widokowy, by przyglądać się wspinaczom działającym na
ścianach skalnych Mnicha. Z zakrętu bardzo dobrze widać również Wrota
Chałubińskiego i całą trasę dojściową, składającą się z 52-óch trawersów. Sam
szlak nie cieszy się dużą popularnością ze względu na dość ograniczone widoki,
przysłonięte stromo opadającymi stokami gór. Warto spojrzeć na Mnichowe Stawki,
które z tej strony wyglądają jako dwa jasnoniebieskie, malutkie zbiorniki.
Stawy Staszica w lecie obfitującym w opady zalewają część szlaku prowadzącego na Wrota Chałubińskiego (zdjęcie z roku 2008). Przez większość lat stawy są bardzo małe lub całkowicie wysychają
Taką ścieżką wędrujemy aż do Przełęczy Szpiglasowej
Mnichowe Stawki
Stawy Staszica w lecie obfitującym w opady zalewają część szlaku prowadzącego na Wrota Chałubińskiego (zdjęcie z roku 2008). Przez większość lat stawy są bardzo małe lub całkowicie wysychają
Taką ścieżką wędrujemy aż do Przełęczy Szpiglasowej
Mnichowe Stawki
Za zakrętem idziemy po skałach, które są częścią
naszego szlaku. Większość z nich widzimy po naszej prawej stronie. Widzimy również
wielkie rumowisko. Za kolejnym pasem kosodrzewiny, traw, kamieni i kolejnym
pasem traw, dochodzimy do bardzo szerokiego usypiska kamieni. Przechodzimy je w
całości na drugą stronę. Wytyczono tędy równą i widoczną ścieżkę. Na samym
końcu szlak zakręca pod dużym kątem w prawo. Nasza ścieżka teraz przez
najbliższe 5min wędrówki będzie oddalać się od przełęczy. Będziemy szli
dokładnie w odwrotnym kierunku, a to dlatego, żeby zmniejszyć stromość
podejścia. Jeszcze przez chwilę będziemy szli przez rumowisko. Tutaj powinniśmy
zauważyć wielkie, czarne skały, zarośnięte u podstawy zielonymi porostami,
przypominające kształtem igły. Ciekawe jest ich ułożenie, ponieważ tworzą krąg złożony
z pięciu takich „igieł”. Szlak poprowadzono w środku tego kręgu. Trzy z nich
znajdują się po lewej stronie ścieżki na opadającym zboczu, a dwie z nich zobaczymy
po prawej, przy szlaku. Za igłami wchodzimy na kolejną polanę, ale ta wyróżnia
się swoim położeniem. Bujne i gęste trawy rosną w dość dużym zagłębieniu
terenu, którym właśnie przechodzimy. Za nim rozpoczyna się seria czterech
rumowisk i pasów traw, gdzie zobaczymy niewiele zmian. Dalej trasa zakręca pod
dużym kątem w lewo, gdzie odtąd będziemy zbliżać się już do Szpiglasowej
Przełęczy. Nadal podchodzimy dość stromo w podobnym terenie. W końcu dojdziemy
do szczególnego miejsca, bo po prawej ujrzymy dużą, czarną i strzelistą skałę,
która jest częścią pionowej ściany. Odtąd Mnich „wtapia” się w otoczenie i nie
góruje nad okolicą jako szpiczasty szczyt. Teraz widzimy, jak z każdym krokiem staje
się coraz „niższy”.
Widzimy stąd również całą drogę prowadzącą na
Szpiglasową Przełęcz. Chociaż wydawać się może, że już niewiele przed nami, to
jednak musimy wiedzieć, że zostało nam całkiem sporo do końca. Kilkanaście
minut wędrówki za skałą wśród zielonych polan, docieramy do ciekawego miejsca,
gdzie wśród nich zauważymy duży głaz wyglądający, jak gdyby ktoś wyrzucił go na
sam środek rozległych, trawiastych hal. Ponownie przechodzimy prostym odcinkiem
ścieżki za pomocą kamiennych stopni przez serię pasów traw i rumowisk skalnych.
Przy trzecim usypisku, na szlaku zobaczymy niewielką bramę z czarnych skał
znajdujących się po obu stronach ścieżki. Tuż za nią znajduje się jedyna, ale
duża przepaść na szlaku. Około 10m za bramą przechodzimy wąską półką skalną,
gdzie po lewej stronie widnieje duże urwisko. Trzeba przechodzić tędy
ostrożnie. Za półką przejdziemy jeszcze przez wąski pas traw, gdzie po lewej
stronie zobaczymy duży głaz wyróżniający się swoimi rozmiarami. Przełęcz Szpiglasową
widzimy przed sobą, ale do przejścia mamy jeszcze trzy krótkie odcinki.
Najpierw idziemy polaną, później przez wąskie rumowisko złożone z malutkich
kamieni i na końcu – ostatnim pasem traw. To jednak nie koniec, ponieważ
pozostało nam jeszcze około 9-10min wędrówki. Idziemy wśród traw i później
niewielkim rumowiskiem kamiennym, pokonując w drodze ostatni, ale dość długi
trawers. Za zakrętem przed sobą widzimy ostatni odcinek wytyczoną prostą
ścieżką przez trawy, którym dochodzimy już do Szpiglasowej Przełęczy. Z
pewnością zauważymy tutaj mnóstwo kwiatów – fioletowych dzwoneczków.
Ostatnie podejście na Szpiglasową Przełęcz
Te kwiaty będziemy spotykać najczęściej
Ostatnie podejście na Szpiglasową Przełęcz
Te kwiaty będziemy spotykać najczęściej
PRZEŁĘCZ SZPIGLASOWA I WEJŚCIE NA SZPIGLASOWY WIERCH 2172 m n.p.m.
Jesteśmy na Szpiglasowej Przełęczy. Trzeba
przyznać, że panorama z tego miejsca uchodzi za jedną z najpiękniejszych,
ponieważ możemy zobaczyć wszystkie szczyty Orlej Perci, rozległą Dolinę Pięciu
Stawów, a po drugiej stronie Mięguszowieckie Szczyty oraz wysokie góry Tatr
słowackich i polskich. Polecam jednak wejście na Szpiglasowy Wierch 2172 m
n.p.m., skąd będziemy mieli jeszcze szersze spojrzenie na góry. Zobaczymy też
więcej stawów. Widok na szlak prowadzący do Doliny Pięciu Stawów Polskich może
wywołać dużo strachu, ponieważ z przełęczy widzimy, go jako ścieżkę schodzącą
praktycznie w przepaść, gdzie całe zejście ubezpieczono łańcuchami. Daleko
poniżej nas, widać duże zygzaki, które są naszym szlakiem trawersującym strome
zbocze. Owe zygzaki przecina wielka wyrwa w ziemi, która powstała w 2008 roku
po obfitych opadach w lipcu i sierpniu. Zanim rozpoczniemy zejście, skręćmy najpierw
w lewo, jedyną ścieżką prowadzącą na Szpiglasowy. Na przełęczy znajdziemy
drogowskaz informujący, że pójdziemy tam około 15min. Szczególnie warto wejść
na szczyt z powodu Ciemnosmreczyńskiego Niżnego Plesa, które znajduje się po stronie
słowackiej. Na początku idziemy bardzo wąską i sypką ścieżką wydeptaną wśród
traw. Zaprowadzi nas bezpośrednio na szczyt Szpiglasowego Wierchu. Znaki na tym
odcinku wyglądają nieco inaczej, ponieważ trasę przejścia oznakowano żółtym
trójkątem w białej obramówce. Ścieżka prowadzi nas do podnóży lokalnej grani.
Wtedy zauważymy dwie ścieżki. Pierwsza – prowadząca przez ostrą grań, jest
nieoficjalną trasą, wydeptaną na dziko, a druga – skręcająca nieco w lewo,
prowadząca przez trawy, jest oficjalną ścieżką. Ze względu na łatwość podejścia
wybierzemy właśnie drugą opcję. Sypką ścieżką obejdziemy poszarpaną grań.
Dojdziemy nią aż do głównego ciągu grani Mięguszowieckie Szczyty – Miedziane.
Teraz poziom trudności trochę nam się zwiększy, ponieważ na szczyt będziemy
musieli pójść w nieco eksponowanym terenie. Dla osób bojących się wysokości
może być trudno. Do głównego wierzchołka pozostało nam jakieś dwie, trzy minuty
wędrówki.
Na grani skręcamy w prawo i przechodzimy przez
małe zagłębienie w terenie. Jest wąsko i po obu stronach mamy tylko opadające
strome zbocza. Mijamy po prawej stronie kilka skał, których możemy się złapać.
Przed sobą widzimy kopułę szczytową, na której może pomieścić się zaledwie
kilka osób. Z tego względu warto przychodzić jak najwcześniej. Za zagłębieniem
terenu wchodzimy po głazach i skałach, pomagając sobie rękami. Po naszej lewej
widnieje duże urwisko. Dla osób pierwszy raz chodzących po Tatrach widok może
być straszny, ale w rzeczywistości nie ma tu żadnych trudności – w końcu jest to
jeden z najbardziej popularnych szlaków. Można zadać sobie pytanie – dlaczego
lepiej jest podchodzić od Morskiego Oka na Szpiglasowy Wierch, a nie od strony
Doliny Pięciu Stawów Polskich? Odpowiedź jest prosta – ze względu na widoki i
możliwość zrobienia dobrych zdjęć. Kiedy wyruszymy rano z Morskiego Oka, to na
szczycie trafimy moment, kiedy Morskie Oko i Czarny Staw są już w pełni oświetlane
promieniami, a Dolina Pięciu Stawów Polskich jest jeszcze w 1/3 przykryta
cieniem. Zanim dojdziemy do Doliny Pięciu Stawów Polskich, również będzie w
pełni oświetlona. Dodatkowo po przejściu na drugą stronę Szpiglasowego,
nacieszymy się wspaniałą przyrodą w pełnym słońcu i zatrzymamy się przy jednym
z potoków. Nigdzie indziej, jak w Dolinie Pięciu Stawów, krótki postój tak nie uspokaja.
Ciekawostką jest, to że przed godziną 12.00 i po 15.00 w lecie, Mięguszowieckie
Szczyty przyjmują bardzo ciemny odcień, zbliżony do czarnego, co wygląda bardzo
nietypowo. Góry z tej perspektywy wyglądają, jak zapadnięty wulkan. W późniejszych
godzinach nie mają już takiej barwy i silne słońce nie pozwala już na zrobienie
dobrze naświetlonych zdjęć. Pomiędzy godzinami 12.00 a 15.00 na Szpiglasowy
Wierch docierają największy grupy, toteż nie mamy ani miejsca, ani dobrego
światła do zdjęć, ponieważ słońce jest wysoko na niebie. Mięguszowieckim
Szczytom uroku dodają płaty śnieżne zalegające w zagłębieniach terenu i w
wielkim kotle, widocznym ze Szpiglasowego. Przed nami widzimy dwie „łagodne”,
trawiaste góry. To Miedziane 2233 m n.p.m. i Opalony Wierch 2115 m n.p.m. Drugi
szczyt z tej perspektywy jest w dużej części przysłonięty. Na obu górach
widzimy jedynie skały i głazy o jasnym szarym odcieniu, często dookoła
zarośnięte trawą, wąskie żleby i piargi oraz ogromne skupiska kosodrzewiny
znajdujące się w niższych partiach obu szczytów. Uważny obserwator na zachodnich
zboczach Miedzianego powinien dostrzec dużą jamę.
Szpiglasowy Wierch - szczyt (w tle widoczne Mięguszowieckie Szczyty przypominające wulkan)
Ciemnosmreczyńskie Niżne Pleso
Szpiglasowy Wierch - szczyt (w tle widoczne Mięguszowieckie Szczyty przypominające wulkan)
Ciemnosmreczyńskie Niżne Pleso
Jeśli poszliśmy razem z tłumami lub, gdy
przyjechaliśmy busem do Palenicy Białczańskiej, to musimy się liczyć, że z
powodu braku miejsca na Szpiglasowym Wierchu, krótko będziemy cieszyć się
wspaniałymi widokami, ponieważ inni będą już czekać w kolejce... Schodzimy
zatem z powrotem do Szpiglasowej Przełęczy. Musimy uważać, żeby nie przegapić
właściwej ścieżki, bo najłatwiej będzie nam za zakrętem za skałą pójść drogą,
którą widzimy przed sobą, ale ona poprowadzi nas na poszarpaną grań, którą od
dołu omijaliśmy. Rozglądajmy się nieco w prawo, żeby pójść szlakiem prowadzącym
przez trawy, czyli tak, jak przyszliśmy. Widok na Dolinę Pięciu Stawów z
Przełęczy Szpiglasowej przyciąga wzrok – w szczególności największy zbiornik
wodny – Wielki Staw Polski. Najczęściej po
południu spotkamy się z widokiem, gdzie wody tego stawu są lekko pomarszczone
od podmuchów wiatru. Wtedy widzimy niewyraźne odbicia gór na jego powierzchni. Na
wodach stawu powstają pasy odcieni niebieskiej barwy. Zejście do doliny warto
rozpocząć po godzinie 12.00, maksymalnie do 13.00, ponieważ później z powodu
wysokości gór, Dolina Pięciu Stawów będzie wypełniać się ponownie cieniem.
Rzecz jasna, w tych godzinach dolina jest w pełni oświetlona, ale musimy
doliczyć czas dojścia do niej i czas potrzebny nam na odpoczynek w
najpiękniejszych jej częściach, bo naprawdę warto zatrzymać się tutaj. Nigdzie
indziej w polskich dolinach nie poczujemy tego specyficznego klimatu.
ZEJŚCIE ZE SZPIGLASOWEGO WIERCHU DO DOLINY PIĘCIU STAWÓW POLSKICH - ŁAŃCUCHY I TRUDNOŚCI NA SZLAKU
Od Przełęczy Szpiglasowej ścieżka nagle opada
stromo, w dół zbocza. Trzeba dobrze się jej przypatrzeć, ponieważ prowadzi nas
dosłownie za kilkadziesiąt kroków na gładkie płyty skalne. Patrząc w dół, po
naszej lewej będziemy widzieli długi ciąg łańcuchów. Po prawej stronie szlak
ograniczają pionowe skały, wzdłuż których wyznaczono trasę. Idziemy niejako w
rynnie, po płytach skalnych. Osoby idące tędy pierwszy raz mogą mieć trudności
z pokonaniem własnego strachu, bo chociaż sam szlak nie przedstawia większych
trudności, to jest bardzo stromo i przechodzimy przed płyty skalne i inne
trudności. Mając odpowiednie buty, można bezpiecznie przejść całą trasę.
Początkowo schodzimy dość stromo w dół, trzymając się łańcuchów po lewej
stronie. Przytwierdzone są do wystających skał, za którymi znajdują się bardzo
stromo opadające zbocza. Za sześć długości rozpiętych łańcuchów, szlak zakręca
pod dużym kątem w lewo, wzdłuż ścianek skalnych. Na tym odcinku cały czas
szliśmy sypką ścieżką z drobnymi kamyczkami. Pierwsze trzy odcinki łańcuchowe
znajdują się po lewej stronie, po czym kończą się na odstającej skale. Zabezpieczają
przejście sypką ścieżką. Od tego momentu kończą się, a kolejne trzy łańcuchy
mamy przed sobą, po prawej stronie, przytwierdzone do niskich ścianek. Teraz
wchodzimy w teren skalny. Najczęściej w tym miejscu blokuje się ruch, ponieważ
jest wąsko i dodatkowo zakręcamy. Po trzech przęsłach łańcuchów znajdujących
się po prawej stronie, zakręcamy pod dużym kątem w lewo i jednocześnie stromo w
dół. Trzymamy się ich, schodząc stopniowo widoczną ścieżką w nieregularnych
skałach. Pośpiech nie jest wskazany i warto znać zasadę, żeby tylko jedna osoba
trzymała się jednego łańcucha. Podczas słonecznego dnia trudno tutaj o poślizg.
Łańcuchy raczej pomagają podczas mgieł i gdy jest wilgotno. Wtedy przejście
staje się trudniejsze, bo nawet buty górskie nie mają dobrej przyczepności. Trzeba
powiedzieć, że osoby, które chodzą regularnie po Tatrach nie używają w ogóle
tutejszych łańcuchów, ponieważ nachylenie skał nie jest aż tak duże i dzięki
temu mogą wyprzedzać zatory, które tworzą się na płytach skalnych.
Piękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich ze Szpiglasowej Przełęczy (wrzesień)
Pierwsze łańcuchy na trasie
Piękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich ze Szpiglasowej Przełęczy (wrzesień)
Pierwsze łańcuchy na trasie
Za zakrętem przejście staje się bardziej strome i rozpoczynamy
większą serię rozpiętych łańcuchów. Na początku trzymamy się pierwszego
dłuższego łańcucha, po czym przechodzimy na niewielką półkę skalną, trzymając
się dwóch krótkich odcinków łańcuchowych. Trudno to miejsce nazwać półką, bo za
nami widnieją popękane skały o nieregularnych kształtach, znajdujące się może
jeden metr pod nami. Czwarte przęsło przeprowadza nas przez ściankę skalną,
gdzie ścieżka przebiega w połowie jej wysokości. Pod nami jest około dwa, trzy
metry nachylonej przestrzeni. Piąty fragment prowadzi nas ciągle na tej samej
wysokości, gdzie idziemy po wystających skałach, ale za sobą mamy niewielkie
urwisko. Szóste i siódme przęsło to zejście z małej ścianki w lokalnej rynience
skalnej, gdzie będzie bardzo stromo i dlatego warto tędy pójść tyłem.
Znajdziemy tutaj mnóstwo punktów podparcia, więc nie powinniśmy mieć żadnych
problemów. W czasie zwiększonego ruchu z pewnością utworzą się korki. Ósmy
łańcuch jest długi, a to dlatego, że musimy obejść wybrzuszenie – pionową
skałę, po której drugiej stronie znajduje się przejście na płytę skalną. Możemy
napotkać tu więcej trudności, ponieważ droga naszego przejścia jest wąska i
kroki stawiamy jedynie na występkach skalnych, lub też w pęknięciach. Dodatkowo
jesteśmy nieznacznie pochyleni do tyłu, trzymając się łańcucha. Dziewiąty
łańcuch jest średniej długości i pozwala nam bezpośrednio wejść na płytę
skalną. W jego połowie stawiamy mały krok nad rozpadliną, po czym chwytamy się
dziesiątego, krótkiego łańcucha. Tutaj nie ma żadnych trudności – wystarczy
przejść do następnego. Jedenasty i dwunasty łańcuch pozwala nam zejść z płyty,
ale uwaga! – będzie stromo. Idziemy nią w dół, gdzie na szczęście mamy mnóstwo
dobrych punktów podparcia. Jedynie samo zejście z płyty na skały może być
trudniejsze, bo musimy postawić nieco większy krok.
Zator w jednym z wąskich miejsc
Liczne, strome płyty skalne
Zator w jednym z wąskich miejsc
Liczne, strome płyty skalne
Za płytą wchodzimy na ścieżkę z odstającymi
skałami z ziemi. Po naszej prawej, będziemy mieli długi ciąg łańcuchów
przytwierdzonych do niewielkich ścianek. Wśród nich zobaczymy mnóstwo pęknięć i
zielonych traw oraz kwitnących żółtych kwiatów. Przy stromych zejściach znacznie
bezpieczniej jest schodzić tyłem do szlaku, trzymając się jednocześnie
łańcuchów, ponieważ w razie poślizgu nie stracimy równowagi i szybko się
zatrzymamy, podczas gdy patrząc w dół, możemy łatwo upaść. Ciągle schodzimy tak
przez około 25-30min. Idziemy w dość głębokiej rynnie, gdzie na szczęście jest
mnóstwo punktów podparcia. W tym czasie pokonujemy sześć pierwszych odcinków z
ubezpieczeniami do zakrętu w lewo pod dużym kątem, dwanaście przęseł
łańcuchowych i osiemnaście następnych, przy pomocy, których dojdziemy do
ostatnich czterech. Odcinek osiemnastu łańcuchów nie jest wymagający. Schodzimy
tutaj raczej jednakową ścieżką, gdzie nieregularne skały wystające ze ścieżki
możemy wykorzystać jako naturalne schody. Po przejściu osiemnastu przęseł nasz
szlak znajdujący się ciągle w rynnie skalnej zakręca na kształt litery „S” i w
końcu dochodzimy do najtrudniejszego fragmentu z czterema ubezpieczeniami. Jedyną,
większą trudność mogą sprawić właśnie nam te cztery ostatnie odcinki
łańcuchowe. Pierwszy z nich jest długi i rozwieszono go przez pionowe
wybrzuszenie skalne. Na całej długości czterech przęseł idziemy bardzo wąską
ścieżką, gdzie po jej prawej stronie wystają poszarpane skały, a za nimi widać
tylko bardzo strome zbocze góry. Przechodząc pierwszym fragmentem musimy
niejako wychylić się do tyłu, trzymając się łańcuchów, żeby ominąć to
wybrzuszenie. Teraz jesteśmy na wąskiej ścieżce. Trzy następne (zresztą
ostatnie odcinki ubezpieczeń) służą głównie po to, żeby utrzymać równowagę,
ponieważ jesteśmy cały czas nieco pochyleni do tyłu. Za ostatnim wchodzimy na
sypką ścieżkę, którą będziemy dochodzić do wielkich zygzaków z widoczną wielką
wyrwą po opadach z 2008 roku. Trzeba przyznać, że ostatni fragment łańcucha
kończy się chyba zbyt szybko, ponieważ przed sobą mamy sypką ścieżkę i kamienne
stopnie, które tuż za ubezpieczeniami osunęły się wraz z ziemią. Przechodzimy
przez niewielką wyrwę, gdzie trzeba uważać, bo ziemia nie jest związana z
podłożem i dodatkowo opada stromo w stronę zbocza. Dopiero po pokonaniu
wszystkich trudności wchodzimy na regularną ścieżkę.
Ostatni łańcuch w drodze zejściowej
Ostatni łańcuch w drodze zejściowej
Warto zatrzymać się i spojrzeć na całą Dolinę Pięciu
Stawów i ogromne rozpadliny przecinające trawersy, którymi będziemy schodzić. Od
tego miejsca ścieżka na szlaku jest bardzo sypka i dość łatwo o poślizg. Na
powierzchni leżą drobne kamyczki. Po przejściu krótkiego fragmentu, z czarnym
głazem na końcu, wchodzimy na odcinek „zygzaków”. Jeśli chcemy zobaczyć je
lepiej, to po prawej stronie zobaczymy czarną skałę, wysuniętą ponad naszą
trasę. Wchodząc na nią, będziemy mieli widok na przebieg całej trasy. Za skałą rozpoczyna
się seria trawersów w kształcie zygzaków. Kiedy będziemy iść pierwszym etapem,
na zakręcie zauważymy wąską ścieżkę pełną białych kamieni, która wydaje się
dużym skrótem, pozwalającą ściąć dwa pierwsze zygzaki. To nie jest szlak, a
jedynie pozostałość po obfitych opadach deszczu z 2008 roku. Próbując tędy
zejść, szybko przekonamy się, że zbocze jest zbyt strome i trudno będzie nam
utrzymać równowagę z powodu sypkości podłoża. Za pierwszym fragmentem ścieżki i
za zakrętem pod dużym kątem w prawo miniemy miejsce, gdzie zaczyna się wielka i
głęboka wyrwa, która przecina szlak dokładnie na środku trzech początkowych
zygzaków. Na końcu drugiego, gdzie ścieżka zakręca pod dużym kątem w lewo,
widzimy jeszcze większą dziurę, która zaczyna się znacznie wyżej i teraz
przebiega równolegle do naszego szlaku, obok niego, niejako rozdzierając
trawiastą polanę na dwie części. Wyrwa jest długa, ponieważ sięga aż do samego
końca wszystkich trawersów. Co ciekawe, jest tak głęboka, że można by było się
w niej ukryć na stojąco. Z naszego zakrętu można zajrzeć do jej środka,
ponieważ trawers jest utworzony na brzegu rozpadliny. Za zakrętem, kilkanaście
metrów dalej, wracamy do mniejszej wyrwy, która łączy środki trzech trawersów. Kiedy
zejdziemy do zakrętu pod dużym kątem w prawo, to dojdziemy do końca węższej
rozpadliny, która kończy się tuż poniżej szlaku, w trawach.
Niesamowity widok w trakcie drogi zejściowej
Trawersy w drodze zejściowej do Doliny Pięciu Stawów Polskich i widoczne rozpadliny po obu stronach, które powstały po nadmiernych opadach z lipca 2008
Niesamowity widok w trakcie drogi zejściowej
Trawersy w drodze zejściowej do Doliny Pięciu Stawów Polskich i widoczne rozpadliny po obu stronach, które powstały po nadmiernych opadach z lipca 2008
Ostry zakręt przecina ostatni fragment wąskiej
wyrwy, dzięki czemu możemy zobaczyć bardzo ciekawą „wysepkę” z ziemi, wysuniętą
ponad szlak, na której rośnie kilkadziesiąt kęp gęstej trawy. A to wszystko
widzimy w otoczeniu białych kamieni. Za zakrętem szlak staje się szerszy. Po
przejściu dwóch kolejnych trawersów widzimy pofałdowany fragment pozwalający skrócić
naszą wędrówkę. Wchodzimy na piarg, czyli z definicji usypisko kamieni pod
żlebem, a tutaj wyjątkowo pod rozpadliną. Właśnie on kończy wielką wyrwę w
ziemi, skąd widzimy przed sobą piękne, zielone powierzchnie. Za usypiskiem
kamieni skręcamy jeszcze raz w lewo pod dużym kątem i wchodzimy na prosty
odcinek chodnika przecinającego już tylko rozległe, otwarte przestrzenie
trawiaste z mnóstwem kwitnących kwiatów. Przed sobą widzimy coś na wzór Buli
pod Rysami, ale tutejsza jest jedną, wielką polaną. Szlak przeprowadzi nas
przez jej środek, gdzie po prostu przespacerujemy się w pięknym otoczeniu. Za
bulą ścieżka będzie prowadziła bardziej stromo w dół, ponieważ zejdziemy
bezpośrednio do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Na całej długości trasy idziemy
przez piękne i rozległe trawiaste polany pełne żółtych kwiatów. Z tego powodu
dwudziestopięciominutowe przejście przez tutejsze hale jest wyjątkowe i
odprężające. Ciągle idziemy równym chodnikiem, gdzie zejścia nie będą nam już
utrudniać luźne kamyczki, czy sypka ziemia, dlatego możemy tutaj przyspieszyć. Wędrówka
może trochę się nam dłużyć, ponieważ zanim dojdziemy do Doliny Pięciu Stawów
mamy do pokonania około 25-30min szlaku w podobnym otoczeniu. Wśród traw, ścieżka
będzie od czasu do czasu zataczała zakola, pozwalając omijać pojedyncze głazy,
czy też nierówności zbocza górskiego. Za długim łukiem szlaku wchodzimy na
opadające stoki od strony południowej. Widać stąd po naszej prawej pięknie, dwa
samotne, ogromne białe głazy, które wyróżniają się w okolicy. Nie ma tu innych
kamieni, dlatego nie sposób ich nie zauważyć. Za kolejnym, większym łukiem ścieżki
idziemy przez równiny, gdzie leży mnóstwo małych kamieni wśród traw (mamy
wrażenie, że jest ich więcej niż traw), po czym ponownie wchodzimy na bardziej
pochyłe stoki dużo poniżej głównego ciągu poszarpanych grani. Znowu schodzimy
trochę bardziej stromo – północno-zachodnią stroną wystających skał, na których
rośnie gęsto kosodrzewina. Mamy stąd wspaniały widok na Wielki Staw Polski oraz
na duży żleb opadający ku dolinie. Przechodząc przez skałę, pokonujemy dwa mniejsze
„garby”, na których rośnie kosodrzewina. Między nimi znajduje się usypisko
kamienne, przez które wytyczono szlak. Schodząc, możemy zobaczyć, jakich rozmiarów
była nasza trawiasta „bula”, którą zostawiamy już za sobą. Od tego momentu
powinniśmy iść łagodnie opadającą ścieżką ku dolinie, wśród gęstych traw.
Wędrujemy północnymi zboczami Liptowskiego Kostura. Chociaż sam stok opada
stromo do doliny, to jednak my idziemy dokładnie wzdłuż niego, przez co nie
czujemy żadnych pochyłości terenu. Można powiedzieć, że przechodzimy tędy płaską
i równą drogą. Po prawej stronie miniemy jeszcze ogromny głaz, na który polecam
wejść, ponieważ mamy z niego chyba najpiękniejszy widok na Wielki Staw Polski.
Większość turystów wchodzi na niego, żeby zrobić dobre zdjęcie. Rzeczywiście,
mamy wrażenie, jak gdybyśmy stali dokładnie w osi stawu, tyle, że dużo powyżej
niego. Z wielkiego głazu przybiera on pięknych niebieskich lub granatowych
odcieni, a kiedy wody są pofalowane i pomarszczone od podmuchów wiatru, to
widok staje się jeszcze piękniejszy!
W DOLINIE PIĘCIU STAWÓW POLSKICH
Chodnik kończy się zakrętem pod kątem prostym i za
chwilę takim samym zakrętem w lewo. Jedynie w pobliżu szlaku, w trawie, widzimy
większe kamienie, których niżej będzie coraz więcej. Mamy stąd wspaniały widok
na Wielki Staw Polski oraz zauważymy, że wszędzie kwitną żółte kwiaty w
kształcie rozpromienionego słońca. Wśród nich wypatrzymy jedno z największych
skupisk różeńca górskiego, który zresztą występuje tylko w czterech miejscach w
Polsce (Babia Góra, Śnieżka, Tatry i najwyższe partie Bieszczadów). Ten kwiat
jest szczególny, ponieważ tworzy ciekawy baldachim w kolorze pomarańczowym lub
czerwonym. Zawsze kwitnie gromadami. Dalej szlak prowadzi łagodnym zejściem
przez wielką halę i skupiska kosodrzewiny. Dochodzimy do szerokiego potoku,
którym płyną wody z Czarnego Stawu do Wielkiego Stawu. Jesteśmy dokładnie
pomiędzy tymi dwoma zbiornikami. Potok przecina naszą trasę w kilku miejscach,
dlatego idziemy, skacząc z kamienia na kamień. Wystarczy pójść około 5min dalej
i dojdziemy do kolejnego potoku. Pomiędzy nimi szlak prowadzi już nieco pod
górę i wędrujemy pomiędzy gęstą kosodrzewiną. Za następne pięć minut dochodzimy
do trzeciego potoku – i tak samo, jak wcześniej – łagodnie podchodzimy stokiem
do góry. Warto się zatrzymać, ponieważ mamy stąd wspaniały widok na szlak
prowadzący na Zawrat oraz na rozległe polany. Kwitnie tu mnóstwo fioletowych i
żółtych kwiatów. Chwila przerwy w otoczeniu „pięciostawiańskiej” przyrody
podziała na nas kojąco! Za krótką chwilę docieramy do skrzyżowania szlaków:
niebieskiego i żółtego. Jest tutaj duża ławka, z której możemy podziwiać Wielki
Staw Polski. Ławka jest nietypowa, ponieważ tworzy ją podłużny ale niski głaz kamień
leżący pod kosodrzewiną.
Teraz wybieramy znaki niebieskie, którymi
pójdziemy w rejon schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i dalej – do Siklawy.
Do słynnego mostku na potoku Roztoka szlak prowadzi początkowo przez nieznacznie
wznoszący się teren z pięknymi trawiastymi polanami oraz skupiskami
kosodrzewiny. Widok na góry ze wszystkich stron jest po prostu przepiękny!
Obchodzimy Wielki Staw Polski od strony zachodniej. Wszędzie dookoła leży
mnóstwo kamieni i głazów poza szlakiem. W połowie obejścia Wielkiego Stawu
dochodzimy w ciągu 5min do kolejnego skrzyżowania. Na tym odcinku z pewnością
zauważymy niewielki teren z gęstymi mchami o żywozielonej barwie. Wśród nich
zobaczymy coś na wzór rosnącej bawełny. Widok jest niesamowity! Taka roślinność
występuje tu, ponieważ przechodzimy obok podmokłego terenu. Na skrzyżowaniu możemy
pójść na czarny szlak prowadzący bezpośrednio na szczyt Koziego Wierchu 2291 m n.p.m.
W tym miejscu, w sierpniu i na początku września, pięknie kwitną wrzosy.
Okolica jest wtedy bardzo kolorowo ozdobiona ich kwiatami. Idąc kolejne 10min do następnego skrzyżowania, mamy ponownie dwie
możliwości wyboru. Możemy pójść żółtym szlakiem na Przełęcz Krzyżne 2112 m n.p.m.
lub dalej, niebieskim szlakiem, do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich,
albo częściowo niebieskim (5min) i zejść lasami Doliny Roztoki obok Siklawy, idąc
aż do Wodogrzmotów Mickiewicza. Warto wybrać ostatnią opcję, ponieważ jest
widokowa. Jeśli ktoś chce koniecznie odwiedzić schronisko, to można pójść do
końca niebieskim szlakiem, a później wrócić się do skrzyżowania niebieskiego i
zielonego szlaku. Warto pójść do schroniska, żeby zobaczyć kultowy mostek na
potoku Roztoka, który jest uwieczniany na tysiącach zdjęć. Wyróżnia się,
ponieważ stoi na dwóch wielkich skałach, a na środku potoku widzimy inny,
równie wielki głaz, tyle że jest zanurzony on w wodzie. Widok ten tworzy piękny
obraz, który zapamiętamy na długo. W drodze do schroniska miniemy po lewej
stronie piękną, drewnianą chatę, otoczoną kwitnącymi kwiatami, jakie występują
na górskich łąkach. Widok należy do jednych z najzacniejszych! Od skrzyżowania
żółtego szlaku prowadzącego na Krzyżne i niebieskiego, którym idziemy w bardzo
gęstej kosodrzewinie – czasami tak gęstej, że będziemy musieli odpychać ją
rękoma – wędruje się źle. Niestety po południu, z powodu wąskiej ścieżki i
dużych tłumów, przejście jest niewygodne i uciążliwe. Chcemy jak najszybciej
pójść gdzieś dalej.
Sielankowe klimaty w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
Sielankowe klimaty w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
SCHRONISKO W DOLINIE PIĘCIU STAWÓW POLSKICH I SIKLAWA
Po odwiedzeniu schroniska i powrocie do
skrzyżowania szlaków, wybieramy zielone znaki i kierujemy się na Wodogrzmoty
Mickiewicza. Trzeba powiedzieć, że nie jest to jedyna możliwość powrotu,
ponieważ ze schroniska możemy wybrać czarne znaki, które zaprowadzą nas
półgodzinną, bardzo stromą i męczącą serią trawersów do zielonego szlaku
poniżej. Nie polecam tej trasy, ponieważ będziemy schodzić tylko bardzo
stromymi stopniami i szybko poczujemy ból palców u stóp od ciągłego hamowania. Pod
względem widokowym jest ładnie, ale my chcemy zobaczyć największy wodospad w
Polsce, czyli Siklawę, mającą 27m wysokości. Z tego powodu polecam wybranie
zielonych znaków już od samego początku. Nasze zejście rozpoczynamy łagodnym
zboczem, wśród kosodrzewiny. Za krótką chwilę ścieżka prowadzi bardziej stromym
stokiem góry. W około 15-20min powinniśmy dojść do potoku Roztoka, który przez
cały czas widzimy w dolinie, po lewej stronie. Teraz zbliżamy się do jego wód i
jesteśmy na tej samej wysokości. Przed sobą widzimy skały, gdzie burzy się
woda. To jeszcze nie Siklawa. Przed nią znajduje się mniejszy wodospad, na
który popatrzymy, gdy podejdziemy nieco dalej. Trochę poniżej jego poziomu,
usłyszymy znacznie donioślejszy ryk wód. Po nim właśnie rozpoznamy, że
dochodzimy do Siklawy. Dźwięk spływających wód na pewno wywrze ogromne
wrażenie. Odgłos burzących się wód jest rozległy i ciężki. Musimy zejść niżej,
za skały, żeby zobaczyć ten wodospad. Szlak prowadzi nas tak, żebyśmy mogli go
w całości podziwiać. Wśród gęstej kosodrzewiny przechodzimy gładką i zwykle
mokrą płytą skalną, przez co bardzo śliską. Wycięto tutaj trójkątne stopnie,
które mają ułatwiać podchodzenie lub schodzenie. W tym miejscu jest bardzo
wąsko, ponieważ przedzieramy się przez gęstą kosodrzewinę. Oglądając się za
siebie widzimy w całej okazałości Siklawę, którą tworzą dwa równoległe
wodospady z obfitujące w wodę. Widok jest naprawdę piękny! Kiedy przejdziemy
wąski odcinek, wchodzimy na wielką i rozległą skałę, gdzie większość turystów
zatrzymuje się, ponieważ mamy stąd najlepszy punkt obserwacyjny. Ciekawostką
jest fakt, że można stać nawet 70m od Siklawy i kiedy wieje wiatr, to poczujemy,
jakby padał rzęsisty deszcz. Wiatr roznosi kropelki w dużym promieniu, stąd
najlepiej obserwuje się wodospad, kiedy jest słoneczna pogoda. Schodząc
poniżej, dojdziemy do następnego punktu widokowego na gładkiej skale, gdzie
zobaczymy dwa wielkie wodospady tworzące Siklawę oraz trzeci, całkiem po
prawej, którego wcześniej nie widzieliśmy. Wypływa całkiem z boku wysokich skał
– bezpośrednio do potoku Roztoka.
Siklawa ma aż 27 metrów wysokości
Siklawa ma aż 27 metrów wysokości
POWRÓT DOLINĄ ROZTOKI
Nieco niżej przechodzimy przez jeszcze jedną gładką
płytę, ale już o mniejszych rozmiarach. Cały czas idziemy w gęstwinach kosodrzewiny,
aż w około 30min dochodzimy do skrzyżowania szlaków: zielonego, którym idziemy,
oraz czarnego – do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Zeszliśmy już z
wysokości 1668 m n.p.m. do 1424 m n.p.m. Pochyłe zbocza zabezpieczono tutaj
przed osuwaniem się ziemi i kamieni za pomocą drewnianych bali. Po prawe
stronie tworzą niski "mur”, przez co od tego momentu idziemy szeroką i
wygodną ścieżką. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy i już za chwilę
wędrujemy utwardzoną drogą z licznymi, wystającymi kamieniami ze ścieżki. Tak będzie przez najbliższe dwie godziny i
przez to szlak Doliną Roztoki uchodzi za jeden z najbardziej uciążliwych po
całodniowej wędrówce (największymi „zarzynaczami” naszych stóp są jednak bez wątpienia: 11-kilometrowy szlak powrotny Doliną Chochołowską i 9,2-kilometrowa droga asfaltowa z Morskiego Oka). Idąc tym szlakiem, dojdziemy do drewnianej chaty
ogrodzonej płotem z okorowanych, młodych świerków. Przed wejściem zobaczymy
napis "nieupoważnionym wstęp wzbroniony". Jeśli przyjrzymy się
dokładniej, to zauważymy stalową linę nad nią i niewielki wyciąg w kosodrzewinie.
Przy jego pomocy, w praktycznie niewidoczny sposób są dostarczane towary do
schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Do chaty prowadzi szeroka droga.
Idziemy dalej wśród kosodrzewiny, gdzie pojawiają się pierwsze liściaste
drzewa. Za kilka minut dochodzimy do drugiej drewnianej chaty, na której tym
razem, zobaczymy napis "nie śmiecić". Jest to stara chata z
kwadratowych, ciosanych bali – podobna do tych, które możemy zobaczyć w Dolinie
Chochołowskiej. Trzeba przyznać, że otocznenie dookoła jest naprawdę przepiękne,
ponieważ przed budynkiem jest mała górska polana, a dalej rośnie świerkowy las,
z którego dochodzi dźwięk potoku Roztoka. Tuż za chatą wchodzimy ponownie do
lasu. Za kolejne kilka minut przekraczamy pierwszy drewniany most. Nie ma innej
możliwości przedostania się na drugą stronę. Za mostem możemy mieć wrażenie, że
szlak zakręca w prawo, ku potokowi, ponieważ przy brzegu zauważymy dość duże
usypisko z jasnych kamieni. Prowadzi tam, jedynie wydeptana na dziko wąska
ścieżka, która nie jest prawidłowym szlakiem. Można jedynie zatrzymać się tu,
by przemyć sobie ręce w zimnych wodach. Dalej szlak prowadzi bardziej stromo
niż dotychczas. Teraz przez około godzinę będziemy szli równolegle do potoku
Roztoka, ale szybko zauważymy, że jest on kilkanaście, a później kilkadziesiąt
metrów poniżej nas. W większości będziemy go tylko słyszeć. Cały czas schodzimy
szeroką ścieżką, a w okolicach drugiego mostu, do którego dochodzimy po około
55min, dodatkowo ułożono duże schody ze świerkowych bali, tworzące ramy stopni.
Na każdym takim stopniu z ziemi wystaje mnóstwo kamieni o nieregularnych
kształtach, przez co przejście jest niewygodne. Dopiero przy drugim moście, możemy
ponownie ujrzeć potok na tej samej wysokości co nasz szlak. Warto zatrzymać się
na drewnianej przeprawie, ponieważ nieco powyżej, potok zatacza zakola, w
którym leży mnóstwo okrągłych, porośniętych mchem kamieni. Trzeba przyznać, że
dodają one uroku temu miejscu.
Wędrówka Doliną Roztoki (drzewa widziane po lewej stronie szlaku)
Wędrówka Doliną Roztoki (drzewa widziane po lewej stronie szlaku)
Przechodząc na drugą stronę mostu, szybko
zauważymy, że potok szybko ginie gdzieś w zaroślach. Znowu będziemy go tylko
słyszeć. Zakręca on pomiędzy drzewami dość głębokim korytem, tworzącym coś na
wzór wąwozu. Z każdym krokiem słyszymy jak wody cichną, ponieważ oddalamy się
od nich. Teraz idziemy w spokojnym gęstym lesie. Idziemy tak, aż dojdziemy do asfaltowej
drogi prowadzącej nad Morskie Oko. Szlak Doliną Roztoki jest uważany za
uciążliwy z powodu wystających kamieni na ścieżce na całej jej długości.
Dwugodzinny marsz w takim terenie powoduje, że czujemy zmęczenie stóp, a przed
sobą mamy jeszcze około półgodzinny odcinek „asfaltu” z Wodogrzmotów
Mickiewicza do parkingu, który okaże się jeszcze bardziej nielubiany…
POZOSTAŁE ZDJĘCIA:
POZOSTAŁE ZDJĘCIA:
Świetny tekst,piękne fotografie i estetyka.Lubię ludzi z pasją!!! Pozdrawiam i będę śledził ;-)
OdpowiedzUsuń