Kiedy zakwitną krokusy w Dolinie Chochołowskiej? To pytanie zadawałem sobie bardzo często. Obserwowałem ten temat prawie codziennie, by trafić w najlepszy okres ich kwitnienia. Dzięki temu mogłem zaplanować wyjazd w Tatry w celu podziwiania tych pięknych, fioletowych kwiatów. Od samego początku założyliśmy, że nie jedziemy, by wejść na jakiś szczyt ale raczej, by podziwiać krokusy i nadchodzącą wiosnę. Wiedzieliśmy, że po 20 kwietnia są najpiękniejsze krokusy w Dolinie Chochołowskiej, więc chcieliśmy obowiązkowo zobaczyć to widowisko. Widząc po tym, ile kwiatów jest w miastach – a było ich znacznie więcej niż w innych latach – stąd też wyciągnąłem wniosek, że w tym roku musi być znacznie więcej krokusów. Pojechałem nastawiony bardzo optymistycznie, bo prognozy zapowiadały się dobrze. Przez dwie godziny po wschodzie słońca niebo miało się zachmurzyć prawie całkowicie, ale później miały się chmury rozpaść w szybkim tempie. W myślach miałem chmury stratocumulus stratiformis perlucidus, czyli cienkie poduszki poukładane w równych rzędach – jeśli te chmury zobaczyłbym oznacza to, że tak się stanie. Kiedy po 5.00 rano zaczynaliśmy wchodzić do Doliny Chochołowskiej niebo pociemniało. Od jej połowy Daniel – bo z nim szedłem – zmartwił się mówiąc „nic już dzisiaj z tego nie będzie”. Ja jednak widziałem, że mgliste chmury bardzo szybko zamieniały się w te, o których mówiłem. Ich właściwością jest to, że szybko powstają i szybko się rozpadają po około dwóch godzinach po wschodzie słońca. Od teraz miałem już pewność, więc miałem już radosne serce. Zaproponowałem Danielowi, że kiedy dojdziemy do schroniska to usiądziemy na ławce i godzinę się prześpimy na niej i będzie już słonecznie. Tuż przed schroniskiem na niebie widzieliśmy równą linię chmur, która dała nam już ostateczną gwarancję. W schronisku zwiesiłem głowę na stół i zasnąłem. Kiedy wpadły pierwsze promienie słońca wyszedłem z Danielem i od razu chwyciliśmy za aparaty. Zdziwieni byliśmy jak szybko po tak zimnej nocy wszystkie się pootwierały. Ale widok był piorunujący!!! Zobaczyliśmy ogromne morze kwiecia, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem. Krokusów z pewnością było ponad milion sztuk, choć myślę, że i to zbyt mała liczba biorąc pod uwagę ogromną przestrzeń i zagęszczenie jak na zdjęciach poniżej… Byliśmy zupełnie sami. Wybieraliśmy najpiękniejsze fragmenty wielkiej polany ciesząc się tym niezwykłym pięknem. Po chwili zauważyliśmy pierwszą parę i następnych ludzi. Nie zbierały się na szczęście tłumy, dlatego cały dzień mogliśmy podziwiać je w tak pięknej scenerii. Po około trzech godzinach poszliśmy jeszcze w stronę kapliczki, gdzie trafiliśmy na bardzo gęsto zakwitnięty kawałek polany. Tutaj był przepiękny dywan kwiatów! Dodatkowo spotkaliśmy strażnika TPN-u, który powiedział, że dzisiejszy dzień jest tym szczytowym i trafiliśmy w najlepszy okres. Właśnie tutaj podeszła do mnie pewna dziewczyna i zapytała mnie czy jestem „Mosorczykiem z Floga”. Jak mnie zdziwiło to pytanie! Przedstawiła mi się Agnieszka znana na Flogu jako Sowiasta. Od razu wiedziałem z kim rozmawiam – tym bardziej było mi miło poznać pasjonatkę gór, której zdjęcia oglądam na Flogu. W drodze zejściowej z kapliczki Daniel zapytał pewną panią: „szukamy tego najpiękniejszego. Znalazła go pani?”. Po czym wszyscy się cieszyliśmy z tych pięknych widoków. Na wywłaszczeniu terenu przystanęliśmy przy kolejnych bardzo dużych skupiskach krokusów. Tutaj już zgromadziło się kilku miłośników tatrzańskich polanek, dlatego nie tylko ludzie robili zdjęcia kwiatów, ale również ludzi, jak robią te zdjęcia na kolanach. To był bardzo ciekawy widok. Postawę Daniela nazwałem „snajper”, bo celował, jakby precyzyjnie miał coś odstrzelić. Obowiązkowo uwieczniłem to na zdjęciu. Niebo cieszyło ciągle swoim błękitem. Na sam koniec poszliśmy jeszcze na ścieżkę, na której nie rósł ani jeden kwiat, a pozwalała znaleźć się w sercu tego kobierca. Tutaj znaleźliśmy też najpiękniejsze skupiska krokusów, ponieważ na świeżo-zielonej trawie rosło kilka grup krokusów skupionych po 20-30 kwiatów w różnych odcieniach fioletu – od bardzo jasnego, po bardzo ciemny. Podziwianie tych widoków i robienie zdjęć zajęło nam pięć godzin, ale warto było, bo przyznaję – tak wielkiego wysypu kwiatów w jednym miejscu to jeszcze nie widziałem…
sobota, 5 marca 2016
Krokusy w Dolinie Chochołowskiej - 24.04.2015
Kiedy zakwitną krokusy w Dolinie Chochołowskiej? To pytanie zadawałem sobie bardzo często. Obserwowałem ten temat prawie codziennie, by trafić w najlepszy okres ich kwitnienia. Dzięki temu mogłem zaplanować wyjazd w Tatry w celu podziwiania tych pięknych, fioletowych kwiatów. Od samego początku założyliśmy, że nie jedziemy, by wejść na jakiś szczyt ale raczej, by podziwiać krokusy i nadchodzącą wiosnę. Wiedzieliśmy, że po 20 kwietnia są najpiękniejsze krokusy w Dolinie Chochołowskiej, więc chcieliśmy obowiązkowo zobaczyć to widowisko. Widząc po tym, ile kwiatów jest w miastach – a było ich znacznie więcej niż w innych latach – stąd też wyciągnąłem wniosek, że w tym roku musi być znacznie więcej krokusów. Pojechałem nastawiony bardzo optymistycznie, bo prognozy zapowiadały się dobrze. Przez dwie godziny po wschodzie słońca niebo miało się zachmurzyć prawie całkowicie, ale później miały się chmury rozpaść w szybkim tempie. W myślach miałem chmury stratocumulus stratiformis perlucidus, czyli cienkie poduszki poukładane w równych rzędach – jeśli te chmury zobaczyłbym oznacza to, że tak się stanie. Kiedy po 5.00 rano zaczynaliśmy wchodzić do Doliny Chochołowskiej niebo pociemniało. Od jej połowy Daniel – bo z nim szedłem – zmartwił się mówiąc „nic już dzisiaj z tego nie będzie”. Ja jednak widziałem, że mgliste chmury bardzo szybko zamieniały się w te, o których mówiłem. Ich właściwością jest to, że szybko powstają i szybko się rozpadają po około dwóch godzinach po wschodzie słońca. Od teraz miałem już pewność, więc miałem już radosne serce. Zaproponowałem Danielowi, że kiedy dojdziemy do schroniska to usiądziemy na ławce i godzinę się prześpimy na niej i będzie już słonecznie. Tuż przed schroniskiem na niebie widzieliśmy równą linię chmur, która dała nam już ostateczną gwarancję. W schronisku zwiesiłem głowę na stół i zasnąłem. Kiedy wpadły pierwsze promienie słońca wyszedłem z Danielem i od razu chwyciliśmy za aparaty. Zdziwieni byliśmy jak szybko po tak zimnej nocy wszystkie się pootwierały. Ale widok był piorunujący!!! Zobaczyliśmy ogromne morze kwiecia, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem. Krokusów z pewnością było ponad milion sztuk, choć myślę, że i to zbyt mała liczba biorąc pod uwagę ogromną przestrzeń i zagęszczenie jak na zdjęciach poniżej… Byliśmy zupełnie sami. Wybieraliśmy najpiękniejsze fragmenty wielkiej polany ciesząc się tym niezwykłym pięknem. Po chwili zauważyliśmy pierwszą parę i następnych ludzi. Nie zbierały się na szczęście tłumy, dlatego cały dzień mogliśmy podziwiać je w tak pięknej scenerii. Po około trzech godzinach poszliśmy jeszcze w stronę kapliczki, gdzie trafiliśmy na bardzo gęsto zakwitnięty kawałek polany. Tutaj był przepiękny dywan kwiatów! Dodatkowo spotkaliśmy strażnika TPN-u, który powiedział, że dzisiejszy dzień jest tym szczytowym i trafiliśmy w najlepszy okres. Właśnie tutaj podeszła do mnie pewna dziewczyna i zapytała mnie czy jestem „Mosorczykiem z Floga”. Jak mnie zdziwiło to pytanie! Przedstawiła mi się Agnieszka znana na Flogu jako Sowiasta. Od razu wiedziałem z kim rozmawiam – tym bardziej było mi miło poznać pasjonatkę gór, której zdjęcia oglądam na Flogu. W drodze zejściowej z kapliczki Daniel zapytał pewną panią: „szukamy tego najpiękniejszego. Znalazła go pani?”. Po czym wszyscy się cieszyliśmy z tych pięknych widoków. Na wywłaszczeniu terenu przystanęliśmy przy kolejnych bardzo dużych skupiskach krokusów. Tutaj już zgromadziło się kilku miłośników tatrzańskich polanek, dlatego nie tylko ludzie robili zdjęcia kwiatów, ale również ludzi, jak robią te zdjęcia na kolanach. To był bardzo ciekawy widok. Postawę Daniela nazwałem „snajper”, bo celował, jakby precyzyjnie miał coś odstrzelić. Obowiązkowo uwieczniłem to na zdjęciu. Niebo cieszyło ciągle swoim błękitem. Na sam koniec poszliśmy jeszcze na ścieżkę, na której nie rósł ani jeden kwiat, a pozwalała znaleźć się w sercu tego kobierca. Tutaj znaleźliśmy też najpiękniejsze skupiska krokusów, ponieważ na świeżo-zielonej trawie rosło kilka grup krokusów skupionych po 20-30 kwiatów w różnych odcieniach fioletu – od bardzo jasnego, po bardzo ciemny. Podziwianie tych widoków i robienie zdjęć zajęło nam pięć godzin, ale warto było, bo przyznaję – tak wielkiego wysypu kwiatów w jednym miejscu to jeszcze nie widziałem…
Kiedy zakwitną krokusy w Dolinie Chochołowskiej? To pytanie zadawałem sobie bardzo często. Obserwowałem ten temat prawie codziennie, by trafić w najlepszy okres ich kwitnienia. Dzięki temu mogłem zaplanować wyjazd w Tatry w celu podziwiania tych pięknych, fioletowych kwiatów. Od samego początku założyliśmy, że nie jedziemy, by wejść na jakiś szczyt ale raczej, by podziwiać krokusy i nadchodzącą wiosnę. Wiedzieliśmy, że po 20 kwietnia są najpiękniejsze krokusy w Dolinie Chochołowskiej, więc chcieliśmy obowiązkowo zobaczyć to widowisko. Widząc po tym, ile kwiatów jest w miastach – a było ich znacznie więcej niż w innych latach – stąd też wyciągnąłem wniosek, że w tym roku musi być znacznie więcej krokusów. Pojechałem nastawiony bardzo optymistycznie, bo prognozy zapowiadały się dobrze. Przez dwie godziny po wschodzie słońca niebo miało się zachmurzyć prawie całkowicie, ale później miały się chmury rozpaść w szybkim tempie. W myślach miałem chmury stratocumulus stratiformis perlucidus, czyli cienkie poduszki poukładane w równych rzędach – jeśli te chmury zobaczyłbym oznacza to, że tak się stanie. Kiedy po 5.00 rano zaczynaliśmy wchodzić do Doliny Chochołowskiej niebo pociemniało. Od jej połowy Daniel – bo z nim szedłem – zmartwił się mówiąc „nic już dzisiaj z tego nie będzie”. Ja jednak widziałem, że mgliste chmury bardzo szybko zamieniały się w te, o których mówiłem. Ich właściwością jest to, że szybko powstają i szybko się rozpadają po około dwóch godzinach po wschodzie słońca. Od teraz miałem już pewność, więc miałem już radosne serce. Zaproponowałem Danielowi, że kiedy dojdziemy do schroniska to usiądziemy na ławce i godzinę się prześpimy na niej i będzie już słonecznie. Tuż przed schroniskiem na niebie widzieliśmy równą linię chmur, która dała nam już ostateczną gwarancję. W schronisku zwiesiłem głowę na stół i zasnąłem. Kiedy wpadły pierwsze promienie słońca wyszedłem z Danielem i od razu chwyciliśmy za aparaty. Zdziwieni byliśmy jak szybko po tak zimnej nocy wszystkie się pootwierały. Ale widok był piorunujący!!! Zobaczyliśmy ogromne morze kwiecia, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem. Krokusów z pewnością było ponad milion sztuk, choć myślę, że i to zbyt mała liczba biorąc pod uwagę ogromną przestrzeń i zagęszczenie jak na zdjęciach poniżej… Byliśmy zupełnie sami. Wybieraliśmy najpiękniejsze fragmenty wielkiej polany ciesząc się tym niezwykłym pięknem. Po chwili zauważyliśmy pierwszą parę i następnych ludzi. Nie zbierały się na szczęście tłumy, dlatego cały dzień mogliśmy podziwiać je w tak pięknej scenerii. Po około trzech godzinach poszliśmy jeszcze w stronę kapliczki, gdzie trafiliśmy na bardzo gęsto zakwitnięty kawałek polany. Tutaj był przepiękny dywan kwiatów! Dodatkowo spotkaliśmy strażnika TPN-u, który powiedział, że dzisiejszy dzień jest tym szczytowym i trafiliśmy w najlepszy okres. Właśnie tutaj podeszła do mnie pewna dziewczyna i zapytała mnie czy jestem „Mosorczykiem z Floga”. Jak mnie zdziwiło to pytanie! Przedstawiła mi się Agnieszka znana na Flogu jako Sowiasta. Od razu wiedziałem z kim rozmawiam – tym bardziej było mi miło poznać pasjonatkę gór, której zdjęcia oglądam na Flogu. W drodze zejściowej z kapliczki Daniel zapytał pewną panią: „szukamy tego najpiękniejszego. Znalazła go pani?”. Po czym wszyscy się cieszyliśmy z tych pięknych widoków. Na wywłaszczeniu terenu przystanęliśmy przy kolejnych bardzo dużych skupiskach krokusów. Tutaj już zgromadziło się kilku miłośników tatrzańskich polanek, dlatego nie tylko ludzie robili zdjęcia kwiatów, ale również ludzi, jak robią te zdjęcia na kolanach. To był bardzo ciekawy widok. Postawę Daniela nazwałem „snajper”, bo celował, jakby precyzyjnie miał coś odstrzelić. Obowiązkowo uwieczniłem to na zdjęciu. Niebo cieszyło ciągle swoim błękitem. Na sam koniec poszliśmy jeszcze na ścieżkę, na której nie rósł ani jeden kwiat, a pozwalała znaleźć się w sercu tego kobierca. Tutaj znaleźliśmy też najpiękniejsze skupiska krokusów, ponieważ na świeżo-zielonej trawie rosło kilka grup krokusów skupionych po 20-30 kwiatów w różnych odcieniach fioletu – od bardzo jasnego, po bardzo ciemny. Podziwianie tych widoków i robienie zdjęć zajęło nam pięć godzin, ale warto było, bo przyznaję – tak wielkiego wysypu kwiatów w jednym miejscu to jeszcze nie widziałem…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
❤️🌿
OdpowiedzUsuń