Ten wyjazd nie miał na celu zdobycia jakichś wysokich szczytów, ani nie miał na celu przejścia wielu kilometrów. Raczej to miała być zupełna sielanka – podziwianie cudów natury i wiosny, tej, która teraz tak pięknie rozkwitła pięknym kwieciem. Od razu pomyślałem o kwitnących czeremchach w Wiśle Jawornik, które podziwiam co roku na początku maja. Ten rok również musiał dostarczyć mi takich atrakcji. Proponowałem ten wyjazd Patrykowi, osobie, z którą staram się jak najczęściej jeździć w góry. Patryk nie mógł, więc zadzwoniłem jeszcze po Otylię z Goleszowa, która mieszka praktycznie na miejscu. Dla niej te tereny są znane, ale każdy z nas chciał zobaczyć te same czeremchy i otwarte pola, jak pięknie kwitną i cieszą zielenią. Wysiedliśmy standardowo na dworcu w Wiśle Uzdrowisko, skąd poszliśmy znanym nam szlakiem omijającym ruchliwą ulicę prowadzącą do Wisły Centrum. My poszliśmy wzdłuż lewego brzegu rzeki Wisły, gdzie prowadził piękny chodnik wśród kwitnących drzew. Po około dziesięciu minutach doszliśmy do głównej drogi Wisły Jawornik, gdzie zaczynał się nasz szlak. Tutaj ruch samochodów nie przeszkadzał ze względu na wczesną porę dnia. Niebo zrobiło się błękitne, a słońce świeciło tak, jak chciałem. Nie było zbyt ciepło, ale najważniejsze, że widoki były istnie wiosenne. Zanim droga się skończyła Otylia zaproponowała, żeby wejść w jedną odnogę, którą zauważyliśmy podczas poprzednich wypadów w góry. Wchodząc w tą szeroką ścieżkę czuło się całkowity spokój, sielankę, a wspaniałe widoki wyciszały zupełnie…
Zostaliśmy na dłużej obchodząc „zapomniane” łąki z każdej strony, ponieważ wszędzie kwitły czeremchy, jabłonie, czy tysiące mniszków. Widok był niezapomniany! Zrobiłem tu dużo zdjęć, aby pokazać piękno wiosny i terenów, na które nie prowadzi żaden szlak i z pewnością są znane tylko kilku mieszkańcom… Dodatkową atrakcją był deszcz białych płatków, które opadały z drzew, ponieważ powiewał lekki wiatr. Po dłuższej chwili wróciliśmy na właściwy szlak. Doszliśmy do miejsca, skąd mogliśmy podziwiać najpiękniejszą aleję kwitnących czeremch. To właśnie tutaj, co roku, zatrzymuję się, aby podziwiać okolicę. Spojrzałem stąd w dół. Zauważyłem, że polany, które znajdowały się poza szlakiem, są również stąd widoczne, ale z góry nie robiły takiego wrażenia. Powyżej mijaliśmy duże skupisko czeremch i dzięki temu mieliśmy okazję podziwiać drugi „deszcz” złożony z płatków tych pięknych kwiatów. Wyglądał jak piękny, padający śnieg podczas pięknej, zielonej wiosny… Nie czuło się takiego ogromu przestrzeni. Powyżej alei kwitnących czeremch pomału wchodziliśmy do lasu, który za dosłownie krótką chwilę, wprowadził nas na kolejną polanę. Tutejsza polana rozkwitała pięknymi, białymi kwiatami, a trawa zieleniła się na potęgę. Widok był bardzo przyjemny, ponieważ odsłaniał cały ogrom przestrzeni i ukazywała coraz odleglejsze góry. Z polany mieliśmy zaledwie pięć minut do skrzyżowania szlaków, gdzie wchodziło się na Główny Szlak Beskidzki prowadzący przez Czantorię. Poszliśmy w stronę Czantorii, ponieważ chcieliśmy wejść na jej szczyt i podziwiać świeżo-zielone lasy bukowe oraz kwitnące czereśnie dziko rosnące na szlaku. Wejście upływało tak szybko, że nie spostrzegliśmy dużej stromizny. Na szczycie skorzystaliśmy z wieży widokowej, która rzuciła nam światło na Małą Czantorię i jej zapomniane szlaki. Właśnie tam się udaliśmy w kolejnej części wędrówki. Niebo pokryły gęste chmury, ale czym bliżej byliśmy Małej Czantorii, tym niebo bardziej wypełniało się słońcem. W drodze na Małą Czantorię minęliśmy przepiękną polanę, na które kwiknęły trzy stare czereśnie oraz bardzo starą chatę, obok której kwitło bardzo stare drzewo prawie dotykające swoim pniem murów budynku. Wszystko dookoła się już rozlatywało, co nadawało temu miejscu ciekawego klimatu. Trawa wyglądała tu jak wykoszona i ciągle zachwycała swoim pięknem. Jeszcze tylko chwila i byliśmy już na właściwym szczycie Małej Czantorii – tym, który jest odległy od szlaku turystycznego o 200m. Stąd rozpościerał się niesamowity widok na zieloną Polskę. Tak mogę napisać, bo wielką jej część mogliśmy zobaczyć. Wszędzie widzieliśmy tylko niziny w pełni zielone i mnóstwo żółtych pól kwitnącego rzepaku. Widok był nieprzeciętny, ponieważ nigdzie nie mogliśmy dostrzec czegokolwiek uschniętego. Wszystko odżyło w pełni… Niebo jeszcze przez chwilę zanosiło się na deszcz i faktycznie, lekko padało, ale po dłuższej chwili chmury ułożone w równej linii ustąpiły i odsłonił się piękny, czysty błękit nieba. Widzieliśmy, jak poszczególne krainy rozświetla słońce. Czekałem tak długo, aż rozświetli je wszystkie… Doczekałem się nawet widoku Jeziora Goczałkowickiego widzianego z dużej odległości. Właśnie w tym momencie wykonałem najwięcej zdjęć, ponieważ wszędzie świeciło słońce bardzo równomiernie. Byliśmy zachwyceni tak ogromnym widokiem wiosny. Dookoła buki świeżo zazieleniły się, co dodawało uroku okolicy. Odwiedziliśmy jeszcze miejsce zwane kuchnią polową na szczycie, gdzie paralotniarze robią często grilla. Tutaj, jak to mamy w zwyczaju, również zrobiliśmy sobie zdjęcie pod tytułem "jaskółka". Każdy, kto oglądał to zdjęcie myślał, że Otylia jest moją żoną. Gdy Otylia się o tym dowiedziała, bardzo się zaczerwieniła i sami się z tego cieszyliśmy.
Ze szczytu zaczęliśmy schodzić pozaszlakowo do momentu aż przetniemy żółty szlak do Ustronia. Zauważyliśmy, że niegdysiejszy zakręt, który dawał nam tyle widoków już zarósł drzewami. To przyjemny widok, bo świadczyło o tym, że lasy odbudowują się. Zejście z góry zakończyło się pięknym i równym trawnikiem pełnym mniszków, które towarzyszyły nam tysiącami aż do samego Ustronia. Widząc tak piękny widok nie mogłem się powstrzymać by zrobić całą serię zdjęć. Były naprawdę piękne. W Ustroniu poczekaliśmy na pociąg do którego mieliśmy tylko 40 min. Pokazałem jeszcze Otylii w tym czasie miejsce, gdzie zakończyłem wędrówkę Głównym Szlakiem Beskidzkim zawieszając na słupie dwie pary butów górskich…
Dziękuję Ci, drogi Michale, za napisanie tutaj tej relacji, która przypomniała mi te przeurocze chwile. Było cudownie! Tym bardziej jest ona, dla mnie cenna, że tegorocznych czeremchowych rewelacji pewnie nie doświadczę. Szczególnie ten śniegowy opad czereśniowych płatków kwiatowych był wyjątkowy.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są przepiękne. Jeszcze raz bardzo dziękuję za przypomnienie tych wyjątkowych, pięknych chwil.
Serdeczne pozdrowienia śle Otylia z Goleszowa :)
Cieszę się, że mogłem sprawić Ci radość tą relacją. Ciągle wspominam to wyjście, bo było bardzo szczególne ze względu na piękną wiosnę. Dziękuję, że mogłem pójść z Tobą na te piękne szlaki :)
OdpowiedzUsuńMichale, pięknie jest tutaj u Ciebie na nowej górskiej stronie :)
OdpowiedzUsuńPodjąłeś dobrą i słuszną decyzję :)
Pozdrawiam :)Piotr
flogowy photosympatyk