Nasza wyprawa jak zwykle była zorganizowana w biegu. Takie mają chyba najpiękniejszy klimat i zawsze jest wiele niewiadomych, które zachęcają by próbować. Tym razem Danielowi i mi marzył się Ciemniak. Przez wiele lat omijaliśmy go dużym łukiem, ponieważ zawsze znajdowaliśmy „ciekawsze” góry. Myślałem sobie nawet, że widoki z niego nie mogą być ciekawe po tym, co oglądałem w lecie. Daniel niejednokrotnie wspominał o listopadowym morzu chmur z Ciemniaka, które widział na zdjęciach w jednej z galerii internetowych. Cały czas miał w pamięci ten obraz, dlatego pamiętał o tej górze. Jako, że w tym roku przeszedłem kilka zimowych tras w Tatrach, postanowiłem, ze wejdę na Ciemniaka, bo mnie tam dawno nie było i zobaczę jak tam jest w zimie. Jeszcze z pracy zadzwoniłem do Daniela, czy nie mógłby w ten sam dzień jeszcze pojechać w góry, bo ma być piękna pogoda. Trochę zapowiadali silniejsze wiatry, ale to mi nie przeszkadzało, bo wiedziałem, że każdy kolejny dzień miał być cieplejszy, a co za tym idzie – bardziej lawinowy. Zresztą ten dzień był jednym, w którym mógłbym wziąć wolne. I tak za dwie godziny byliśmy już umówieni na dwunastą w nocy na wyjazd w Tatry. Jednogłośnie zdecydowaliśmy, że będzie to Ciemniak. Wiedziałem, że ten szlak będzie wymagający kondycyjnie, ponieważ czekało nas ponad cztery godziny ciągłego, stromego podchodzenia. Na miejsce dojechaliśmy około godziny trzeciej w nocy. Zebranie się do wyjścia zajęło nam 10min, dlatego mieliśmy dużo czasu. Nie planowaliśmy wchodzenia na szczyt w celu podziwiania wschodu słońca. Raczej planowaliśmy, żeby zastał nas gdzieś w trasie.
Nocne podejście rozpoczęliśmy po godzinie 3.35, ponieważ pierwsze 20min zajęło nam przejście Doliny Kościeliskiej do momentu rozgałęzienia szlaków. Na końcu długiej polany skręciliśmy w las. Do tego miejsca droga była w fatalnym stanie, ponieważ wszystkie ślady po turystach i samochodach ciężarowych zamarzły i przez to szło się bardzo niewygodnie. W lesie liczyłem na poprawę warunków, ale tutaj ślady zostawiły traktory, które były jeszcze głębsze. Dodatkowo po czymś takim musieliśmy podchodzić do góry. Na szczęście za chwilę wybawieniem okazał się drewniany mostek nad potokiem, którędy prowadził pieszy szlak letni. Od tego miejsca ślady traktorów zniknęły gdzieś w lesie, gdzie prowadzono nieustanną zrywkę drewna po huraganie Ksawery z 14 grudnia 2013 (trwa ona do dziś w wielu miejscach Doliny Kościeliskiej). Od początku odcinka leśnego szlak pnie się stromo do góry. Na szczęście w nocy nie widzieliśmy ile zostało do celu, dlatego nic nie rozpraszało naszej uwagi. Dość szybkim krokiem szliśmy przed siebie, żeby zmniejszać ten dystans. Strefa leśna zajęła nam blisko dwie godziny. Zakończyło ją ogromne pole śnieżne, gdzie za zakrętem w prawo przeszliśmy jeszcze wąski pas lasu, za którym stanęliśmy na małej przełęczy obok skał zwanych „piecem”. Tutaj dostrzegliśmy, że za niedługo dzień będzie się zaczynał. Na wschodzie niebo stawało się coraz jaśniejsze. Zastanawialiśmy się, gdzie ujrzymy wschód słońca i czy będzie to atrakcyjne miejsce do jego obserwacji.
Od teraz podchodziliśmy w strefie wielkich pól śnieżnych. Ścieżkę wyznaczały nam ślady innych górołazów z poprzednich dni, dlatego nie traciliśmy czasu na szukanie trasy. Problemem jednak stawał się uciążliwy, zapadający śnieg, przez co podejście się wydłużało. Po dłuższym odcinku i pierwszym długim, lokalnym wzniesieniu wyszedłem na prowadzenie, ponieważ była już godzina 5.17 rano, a po prawej stronie widziałem część pasma Tatr Zachodnich. Pomyślałem, że gdy teraz zacznie wschodzić słońce, będzie tutaj kapitalny widok. Zacząłem się nieco spieszyć, żeby znaleźć dogodne miejsce do obserwacji tego pięknego widowiska. Niestety przed nami wyrosły dwa wielkie wzniesienia stanowiące główną grań Ciemniaka, które wraz ze wzrostem wysokości bardziej zasłaniały pasmo Tatr Zachodnich. Teraz chciałem znaleźć się na wysokości tych dwóch wzniesień by być ponad nimi. Do wschodu słońca mieliśmy około pół godziny, bo wschód był przewidywany na godzinę 5.49. Widziałem, że większość pozostałego czasu do wschodu zabierało nam podejście pod małe, lokalne wzniesienie. Tak nam się przynajmniej wydawało, bo stąd wyglądało „małe”. Podchodząc pod nie przed nami wyrastały kolejne jego partie i tak znaleźliśmy się na Chudej Przełączce. Wszedłem tutaj pierwszy, a Daniel fotografował trochę niżej. Widok, który stąd zobaczyłem po prostu mnie „zamurował”… Poczułem się jak na Alasce! Przede mną ciągnęła się tylko dzicz, potężne szczyty górskie, nieograniczona biel i zupełna cisza… Widok, który był przede mną bardzo przypominał mi widok na… Mc. Kinley! (od 2015 roku Denali) To miejsce jest niesamowite! Czułem się odizolowany, samotny, w zupełnej ciszy, mając przed sobą niezliczone góry! Tylko sobie powiedziałem: „jak mogłem tak długo unikać Ciemniaka!”. Z Chudej Przełączki wyszedłem na wyższy punkt grani przeciwny do głównego ciągu szlaku. Stamtąd miałem widok na całe Tatry Zachodnie. Rozpoczął się wschód słońca. Każdy ze szczytów oświetlało ciemnopomarańczowe światło. Widok oświetlonych czubków na tle całej panoramy wywarł na mnie ogromne wrażenie! W jednej chwili ponad dwadzieścia punktów wyróżniało się wczesno porannym światłem od wschodzącego słońca.
Piękna grań prowadząca na Ciemniak 2096 m n.p.m. jeszcze przed wschodem słońca
Grań Tatr Zachodnich przed wschodem słońca
Wschód słońca nad Tatrami Zachodnimi - widok z podejścia na Ciemniak
Z każdą minutą słońce ozdabiało coraz większą część gór. Wtedy podszedł na to miejsce również Daniel, który fotografował z Przełączki. W tym miejscu zostaliśmy dość długo, ponieważ widoki szybko się zmieniały i obserwowaliśmy jak promienie słoneczne rozświetlają coraz większą część panoramy Tatr. Dawno takiego widoku nie widziałem, ponieważ Tatry Zachodnie w zimie są całkowicie białe, co niezwykle potęguje wrażenie. Tatry Wysokie ze względu na swoją skalistość nie dostarczają takich efektów w porze wschodzącego słońca. Po dłuższym nacieszeniu się widokami poszliśmy na Chudą Przełączkę, skąd bardzo stromym stokiem ruszyliśmy na szczyt Ciemniaka. W drodze podziwialiśmy jak zmienia się panorama Tatr Zachodnich. Podejście nie było niebezpieczne, ponieważ nie zalegały tutaj duże warstwy śniegu. W wielu miejscach widzieliśmy kamienie, które ułatwiały nam szybkie osiąganie wysokości. Dodatkowo warstwa śniegu smagana silnymi wiatrami stała się szorstka i miała mnóstwo nawianych kryształków śnieżnych, które zapewniały bardzo dobrą przyczepność. Do samego szczytu nie używaliśmy nawet raków. Wejście odbywało się spokojnie i sprawnie. W nocy wiał większy wiatr niż teraz, bo trafialiśmy nawet na zupełnie bezwietrzne okresy. Teraz chcieliśmy odpocząć na szczycie, ponieważ nie robiliśmy żadnych przerw na posiłek. Na szczyt weszliśmy o godzinie 7.40. W międzyczasie podziwialiśmy wspaniałą panoramę Tatr Zachodnich, Wysokich i Tatr Niżnych. Przejrzystość powietrza tego dnia nie była najlepsza, ponieważ dzisiaj punkt rosy znajdował się nieco poniżej naszej wysokości (to miejsce, gdzie para wodna zamieni się w widoczną chmurę). Ten punkt widać w postaci mglistego, równego pasa. Odpowiednio nasycona wilgocią para wodna po przekroczeniu tej mgiełki zamieniała się w chmury (tak działo się w porze wschodzącego słońca). Pas ten przesuwał się nieznacznie do góry wraz z upływem dnia. Dzięki niemu bardzo efektownie wyglądały Tatry Wysokie, ponieważ szczyty górowały nad nim, a och zbocza tworzyły niezliczone rzędy skał za lekką mgłą. Najważniejsze, że mieliśmy wspaniałe widoki i tam, gdzie patrzeliśmy mgiełka nie przeszkadzała nam. W rejonie Tatr Zachodnich w ogóle nie powstała, co spotęgowało widowisko zmieniającej się barwy światła na tle białych gór. Dłuższy postój na szczycie i wiatr powodował, że powoli wychładzaliśmy się.
Widok na Bystrą 2248 m n.p.m.
Starorobociański Wierch 2176 m n.p.m. i Raczkowa Czuba 2194 m n.p.m. (za nim, po prawej)
Starorobociański Wierch 2176 m n.p.m. (całkiem po lewej), Raczkowa Czuba 2194 m n.p.m. (za nim, po prawej) i dalej, po prawej Jarząbczy Wierch 2137 m n.p.m. Na pierwszym planie (najniższy) - Zadni Ornak 1867 m n.p.m.
Wczesne promienie wschodzącego słońca przepięknie oświetlają grań Tatr Zachodnich (nakładające się na siebie szczyty Rohacza Płaczliwego 2125 m n.p.m. i Rohacza Ostrego 2088 m n.p.m., Wołowiec 2064 m n.p.m. i za nim widoczny szczyt Banówka 2178 m n.p.m.)
Pół godziny po wschodzie słońca (Smreczyński Wierch 2068 m n.p.m. i po prawej Kamienista 2121 m n.p.m.)
Pół godziny po wschodzie słońca (Kamienista 2121 m n.p.m.)
Widok na Tatry Zachodnie z Ciemniaka 2096 m n.p.m.
Musieliśmy zacząć schodzić, żeby znowu się rozgrzać. Schodzenie przebiegało bardzo szybko, ponieważ stromizna stoku powodowała, że nie zatrzymywaliśmy się aż do trochę mniej nachylonych fragmentów. W drodze powrotnej podziwialiśmy góry już w białym świetle słonecznym. Inni zaczynali dopiero dzień, podczas, gdy my wracaliśmy ze szczytu. Pod Chudą Przełączką minęliśmy dwóch narciarzy. W trakcie dalszego schodzenia minęliśmy jeszcze kilka osób na nartach,. Jako, że wchodziliśmy w tygodniu nie spodziewaliśmy się tłumów. Raczej wiedzieliśmy, że będzie nas czekało wiele spokoju i piękne zimowe widoki bez natłoku ludzi. Schodząc lasem Daniel rozpoznał członków znanego zespołu Zakopower. Wyglądali, jakby wynajęli przewodnika ski-tourowego, który ich prowadził. Dalej, w pełni spokoju, szybko wracaliśmy do Doliny Kościeliskiej, skąd obserwowaliśmy nadal trwające prace przy wycince powalonych i chorych drzew. Pomimo, że doliną przechodzili turyści, czuliśmy tutaj piękną ciszę i spokojne, zimowe widoki. Po tym wyjeździe czułem, że naprawdę wypocząłem w pełni, zachwycając się najpiękniejszym wydaniem tatrzańskiej zimy we wspaniałej ciszy.
Cudne widoki w ciągu dnia z Ciemniaka 2096 m n.p.m.
POZOSTAŁE ZDJĘCIA:
Czytaj również: Wołowiec - szlaki, Trzy Korony - szlaki, Czerwona Ławka - szlak, trudności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz